Niech będzie Pochwalona Trójca Przenajświętsza na wieki wieków!
Dzisiaj chciałabym zapoznać was bliżej z tematem Ran Pana Jezusa.
Otóż, nie od dziś wiadomo, że Jezus cierpiał Mękę za nasze przewinienia i niegodziwości. Czy jednak zdajemy sobie z tego sprawę jako dzieci Boże, że nasz Bóg Ojciec Jest cięgle raniony przez nasze grzechy, że to nie tak, że nasze grzechy Go zabolały tylko raz, ale dzieje się to nieustannie na nowo każdego dnia, kiedy grzeszymy?
Stając przed Bogiem w pokorze serca i żalem za grzechy i złe uczynki, za swe zaniedbania, grzechy obmowy to stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą, przyznając się do swych błędów bez zatajania czegokolwiek, co mogłoby zbezcześcić nasze imię.
Dlaczego jest to potrzebne i konieczne?
Nie jest to przyjemne, ale bardzo owocne i potrzebne dlatego, że wtedy Bóg wylewa na nas całe morze łask Swego miłosierdzia. Czyni to wtedy, kiedy w pokorze stajemy przed Nim i poznajemy swoje winy, przepraszając za nie Miłosiernego Boga, Który za nas cierpiał Rany, Który przez nasze — często przez nas określane „niewinne żarty”, „niewinne błędy” — poniósł śmierć i Mękę bardzo okrutną, bardzo bolesną.
Trzeba sobie to uświadomić przed podejściem przed Tron Boży: my wszyscy jesteśmy grzesznikami, którzy zbłądzili. Żaden z nas nie jest lepszy od drugiego, gdyż każdy z nas błądził w podobny sposób lub gdyby nie Boża łaska, aktualnie moglibyśmy być na okropnej drodze, wysoce oddalonej od drogi pobożności, drogi wiodącej do wiecznego życia, wieczności spędzonej z naszym Ojcem Miłosierdzia, Który chętnie przebacza, lecz oczekuje od nas poprawy, jaka jest niezbędna, by pojednanie było prawdziwe.
Gdyż jaki jest sens w przepraszaniu naszych przyjaciół, bliskich, kolegów bądź koleżanki, za nasze winy, jeśli nie mamy w ogóle pragnienia przemiany i jedynie mówimy im to, aby ich nie stracić, bo może nie wiemy, jak sobie bez nich poradzimy? Czy takie coś nie zraniłoby ich? A my często przychodzimy tak do Pana Boga w sakramencie pokuty i pojednania.
Przepraszamy Go za każdym razem za nasze przewinienia i krzywdy Mu wyrządzone, tak naprawdę nie myśląc o tym, że Go zraniliśmy. Często przychodzimy do tego pięknego sakramentu Miłości Pańskiej jedynie po to, aby oddać spowiednikowi karteczkę, aby było potwierdzone to, że byliśmy u spowiedzi, by na kolędzie nie było wstydu, o ile w ogóle przyjdziemy księdza do swego domu, który przychodzi nie sam z siebie, z nudy, ale po to, aby przybliżyć ludzi do Chrystusa i przyjść do nich z miłością Jezusa, z Jego Światłem.
Często przychodzimy do Niego po to, aby ukoić nasze pragnienia, które domagają się, abyśmy nie mieli już w sobie poczucia winy. Jednakże, czy wtedy naprawdę dochodzi do pojednania z Bogiem? Czy przeproszenie kogoś jest prawdziwe, kiedy robimy to tylko i wyłącznie po to, aby poczuć się lepiej? Nie. Nie wyłoni się z tego zbyt wiele owoców, ale wszystko pozostanie bez zmian. Nie przychodzimy wtedy do Boga Ojca Miłosiernego, Który wygląda nas z Oczami pełnymi miłosierdzia i miłości, ale tylko i wyłącznie dla zaspokojenia naszych żądz.
Przychodźmy do Pana z sercem skruszonym, gdyż takim On na pewno nie pogardzi. Pozwalajmy Mu wylewać na nasze dusze całe morze łask płynące z Jego Zdroju Nieskończonego Miłosierdzia, Które uwydatniło się, ukazało w momencie, w którym Jezusa Serce zostało przebite dla nas na krzyżu.
Nie zostało ono przebite jedynie po to, aby ukazać Miłość, Która jest raniona, nieodwzajemniona i krwawi, unosi się ogromnym bólem, nie tylko po to, aby z nami współczuć, ale także po to, abyśmy mogli znaleźć w Nim pociechę i nadzieję. Pociechę i nadzieję na to, że Ten, Który cały oddał się za nas na Krzyżu Najświętszym uznawanym za drzewo hańby, gdyż na krzyżach ginęli jedynie największe łotry, najwięksi grzesznicy, może także i dla nas mieć miłosierdzie, nam przebaczyć. Ale jakże może się to stać?
Przede wszystkim kiedy powiemy Panu o wszystkich swych niedoskonałościach, błędach i grzechach, o wszystkich tych razach, kiedy myśleliśmy, że mieliśmy rację, lecz okazywało się, że zupełnie się myliliśmy. Kiedy podejdziemy do konfesjonału, uklękniemy bądź staniemy przed nim, uznając swoją grzeszność i wylejemy cały swój brud grzechowy przed Panem Jezusem ukrytym w postaci spowiednika. A ukrywa się w postaci spowiednika po to, abyśmy nie bali się przyjść do Niego i opowiedzieć Mu o tym wszystkim, co zrobiliśmy źle, gdyż o wiele łatwiej czasami może być nam przyjść do kogoś, kogo zupełnie nie znamy, a kto tak jak my popełnia błędy i z tego powodu nas rozumie.
Sam Jezus Chrystus przez niego przemawia po to, abyśmy byli pewni, co mamy czynić, aby się poprawić. Czasami słyszymy jakieś wskazówki, czasami kończy się na rozgrzeszeniu bez usłyszenia żadnych kroków, jakie powinniśmy podjąć. Mniejsza o to czy dostaniemy wskazówki czy nie — ważne jest to, że pojednaliśmy się z Bogiem.
Czy usłyszenie: „Bóg, Ojciec Miłosierdzia, Który pojednał świat ze Sobą przez śmierć i zmartwychwstanie Swojego Syna i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła. I ja odpuszczam tobie grzechy w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” nie jest czymś wystarczająco cudownym? Czy nie idziemy do spowiedzi właśnie po to, aby usłyszeć, że zostaliśmy pojednani z Najwyższym, Którego Krew i Woda obmyły nas całych z grzechów, a my radośnie możemy podejść do Najświętszego Ołtarza po to, aby przyjąć Miłosiernego Zbawiciela prosto do naszych serc, gdzie będzie mieszkał aż do momentu, w którym — do czego nie dopuść, Panie Najwyższy, — dopuścimy się grzechu śmiertelnego a więc tego, który niszczy naszą relację z Nim?
Zważmy na to, że Pan Bóg Miłosierny mógłby odejść od nas w momencie, w którym dopuściliśmy się po raz kolejny grzechu, choćby był on grzechem braku skupienia na Nim na modlitwie, ale tego nie czyni. Wybrał pozostanie z nami po wszystkie nasze dni, aż do skończenia świata w Najświętszym Sakramencie Miłości, w Którym to możemy Go widzieć twarzą w Twarz, a na dodatek przychodzi do naszych serc po to, by pojednać nas z Bogiem Ojcem, Nim i Duchem Świętym.
Czy istnieje większe miłosierdzie i większa radość ponad to, kiedy przychodzi do nas Pan Zastępów, wychodzi naprzeciw nas, gdy przychodzimy błagać Go o przebaczenie, a zarazem widzimy, że czeka na nas, ciesząc się z tego, że nas widzi?
Nie jest to bowiem uśmiech sarkastyczny, który mówi: „Aha! Teraz do mnie przychodzisz? Wiedziałem, że beze mnie nie dasz sobie rady”, ale uśmiech i radość płynąca z miłości oraz pragnienia spotykania się z nami w każdym momencie naszych żyć po to, aby nas chronić, bronić, dawać ludziom lepiej poznawać Jego miłosierdzie oraz miłość.
Jest to miłość czysta — ta, która nie chce naszego zranienia, ale czasami dopuszcza do czucia bólu dlatego, że Bóg przede wszystkim pragnie dla nas dobra wiecznego, a zatem naszego zbawienia. On zna nasze serca o wiele lepiej niż my sami je znamy, co sprawia, że On najlepiej wie, co jest dla nas dobre a co szkodliwe. Bardzo często „zamknięte drzwi” do różnych możliwości jest obroną przed atakami złych duchów oraz formą ochrony przed naszymi skłonnościami do złego.
Ta Miłość pragnąca naszego zbawienia pragnie oczyścić nas ze wszystkich naszych naszych win i przebaczyć nam nawet największe grzechy.
Przypomnijmy sobie przypowieść o synu marnotrawnym, pamiętając, że w ten sposób przychodzimy do Ojca, Który nas przyjmuje i na nowo za każdym razem utwierdza w tym, że nas kocha, jesteśmy Jego dziećmi umiłowanymi, a nie potępia za złe czyny. Jest lekarzem, którego potrzebujemy my — źle się mający. Jesteśmy powoływani do służby Mu i bliźnim dlatego, że On przyszedł odnaleźć i powołać grzeszników a nie sprawiedliwych, tych, którzy nie potrzebują łaski Bożej do pomocy, bo są już na tyle wystarczający, gdyż przypominam, że tacy nie istnieją. Nie ma nikogo, kto by nie zbłądził, wszyscy potrzebujemy łask Dobrego Tatusia. Przybądźmy zatem do Niego z ufnością i wiarą w Jego miłość i miłosierdzie, a pokój Boży niech obficie zaleje nasze dusze wraz z miłością Bożą i wszelkimi potrzebnymi łaskami do dokonania poprawy i bardziej gorliwej służby Bogu i bliźnim, aby naszym kierunkiem było nieustannie Niebo, Którym Jest Jezus Chrystus. Amen.
Otwórzmy się dziś mocą Ducha Świętego na łaskę odpuszczenia grzechów nam oraz wszystkim ludziom z całego świata, módlmy się z pokorą o to, aby Pan Całego Wszechświata udzielił nam hojnie łaski prawdziwego żalu za grzechy, postanowienia poprawy, zadośćuczynienia Jemu oraz naszym bliźnim (którymi są wszyscy ludzie z całego świata, również ci, których widzieliśmy raz, a zraniliśmy) i uczynić rachunek sumienia tak, byśmy mogli zostać oczyszczeni z wszelkiego brudu grzechu i pojednać z Bogiem, bliźnimi, których skrzywdziliśmy oraz sobą samym, a nasze spowiedzi były szczere tak, by Miłosierny Bóg mógł zesłać na nas łaski, których pragnie nam udzielić, a po spowiedzi obdarzyć cudownym pokojem, łagodnością oraz miłością.
Niech Miłosierny Bóg błogosławi nam, abyśmy nasze wielkopostne (i nie tylko) spowiedzi przeżyli odpowiednio tak, abyśmy mogli dostąpić Bożego miłosierdzia przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
Jeśli chodzi o modlitwy przed spowiedzią bądź dodatkowe pokuty, polecam odwoływanie się do Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa poprzez odmawianie np.
† Koronki do Bożego miłosierdzia
† Koronki do 7 Boleści Maryi
† Koronki do Najświętszych Ran Pana Jezusa
† Koronki do Krwawych Łez Maryi
† Koronki do Najświętszej Krwi Pana Jezusa.
Życzę miłego dnia oraz Bożego miłosierdzia, błogosławieństwa i przede wszystkim zbawienia, spędzenia wieczności wraz z Najsłodszą Trójcą Przenajświętszą, Która miłuje nas wszystkich największą możliwą miłością — miłością odwieczną, nieskończoną.
0 notes