Tumgik
#delikatne
Text
Tumblr media
DELIKATNE CZĄSTKI KRÓLIKA W SOSIE WINNYM Z RODZYNKAMI
SKŁADNIKI
1 tusza królicza
ćwiartka selera
2 marchewki
2 pietruszki
1 główka czosnku
1 szalotka
pół cytryny
150 ml białego półwytrawnego wina
250 ml wywaru drobiowego lub warzywnego
50 g rodzynek
3 ziarna ziela angielskiego
2 liście laurowe
1 łyżka liści szałwii
2 łyżki oliwy
sól, pieprz
listki świeżego tymianku
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA
Królika podziel na części, dopraw solą i pieprzem. Marchewki, seler, pietruszki obierz i pokrój na kawałki wielkości 5cm. W naczyniu do zapiekania poukładaj pokrojone warzywa wymieszane z listkami szałwii, liśćmi laurowymi i zielem angielskim. Tak przygotowane warzywa oprósz solą i pieprzem, a następnie obłóż kawałkami królika. W wolne miejsca włóż połówkę cytryny, rodzynki, przeciętą w poprzek główkę czosnku oraz szalotkę. Zalej całość mieszaniną wina z wywarem, skrop oliwą i wstaw na 30 minut do piekarnika nagrzanego do 190 C. Po tym czasie przykryj królika folią aluminiową, duś pod przykryciem dodatkowe 70 minut.
Smacznego!
0 notes
Text
Urządzaj swój dom z wyposażeniem od Miloo Home - najwyższej jakości, stylowe i trwałe meble i dodatki.
Szukasz wyjątkowych mebli i dodatków do domu? MILOO Home oferuje szeroki wybór produktów, takich jak krzesła, łóżka, szafy czy oświetlenie. Z pewnością znajdziesz tu coś dla siebie. Przykładem może być lampa stołowa z kolekcji Materia. Wykonana z białego tworzywa i metalu, zachwyca subtelnym designem, który zapewni niebanalny wygląd wnętrzu. Światło, które emituje lampa jest ciepłe i delikatne, dzięki czemu wprowadzisz do swojego domu przytulną atmosferę. MILOO Home to firma, która powstała stosunkowo niedawno, ale szybko zdobywa rzesze zadowolonych klientów na całym świecie. Jej korzenie sięgają do Danii, gdzie w 2010 roku trzech przyjaciół założyło firmę o nazwie MILOO Home. Od samego początku założyciele byli zdeterminowani, aby zapewnić swoim klientom praktyczne i stylowe produkty, które są nie tylko wygodne i piękne, ale także wytrzymałe. Pracując z wiodącymi producentami, MILOO Home wybiera wyłącznie materiały wysokiej jakości, ponieważ dla nich jakość jest priorytetem. Oferta firmy stale się powiększa, aby sprostać wszystkim potrzebom klientów. MILOO Home to przede wszystkim kreatywne rozwiązania i dbałość o detale, dzięki czemu możesz mieć pewność, że wyposażysz swój dom w piękne, trwałe i funkcjonalne meble i oświetlenie.
0 notes
Text
Oświetlenie wnętrza: KUUL M od UMMO – najwyższa jakość i elegancki design
Wszystkie oświetlenie firmy wykonane jest z najwyższej jakości materiałów, dzięki czemu jest bardzo trwałe i efektowne. Jeżeli szukasz czegoś, co pozwoli Ci uzupełnić wystrój Twojego wnętrza, to KUUL M potrójna biała sufitowa lampa wisząca od UMMO będzie idealnym wyborem. Delikatne trzy elementy oświetleniowe, wytwarzane przez markę w kolorze białym, nadadzą Twojej przestrzeni subtelnego, ale jednocześnie efektownego wyglądu. Jednocześnie, ciepłe, białe światło wypływające z lampy, dodatkowo podkreśli piękno Twoich mebli. Polska marka UMMO znana jest z tworzenia luksusowych mebli i oświetlenia. Firma powstała w 2006 roku i od tego czasu zdobyła uznanie w środowisku projektantów wnętrz, oferując najwyższej jakości produkty. Filozofia firmy opiera się na tworzeniu mebli i oświetlenia, które są zarówno funkcjonalne, jak i stylowe. Wśród produktów UMMO znajdują się nie tylko lampy wiszące, ale również kinkiety, lampy stojące i plafony. Przy tworzeniu swoich produktów, firma zwraca uwagę na szczegóły, począwszy od wytrzymałych i trwałych materiałów, aż po stylowe i eleganckie wzornictwo. Dzięki temu produkty są zarówno trwałe, jak i szykowne. KUUL M potrójna biała sufitowa lampa wisząca od UMMO to idealny wybór, aby dodać Twojemu wnętrzu niebanalnego wyglądu. Jest ona wykonana z najwyższej jakości materiałów, a do tego ma unikalny i atrakcyjny design. Co więcej, ciepłe, białe światło zapewni Twoim meblom odpowiednią ilość oświetlenia. Dzięki tej lampie wiszącej od UMMO Twoje wnętrze zyska ciekawy, ale jednocześnie subtelny akcent.
0 notes
cytkat · 1 month
Text
Zależy jakie kto ma serce. Ja miałam zbyt delikatne, takie jakby szklane. Jak raz mi pękło wymieniłam je na kamień.
16.03.2024
91 notes · View notes
motylek1995 · 6 months
Text
Motylki, jest jesień, nadchodzi zima, przez jakieś 5 miesięcy będziemy mogły się schować w luźnych spodniach i za dużych bluzach. Pomyślcie co będzie za kilka miesięcy, kiedy przyjdzie wiosna i lato. Chcesz żeby ludzie widzieli wtedy spasionego grubaska który objadał się czekoladą i chipsami
Tumblr media
czy Twoje piękne, wychudzone, delikatne ciało, którego wszyscy będą Ci zazdrościć?
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wybór należy do Ciebie. Jeśli nie chcesz tego pierwszego, to odłóż to jedzenie!
281 notes · View notes
mrwickk · 8 months
Text
wiedz, że cię nie nienawidzę. nawet jeśli mówiono mi, że powinienem. wciąż pamiętam czułość, delikatne linie wokół twojego uśmiechu, kiedy powiedziałaś, że mnie kochasz, dawno temu.Nie sądzę, by coś tak słodkiego mogło zmienić się w nienawiść pod powierzchnią. Próbowałem cię nienawidzić. Obiecuję, że próbowałem.Ale nie sądzę nawet, by nienawiść do Ciebie mogła kiedykolwiek powstrzymać mnie przed kochaniem Cię
I to jest właśnie problem
92 notes · View notes
lana-del-ana-ed · 10 days
Text
15.04.2024
Tumblr media
Na samym początku chce wam podziękować za to jak ładnie i szybko udało wam się nadrobić zasięgi jestem mega wdzięczna I chciałam wam powiedzieć że niedługo wleci mealplan (za jakiś tydzień albo dłużej bo jednak nie jest to taka prosta rzecz do zrobienia).
Ogólnie to dzisiaj miałam limit 800 kcal i lekko go przekroczyłam ale spoko bo to jest spalone. Jestem ogólnie lekko zła bo dostałam okres ale nie dlatego jestem zła bo okresy mam zwykle delikatne bez objawowe (zwykle mi tylko mala ilość krwi leci) ale jestem zła bo ten chłopak mi mega namieszał w głowie ale bo wielu przemyśleniach stwierdzam ze nie poddam się tak łatwo i jakoś go zdobędę (jebana z mnie desperatka ja wiem ale on jest taki śliczny, chce go poznać (chuj mnie to że on nie chce koleżanki (znaczy on chce koleżankę ale koszykareczke (czy ja stanę się korzykareczka? Ofc ze tak)))).
To tyle
Lekkiej nocy życzę
~ Martyna
20 notes · View notes
kostucha00 · 1 month
Text
14 Marca 2024, Czwartek 🌥️:
To ja! Dzisiaj krótko. Byłam na paznokciach. Jak się umawiałam, to pani powiedziała że potrwa to tak z półtorej godziny, ale na wszelki wypadek zaklepie dla mnie dwie. Dzisiaj napisała jeszcze czy mogę przyjść tak z 30 minut wcześniej — mogłam i przyszłam. Koniec końców całość trwała ponad 2,5 godziny i kosztowała mnie 150 zł. Ale było warto, bo w końcu mam ładne paznokcie, a moje dłonie nie wyglądają jakbym codziennie szorowała zlew Cifem. I dostałam cappuccino za friko :D. Zrobiłam zdjęcia przed i po i wygląda to tak:
Przed:
Tumblr media Tumblr media
Po: (wybaczcie kuwetę w tle, ale w domu byłam dopiero przed 20 i w łazience mam akurat najlepsze światło)
Tumblr media Tumblr media
Skórki mam trochę zmasakrowane, bo pani sama przyznała że wyglądały na martwe, a okazały się bardzo żywe i ukrwione. Podobno mam dziwnie delikatne skórki jak na kogoś kto potrafi obgryzać skórę nawet z opuszków 🙃. Na pytanie czemu nawet nie pisnęłam odpowiedziałam że gorzej mnie już bolało, a poza tym nie wiedziałam że mogę xD.
Ciekawostka: jako że moja siostra chodzi na paznokcie do tej samej babki, oczywiście padło pytanie jaka nas dzieli różnica wieku. Szok był niesamowity, kiedy powiedziałam, że żadna, tzn. kilka minut. Czyli w sumie żadna. Wtedy ja zaczęłam dopytywać ile myślała że mam lat (bo że siostra ma 18 już wiedziała), na co przybrała bardzo dyplomatyczny ton i przyznała że ciężko jej uwierzyć że mogłabym mieć więcej niż 16 lat. A ja się w sumie ucieszyłam, bo większość ludzi daje mi maksymalnie 14-15 lat. Jak to powiedziałam to wyglądała jakby jej ulżyło (chyba bała się że sprawiła mi przykrość) i stwierdziła że właśnie tak myślała, a gdybym nie miała makijażu to pewnie dałaby mi jeszcze mniej... Jakby, wiem że za kilka(naście) lat będę się z tego cieszyć ale na chwilę obecną dziwnie mi z tym że ludzie w mojej klasie wyglądają na studentów (w najbardziej skrajnym przypadku jedna z dziewczyn w czasie rekrutacji zaniosła papiery do szkoły i w sekretariacie myśleli że aplikuje do szkoły wieczorowej. Laska miała wtedy 15 lat) a mnie biorą za kiddosa z podstawówki :/. Niezręcznie mi się robi jak o tym myślę...
23 notes · View notes
ahosia3 · 11 months
Text
Niektórzy ludzie rodzą się wrażliwsi niż inni. Są niczym delikatne owoce - łatwiej ich zranić, częściej płaczą, a smutek towarzyszy im od najmłodszych lat.
~Regina Brett:"Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu"
116 notes · View notes
singularitatems · 18 days
Text
dłoń
-
miała delikatne dłonie
jedwabną skórę
czuły dotyk
raczej
nieprzygotowany
na życia próbę
19 notes · View notes
myslodsiewniav · 13 days
Text
12-04-2024
Drogi pamiętniczu... dostałam okres, yey! Super. To jest ulga, gdy jednak się zaczyna, gdy nie spóźnia się o miesiące i gdy to spóźnienie nie budzi innych ponurych pytań czy wizji. Fakt. Jednak zawsze zaskakuje jak bardzo okres może być wyczerpujący dla organizmu. Ale czuję się wyczerpana - jak to na okresie. Mam wrażenie, że lunatykuję, oczy mnie pieką jakbym albo nie spała tej nocy wcale (nieprawda, spałam ponad 8h, z koszmarami, fakt, ale sen był i to twardy), albo jakbym ledwo chwilę temu się przebudziła (też nie prawda - wstałam o 6:30, po ponad 8h snu i powinnam czuć się zaopiekowana, zatroszczona, wypoczęta, a wcale się tak nie czuję). Ciało mówi "boli, idź spać". A rozum mówi "miałaś dzisiaj wziąć się za robotę, bo wczoraj czułaś się źle i już wczoraj nie odpoczywałaś". Ech.
Potrzebuję urlopu.
Zrobiłam dla mamy rozpiskę opieki nad pieskiem.
Widziałam się z przyjacielem.
Byłam na mani i pedi i CZUJĘ SIĘ ZAJEBIŚCIE PIĘKNA I SEXI! Po prostu coś takiego przestawia się w głowie, jak patrzy się na ten lakier na paznokciach! No po prostu zachwyt.
I chyba się zaprzyjaźniłam z panią manikjużystką. Tak wyszło. Planowałam podczas pedi pisać prace zaliczeniowe, ale podczas mani musiałyśmy rozmawiać albo milczeć. Wybrałyśmy rozmowę... i okazało się, że pani chce chodzić na jakieś kursy, poznawać ludzi, a nie ma gdzie i nie wie gdzie, bo cale dnie siedzi w pracy i po prostu nawet nie wie, gdzie takich rzeczy szukać. Podpowiedziałam jej co i jak, obiecałam, że podczas pedi jej podeślę to co polecałam przez media społecznościowe. No i od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że dałam jej pomysł na biznes, a ona powiedziała, że mam taką wiedzę o tym mieście, jego historii i wydarzeniach kulturalnych, że powinnam to sprzedawać, jako e-booki. Opowiedziała o swojej klientce, która tylko na takich e-bookach zarabia kokosy. I tak od słowa do słowa... i mamy obydwie zwroty możliwości rozwoju, a przy okazji jesteśmy ustawione na przyszły semestr (bo w tym już wiem, że nie dam rady) na organizację akcji społecznej naszego osiedla z wnioskowaniem o grant. Ona zna jeszcze 2 osoby prowadzące małe usługi niedaleko, ja znam kilka innych... i ja wiem, jak to zrobić. Bo byłam na szkoleniach, tyle, że nie miałam rok temu pisać tych planów - zresztą tylko ja jedna miałam być wtedy odpowiedzialna za ten plan. A teraz nagle mamy opcję zorganizowania czegoś kolektywnie w 3-4 osoby, które mają to, czego nie mam ja tj. lokal. WOW. No i... Wracałam tak pozytywnie naładowana emocjami.
Zaczęłam się po prostu spontanicznie dzielić tym co wiem, co mnie jara i o czym dotąd nie myślałam o tym, jak o moim kapitale za który ktoś mógłby mi płacić. A tu dostałam zwrot, że nie dość, że jestem chodzącą komediom wiedzy o mieście to jeszcze podobno opowiadam o tym zajebiście, aż chce się w tym uczestniczyć i powinnam ten swój spontaniczny zapał faktycznie spieniężyć, bo to TO JEST mój kapitał.
HAHA! Opowiedziałam o tym - zdziwiona/zaskoczona tym feedbackiem, jaki mi dano i zajarana perspektywą możliwości działania w zespole z lokalnymi przedsiębiorczyniami - mojemu chłopakowi. A on na to, że "I nie zaproponowała Tobie zniżki na pedi za te wszystkie linki, które jej wysłałaś?" xD Nie pomyślałam nawet! Ha ha ha.
WOW!
Czułam się piękna! Z nowymi paznokciami! Nie miałam czasu szukać inspiracji, więc zapytałam panią "a co jej w tym sezonie modne? Zaproponuje mi Pani coś?" - no i zrobiła mi jasnoróżowe paznokcie z biało-złotym zdobieniem. Delikatne. Bardzo eleganckie. Trochę czuję się, jak w biżuterii na specjalną okazję - nie do końca do mojego typowego, dziennego stylu to pasuje. Ale podobają mi się bardzo. Mam nadzieję, że przetrwają do końca przyszłego tygodnia xD (ja kompulsywnie zdzieram hybryty i inne emalie z paznokci u rąk, tak mam, łapię się na tym dopiero jak szkody już są).
A na stopach pani chciała też mi zrobić coś delikatnego, ale tam miałam już wizję. Nie chcę nic delikatnego na pedi! Chcę konkretny, intensywny kolor. W ciepłym zabarwieniu. Pani od razu pojechała w "To niebieski? Albo czarny ze zdobieniem indygo?". Eeee. Nie wiem dlaczego, ale niebieski kolor to nie jest kolor mojego wewnętrznego Power Ranger. xD Lubię czasem nosić niebieskie ciuchy, ale to nie jest moja ulubiona paleta szafowa (chociaż zauważyłam, że na przestrzeni tego roku w dni, kiedy faktycznie pamiętałam, że zrobić sobie zdjęcie, albo gdy ktoś zrobił mi zdjęcie okazywało się, że tego dnia byłam ubrana w odcienie błękitu - nie planowałam tego, jestem zbyt wyczerpana, żeby myśleć nad ubiorem, po prostu sięgam po pierwszą-lepszą rzecz i wychodzę, dla mnie samej zaskoczeniem jest fakt, że ciuch jest niebieski xD). Więc mówię "a może ombre pomarańczowo-czerwone?", a Pani w szoku. Chyba jej nie pasowałam do tych barw (może faktycznie mam "niebieski" okres życia?). Zaproponowała mi pomarańczowy-neonowy. NA to ja, że "nah, to bez pomarańczowego, tylko z żółtym, ale takim ciepłym, w kolorze kukurydzy lub miodu, albo musztardy miodowej! Na to Pani znowu w szoku i pokazuje mi jakie żółte odcienie ma - kanarki, cytrynki. No totalnie, nie to. Więc wybieram czerwony, klasycznie, jak ostatnio. Pani pokazuje mi chłodny odcień, czerwień wina, głęboka, trochę krwawa wręcz. Pięknie będzie wyglądał na osobie o urodzie zimy lub lata. A ja jej wyciągam z próbnika taką w kolorze maków lub pomidorów. O taką czerwień chcę, na ciepło. I wtedy pani dopiero sapnęła "Aha! O to pani chodzi mówiąc o ciepłym kolorze!"
No i mam czerwone pedi i czuję się super sexy w moim dresie, skarpetach w jednorożce i sportowych butach - niesamowite jak poczucie "bycia sexy" nie zależy od tego co widać, a od tego o czym się wie. <3
Spotkałam się z moim przyjacielem wczoraj - masakra jak wiele o sobie wzajemnie nie wiedzieliśmy, bo nie mamy czasu na spotkania. Mieliśmy TYYYYYYLE do nadrobienia. I to było tak fajne! Mega się bawiłam.
A dziś... a nie, jeszcze wczoraj. Ech. Mam z rodzicami utrudnioną komunikację, wczoraj niemal się poryczałam. Mama nie mogła rozmawiać cały dzień. Odrzucała połączenia, albo informowała, że jest zajęta i oddzwoni, a potem ofc nie oddzwaniała. W końcu o 21 odebrała i mogła rozmawiać.
To była cholernie ciężka rozmowa. Mama jest tak rozkojarzona i tak zmieniała tematy, że nie wiedziałam o czym rozmawiamy, czy ona w ogóle mnie słucha, ani czy my coś w ogóle ustalimy. Po prostu chaos. Mój chłopak powiedział, że ewidentnie moja mama ma to samo co i my: przebodźcowanie tematami wymagającymi uwagi. Fakt. Tak może być.
W skrócie: napisałam jej kiedy mamy studia, żeby wiedzieli, kiedy prosimy ich o opiekę nad małą, a kiedy zajmiemy się sami naszym psieckiem. Uważam, że to uczciwe, tak jak uczciwe będzie jeżeli mamie coś wyskoczy i zadzwoni z info, że nie ma opcji, nie będzie mogła zająć się pieskiem. No trudno. Doceniamy pomoc, ale też rozumiemy, że nic na siłę. No. Ale co innego kiedy wchodzi w grę opieka nad pieskiem podczas naszego urlopu. Tutaj nie poradzimy sobie ot tak, to nie jeden dzień, to tydzień, który musi być dobrze zaplanowany i musimy dostać zielone światło na to czy mama zaopiekuje się pieskiem czy może nie może - wtedy musimy organizować opiekę pieskowi inaczej. A mama miała coś tam ustalić i potwierdzić czy zajmie się pieskiem. Nie potwierdzała, dawała mi sprzeczne info, obiecywała, że coś tam jeszcze musi zrobić i wtedy powie czy tak, cyz nie. No i od dwóch dni nie odbiera ode mnie telefonów, bo jest zajęta. Ech. Aż w końcu mówi, że spoko, że zajmie się pieskiem, że możemy młodą przywieźć NAWET JUŻ W PONIEDZIAŁEK. Zatkało mnie. Tłumaczyłam jej, że mamy w weekend zjazd i chcemy młodą odstawić dwa dni wcześniej... Chciałam w zasadzie zapytać o której dziś (w piątek) będzie w domu, by zastać mamę w domu i móc małą przywieźć na weekend, a przy okazji dowiedzieć się czy młoda zostaje u bapsi na psiakajki w trakcie naszego urlopu. A tu nagle mam wyskakuje, że nie wchodzi w gre weekend, ale zajmie się pieskiem w nasz urlop. I ja w szoku. Zdzwiona "mamo, mogłaś mi powiedzieć, że nie możesz w ten weekend, po to daję Tobie te daty zjazdów, żebyś wiedziała czy Tobie pasuje obecność psiej wnuczki... Teraz musimy coś zorganizować i to na ostatnią chwilę..." i mama płynnie weszła w obronę, bardzo agresywnie, że my (w sensie, że ja i moja siostra) ciągle ją zarzucamy jakimiś obowiązkami i naszymi zobowiązaniami. Okazało się, że mojej siostrze wypadła śmierć w rodzinie szwagra, jadą na pogrzeb i podrzucają Lucynkę co rodziców. A mama nie pamiętała o tym, że w ten weekend miała zająć się Welesią. I tu nakręcona warczała do słuchawki czy ona ma sobie żyły wypruć czy co, ona zostaje z problemem, a chce każdej z nas pomóc i jak to pogodzić!? Wyjaśniłam jej, że nie biorę jej pomocy w opiece nad psem za pewnik - że absolutnie rozumiem, że może nie chcieć lub nie móc tego dla mnie zrobić, jestem wdzięczna za każdą opiekę nad małą, ALE potrzebuję wiedzieć z wyprzedzeniem, jeżeli nie może się zająć małą, bo też muszę to jakoś ogarnąć, zmienić plany itp. Ech na to mama "a nie, wiesz co, faktycznie, obydwie dziewczynki siebie lubią, mogę się nimi obydwiema zająć, okay, przywieź ją jutro". Odetchęłam po tym wybuchu i poczuciu niezrozumienia, a mama nagle weszła w gawędziarskie "A wiesz co teraz robię?" i nagle wchodzi entuzjastyczna opowieść o tym, jak wydobyła z piwnicy mój stary domek dla lalek.
Ech, ten domek to jest taka spuścizna rodzinna - jakiś pan krewny, którego nigdy nie miałam okazji poznać (a którego imię myślę, że warto by wydobyć od tych, którzy go pamiętają), który był stolarzem jak był na emeryturze lub rencie, u schyłku życia zrobił dwa drewniane domki dla lalek. Nie są to te domki z amerykańskich filmów, te z otwieranymi jak drzwiczki ścianami i okiennicami będącymi popisem snycerki. To zdecydowanie bardziej drewniane odpowiedniki tych plastikowych domków dla Barbie, które wtedy, gdy ten pan (wujek?) je robił (przełom lat 70/80) były dostępne w Niemczech, a w Polsce był głęboki PRL i dzieci nie miały szans na takie domki.
Nie wiem dlaczego ten pan (wujek) zrobił tylko dwa domki i dla akurat tych dzieci braci mojego taty (?). Bo robił je - z tego co wiem - dla dziecka najstarszego i najmłodszego brata (jeden ze średnich braci miał wtedy też dzieci, a mój tata jeszcze nawet nie miał mnie w planach :P). Mam takie mgliste skojarzenie, że ten Pan (wujek?) jakoś był bliżej spokrewniony z rodziną żony najstarszego brata mojego taty, a to górale, szlachcie herbowi z Zakopca, ale nie jestem pewna, musiałabym popytać.
Niemniej.
Pan zrobił dwa domki. Piękne, proste, drewniane. Domki w formie były niemal jednakowe. Pierwszy miał jednolite obramowanie balkonu, a zwieńczenie dachu i zdobienie u szczytu więźby dachowej (tj. ozdoba markująca, że w tym domku jakaś więźba jest) była pełna kątów prostych i prostokątnych elementów. W tym domku - dla kontrastu chyba? - okna w pokojach by powycinane w kształt z łukiem. Półokrągłe - takie jakie mieliśmy w mieszkaniu w którym się wychowałam. Drugi domek miał okna prostokątne, bez łuków, ale za to balkon i zdobienie strychu i dachu było pełne półkoli i falbanek, półokręgów.
Pierwszy domek trafił do najstarszego brata mojego taty, do kuzynki, która jest po kądzieli potomkinią zakopiańskiej szlachty :P. A drugi domek pojechał do Niemiec, do dziecka najmłodszego brata mojego taty, do kuzyna tylko o 2,5 roku młodszego od mieszkającej w Polsce kuzynki. Oczywiście zrobił w nim garaż na resoraki. :P
Minęło ponad 10 lat, w międzyczasie twórca domków (wujek?) zmarł. Domek z Polski przeszedł do młodszego brata kuzynki (tez potomka zakopiańskiej szlachty :P), które też w nim zrobił garaż dla resoraków i półkę na kasety VHS z bajkami Hannah Babera. Aż jego rodzice zdecydowali się przekazać domek dla mnie... A po mnie oczywiście domek trafił do mojej siostry. Oczywiście w nim mieszkały lalki, w nim realizowałyśmy pierwsze projekty meblarskie, często z klocków LEGO, montowałyśmy w nim zjeżdżalnie dla naszych chomików...
W tym czasie domek z Niemiec został przekazany do dziecka najmłodszej (i jedynej) siostry mojego taty i jego braci: czyli kuzynki równolatki. A po kilku latach domek trafił do jej młodszego braciszka. Teraz w sumie nie wiem gdzie jest ten domek z "falbanami na barierce na balkonie"? Możliwe, że wrócił do swojego pierwotnego właściciela, kuzyna, który malutką córeczkę.
Ale wczoraj dowiedziałam się, że domek z "prostym" balkonem był w naszej piwnicy, ale mama postanowiła go wydobyć, odświeżyć i podarować póki co... córeczce kuzynki. I sama nie wiem. Bo kuzynka pochodzi z tej gałęzi, która jako jedyna nie miała tych domków w swoich domach - ciekawe czy ten wujek-twórca nie lubił się z wujkiem-bratem-taty? Bo tylko dla jego dzieci nie było domków... Nie wiem... Niemniej rodzice postanowili kontynuować tradycję i przekazać kolejnemu dziecku w rodzinie drewniany domek dla lalek, aby za kilka lat - tak rodzice mają nadzieję - ten domek wrócił do ich wnuka.
Hymmm... fajna tradycja. Fajnie mi się mamy słuchało, gdy wspominała jak jej dziewczynki miały frajdę z tego domku, jakie kreatywne rzeczy w nim ustawiały - piękne wspomnienia. Serducho rośnie. Mam cholerne szczęście mając tak kochających rodziców. Ewidentnie podczas rozmowy mama myła domek, sapała z wysiłku. Wyjaśniała, że tata ma zamiar zreperować zabawkę, bo przez lata się trochę rozklekotał, są jakieś drzazgi, ścianka gdzieś odchodzi, ale impregnowanie drewna i pokrywanie domku lakierem zostawi już bratu - niech dziadzio się wykaże dla wnusi! Ha! Tata w tle się rechotał i fantazjował na głos, jak tym tekstem wejdzie na ambicję najbardziej nerwowemu i drażliwemu spośród swoich braci. Tatę mega cieszyło, że go wkurzy. Bardzo to tatę bawiło xD (w formie tato, w formie, złośliwy chochlik).
I nagle mama wypala "to przywieź moją malutką psinkę w podziałek!" i próbuje ze mną skończyć rozmowę. Ja na to, ze nie rozumie,, dopiero co mówiła, że mogę przywieźć na weekend, dosłownie chwilę temu. Że nie rozumiem teraz nic. To jak się ustawiamy? A na to mama, że w takim razie mogę im przywieźć psa w sobotę późnym wieczorem lub w niedzielę rano. JA jej na to "mamuś, my mamy zajęcia stacjonarnie na uczelni od 8-9 do 20-21... nie damy rady w weekend". I mama znowu wybuchła złością, że my (ja i sis) ją zarzucamy oczekiwaniami, którym ona nie może sprostać! Darła się na mnie. Znowu musiałam jej wyjaśnić, że nie robie jej wyrzutów, tylko sama nie wiem na co się ustawiłyśmy! Nie rozumiem! Niech mi powie czy możemy przywieźć psa w piątek, czy mamy jej szukać opieki na weekend. I mama znowu z jakąś taką ulgą, jakby dopiero po zapewnieniu, że nie jestem na nią zła i nie mam zamiaru robić jej awantury, że zrozumiem, jeżeli nie może się zająć psem tylko MUSZE TO WIEDZIEĆ, dopiero wtedy ZNOWU (w trakcie jednej rozmow) uspokajała się kojącym głosem "A nie, luz, przecież dziewczynki się lubią, nie mam się czego obawiać, obydwie są kochane, możesz mi przywieźć maluszka jutro, córcia".
JA PIERDOLE... na bezdechu, trochę w szoku od tej huśtawki emocji musiałam policzyć do 10, bo byłam bliska łez nieadekwatnych do sytuacji, jestem zmęczona ogarnianiem własnego życia, jest gęsto jakbym grała w Tetris, a tu jeszcze mamine rozchwianie. Spokojnie mówię tylko "okay, a o której godzinie wolisz, żebym ją przywiozła? Rano czy popołudniu?", a mama zdzwiona, że pytam. Że ona przecież jest na emeryturze, że ma tyle czasu, żebym po prostu przywiozła. Przypomniałam jej, że to, że jest na emeryturze nie oznacza, że nie ma planów i ja doskonale wiem, jako osoba, która próbuje ją notorycznie łapać telefonicznie, a która słyszy, że mama jest zajęta i zaangażowana w jakieś spotkania, zajęcia, wystawy, kluby książkowe itp. Bardzo mnie to cieszy i chce wiedzieć czy ma przestrzeń na spotkanie ze mną, bo nie chce jej mieszać planów.
Na to mama "a co ty gadasz! Ja nic nie robię. Nie mam nic zaplanowanego! Przywieź mojego małego misia! A propos misiów, wiesz, że mój słodziutki wnuczek powiedział pierwsze słowo? Baba! Jestem pierwsza! Yes, yes, yes! On jest taki kochany!"
I zaczyna mi opowiadać o siostrzeńcu. Oczywiście to najbardziej genialne dziecko na świecie, bo istnieje. :D Tyle w mamy głowie jest wzruszenia i miłości jak o nim mówi. Mega się cieszę tym, jak ona jest (oni obydwoje są) zakochaani we wnuczku. Coś się w ludziach zmieniło przez to małe, urocze życie. <3 Streszczała mi co się wydarzyło na odbicie życia jej wnusia w tym tygodniu - o większości wiem, bo siostra mi relacjonowała.
Opowiedziała mi o tym co odwalił tata i za co dostał bana na zabieranie młodego na spacerki (zostawił wózek z młodym pod sklepem, a sam wszedł do piekarni kupić sobie rogalika. Pomijając, że to było debilne posunięcie i należy mu się za to opierdol miał tato pecha wyjątkowego, bo akurat matka tegoż pozostawionego samotnie w wózku na chodniku dziecka jechała na rowerze obok tej piekarni - chyba sis na jogę miała iść podczas, gdy dziadzio zabrał dzidzię na spacer. Moja siostra się nie pierdoli w tańcu, a jak się wkurwi to bardziej niż potrzeba. Tak epicko opierdoliła ojca, tak była rozgoryczona, zawiedziona i ZŁA, że do ojca się nie odzywa i dekretem "królewskim" pozbawiła tatę przywileju zabierania jej synka na jakiekolwiek spacerki dopóki nie zrozumie czym jest odpowiedzialność.)
Tą opowieścią byłam poruszona. Bardzo. ALE NAGLE mama pyta na ile my jedziemy na wakacje i jak ona ma sobie poradzić tyle czasu sama z naszym psem. Znowu wybuchła tym trybem obronnej, podszytej złością paniki. Znowu mnie wzięła z zaskoczenia. Znowu ją sprowadziłąm na ziemię zapewniając, że to jej WYBÓR, jak wybierze inaczej to załatwimy inną opiekę dla naszego pieska. Ale tym razem już nie wytrzymałam i sama jej rzuciłam "co tobie odwala!? Mamo, ogarnij dupę!" - to ostatnie tak ją zakoczyło, że zaczęła się śmiać i przeprosiła.
Wróciłam do sedna - mamo, mam przyjechać rano czy wieczorem.
Na to mama, że i tak jest cały dzień w domu na emeryturze i mam po prostu przyjechać.
Okay.
Rozłączyłam się wykończona psychicznie, padłam na kanapę jęcząc. Mój chłopak pyta "co się stało? Coś nie tak?"
Chciałam mu opwoiedzieć, ale akurat dzwoniła mama. Więc odebrałam. A mama mówi, że jednak lepiej by było, żebym przyjechała rano, bo właśnie sobie przypomniała, że wieczorem idzie z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku na wernisaż. Oczywiście zaprasza nas do muzeum, bo wernisaż ciekawy, ale nie może zagwarantować, że będzie miała dla nas przestrzeń, bo była już wcześniej umówiona z jakaś Basią, Kasią i Halinką na pogaduchy (ofc imiona wymyślam, ale tak szczerze MEGA się cieszę, że w końcu moja mama ma koleżanki). Wzdycham do słuchawki, trochę zirytowana, a trochę z ciepłem, bo takiego żyćka mamie zawsze życzyłam: "A nie mówiłam, że masz napięty grafik, mami?". A na to mama, żebym już nie przesadzała, po prostu ot wernisaż, życie emerytki. Zbywa to, jakby to nie było nic istotnego (gdyby sobie sprzed 10 lat powiedziała, że tak będzie wyglądać jej życie, to pewnie ta mama sprzed 10 lat byłaby przerażona skąd ona weźmie tyle odwagi by robić te wszytskie rzeczy <3). Zostawiam temat i pytam o której mogę przyjechać, czy lepiej o 9 czy o 10?
Mi odpowiadają te godziny by ominąć tłok na dworcu.
A to mamę zaskakuje. Pyta ostrożnie "a mogłabyś przyjechać trochę później?", ja już zestresowana, bo chcę bez tłoku, im później w piątek tym więcej tłoku na dworcu głównym, więcej bodźców, a nie mam w głowie na to przestrzeni, więc pytam "Mogłabym, ale wolałabym nie. A dlaczego?", a na to mama "A tak pytam, bo wolałabym, żebyś była tak około 15...".
Ja milczę... trawię, że pakuję się w to co mnie i mojego psa stresuje, ale w końcu mała będzie miała dobrą opiekę...
Negocjuję i proponuję: "A może o 12?", na co mama "A, 12 byłaby okay! Dobrze, to ustawmy się tak, może zdążę wrócić do 12" xD No myślałam, że jebnę! Ze śmiechem już pytam tej "siedzącej non stop w domu emerytki" gdzie będzie do tej 12 w południe. A ona z dumą mi wyjaśnia, że może być z wnusiem na spacerku. I wtajemnicza mnie w grafik obowiązków babci. Bo gdy mały wstaje między 6-7, to jej babciny spacer wypada miedzy 10-12, a jeżeli wstaje między 7-8, to spędzają razem czas od 11-13. A wiadomo, że wnusio jest najważniejszy - tłumaczy mi przepraszająco mama.
xD
No nie mogę.
Dobra, ze śmiechem zgadzam się na ta 12, najwyżej dołączę wraz z pieskiem do jej spacerku z wnuczkiem. Luz. Miło będzie. xD
Mama mnie przeprasza, że tak wyszło, a ja jej przypomniam, że WIEM, że tak wygląda jej życie i się z tego powodu cieszę, szanuję jej wybory i dlatego w ogóle dzwoniłam przecież pytając o te godziny.
Mama powiedziała, że nas kocha i kazała iść spać.
Skończyłam rozmowę i opowiedziałam O. co się odjebało podczas tych kilku minut rozmowy. Mój chłopak westchnął i stwierdził, że mama ewidentnie też jest przebodźcowana i jej sposób komunikacji to przecież jest niemal 1:1 to jak my obydwoje teraz jesteśmy przeciążeni i zestresowani. Że łatwiej to zrozumieć, bo obydwoje też balansujemy na granicach wytrzymałości.
Mam nadzieję, że to jest to... Ech...
A dziś zgłosiłam się do konkursu... okazało się, że napisanie swojego bio jest prostrze niż myślałam. Ech.
10 notes · View notes
demisemylife · 8 months
Text
Widziałam dzisiaj idealnego motylka... same kości i skóra, nogi chude i tak delikatne jakby miały zaraz się połamać... wszystkie kości widoczne..
już chciałam do niej podejść i powiedzieć, że zazdroszcze ale obawiam sie, że to by było niestosowne.
To dało mi strasznego kopa w dupe i mówie wam warto do takiego wyglądu dążyć!!! nie poddawajcie sie motylki!! 💗
28 notes · View notes
theophan-o · 8 months
Text
Tumblr media
Słynna scena zabawy w Rozłogach — tak, jak wyszła spod pióra Henryka Sienkiewicza w 1883 r.
Tumblr media
Autograf Henryka Sienkiewicza (1846-1916), fragment IV rozdziału I tomu powieści "Ogniem i mieczem". Dokładnie ten:
...tak blisko, iż prawie ramieniem dotyka jej ramienia, widział rumieńce nie schodzące z jej twarzy, od których bił żar, widział pierś falującą i oczy, to skromnie spuszczone i rzęsami nakryte, to błyszczące jak dwie gwiazdy. Bo też Helena, choć zahukana przez Kurcewiczową, choć żyjąca w sieroctwie, smutku i obawie, była przecie Ukrainką o krwi ognistej. Gdy tylko padły na nią ciepłe promienie miłości, zaraz zakwitła jak róża i do nowego, nieznanego rozbudziła się życia. W jej twarzy zabłysło szczęście, odwaga, a te porywy, walcząc ze wstydem dziewiczym, umalowały jej policzki w śliczne kolory różane. Więc pan Skrzetuski mało ze skóry nie wyskoczył. Pił na umór, ale miód nie działał na niego, bo już był pijany miłością. Nie widział nikogo więcej przy stole, tylko swoją dziewczynę. Nie widział, że Bohun bladł coraz bardziej i coraz to macał głowni swego kindżału; nie słyszał, jak pan Longin opowiadał po raz trzeci o przodku Stowejce, a Kurcewicze o swoich wyprawach po „dobro tureckie”. Pili wszyscy prócz Bohuna, a najlepszy przykład dawała stara kniahini wznosząc kusztyki to za zdrowie gości, to za zdrowie miłościwego księcia pana, to wreszcie hospodara Lupuła. Była też mowa o ślepym Wasylu, o jego dawniejszych przewagach rycerskich, o nieszczęsnej wyprawie i teraźniejszej wariacji, którą najstarszy, Symeon, tak tłumaczył: — Zważcie, waszmościowie, iż gdy najmniejsze źdźbło w oku patrzyć przeszkadza, jakże tedy znaczne kawały smoły dostawszy się do rozumu nie miały go o pomieszanie przyprawić? — Bardzo to jest delikatne instrumentum — zauważył na to pan Longin. Wtem stara kniahini spostrzegła zmienioną twarz Bohuna. — Co tobie, sokole? — Dusza boli, maty — rzekł posępnie — ale kozacze słowo nie dym, więc zdzierżę. — Terpy, synku, mohorycz bude. Wieczerza była skończona — ale miodu dolewano ciągle do kusztyków. Przyszli też kozaczkowie wezwani do tańcowania na tym większą ochotę. Zadźwięczały bałabajki i bębenek, przy których odgłosach zaspane pacholęta musiały pląsać. Później i młodzi Bułyhowie poszli w prysiudy. Stara kniahini, wziąwszy się pod boki, poczęła dreptać w miejscu, a podrygiwać, a podśpiewywać, co widząc pan Skrzetuski sunął z Heleną do tańca. Gdy ją objął rękoma, zdawało mu się, iż kawał nieba przyciska do piersi. W zawrotach tańca długie jej warkocze omotały mu szyję, jakby dziewczyna chciała go przywiązać do siebie na zawsze. Nie wytrzymał tedy szlachcic, ale gdy rozumiał, że nikt nie patrzy, pochylił się i z całej mocy pocałował jej słodkie usta. Późno w noc znalazłszy się sam na sam z panem Longinem w izbie, w której posłano im do spania, porucznik zamiast iść spać, siadł na...
A tak nasz najmilszy Mistrz Henryk zapisywał TO ukochane nazwisko i poprawiał swój ukraiński (wiem, jestem nerdem, ale nie powstrzymam tego:-):
Tumblr media
Rękopis w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, sygn. 12582/II. Wersja zdygitalizowana dostępna jest tutaj:
20 notes · View notes
1234stas · 18 days
Text
👋nowy dzień 🙀poniedziałek ✌️słońce 😭praca 🧑🏻‍💻ja, tylko że leżę, jak mam się skupić to na leżąco 📝lista rzeczy do zrobienia, tak naprawdę tylko jedna rzecz jest problematyczna 🐣pomoc kolegi w pracy, z jednej strony faktycznie jest luzik, z drugiej jest nudno, całkiem mam w ogóle ochotę pouczyć się rzeczy do zmiany pracy, mam ochotę na naukę 📙SoundCloud, mam ochotę robić lepiące piosenki, czytanie Debory Vogel miało by teraz po2️⃣ sens, bo też kwiecień i kwitnie, w 🏐głowie nowe piosenki się jakoś w końcu układają, widzę że ma to sens, ale zupełnie nie mam przestrzeni żeby je robić, tzn stwierdzam że ich nie będę robić, ale jednocześnie widzę że jak ich nie robię to niewiele robię, najlepsze w robieniu muzyki jest to że się na niej tak skupiam, super poczuci skupienie, zwykle jestem tak rozkojarzony 🗓️zapełnia się, mam ochotę olać zupełnie wydarzenia, obejrzałem w weekend 10 wystaw (tak) i tylko jedna mi się podobała, ale to jest takie podobanie: ładne, wygląda miękko, doceniam, i idę do domu 💣w sobotę zagram dj set i będę grać basowe piosenki, jak gram dj sety to jednak nudzi mi się grać ładne delikatne rzeczy, zastanawiam się jak się ubrać do tego, wczoraj widziałem na zdjęciu jednej osoby na ig siebie w tle na ephemerze w zeszłym roku, pamietam co miałem ubrane na tamtej i jeszcze poprzedniej ephemerze i to zaskakujące jak niepewnie sie czuje z ubieraniem wciąż a jednocześnie widzę że w poprzednich latach było gorzej, więc teraz jest już lepiej 🍳ciepło gęste powietrze, odklejam się od dyscypliny zupełnie, niedobrze!!!
cdn?
6 notes · View notes
niechciaana · 3 months
Text
Zasługujesz na mężczyznę. Zasługujesz na kwiaty. Zasługujesz na to, żeby drzwi były dla ciebie otwarte. Zasługujesz na to, żeby cie zapraszano na randki. Zasługujesz na kogoś, kto ma na twoim punkcie ZDROWĄ obsesję i chce się z Tobą rozwijać. Zasługujesz na dojrzałego mężczyznę. Zasługujesz na przemyślane teksty i delikatne słowa. Zasługujesz na kogoś kto będzie z tobą walczył w trudnych chwilach. Nie doceniasz siebie, wymagaj od ludzi wyższych standardów. Zdecydowanie zasługujesz na coś lepszego.
8 notes · View notes
kasja93 · 11 months
Text
Dzień dobry wieczór!
Tumblr media
Rano miałam takie zombie mode, że szkoda gadać. Po porannych obowiązkach ledwo udało mi się ogarnąć siebie przed wyjściem. Podjechałam do rodziców i pojechaliśmy do urzędu. Okazało się, że zajebiście się pomyliłam. Byłam przekonana, że zarezerwowałam wizytę na dziś a tak naprawdę dopiero na 7 czerwca? Bo to był najbliższy termin, ale nie dopatrzyłam. Na szczęście użyłam swojego uroku osobistego, nienagannej kultury i tajemnej wiedzy wyciągniętej z pracy w urzędzie skarbowym dzięki czemu udało mi się namówić pana urzędnika (który dla innych był opryskliwy a dla mnie uprzejmy) by obsłużył nas od ręki (choć inni, którzy przyszli na wyznaczone godziny już czekało). Udało nam się wymeldować i uzyskać zaświadczenie o tym, że nikt nie jest zameldowany na mieszkaniu. Notariusza mamy umówionego na 1 czerwca. Jak dobrze pójdzie to koło 7/8 czerwca umówię się z drugim by przypieczętować kupno domu.
Tumblr media
Gdy wróciłam do domu zjadłam pierwszy i jedyny posiłek dziś. Nie mam ochoty jeść, ale nie chce marnować jedzenia i jedzenie jest potrzebne by zakończyć jak najszybciej rekonwalescencję… Jutro nie mam zamiaru nigdzie chodzić i nic robić. Tylko do toalety i z powrotem. Okazjonalnie wizyta w kuchni i nic więcej. Znów na opatrunkach pojawiła się krew. Na dodatek przesiąkła i ubrudziła mi ubranie 💀 żartów nie ma. Kupiłam dziś nowy pakiet opatrunków oraz sprej na rany z antybiotykiem tak w razie W wole go stosować.
W ogóle kupiłam dziś dwie paczki z warzywami oraz owocami w biedronce z aplikacją Too Good To Go. Miałam tam ogórki, pomidory, paprykę, pieczarki, boczniaki, bób (kocham bób!) i od groma jabłek oraz rzodkiewek. Zatem jedzenia mam w opór do końca tygodnia. W lodowce czeka na mnie jeszcze galaretka truskawkowa bez cukru z borówkami, arbuz i sałatka. Wszystko ma generalnie spoko kaloryczność, więc nie ma co świrować… a przynajmniej tak sobie wmawiam. Nadal boje się mieć pełną lodówkę… Na dodatek od operacji nie czuje głodu i staram się jeść na czuja. Wielokrotnie w ciągu dnia mam myśli by coś zjeść, ale nie jestem głodna zatem sobie odpuszczam.
Tumblr media
Wczoraj wspomniałam o nowej przywieszce z Yes. Zatem pochwale się! Mi się mega podoba. Nawet bardziej, niż na którą mam całkowicie ze złota :) bardzo przypomina mi klimaty Life is Strange oraz prequel Before the storm, którego soundtrack uwielbiam! Polecam serdecznie tą grę. Kolejne części już nie są tak zajebiste choć True Colors stanęło na wysokości zadania i było naprawdę dobre.
W ogóle odbierając dziś paczkę kupiłam jak pewnie już zauważyliście konwalie od dziadka, który nieśmiało stał pod biedronką. Kupiłam dwa pęczki za co mi dziadek mocno podziękował. A był to prawdziwy, serdeczny i mocno zakłopotany staruszek.
Przyszła zamówiona frezarka do paznokci wraz z frezami. Zamówiłam takie delikatne by nie zrobić sobie krzywdy 😅 jak tylko poczuje się lepiej mam zamiar wypróbować 💅
Tumblr media Tumblr media
Rudziś dziś była naprawdę nie w humorze. Gdy chciałam zrealizować codzienną dawkę buziaczków i przytulasków zostałam podrapana i UGRYZIONA! Leciutko bo leciutko, ale patrzenie państwo kto nauczył się dziabać od Jerrego!
Specjalnie dla @justpoet dziś więcej fotek uszatych dziadów :) to co napisałaś było dla mnie bardzo miłe. Dziękuje, że jesteś! PS. Przemówieniem na angielskim się nie przejmuj na bank pójdzie dobrze. No i trzymam kciuki ✊🏻
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
W ogóle czasem czuje się jak mama małych dzieci. Dziś weszłam do kuchni i zaczęłam sortować zakupy. Podbiegła Ruda zaczęła robić to swoje „uh uh uh” kręcąc ósemki wokół moich nóg. Dostała liścia sałaty rzymskiej, wzięła w zęby i uciekła! Normalnie przypomniało mi się jak moja przyjaciółka smażyła ostatnio naleśniki i jej dwójka dzieciaczków w wieku przedszkolnym tak przychodziła podbierać już usmażone naleśniki :)
Jerry mi się wczoraj dał wygłaskać podczas dawania smaczków 🥰 szanuje jego charakter. Ja mogę się położyć na dywanie koło niego byle się nie ruszać. On chętnie zawsze nawet w ciągu dnia wskakuje na łóżko czy podchodzi by pyrgnąć mnie noskiem co oznacza przywitanie w króliczej mowie. On jednak sobie nie życzy być dotykanym. Taki już ma charakter. Czasem tylko do niego zagadam „Jerruuuś!” A on już spierdziela jak najdalej najczęściej pod łóżko bądź za fotele 🫣😂
Tumblr media
Uszaki dostały dziś po kawałku marchewki. Ruda po zjedzeniu swojego zabrała mężowi jego w połowie zjedzoną. Jerry dostał nowy kawałek, ale już nie chciał. Ruda jak odkurzacz wciągnęła kolejny kawałek. Teraz dwa niszczyciele światów leżą sobie razem przytulone do siebie. Już się nie mogę doczekać, aż na ogrodzie zrobię im wybieg! Już widzę tą radość jak będą mogły kicać po zielonej trawie 😊
Niestety ze względu na ilość zdjęć królików nie zmieścił się screen z apki garmin Connect. Podaje zatem dane:
8:54 snu
3841 kroki
Stres: wysoki 28 min, średni 2h03, niski 5h22
Body battery 32/100
Spalone kalorie 457 aktywnie, 1756 spoczynkowe
46 notes · View notes