Tumgik
polishconductor · 6 months
Text
14.12.2023
Dziś odwiedziłem 3 biblioteki.
W ostatnich miesiącach wielokrotnie zresztą odwiedzałem różne miejsca, mając zdecydowanie za mało czasu żeby to opisywać. Dość wspomnieć o wizytach w Bibliotece Narodowej, Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, czy Bibliotece Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego w trakcie których robiłem w końcu zdjęcia lepszej niż dotąd jakości materiałów takich kompozytorów, jak choćby Ludomir Różycki, Jan Maklakiewicz, Władysław Miller Jr (który jest dla mnie jednym z ciekawszych odkryć), Adam Münchheimer i wielu, wielu innych których nie jestem nawet w stanie wymienić. W tym czasie także pracowałem nad wieloma innymi inicjatywami, nie zapominając jednak o moim pomniejszym celu życiowym, jakim było wskrzeszanie tej muzyki, wstępnie redagując (żeby wymienić tylko najważniejsze) Uwerturę koncertową Józefa Brzowskiego, Uwerturę Władysława Millera Jr, także fragment jego opery "L'Oasi", Sinfoniettę Adama Wieniawskiego, kilka utworów Ludomira Różyckiego, czy w końcu poematy symfoniczne Gablenza które przekładam w nieskończoność.
Dzisiejszy dzień był jednak dość wyjątkowy. Odwiedziłem najpierw WTM. Nie obyło się bez przygód, czekałem ponad 3 kwadranse na transport, żeby przedostać się do tej biblioteki. Na miejscu okazało się, że na ten dzień zaplanowane jest spotkanie ze studentami, co nieco utrudniłoby mi pracę, gdyby nie to że otrzymałem możliwość pracy w pokoju ze znacznie lepszym oświetleniem niż zazwyczaj. Wziąłem się w końcu za balet Moniuszki "Na kwaterunku" - już kilka lat temu przepisałem całą, paskudnie zredagowaną partyturę tego utworu i przez te lata obiecywałem sobie że prędzej czy później trzeba będzie to wszystko zrobić być może od nowa. Poprosiłem także o inne utwory, w tym operetkę Wł. Millera Jr "L'inferno della Vergini", "Sprawę Clemenceau" Münchheimera, Ottona Łucznika tegoż oraz to na czym mi najbardziej zależało, czyli Uwerturę Maksymiliana Einerta. Materiał jest w strasznej jakości i, o ile już kiedyś robiłem mu zdjęcia wyszły dość niekorzystnie. Na inne materiały już nie starczyło czasu, umówiłem się na przyszły tydzień, kiedy to będę musiał odwiedzić ponownie bibliotekę, przede wszystkim by znaleźć pierwszą stronę partytury do wspomnianej "L'Oasi" Millera Jr, ale także po wiele innych utworów, jak symfonika Dobrzyńskiego którą niegdyś, świadomie lub nie - pominąłem.
Po podpisaniu ważnej dla mnie umowy postanowiłem wracać niemal bezpośrednio do domu. W metrze trafiłem jednak na bardzo dawną dobrą znajomą, z którą podjechaliśmy aż na UMFC. Nie tak dawno w końcu dotarłem do jednej z istotniejszych dla mnie postaci, z powodu swej "tajemniczości" - T. Kapelański napisał jako pracę dyplomową poemat symfoniczny "Julian Apostata" na bazie Berezowskiego w 1938 r. To mniej więcej wszystkie informacje jakie posiadałem na jego temat, obok informacji że był uczniem Piotra Rytla oraz że jego utwór nie spodobał się krytykom. Mnie się na przykład bardzo spodobał, mógł zabrzmieć po prostu blado wobec wykonywanego na tym samym koncercie Stabat Mater Szymanowskiego, które rzekomo wypadło znakomicie. Po bardzo długiej pracy badawczej w końcu dotarłem do nazwisk obu kompozytorów debiutujących wówczas. Jak się okazuje, Tadeusz Kapelański 2 lata później został rozstrzelany w Katyniu. Co się zaś tyczy Franciszka Kurtza, którego utwór był prezentowany na tym samym koncercie, ponieważ wcześniej jego nazwisko brzmiało dla mnie zbyt niemiecko postanowiłem je pominąć w badaniach. Być może niesłusznie, mimo wszystko ustaliłem, że przy pierwszej okazji postaram się dotrzeć także do materiałów jego "drugiej" (być może jedynej) symfonii. Niestety, na miejscu okazało się że materiał jest, ale może być problem z udostępnieniem go. Przemiły pan bibliotekarz zaproponował żebym wysłał maila na adres biblioteki, co też zrobiłem.
Na koniec podjechałem do mojego ukochanego BUWu, gdzie okazało się że zasady się mocno pozmieniały, miało to pewnie związek z niedawną aferą z wyniesieniem nieznanej ilości cymeliów i sprzedaży ich na rynku. Tak naprawdę poszedłem tam głównie żeby przyjrzeć się wiedeńskim polonikom, czyli polskim materiałom przechowywanym w Austrii, które to zostały jakiś czas temu skatalogowane w jednym z fragmentów "Szkiców o kulturze muzycznej XIX w." pod red Z. Chechlińskiej. Faktycznie, udało mi się tam znaleźć i potwierdzić istnienie wielu utworów, które nie ukrywam że bardzo mnie interesują. W miejmy nadzieję nieodległej przyszłości będę się starał o sprowadzenie tych materiałów do Polski, lub chociaż o zeskanowanie ich celem opracowania.
0 notes
polishconductor · 3 years
Text
OZK#2 - Symfonia d-moll Moszkowskiego
Utwór, nad którym dziś się nachylimy jest tak dojrzały, że nie mogłem uwierzyć, że napisał go 19-latek! Ale po kolei.
Maurycy Moszkowski (1854-1925) to jeden z bardziej znanych kompozytorów w moim obszernym folderze. Znany co prawda bardziej za granicą niż u nas, co może sugerować różne rzeczy. Niemniej, był wirtuozem fortepianu i znakomitym kompozytorem przede wszystkim muzyki fortepianowej. Nie zmienia to faktu, że naprawdę rozumiał fakturę orkiestrową i umiał w pełni z niej korzystać. Pierwszy jego utwór symfoniczny który słyszałem, to  Aus aller Herren Länder, Op. 23a.
undefined
youtube
Jak łatwo się domyślić, acz nie jest to takie oczywiste podczas słuchania wersji orkiestrowej - utwór pierwotnie był napisany na fortepian. Suita składa się z 6 części, które obrazować mają muzykę różnych narodów, kolejno: rosyjską, włoską, niemiecką, hiszpańską, polską i węgierską.
Nieco inaczej było z utworami, które kompozytor napisał w trakcie studiów w Berlinie: Uwertura D-dur MoszWV145 i Symfonia d-moll MoszWV146 (są to oznaczenia katalogowe utworów nieopusowanych). Uwertura na razie w ogóle nie istnieje w obiegu ogólnym. Do niedawna podobnie było z symfonią. Postanowiłem jednak, że zeskanowaną partyturę rękopisu należy przepisać. Efekt był zaskakujący. 
undefined
youtube
Powyższy fragment możecie usłyszeć w wykonaniu moich przyjaciół, którzy w warunkach domowych zgodzili się nagrać drugą część utworu, a mój inny przyjaciel, znakomity reżyser dźwięku tak to zmiksował, że momentami brzmiało to naprawdę jak żywa orkiestra. Budowa całego utworu wygląda następująco:
Symfonię rozpoczynają dwa mocne akordy. Natychmiast zmienia się nastrój, z którego wyłania się solo wiolonczel, zwiastując późniejszy temat. Ich melodię przejmują obój i fagot, a następnie znów smyczki, tym razem ją przekształcając. Wolny wstęp trwa dość krótko i jest prostej budowy. Po akordzie puzonów następuje allegro appassionato. Skrzypce prowadzą burzliwy temat, złożony z synkop i rozwiązań zwodniczych. Szybkie ósemki są przejmowane przez wiolonczele i kontrabasy w piano, na tle których grają  akordy instrumenty dęte podkreślone pizz. skrzypiec. Oba te elementy są następnie przetwarzane. Po stopniowym włączaniu się wszystkich instrumentów następuje fanfarowy 2 temat, zabrzmi on 3-krotnie, za każdym razem w innym ujęciu harmonicznym, a ostatnim razem w zmienionej fakturze. Także ten temat ulega przetworzeniu. Po kolejnej zmianie nastroju następuje 3. temat, który nie pojawi się w repryzie. Za pierwszym razem zejście kontrabasów i wiolonczel zwiastuje powrót tematu, zaś za drugim razem zmieniona jest faktura, po której następuje przejście na przetworzenie. Po wybrzmiewającym kilkukrotnie czole tematu przetwarzany jest temat 2. Faktura się zagęszcza, żeby w końcu przejść do przetwarzania tematu 3, które trwa właściwie do końca tego fragmentu. Repryza następuje po takim zejściu basów, jak w przypadku powrotu ekspozycji. Tym razem faktura jest nieco bogatsza, a temat 2 rozpoczyna się w dominancie tonacji zasadniczej. Po umocnieniu się w tonacji d-moll następuje krótki epilog, w którym wprowadzony jest nowy materiał, nawiązujący nieco do motywów losu. Na sam koniec tej części jesteśmy trochę zaskoczeni żartem kompozytora, który po pozornym zakończeniu części i krótkiej pauzie wprowadza jeszcze akord instrumentów dętych, po którym dopiero następuje dźwięk toniki.
2 część to scherzo, właściwie w formie ronda. Część A, która pojawia się 3krotnie, jest bardzo mechaniczna, a zarazem lekka i przyjemna w odbiorze. Pierwsze dwa pojawienia się jej są przedzielone częścią B, która swoim charakterem nawiązuje do muzyki czeskiej, lub słowackiej.  Po powrocie części A, powtórzonej jedynie z drobnymi zmianami dynamicznymi następuje część C, która z kolei brzmi jak walc wiedeński, z przesuniętym akcentem. Scherzo kończy się częścią A1, która pod koniec jest zmodyfikowana. Po żartobliwych dwóch taktach ze zmienionym metrum z 3/4 na 6/8, kompozytor wraca na chwilę do zakończenia części B. W tej części każdy ma solo, pod koniec nawet kotły.
Część trzecia to romans, czy też pieśń bez słów. Podczas gdy w tle cały czas słyszymy trójkowy puls ósemek, melodia przechodzi między kolejnymi instrumentami, tworząc ciekawy koloryt i budując harmonię. W środkowym fragmencie tej części możemy usłyszeć pastoralny nastrój, z wykorzystaniem nieco szybszych przebiegów najpierw solowych instrumentów dętych, potem smyczków. Następnie powraca znów motyw melodyczny, przerywany jedynie niekiedy figurami pojedynczych instrumentów dętych. Część ta jest bardzo spokojna, skontrastowana z pozostałymi.
Finał rozpoczyna się od czoła - czyli pierwszych dźwięków - tematu z pierwszej części utworu. Odpowiada mu podwójny akord instrumentów dętych. Chwilę później słyszymy początek podstawowego materiału tej części - kolejny raz są to ósemkowe, pulsujące powtarzane dźwięki, tym razem na pierwszym planie. Po pierwszej kulminacji materiał stopniowo się uspokaja, żeby po tajemniczym przejściu został wprowadzony temat główny temat tej części. Swoją budową nawiązuje on do klasyki gatunku, jak np. 9 Beethovena, czy napisana kilka lat później 1 Brahmsa. Ten nieco podniosły temat jest przedstawiony w 3 różnych fakturach, po czym następuje powrót materiału ósemkowego z początku tej części. Następny fragment nieco przypomina przedostatni fragment scherza biorąc pod uwagę rytm i rozłożenie akcentów, jednak w zupełnie innym ujęciu. Fragment ten brzmi nieco jak cisza przed burzą i rzeczywiście, po chwili znów wraca puls ósemkowy. Tym razem jest bardziej rozciągnięty w czasie, a kulminacja prowadzi znów do głównego tematu, który tym razem jest zagrany z dużą dynamiką i w znacznie bardziej podniosłym charakterze. Tym razem temat ten prowadzi do kody, w ostatnich taktach której słyszymy krótkie solo instrumentów blaszanych.
Jeżeli podobnie jak ja chcielibyście usłyszeć ten i inne utwory na żywo, koniecznie zajrzyjcie tu: https://zrzutka.pl/4hac6f. Możecie również polubić nasz fanpage na portalu facebook, tam znajdziecie aktualności i informacje dotyczące nagrań i koncertów. Niebawem ruszymy także z kanałem YouTube, na którym znajdziecie także nagrania utworów które tu omawiam.
0 notes
polishconductor · 3 years
Text
OZK#1 - Wieczór w Sorrento H. Adamusa
Tym wpisem rozpoczynam serię krótkich artykułów poświęconym utworom, do których dotarłem w czasie moich badań.
Henryk Adamus jest kompozytorem najdelikatniej mówiąc zapomnianym. Jak się to stało, że autor tak ślicznego utworu jakim jest Wieczór w Sorrento, a oprócz niego kilku oper (Rej w Babinie, Faraon, Sumienie) i całej masy innych dzieł odszedł w niepamięć? Prawdopodobnie to kolejny psikus historii, jeden z bardzo wielu, które będę tu omawiać. Kiedy zobaczyłem tytuł Wieczór w Sorrento (podtytuł Suita włoska na orkiestrę w 3 częściach), postanowiłem sprawdzić, czy może być on związany np. z literaturą, biorąc przede wszystkim pod uwagę historię współpracy z teatrami muzycznymi kompozytora. Oprócz niezwiązanego zupełnie z tematem utworu filmu “Wesele w Sorrento” z 2009 r. znalazłem wreszcie dramat Iwana Turgieniewa pod tym samym tytułem. Kilka dni później trzymałem w rękach grubą książkę z mnóstwem dzieł dramatopisarza. Niestety, oprócz serenady która ma miejsce mniej więcej w połowie tego miniaturowego dramatu, niewiele zdaje się on mieć wspólnego z utworem Adamusa. Pozostawiam więc temat samego pochodzenia, ponieważ może być on równie dobrze związany jedynie z (niepotwierdzoną) podróżą kompozytora.
Suita składa się z 3 części: 1. Po nieszporach, 2. Serenada, 3. “Taniec”. Tarantella. Od początku słyszymy spokojne ćwierćnuty kontrabasów i wiolonczel pizzicato, zaznaczone dodatkowo przez talerz. Na ich tle pojawia się prosty chorał waltorni, którym odpowiadają trąbki. Nastrój, który daje się słyszeć, ewidentnie zwiastuje wieczór, czas odpoczynku i zabawy. Pierwsza część jest dość zróżnicowana pod względem zarówno materiału, jak i formy. Są tam przyspieszenia i zwolnienia, powracanie do tematu chorałowego, lekkie rozwijanie poszczególnych motywów. Następująca po tej części Serenada jest stosunkowo prostej budowy. Stale pulsujące w tle smyczki z lekkimi synkopami basów zdają się być stworzone jak instrument akompaniujący dla “śpiewających” instrumentów dętych. Tarantella, od pierwszego chromatycznego zejścia, wprowadza słuchaczy w nastrój typowo włoskiej zabawy, tempo pozornie na początku dość żywe - przez wykorzystanie i prowadzenie melodii w ósemkach i synkopach (typowym rytmie tarantelli) - jednak stale narasta, żeby w końcowej fazie utworu dotrzeć do prestissimo. Utwór kończy się niemal niezauważalnie, co akurat mnie osobiście nie satysfakcjonuje, bo tak ciekawy utwór mógłby trwać i trwać. Biorąc pod uwagę cały charakter dzieła najładniej brzmiałby prawdopodobnie na płycie gramofonowej, tak idealnie bowiem wpasowałby się klimat do ówczesnego stylu gry orkiestr, który właśnie z płyt gramofonowych znamy.
Jeżeli podobnie jak ja chcielibyście usłyszeć ten i inne utwory na żywo, koniecznie zajrzyjcie tu: https://zrzutka.pl/4hac6f. Możecie również polubić nasz fanpage na portalu facebook, tam znajdziecie aktualności i informacje dotyczące nagrań i koncertów. Niebawem ruszymy także z kanałem YouTube, na którym znajdziecie także nagrania utworów które tu omawiam.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Jerzy Gablenz jest dla mnie postacią niesamowitą dwojako. Podobnie jak w przypadku Feliksa Nowowiejskiego, Stefana Bolesława Poradowskiego, czy w mniejszym stopniu Andrzeja Panufnika, za propagowanie pamięci o nim odpowiadają jego dzieci, przede wszystkim Tomasz Gablenz, obecnie chyba już nieżyjący obywatel Dominikany (San Domingo?) - nie udało mi się znaleźć potwierdzenia tej informacji. A po drugie - jego muzyka jest naprawdę znakomita. Różaniec świętej Salomei na przykład - utwór, który wczoraj zacząłem z ciekawości przepisywać, dość szybko staje się nudny pod względem jakości brzmieniowej - wysokie pasaże w smyczkach nie powinny być stosowane tak długo. Do takiego wniosku doszedłem przejrzawszy pierwszy raz początkowy fragment partytury. Jakże się myliłem! Po pierwsze - co chwila delikatnie zmienia się nastrój tworzony przez same smyczki. Po drugie - charakteru dodają inne instrumenty - akordy instrumentów dętych, drobne wstawki instrumentów perkusyjnych, czy wreszcie celesta i harfa, które od początku, nieco ewolucyjnie dodają smyczkom kontrapunktu. To jeśli chodzi o charakter instrumentacji, ale jest jeszcze harmonia. Proste akordy durowo-sekstowe szybko przeobrażają się we wtrącenia, akordy obce, chromatykę. Nie udało się uniknąć błędów w pierwszym przepisaniu, tak skomplikowanie jest utkana ta delikatna muzyczna tkanina. A brzmi dokładnie tak, jak tylko mógłby zabrzmieć utwór pod takim tytułem. Biorąc pod uwagę te i inne czynniki , a także to, że od razu jedyne dostępne nagrania innych utworów Gablenza ("Pielgrzym" i "Legenda o Turbaczu") zachwycają, trzeba koniecznie zająć się tym nazwiskiem. Faktura jest niesamowicie zmienna, nie ma tam nudy, nawet jeśli gra pojedynczy instrument przez dłuższy fragment, brzmi to dobrze, odpowiednio do nastroju, wystarczająco. Chcę poznać nie tylko utwory, ale i inspiracje, dowiedzieć się, czemu tak zdolny człowiek na chleb musiał pracować w fabryce i pisał "po godzinach"... Nie jest to dobry obraz polskiej kultury powszechnej, można niby powiedzieć "takie były czasy", ale czy się coś zmienia? Z tą myślą pozostawia
Piotr Zabielski
(mgr xD)
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Początek prac nad spuścizną Jerzego Gablenza
Cześć!
Ostatnie tygodnie upłynęły pod znakiem sprzątania, zarówno w mieszkaniu, jak i na komputerze. Zacząłem również opracowywać przynajmniej część materiałów, żeby zobaczyć czy ta praca nadal ma sens a także powiększyć możliwości wykonawcze itd. Ponieważ pracę nad redakcją każdego utworu dzielę sobie teraz na 4 etapy (pusty plik, przepisanie rytmu, dodanie wysokości, korekta), łatwiej jest mi określić ile czasu potrzebuję. Zająłem się więc - oprócz uporządkowania kompozycji już wcześniej zaczętych - przepisaniem uwertury "Janek" Żeleńskiego (przepisany rytm) oraz uwertury "Monbar" Dobrzyńskiego (część rytmu), a także stworzeniem schematów do wszystkich utworów Gablenza i Stoińskiego, jakie obecnie posiadam. Został mi jeszcze Henryk Adamus i to na razie wszystkie rzeczy, którymi się chcę zająć przez najbliższy czas. To chyba dobry wynik, zakładając, że się uda. (Zostawię sobie tylko operę Gablenza "Zaczarowane koło", ponieważ jest za duża, a plan operowy przewiduje zajęcie się tym tytułem za jakieś 4-5 lat).
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
UMFC cz.4
Ponieważ wczoraj dostałem tylko jedną partię materiałów, których potrzebuję, dziś postaram się uporać z większością pozostałych. (Chodzi prawdopodobnie o początek projektu orkiestrowego, a pani pracownik odpowiada za materiały przez nich używane, dużo papierkowej roboty, rozumiem, doceniam, nie narzekam).
Jestem w trakcie opracowywania zbiorów z mojego komputera, niesamowicie cieszy mnie i zarazem martwi ile jest do zrobienia jeszcze w polskiej muzyce, właściwie nikt nie ma prawa przypuszczać ile rzeczywiście. Roboty mam tak jak czasem wspominam do śmierci, trochę szkoda, bo cześć moich planów już wiem że szatani wzięli. Przykładowo: jestem dopiero na literze G i już mam 100 utworów do wydania. Parę faktów: wielu utworów nie wpisuję jeśli już są wydane - chyba że ewidentnie musi być wznowienie. Mnóstwa utworów jeszcze nie mam na komputerze, inna sprawa że i tak dodałem sporo nazwisk i utworów np. wok-instr. W pracy pod nr. 100 stoi nazwisko Kiszwalter, co tylko częściowo pokazuje skalę przyszłych badań i dopisania danych do mgr żeby ją wydać. Na horyzoncie jeszcze długo nie będzie widać tych "dużych"nazwisk, jak Apolinary Szeluto, czy S.B. Poradowski, których to kompozytorów utworów mam po kilkadziesiąt na komputerze. Oczywiście, z powodu lat życia nie dołączyli do korowodu mojej mgr, ale i tak wydanie przynajmniej części spuścizny SBP będzie dla mnie sprawą priorytetową. Myślę, że na ten moment wystarczy, powoli trzeba opracowywać plan odcinka na YouTube, który tak bardzo zaniedbałem.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
UMFC cz.3
Już po weekendzie, dość pracowitym mimo innego planu.
W piątek, bo chyba nie wpisałem, po przyjeździe do uczelni i wzięciu ostatniej partii, którą zostawiłem, okazało się, że została godzina do inauguracji, a co za tym idzie w zasadzie zamknięcia uczelni. Zostawiłem więc ostatni rewers, co prawda najdłuższy, wziąłem ostatnie materiały, szybko je opracowałem i wróciłem do domu.
Przez weekend opracowałem sobie m.in. dokładny plan kolejnych tygodni i miesięcy, przyznaję, że jestem w szoku ile tego jest i szczerze nie wiem, czy się wyrobię ze wszystkim, ale przecież po to jest planowanie ;) Poza tym działo się sporo innych rzeczy, najśmieszniejsze było to, że wziąłem udział w konkursie klubu komediowego i wygrałem bilet na niedzielny spektakl :D Na szczęście całość trwała akurat tyle, że zdążyłem na spokojnie na wieczór do "roboty" ;)
Dziś jadę do uczelni, być może ostatni raz w związku z badaniami. Jest już co prawda południe, ale mam jakieś 4-5h żeby się wyrobić. Materiałów powinno być akurat tyle, że raczej się to uda jeśli się sprężę.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
UMFC cz. 2
Cześć!
Kolejny raz jadę do mojej uczelni.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, jaki błąd popełniłem, że wcześniej nie zająłem się zbiorami mojej uczelni. Już w tym momencie mam nowe 20 utworów, więc katalog by spokojnie dobił do 400 pozycji, a z dzisiejszymi materiałami jeszcze nieźle ten próg przekroczył. Jadę po pierwsze zebrać materiały które być może już na mnie czekają, a po drugie złożyć rewers na kolejne kilkadziesiąt, już wiem że czasowo się raczej nie wyrobię, więc jeszcze w przyszłym tygodniu odwiedzę to miejsce :)
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
UMFC cz.1 - ciąg dalszy
To jeden z tych dni, po których zakończeniu wydaje się, że od rana minęły 3 dni. Od paru lat mam tak aż za często, pewnie przez ilość informacji do przetrawienia. Otóż: po pierwsze błyskawicznie wyrobiłem się z 3 partiami przygotowanego już materiału w czytelni UMFCu, gdzie 3 kolejne pracownice przekazywały mi przygotowane przez #bardzomiłąpanią nuty. Ciekawe, czy zrobiłoby się jej miło, gdyby przeczytała o sobie coś miłego. Zakładam że i tak nikt tego nie czyta, zwłaszcza że niedługo udostępnię tego bloga, a wtedy czytelników będzie jeszcze mniej, bo przyznam, że czasem ja czytam stare wpisy. Tak czy siak, życzę pani Magdzie bardzo miłego dnia, bo zakładam, że mogła nie mieć najmilszego dnia, jakoś tak podskórnie odczułem. Więc jeszcze raz - ściskam mocno i dziękuję za dzisiejsze materiały :) (jeszcze tylko drugie tyle xD).
Po obiedzie udałem się porozmawiać z inną, bardzo miłą Panią Magdą i nie powiem, nie spodziewałem się, że będzie to aż tak wielowątkowa rozmowa. Trochę sobie ułożyłem rzeczy w głowie, zwłaszcza związanych z planami na przyszłość, które coś czuję, że nie wyklarują się jeszcze długo. Bardzo dziękuję za piękne prezenty i zaproszenia na wydarzenia związane z Romanem Palestrem, a także pomoc w wyszukaniu informacji o Stoińskim i dostarczenie mi jego partytur. Teraz pytanie do samego siebie - co powinienem zrobić - kontynuować badania, a jeśli tak, to na własną rękę, czy też w ramach jakichś studiów doktoranckich, inwestować czas i pieniądze wyłącznie w fundację i starać się za wszelką cenę realizować plany z nią związane, czy też może znaleźć innych zapaleńców takich jak ja i im zlecać, samemu zajmując się dyrygenturą... Kurde nie wiem. Pomyślimy, na razie wracam do kurowania się, jutro znów UMFC i reszta zbiorów i wiele innych prywatnych spraw, o których nie będę pisał
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
UMFC cz.1
Cześć!
O przedwczorajszej wizycie nie napisałem nic, więc już to zmieniam.
Dopiero po wpisaniu rewersu zorientowałem się, że wszystkie zamówione przeze mnie materiały to głosy orkiestrowe. Uświadomił mi to jeden z pracowników i poprosił, abym poczekał na inną pracowniczkę. Załatwiłem więc część pozostałych spraw i wróciłem godzinę później. Okazało się, że materiały nie zostaną mi wypożyczone, zwłaszcza w takiej ilości. Ponieważ w ogóle nie zależało mi na wypożyczeniu, to nawet lepiej. Procedura wygląda następująco: materiały mogę dostać, niestety nie wszystkie na raz, w czytelni, pod nadzorem. Zabrzmiało to złowrogo, ale chodzi głównie o to, żeby materiały nie wróciły do biblioteki niekompletne, bez zniszczeń itd. Doskonale to rozumiem, więc zaproponowałem moją wizytę na następny dzień. Niestety, przeziębienie przykuło mnie do łóżka (nie wspomnę że i tak wpisałem kolejne kilka taktów do Żeleńskiego) więc wysłałem maila z prośbą o odłożenie tych materiałów do jutra - czyli do dziś. Dostałem bardzo miłego maila z potwierdzeniem i przypomnieniem sposobu korzystania z tych zbiorów. Ponieważ nadal jestem pod wpływem emocjonalnym jednej z ostatnich wizyt w pewnej instytucji, uważam, że Pani Pracowniczka zachowała się #bardzomiło, zwłaszcza że większość moich zamówień to rękopisy, co prawda nieznaną ręką, ale zobaczymy.
Wieczorem odwiedzę prawdopodobnie jeszcze BUW, zobaczymy czy tylko w celu załatwienia kwestii związanej z wydaniem pewnej książki w której brałem udział, czy pociągnę temat moich badań.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Już nie pr. mgr :D
Cześć! Właśnie zaczynam badania nie-magisterskie!
Ponieważ po pierwsze jest trochę utworów, do których nie zdążyłem dotrzeć, dziś jadę w pierwsze miejsce, które muszę odwiedzić, żeby dokończyć badania.
Uniwersytet muzyczny Fryderyka Chopina to moja 2 uczelnia, na której właśnie obroniłem moją pracę mgr. Nie powiem, była to dość śmieszna obrona, ponieważ nie dostałem od komisji żadnych pytań, jedynie Pani recenzent dała kilka uwag, o których warto pamiętać w momencie wydania. Praca więc właściwie obroniła się sama. Dziś jadę po pierwsze pozałatwiać drobne sprawy uczelniane, a po drugie - póki jeszcze mogę - skorzystać ze zbiorów biblioteki. Szczerze mówiąc wychodziłem z założenia, że skoro to najważniejsza uczelnia muzyczna w Polsce, będzie miała bogato wyposażoną bibliotekę, a prawda jest taka, że zbiorów nutowych jest tam najmniej w Polsce spośród bibliotek uczelni muzycznych - przynajmniej w kontekście mojej pracy. Dziś jadę zobaczyć zbiory, którymi są przede wszystkim rękopiśmienne głosy orkiestrowe.
Miłego dnia!
mgr Piotr Zabielski
(he, he)
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Jakoś się udało ;)
Cześć! Wczoraj wysłałem 2. wersję pracy magisterskiej :D
Po wysłaniu pierwszej wersji byłem bardzo niezadowolony. Było tam jeszcze mnóstwo do poprawienia, tak naprawdę błąd na błędzie. Chwilę po wysłaniu musiałem lecieć na jakąś próbę, więc nawet nie miałem jak popracować nad lepszym samopoczuciem. Tak czy siak dość szybko dostałem feedback od promotora, więc po powrocie do domu od razu wcieliłem jego sugestie. Nie miałem jednak już siły na poprawki, więc zostawiłem to na następny dzień. Spędziłem sporo czasu nad poprawianiem i wysłałem finalną wersję zarówno promotorowi, jak i recenzentce. Nie będę ukrywać - nadal jest tam sporo kwestii do poprawienia, ale pod taką wersją mogę się podpisać. Kilka cyferek:
1. Nad badaniami spędziłem łącznie jakieś pół roku (kwestia 2 wakacji i czasu w trakcie roku).
2. Dotarłem do 60 bibliotek, gdzie przejrzałem ok. 1000 partytur.
3. W pracy która powinna mieć zgodnie z pierwotnym założeniem 636 stron, a skróciłem ją do 539, znalazły się 383 utwory, z których 2/3 czekają na wydanie (a na porządniejsze jakieś 90%).
4. Niemal od razu po wysłaniu pracy rozpocząłem próbę nad dalszymi badaniami, co tylko świadczy o tym, że jestem nienormalny xD nie no, tak naprawdę o tym, że nie praca, czy tytuł są najważniejsze, tylko treść i rozwój wiedzy Polaków o swojej muzyce. To jest fajny sygnał także do tego, że nie kończę działalności tego bloga, może najwyżej zmienię nazwę.
5. Do tego, żebym był w pełni usatysfakcjonowany w kontekście tego tematu brakuje mi ok. 200 partytur (szacuję że tyle, bo tak naprawdę to ok. 400 utworów, ale zakładam, że może połowa gdzieś przetrwała). Do przejrzenia są jeszcze zbiory Ossolineum do którego już się odezwałem, zbiory biblioteki jasnogórskiej, Katowice, do końca WTM, pewnie jakieś pojedyncze rzeczy w każdej z Bibliotek w której byłem (biorąc pod uwagę głównie te najważniejsze) i na tym zakończę prace nad polskimi placówkami z muzyką symfoniczną.
6. Planuję wydać ten katalog, jednak w innej formie niż istnienie obecnie, prawdopodobnie ok. 200 egzemplarzy - licząc, że każda z bibliotek będzie go chciała, dorzućmy dyrygentów i dyrektorów instytucji muzycznych w Polsce, to może nawet nieco więcej.
7. Dalszy ciąg badań mam nadzieję już zlecać, bo szczerze mówiąc mam trochę dość robienia wszystkiego samemu. Do zrobienia jest drugie tyle żeby ogarnąć formy koncertujące (z instrumentem solowym), a boję się nawet myśleć ile tak naprawdę form wokalno-instrumentalnych, mając wiedzę którą mam. Z symfoniką jest dość prosta sprawa, bo przecież jest mnóstwo pojedynczych głosów do jakichś oper i dramatów w najdziwniejszych miejscach. Jest jeszcze jedna kwestia - mianowicie zagranica. Mam szczątkową wiedzę na temat tego, gdzie w ogóle może być coś polskiego, ale trzeba będzie zdobyć mnóstwo środków. Może w dalekiej przyszłości jakiś projekt międzynarodowy? Niech muzyka każdego kraju wróci do korzeni... No ale to już kiedyś.
Tak czy siak żegna się z państwem już prawie magister. Pfff nadal w dupie mam ten tytuł xD
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Ostatni wypad w teren
Cześć!
Dziś ostatnia "podróż" ;)
Od ponad tygodnia siedzę po kilkanaście godzin dziennie i przepisuję początki partytur do programu nutowego. Idzie to strasznie wolno, z dwóch powodów: po pierwsze, jest tego strasznie dużo, a po drugie - ponad połowa materiałów jest w rękopisach, duża część do tylko głosy itd. itd. Rozszyfrowanie rękopisów bardzo pochłania czas, a jeszcze jest kwestia, że podczas rozszyfrowywania jednego charakteru pisma po jakimś czasie idzie szybciej, tu zaś charakterów jest kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset. Ale nieważne.
Nie wiem czemu post o wizycie W PWMie się nie dodał, napisze więc w skrócie że była to ogromnie przyjemna wizyta, byłem nastawiony niezbyt pozytywnie po poprzedniej wizycie w innej instytucji, a tu proszę: materiały czekały na mnie, co prawda nie wszystkie o które prosiłem, ale mogę założyć, że wszystkie które były dostępne. Panie jak zwykle były bardzo miłe, a ja w parę godzin wyrobiłem się z kilkudziesięcioma partyturami.
Jeszcze tego samego dnia siadłem do mgr i w zasadzie - poza krótkimi spacerami - się od niej nie odrywałem. Dziś natomiast przyszedł moment w którym naprawdę muszę uzupełnić braki. Jadę więc najpierw do WTM - mam tam ok. 30-35 utworów, których potrzebuję. Miejmy nadzieję że się wyrobię w te parę godzin które mam, ponieważ muszę w międzyczasie pojechać na uczelnię, a potem odwiedzić jakąś inną bibliotekę - być może będzie to POLMIC - posiadają materiały których dopiero się zorientowałem że mi brakuje, a z takich "zwykłych" Bibliotek muzycznych są najbliżej. Wątpię, czy już działają koszyki.
Co do magisterki - jak pisałem idzie bardzo wolno, ale dość skutecznie. Nie przesadzałem, że wyjdzie 600 stron, ale mogę ewentualnie zmieścić część materiałów np. po 2 na stronie - zyskamy wtedy jakieś 100 stron lub więcej ;)
Ponieważ jest to jeden z ostatnich postów - przynajmniej ściśle dotyczących badań do magisterki, bo nie ukrywam, że ten temat będę jeszcze na pewno eksplorować, chciałbym napisać coś bardziej od siebie. Ale tego nie zrobię xD
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Mniej pozytywny post
Cześć! Ten wpis będzie dotyczył jednej z prężniejszych polskich instytucji, przynajmniej z pozoru.
Dla mojego własnego dobra a także dla dobra tej instytucji nie wymienię jej nazwy, powiem tylko jedno - nie chodzi wbrew pozorom o żadne wydawnictwo muzyczne. Postaram się opisać wszystko w miarę możliwości bez emocji, mimo stanu w którym się znajduję w związku z zaistniałą sytuacją, a określenie go mianem “poirytowanie” byłoby sporym niedopowiedzeniem. Instytucja o której mowa (określmy ją umownie jako Instytucja A) jakiś czas temu pozyskała środki na zdigitalizowanie materiałów innej instytucji (B). Dowiedziałem się o tym, kiedy jakiś czas temu odwiedziłem instytucję B (celem skorzystania z jednego konkretnego utworu) - jeden z pracowników zasugerował mi, żebym skontaktował się z instytucją A - zeskanowali zbiory i powinni je udostępniać. Napisałem, że piszę z ramienia mojej uczelni, do tego po kontakcie z pracownikiem instytucji B o zezwolenie na wgląd w materiały. Dostałem odpowiedź że udostępniają je na razie tylko na miejscu, ale obecnie nie mogą przygotować mi stanowiska. Po krótkiej wymianie maili dostałem materiały których potrzebowałem mailowo, podziękowałem, temat zamknięty.
Kilka miesięcy później wysłałem do instytucji A kolejną wiadomość, z prośbą o udostępnienie mi pozostałych zbiorów potrzebnych mi do pracy. Ponieważ zbiory, których digitalizacja dotyczyła stanowią główny rdzeń mojej pracy, liczyłem że chociaż pozwolą mi w nie zajrzeć, może także wyślą. Po dość długim oczekiwaniu (i chyba nawet przypomnieniu się) dostałem odpowiedź, że materiału jest za dużo żeby mogli mi wysłać, mogą natomiast mi przygotować stanowisko gdzie sobie je przejrzę i te, które zdecyduję pozwolą mi skopiować. Odpisałem niemal natychmiast, czy możliwa jest wizyta na następny dzień. Nie dostałem odpowiedzi, ale mając napięty grafik postanowiłem i tak ich odwiedzić. Jak łatwo się domyślić nikt nie wiedział o mojej wizycie, skontaktowano się jednak z osobą, z którą prowadziłem konwersację i po może 15 minutach przygotowano dla mnie stanowisko. Stanowisko niestety wysoce niezadowalające, ponieważ komputer był strasznie wolny, a pliki dość duże. Uznałem, że dużo łatwiej by pracowało mi się z poziomu domu, zostałem jednak poproszony o nie kopiowanie niczego. Zaplanowałem sobie na tę wizytę 4 godziny, wyszedłem po 7 nadal nie przejrzawszy wszystkiego, natomiast powiększywszy listę potrzeb. W międzyczasie jeden z pracowników zaproponował, żebym wysłał listę do biblioteki, a oni partiami postarają się wysłać, tak, że do końca miesiąca miałbym wszystko. Było to w lipcu.
Kiedy w połowie sierpnia potrzebnych mi materiałów nie miałem nadal, a wysłanie im maila z pytaniem o udostępnienie zbiorów nie poskutkowało nawet odpowiedzią, wizyta instytucji A wyjaśniła, że są zamknięci do końca miesiąca. Ponieważ instytucja B ogólnie też była zamknięta, postanowiłem, że na początku miesiąca kolejnego uderzę do obu tych miejsc, zwłaszcza, że w instytucji B było jeszcze trochę materiałów niezdigitalizowanych, których także potrzebowałem. Na napisanie pracy miałbym wówczas ok. dwóch tygodni.
Wizyta na początku września w instytucji A polegała na tym, że przypomniałem się, zapytałem o możliwość obejrzenia zbiorów itd. Zaproponowano, że na następny dzień przygotują stanowisko na którym będę mógł popracować, a także zostaną mi wysłane materiały które będą mi potrzebne, nawet jeśli nie w całości, to przynajmniej pojedyncze strony. Sytuacja niemal identyczna, jak 2 miesiące temu. I teraz: teoretycznie pojedyncze strony by mi wystarczyły, ale w praktyce często bywa tak, że np. zmienia się instrumentacja w obrębie utworu (mało który kompozytor pisał pełną instrumentację na początku partytury), do tego nie ma podanych np. nazw części na pierwszych stronach (zwłaszcza w muzyce baletowej), więc ponownie ustaliłem, że potrzebuję całych tych plików. Do tego jest duża szansa, że za jakiś czas część z tych rzeczy poszłaby do wydania, oczywiście po uprzedniej konsultacji z instytucją B, do której podkreślmy te zbiory w istocie należą. Pracownicy poprosili bym wysłał maila ze spisem potrzebnych mi utworów, bo nawet nie wiedzieli że wysłałem je od razu po wizycie lipcowej. Następnie poszedłem do instytucji B, jak pisałem wyżej, żeby zbadać kilka zbiorów niezdigitalizowanych. Przy okazji wizyty dostrzegł mnie jeden z pracowników instytucji A, który akurat załatwiał inną sprawę; spytał mnie przy okazji o potrzebne mi zbiory, ja potwierdziłem, że mam zgodę na skopiowanie ich od kierownika instutucji B, który zresztą chwilę wcześniej dostarczył mi materiały, dowiedziałem się, że zatem nie powinno być problemu ze skopiowaniem. Przed zakończeniem wizyty w instytucji B potwierdziłem raz jeszcze, czy mogę skopiować w całości skany. Zgodę uzyskałem.
Na następny dzień pojechałem odwiedzić instytucję A. Byłem przygotowany na to, że będzie potrzebne dużo pamięci, więc wziąłem moją własną. Przez pierwsze kilka godzin raz jeszcze przeglądałem bardzo dokładnie wszystkie skany, żeby potwierdzić nazwy plików, stwierdzić, czy są rzeczywiście potrzebne i ile zajmie taka kolekcja. Poinformowałem pracownika, który przygotował mi stanowisko o tym, że przejrzałem zbiory i będę potrzebował rzeczywiście całych plików. Wskazał mi osobę z którą prowadziłem wcześniej konwersację, był to ktoś w stylu kierownika zakładu. Odbyłem moją najmniej miłą rozmowę w ciągu ostatnich chyba 3 lat, z pozoru oczywiście kulturalną, ale nie dającą żadnych nadziei. Co najgorsze, w pewnym momencie mężczyzna ten stwierdził, że nie wyślą mi nawet pojedynczych plików, które mi obiecali. Dwukrotnie próbowałem poszukać innego rozwiązania, ale człowiek ten nie dawał mi nawet dojść do słowa. Powiedział też, że mogę przecież iść do instytucji B i tam przeglądać ich zbiory. Na moją odpowiedź, że biorąc pod uwagę ilość materiałów wyciąganie kolejnych woluminów i buszowanie w tych cennych przecież zbiorach nie ma sensu skoro są już zdigitalizowane, odpowiedział że jeszcze parę miesięcy temu w ogóle nie miałbym takiej opcji. Ogólnie, żeby być całkiem uczciwym: rozumiem doskonale ogrom pracy jaką włożono w ten projekt i doceniam także, że zbiory będą udostępnione badaczom za rok, nie rozumiem wszakże zasłaniania się pieniędzmi - skoro pieniądze na ten projekt już poszły - i prawami autorskimi - skoro zamierzają udostępniać te zbiory, a prawa do nich już bardzo dawno wygasły. Nie rozumiem też zasłaniania się innymi instytucjami których zbiory instytucja A także digitalizuje lub ma zamiar, skoro nie ich ta rozmowa dotyczyła. Kwestii zaś związanej z niewysyłaniem nikomu zbiorów nie odrzucałbym, gdyby nie fakt, że już wcześniej dostałem od nich zbiory, powiem więcej, brałem udział w projekcie, w których pracowałem na zbiorach przesłanych przez instytucję A w ilości większej niż 10 utworów (nie wiem dokładnie ile, dostałem tylko ich część). Oczywiście, nie jest to te 100 utworów o które prosiłem (mówiąc ściślej 85), ale nie w tym rzecz. Na ostatnie moje pytanie o obiecane mi pojedyncze strony, uzyskawszy odpowiedź przeczącą, zwyczajnie się poddałem. Postanowiłem przemyśleć sprawę i wrócić na następny dzień, żeby opracować chociaż te dane, które nie wymagają ścisłej pracy z partyturą: skład, ilość części, czy teksty z okładek i stron tytułowych. Wiedząc jednak, że najważniejszą częścią pracy są dla mnie incipity których z powietrza przecież nie zrobię, poddałem się sugestii większości osób z którymi rozmawiałem na ten temat - czyli zrobieniu zdjęć ekranowi monitora. Jest to głupie na pierwszy rzut myśli, ale jak się nad tym zastanowić, nadal jest to głupie. Nie powiem, miałem też nadzieję, że jeśli zobaczą moją determinację to dadzą mi spokój, może nawet się zlitują i zaproponują na powrót rzeczone pojedyncze strony. Tak czy siak udało mi się zrobić kilka zdjęć i w tym momencie podszedł do mnie pracownik który przygotowywał dla mnie stanowisko i - oczywiście bardzo uprzejmie - zabronił mi. Powiedziałem że w takim razie nic tu po mnie, ale nie powiem, muszę wspomnieć o tym, że zaproponował rozwiązanie - czyli kolejną rozmowę z kierownikiem, o możliwość zrobienia chociaż zdjęć ekranu. Powiedziałem że to nie ma sensu, jednak posłuchałem tej rady i odbyłem krótką, już w żadnym stopniu nie kulturalną rozmowę, chyba łatwo się domyślić z jakim skutkiem.
Instytucja którą opisuję robi ogólnie bardzo dobrą robotę w świecie muzyki, a większość pracowników jest naprawdę miła i pomocna, sam zaś teoretycznie nie opisuję negatywnie całej instytucji tylko jednego z jej pracowników. Trzeba jednak przyznać, że skoro taka osoba siedzi wysoko w hierarchii i zarządza jakąś grupą ludzi (nie znam dokładnej ilości), cała instytucja przez to traci dla mnie wiarygodność. Mógłbym jeszcze się mścić i zrobić analizę psychologiczną biorąc pod uwagę styl, wygląd i zachowania tego pracownika, jednak byłoby to tak małe, jak jego zachowanie w stosunku do mnie. Do tego skoro tak traktuje mnie, to jak będzie traktował innych? Nie jestem co prawda jakąś znaczącą osobą w świecie muzyki, nawet polskiej, ale biorąc pod uwagę chociażby moją pracę magisterską, czy działalność mojej Fundacji którą już niedługo rozkręcamy, niedługo może być o mnie głośno. Ponieważ dopiero uczę się dyplomacji, może moje podejście się też zmieni. Na ten moment jednak - a nie, miało być bez emocji.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Ambiwalencja
Cześć!
Nie jest to najbardziej pozytywny dzień ze wszystkich, powiedziałbym, że raczej należy do rzędu tych gorszych. Niemiło zakończyłem pracę w pewnej instytucji - nie podam jakiej i edytuję część postów które jej dotyczą, ponieważ czeka już na publikację bardzo długi post w wersji roboczej, który opisuje cały mój kontakt z nimi. Nie daruję sobie tego że zmarnowałem przez nich tyle czasu, energii i motywacji. Coraz bardziej utwierdzam się w założeniu, że nie cierpię instytucji. (Oczywiście nie wszystkich, ale to nieważne).
W rozkojarzeniu wracając do domu spotkałem znajomego z kursów i konkursów dyrygenckich, Błażeja Kozłowskiego, którego serdecznie pozdrawiam :) Wypiliśmy kawę, pogadaliśmy o planach i kiepskiej sytuacji na rynku wydawniczym, miejmy nadzieję, że poprawa nie skończy się na samym gdybaniu :D
Po powrocie do domu udało mi się skontaktować z jednym z pracowników Biblioteki Jasnogórskiej. Bardzo miły zakonnik niestety właśnie wyjeżdża, ale przekazał mi kontakt do innego pracownika-zakonnika, wraz z którym odpowiedzialni są za zbiory specjalne. Niestety (tak, drugi raz niestety) po skontaktowaniu się z tym drugim okazało się, że ten z kolei wróci do Polski po 1 października, więc kwestię Biblioteki Jasnogórskiej można już śmiało skreślić. Trudno. (Będzie bez paru partytur bo większość i tak się raczej powtarza z wydaniami).
Dostałem jednak i dobrą wiadomość, otóż zakupiłem niedawno nowy program do edycji nut, a niecały tydzień po zakupie wyszła nowa wersja, udało mi się jednak upgradować za darmo, więc nie warto się było tym denerwować :)
Jutro idę ostatni raz odwiedzić PWM. Miejmy nadzieję, że chociaż tam się uda cokolwiek załatwić. Ponieważ nie jadę do Częstochowy, a Katowice odpisały że też raczej nie... - więc cały przyszły tydzień mogę się spokojnie skupić na incipitach.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Po pierwszym dniu
Nie witam się dwa razy :D
Plan przebiegł zgodnie z pierwszym założeniem, z tym że trwało to dużo dłużej, bo Trump nie przyjechał. (Żart polega na tym, że miał dziś odwiedzić Polskę prezydent USA, jednak z różnych powodów nie przyjechał, a zastąpił go wiceprezydent). Nie wiem czemu mi się kojarzy z trąbką - przez kolor włosów, czy przez co. (Ten żart zaś polega na podobieństwie angielskiego słowa trąbką = trumpet do nazwiska obecnego prezydenta USA). W każdym razie samo centrum - czyli siedziba WSZYSTKICH miejsc które chciałem odwiedzić - w zasadzie zamknięte. (Tu żart polega na tym, że to nie jest żart - naprawdę centrum było w dużej mierze zamknięte). Kordon przejeżdżał obok mnie jakieś 3 razy, w tym za każdym razem z kimś innym. (Raz chyba główny kordon amerykański, a raz prawdopodobnie prezydenta Polski).
W PWMie dowiedziałem się, że #bardzo_miła_pani przygotuje mi materiały do końca tygodnia. #trochę_późno. Ale cóż, ważne, że się uda!
Następnie odwiedziłem pewną instytucję. Bardzo mili pracownicy, naprawdę bez ironii, zaproponowali, żebym przyszedł jutro i przygotują dla mnie stanowisko. Co prawda korespondencja mailowa, która odbyła się moment później między mną a nimi nie przyniosła w pełni oczekiwanego efektu, ale z jednym z pracowników widziałem się parę godzin później w WTM i po krótkiej wymianie informacji jestem raczej dobrej myśli.
No właśnie, WTM. Była to dla mnie bardzo przyjemna wizyta, podczas której dostałem do rąk własnych kilkanaście utworów, z których większość mogę włączyć. Są to aranżacje Nosowskiego utworów Chopina, Polonez Bielawskiego, parę rzeczy Münchheimera i jeszcze kilka innych.
Idąc na obiad chciałem sobie dać spokój z BUWem, ponieważ miałem mieć jeszcze próbę na wieczór. Szybko robiąc rachunek, ile miałbym czasu na posiłek jadąc do domu, uznałem że jednak zjem na mieście i jeszcze odwiedzę BUW.
Kolejna bardzo przyjemna wizyta. Parafrazując mojego kolegę, pani M.B. to złota kobieta, nie dość że materiały o które pytałem już na mnie czekały, to dała mi też do przejrzenia ciekawy dokument: informacje o spuściznach po kompozytorach (w ogóle chyba oznaką dorosłości u mnie jest to, że słowo spuścizna nie wywołuje u mnie śmiechu) w formie informacji, gdzie się znajdują. Byli to niemal wyłącznie kompozytorzy zmarli po 1950, ale nie tylko. Kilkoma znajdującymi się tam nazwiskami się zajmowałem, a kilka innych kojarzyłem z katalogów, które przeglądałem lub opracowywałem, dlatego też czułem nieodpartą chęć naniesienia kilku poprawek, ale pani MB uświadomiła mnie, że dokument ten pochodzi z ok. 1990 i jest mocno nieaktualny, tak czy siak daje jakiekolwiek pojęcie o stanie najważniejszych polskich bibliotek.
0 notes
polishconductor · 5 years
Text
Ostatnie 2 tygodnie
Cześć! Rozpoczyna się przedostatni tydzień pracy.
To co wydarzyło się w zeszłym tygodniu zasługuje na oddzielny post, więc pewnie go dostanie. (EDIT: nie było na to czasu, więc w skrócie: spadło na mnie tyle obowiązków odciągających mnie od pisania mgr, że powiedziałem "dość", napisałem post na Facebooku z prośbą o nie przysyłanie mi niczego, oczywiście sytuacja się nie zmieniła, ale przynajmniej pisało do mnie nieco mniej osób). Tu skupię się na tym, co mi jeszcze pozostało.
Dziś jadę w 4 miejsca. Pierwszym przystankiem będzie CBN - czyli PWM. Pani pracownik, z którą wcześniej prowadziłem korespondencję mailową wraca z urlopu, a przynajmniej mam taką nadzieję. Zostało mi ok. 45 pozycji, więc tragedii nie ma, ale MUSZĘ to załatwić. Ponieważ prawdę mówiąc wątpię, że spędzę tam kilka godzin, od razu udam się do pewnej instytucji. Biblioteka powinna być już czynna, zapytam się więc na tyle kulturalnie na ile mi pozwolą emocje o materiały, o które prosiłem już 3 miesiące temu, które nawet przeglądałem, ale nie pozwolono mi skopiować. Spróbuję odwiedzić WTM, mając nadzieję, że oni również mają już otwarte. Jeśli będzie taka możliwość, przejrzę materiały które nie były skanowane, a poza tym - jeśli wizyta w poprzedniej instytucji okaże się fiaskiem, spytam również o zbiory już zdigitalizowane. Ostatnim punktem będzie biblioteka uniwersytecka, od której dostałem jak zawsze bardzo miłego maila, w którym okazało się, że mają symfonię Milwida, przekazaną przez PWM o której wcześniej nie słyszałem.
Plany na najbliższy czas - mając (wątpliwą) nadzieję, że szybko i bezproblemowo uwinę się z warszawskimi placówkami, opisanymi powyżej, muszę jeszcze odwiedzić Bibliotekę Jasnogórską w Częstochowie - mam już kontakt do dwóch ojców archiwistów, z którymi ponoć wystarczy się umówić, jednak już 3 krotnie nieodebrane przez nich telefony mogą świadczyć o moim pechu lub o innych rzeczach, które przemilczę. Ostatnim miejscem, do którego muszę jeszcze raz pojechać jest Akademia Muzyczna w Katowicach, problem jest tylko taki, że po telefonie który do nich wykonałem byłem pełen nadziei że uda się przejrzeć zbiory rękopiśmienne, natomiast po mailu który otrzymałem moment później nadzieja ta spaliła na panewce. Miejmy nadzieję, że jednak uda się to załatwić.
Z technicznych spraw: powoli kończę opracowywać sygnatury miejsc, w których dostępny był tylko katalog online, zostanie mi więc: włączenie wszystkich sygnatur i ułożenie ich w pracy, oczywiście nowe utwory, których jeszcze nie ma, pozostałe brakujące dane i wreszcie incipity. Wreszcie mogłem zarejestrować nowy program edytorski więc przeniosłem pierwsze kilkanaście utworów właśnie do niego, nieco niepokoję się tym, że nie do końca sprawnie posługuję się nim, a mgr pisana na szybko powinna być ostatnią rzeczą, na której będę się uczyć tego programu, ale jestem dobrej myśli, wszystko jest nawet bardziej intuicyjne niż w programie, którym posługiwałem się dotychczas. Pracę muszę oddać dokładnie za 2 tygodnie, ewentualnie dzień później, postaram się jednak mieć ją skończoną chociaż nieco wcześniej.
Będzie dobrze! :)
0 notes