Post specjalny ED w życiu dorosłym i dojrzałym.
Długo już zwlekałam ale obiecałam, więc bez przedłużania! (choć post jest długi)
Post jest głównie oparty na moich osobistych doświadczeniach i paru uwagach, które podsunely mi inne konta #edadult i #ed18+
O 4nor€ks1 mówi się że to choroba nastolatek i oczywiście w większości przypadków wtedy się to wszystko zaczyna. Bl1mi4 i BED częściej dotyczą osób w starszym wieku, choć te dwa ostatnie częściej są wynikiem tej pierwszej i wcześniejszej historii lat restrykcji.
News flash - 3D nie przemija wraz z wiekiem. Jeśli nigdy nie podjeliscie żadnej próby terapii są dwie drogi:
A) jesteście dorosłymi, którzy siedzą na karku swoim rodzicom i nigdy nie rozwijają skrzydeł. Wasze życie składa się z powrotów do szpitala nieudanych terapii. Pewnego dnia stwierdzają, że 3D zabrało wam 10 najlepszych lat życia.
B) z wiekiem i rozwijający i się możliwościami "motylkoV@nie" przechodzi na dalszy plan, ale zawsze jesteście z siebie niezadowoleni, wiecznie jest to temat który was męczy i w wielu przypadkach ogranicza. Ciągle gonicie swoją "4n@ honeymoon phase". Albo jedne obsesję zastępujecie innymi - pracoholizm, sprzątanie, przesadne dbanie o wygląd, nadmierne uprawianie sportu... Do wyboru do koloru.
C) opcja (w której zawieram się ja) - Poszliście na terapię i zrobiliście z tym porządek, ale zostały blizny.
"Nie mogę się doczekać gdy będę dorosłą i wyprowadzę się z domu - będę się wtedy głodzić"
No cóż wedle statystyk dorosłe życie zaczyna się teraz koło 30-stki. Jeśli myślicie, że po ukończeniu 18-nastki. Magicznie stać was na wyprowadzkę i decydowanie o sobie - to gratulacje. Ale większość z was jeszcze długo będzie potrzebowało wsparcia rodziny i zanim się tam na prawdę usamodzielni i znajdzie swoją drogę. Przekonacie się szybko, że nie ma specjalnego traktowania bo dziś masz dzień fasta, a wasz brak sił i niemożność skupienia się na pewno nie pomoże w sprawach finansowych.
Sporo ludzi na szczęście wtedy właśnie zaczyna szukac pomocy, bo świat się przed nimi otwiera, widzą że ludzie dokoła coś robią, wchodzą w związki, planują przyszłość, a ty stoisz w miejscu że swoją tabela ka1oryczną i wag@
"jak osiągnę moje UGW to kończę z tym"
No i jak myślicie tak z doświadczenia wielu osób które rozpoczęły swoją wątpliwa znajomość z 4n4 - kończy się to czy nie kończy? Zaręczam wam, że nigdy już nie spojrzycie na jedzenie tak samo jak wtedy zanim wiedzieliście co to kalor1@. Nawet po latach zostały mi takie przyzwyczajenia które teraz w dojrzałym życiu bywają dla mnie źródłem totalnego krindżu...
Więc tak wygląda życie osoby dorosłej/dojrzałej z 3D (w moim przypadku po przejściach).
- niczego nie słodzę cukrem (noszę że sobą słodzik, kiedy idę na kawę do koleżanki)
- nie używam masła
- nie używam tłuszczu jeśli to tylko mozliwe
-od lat pije mleko 0.5 max 1.5. Nie znoszę kawy bez mleka, ale jeśli nie ma innej opcji biorę czarną
-panierka budzi we mnie niepokój. Chleb też. Prawdopodobnie dyskretnie zdejmę panierkę z kotleta na proszonym obiedzie.
-unikam rzeczy które trudno obliczyć albo które przygotował ktoś inny (wszelkie jedzenie na imprezach - choć oczywiście nie na tyle by kogoś urazić. To znaczy, że się częstuje, ale z umiarem)
-unikam słodyczy i rzeczy które są zbyt smaczne (czekolada, chipsy, lody inne rzeczy "do chrupania", fastfood - to ostatnie akurat nigdy nie było jakoś czeste po prostu nie lubię ani MC ani KFC ani innych takich) Boję się, że mogłabym nie moc przestać ich jeść - wolę nie zaczynać. Chyba że mam to zaplanowane ( Cheat Day)
-nikt mnie niczym nie częstuje bo zawsze odmawiam. Dosłownie - nawet już mi nikt nic nie podsuwa ani nie namawia.
-boję się tycia i utraty kontroli (mam za sobą historie z bul1m1@ więc wiem jak się traci kontrolę na całego).
- w jakimś stopniu nadal towarzyszą mi jedzeniowe rytuały.
-literalnie porównywanie się do dzieci. Wiecie, że nie jesteście już nastolatkami, a wasze body-goals to jakaś nieletnia "modelka" z insta.
- brak żywieniowej spontaniczności. Raczej nie zdarza mi się bym nie wiedziała co zjem w ciągu najbliższych 2-3 dni. Odpadają nagle wypady, niespodziewane obiadki w knajpie. A jeśli już gdzieś idę to na pewno zamówię coś co wyda mi się najbezpieczniejsze (tak, często sprawdzam wcześniej menu danej restauracji żebym nie musiała robić lipy i zastanawiać się godzinę)
- czytanie etykiet na zakupach (a nawet sprawdzanie z Fitatu). Zastanawianie się dłuuuugo czy czegoś chce i czy mogę to chcieć. Zabawa w "do koszyka, a za moment spowrotem na półkę".
- Jeśli nie ma dokładnie tego co chce w danym sklepie potrafię iść na drugi koniec miasta by to znaleźć. Ciężko idzie z nowymi rzeczami do jedzenia.
- prawie zawsze opcja light i "zero"
- jestem na tyle szczupła by ludzie zwracali na to uwagę. Słyszę często "ale pani to jest chudziutka" a jeszcze gorsze są komentarze od ludzi, którzy dawno mnie nie widzieli i pamiętają mnie grubą. Często muszę odpowiadać na różne dziwne pytania - jak schudłam, czy jem, czy nie jestem aby chora. Budzi to u mnie ogromne zażenowania bo mam czasami wrażenie, że zrobiłam coś złego. Nie wspomnę nawet o tym jak uważnie obserwuję mnie własna matka, która pamięta o moim dawnym 3D.
- nie wypowiadam tego na głos, ale miewam fatfobiczne myślenie i zdarza mi się kogoś oceniać pod względem tuszy i stylu życia. Nienawidzę tego w sobie!
- decyzja o tym by nie mieć dzieci. Nigdy nie czułam że jestem na tyle stabilna by dać komuś życie i go dobrze wprowadzić w ten świat. Sama czuje się nie raz jak dziecko. Lęk przed tym, że mogę moje wadliwe geny przekazać lub być "almond mum" (proszę was - to nie jedyny powód i nie przekonujcie mnie, bo decyzja zapadła lata temu. Nigdy nie widziałam siebie w roli matki, a dzieci nie budzą we mnie żadnych emocji. Jestem na półmetku życia i nigdy nie żałowałam)
- odpowiedzialność za dom i druga osobę. Jako dorośli będziecie mieli najprawdopodobniej stałego partnera/partnerkę. Kogoś trochę na innym poziomie niż chłopak czy dziewczyna. Będą wspólne rachunki, a wasze gacie będą razem w koszu na pranie. Zawsze musicie pamiętać, że to związek jest najważniejszy i to, co jest między wami. 3D często pcha się na trzeciego. Wiele rzeczy funkcjonuje u mnie tak jak funkcjonuje bo mam pewne przyzwyczajenia - najprostszy przykład - gotujemy sobie oddzielnie. Samo tak wyszło. Mój S. nie chce jeść "mojej trawy", a ja nie bardzo gustuje w talerzach ociekajacych tłuszczem i porcjach dla górnika. Nikt nikomu nie wytyka sposobu żywienia, choć czasami sobie żartujemy.
- patner/partnerka widzi was na codzień i jeśli macie trochę oleju w głowie nie pozwolicie by 3D niszczyło związek. Mój S. wie o moich dawnych problemach i wie też o tym z czym zmagam się do dziś. Wszystko szanuje i do niczego się nie wtrynia dopóki nie robię sobie krzywdy, a ja wychodzę z założenia, że za bardzo go kocham by sprawiać mu przykrość a przede wszystkim coś ukrywać. To zawsze jest myśl przewodnia i czerwone światło w mojej głowie - kiedy nie daj Bosze pomyślę o jakichś głupotach.
-praca i odpowiedzialność - oczywiście jeden z najważniejszych aspektów tego dorosłego życia. Wspomniałam wcześniej, że nie ma specjalnego traktowania i na prawdę ludzi nie interesuje, że chcesz żyć na 500 kc@l - masz obowiązki i na głodniaka raczej nie będziesz ani użyteczny ani produktywny. Jeśli zrobisz sobie krzywdę - to sam/a poniesiesz ich konsekwencje. Teraz tego nie doceniacie, ale rodzice którzy widzą wasz problem i wysyłają was na terapię, i chcą wam pomoc - to skarb! Korzystajcie póki możecie. Terapia i lekarze - to nie są tanie rzeczy. (Teraz jestem wdzięczna, że moi ofiarowali mi tę dozę "twardej miłości")
- zmarnowany czas. To ostatni aspekt który chciałam poruszyć. Moje 3D i alkoholizm zeżarły mi 10 lat życia! Nic mi tych lat nie zwróci. Czasami mam wrażenie, że wszystko musiałam nadrabiać z dużym opóźnieniem. Odkrywałam radość życia i nowe rzeczy, które moi rówieśnicy rocznikowi mieli już lata temu ogarnięte. I czasami czuje ogromny żal do siebie.
-myśl o własnej śmiertelności. To taki ogólny aspekt zdrowia psychicznego. Cóż, myślałam, że nie ma przede mną przyszłości i po prostu kiedyś ze sobą skończę, więc nie warto się starać (piszę o tym bo, często widuje takie podejście na blogch młodych osób) Cóż za niespodzianka!! Jednak żyje i mam się dobrze, i nadal jestem w szoku, że w sumie to nie chcę umierać. A im dłużej żyję, tym mniej mi się podoba to, że prędzej czy później trzeba będzie odejść 🙁. A zaburzeni@ odżyw1ania niestety często mają taki finał.
Mam nadzieję, że się nie zanudziłiście czytając. Mam też nadzieję, że nie wystraszyłam za bardzo młodzieży... Wiecie, też kiedyś byłam gówniarą i mówię to z sentymentem a nie z pogardą i taki post pominęła bym z wzruszenie ramion - co tam mi stara baba będzie gadać... A teraz jestem stara baba i gadam 😆.
68 notes
·
View notes
Munakata Souta x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
ᴋɪʟᴋᴀ ʀᴏᴢᴍᴏ́ᴡ ᴏ sᴏᴜᴄɪᴇ ᴢ ʀᴏ́ᴢ̇ɴʏᴍɪ ᴏsᴏʙᴀᴍɪ, ᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴘᴏᴍᴀɢᴀᴊᴀ̨ [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] ᴢʀᴏᴢᴜᴍɪᴇᴄ́, ᴢ̇ᴇ ᴘʀᴢᴇɢᴀᴘɪᴌᴀ sᴡᴏᴊᴀ̨ sᴢᴀɴsᴇ̨ ɪ ᴘᴏʀᴀ ᴛᴏ ɴᴀᴘʀᴀᴡɪᴄ́.
ᴡ ᴄᴢᴀsɪᴇ ᴘɪsᴀɴɪᴇ ᴛᴇɢᴏ, ғɪʟᴍ ʙʏᴌ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ ᴡ ᴘᴏʟsᴋɪᴇᴊ ᴅʏsᴛʀʏʙᴜᴄᴊɪ ᴋɪɴᴏᴡᴇᴊ. ɴɪᴇ ᴍɪᴀᴌᴀᴍ ɴᴀ ᴛʏʟᴇ ᴅᴏʙʀᴇᴊ ᴘᴀᴍɪᴇ̨ᴄɪ ʙʏ ᴜᴢ̇ʏᴄ́ ᴏʀʏɢɪɴᴀʟɴᴇɢᴏ ᴢᴀᴋʟᴇ̨ᴄɪᴀ ᴢᴀᴍʏᴋᴀᴊᴀ̨ᴄᴇɢᴏ ᴅʀᴢᴡɪ ᴀɴɪ ᴢɴᴀʟᴇᴢ́ᴄ́ ɢᴏ ᴡ ᴘᴏʟsᴋɪᴇᴊ ᴡᴇʀsᴊɪ, ᴡɪᴇ̨ᴄ ᴢᴏsᴛᴀᴌᴏ ᴍɪ ᴘʀᴢᴇᴛᴌᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ ᴢ ᴋᴀᴡᴀᴌᴋᴏ́ᴡ ᴀɴɢɪᴇʟsᴋɪᴇᴊ, ᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴅᴀᴌᴏ sɪᴇ̨ ᴢɴᴀʟᴇᴢ́ᴄ́ ɴᴀ ɴᴇᴄɪᴇ.
ғʀᴀɢᴍᴇɴᴛ ᴡʏᴋᴏʀᴢʏsᴛᴀɴᴇᴊ ᴘɪᴏsᴇɴᴋɪ ᴢ ʟᴀᴛ 80. ᴛᴏ ғʟʏᴅᴀʏ ᴄʜɪɴᴀᴛᴏᴡɴ ɴᴀʟᴇᴢ̇ᴀ̨ᴄʏ ᴅᴏ ʏᴀsᴜʜʏ.
[Reader] spojrzała na śmiejącego się Hitsujirō. Było w tym dźwięku coś znajomego. W pierwszej chwili nie była nawet w stanie określić, co dokładnie. Kiedy wreszcie to do niej dotarło, poczuła ciężar w okolicy serca. Dziadek Sōty miał dokładnie ten sam śmiech, co jego wnuk. Rozlewający się po szpitalnym pomieszczeniu niczym promień jasnego światła w ciemnym pokoju. Jednak była w nim jakaś gorzka nuta. Jakby nigdy nie wierzył, że jego potomek mógł cokolwiek zrobić dobrze, i fakt, że wreszcie nastąpiła katastrofa, był zabawny.
— To nie jest śmieszne! — wykrzyczała z wyrzutem.
Czuła, jak gorące łzy skapują jej po policzkach. Te, które kumulowały się w niej od dwóch tygodni. Zaczynała rozumieć, dlaczego Sōta rzadko odwiedzał dziadka. Bronienie się przed nim rękami i nogami nagle nabrało sensu. Był świetnym zaklinaczem, ale niezbyt dobrym członkiem rodziny.
***
Dobrze pamiętała pierwszy raz, gdy spotkała Munakatę. Był wtedy jeszcze nastolatkiem. Nie całkiem wprawnym w sztuce zamykania przejść. Gdyby postawiono ich przy sobie, zdecydowanie widać byłoby, że to [Reader] ma większe doświadczenie.
Nigdy wcześniej nie była w Tottori. Zmęczona długą podróżą, wierzyła, że będzie miała czas odpocząć. Rodzina zarezerwowała jej nawet wygodny pensjonat. Jednak gdy na horyzoncie pojawiły się znajome czerwone smugi, wiedziała, że nie będzie jej to dane. Czarne drobinki pyłu w powietrzu śmierdziały zniszczeniem. Pachniały świeżą ziemią i śmiercią.
Zanim dobiegła na miejsce, ogromna dżdżownica już wiła się w górę. Jak zawsze szykowała się, by spaść. Przynosząc ze sobą trzęsienie ziemi i pochłaniając setki żyć. [Reader] szczerze zdziwiła cudza obecność. Cała jej najbliższa rodzina należała do zaklinaczy. Choć nigdy nie wykluczali, że istnieje więcej osób, takich jak oni, nie miała okazji takowych spotkać. Dlatego widok Sōty był szokujący.
To był pierwszy raz w życiu, gdy stwierdziła, że coś zaparło jej dech w piersiach. Było to dość szalone. W końcu biegła przez opuszczone, suche pola ryżowe wprost w stronę niebezpieczeństwa. A jednak w Munakacie widziała jedynie spokój. I, choć drzwi do silosu za nic nie chciały się ruszyć, stawiał im czoła. Krok za krokiem, walcząc z obezwładniającą siłą otchłani.
Dopadła drzwi, zapierając się nogami z całych sił. Gdy skrzydło lekko drgnęło, wiedziała, że za chwilę będzie po wszystkim.
Długie, czarne włosy targane siłą huraganu zasłaniały twarz chłopaka. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że kryją się za nimi błękitne tęczówki, przywodzące na myśl bezkresne jeziora w pogodny dzień. W jego ręce połyskiwał złoty klucz. Ten sam, który z wielkim trudem wbił w zmaterializowany zamek.
— O Wielcy Bogowie, którzy rządzicie pod ziemią, wy, którzy chroniliście ludzkość przez pokolenia… — nastolatek przekrzyczał wiatr.
[Reader] spojrzała na wyschnięte pola. W umyśle widziała to miejsce jak za dawnych lat. Zielone. Częściowo zanurzone w wodzie. Stała pośród ciężko pracujących ludzi, wkładających sadzonki ryżu na miejsca. Przekrzywiała kapelusz, odpowiadając na pozdrowienia sąsiadów. Szła na przerwę, by zjeść skromny obiad w towarzystwie rodziny.
Czuła zapach deszczu i ciepło słońca na twarzy. Chłód, gdy zanurzyła stopy w wolno płynącej wodzie. Śmiech bawiących się dzieci otaczał ją ze wszystkich stron. Niemal mogła dotknąć twarzy starszej kobiety, która uczyła ją, jak powinna zbierać plony.
W ułamku sekundy nastała martwa cisza i ciemność. Kiedyś to było miejsce pełne życia. Zanim mieszkańcy zdecydowali się je opuścić. Jak wiele innych na terenie Japonii.
Nieważne, ile razy to robiła, nigdy nie mogła się do tego przyzwyczaić. To było jak żegnanie żyć, których nigdy nie znała. Widziała jedynie skrawki, a chciała poznać je wszystkie. Bo zapomnienie było jak przyznanie, że miejsce już dawno nie żyło.
— …góry i rzeki, które zwiemy naszymi, przyjmijcie z powrotem! — zakończyła dziewczyna, przekręcając klucz.
— Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze potrafi zamykać drzwi — stwierdził zdziwiony chłopak. — W każdym razie, dziękuję za pomoc. — Głos wydawał się nieść echem w ciszy, która zapadła po ustaniu huraganu.
— Ja też nie miałam pojęcia — przyznała [Reader].
— Munakata Sōta. — Ukłonił się grzecznościowo.
***
Dziewczyna powinna była się spodziewać, że tak to się skończy. Zaspała, bo późną nocą zamknęła drzwi oddalone od Tokio, a pociąg powrotny potwornie się spóźnił. Teraz, na wpół zaspana, wypadła z mieszkania. Na szczęścia Serizawa nigdy nie był nigdzie na czas, więc choć raz mógł jej pomóc dostać się na drugi koniec miasta. Ostatni raz sprawdziła, czy ma wszystko w torebce. Nie zdążyła niczego zjeść rano, ale kierowca obiecał jej, że nie będzie głodna.
— Ty i twoja definicja śniadania — jęknęła ostentacyjnie.
— Nigdy nie powiedziałem, że to zdrowe śniadanie. — Serizawa uśmiechnął się szeroko.
Podał jej do ręki puszkę energetyka, którą przyjęła z cichą rezygnacją. Tak to właśnie się zaczyna. Je się byle co, a potem przestaje jeść śniadania w ogóle. Przyszły nauczyciel powinien wprowadzać zdrowe nawyki żywieniowe. Tymczasem dawał zupełnie odwrotny przykład.
Wsiadła do auta i zapięła pasy. Chłopakowi jak zwykle się nie spieszyło. Wyglądał na cudownie wyspanego. Z namaszczeniem wcisnął guzik radia. Odkąd kupił swój czerwony wóz, stał się nie do zniesienia na jego punkcie. Każdy znajomy musiał go obejrzeć. Wszyscy dookoła znali jego specyfikacje techniczne na pamięć. Nie mieli wyboru.
— It's So Fly-Day, Fly-Day China Town! — rozległo się z głośnika.
Dziewczyna skierowała dłoń w stronę zawieszonego na uchwycie smartfona. Dostała gwałtownie po łapach, gdy już miała zmienić piosenkę. Nie istniały żadne inne kawałki niż te ze świętych playlist. Lata 80. I 90. były rejonami władającymi sercem Serizawy od zawsze. I tak już chyba miało pozostać.
Student zaczął głośno śpiewać, więc wyłączyła mózg, popijając energetyka. Zbierało się na deszcz. Nad ulicami Tokio zawisły ciężkie chmury. Odbijały się w przezroczystych wieżowcach centrum. Korek dał jej szansę na podziwianie wściekle czerwonego światła blokującego im szansę na minięcie kolejnej ulicy. Jak na złość, obok nich stał samochód pełen młodzieży. Banda zaczęła nabijać się z głośnego śpiewu. Wyglądali na wagarowiczów. Serizawa wdał się z nimi w żywą dyskusję, w której doszło między innymi do wymiany wielu słów na temat matek.
— To jak, ruszyło coś w końcu? — spytał chłopak, dodając gazu.
— Przecież widzisz, że jedziemy.
O tak. Granie głupiej zdecydowanie było dobrym pomysłem.
— Nie udawaj. — Serizawa sugestywnie spojrzał na nią znad okularów.
— Nic nie ruszyło, poza tym korkiem. Koniec tematu — skwitowała [Reader].
Cisza nie trwała długo. Kierowca stracił zainteresowanie śpiewem. Teraz interesowała go jedna, jedyna rzecz. Wiedziała, że nie odpuści, dopóki nie dojdzie do sedna sprawy.
— Czemu mu nie powiedziałaś? — Odpowiedziała mu jedynie cisza. — Jak mi nie powiesz, będę jechał czterdzieści na godzinę i nigdy nie zdążysz. — Uśmiechnął się złośliwie.
— Tak? Trudno się mówi. Na szczęście się przygotowałam. Wygląda na to, że zaczyna padać. Z racji, że szyberdach ciągle jest zepsuty, wzięłam parasol. Pora go rozłożyć.
[Reader] istotnie wyciągnęła z torebki parasol. Wyglądało to co najmniej idiotycznie. Czerwone, sportowe auto, a nad nim kolorowa parasolka. Niewiele to dawało, bo krople deszczu wciąż spadały na ich twarze, ale przynajmniej czubki głów mieli suche.
— Co ty robisz? HEJ! Chowaj to w tej chwili. Wystraszysz wszystkie laski, jak dojedziemy na miejsce!
No tak. Bo dziewczyny na pewno będą stały na parkingu w ulewnym deszczu. Ujrzenie takiego auta, chlapiącego wodą na prawo i lewo, musiało być szczytem ich marzeń.
Dziewczyna z uporem trzymała rękę w górze. Kałuże stawały się coraz większe, a krople coraz cięższe. Dźwięki piosenek mieszały się z szumem deszczu. Przechodnie patrzyli na nich jak na wariatów, spiesząc, by schować się w pobliskich sklepach i na przystankach.
— Dokąd jedziesz? — spytała dziewczyna, czując narastający niepokój.
To zdecydowanie nie była znana jej droga.
— Nie mogę się tak pokazać na miejscu, więc będziemy robić kółka, aż nabierzesz rozumu. To moja nowa metoda wychowawcza — stwierdził Serizawa.
— Mam nadzieję, że nie dadzą ci żadnego dziecka pod opiekę — stwierdziła [Reader].
Krążyli w kółka, niczym dwa chomiki w kołowrotku. Paliwo nie było tanie i pasażerka zastanawiała się, ile jeszcze kilometrów zrobią, zanim kierowca się złamie.
Mokre chodniki błyszczały, odbijając światło bilbordów znanych marek. Nieliczne drzewka posadzone wzdłuż ulicy uginały się pod naporem wody. Zdawały się strząsać z siebie wszystkie krople. Powietrze pachniało wilgocią. Było duszne i ciężkie, zwiastując, że to tylko przelotna ulewa i za niedługo ustąpi miejsca słońcu.
— No to czemu sprawa dalej stoi w miejscu? — ponowił pytanie Serizawa.
— Ale jesteś upierdliwy! — [Reader] schowała parasol, pozwalając ulewie się do nich dostać. — Dobra, skoro ci tak bardzo zależy, to sprawa stoi w miejscu, bo stchórzyłam. Zadowolony? — Oparła głowę o łokieć.
Chłopak westchnął, ale z powrotem zawrócił na właściwą trasę.
— Czego się boisz? Friendzone’u? Przecież widać, że was do siebie ciągnie — oznajmił Serizawa.
Rzeczywiście była to prawda. Subtelne muśnięcia dłoni. Nieśmiałe uśmiechy podczas komplementów. Niby przyjacielskie uściski. Spędzali wspólnie dużo czasu. Zdecydowanie więcej niż tylko przyjaciele. Od dnia, kiedy spotkała Munakatę pierwszy raz, wiedziała, że to będzie dla niej ktoś więcej. Jednak gdy przychodziła pora na to, by pchnąć relację do przodu, nie miała na to odwagi.
— On jeden mnie naprawdę rozumie. Jeśli nam nie wyjdzie, to go stracę — mruknęła.
W istocie tak było. Sōta był jedyną osobą spoza rodziny, która rozumiała ją jako zaklinacz. Patrzył na świat odrobinę inaczej niż wszyscy. Dotykały go te same problemy i trudności. Co sprawiało, że łatwo było im sobie pomagać, a jeszcze łatwiej się do siebie przywiązać. Z tego samego powodu jednak czuła, że utrata bolałaby równie mocno.
— Jak wam nie wyjdzie, możecie…
— …zostać przyjaciółmi? — [Reader] weszła mu w słowo. — Chyba sam w to nie wierzysz.
Chłopak przytaknął po chwili namysłu.
— Tylko nie czekaj za długo — stwierdził Serizawa, wjeżdżając na parking.
***
— [Reader], heeej, [Reader]! — Kobieta stojąca za ladą machała energicznie.
Dziewczyna wolała uniknąć zbędnej konfrontacji i iść od razu iść na górę, jednak nie miała wyboru. Westchnęła cicho i zajrzała do sklepiku. Wiecznie przeklinała Munakatę za wybór mieszkania w tej dzielnicy. Było w Tokio. Powinno wręcz krzyczeć anonimowością. Tymczasem tutaj każdy znał każdego i wiedział wszystko o wszystkich. W dodatku na dole bloku stał sklepik całodobowy prowadzony przez dwie podstarzałe kobiety i studentkę w jej wieku. To było jak wysokiej klasy osiedlowy monitoring. Niestety nie można go było wyłączyć na życzenie. A czasem by się przydało. Szczególnie że każda z pracownic wręcz uwielbiała Sōtę i śledziła jego ruchy jak tylko mogła. Kupił w innym sklepie? Zarzucą mu następnym razem, że więcej nie dostanie zniżki albo celowo oznajmią, że brakuje towaru. Przyprowadził [Reader]? Wypytają ją od razu, czy jest jego dziewczyną, bo same mają wnuczki, które byłyby zainteresowane potencjalnym kawalerem. Śpieszą się gdzieś z Munakatą? Już nie! Pora na nowe ploteczki z okolicy…
— Dzień dobry — przywitała się dziewczyna niezbyt entuzjastycznie.
Czuła, że pierwszym pytaniem, jakie dziś padnie, będzie: Gdzie jest…
— Gdzie jest nasz mały Sōta? — wyparowała cioteczka prosto z mostu.
[Reader] nawet nie próbowała zwrócić uwagi, że nazywanie dwudziestodwuletniego wysokiego mężczyzny małym nie miało sensu.
— Nie mam pojęcia — przyznała szczerze.
Sama próbowała to ustalić od kilku dni, rwąc sobie włosy z głowy. Munakata wysłał tylko jedną krótką wiadomość. Nie odpowiadał na żadne sms-y ani nie oddzwaniał. Jego social media również były martwe. Nie wiedziała, dokąd tym razem pojechał. Nie zawsze zdawali sobie wzajemnie relacje z tego, gdzie akurat zamykali przejścia. Teraz bardzo tego żałowała. Zdarzało się mu wcześniej znikać bez kontaktu, ale nigdy na tak długo.
Cioteczka rozgadała się o tym, jak naprzeciwko zaczął się remont ulicy. Potem o jakimś białym kocie, który podbijał serca wszystkich internautów ([Reader] była niemal pewna, że to dorabiająca studentka musiała jej go pokazać). Potem zaś przeszła do tego, jak nieodpowiedzialna ta młodzież, że sami podróżują w młodym wieku…
— Co do tej okropnej młodzieży — wtrąciła [Reader]. — Słyszałam, że kuzynka Sōty zatrzymała się u niego w mieszkaniu.
— Dałam jej zapasowe klucze. — Kobieta lekceważąco machnęła ręką. — Roztrzepana trochę, nie to co nasz Sōta…
— Dokładnie — przyznała [Reader] zawzięcie przytakując. — I właśnie z tego powodu muszę do niej zajrzeć. — Z tymi słowami wybiegła przed sklep, zanim cioteczka znalazła nowy temat do rozmowy.
Droga na górę była znajoma. Przeskakiwała po dwa stopnie naraz, wbiegając po schodach.
Zastukała w drzwi z całej siły. Odpowiedziała jej głucha cisza. Zapukała ponownie.
— Jestem [Reader]! Serizawa powiedział mi, że przyjechałaś i że jesteś kuzynką Sōty.
Nastała chwila ciszy, po której dało się słyszeć coraz to głośniejsze kroki. Za drzwiami pojawiła się młoda dziewczyna. Nastolatka w pośpiechu zaprosiła [Reader] do środka. Skłoniła się nisko, machając przy tym ciemnym kucykiem.
Musiała przyznać, że wbrew słowom cioteczki dziewczyna chyba miała trochę oleju w głowie. W końcu nie otworzyła z marszu obcej osobie.
— Nazywam się Iwato Suzume, [Reader]-san. — Skłoniła się.
— Nie trzeba aż tak formalnie. Jesteśmy w podobnym wieku — uspokoiła ją kobieta, widząc, jak niepewnie krząta się dziewczyna.
[Reader] zajęła miejsce na niewielkiej sofie. Mieszkanie było mikroskopijne, ale lubiła je. Kojarzyło jej się z biblioteczką starych książek o zaklinaczach, których nigdy nie chciało jej się czytać. Ze stertami podręczników do pedagogiki, które Munakata kochała studiować od deski do deski. Z podniszczonym dywanem w śmieszne wzory, poplamionym sosem sojowym. Z niedziałającą żarówką, której właściciel nie chciał wymienić, przez co wieczorami zawsze siedzieli w półmroku. Z zapachem świeżo parzonej kawy i męskich perfum. To mieszkanie wręcz było Sōtą. Nie wiedziała, czy to jej profesja nakazuje jej wiązać miejsca z ludźmi. Może po części tak było. Teraz jednak była pewna, że będąc tu, mocniej niż dotąd odczuła brak mężczyzny.
— Więc… emmm… mogę zapytać, co panią… znaczy co ciebie tu sprowadza?
Nastolatka nie wydawała się przekonana do używania tylko jej imienia.
— Serizawa pewnie powiedział ci to samo, ale szukam Sōty.
— Przysięgam, że nie wiem, gdzie jest — zarzekła się dziewczyna.
Przyznała to trochę za szybko jak na gust [Reader]. Z drugiej jednak strony, widząc, jak się miota, stwierdziła, że może po prostu czuła się niekomfortowo w towarzystwie obcej osoby.
Szczególnie, że to Serizawa był pierwszym człowiekiem, którego spotkała tego popołudnia. W głębi duszy miał dobre serce, jednak zdecydowanie nie zyskiwał przy pierwszym spotkaniu. Był głośny. Zawsze domagał się tego, czego chciał. Otaczała go niezmiennie aura jakiegoś nieopisanego, wesołego chaosu. Pachniał papierosami, pomimo tego, że głosił, że jako przyszły nauczyciel, „ udupi” każdego, kto spróbuje zapalić pod jego nosem. Podążał też za nim zapach paliwa, które hektolitrami wlewał do swojego ukochanego, wymuskanego samochodu. Koloru tak czerwonego jak jego temperament. Jeśli to jego Suzume zobaczyła jako pierwszego, nic dziwnego, że nie za wiele pomogła.
— Rozumiem, ale… miałam nadzieję, że może wiesz cokolwiek. Nie pojawiał się tu od dłuższego czasu. Musiałaś jakoś się z nim skontaktować, żeby przyjechać.
— Nie umawiałam się z nim wcześniej. Byłam w okolicy i potrzebowałam na chwilę odpocząć. Wiedziałam, żeby w razie czego odebrać klucze na dole. To wszystko.
Kobieta poczuła, jak ulatuje z niej nadzieja.
— Ach tak… Nie będę ci więc przeszkadzać. — Zaczęła się zbierać do wyjścia.
— Pani… znaczy… martwisz się bardzo o Sōtę-sana? — Suzume spojrzała na nią szczerym i przenikliwym spojrzeniem.
— Pokłóciliśmy się zanim wyjechał.
[Reader] wróciła myślami do ich ostatniej rozmowy. Nie rozstali się wtedy w zbyt dobrej atmosferze. Wręcz beznadziejnej. Rzadko dochodziło między nimi do spięć. Obydwoje byli raczej spokojnymi ludźmi. Jednak w pracy zaklinaczy zawsze podążało za nimi ryzyko. Bo opuszczone miejsca rzadko były bezpieczne. Opustoszałe domy, zgliszcza i zalane tereny same w sobie nie były aż takim problemem, ale dżdżownica ciągnęła za sobą zgubę. Gdziekolwiek otwierały się drzwi, znajdywał się odór śmierci. Niezamknięte w porę przejścia zwiastowały trzęsienia ziemi. Jak długo mieli to robić? Aż do kresu sił? [Reader] nie mogła niczego w życiu zaplanować, bo wiecznie podążał za nią obowiązek. Sekret, o którym nie mogła rozmawiać. To, co kiedyś wydawało się przygodą, stało się nużące. Ile jeszcze cierpienia miała oglądać, wkładając klucz do niezliczonej liczby zamków?
Munakata nie podzielał jej zdania. Dla niego wszystko było szlachetnym przywilejem. Na tyle, by uważał za swój święty obowiązek domykanie kolejnych przejść. [Reader] niejednokrotnie zastanawiała się, czy ten punkt widzenia wpoił mu dziadek. Dopiero gdy później poznała Hitsujirō, zrozumiała, że to zdecydowanie nie było tak. Sōta po prostu nie chciał zostawiać ludzi w potrzebie i czuł, że nie ma zbyt wiele osób, które mogłyby go zastąpić. Nieważne, ile dawnych wspomnień o domach, centrach handlowych, barach, parkach rozrywki czy kapliczkach musiał oglądać.
I, choć rozumiał, dlaczego kobieta chciała od tego uciec, sam nie zamierzał tego robić. Nie chciał dać się przekonać, że może warto znaleźć inne osoby, które mogłyby pomóc, a z czasem wszystko zostawić w ich rękach. Twierdził, że nikt nie będzie w stanie zobaczyć dżdżownicy. A wystawianie kogokolwiek na oglądanie otchłani było zbyt niebezpieczne.
Padło kilka gorzkich słów. Kobieta wielokrotnie starała się odtworzyć w głowie konwersację, ale za żadne skarby nie była w stanie sobie ich przypomnieć. W pamięci został tylko zawiedziony wyraz twarzy Munakaty w ogarniętym półmrokiem mieszkaniu. Jego zgarbione ramiona i to, jak szybko odwrócił głowę. Być może po to, by nie widziała, że jest zły. A może po prostu nie chciał pokazać żadnej łzy. Nigdy nie widziała, by płakał, ale to mógł być pierwszy raz.
Tamtego wieczora uparcie wpatrywała się w komórkę, walcząc sama ze sobą, by nie zadzwonić. Po cichu liczyła też na to, że może zdjęcie mężczyzny pojawi się na wyświetlaczu. Jednak nic takiego nie nastąpiło. A gdy zdecydowała się napisać następnego dnia, nie dostała odpowiedzi. Po jakimś czasie otrzymała jedynie suchego sms-a o treści:
Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.
Nie brzmiało to jak coś, co piszą osoby, z którymi naprawdę nic się nie dzieje. W dodatku Serizawa nie dostał żadnej informacji. Munakata nie pojawił się na zajęciach, a dzisiaj opuścił egzamin dopuszczający do zostania pedagogiem. Coś, do czego dążył przez tak długi czas.
— Zanim wyjechał… powiedziałam kilka rzeczy, których teraz żałuję. To chyba normalne troszczyć się o kogoś, kogo się kocha, prawda? — [Reader] potarła skroń.
Cóż. Wreszcie przyznała to głośno w mieszkaniu Sōty. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Nawet jeśli kuzynka miała mu o tym powiedzieć, nie było to już takie ważne. Chciała po prostu zobaczyć go całego i zdrowego.
— O-oczywiście — zająknęła się dziewczyna.
Jej wzrok powiódł do krzesełka. Pomalowanego na żółto, z tylko trzema nogami. Dziwnego, małego mebelka opartego o stos książek, który przewrócił się niezgrabnie z hałasem.
— Nigdy go tu nie widziałam. Może to projekt na studia.
Miałoby to sens. Niektóre prace wykonywane na zajęcia z najmłodszymi przybierały czasem dziwne, artystyczne formy.
Nie była w stanie powiedzieć, co nakazało jej podejść do krzesełka. Gdy go dotknęła, wydawało się ciepłe. Dwie dziurki wyrzeźbione w drewnie wydawały się wpatrywać w nią niczym oczy. Dość znajome, o barwie błękitu. Zamrugała kilkukrotnie. Tęsknota chyba powoli zaczynała ją przerastać.
— To moje — wtrąciła Iwato, podnosząc mebelek.
[Reader] kiwnęła głową.
— Jeśli będziesz miała jakikolwiek kontakt z Sōtą, przekaż mu proszę, żeby się odezwał — poprosiła kobieta, łapiąc za klamkę.
— [Reader]?
— Tak?
— Jestem pewna, że nic mu nie jest i że niedługo się spotkacie…
***
— Ta mała… jak jej było? Suzume… Powiedziałem, żeby dała sobie spokój, ale stwierdziła, że go wyciągnie.
A więc jednak. To nie była kuzynka. I wiedziała dokładnie, gdzie był Sōta.
— Jak ona chce…? — Niewypowiedziane pytanie zawisło gdzieś w powietrzu. — Zresztą nieważne. Muszę tylko wiedzieć, gdzie teraz jest. Znajdę ją. Nieważne, co będę musiała zrobić. — Z tymi słowami [Reader] głośno trzasnęła szpitalnymi drzwiami.
Głupek Serizawa miał rację. Za długo zwlekała z wyznaniem swoich uczuć. A teraz Sōta tkwił tam gdzieś w otchłani, całkiem sam. Musiała go odszukać i wyciągnąć. A potem wszystko mu powie i nie będzie żadnych niedopowiedzeń. Już nigdy.
4 notes
·
View notes