Tumgik
emmasjrt992 · 3 years
Text
Analiza nowej ekranizacji Sweat 2020
Sweat Magnusa Van Horna to obraz poruszający problem mediów społecznościowych. Czy jednak wprowadza do tej rady coś rozsądnego?
Sweat opowiada opowieść o instagramerce i trenerce, która promuje fit działanie i inspiruje innych do akcji o siebie. Wszystek pracownik sięgający z mediów społecznościowych zna takie osoby czyli o nich słyszał. W filmie Magnusa Von Horna istnieje to dopiero powód do opowiedzenia historii o problemie, jaki wywołują współcześnie social media. Przeglądaj tą stronę
Problemy Sylwii Zając są budowane pod określoną tezę również niestety są ukierunkowane ale na jakąś perspektywę. Media społecznościowe są złe? Tak wydaje się twierdzić Magnus Von Horn. Kłopot w obecnym, że postawiona teza jest wsparta na prawdziwych kliszach gatunkowych. Nie służy do dyskusji tak naprawdę niczego nowego. Można nawet powiedzieć, iż istnieje gorzej, bo twórca w miasto postawił motywatorkę fitness, a zupełnie nie jest ciekawy pozytywami jej roli: tym, jak kieruje ludzi, jak zasługuje na biznesowej strony tego zawodu, i przede wszystkim, jaką postać spełnia w niniejszym jej Instagram. Takie przedstawienie sytuacje nie daje autentycznego spojrzenia na jakość, tylko składa się na kilku patologicznych skrajnościach. Ważne rzeczy – mające znaczenie charakterologiczne, wewnętrzne i fabularne – są po prostu lekceważone. Trudno więc mieć tę historię serio, gdy reżyser stawia diagnozę, że Sylwii brakuje bliskości w działaniu naturalnym i niby w pewnym etapie jej "związanie" od mediów społecznościowych i followersów jest obecnemu winne. Niestety, twórca lekceważy fakt, że być prawdopodobnie brak bliskości płynie z samej osobowości osoby dodatkowo jej zawarciu na różnego człowieka, bowiem w obecnym obrazie nie wydarzyło się nic takiego, aby w zespole uwierzyli, że Sylwia Zając stara się normalnie mieszkać i wydobyć to szczęście. Wyidealizowana i odizolowana od rzeczywistości wersja influencerki nie pozwala dobrze ogarnąć zagadnienia, bo pomijane są kluczowe dla ogółu fakty, które umożliwiły poczuć coś, uwierzyć oraz zastanowić się ponad ostatnim chwilę dłużej. Przez te błędy Sweat nie wywołuje fabularnie niczego poza obojętnością i takim niedosytem przez zmarnowaną nadzieję na dobry temat.
Świetnym programem była zupełnie specyficzna praca kamery, która śledziła twarz Sylwii Zając na zbliżeniach. Tak jakby wtedy ona stara okiem mediów społecznościowych, bez instagramowego filtra. To pozwoliło doskonale przyjrzeć się strony w ważnym punktach, bo każda mała kolej na jej osób została bezwzględnie wyłapywana. W wielu pozycjach to dziś tak pozornie prosty motyw podkreślił kreację aktorską również uznał lepiej dostrzec emocje. Początkowo mogło wtedy przeszkadzać, tylko z czasem nabrało wyrazu również stanowienia.
Być że rzeczywiście to powoduje również bardziej docenić Magdalenę Koleśnik w centralnej roli Sylwii Zając. Toż istnieje najbielszy punkt Sweat, jaki powoduje rozbłysnąć talentowi aktorki do tej chwili bardziej wiązaną z sympatyczną osobą z serialu BrzydUla 2. Jej rzecz to popis, bowiem na ekranie widzimy postać z farb oraz kości, jaką potrafimy zrozumieć i piękno do niej poczuć. Kobieta spełniona, ale sama, jaka nie znajduje zrozumienia ani u przyjaciół, ani u rodziny, co dobrze, wręcz druzgocąco, pokazuje kluczowa kłótnia z matką. Znacznie w niej istnieje sprzeczności, zagubienia, ale te poruszających emocji, jakie umożliwiają coś jej żałować. Koleśnik przekazuje jej styl, naturę oraz – powiem wprost – wyciąga z obecnej sztuki więcej, niż scenariusz stanowił w bycie jej oferować. Gdy scena jest właściwie płytko skupiona na kilku skrajnościach, bez popatrzenia na ogół pracy bohaterki oraz dogłębnego przeanalizowania problemów mediów społecznościowych, aktorka bierze wtedy na wyżyny. Jej rozmowa z Dzień Dobry TVN to szyty grubymi nićmi finał, który może wywołać zażenowanie. Brakowało jedynie, by w dialogu padła jakaś górnolotna formuła z tytułem Sweat, gdy zatem etapem pozostaje w własnym kinie artystycznym. Jednak tak się nie stało, to ostatnia kulminacja pozostawia sporo do życzenia, bo nawet nie wiemy, dlaczego bohaterce na ostatnim dążyło i które były jej przyczyny. Zbyt często Sweat daje odpowiedź: "bowiem tak". I tak w ostatnim punkcie Koleśnik jest doskonały kontrapunkt dla małej fabuły, bo kipi miłościami również pokazuje aktorską klasę.
Sweat mogło trwać się ważnym filmem, który wpłynie do pomyślenia o jakości społeczeństwa w okresach mediów społecznościowych. Niestety, zamiast przedstawiać rzeczywistość, pokazuje same skrajności. Szkoda zmarnowanego potencjału, bo ostatecznie to bardzo rozczarowujący przeciętniak z popularną rolą jednej aktorki. Dla Magdaleny Koleśnik warto obejrzeć.
0 notes
emmasjrt992 · 3 years
Text
Artykuł nowej ekranizacji Ulica Strachu - część 1: 1994 - Warto?
Ulica Strachu – część 1: 1994 to młody slasher, którego paliwem napędowym jest nostalgia. Brzmi znajomo? Niestety, to inna produkcja bazująca na ostatnich tychże schematach.
Grupka młodych ludzi miotanych problemami ważnymi dla nastolatków, tajemnicza klątwa, naostrzone noże, poukrywane tu oraz ówdzie nawiązania do popkultury oraz easter eggi. Wszystko to podlane sosem nostalgii za latami dziewięćdziesiątymi, jakie najczęściej zdarzają o sobie znać w otwartym i przebojowym soundtracku. Powyższe stanowi standard dla nowej obecnymi etapy konwencji. Ulicę Strachu na tle konkurencji wyróżniają jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, film jest pierwszą grupą trylogii, swoistym przygotowaniem do poważniejszej opowieści. Po drugie, całość podszyto humorem, który notabene nie zawsze wnika w dziesiątkę. Wysoce wymienione rzeczy nie wpływają jednak oczywiście na jakość pierwszego z filmów. Nie wywołują spośród niego pracy podstawowej i nowoczesnej. Jeżeli planujecie za sobą seans zaskakująco słabego American Horror Story:1984, z łatwością odnajdziecie powtarzalne problemy w Drodze Strachu. Co ciekawe, kolejny z filmów dziejący się w 1978 roku jest znaczenie treści na układzie młodzieżowym, więc zestawienia z AHS:1984 będą więcej bardziej przystępne. Zestawienie Ulicy Strachu z drinkom z najmniejszych sezonów serialu Ryana Murphy’ego nie robi dużo nowej prac Netflixa. Z różnej strony, nie wszystek wie American Horror Story, więc istnieje prawdopodobieństwo, że dużo odwiedzających nie wyłapie powtarzających się motywów.
Początek filmu dobrze rokuje. Zamaskowany morderca oczekuje na bycie przestraszonej nastolatki – to obecnie właśnie było. Jego tożsamość szybko zostaje jednak ujawniona także gdy się okazuje, zaczynającym jest bezpośrednio ta kobieta, którą ofiara podejrzewała. Tak popularne wyjście jest pomocną odmianą po coraz bardziej ciekawych twistach używanych przez twórców slasherów. Dziwicie się, w jaką stronę skieruje się fabuła filmu, jeśli poznajemy tożsamość mordercy obecnie na starcie? Po takim sposobu jesteśmy prawo oczekiwać czegoś nowego, ale obraz bardzo mocno nas zawodzi. Zaraz po kilku chwilach zachodzi w koleiny powtarzalności. W filmie nie ma kompletnie nic wykraczającego poza obraną wcześniej konwencję. Sprawa w znaczącej mierze skierowana jest do mniejszego widza. Ulica strachu z przeznaczeniem zapewne żyć kluczowym horrorem w życiu młodocianego fana popkultury. Mamy tu morderstwa, krew oraz coś grozy, a wszystko przedstawione stanowi w zupełnie bezpieczny sposób. Ulica strachu na pewno nie przerazi dojrzałego horrorowego wyjadacza. Co gorsza, starania twórców, aby stworzyć większą historię, te raczej spalają na panewce. Finał służy nam kilka zwrotów pracy oraz cliffhanger, tylko nie sprawia, że oczekujemy na kolejne odsłony z wypiekami na twarzy.
Ulica strachu to sztuka postmodernistyczna, podejmująca się popkulturą. To też film wykonujący swój czas na nostalgii za latami dziewięćdziesiątymi. Słuszny kierunek dla twórców kina grozy, którzy z jednej strony lubią wielkie klasyki, z pozostałej widzą ich prostota i wtórność. Postawmy wszystko na osobie, pobawmy się konwencją, zasugerujmy tu również ówdzie, iż nie należy stosować ekranowych doświadczeń na poważnie. Sęk w aktualnym, że podobne zabiegi stosował już Krzyk z 1996 roku. Teraz, zabawa popkulturą w kinie grozy nie jest niczym nowoczesnym oraz naprawdę Ulica strachu nie powinna stanowić lansowana jako unikat pod tym względem. Kolejnym ważnym tematem są lata dziewięćdziesiąte również budowanie na nostalgii za minioną epoką. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, że Netflix zadziałał w ostatnim wypadku cynicznie i wyrachowanie. Umiejętne wykorzystanie estymy za ostatnimi latami przyniosło popularność wielu wcześniejszym produkcjom. Czemu to nie zastosować tego również raz? Może zatem, że z czasem przestaje to istnieć istotne? Nagromadzenie easter eggów oraz elementów ówczesnej popkultury, a potem rzucenie nimi odbiorcy w osoba nie zawsze daje pożądany efekt. W Ulicy strachu na ważnym systemie jest soundtrack z odległych czasów. Przeboje z lat dziewięćdziesiątych wypełniają obraz i mile łechtają nasze uszy, jednakże w międzynarodowym rozrachunku są tylko grą dla sztuki, mającą robić nam, że część rusza się w latach dziewięćdziesiątych. Nie wykonują narracji tak, jak przykładowo uważało to zajęcie w dobrej Cruelli. https://filmyzadarmo.com.pl/romans/
Ulica strachu zalicza również falstart, jeżeli chodzi o młodych aktorów i portretowane przez nich części. Nikt tutaj nie wspina się na wyżyny swojego talentu, żaden z bohaterów nie jest na końcu wyrazisty, żeby dzielić się na tle pozostałych. Doskonale wpisuje się więc w zakres całości – jest po prostu nad wyraz przeciętnie. Obraz odda się obejrzeć bez większego zgrzytania zębami, ale niestety oprzeć się wrażeniu, iż żyć prawdopodobnie sprawdziłby się lepiej, jeśli tym jednocześnie dano sobie te wszystkie odniesienia do popkultury i korzystanie na nostalgii. Niestety, zbyt wiele czynników tutaj się powtarza. To inny dowód na ostatnie, że potencjał tej konwencji teraz się wyczerpał. Twórcom kinowym oraz telewizyjnym zamykają się dziesięciolecia, i na działanie nostalgią za latami dwutysięcznymi jeszcze coś za wcześnie.
0 notes
emmasjrt992 · 3 years
Text
Analiza wideofilmu Helene
Helene wspomina o fińskiej malarce natomiast jej niezrealizowanej miłości. To świetny wizualnie film biograficzny, który zawsze nie wzbudza zbyt wielu emocji. Oceniam. Najnowsze Filmy Online
Film informuje o Helene Schjerfbeck, zapomnianej malarce, która zajmuje na wsi z starą matką. Pewnego dnia dochodzi do niej handlarz dziełami sztuki, jaki pragnie zorganizować wystawę jej objawów. Za jego historią kobieta poznaje też Einara Reutera - amatora malarstwa, a jeszcze dużego wielbiciela jej działań. Zatrzymuje się on jej takim przyjacielem oraz niespełnioną miłością.
Helene to film biograficzny o uznanej fińskiej malarce, która była zwykła z malowania portretów, autoportretów oraz obrazów i martwej natury. W tytułową bohaterkę zabiera się znakomita Laura Birn, która składa niezwykłą postać. Jej Helene jest kobietą zawartą w sobie, niedostępną oraz zgromadzoną na swojej umiejętności. Istnieje też perfekcjonistką, bardzo żmudną oraz krytyczną wobes. Swoich emocji nie manifestuje przy innych. Na pierwszy etap oka Birn gra bardzo oszczędnie, a cały kunszt jej sposobu aktorskiego buduje się na mikroekspresji. I toż wykonywa znakomicie przy całej tej surowości i powściągliwości Helene. Wbrew pozorom pomaga aktorce wyrazić mnóstwo uczuć. Więc na jej barkach spoczywa historia obrazu także spośród obecnym ćwiczeniem poradziła sobie świetnie, co na pewno chciałoby z niej ogromnej uwadze, żeby nie wypaść z funkcji.
W filmie widzowie mają okazję śledzić proces twórczy Helene, która używa interesującą technikę malarską (używa noża), a dodatkowo przeżywa wiele wątpliwości względem swoich prac. Obecne istnieje udane, bo pokazuje odosobnione, artystyczne życie, zupełnie różne, niż mogliśmy oglądać na model w Tove o autorce książek o Muminkach. Fabuła więcej czasu poświęca romansowemu wątkowi Helene, która zaczyna swoje uczucie przed Einerem. Ta historia zwiększa się mozolnie, ale w duchu charakteru bohaterki. Również niestety ten romans nudzi. Problem stanowi Johannes Holopainen zajmujący się w Einera, jaki nie dorównuje grze Birn, choć niewątpliwie się stara odnaleźć odpowiedni rytm tych stosunków. Brak chemii między postaciami jest dzisiaj uzasadniony ze względu na przebieg doświadczeń i rozczarowanie Helene. Wątek potrzebował ukazania subtelności w grze uczuć, która grała się emocjami widzów pragnącymi szczęśliwego zakończenia. Romans jest szeroki niedopowiedzeń oraz niskiego zgrania między aktorami. W produkcie jest nieznaczny i średni, a tenże wątek ratuje Birn, która przekonująco obrazuje cierpienie.
Szkoda, że ta bezbarwna miłosna historia tak zdominowała fabułę, bo obejmowała ona ponad do zaoferowania ciekawsze wątki. Żeby ten powiązany z matką Helene, która bez przerwy sprowadzała się do córki w tryb lekceważący, pogardliwy i kpiący. Napięta relacja między kobietami była jasna oraz odpowiednia eksploracji. Pirkko Saisio wcielająca się w starą Helene doskonale grała ciężką i złą staruszkę, która zna najlepiej. Dzięki temu wątkowi końcówka filmu nabrała nieco kolorów i dała emocji. Poza tymże nie zastosowano w prawdziwszym stopniu interesującego motywu świata gry oraz wystaw zdominowanego przez ludzi. Ciekawą sprawą był wiek artystki, jaki mocna było rozłożyć w wysoko wymienionym kontekście, a posłużył tylko do rozpadu miłosnego związku.
Należy pochwalić dobrą pracę kamery, która doskonale wykorzystała scenografię filmu. Niektóre ujęcia przypominały barwne obrazy, dzięki idealnemu oświetleniu. Taki zmysł trudny w kinie należy do rzadkości. Ponadto wspomniana scenografia wnętrz, miejsca (zabudowania), imponujące kostiumy, a nawet parowy pociąg pozwoliły lepiej wczuć się w przedwojenną epokę początku XX wieku. Fabuła nie musi porwać widzów, tylko pod względem wizualnym film robi ogromne wrażenie.
Helene jest filmem statycznym, który pragnie cierpliwości, ponieważ fabuła uczy się bardzo powolnie, a jedne wątki są przeciągane. Reżyser Antti Jokinentaki wybrał taki właśnie styl, żeby opowiedzieć historię niczym żmudne malowanie obrazu, w jakim za narrację odpowiada sama bohaterka. Uwolniło się toż na emocjach, jakich istniałoby wysoce niewiele. Produkcję ratują piękne zdjęcia, działające na poznania estetyczne, dzięki czemu można przejrzeć na nią mało przychylniejszym okiem. Helene to odpowiednie kino, ale raczej skierowane dla koneserów (sztuki).
0 notes
emmasjrt992 · 3 years
Text
Nikt - Opis nowej ekranizacji
Nikt to innowacyjny film części ze scenariuszem Dereka Kolstada, współtwórcy Johna Wicka. Patrzy na ostatnie, że to najzdrowszy film pracy bieżącego roku! https://filmyzadarmo.com.pl/romans/
Nikt ma perfekcyjnie prostą formę. Oto Hutch, zwyczajny facet, którego przebywanie jest monotonną rutyną. Wszystko wymienia się, gdy para zbójców robi atak na jego dom. To pozornie typowe zdarzenie rozpoczyna falę, która sprawia nieco w Hutchu i objawia się, że nie stanowi zatem właśnie powszechny bohater. Ważną rolę gra Bob Odenkirk, którego potrafią fani Breaking Bad. Kapitalny aktor, a raczej bardziej odpowiadający do osobie zwyczajnych biurokratów, niż kopiących tyłki twardzieli. Dlatego produkcja chodzi na całkiem innym poziomie emocjonalnym. Gdy odkrywamy, że Hutch, jak wtedy głównie jest, posiada dużo charakterystyczne zabójcze umiejętności, zupełnie inaczej zajmujemy się w opowiadaną historię, niż w takiego Johna Wicka z Keanu Reevesem. Ta zwyczajność bohatera staje się największą zaletą, która nadaje tej produkcji dość specyficzny charakter. Nie jest wtedy bowiem klon Johna Wicka - choć podobieństwa są również wiemy, że film stanął na fali jego popularności, to reżyser Ilya Naishuller pokazuje inny sposób, który przedstawia ten stopień obok Johna Wicka na piedestale dobrego kina akcji.
Zaskakująco dobrze zadziałał tu dystans zawarty w scenariuszu również odpowiednio specyficzny czarny humor, który trafia w przedmiot w chwila spodziewanym momencie. Choćby sam fakt, że motywatorem do krwawych działań Hutcha jest kradzież bransoletki przylegającej do jego córki, wiele tutaj rozmawia o komediowym charakterze. Zabawnych historii nie brakuje w moc czasach filmu, lub obecne w dialogach, czyli to w częściach walk, albo wtedy w rolach postaci, jak żeby w istocie Christophera Lloyda grającego ojca Hutcha, który idzie na przekór stereotypom. Więc w oddzieleniu od Johna Wicka sprawia, że Nikt stoi się dziwnie zabawnym filmem, choć komedią żeby go nie nazwał, gdyż to wcale dziwaczne poczucie humoru. Dzięki temu zawsze dobre tempo opowiadanej historii potrafi godzić się cały okres w przypadki Hutcha pomimo tego, że tak faktycznie ten obraz nie zapisuje się w układ tytułów z ciągłą, nieprzerwaną akcją, strzelaninami czy walkami.
Jeśli jednak przystępuje do spraw akcji, kaskaderzy znani z Johna Wicka występują na wysokości zadania. Pierwsza część niezwykle brutalnej walki w samochodzie działa podwójnie, bo obserwujemy, gdy tenże "mały" facet robi nadzwyczajne rzeczy. Jednocześnie jednak krwawi, jest a nie jest ekstremalnie skutecznym zabójcą, jak mężczyźnie reprezentanci gatunku. To chociaż nie zmienia faktu, że widzimy, jak jeden aktor zadaje ciosy, a czarny humor wprowadzony w choreografii wpada w ważnych elementach. Dobra pozycja kamery, wolny, swobodny montaż oraz oryginalne pomysły sprawiają, że przyjaźnie są potęgowane w środek nadzwyczajny. Ta walka pod kątem emocji jest momentem w filmie. Nie właśnie jest znaczenie fabularne, lecz również zaskakuje widza brutalnym zagraniem. Do tegoż istnieje otwarta, co czyni, że widz liczy w bohatera. Zatem istnieje najdoskonalszy punkt filmu. Natomiast w pracy nie brakuje strzelanin utrzymanych w charakterze Johna Wicka ze szczyptą stylu reżysera. Pod kątem produkcji stanowi to pierwsze kino akcji, jakie służy oczekiwanych wrażeń.
Nikt ma cel i system polecający go na polu znanych przedstawicieli gatunku. Szkoda, że zabrakło charyzmatycznego i godnego przeciwnika. Aleksey Serebryakov to nudny i delikatny czarny cel w szerocy osadzony w stereotypie rosyjskiego gangstera. Nie odczuwa charyzmy, dobrze nakreślonych motywacji. Zatrzymuje się jedynie pretekstem dla Hutcha do uzyskania wkładu w festiwalu śmierci ku uciesze widzów. Toż nie jest historia o zemście jak John Wick, więc konflikt z czarnym celem nie posiada takiego podłoża emocjonalnego, natomiast toż konkretny minus. Jakość jest tutaj inna, ponieważ w każdym stopniu Hutch stanowi obecnym niskim dla stereotypowego czarnemu charakteru, a bohater chce tylko świętego spokoju. Sprawa ta oferuje nam trochę bardzo o działaniu - o aktualnym, jak rutyna wypala serce bez sensu na to, kim jesteśmy. Życie Hutcha poprawiłoby się, bo przestał być delikatnym popychadłem również odzyskał wigor. To również pokazuje, że w niniejszym festiwalu kopania tyłków, łamania kości oraz czucia między oczy jest każda ambicja do napisania czegoś więcej. Nikt więc taka metafora odzyskiwania i odnajdywania siebie tegoż na nowo.
Nikt to znakomite, mięsiste kino, w którym Bob Odenkirk błyszczy w scenach prac również prostych rozmowach. Szybkie, dobre tempo, ważne i efektowne sceny pracy i humor sprawiają, że seans mieszka i dostarcza emocji. Również nie sprawia wrażenia powtórki z Johna Wicka, proponując nieco inne zdanie na bohatera kina akcji.
0 notes
emmasjrt992 · 3 years
Text
Analiza nowej ekranizacji Black Widow 2021
Po solowych filmach o przygodach Iron Mana, Kapitana Ameryki, Thora i Hulka nadszedł pora na Czarną Wdowę. Czy scenarzyście Erickowi Pearsonowi udało się skonstruować ciekawą historię przedstawiającą życie Natashy Romanoff? Przeczytajcie naszą recenzję. https://filmyzadarmo.com.pl/romans/
Nim 4 faza filmów MCU otworzy się tworzyć na łatwe, Kevin Feige postanowił uzupełnić kilka przerw w życiorysie Natashy Romanoff (Scarlett Johansson), odwołując się tym jednym do czasów, nim Thanos podszedł do ostatniej realizacji naszego systemu. Czarna Wdowa po wydarzeniach z pracy Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów jest śledzona przez Rossa (William Hurt). I że ukrywanie się jest jej chlebem powszednim, wtedy nie jest problemu, by zaszyć się gdzieś również poczekać na odpowiedniejsze momenty. I zapewne tak by sobie siedziała gdzieś na odludziu, gdy nie Mason (O-T Fagbenle), który przygotowując kryjówkę w Budapeszcie dla nowych ludzi, zgarnął wszystkie czekające na nią przesyłki. Samą z tych przesyłek była lekka walizka pełna tajemniczych czerwonych fiolek. Na odzyskaniu jej dużo chce niejakiemu Taskmasterowi, który stanowi na pomocach tajnej organizacji o określi „Czerwony pokój”. Jest ona ważna za werbowanie małych dziewczynek oraz wyglądanie spośród nich pewnych zabójczyń zwanych Czarnymi Wdowami. Natasha, aby ich zakończyć, będzie wymagała wrócić do Rosji i odkryć naszą rodzinę, jakiej nie widziała ponad 20 lat. Również wówczas z własnej, nieprzymuszonej woli.
Scenarzysta Eric Pearson, który wcześniej zaserwował nam dobrą produkcję Thor: Ragnarok, teraz bierze historię tak znaną nam nawet z takich filmów jak Ava z Jessicą Chastain czy Czerwona Jaskółka z Jennifer Lawrence. Wspomina o aktualnym, gdy zatem rosyjskie służby specjalne z momentów ZSRR prały mózgi małym dziewczynkom, by zmieniać spożywa w najwłaściwsze zabójczynie na świecie. Nie osiąga w niniejszym niczego odkrywczego. Na szczęście Pearson może nawet takie proste historie obudować świetnymi bohaterami, ubarwić całą opowieść i wykonać z niej świetne widowisko. Gdyż tym w kwocie jest Czarna Wdowa – bardzo delikatnym letnim blockbusterem. Nie trzyma w niej części wyciskających łzy czy dialogów zmuszających widza do zadumy, kiedy wtedy stanowiło przy Avengers: Koniec Gry czy Wojnie Bohaterów. W tymże wypadku mamy mnóstwo działalności i tyle wybuchów, ile ekran kinowy jest w stanie przyjąć. Oraz broń Boże, nie jest toż jeden wielki zarzut. W MCU raz na każdy czas uzasadniony jest po prostu film będący 100% treści i gry. Stanowi toż szczególnie pozytywna odmiana. W tymże przypadku nie jest tu wymowy politycznej gdy w serialu Falcon również Zimowy Żołnierz ani płomiennych przemów głównych bohaterów. Jest za to świetne poczucie nastroju i naśmiewanie się z pewnych niedorzeczności, na jakie fani zwracali uwagę od tradycyjna. A zatem pokazuje, że twórcy MCU mają do siebie dystans. Oraz za to lubi ich również dużo.
Nie trzyma co ukrywać, ten film spotyka się dla świetnie dobranej obsady. Prym wiedzie Florence Pugh jako Yelena, wyszczekana młodsza siostra Natashy, oraz David Harbour jako Red Guardian. Ta dwójka kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Pierwszy superbohater Rosji ma obsesję na punkcie Kapitana Ameryki. Rozmawia o nim non stop, stosując do zrozumienia, że kozacy byli ciężkimi wrogami od czasów II Wojny Światowej. Zabawne jest zatem, że Rogers że nawet nie odnotował bycia swojego rosyjskiego odpowiednika. Ten przecież marzy o spotkaniu twarzą w osobę z Amerykaninem. Niby Alexei opowiada, że ludzie byliśmy rację szybko się zmierzyć, ale z racji tego, iż jest więc patologiczny kłamca, nie wierzyłbym w ostatnie. A dzięki jego niewyparzonej gębie także temu, że nie posiada żadnych ograniczeń w wygłaszaniu własnych wiedzy publicznie, jest niezmiernie zabawną postacią. Podobnie jak Yelena, jaka w zwykły sposób, niczym nastolatka, dogryza swojej siostrze kąśliwymi, a bardzo dobrymi uwagami.
Świetnie wypada też Ray Winstone jako Dreykov, szara eminencja pociągająca za sznurki w Czerwonym pokoju. Niestety jest owo człowiek obdarzony jakimiś mocami. Jego moc płynie ze sprytu oraz koneksji, jakie wyrobił sobie dodatkowo w okresach zimnej wojny. Pod tymże powodem stanowi wysoce podobny do Alexandra Pierce’a wykonywanego przez Roberta Redforda w sztuk Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz. To popularny człowiek, który stanowi równie niebezpieczny, gdy ci obdarzeni mocami czy superzbroją.
Scarlett Johansson w obecnym obrazie już jak nas nie zaskakuje. Dostarcza nam taką Czarną Wdowę, jaką polubiliśmy w obecnych produkcjach. Nie mama się jakoś ulepszyć tej strony, co wysoce lubię. W filmie wyreżyserowanym przez Cate Shorloand możemy przyjrzeć się trochę bliżej historii Czarnej Wdowy oraz dowiedzieć się, jaką metodę przeszła z rosyjskiej agentki do pewnego z pierwszych również najważniejszych członków Avengers. Nakreślona historia nie wpłynie na to, jak odpowiadacie tę forma. Chodziło może bardziej o wprowadzenie nowych bohaterów oraz możliwość rozbudowania (szybko a właśnie rozległego uniwersum) o kolejne potencjalne filmy oraz seriale. Bez problemu jestem sobie w stanie wyobrazić produkcje o przygodach Red Guardiana.
Na wzmiankę zasługuje także doskonała ścieżka dźwiękowa z przenikającymi się do głowy hitami jak American pie w działaniu Dona McLeana czy przeróbką Smells Like Teen Spirit Nirvany. Będzie wówczas na pewno soundtrack, do jakiego będę łatwo wracać jak do obydwu części Strażników Galaktyki.
Czarna wdowa to potężna produkcja niedokładająca praktycznie żadnej cegiełki pod wyczekiwaną 4 fazę. Nie myślcie jednak, że jest wówczas zbędny film. Jest wtedy mocnego rodzaju wyłamanie się z starego dla Marvela origin story, w jakim główny bohater musiał stoczyć walkę z czarnych charakterem o odpowiednich mocach. Tu na szczęście jest inaczej. Chodzi bardziej o nazwanie, czym dla mężczyzny potrafi stanowić rodzina. Czy są nią jedynie krewni, z którymi stosują nas więzi krwi, czy że ktoś więcej? Cate Shorland dobrze na ostatnie wydarzenia odpowiada. Tak nim uzyskamy do bieżącego, czeka nas tona spektakularnych wybuchów i mnóstwo widowiskowych walk. Bądźmy czyści – chyba niczego dużo nie oczekiwaliśmy po solowym filmie tej bohaterki.
1 note · View note