Tumgik
edithwindmill · 8 years
Text
Konsumpcjonizm
Pamiętam kiedy będąc nastoletnią dziewczyną marzyłam o komputerze. Marzyć sobie mogłam, ale dobrze wiedziałam, że jeśli na niego nie zarobię to nie stanie na moim biurku. Jaka była moja radość kiedy zarobiłam na niego pakując jabłka w fabryce pod Belfastem...Teraz mając 33 lata patrzę na wszechogarniającą konsumpcję. Dziwi mnie i zaskakuje jak daleko potrafimy się w zakupach zapędzić. Kiedyś marzenia były pojedyncze, dzisiaj lista rzeczy nam niezbędnych zdaje się nie kończyć....Niby dobrze wiemy, że kolejne buty czy zegarek nie są nam potrzebne a jednak potrzeba posiada częstokroć wygrywa. Co takiego daje nam posiadanie? Ten pierwotny rzut adrenaliny, radość po zakupie czy może chwilowa radość posiadania? Im jestem starsza tym mniejszą ilość rzeczy posiadam. I widzę, że mi z tym dobrze. Szafa nie pęka w szwach, mam te rzeczy, których faktycznie potrzebuję ale nie jestem skrajną minimalistką. W moim życiu sprawdza się równowaga którą tak trudno osiągnąć. I cieszy:) A zamiast rzeczy rosa na trawie, góry, świeże, rześkie powietrze ogólnie rzecz ujmując natura-tam najlepiej wypoczywam....I okazuje się, że nie tylko mnie tak niewiele potrzeba do szczęścia. Prostota, bliskość natury, dobre, nieprzetworzone jedzenie, bliskie od serca rozmowy wtedy czuję się szczęśliwa....A jak to jest u Ciebie?
0 notes
edithwindmill · 8 years
Text
Wdzięczność
Każdego wieczora myślę o 3 rzeczach za co jestem wdzięczna. Dzięki tej praktyce wierzę, że w każdym dniu mogę dostrzec coś dobrego. Nawet w tym, który do najlepszych nie należał...Czy zawsze byłam wdzięczna? Nie, nie zawsze. Pewnego dnia przeczytałam słowa: uważaj o czym myślisz bo myśli mają moc sprawczą. W 2010 roku zimą pojechałam odwiedzić przyjaciół. Pamiętam, że szłam oblodzonym chodnikiem i w myślach powiedziałam ze złością “dzisiak ktoś złamie nogę” Tego samego wieczora w trakcie tańca (jednej z moich ukochanych czynności) złamałam kość w śródstopiu. Transport do Poznania (bo tam wtedy mieszkałam) i 3 wykluczające się diagnozy nie pozostawały złudzeń. Nie było wiadomo czy będę chodzić, biegać a co dopiero tańczyć. Byłam załamana, nie widziałam wyjścia z tej trudnej sytuacji. Moja intuicja podpowiadała mi, że mam nie słuchać ortopedów, że wiele zależy od mojego nastawienia i że mam 2 wyjścia: poddać się albo zacząć głęboko wierzyć, że moja stopa wyzdrowieje i będę w pełni sprawna. Po dwóch miesiącach w gipsie postanowiłam odwiedzić koleżankę pracującą w hostelu. Dotarłam tam wspierając się o kule i niby przypadkiem (nie wierzę i nigdy nie wierzyłam w przypadki) spotkałam rehabilitanta, który prawidłowo mnie zdiagnozował i dał wskazówki do dalszej rekonwalescencji:) Ponadto obiecałam sobie, że jeśli stopa wydobrzeje zrobię kurs ministerialny nauczyciela tańca. I tak też się stało, w sierpniu 2010 roku zdałam dyplom dający mi uprawnienia do nauki tańca.
Dlaczego dzielę się tą osobistą historią? Bo to był moment przełomowy w moim życiu. To tak jakby umrzeć i narodzić się ponownie. W momencie kiedy postawiłam pierwszy krok bez kul popłynęły mi łzy... Od tego momentu jestem wdzięczna:) Za to, że chodzę, widzę, słyszę, mogę realizować pasje, podróżować i za milion innych rzeczy. Czy musimy doświadczać trudnych chwil, kontuzji, chorób aby docenić siebie i swoje życie? Często tak! Zbyt idealnie byłoby umieć uczyć się na cudzych błędach... A Ty za co jesteś wdzięczna/y? Jeśli jesteś napisz w komentarzu:)
0 notes
edithwindmill · 8 years
Text
Życie jest ciągłą zmianą...
Żyję własnym życiem, mówię co myślę, nie boję się pytać! Czy tak miałam zawsze? Nie, nie miałam. Owszem byłam odważna, ale zdarzało mi się budować w głowie pytania i nigdy ich nie zadać...Dzięki pobytowi w Anglii wyzbyłam się kompleksów. Dlaczego? Dlatego, że tam gdzie studiowałam i pracowałam szanowało się człowieka nie za to co posiada, ale za to że jest. Jakie było moje zaskoczenie kiedy po kilku latach wróciłam do Polski i doświadczyłam porównań, najczęściej nacechowanych materialnie.
Czy to co rzeczywiście posiadam w jakiś sposób mnie definiuje? Co z tych rzeczy zostanie po mnie? Kiedyś przeczytałam bardzo mądre słowa, człowiek jest tym co posiada w sobie i uważam, że to jest esencja...esencja życia. Nic ze sobą nie zabiorę, choć pewnie bym chciała....więc myślę sobie, że warto każdego dnia być lepszą wersją siebie. 
Jak to się robi? Krok po kroku, dzięki rozmowom z inspirującymi ludźmi, podróżom, warsztatom, wszystkim co nowe a przede wszystkim a może nade wszystko dzięki wychodzeniu ze strefy komfortu.
Lepsze nowe nieznane niż znane ciepłe bagienko. Może jest w nim ciepło i wygodnie ale na dłuższą metę nie wnosi to nic nowego do mojego życia. Jednego przez 33 wiosen jestem pewna-życie jest ciągłą zmianą:)
1 note · View note
edithwindmill · 9 years
Text
Mały-duży coach
Od ponad 6 miesięcy jestem Mamą. Jeszcze niedawno zastanawiałam się, co zmieni się w moim życiu po urodzeniu dziecka...I? Właśnie, co się zmieniło? Na pewno nauczyłam się być bardziej tu i teraz. Liliana powoduje, że dosłownie zatapiam się w chwilach. One mogą się rozciągać w wieczność, bądź trwać tylko moment...W zależności od tego czym zajmuje się moja córka. Ponadto uczę się pogody ducha, nie ważne czy pada deszcz, grad, czy sypie śnieg (co niezwykle trudne dla osoby cierpiącej na SAD) ale warte praktykowania. Pracuję także nad swoją złością...O! To dopiero jest wyzwanie. Bo kiedy mam plan dnia (jaki plan?) a Lilu akurat marudzi, jest płaczliwa sprawy do zrobienia na już zdają się śmiać z mojego planu...Cóż... Uśmiecham się w duchu, biorę głęboki wdech i biegnę i lecę do Lilu...Jej uśmiech i pełne ciekawości na świat oczy wystarczą. Roztapiam się. Każdego dnia od nowa, uczę się z taką dziecięcą radością i ciekawością przyglądać się temu światu. Tym bardziej, że jesteśmy TU tylko na chwilę...
1 note · View note