Ja chcę cię dotknąć zanim złe dni pokażą nam samotność w pokojach bez drzwi. Nasza dorosłość, chyba ma Deja Vu i muszę się znów potknąć, by wspiąć się na szczyt...
Widzę jak ucieka ze mnie życie, jak marnuję dzień za dniem. Dosłownie młodość przelatuje mi przez palce. Nie umiem się pozbierać, bo w głowie mam myśli, że co nie zrobię będzie źle, że i tak nic mi się nie uda i wszystkich zawiodę.
Jak wspomniałam w pierwszym poście, zacznę od tych spraw, które mii dolegają. Oto wstęp do jednej z nich. Cierpię na tzw. najsmutniejsze zaburzenie świata, syndrom DDA. Nie jest to stricte choroba, a cały zespół cech osobowości i pancernych mechanizmów obronnych u osób wychowujących się w rodzinie z problemem alkoholowym. Zaburzenie w funkcjonowaniu jest rozumiane jako utrwalone, powtarzalne schematy funkcjonowania.
To wszystko przekłada się na nasze życie i zostaje z nami do końca. Dzieci z takich rodzin doświadczają w swoim życiu problemów związanych z funkcjonowaniem emocjonalnym, kontaktami interpersonalnymi. Od urodzenia doświadczamy przede wszystkim lęku (co u mnie doprowadziło do rozwoju zaburzeń lękowych). Towarzyszy nam poczucie izolacji, odmienności i osamotnienia. To jest pasmo bolesnych strat i rozczarowań związanych z zwykle pogarszającą się sytuacją rodziny, a także brakiem zainteresowani życiem dziecka bądź jego nadkontrolą. W takiej rodzinie dziecko jest narażone na frustrację z powodu naruszenia podstawowych życiowych potrzeb: bezpieczeństwa, akceptacji, poczucia bycia ważnym.
Skutkiem tego jesteśmy bardzo często adaptacyjni, z uwagi na wiele trudności, które musieliśmy pokonać w młodszym wieku - jako dorośli z łatwością przystosowujemy się do różnorodnych warunków. Bywa to pomocne w radzeniu sobie w kryzysowych sytuacjach. Nie tracimy wtedy głowy, tylko spokojnie bierzemy się do działania - dzięki temu np. to ja uratowałam szwagrowi życie, gdy prawie odciął sobie dłoń i nie stałam wryta z przerażenia jak większość wokół. W razie wypadków czy katastrof pierwsi wiemy, co robić. Z uwagi na to, ze wychowaliśmy się w poczuciu nieustannego zagrożenia i braku stabilności, mamy w sobie pewien rodzaj nadkontroli. Jesteśmy zawsze czujni, wyczuwamy niebezpieczeństwo szybciej, niż inni. Jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani, przygotowani na każde możliwe wydarzenie.
Bardzo ciekawy edukujący filmik, który moim zdaniem każda osoba wchodząca w tzw. „dorosłość” powinna obejrzeć. Żałuję, tylko że dopiero wczoraj go zobaczyłam po raz pierwszy, dziewczyna opowiada w nim o rzeczach, które oprócz zdrowia psychicznego i traum (nie tylko swoich, ale i tych rodowych) będziemy musieli sami lub najlepiej z pomocą specjalistów „naprawić, gdy dorośniemy”. Jednak lepiej zabrać się za nie jak najszybciej i nie czekać, aż będziemy pełnoletni, wyprowadzimy się na swoje, pójdziemy na studia lub kiedy będziemy mięli więcej czasu.