Tumgik
#w książkach
p0czwarka · 3 months
Text
irytuje mnie to że przez to że mam dobre oceny i się uczę ludzie zanim mnie poznają zawsze myślą że jestem nudną kujonka która siedzi całe dnie w książkach, just give me a chance mam fajny gust w muzyce, grach i filmach ogl jestem fajna chyba😰
56 notes · View notes
error--413 · 12 days
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Waga dzisiaj pokazała 55k9... Pociesza mnie jedynie fakt, że ostatnio mój żołądek odmawia trawienia więc wa9a może się znacząco różnić, przynajmniej mam taką nadzieję..
Marzec był okropny. N@pad na n@padzie gdzie myślałam, że w lutym już sobie z tym radziłam :/
Przeczytałam ostatnio świetną książkę pt. "Brain over B!nge,, Kathryn Hansen i przysięgam rady jakie są zawarte w tej książce to jedyne co zadziałało na mnie od roku. Wymaga to pracy nad zmianą myślenia, działania itd. Ale taktyka jest skuteczna. Jakby ktoś chciał jest do pobrania za darmo w formie pdf. tutaj. (Jeśli nie chcecie czytać całej historii autorki o zmaganiach z @ną oraz m!@ przejdźcie do rozdziału 9 ale naprawdę polecam przeczytać całość :])
Po skończeniu tamtej zaczęłam czytać "Niewolnicy Dopaminy" (angielski tytuł to "Dopamine nation") Anny Lembke. Nie jest to książka o €D ale o tym jak działa dopamina oraz uzal3żn!enia. Ogólnie ciekawy temat i jest tam ogrom informacji na temat tego jak radzić sobie z k0mpu1sami (W końcu €D można trochę uznać za uzal3żn!enie)
Jak tylko skończe czytać to wstawie posta z przydatnymi informacjami z obu pozycji :>
Śmieszy mnie to jak dużo wydałam na terapeutów, ps¥chologów i ps¥chiatrów a najbardziej pomocny okazał się reddit gdzie dowiedziałam się o tych książkach 💀
Jeśli o p$ychiatrach mowa to dzisiaj miałam wizytę. Dowiedziałam się [też z reddita XD] o pewnym leku o nazwie Elvanse który jest lekiem na ADHD oraz stosuje się go w leczeniu obj@dan!a się. Lekarka się nie zgodziła bo "nie jestem jeszcze w pełni zdrowa" ok, rozumiem powód ale raz by mogli k0rwa w czymś pomóc to nie bo po co. Lepiej dawać porady za ogrom pieniędzy które można znaleść w pierwszym lepszym artykule na ten temat (jeszcze czasem błędne XD)
。 ₊°༺☆༻°₊ 。
Moi rodzice postanowili, że w maju polecimy na wakacje. Chciałabym się cieszyć ale nie ma opcji, że pokaże się z taką wa9ą, dodatkowo wyjazdy to dla mnie ogromny stres przez jedzenie w restauracjach itp.. Jeśli wierzyć losertown (takiej stronce do obliczania ile s€ch0dn!ecie i w jakim czasie) może uda mi się zejść do 50 k9, także trzymajcie kciuki ˶ᵔ ᵕ ᵔ˶
Btw to fit z wczoraj bo ładny wyszedł.
Tumblr media
(Nie zwracajcie uwagi na razwaloną łazienkę remont mam 🙄)
Dobrej nocy 💋☆°•
Tumblr media Tumblr media
23 notes · View notes
nothing-to-me13 · 1 year
Text
Nie lubię swojego życia dlatego szukam ucieczki w grach, muzyce, serialach i książkach a gdy to nie wystarcza to w używkach
323 notes · View notes
Text
♡ co dziś jadłam ♡
ryż z kurczakiem i warzywami - 343 kcal
Łącznie: 343 kcal
kolejny dzień bez ważenia. chyba wytrwam do niedzieli lub soboty, co nie? dzień bardzo szybko mi przeminął, gdy wróciłam ze szkoły grałam w grę na telefonie i wyciągnęłam książki do nauki, odrobiłam lekcje. mama na obiad zrobiła mi kurczaka z ryżem i warzywami, takimi mrożonymi na patelnie. bardzo smaczne. po tym jak zjadłam poszłam do mojej przyjaciółki, pisałyśmy opowiadanie na j.polski oraz wiadomo gadałyśmy o książkach i oglądałyśmy różne filmiki. po powrocie mama powiedziała, bym zjadła kolację, więc odgrzałam sobie obiad. także te kalorie to są z dwóch tych samych posiłków (no może na obiad miałam mniejszą porcję). ale tak w ogóle, to kocham warzywka ♡. uczyłam się przed chwilą na sprawdzian z chemii i kartkówkę z fizyki, to w sumie tyle na dziś
Tumblr media
narazie tracker wygląda fajnie, chcę już się zważyć....
30 notes · View notes
sztambuch · 2 years
Text
//24.08.2022
byłaś miłością mojego życia byłaś tą o której pisze się wiersze ale nigdy ich nie publikuje
byłaś miłością dla której buduje się domy z ogródkiem adoptuje dalmatyńczyka zwiedza się muzea w nadziei że może kiedyś że może na jednej z tablic znajdzie się tam nasza historia
byłaś miłością dla której zaciska się zęby wychodzi poza strefę komfortu do której wzdycha się z zakochania jedząc prażony słonecznik
byłaś miłością mojego życia od pierwszego wejrzenia dawałaś przeczucie że to właśnie to o czym piszą w książkach o czym kręcą filmy
byłaś miłością mojego życia i tylko momentami kiedy pada deszcz zastanawiam się czy ty też tak o mnie czasem myślisz
byłaś miłością mojego życia marta masłyk
297 notes · View notes
trudnadusza14 · 13 days
Text
8-9.04.2024
Miałam tyle planów na rozpoczęcie tygodnia a jak zwykle nie wypaliło bo mój organizm chciał sobie spać xD
W poniedziałek zaczęłam dzień od puzzli i oglądania. Te puzzle to już moja rutyna
I potem oczywiście się zaczytałam przez co spóźniłam się na terapię 🙈
A na terapi wspomniałam o tych myślach samobójczych i ogólnie coś takiego zaczynam mówić że może nie ma sensu dalej w tym być skoro to się cały czas utrzymuje. To spojrzenie jej po prostu mnie na wylot przebiło
A potem postanowiłam nie iść na zajęcia i się kompletnie zaczytałam w książkach i jakieś 7 książek w jeden dzień przeczytałam
Głowa mnie rozbolała aż 🙈
A dziś to do diabła znowu planowałam wcześniej wstać a wstałam o której ? O 14
Chyba normalnie nic nie powinnam planować bo wszystko licho strzela
I mam się za tydzień pojawić tam gdzie praktyki miałam. Znów zajęcia taneczne będę prowadzić 🥰
Dziś był w cholerę upał i sobie trochę lodów pojadłam
Idąc na zajęcia byłam szczęśliwa
Dziś miało być spotkanie z jakąś aktorką
Mówię wam ile ludzi było. Masakra
Aktorka opowiadała nam o zmaganiach z depresją i się spytałam czy u aktorów blizny np po samookaleczeniach nie są przeszkodą w robieniu takiej kariery
I tu się dowiaduje że nie bo ponoć blizny pokazują wrażliwość jakiej tacy ludzie poszukują
Pokazują że dużo przeszliśmy itd
No tego się nie spodziewałam
Wgl dostałam komplement że mam twarz przyszłej gwiazdy. Jakby że co ? 😂🧐
Normalnie myślałam że żartuje ale ta kobieta nie żartowała
Twierdzi jeszcze że pasowałabym na aktorkę
No ba nawet się dowiedziałam że wielu aktorów miało problem z samookaleczeniem się
Tego to już się totalnie nie spodziewałam
Wiecie czemu ? Bo mi wmawiano od 10 lat że z takimi bliznami to powinnam sobie odpuścić moje marzenia takie jak np aktorstwo
I jak tu myśleć inaczej kiedy to się wmawia ?
Planowałam spróbować za parę lat z tym
Zobaczymy
No i jak zadawaliśmy pytania to nie wiem czemu ale ta kobieta mimo że nie stwarzalam pozorów tylko się spytałam o to co jeśli od dziecka nie ma się poczucia bezpieczeństwa to ta kobieta do mnie podeszła i przytuliła
Do teraz jestem w szoku
Przytuliła mnie aktorka 😳
I czemu u diabła nazwisk nie mogę zapamiętać ! 😂
Wracając z koleżanką rozmawiałyśmy a w domu to co zwykle. Zabawa z kotem i puzzle
I nie wiem czemu ale jestem cholernie wykończona. Planuje zrobić sobie niedługo taki okres że prześpię parę dni. Może to coś da.
I mam nadzieje. I obstawiam że od poniedziałku mogę dostać jakieś nowe leki
Zobaczymy
Liczę że jednak coś się wymyśli
No i coś na ten jadłowstręt bo wszyscy mi ostatnio uwagę zwracają że schudłam 🙈
Tymbardziej jak od wczoraj mam fazę na sukienki
Cóż to tyle.
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
9 notes · View notes
deathissolution · 27 days
Text
To czego nie umiem powiedzieć na głos. Poza nielicznymi osobami, nikt o tym nie wie.
Problemy z autoagresją
To, że dzień w dzień byłem bity różnymi przedmiotami, paskiem, kablem lub kijem do czternastego roku życia przez matkę, do momentu aż się nie postawiłem. Zostawiło to trwałe skazy na mojej psychice. Dla kilkuletniego mnie był to niewyobrażalny ból, gdy kazała mi leżeć na łóżku a ja dostawałem raz za razem. Gdy ja chciałem jedynie odrobiny jej ciepła.
Że brat z którym zamieszkałem ćpał i robił imprezy. Do tej pory pamiętam jak młody ja był na jednej z nich, i młoda dziewczyna w moim domu niemal przedawkowała, zamknęła się w łazience, tak że brat musiał wywazac drzwi, aby się do niej dostać.
To, że ojciec, silniejszy ode mnie, wynosił mnie z domu na siłę, gdy mówiłem, że nie chce do niego jechać. Że przy najmniejszym niepowodzeniu również zdarzało mu się stosować wobec mnie przemoc. Zawsze byłem ten gorszy, bo środkowy, zawsze było coś. Bo dziecko z pierwszego małżeństwa, bo to i tamto.
Że gdy jechałem do niego, noc w noc płakałem, bo tak bardzo nie chciałem tam być.
Że zamykałem się w pokoju, często wpatrując się w sufit i modląc się do Boga, aby mnie zabrał. Lub zamykałem się w świecie książek, które dzięki temu pokochałem. Chce komuś opowiedzieć te wszystkie fajne rzeczy, o książkach które przeczytałem, o ich fabule, historie o wakacjach, o tych przyjemnych momentach. Ale ciężko gdy w mojej głowie jest tyle mroku zakazanych rzeczy i przykrych sytuacji.
Że macocha obrażała mnie, spiskowała przeciwko mnie, obwiniała o wszystko, szczuła mojego własnego ojca na mnie, rzuciła się na mnie z rękoma i dusiła, a gdy ja popchnąłem w samoobronie, twierdziła, że to ja ją zaatakowałem. Że ta sama kobieta goniła mojego brata przyrodniego krzyczac, że go zabije. Że potrafiła osmieszac mnie przy ludziach ze szkoły, że jestem nieudacznikiem.Jednak o dziwo jako jedyna z rodziny przeprosiła mnie za to. I to z nią wbrew pozorom mam teraz bardzo dobry kontakt. I jest mi bliższa niż moja własna matka.
W wieku prawie pełnoletnim uciekłem z domu i już do niego nie wróciłem przez długie lata, bo moja macocha obwiniła mnie za wszystko i kazała wypierdalać. więc tak zrobiłem.
Że ucieklem przez okno swojego domu do kogos kogo kochałem, bo chciałem ją zobaczyć tylko na jakiś czas, pomimo zakazow. Dla miłości jestem gotów do każdego poświęcenia, oddam siebie za ciepło, zrozumienie i troskę.
Że musiałem wyjechac za granicę, aby godnie żyć. Bo gdy matka sprzedała dom rodzinny, zalatwila dach nad głową mojemu bratu i sobie, a ja zostałem bez niczego. Oczywiście nie chciałem się domagac, zawsze wolalem być samodzielny. Więc wyjechałem zaznać dorosłości w innym kraju. I były to ciężkie 4 lata, lata smutkow ale i radości.
Że ta właśnie, która mnie urodziła po 14 latach przemocy zostawiła mnie samego z bratem, który mnie utrzymywał. Wyprowadzila się i nigdy nie wróciła. Po części ja rozumiem, choć na to zrozumienie przyszedł czas później. Przechodziła depresję i załamanie nerwowe po rozwodzie z ojcem. Musiała go bardzo kochać. Gdy ich małżenstwo się skończyło, przesypiala całe dnie. Mimo że była wobec mnie jaka była, to i tak byly dobre momenty. Sam zwykle przychodziłem do niej i kładłem się obok wtulony. Z pewnością mnie kochała, na swój sposób. Skłonności do depresji musze mieć po niej.
Miałem trudności w szkole, gorzej radziłem sobie z nauką, ciężko było mi zawierać nowe przyjaźnie. Nie ufałem. Bujałem się ze zlym towarzystwem, lub siedziałem sam. Głównie byłem sam. W samotności odnajduje swój spokój. Lubię zamknąć się w czterech ścianach bez towarzystwa ludzi, którzy czasem mnie męczą. Mimo, ze tego towarzystwa czasem brakuje.
Wiele zmiennych miało wpływ na mnie i moją osobowość i to jak trudno mi się przed kimś otworzyć. Często zajmuje to długie miesiące nim zaufam, a nawet lata.
W dodatku wiele toksycznych relacji, które często sam zapoczątkowałem, narkotyki i sytuacje, których można było uniknąć. Ci którzy mieli mnie wspierać robili mi testy na narkotyki, zamiast spytac czemu tak robię, co się dzieje, wesprzeć mnie.
Robiłem dużo złych rzeczy, wiele zła wyrządziłem i jak nie wierze w karme tak chyba coś mnie dopadło. Nie wiem jakie będą moje dalsze losy, gdzie zaprowadzi mnie przyszłość, chciałbym aby była swietlana u boku kogoś kto będzie mnie kochał, a ja będę mógł spełniać się dając rodzaj miłości i jej pokłady jakie w sobie mam komuś wyjątkowemu. Choć w gruncie rzeczy nie wiem czy miłość istnieje. Czasem w to nie wierzę, że jest gdzieś ta czystość, piękna naiwność, słońce w dzień i księżyc w nocy.
Są też rzeczy, o których nie jestem gotów mówić, bo są w nie zamieszane inne osoby, a to mogłoby narazić ich na konsekwencje.
I sam nie byłem ideałem, miałem i mam wady i zalety.
Zgrywam chuja, który jest nieczuły, ale w gruncie rzeczy mam empatię, i biorę na siebie problemy innych, chce pomagać, a jak nie mogę to czuję się bezsilny. Jestem problemem, którego należy unikać. Mam w sobie zbyt wiele wrażliwości na świat i widzę za dużo. A to nie zawsze wróży coś dobrego.
Więc owszem jestem straumatyzowanym przez świat chlopcem, zagubionym. Ale staram się, i chce być oparciem, chce dawać komfort, chce dać swoją miłość komuś kto nie będzie patrzył na mnie jak na potwora. Mam swoje cienie i blaski, jak powiedział ktoś bardzo mądry. Tak bardzo chciałbym nic nie psuć, ale moja przeszłość sprawiła, że dużo zepsułem do tej pory. Bo ja potrzebuje czasem się posklejać, potrzebuje trochę więcej czasu.
Jestem silny. Może nie jak Jack Reacher ani jak pseudo Hak Hobie,który uciekł z samolotu ledwo zywy,nie jestem agentem sił specjalnych, ani nie mam wyjątkowych zdolności ratowania z opresji. Ale przetrwałem wiele lat gnojenia mnie, znęcania psychicznego i fizycznego, lata porażek, wzlotów i upadków. I jestem tutaj. Jestem dla kogoś, kto pokocha mnie właśnie takiego o. Z rysami uszkodzonego z kilkoma elementami do naprawienia, z potencjałem.
Chce kogoś kto pojedzie ze mną na comic con, kto ułoży ze mną te cholerne puzzle, kto po prostu będzie, jakich błędów bym nie popełnił, kto mnie nie przekreśli, nie zostawi na pastwę losu, kto da mi pewność.
7 notes · View notes
niechcepomocy · 2 months
Text
dobra mega chciałabym czuję wręcz że to mój cel życiowy żeby pisać książki
chciałabym bardzo napisać coś, co zostanie wydane. wiecie, ktoś mnie zauważy na wattpadzie xd i napiszr ze omg ale dojebane dawaj do nas wydamy to
i tu pojawia się pytanie do was
jaki gatunek czytacie najchętniej?
oraz
jakie wątki w książkach lubicie?
pls napisz w komie :-((((
7 notes · View notes
nacpanaasoup · 1 year
Quote
Książki mówią: Zrobiła to ponieważ. Życie mówi: Zrobiła to. W książkach wszystko zostaje wytłumaczone; w życiu nie. Nie dziwię się, że ludzie wolą książki. Książki nadają życiu sens. Kłopot jedynie w tym, że życie, któremu nadają sens, to życie innych ludzi, nigdy zaś twoje własne.
Gustave Flaubert
28 notes · View notes
lekkotakworld · 1 year
Text
PODSUMOWANIE
~~kwiecień 2023~~
Tak jak zapowiedziałam, leci podsumowanie miesiąca. Nie będzie jakoś rozwlekle, bo nie mam za bardzo czasu, ale coś tam będzie.
Nastrój
Bywało ciężko, miewałam naprawdę ciężkie dni. Jestem na etapie wielkiej potrzeby wypłakania się, ale nie mogę wymusić żadnej łzy.. Mam trochę mętlik w głowie, coraz bardziej mam dosyć tego co robię, ale staram się z tym walczyć.
Jedzenie
Jest ciężko, ale udało się trochę zapanować nad napadami, zdarzają się raz czy dwa razy na tydzień, jednak staram się sobie to tłumaczyć i rozumieć dlaczego to robię. Myślę, że jestem na dobrej drodze.
Waga
Stoi w miejscu. Waham się między 67-70 kg. Raz uda się zobaczyć już 67, na drugi dzień znów 69 i tak się kręcę w kółko.
ED
Trzy razy w tym miesiącu zdarzyło mi się mieć epizod bulimiczny, który kończył się nad kiblem. Poza tym kilka razy zdarzyło mi się robić mega długi spacer, byleby spalić nadmiar kalorii. Troszkę też zaczęłam znów liczyć kalorie, choć przychodzi mi to ciężko.
Relacje z ludźmi
Mam świetną relacje z S. Może nie jesteśmy super najlepszymi przyjaciółkami, ale naprawdę dobrze się dogadujemy. Z przyjacielem zaczęłam rozmawiać troszkę mniej, raz się otworzyłam i znów zaczęłam się zamykać. Ciężko to opisać. Z chłopakiem też tak sobie, ale to wynika ze stresu i też małej ilości czasu spędzanego razem, mało też się rozmawia, bo czasu brakuje ehh
Studia
Hmm, temat rzeka. Coraz częściej mam wielką ochotę rzucić to wszystko w cholerę i iść to byle jakiej pracy. Jednakże chodzę normalnie na zajęcia, spotykam się z S i robimy wszystko co trzeba. Myślę też, że ma na mnie taki wpływ siedzenie na uczelni, bo wystarczyło raz pójść posiedzieć w Ikei i od razu same świetne pomysły przychodziły i projekt okazał się dużo lepszy niż był do tej pory. Nie chce już nawet głośno mówić o żadnych moich planach na przyszłość, co będzie to będzie, na nic się nie nastawiam.
Hobby
W tym miesiącu przeczytałam 3 książki! Mega wyczyn jak dla mnie. Przepadłam w czytaniu o architekturze i innych związanych z tym książkach. Już myślę o kupnie kolejnych, ale w tym miesiącu kupiłam już 5 książek, więc trzeba trochę przystopować haha
Ruch
Wróciłam do spacerów! Ostatni tydzień był tak dobry. Codziennie powyżej 7 tys kroków, często po 11 tys czy jeszcze więcej. Naprawdę super, i szczerze to tęskniłam za takim ruchem. Chciałabym też troszkę ćwiczyć, ale jakoś nie idzie się za to zabrać 😅 z bieganiem podobnie
JA
Hmm co zrobiłam dla siebie?
- staram się pić drożdże i pokrzywę, bo trochę żałuję ostatnio ściętych włosów (poleciało z 5 cm, ale no są teraz za to grubsze na końcach)
- wróciłam do czytania książek codziennie, choćby tą jedną czy dwie strony
- koło dwóch razy robiłam podejście do rozmowy z mamą o moim stanie psychicznym, ciężko jest się otworzyć, w święta płakałam przytulona do niej i nie byłam w stanie wydusić słowa ehh ja wiem, że ten dzień nadejdzie, że wszystko jej powiem i dam sobie pomóc 🫶
- dużo śpię, wysypiam się, staram się dobrze nawadniać, jak mam czas to wybieram spacer zamiast tramwaju
- daje sobie czas na odpoczynek, jak nie mam siły to do niczego się nie zmuszam, choć też często mam wyrzuty, że nic nie robię, ale naprawdę nie mam siły często
I nastał maj 💚
25 notes · View notes
mrocznaksiezniczka · 2 years
Text
To że się uśmiecham nie znaczy że jest dobrze ale nie ma osoby która mogłaby zauważyć że ten usmiech jest sztuczny że tak naprawdę mam straszny rozpierdol w głowie że cały czas wszystko analizuje ze nie mam na nic siły że nie okazuje żadnych emocji i tak naprawdę nie żyje tylko egzystuje że szukam ucieczki w książkach bo tam chociaż na chwilę przestaje myśleć że czuje sie tak cholernie wszystkim przytłoczona że przestałam rozmawiać z ludźmi że strasznie pogorszyła mi się pamiec że coraz częściej sięgam po papierosy że przez ostatni czas żyje na energetyka i gumach i coraz gorzej się przez to czuje ale ból fizyczny nie równa się z tym psychicznym.
116 notes · View notes
myslodsiewniav · 6 months
Text
Bardzo dużo bardzo dużych spraw i zmian, chyba też w hormonach.
Nie wiem co czuję. To znaczy coś ewidentnie jest nie tak jak powinno z moimi hormonami (jak mniemam), bo robię i czuję baaaaaaardzo skrajne rzeczy.
Wczoraj byłam przekonana, że jestem najgorszym człowiekiem na świecie. Odczuwałam niewyjaśniony i niczym konkretnym (poza tym co jest grane z pracą od czerwca) lęk, który wpychał mnie w płacz. Taki z łkaniem. Nie miałam apetytu, albo wymiotowałam, albo miałam apetyt tak wieki, że masakra i ładowałam w siebie jedzenie bez ładu i składu, ale nie czułam smaku (ale bez wpadania w kompulsywne objadanie się).
Myślałam o mamie i o tym, znowu, że nie pasuję. Że wszystko robię inaczej niż ludzie w moim wieku, że powinnam być na innym etapie życia, że chcę wsparcia od mamy, która jest na innym etapie i nie do końca kminii o jakie ja wsparcie proszę. Sama ma depresję do ogarnięcia, więc rozumiem, nie mam żalu, po prostu wyszłam od mamy bardziej taka... głodna emocjonalnie, nienasycona, przestraszona (chociaż mama mówiła kilka razy, że mnie kocha, że jestem mądra, zdolna i dam radę w trudnej sytuacji, przytulała mnie i głaskała - było super, było racjonalnie okay, ale CZUŁAM się taka pełna strachu, lęku, spragniona spokoju, którego z jakichś powodów nie odnalazłam nawet przy mamie). Bo tak w ogóle to były mamy urodziny - przywiozłam jej ciasto i zjedliśmy ciacho, które dzień wcześniej przywiozła jej moja siostra.
Mama opowiadała mi o warsztatatch plastycznych na które uczęszcza, o książkach, które czyta, o występach na których była, o zajęciach ruchowych na które chodzi, o wycieczkach z plenerami malarskimi na które jeżdzi i o odkryciu sekcji instrumentalnej na którą planuje zaciągnąć tatę. I czuję tak fajnie! Czułam się wzruszona i radosna wiedząc, że mama W KOŃCU prowadzi takie życie na emeryturze o jakim sama marzyła i jakiego ja jej życzyłam. Minęło ponad dekadę od wylewu, a ona w końcu się odnajduję w życiu. Jest w terapii. ALE TAK MI SMUTNO, że ona to wszytsko mówi mi tylko i włącznie kiedy do niej przyjeżdżam. Dzwoniłam do niej tyle razy - zawsze ucina rozmowę, zawsze mówi, że nic ciekawego się u niej nie dzieje, ewentualnie mówi, że nie może rozmawiać bo właśnie jest na jakichś zajęciach i oddzwoń później. Ale nie oddzwania. Jak ja oddzwaniam to zbywa mnie "ale niunia, nie ma czego opowiadać!", słucha trochę tego co u mnie, porozmawiamy o ksiażkach i szybko przerywa rozmowę informując, że gdzieś się śpieszy. Tym czasem na żywo, przy torcie jedna historia prowadziła do drugiej, opowieść o jednej inspirującej koleżance wiodła do kolejnej opowieści, do dzielenia się odkryciami z książkowymi, kawiarnianymi, wiadomością, że MOJA MAMA CHCE CHODZIĆ NA ZAJĘCIA FITNES DLA DOJRZAŁYCH KOBIET (przedtem miała zrywy chęci, ale przez lata nie mogliśmy jej namówić, od wylewu, a potem od wymiany stawu... tyle razy mówiłyśmy, że chcemy by pracowała nad swoją sprawnością, że od tego zależy nie tylko jej samopoczucie, ale też to kiedy i jak ona i jej zdrowie stanie się problemem dla nas, jej córek, a w przyszłości opiekunek - moze wnusio tak na nią zadziałał? Nie wiem, ale CIESZY MNIE TO TAK BARDZO! Sama wiem, jak dużo dobrego na psychę robi ruch. Życzę jej by chodziła na zajęcia dalej).
Opowiadała o koncertach (nic mi nie mówi o koncertach!) na których była z ciocią. Opowiadała o roślinach, jedzonku. To było tak fajne... A ja nic nie wiem. Nie wiedziałam. To strasznie smutne: dzwonię do niej regularnie, czuję odległość, czuję, że nie ma przestrzeni na mnie, czuję, że rozmowa ze mną ją męczy i dlatego ją urywa... a potem dowiaduję się, że mama przez te ostatnie tygodnie prowadziła tak bogate życie (zawsze tak sobie wyobrażałam, że będzie jej życie wyglądać na starość, tego właśnie jej życzyłam! Wzrusz), ale nie uważała za konieczne informować mnie o nim... Trochę jestem rozerwana: dzwonię do niej, bo chcę zadbać o kontakt, o relację, tym czasem okazuje się, że muszę przyjechać... a to jest w tym roku trudne przez mojego pieska (cieczka plus pogróżki), studia, życie, które sobie układam z moim partnerem (i mama mówi, że to rozumie, wspiera i nie ma żalu), przez to, że musimy oszczędzać pieniądze, a bilety kosztują.
No i wracałam do domu od mamy na fali olbrzymiego FOMO, na fali strachu, na fali bezradności, ale też wzruszenia, szczęścia...
A! FOMO, bo mama mi wyjaśniła, że moja siostra pomimo, że ma 3 mc dziecko właśnie rozpoczęła regularne, tygodniowe zajęcia z malarstwa sztalugowego (!), ponad to chodzi 2 razy w tygodniu na zajęcia fitness, a za dwa miesiące rozpoczyna kurs prawa jazdy. Natomiast mój Szwagier rozpoczął półroczny kurs z programowania AI, również chodzi na crossfit, jeździ do biura itp. Wow... tego nie wiedziałam od siostry. Z rozmowy z siostrą natomiast wiem, że po 1) unikają mojego pieska (Ech, długo by gadać, w skrócie: moja niunia szczeka, a ich synek budzi się na szczekanie, ani mój piesek z cieczką i po tych pogróżkach, ani ich synek tak w ogóle nie mogą zostać same w domu, więc z okazji urodzin mamy się wymieniłyśmy na "dyżurze" - oni pierwsi, my drudzy... Tyle, że tego dnia było bardzo baaaaaaardzo dużo korków na drodze, a podróż zajęła nam dodatkową godzinę przez którą moja siostra dzwoniła strofując nas... było nieprzyjemnie, sis właczyła się kontrola i po staremu mnie strofowała... a ja się przejmowałam bardziej niż zazwyczaj: ucinałam jej próby dopieprzania, konrtroli, wypytywania, ale w środku czułam się bliska płaczu, jakby na skraju histerii i poczucia bycia atakowaną, wejścia w rolę ofiary, którą kurwa nie wbyłam, ani nie zamierzałam być. Po prostu siostra mnie wkurwiała...), że po 2) prowadzi szkolenia artystyczne min. dla koleżanek mojej mamy, że po 3) nie mam pojęcia jak wiele kasy obecnie wydaje, że realizuje swoje marzenie (bycie mamą) i z tej okazji ma ZUPEŁNIE zajęty grafik: terapie z fizjoterapeutą i fizjouroterapeutką, masaże dla małego, zajęcia z wiązania chust, szkolenie jakieś-tam dla młodych ojców (na to wysyłała męża jak ze mną rozmawiała: zabrał synka i akurat miała godzinę dla siebie i z tej okazji do mnie dzwoniła na poczatku tygodnia, akurat z poczekalni u weterynarza, gdzie Lucynce kupowała tabletki odrobaczające i tabletkę antypchelną), jakieś jeszcze inne zajęcia z procesów rozwojowych na uniwerku itp itd. Wow... ONA NAPRAWDĘ ma malutkie dziecko, ale obecnie przeżywa jakiś renesans selfcare... Samorozwój na całego. Do tego myślą o nauce języka (ona i Szwagier)... Wow. Miałam wtedy taką myśl, że super, że stawiają na rozwój. Ale nie wiedziałąm, że ona oprócz tego chodzi na zajęcia z malarstwa, a ona na kurs z AI. Wow. No i w tej perspektywie poczułam się jak najgorszy człowiek na świecie, który miał tyle czasu, a nie ma pracy, nie maluje, bo przeżywa, bo blokuje mnie depresja, bo nie mam kasy na kursy itp
No i właśnie: mama o tym wie, a ja nie. I moja siostra wie o tym, jak aktywne życie prowadzi moja mama, a ja nie, chociaż dzwonię do niej regularnie...
I wczoraj się z tym gryzłam...
O. musiał mi przypomnieć, że przecież zaczynam studia, że uzyskałam certyfikat specjalisty ceramika, że byłam w ciągu ostatniego roku na tylu kursach, szkoleniach, próbowałam masy rzeczy... no i mam małego psiaczka... Więc o co ja się rzezam!? I po co się porównuję? No fakt. Też się rozwijam. W takim zakresie w jakim mogę. Ale dziwne uczucie, że odstaję, że jestem najgorsza, niewystarczająca wciąż ze mną jest...
Do tego wczoraj dokonałam zakupu. Inwestycji. O. mówi, że jest ze mnie dumny, że to zrobiłam, ale ja póki co czuję okropne poczucie winy... Wydałam 139zł na 5 swetrów. Wszystkie z genialnym składem i w świetnym stanie. Jeden to wełna, dwa to wełna + angora, jeden to niemal czysty jedwab (i jest pięknie wykonany), ostatni to cieniutki, cieplutki kaszmir. Pomyślałam, że potrafię szukać dobrych składowo ciuchów, znajomi często mnie o to proszą. A w tą bezsenną noc kilka dni temu, gdy przez okres-armagedon nie mogłam spać oglądałam na Vinted ciuchy, które sama chciałam kupić. Wełna merino, wełna, jedwab, angora. Wszystkie w cenach 100-300zł. Wiem, że to jakość i za tę jakość byłam (i jestem) gotowa zapłacić jeżeli coś na tym Vinted jeszcze zarobię. Dodałam jakieś 15 rzeczy do ulubionych. Kolejnego dnia loguję się do Vinted (kompulsywnie wciąż sprawdzam czy coś się sprzedało xP) i odkrywam, że mam jakieś 20 powiadomień. Nic mojego się nie sprzedało, ale wyprzedały się wszystkie rzeczy, które dodałam do ulubionych. WOW O.O No i stąd ten spontaniczny pomysł: wyszukam dobre jakościowo swetry na zimę, zadbam o nie, aby wyglądały jak nówki (pranko w specjalnym płynie, suszenie na płasko, golenie, czesanie, fotki itp) i wystawię za 100-200zł na Vinted. Nie wiem czy to się sprzeda. Nie wiem czy to mi pomoże. Ale to może być doraźny sposób na uratowanie budżetu domowego, bo wciąż nie mam nowej pracy... Nie mam wystarczającego dochodu.
W teorii wiem, że to jest chwilowe. Że praca w końcu będzie, że zarobek będzie. Ale póki co niepewność przytłacza mnie...
No i od wczoraj na myśl o tym, że tak spontanicznie wydałam 139zł powoduje taki stres, że w połączeniu z tym dziwnym okresem/krwotokiem odczuwam po prostu, że ciągnie mnie na wymioty na samą myśl o tym.
Miałam pozbywać się ciuchów z domu, a nie je kupować. Ale pozbyć się próbuje tych, których już nie chcę nosić, więc nie wystawiam nic z moich wełenek, alpak, jaków, angor i innych jedwabiów. Ech. Mam poczucie winy... Ale brakuje mi pieniędzy.
Wracając: wczoraj tata przyjechał, zrobił swoją popisową sałatkę jarzynową i już z drogi zadzwonił z info, ze wiezie ją do nas. Byłam wczoraj w takim POJEBANYM STANIE, że jak to powiedział to weszły mi zawroty głowy. A potem wymioty... byłam bliska omdlenia. Akurat dzwonił, gdy...
Ech.
Chodzi o to, że ze studiami jest przypał: niby mają się zacząć, ale nie dostaję informacji żadnych. Zaczyna się kurwa rozpierdol studiowy. Jeszcze nie zaczęłam, a już jestem wkurwiona i przestraszona! Nie ma planu. Są tylko maile z info o opłatach, ale nie wiem kiedy zaczynam - są podanie terminy zjazdów z jakimiś skrótami, których nie rozumiem, a które nie są skrótami nazw kierunków czy kierunków studiów. To jest dla władz uczelni tak oczywiste, że tego nie tłumaczą i to mnie wkurza... Bo nie odbierają telefonów i NIKT tego nie tłumaczy, nie odpisuje, ale o kasę się upominają (jak w mojej firmie, kurwa mać! I to mnie bynajmniej nie napawa optymizmem). Napisałam do nich dziś z ochrzanem to z ochrzanem mi odpisali - ale przynajmniej wiem. xD Coś mi się wydaję, że ja (aka zawodowo taka "Pani z Dziekanatu" od 5 lat xD) sobie na tej uczelni mimo wszystko poradzę śpiewająco. xD ALE wczoraj nie było śpiewająco. Wczoraj był tylko strach i panika, bezsilność, płacz - sama nie rozumiałam dlaczego płakałam! Najpierw ze strachu, potem z ulgi, a potem sama nie wiem z czego, ale już jedząc chipsy. Okres i hormony to jedyne wyjaśnienie, bo wypełnianie głupiego testu i kontakt z osobami, które same nie ogarniają burdelu biurokratycznego nie powinien wywoływać we mnie takich uczuć (chyba, że to jest jak trigger do traumatycznych wspomnień? Wywołujący regres psychiczny do beznadziei i paniki, braku sprawczości jaki czułam będąc tą 21-22 letnią dziewczyną, próbującą jednocześnie zajmować się mamą i wykonywać wolę ojca: studiować? Hymmm? A może to tylko hormony?).
Ale dobra, bo wybiegam w przyszłość... Chodzi o to, że mój chłopak wczoraj obadał z ciekawości czy on już ma plan. Nie miał planu, ale natknął się na info o inauguracji roku akademickiego (2 dni po terminie xD lol xD tak bardzo obydwoje się przejmujemy tymi studiami) oraz o deadlinie na wykonanie szkolenia z BHP. No luz. Deadline jest do 15 października, a przeczytał o tym 12 października. Zadzwonił do mnie, w godzinach pracy, aby przekazać info oraz przypomnieć, że muszę zapłacić za czesne też do 15 października, że muszę też zapłacić za legitymację jak najszybciej, oraz, że chce ze mną się umówić na wykonanie tego szkolenia z BHP dzis (wczoraj) po obiedzie.
No i kurde... Czułam się tak przestraszona (irracjonanie), że nie chciałam!
A po obiedzie mój facet uparł się, że nawet jeżeli obydwoje się źle czujemy to rozwiązując szkolenie razem mamy większe szanse na szybkie zdanie go dobrze, że będziemy mieć to z głowy, że nic na ostatnia chwilę... Rozsądnie to brzmi. Ale nie mogłam się uspokoić. Logując się pierwszy raz do systemu dla studentów, do platformy szkoleniowej, podając numer albumu i te wszystkie inne pierdoły. Dobrze, że to było tylko kopuj-wklej, bo litery mi migały przed oczami, krew w uszach huczała. Po prostu wszystko we mnie panikowało.
A potem odpaliłam szkolenie i było tak nudne, tak banalne, tak znajome (miałam przed oczami audytorium na którym przechodziłam takie szkolenie BHP na moim pierwszym roku studiów - jak było to nudne, ale konieczne, jak mi było ciężko wysiedzieć i uważnie słuchać, więc zaczęłam rysować Panią na katedrze i kaskadowo spływające w dół siedziska...), że przeklikaliśmy to, a potem przeszliśmy do testu. Były 3 szkolenia i 3 testy, wszystkie zdane na 95%. Ech, to znaczy obydwoje przeszliśmy szkolenie, ale tylko ja miałam test, bo mój chłopak miał jakiś błąd na platformie (dopiero dziś rano mógł to-to wykonać).
Potem znowu coś z kontem się stało i smsy autoryzujące przelewy nie przychodziły, wiec nie mogłam zapłacić.
Potem w trójkę (z Programistą) ustalaliśmy co zrobić by legalnie wyszła pożyczka na czesne. Kręciło mi się w głowie podczas tej rozmowy, zaczęłam blednąć i byłam bliska omdlenia, nie słyszałam co do mnie mówią... Ogarnęliśmy to, ale było mi ciężko tak fizycznie w tamtym momencie.
Do tego zadzwonił tata z info, że jest w drodze.
A do O. zadzwonił jego tata chcąc ustalić z synem czy w odwiedziny do córki, do Włoch możemy pojechać w składach "chłopcy" i "dziewczyny". Że to byłoby - zdaniem taty mojego chłopaka - świetne rozwiązanie, bo w mieszkaniu, które opłaca córce jest tylko jedna dodatkowa sypialnia, więc nie możemy pojechać wszyscy razem. Dlatego wymyślił, że on sam, jego tata i syn polecą w listopadzie, a jego żona i jej mama (i chyba ja... nie wiem? Nie wiem czy byłam brana pod uwagę w ogóle do grona "dziewczyn"? Nie słyszałam tego) polecą w odwiedziny w lutym, kiedy będą ferie. Zestresowałam się W CHUJ. Bo ja tu o pieniądzach WIELKICH gadam, podejmuje się czegoś co mnie finansowo obciąży na kilka kolejnych lat i to w momencie kiedy straciłam pracę i nie mogę znaleźć nowej, bo ja się martwię o zdrowie (a badam się prywatnie i na to też kasy nie mam obecnie), marzenia, o FOMO, o pieska, o mieszkanie (tj. o tym, że nie mam mieszkania, ani zdolności kredytowej by taką perspektywę mieć), a on mi znowu wyskakuje z planowaniem mojego potencjalnego urlopu na który obecnie niestety mnie nie stać... Całe szczęście O. przerwał ojcu z info, że nie może nic planować, bo obydwoje nie mamy jeszcze planów zajęć, do tego nie wiemy jak będzie z pracą i że to dla nas priorytet. Poza tym - dodał - że tam jest faktycznie tylko jedna dodatkowa sypialnia z której obydwoje chętnie skorzystamy, ale którą wykorzystamy na własnych zasadach, we dwoje... Ufff...
Ale ze stresu - bo całość odbywała się jak zakładałam buty w przedpokoju i ogarniałam podekscytowanego (i bardzo słabego) pieseczka, jednocześnie instruując mamę, że schodzę na dół i będę na nich czekać.
Czekaliśmy we dwoje na chodniku (trzymając sunię na rękach - to nie był jej czas spaceru, a ze względu na jej rozchwianie emocjonalne i dziwne zachowanie spowodowane przeżywaniem pierwszej w małym psim życiu cieczki nie chcemy jej zostawiać samej, bo wszystko obecnie przeżywa BARDZIEJ, boi się nawet szeleszczącego papieru... nie chcieliśmy by szczekała). Streszczaliśmy co powiedziało każde z naszych rodziców, ustalaliśmy co dalej ze studiami, czego nie ma, a co jest na stronie i czy udało się uregulować opłaty (suprice: wtedy jeszcze nie, mój bank odpierdalał z przelewami) no i znowu kręciło mi się w głowie i ciagnęło mnie na wymioty.
O. żartował "Czy ty na pewno nie jesteś w ciąży?" bardzo, kurwa, śmieszne.
Musiałam usiąść na krawężniku, bo czułam jak tracę przytomność. Jednocześnie ból w podbrzuszu, krwotok z macicy, tyyyyyyyyyle stresu...
Wpadli rodzice - znowu nas zaskakuje (zawsze nas zaskakuje) jak na ich widok reaguje nasz piesek. Tak się cieszę widząc ją tak radosną! Wymachała im ogonkiem, wylizała oczka i popiskiwała ze szczęścia. Rodzice oddali nam sałatkę, a sami, nocą, pojechali - myślałam, ze do domu. Mama obiecywała, że napisze jak bezpiecznie dojadą do domu, ale nie pisała, więc już 2h później, z łóżka do niej zadzwoniłam zaniepokojona. A mama odbiera "Myślałaś, że my pojechaliśmy od Was do domu? Nie! Córcia, my pojechaliśmy do wujka Krzysia, do strefy kibica, właśnie oglądamy mecz. No, nie mogę rozmawiać! Oglądamy! PA!" xD (no i to tyle w kwestii upierdliwych uwag mojej siostry, że wpadam do rodziców w odwiedziny po 18, że będziemy siedzieć do 20, a to za późno xD - ja już spać szłam, a moi rodzice mecz oglądali ze znajomymi 40km od domu xD).
No i wracając... jak wróciłam do mieszkania i popłakałam, a O. poszedł wziąć prysznic, a potem przyniósł chipsy i oglądaliśmy serial to... odpręzyłam się.
Poczułam się tak, jakbym dokonała tytanicznej pracy ogarniając wszystko ze studiami, z pracą (bo tam jeszcze szef się wczoraj odzywał o to, żebym coś-tam zrobiła - ale nie mam siły się nim martwić, nie chcę u tego skunksa pracować, jestem w chujowej sytuacji... ale też wyścia z tego nie mam... ), z opłatami, z bankiem, ze strachem i z moim organizmem.
I o dziwo libido wróciło.
Od miesięcy nie czułam ochoty na seks.
A wczoraj NAGLE.
I było fajnie...
Ale potem znowu, jak zaspokoiłam stan napalenia xD, wróciła ochota na płacz...
Po prostu skrajne emocje. To chyba hormony, nie? Bo nie wiem jak inaczej to wytłumaczyć....
7 notes · View notes
cleanca1ories · 7 months
Text
Nie mam dziś wogóle żadnej energii, bolą mnie strasznie nogi ale może będę częściej blogować w weekend dzisiaj niestety muszę nieźle zakuwać w książkach
Trzymajcie się motylki 🦋♥️
7 notes · View notes
lichozestudni · 2 days
Text
Wiecie co jest przerażające? Jak Rosjanie zachowują się w komentarzach na profilach zwykłych Ukraińców. Absolutna nienawiść, wyzwiska, spam rosyjskimi flagami. Jeszcze rozumiem gdyby ofiary napadu tak robili. Ale robią tak ci napadający na inny kraj. Czyste zło.
Co ciekawe gdy Rosjanin nagrywa film o swoim kraju to w komentarzach zdarzają się pojedyncze komentarze krytykujące Rosję, reszta to udawanie, że Rosja nie prowadzi żadnej wojny, natomiast gdy Ukrainka nagra film o czymś słowiańskim czy ukraińskim to w komentarzach rosyjski potop absolutnej pogardy i nienawiści. Zastanawia mnie czy to opłacone trolle czy Rosjanie działają jak napuszczona horda psów.
To, że to opłacane to prawdopodobne. Kilka lat temu chyba jakaś Finka zrobiła dokument o takich trollach, którzy składają się głównie z rosyjskich studentów, którzy sobie dorabiają. Jednak w to zwierzęce zachowanie zwykłych Rosjan też jestem w stanie uwierzyć. Ta podcywilizacja już wielokrotnie pokazała, że traktują ludzi gorzej niż jak zwierzęta na rzeź. Jeżeli opcja druga to fascynujące obserwować powrót podobnych nazistom w akcji. Takie traktowanie ludzi jak to rosyjskie to tylko w książkach dokumentujących najczarniejszą historię...
3 notes · View notes
archvampyr · 3 months
Text
@sierpeek kiedyś pytał, jak to jest być muzealnikiem, więc będzie w punktach.
Niby niepoważnie, ale podejrzanie dobrze pasuje do większości z nas. Wrażenia mogą się różnić w zależności od miejsca itp itd
Tumblr media
1. Musisz wybrać swojego historycznego idola / idolkę. Przykład to ja i moje zbiory merchu z Kościuszką lub moja work psiapsi która kocha Julka Słowackiego miłością najszczerszą i nierdzewną
2. Jak podpisywa�� papierologię, to albo piórem za minimum 600 zł lub długopisem bica za 40 gr (nic pomiędzy, ja na szczęście jestem typem piórowym)
3. Iksoris (coś ala muzealny Librus). Tabelki. Rozpiski. Aaaaaaaaa. E pracownik 💀 (ale on jest uniwersalny dla wielu prac chyba, po prostu go nie lubię)
4. Przynajmniej raz na miesiąc kłótnia minimum 200 decybeli o to, czy szlachta jadła banany (nie jadła) i o tym, czy car Aleksander I miał ponad 2 m wzrostu (nie jestem od Rosji i nie wiem, ale chyba tak????)
5. Wyścig czyj płaszcz zimowy jest z dawniejszej dekady
6. Tak ze spraw pracowych stricte - trzeba się przygotować na kłótnię z jakimiś ludźmi z zewnątrz, którzy NA PEWNO MAJĄ RACJĘ I NA PEWNO WIEDZĄ BO TAK MÓWILI W TELEWIZJI
7. Albo siedzisz przy kompie (tu mogą też wchodzić finanse), albo przy książkach i kompie, albo praca z klientem (przewodnik itp), z czego ta ostatnia jest chyba najfajniejsza pod względem wrażeniowym, szczególnie, jeśli ma się dużą wiarę w swoją wiedzę i sporo pewności siebie (przemawianie przed ludźmi), poza tym są w muzeum jeszcze posady typu jakiś pan konserwator czy coś. Osoby takie jak obsługa widowni / kasy są gdzieś na pograniczu, bo są dla większości zwiedzających twarzami muzeum, ale nie zakuwają i nie zawsze mają cokolwiek wspólnego z historią lub sztuką (ale zawsze są kochani)
8. Przeszkolono mnie jak strzelać z armaty
5 notes · View notes