Tumgik
#ShounenA
jpopstreaming · 4 years
Audio
ShounenA by POIDOL 🆕 added to our Spotify playlist 🎧 New Sounds of Japan #jpop #jrock #jmusic ⏩ https://open.spotify.com/playlist/6ITw0LEjdZne0uqE0t13g6?si=FV7Z4JUVS2ChbDH-fNeKjA
2 notes · View notes
nyantria · 2 years
Text
https://twitter.com/ShounenA/status/1478347673313116164?s=20
Tumblr media
やめてくださいよ(どこの共産主義だよ)
2 notes · View notes
Link
Każda kolejna „wchłonięta” część serii Magi: The Labyrinth of Magic, utwierdza mnie w przekonaniu, że decyzja sięgnięcia po ten tytuł, była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Jeśli szuka ktoś naprawdę bardzo dobrego i mocno rozrywkowego shounena, to na rodzimym rynku nie znajdzie nic lepszego. Nic tylko kupować, czytać i doskonale się przy tym bawić.
0 notes
mmm-photography · 5 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Hodnici Močvare još jednom su bili ispunjeni Azijskim kulturnim duhom, a tome se može zahvaliti vrijednim pojedincima iza organizacije Pandakon-a. Bogat program je svakom posjetitelju pružio razlog da ostane barem jedan sat ekstra, bilo to zbog zabavnih tribina gdje su publici popljuvali njihove omiljene anime-e, a za ozbiljnije tu su bila obična predavanja gdje se popričalo o azijskoj arhitekturi, povijesti Shounena, kineskom zodiju i mnoga druga, a za one kojima nije do slušanja bilo je par aktivnih radionica plesa i borilačkih vještina. Naravno da sve nije u zatvorenom prostoru, terasa Močvare bila je ispunjena brojnim štandovi koji su pružali posjetiteljima da si kupe nešto, isprobati šivaću mašinu, razmijeniti iskustva u virtualnom šaketanju ili samo s društvom zaigrati društvene igre. Naravno kad se Sunce spustilo, sva se akcija prebacila u glavnu dvoranu, gdje je one najizdržljivije posjetitelje dočekao vatreni program oba dva dana i veliko cosplay natjecanje. Fotke Vam mogu dati samo mali uvid koliko je veselo na konvenciji bilo ^^ ——— The halls of Močvara where once again consumed by the spirit of Asian culture, and you can thank the hardworking guys & girls of Pandakon for that. A rich program definitively made every visitor spend an extra hour on the con, be it because one can’t resist the temptation of listening to a bunch of anime lovers making fun of their favourite anime’s, more tame visitors could listen to different lectures, and those who like more action oriented lectures had a chance to see how the masters fight & K-Pop stars dance. Of course not everything was going on inside, the outside had a bunch of booths & every single one offered something different, be it buying a necklace or figure, try out a sewing machine, exchange experiences when it comes to fighting games, or just play a board game or two with your buddies. Of course, once the Sun started to set, everything moved inside, where the most dexterous of visitors got to see the newest in Croatian Cosplay, show off their knowledge of popular dance moves, or crack their voice during the karaoke night. The photos are just a tiny insight how fun this convention was ^^
0 notes
daryavondayern · 7 years
Text
Kto śledził bloga i fanpage już w 2016 roku, ten na pewno zauważył na co wasza droga Darya przeżywała fazę. Nie, jeszcze przed łyżwiarzami, tak, były takie czasy… No więc, 2016 upłynął mi pod znakiem młodocianych gniewnych kucharzy. I to tak bardzo, że już rok temu napisałam na tegoż bloga obszerną recenzję Shokugeki no Soumy licząc, że namówię do niej kolejnych fanów. Teraz, z łzami wzruszenia, patrzę na trzy śliczne tomiki, które wydało Waneko… I pomyślałam, że mogłabym was zachęcić do tego tytułu jeszcze raz. Oraz okiem szalonego fana sprawdzić, jak Kotki poradziły sobie z przeniesiem historii na język polski… I polskie żołądki 🙂
Souma Yukihira został postawiony przez swojego ojca przed faktem dokonanym. Staruszek ucieka kucharzyć po najlepszych restauracjach świata, a pociecha ma iść do prywatnego, burżujskiego technikum gastronomicznego. Nie, żeby rzeczony chłopak był z tego faktu szczególnie zadowolony… Owszem, Souma gotować lubi. Choć w sumie “lubi” jest tu pewnym niedopowiedzeniem. Stanie przy garach to sens istnienia Soumy, a jako plan na przyszłość obrał prowadzenie swojej małej, rodzinnej jadłodajni. Ale płacić za to, by chodzić do szkoły jakimiś bogaczami i uczyć się gotowania? Pfiii, przecież to strata czasu… No chyba, że nie. Szybko okazuje się, że Akademia Tootsuki nie jest żadnym kursem podgrzewania ryżu dla przyszłych żon. Cała reszta uczniów ma nie mniejsze ambicje niż Souma, a gotowanie traktuje się tutaj bardziej niż poważnie. Nie mówiąc już o tym, że za najmniejszy błąd, czy nawet nieodpowiedni szampon można nieodwołalnie wylecieć, większość sporów rozwiązuje się tu za pomocą Kulinarnych Pojedynków. Główny bohater szybko dochodzi do wniosku, że tutaj naprawdę zdoła dać popis swoich umiejętności i utrzeć kilku zbyt pewnym siebie kucharzykom nosa… A po drodze zbiera harem nakamów, znajduje nowy Cel w Życiu i walczy z komunizmem… Wiecie, just shounen things.
Jak już wspominałam, kiedyś już stworzyłam recenzję tej serii i tam dokładniej rozpisywałam się o jej zaletach. Tutaj jeszcze raz powtórzę kilka najważniejszych cech:
Realistyczne potrawy, na których widok zaślinicie tomik (także uważajcie przy czytaniu!)
Ogólnie, realizm postaci, zdarzeń (no, aż do komunistów, ale to będzie dopiero za wiele rozdziałów) i realiów gastronomicznych.
Tomy zawierają przepisy do większości tych potraw
Szeroka gama różnorodnych i łatwych do polubienia postaci
Szeroka gama pięknych panów i pań na wszystkie fanowskie gusta
Jedne z najlepszych postaci kobiecych w shounenach (Aliiiice~ Rindou~ Hisako~)
KRESKA
Dobry humor
Ecchi opierające się nie na podglądaniu majtek, ale kulinarnych orgazmach
Sempaj chodzący w samym fartuszku
Ta seria ma w sobie elementy zarówno shounena-bitewniaka, sportówki, ecchi i całkiem realistycznej obyczajówki. I ten miks ma sens.
Shipping wars i kłótnie o best girl (Megumi > Erina, a w ogóle to Alice)
W 22 tomie będą robić kotlety z niedźwiedzia, tak.
Jeśli powyższe was nie zachęca, to się nie znacie i w ogóle jak możecie tej serii nie lubić, BAKA to cóż mogę więcej rzec… Seria ma swoje wady, jak choćby kilka ciągnących się arców w późniejszym okresie czy słaby początek (pierwszy rozdział naprawdę nie porywa), rozumiem też, że nie do wszystkich może trafić humor czy grono bohaterów. Mimo to, z chęcią zwracam uwagę na tego shonena, jako jedną z przyjemniejszych długich mang rozrywkowych wychodzących obecnie w Polsce. A jak już o wychodzeniu w Polsce mowa…
To jest manga o gotowaniu.
Manga pojawiła się nad Wisłą w listopadzie 2016 roku nakładem wydawnictwa Waneko. Zdecydowali się oni na klasyczny, 2-miesięczny tryb wydawniczy i standardową wersję wydania (takie jak Nasz Cud czy Kuroshitsuji). Każdy tom obłożony jest intensywną kolorystycznie, błyszczącą obwolutą. Od drugiej części znajdują się pod nią specjalne, komediowe obrazki, których nie możecie przegapić (szczególnie przy trzecim tomie. Szczególnie!). Oprócz rozdziałów mangi, każdy tom zawiera także kilka przepisów dań przygotowywanych w serii, a do pierwszego i trzeciego tom, dodatkowo, dołączono dwa one-shoty, o których będzie jeszcze poniżej. Wydanie nie zawiera stron kolorowych. Z jednej strony szkoda, z drugiej, siła rysunków Shuna Saekiego jednak leży w jego biało-czarnych ilustracjach. I jeśli tego nie powiedziałam jeszcze wyraźnie, to powtarzam – to prawdopodobnie najładniejsza manga jaką znam. …no dobra, za Opowieściami Panny Młodej. Ale w top 5, Kulinarne Pojedynki, plasują się bez wahania. A mając wydanie papierowe, można to dopiero w pełni docenić – naprawdę rzadko uderzyła mnie taka różnica jakości między skanami, a wydaniem tomikowym jak tutaj. Jeśli więc lubicie dobrą kreskę – wszystko co ilustrował Saeki, jest na pewno małym dziełem sztuki. Inna sprawa, że dotychczas, rysownik ten tworzył właściwie same hentaie… Ale cóż, nikt mu nie może teraz zarzucić, że nie zna się na anatomii 🙂
Tumblr media
Mam ogromną słabość do tej grafiki.
Mówiąc o polskim wydaniu, trzeba także przysiąść nad kwestią tłumaczenia. Sam przekład tytułu z Shokugeki no Souma na Kulinarne Pojedynki jest chyba najlepszym co można było wymyślić, nie odchodząc zbyt daleko od oryginału i nie wydłużając za bardzo nazwy. Fandom za to dość jednogłośnie uznał, że nie podoba mu się logo serii za zbyt koślawe i przekombinowane. Cóż, przynajmniej grzbiety prezentują się na półce bardzo dobrze – uwielbiam tytuły, gdzie każdy tom ma inny kolor. Wracając jednak do kwestii tłumaczenie. Sam tekst jest… spoko. Nie jest to mistrzostwo świata, ale czyta się płynnie i nie zauważyłam większych błędów czy niezgodności z oryginałem. Z określeniem za którymi trochę tęsknie wymienię jedynie umami, nazwę jednego z odczuwalnych przez ludzi smaków. Przy oglądaniu anime miałyśmy ze współlokatorką swego rodzaju drinking game, wyłapując ile razy na odcinek używa się tego słowa (średnia w drugim sezonie była chyba 5 razy na epizod). Nie wydaje mi się ono też, aż tak egzotyczne i tylko japońskie, by rezygnować z niego w przekładzie, no, ale… To takie wytykanie szczegóły. Bo o ile tłumaczenie tekstu było jeszcze w porządku, tak problemy zaczęły się w przekładzie samych przepisów. Tłumaczka padła tutaj ofiarą zbytniego spolszczania terminów, co doprowadziło m.in. do dość sporego błędu przy podaniu jako składnika jednej z potraw “posolonych rybich wnętrzności” zamiast shiokary. Po szczegóły tej sprawy (oraz kilku innych błędów) odsyłam do wątku na forum Waneko.  Wydaje się, że akurat tej mandze bardzo przydałyby się przypisy na końcu tomu tłumaczące niektóre niuanse japońskiej kuchni, a w idealnym przypadku, także propozycje jak zastąpić niektóre typowo japońskie składniki dań rodzimymi zamiennikami. Trzeba bowiem pamiętać, że podane tu receptury w założeniu tworzone są dla Japończyków i używają żywności łatwo dostępnej w Japonii, a nie koniecznie w Europie. Jak już jesteśmy w temacie tych przepisów – nie do końca jestem zwolennikiem użytej przy niej czcionce imitującej ręczne pismo. Może wygląda ładnie, ale niezbyt łatwo się z niej rozczytać.
Tumblr media
Tylko część przepisu, ale naprawdę trudno się rozczytać.
Jak już wspominałam, w przeciągu wydanych na razie tomów, dostaliśmy aż dwa dodatkowe one-shoty. W pierwszym tomie dodano prototyp serii. Większość długich shounenów ma taki pilotowy rozdział rysowany zwykle z myślą o wydawcach, by przekonać ich do wydania wymyślonej przez autora (lub jak tutaj: autorów) serii. Zachęcam do szukania takich dzieł, bo to zawsze ciekawe zobaczyć jak twórcom zmienia się pomysł na serię (podpowiem, że taki pilotowy rozdział do Ao no Egzorcist można znaleźć w wydanym przez Waneko zbiorze Time Killers). Tutaj szukać nie trzeba – prototyp został przełożony czytelnikom na tacy (hehe). W opowiadaniu widzimy alternatywne pierwsze spotkanie Soumy i Eriny, których charaktery i projekty niezbyt się na przełomie czasu zmieniły. Większe różnice dotyczyły właściwie tylko działania i formy elitarnej dziesiątki. Drugi one-shot, do przeczytania w tomie trzecim, nie ma już nic wspólnego z kucharzeniem. Jest to (niehentajowy) debiut Sakiego Shuna, tutaj w roli zarówno rysownika, jak i scenarzysty. Historia to takie proste jak drut i niepokomplikowane opowiadanko szkolne  opowiadanko shoujo, gdzie licealiści się zakochują, ale zamiast po rozwiązać sprawę po ludzku, muszą wszystko komplikować. Łatwe, przyjemne i do zapomnienia chwilę po przeczytaniu. Choć rysunki wciąż śliczne.
Podsumowując… Dobra, nie ma co się silić na rozważania i mądrości. Zróbcie Daryi przyjemność i kupcie tę mangę, bo jak sprzedaż będzie dobra, to może jakimś cudem Kotki wydadzą mi też nowelki, których nie ma po angielsku, a które są mi niezbędne do życia :< Ekhem… A tak na serio, serio… Nie raz, nie dwa, chwaliłam Kulinarne Pojedynki jako jeden z ciekawszych i bardziej wciągających z obecnie wychodzących shounenów i to zdanie podtrzymuje. Cieszy mnie także  solidne wydanie serii w języku polskim, które jeszcze bardziej podwyższa radość obcowania z przygodami młodych kucharzy. I jeszcze raz ostrzegam – seria nie nadaje się do konsumpcji na czczo!
~Darya
Ps. Za tomy recenzenckie serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko i jeszcze raz wyrażam moją wdzięczność za wydanie jednej z moich ulubionych serii ^^
Ps.2 Powtarzam od miesięcy, że mam zaległości w notkach, dlatego post w tym tygodniu wyjątkowo także w poniedziałek (myślałam, że nie dobiję tutaj do 1000 słów, a na ten moment, bez ilustracji jest ich ponad 1300… Brawo ja!). Oczywiście, na czwartek też coś planuje 🙂
Przez żołądek do serca fana, czyli Kulinarne Pojedynki po polsku Kto śledził bloga i fanpage już w 2016 roku, ten na pewno zauważył na co wasza droga Darya przeżywała fazę.
1 note · View note
pyromanceri · 6 years
Text
Żadnej gry jeszcze się tak bardzo nie bałem jak Xenoblade Chronicles 2. Okazało się jednak, że lata jarania się Japonią nie poszły na marne.
Tak bardzo jestem podjarany tą grą
Byłem gotów na wszystko, co gra we mnie rzuciła. Ale nie oznaczało to niestety tego, że byłem całkowicie wolny od frustracji jakie wynikają z rodowodu tej gry.
P.S – ostrzeżenie: wszystkie zrzuty ekranu z gry pochodzą z trybu mobilnego Nintendo Switch. Ostatnio gram tylko tak i nie mogłem sobie pozwolić na sesję grową tylko po ot by robić zrzuty ekranu.
Xenoblade Chronicles 2 jest grą jRPG.
Nie mam tu na myśli tego, że jest po prostu przedstawicielem gatunku. Ta gra zawiera tyle rozwiązań które kochamy w japońskich grach RPG, że jakby została wydana kilkanaście lat temu, to byłaby do dziś nazywana protoplastą gatunku.
Skomplikowany system walki? Taki, który wymaga masy czasu i skupienia by go w pełni pojąć i dzięki temu móc robić rzeczy, które się wydawały niemożliwe? Jest. Jego opanowanie jest trudne, a potem walki sprawiają masę satysfakcji i wyglądają świetnie Plejadę postaci, które wryją się w psychikę, jak nie pokręconymi akcjami, to pokręconym wyglądem? Mamy. Pokręcona fabuła pełna zarówno zarówno oczywistych klisz, jak i zwrotów akcji? Też jest. Śledzę ją z zapartym tchem. Często jedyna rzecz, która odciąga mnie od sprawdzenia każdego drzewa i doliny jaką widzę jest chęć poznania dalszego ciągu historii. Genialna ścieżka dźwiękowa, którą da się słuchać bez końca nawet po wyłączeniu gry? Aż za bardzo jest. Posunę się nawet do stwierdzenia, że jest mi smutno, że nie kupiłem gry w edycji kolekcjonerskiej, gdzie OST było dodane na płycie.
Gra jest bardzo liniowa pod względem fabuły, ale otwarty świat dostarcza masy rozrywki i terenu do eksploracji, często z rzeczami poukrywanymi w niecodziennych i, na pierwszy rzut oka, niedostępnych miejscach.
Niestety jest grą jRPG.
Monolith Soft niestety nie dał rady zachować jedynie pozytywów gatunku i oprócz tego mamy babole.
Nie mam żadnego problemu z mechaniką rozwoju i personalizacji postaci wykorzystującej trzy rodzaje punktów, cztery rodzaje sprzętu i kilka innych rzeczy, których nie chce mi się nawet wymieniać. Mam problem z tym, że tutorial, który to omawiał pojawił się raz, na chwilę i nie jest potem dostępny, przez co musiałem tak naprawdę wszystko rozgryźć sam.
Podobne zastrzeżenia mam do systemu walki -mieszanina walki w czasie rzeczywistym z systemem turowym w Xenoblade Chronicles 2 wygląda i działa dobrze. Ale jej zrozumienie wymaga uwagi, obserwacji i samodzielnej nauki. Grze przydałaby się jeszcze jedna bądź dwie walki, gdzie gracze by byli ciągnięci za rękę.
Nawigacja w otwartym świecie z wykorzystaniem kompasu na górze ekranu to jakiś ponury żart, a właściwa mapa jest dość trudno dostępna (trzeba wejść w menu, wybrać opcję “szybkiej podróży”, potem rejon w którym jesteś, a na końcu fragment w którym się znajdujesz) i nie pokazuje w którą stronę jesteś skierowany. Konieczność dojścia w jakieś konkretne miejsce potrafi zakończyć się frustracją. Zwłaszcza, że świat w Xenoblade Chronicles 2 jest olbrzymi, a często jedyne instrukcje jak gdzieś dojść pojawią się w trakcie przerywnika, który pojawia się raz i znika.
Żeby zobaczyć fragment mapy na którym się jest, to trzeba wejść w odpowiedną pozycję w menu
wybrać odpowiedni rejon
i gotowe. Przy założeniu, że wiesz gdzie jesteś, bo tak trzeba stosować metodę prób i błędów.
Pewną bolączką jest też lokalizacja gry – wersja angielska niektóre żarty strasznie spłyca, a niektóre głosy są przerażająco kiepsko dobrane. Postać wyglądająca na nieletnią słodką dziewczynkę z kocimi uszkami ma głos czterdziestoletniej szkotki palącej fajki jeszcze w łonie matki.
Alternatywą są japońskie głosy połączone z napisami, które są niepełne. BOGOWIE, JAK MNIE TO WKURWIŁO TO PO PROSTU NIEWIARYGODNE. Nie ma tłumaczeń odzywek bohaterów w trakcie walki i eksploracji świata, co nie dość, że zmniejsza imersję, to jeszcze utrudnia poznanie postaci bliżej. Smutne. Zwyczajnie smutne.
Drobne ostrzeżenia techniczne.
Skoro już zacząłem jęczeć, to muszę napisać o dwóch istotnych problemach natury technicznej na którą cierpi Xenoblade Chronicles 2.
Mniej istotny – gra ma durny błąd z podliczaniem czasu grania. Wystarczy, że uśpicie konsolę z włączoną grą, a potem gra pokaże, że ugraliście cały czas jaki konsola była w uśpieniu. Bzdura, ale potencjalnie irytująca.
Bardziej istotny – Xenoblade Chronicles 2 jest oficjalnie grą z największą różnicą w grafice między trybem stacjonalnym a przenośnym konsoli. Tak jak po podłączeniu Switcha do stacji dokującej gra wygląda niczego sobie i nie ma zbytnio czego się wstydzić, tak w trybie przenośnym wygląda dramatycznie gorzej i może spokojnie służyć za demonstrację tego jak wyglądają zaawansowane graficznie gry na poprzednią konsolę przenośną od Nintendo.
Faktem jest to, że jeżeli ktoś pogra dłużej niż kwadrans, to przestanie rejestrować różnicę. Ale patrząc na to jakiego niektórzy ludzie mają świra na punkcie liczenia pikseli, to wolałem o tym poinformować.
Xenoblade Chronicles 2 to też typowe… ANIME?
Muszę wrócić na chwilę do fabuły z tej gry, bo muszę wszystkich na nią szczególnie uczulić.
Jeżeli uśmiechnąłeś się na widok tego zrzutu ekranu, to możesz być spokojny i olać ten akapit
O ile sama historia jest dość typowo-jRPGowa i ma te swoje klisze, tak sposób jej podania jest bardzo mocno inspirowany anime z gatunku shounen. Mówię tutaj o takich tytułach jak Dragon Ball, One Piece, Naruto czy Bleach. Dużo krzyczenia, górnolotnych tekstów (w tym też o nieśmiertelnej “sile przyjaźni”) i, mój ulubiony motyw, jakim jest BARDZO GŁOŚNE KRZYCZENIE nazwy ataków specjalnych. Im głośniej, tym silniejszy atak. Dlatego też często w przerywnikach usłyszycie albo “BURNING SWOOOOOOOOOORD!!!!” albo “BORNING SŁORDO!!!!!!!!!!!!!!!”. W zależności od wybranej wersji językowej. Oczywiście oprócz tego jest też dużo typowo japońskiego poczucia humoru, które się lubi, albo nie. Ale osoby, które nie miały wcześniej styczności z tematem
Oprócz tego projekty postaci – krzyczą anime. Główny bohater to typowy bohater shounena – niepozorny dzieciak, który jak przychodzi co do czego, to wymiata. Bo musi. Oczywiście po drodze do celu dorasta i ciupkę poważnieje. Ale tylko trochę, by nie było zbyt smętnie. Główna rola kobieca jest grana przez skąpo odzianą, cycatą pannę, często sprawiającą wrażenie lekko głupkowatej. Oprócz tego mamy małą słodką dziewczynkę z kocimi uszami i wrednym charakterem, gościa, który wygląda jak kozak, a jest elementem komediowym oraz denerwującego przydupasa.
Na dowód na to, że wymieniłem tylko co bardziej normalne przypadki towarzyszy – przedstawiam Fincha.
Anime pełną gębą. Kuriozalnie trochę bardziej stonowani są główni źli, zaprojektowani przez Tetsuya Nomurę, znanego głównie z projektowania postaci do gier z serii Final Fantasy.
I powiem wam zupełnie szczerze, że gdyby nie osiem lat treningu polegającego na oglądaniu anime, czytaniu mang i byciu na konwentach mangowych, to nie wiem, czy bym to wytrzymał. Na pewno odczuwałbym bardzo mocne zażenowanie.
Jeżeli dla was “Anime = Chińskie Porno Bajki” lub “jaranie się japonią to pedalstwo, a manga i anime to ciota i chuj”, to zamknijcie ten wpis  teraz i zapomnijcie o tej grze.
Epilog
Podsumowując: jeżeli Japonię znacie wyłącznie przez pryzmat ich odjechanej popkultury i gier jRPG, to Xenoblade Chronicles 2 będzie dla was esencją tego kraju, tak skoncentrowaną, że po dodaniu dwóch kropli do wody czulibyście się jak po tygodniowym maratonie oglądania anime i  konwentów mangowych.
Nie jest to koniecznie zła rzecz, ale warto brać pod uwagę, że zwykle nie ma się styczności z wieloma takimi grami. Zwiększa to jednak wartość tej gry dla przeciętnego gracza – tak długo jak nie zagłębią się w temat, tak długo drugiej takiej produkcji nie dopadną w swoje ręce.
Jeżeli “egzotyczność” Xenoblade Chronicles 2 was nie odstraszy, to otrzymacie grę, która nie jest wybitna przez wiele dziwnych decyzji designerskich. Jednakże, mimo tych mankamentów zasługuje na nasz czas, pieniądze i ewentualnej miejsce na pamięci wewnętrznej Nintendo Switch.
A już na pewno jest dostatecznie dobrym powodem by kupić konsolę, zwłaszcza w połączeniu z Legend of Zelda: Breath of The Wild, Mario Kart 8 Deluxe, ARMS czy też resztą tytułów na wyłączność konsoli.
W KOŃCU JEST! RECENZJA GRY, NA KTÓRĄ PODŚWIADOMIE PRZYGOTOWYWAŁEM SIĘ LATAMI! #XenobladeChronicles2 na #NintendoSwitch! Żadnej gry jeszcze się tak bardzo nie bałem jak Xenoblade Chronicles 2. Okazało się jednak, że lata jarania się Japonią nie poszły na marne.
0 notes