I nagle przychodzi moment, w którym zaczynasz czuć się piątym kołem u wozu, nawet dla osób które zapewniają że nim nie jesteś..
280 notes
·
View notes
Nie wrogowie, a przyjaciele zadaja największe cierpienie. Nikt i nic nie moze zranić Cię bardziej niż fałszywa przyjaźń, po której następuje samotność.
14 notes
·
View notes
Bezinteresowność.
Czy ma to jeszcze jakiekolwiek znaczenie?
Robię to bezinteresownie
-BY dziewczyna, która mi się podoba mnie polubiła
-BO nie lubię siedzieć w domu i czuję się tak lepiej
-BY mnie zauważyli
-BY mi wybaczył
-BY spędzić miło czas
Ile kurwa rzeczy robi ktoś bezinteresownie BO TAK. Bez żadnego celu własnego. Bez żadnych wpływów z tego.
3 notes
·
View notes
Gdybyś wiedział, co zostało powiedziane podczas twojej nieobecności, to przestałbyś się uśmiechać do wielu osób.
2 notes
·
View notes
"Niewiem już komu ufać , bo nie wiem kto chce mnie wykorzystać"
2 notes
·
View notes
Jak ja tego nie lubię że przypominają sobie o mnie tylko w momencie gdy coś potrzebują
0 notes
ludzie mowia ze podobalo im sie bardzo jak zagralismy, ale ja im nie wierze
mysle, ze glitche z mojego kompa byly nie do wytrzymania. i ze kazdy mowil ze im sie podobalo i to akceptowali tylko dlatego, ze chcieli byc mili dla mnie. to wszystko jest glupie. moze to w mojej glowie, ale wydaje mi sie ze ludzie sa meegaa falszywi i zupelnie im nie ufam, ale ja nie wiem o co chodzi. moze to tylko w warszawie? ale wiem ze nie zagralem tak, jak chcialem zagrac. yet, jestem calkiem z siebie dumny, ze dalem rade dociagnac ten set i nie rozpłakałem się tam na środku. ale frustruje mnie tez to, ze nigdy nic nie jest tak jak chce. ze przegrzewa mi sie komp, ze mam slaby czas, ze czuje ze cos sie pierdoli, ze nie mam sily byc najlepsza wersja siebie dla innych, ze nie mam energii zeby dobrze wypasc przed ludzmi ktorych wlasnie poznalem. nawet jak typiara, ktora crashuje zaprasza mniei na impreze, to ja i tak czuje, ze zrobila to dla wlasnej satysfakcji i chce sobie zboostowac wlasne ego. jedyna osoba, ktorej jestem pewien to kinga, a i ją zawodzę tym, że nie potrafie byc silny i stabilny. ze jestem po prostu kłębkiem nerwów od jakiegoś czasu. zaluje ze nie moglem dzisiaj zagrac tak, jak chcialem (i ze moje emocje (lęki?) nie są takie, jakie chce zeby byly). ale chyba bardziej jeszcze zaluje, ze nikt mi nie powiedzial wprost: to bylo chujowe, nie dalo sie tego sluchac. mam wrazenie ze kazdy tak myslal, ale nikt nie powiedzial. ciesze sie ze asia byla z tego seta zadowolona, bo jej jakos tez ufam, ze faktycznie mowi prawde. moze powinienem po prostu przestac myslec o osobach, ktorym nie ufam? i dawac jebanie tylko o tych, w ktorych wierze? ale wydaje mi sie, ze kazdemu moge zaufac, jesli te osobe dobrze poznam. natalii dlugo nie ufalem, ale gdy podzielilem sie z nia moimi obawami wszystko zaczelo byc lepsze (choc wciaz sie boje i nie do konca w to wierze, ze ona mnie faktycznie lubi). powinienem sie odciac od ludzi, ktorym nie ufam i ktorzy czuje ze pierdola za moimi plecami? nie martwic sie tym, co poczuja? powiedziec im wszystko prosto z mostu? czy miec wyjebane i dalej w to grac? nie wiem co sie stanie, jesli zaczne stawiac swoje granice duzo mocniej. wydaje mi sie, ze wyjdzie z tego wiecej krzywdy, bo mniej bede prowadzil dialogu z innymi, bede szukal mniej porozumienia. zaluje ze nie moge byc dla innych taki, jaki chce byc. i ze jest tak malo osob, ktore sa wobec mnie takie, jakbym sobie tego zyczyl. czemu nikt tu nie widzi ze sie męczę? przyjechalem do tej warszawy i kazdy zaklada ze wszystko u mnie w porzadku. nikt nie chce mi pomoc, nikogo nie obchodzi co czuje, nikt nie chce sie przejmowac tym co we mnie siedzi i z czym przyjechalem. juz zapomnialem o tym, co wydarzylo sie u mnie i u kingi w czwartek. przez to, ze mam wrazenie, ze nikt nie chce mnie wysluchac, nikogo nie interesuje. ludzie sa mega nieczuli. ale czy ja jestem inny? od jakiegos czasu nie radze sobie ze swoimi rzeczami w glowie, wiec jak mam sobie radzic z innymi? ale jednak chyba osoby, ktore sobie radza powinny mi pomoc. czemu nikt mi nie chce pomoc. nie wymagam wiele - tylko wysluchania i obecnosci. tak jak z tej ksiazeczki o empatii.
0 notes
Mówienie o czymś, co niszczy cię od środka jest tak cholernie trudne. Mówisz to jednak z takim spokojem jakby było ci obojętne. Bo nie chcesz pokazywać słabości, nie chcesz, żeby inni widzieli, że sobie nie radzisz. Więc udajesz silna, niewzruszoną, a tak naprawdę jesteś krucha jak filiżanka. Wystarczy jedno słowo aby rozbić cię na kawałeczki.
272 notes
·
View notes