Tumgik
#po prostu. zmęczenie materiału
myslodsiewniav · 4 months
Text
Pada śnieg, nieboeskooki samurai i niedoczas
Śnieg, proszę państwa, co za śnieg. Kurwa, jak ja nienawidzę zimy i perspektywy wyjścia na ten śnieg... ale tak kojąco się ten śnieg ogląda, jak ten śnieżek ślicznie sypie.
16 stycznia 2024
Rozwijamy, rozwijamy. Tak mi się nie chce, ale rozwijamy.
W weekend zaliczyłam egzamin, zaliczenie (nadal nie wiem jak sprawdzić i gdzie czy jest ocena, ale ważne, że zaliczyłam).
Pani od wywiadu przeniosła datę przeprowadzania wywiadu na przyszły miesiąc. I chyba dobrze, bo jestem martwa, serio, wczoraj potrzebowałam resetu, dostałam okres, mam pełno pryszczy, zjadłam tyle żelków, że powinnam zgibcieć totalnie. A nie mogę sobie na to pozwolić, bo czekają mnie jeszcze łącznie 3 egzaminy, z tego 2, których terminy są już wstępnie wyznaczone. Do tego jeszcze zaliczenia - 2 mam już zaliczone na 90%, kolejne 2 przedmioty zaliczamy na bieżąco (a potem prace musimy umieścić w folderach, więc zależy mi, aby wykonać dobrą robotę), a w przypadku 3 przedmiotu typ nam jeszcze nie podał na czym zaliczenie będzie polegać.
Do tego w tym tygodniu - taka wypryszczona, anemiczna i nawpół wyłysiała - będę miała sesję zdjęciową, wizerunkową do CV. Kuźwa, w mojej branży to niestety wymagane - zrobię inną wersję CV, zobaczymy czy będzie odzew.
No i właśnie - muszę się podleczyć, pić wodę, wysypiać i kupić jakieś fajne, kolorowe garnitury - i to musi być wpisane w wydatki na rzecz rozwoju osobistego. Ufff... Mam silną wizję tych kolorków - chce pomarańczowy, albo błękitny garnitur. Albo różowy. Najbardziej widzę się w fuksjoworóżowym, takim oversize z białymi conversami/trampakami na nogach, ale jako niska osoba z dużym tyłkiem i biustem mogę w tym wyglądać po prostu śmiesznie, jak w workach (spodnie oversize w moim przypadku muszą iść w parze ze szpilkami). Dlatego muszę mieć szansę pomierzyć te garniaki... a nie mam kiedy... Mam czas do piątku, dziś jest wtorek. Zobaczymy.
Dodatkowo... chyba o tym nie pisałam, ale w grudniu coś mnie pierdolnęło i zafarbowałam moje rude włosy, na kolor zbliżony do naturalnego odcienia moich włosów w odsłonie zimowej. Jestem teraz karmelowo-brązowa. Kasztan to za dużo powiedziane - mam na głowie ciepłe refleksy, a nie są nawet odrobinę rudawe. To ciepły ciemny blond lub brąz. Więcej karmelu niż rudości. I czuję się w tym odcieniu okropnie. Wolę jednak swój słoneczno-ogorzały-na-słonku jasno-rudy. Mam teraz pomysł - po wystawie zresztą, bo widziałam tam taką panią z taką fryzurą - by przefarbować się na rudo i strategicznie pozostawiać siwo-srebrny odrost. Podoba mi się kaskada srebra pośród naturalnej toni. Myślę, że mam tych srebrnych więcej niż rudych - w końcu siwieję od 13-tego roku życia. Ale to pomysł na później.
Póki co aktualny jest plan: znaleźć nową pracę i za pierwszą wypłatę zaliczyć fryzjera, mani, pedi i kosmetyczkę.
Byłam tyg temu u lekarza - okazało się, że przez te moje tragiczne niedobory B12 znowu weszła anemia, a przy okazji stan mojej skóry wskazuje na zaburzenia w ferrytynie (świetny wywiad z moją panią doktor - dużo wiedzy podała) - muszę zrobić badanie krwi, ALE fakty są takie, że tracę GARŚCI włosów. Po prostu wyciągam je z głowy, jak magik szarfy z mankietów, po prostu łysieję. :/ Stosuję oczywiście wcierki itp, widzę babyhair, ale trochę minie zanim odzyskam gęstość i objętość włosów... DLATEGO rozważam możliwość ścięcia włosów dużo krócej. Ciekawe jak to będzie, pewnie bardzo to przeżyję, ale stan moich włosów jest obecnie opłakany, bo organizm jest w złym stanie.
Wciąż również zwlekam z podsumowaniem roku i z wykonaniem dwóch projektów dla naszych rodzin. Mam zmęczenie materiału po wykonaniu zaliczeń i brak przestrzeni kreatywnej.
Jestem z siebie w opór dumna, że wykonałam "na zapas" zadanie na 2 przedmioty (z jednym myślałam, że trzeba już je zdać - memy z wykładowcami - a okazało się, że jest jeszcze na to czas). W trzecim, przy pracy grupowej, swoją część też już zrobiłam.
Mam jeszcze do załatwienia 2 projekty o których wiem, że muszę je zacząć robić, bo są czasochłonne.
Do tego CV, garnitury, ogarniać Vinted (NIC SIĘ NIE SPRZEDAJE :( ), szukać pracy i do tego wejść we współpracę z polityczką. Ech... nie wiem jak to ogarnę.
Jestem bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa, że wybrałam się na studia. Wiem, że jedno się wiąże z drugim, wiem. Po prostu... nie mam siły i energii by działać.
Jak wspominałam - wczoraj zrobiłam (jeszcze rozpędzona tym imperatywem DZIAŁANIA) dwa projekty "na zapas" i dokończyłam ten, który ma być robiony na zajęciach. Potem zrobiłam bardzo trudną rzecz do pracy, którą odkładałam od 3 dni, wykonałam wszystko co wykonać musiałam i włączyłam "Niebieskookiego Samurai" i odpłynęłam w eskapizm. W międzyczasie dostałam gorączki, zaczęłam "lawinowy" okres (po prostu zaczęło się ze mnie lać tak obficie, że nie nadążałam nad wymianą środków higienicznych - od jakiegoś czasu tak mam pierwszego dnia) i potrzebowałam coś GRYŹĆ - słowem włączyło mi się kompulsywne objadanie się, a ja tego nie zatrzymałam. Przeciwnie, ciągle rzucam coś, co dawało opór zębom...
Zbindźłoczowałam "nibieskookiego Samuraia" - uważam, że wyśmienity serial. Polecam bardzo. Bardzo mocno jest osadzony w kodzie kultury japońskiej - kod i konwencja były dla mnie, fanki mangi i anime, bardzo czytelna. Z tego co czytałam w sieci właśnie widzowie niezaznajomieni z mechanizmami kulturowymi i pewną konwencją oczywistą dla widzów i fanów anime mają dużo do zarzucenia historii. Na przykład dlaczego osoba protagonisty Mizu ma tak bezwzględną motywację by zabić białych ludzi (i odbierają to jako rasizm - dlaczego mamy sympatyzować z postacią, która jest rasistą?), ALE jakby umyka im fakt, że całe ukazane w serialu społ. japońskie jest rasistowskie, a konstrukcja tego serialu jest bliższa klasycznej tragedii greckiej niż opowieści z wyrazistym dobrem i złem, o bohaterstwie i lekcji powziętej "ku lepszemu". Oczywiście te elementy są też obecne, ale to nie jest pień pierwszej warstwy konstrukcji serialu - moim zdaniem.
Bardzo mi się uśmiechała buźka jak dostrzegałam skad twórcy serialu czerpali inspiracje - niemożliwym jest brak skojarzeń do Kenshina, a otwarcie pierwszego odcinka jest banałem powielanym - i zwykle dobrze działającym - w wielu historiach, ale dla mnie najbardziej czytelnym skojarzeniem był Samurai Chamloo. I to w kilku elementach: nie tylko z samą pretekstową bójką o pierdołę w knajpie podczas której widzowie dostają dialogi z ekspozycją, z zarysowaną motywacją bohaterów. Tutaj mamy Mizu, która staje do walki z handlarzem żywym towarem, wszystko na oczach kelnera/kucharza o sympatycznym usposobieniu - Ringo, który potem ruszy za Mizu w podróż. A w Samurai Champloo otwarcie pierwszego epizodu to potyczka pirata Mugena z roninem Jinem - też w knajpie, też pretekstowa, też dostajemy JASNO w dialogach do wiadomości, że każdy z nich jest bardzo wątpliwie moralną osobą, każdy z nich zrobił coś złego, ale we własnym mniemaniu dobrego. A wszystko na oczach sympatycznej kelnerki Fuu, która potem wyruszy za chłopakami (i nie daje się spławić) domagając się, aby zostali jej ochroną podczas jej poszukiwań ojca, prawdopodobnie obywatela Holandii, "Samuraia pachnącego słonecznikami".
Naprawdę kilka razy się uśmiechnęłam dostrzegając inspirację. I poprowadzenie jej dobrze, inaczej, drążenie tematów, które ciekawiło twórczynie i twórców.
Zachwyca mnie to w "Niebieskookim samuraiu" - można ten serial obejrzeć i dostrzec, jak kobiety są niesprawiedliwie traktowane i wykorzystywane przez system, jak w patowej sytuacji pomijana była ich historia, i jak można im dać siłę do opowiedzenia jej.
Zasnęłam o 19 i spałam w majakach do budzika rano. Obudziłam się zlana potem. Słaba.
No i śnieg...
JA chcę lata...
Mój piesek jedynie cieszy się na śnieg tak bardzo, że nie chce wracać do domu. :P
6 notes · View notes
farfloc · 5 months
Text
poniedziałek, 16 października 2023, 16:13
Kolejny dzień na udawaniu że jestem na dzikich a nie jestem... znów nie wiem co mam z sobą począć siedzę w samochodzie i zastanawiam się z czym dzisiaj przychodzę..
a przychodzę jak chyba każdy w poniedziałek powyborczy z jakąś dozą strachu o to czy PiS będzie chciał oddać władzę w Polsce... jeszcze nie pamiętam takich wyborów które bym tak przeżywał, tak mocno śledził, tak sprawdzał i odświeżał wyniki w Polsacie i nie tylko w polsacie bo za poprzednich rządów też było źle ale teraz zaczęło to mnie tak fizycznie dotykać zacząłem mniej zarabiać znaczy trochę więcej bo wzrosła minimalna ale mniej za to mogłem kupić dysproporcja między moimi zarobkami a zarobkami kogoś bez wykształcenia spadła do zera i długo zastanawiałem się nad rzuceniem tego wszystkiego w cholerę bo przecież na innym stanowisku zarobię tyle samo a nie będę musiał tak bardzo się do tego wszystkiego przygotowywać przeżywać przynosić tego wszystkiego do domu a zarobię - tyle samo ... rządy PiS to dla mnie też niepewne sądownictwo zero zaufania do instytucji państwowych do policji do wojska ... to wstyd ogromny wstyd za to że jest się Polakiem ... to ogromna złość i bezsilność na łamanie praw człowieka na granicy Polska białoruskiej ... rządy PiS to niepewne jutro bo może wyburzą mi dom pod kolei szybkiej prędkości pod cpk ... pierwszy raz zacząłem się interesować polityką też za rządów PiS gdy próbowali ograniczyć mają swobodę obywatelską przez narzucenie mi tego jak mam się ubierać przecież przez nakazanie mi chodzenia w mundurkach szkolnych ... teraz też to bardzo przeżywam naprawdę wolę jak politycy kradną i nic nie idzie na lepsze ale przynajmniej nie idzie na gorsze ... a tak było od dawna od ośmiu ostatnich lat więc tak z tym dzisiaj przychodzę z wkurwieniem na sytuację w moim państwie i z strachem czy zmiana dowódców wojsk polskich nie miała na celu zagwarantowania sobie możliwości reasumpcji wyborów i w konsekwencji nieoddanie władzy w Polsce...
Poza tym przychodzę dzisiaj ze zmęczeniem ogólnym ... zmęczenie materiału gdyż wszystko mnie męczy i nie mogę sobie znaleźć jak by tu wstawiać z łóżka ... wypracować sposób by cieszyć się z życia ... po prostu mi się kurwa nie chce i częściej wybieram łóżko i kolejny sezon kolejnego serialu aniżeli wyjście w domu i życie ... własne życie a nie to z ekranu i przegrywam kolejne godziny w gry komputerowe i czytam żeby odhaczyć jakąś książkę z listy książek do przeczytania i oglądam by zrobić miejsca na dysku i spotykam się z ludźmi bo tak trzeba bo ludzie się spotykają ze sobą bo rozmawiają bo mają kręgi przyjaciół kręgi zainteresowań KURWA!!!! a mi się nie chce.
I przychodzę dzisiaj ze zmęczeniem
bo mam dość udawania że jestem na dzikich a nie jestem
bo mam dość udawanie że jestem w pracy a poszedłem na urlop
bo mam dość udawania że moja praca wcale nie jest taka chujowa
bo mam dość udawania że moja praca jest chujowa
bo mam dość udawania że jestem zmęczony a tak naprawdę nie mam powodu by zmęczonym być
bo mam dość udawania kim jestem sam gubię się w tych kłamstwach co przed kim odkryłem co komu powiedziałem
mam dość udawania przed rodziną że jestem super synem
mam dość udawania w pracy że jestem super wychowawcą
mam dość udawania przed przyjaciółmi że jestem super przyjacielem
mam dość udawania że mi się chce
mam dość udawania że mnie nic nie wkurwia
mam dość udawania
I boję się i przychodzę dzisiaj z tym strachem z tym lękiem o jutro boję się o swoją przyszłość
o to że znów sobie nie poradzę
o to że jestem sam i mam dość tej samotności a jednocześnie nie jestem w stanie nikomu zrobić tej przykrości by ze mną był bo chciałbym poznać jakiegoś miłego chłopaka i się zakochać a ja boję się że jestem niewystarczający i boję się w reakcji wszystkich wokół na mój związek z facetem bo też jestem facetem i w Polsce to nie jest akceptowalna nadal nie jest to akceptowalne i tak boję się wychodzić a co dopiero myśl że mógłbym wyrażać zainteresowanie że mógłbym trzymać za rękę że mógłbym pocałować policzek kogoś mi bliskiego na ulicy NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE to strach to ring mam dość
I przychodzę dzisiaj na dzikie nie dzikie bo źle się z tym czuję że obarczam winą za moją traumę moich najbliższych w sensie moją najbliższą rodzinę i chciałbym zakończyć tam ten proces w którym nigdy nikogo nie oskarżyłem znaczy oskarżyłem ale nie przedstawiłem oskarżonym akt sprawy... nigdy ...nie.. nigdy ..nie ...nigdy ich nie skonfrontuje z tym nie nie nie nie nie nie nie zrobię tego oj nie.....
I boję się tego że nie jestem pewny swoich\ twoich wspomnień swojej \twojej pamięci o tym co się mi zdarzyło KURWAAAA!!!! jak się tego boję gdy nie jestem w stanie sprawdzić jakiejś wiedzy bo nie jestem bo jak mam sprawdzić to jak pamiętam daną sytuację nie mogę tego zrobić to mnie tak przeraża gdy nie jestem w pełni świadomy jakiejś sytuacji historycznej teraz jest wojna znowu w Izraelu to sobie doczytam siedzę i czytam Wikipedię jakieś strony inne czytam historię Izraela historię pelestyny hamasu syjonizmu historię wojny sześciodniowej sobie doczytuje sprawdzam siebie żeby w dyskusji jeżeli będzie dyskusja być przygotowanym żeby wszystko wiedzieć a co zrobić w sytuacji gdy tematem jest moje odczuwanie czegoś moje przeżywanie historii które mi się zdarzyły mi się zdarzyły nie jestem w stanie tego sprawdzić nie jestem w stanie zweryfikować swojej wiedzy i nagle mam wrażenie że się mylę mylę się w kwestii tego jak się czuje a to nie może być tak że to moja wina nie mogę obarczać o zderzenia kogoś innego kit że wydaje mi się że tak się stało że ktoś zawinił nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie to nie mogła być jego wina to była moja wina moje bardzo wielka wina przeto błagam..... nie nie błagam... przeto jak moje życie nie jest Twoją karą dla mnie to swoją karę to sam sobie wymierzam i zadaję sobie ból .... och jaki jest przyjemny ten ból ... daje mi wytchnienie ale ból fizyczne oj tak daje mi wytchnienie oczywiście że mi daje wytchnienie... wytchnienie od mąk psychicznych od tego ciągłego oskarżania siebie... mam ból więc ponoszę karę za winę jakakolwiek by nie zaistniała.
0 notes
madaboutyoumatt · 3 years
Text
505 - Josh
Matt dostał klapsa w ten kształtny pośladek, szczególnie po tekście o „tym wieku”, ale też dlatego, że Josh chciał poczuć zaciskające się mięśnie na jego penisie. Był twardy i sztywny, ale też faktycznie czuł wzrastającą frustrację, tuż obok przyjemności, bo jego ciało nie wyrabiało. Tak poważnie to właśnie to robił z nim „tek wiek”. Coś musiało nie wyrabiać za resztą.
- Deszczownica brzmi bosko – mruknął, pomagając mu w zejściu ze swojego penisa. W łazience od razu wszedł pod chłodny strumień, aby ten mu opadł, bo ciężko było zachować spokój przy osobie, która go kręciła i nosiła na sobie zapach seksu, ale zaraz w środku zrobiło się cieplej.
Zrobił miejsce obok siebie Mattowi, nie mając problemu z dzieleniem przestrzeni, chociaż szczerze powiedziawszy nie robił tego często. Nie poza seksem, więc ocieranie się dłonią, ramieniem albo nawet pośladkami, kiedy obaj się kręcili, wymieniając żelami, było dziwnym, ale przyjemnym uczuciem.
Nie na tyle, aby rzucał wszystko i wpadał w wir związków i chorych relacji, ale przyjemne.
Po tym obaj wrócili do salonu, Josh wywracając oczami, bo pokazał mu sztuczkę – na kanapie był materiał, a nie tapicerka. Ochronka w formie materiału, którą mogli ściągnąć i rzucić na podłogę przy schodach. Brandowi nie chciało się bawić z praniem i wchodzić na górę, więc została taka sterta, która na tej przestrzeni, po prostu ginęła.
Rzecz jasna jeszcze w łóżku powtórzyli numerek, tym razem Matt, zmęczony poprzednim seksem, zamiast się oddawać wylądował między udami Josha, pomagając mu dojść do odpowiedniego poziomu podniecenia, aby wylądować na jego udach i poruszając dłońmi po obu penisach, doprowadzać ich do orgazmu.
Zmęczeni padli na łóżko, zasypiając w tym ogromnym łóżku.
Chyba obaj potrzebowali odespania ostatniego tygodnia, bo Josha przywitała „rano” godzina 10. Spali prawie do południa, a przez zasłonięte zasłony można było stracić poczucie czasu. Gdyby nie burczenie w brzuchu, ten chyba przeleżałby dobre pół godziny, ale żołądek miał wręcz zaciśnięty. To oznaczało obiecane tosty. Ale najpierw prysznic, ubranie się w domowe dresy i dopiero wtedy wypad do kuchni.
Koło 11 w pomieszczeniu unosił się zapach herbaty, kawy i słodki zapach bułeczek. A do tego dwa głosy – jego, całkiem wysoki ale lekko ochrypły, oraz kogoś innego – niższy i cięższy, ale dużo, dużo młodszy. 
Należący do niespełna 20 letniego chłopaka, wysokiego i równie barczystego co Josh, z brązowymi włosami do ramion i parodniowym zarostem.
Jeśli Matt uważniej przyjrzał się zdjęciom w sypialni, zauważyłby, że to ten sam chłopiec. Już mężczyzna, ale Josh musiał go znać latami, bo fotografie przedstawiały różne etapy ich życia.
0 notes
libertyn-eu · 3 years
Photo
Tumblr media
18.10.2020 | "Po raz pierwszy, gdy obudziłem się rano, nie chciałem iść do pracy. Jestem zmęczony". Słynna na całym świecie restauracja zniknęła na dobre
Magnus Nilsson uchodzi za jednego z najzdolniejszych szefów kuchni, a prowadzona przez niego restauracja Fäviken zdobyła dwie gwiazdki Michelina. Lokal, położony około 600 km na północ od Sztokholmu, często przedstawiany był jako położona na największym odludziu restauracja świata. Mimo to stoliki trzeba tam było rezerwować co najmniej kilka miesięcy wcześniej. U szczytu sukcesu Nilsson postanowił odejść, a restaurację zamknąć. Teraz światowej sławy szwedzki szef kuchni opowiada o swojej pasji w nowym albumie "Fäviken: 4015 Days, Beginning to End".
"Kiedy zamknę ten biznes, będę miał więcej czasu dla rodziny, na rozmyślanie, łowienie ryb, ogród, odpoczynek i kształtowanie formy, zarówno fizycznej, jak psychicznej. Nie będę ukrywał, że jestem nieco zmęczony nieustannym dążeniem do rozwoju tego biznesu" – Magnus Nilsson wyjaśnił na swoim instagramie, dlaczego zamyka Fäviken, jedyną w swoim rodzaju restaurację w Szwecji. Zrobił to w połowie ubiegłego roku, gdy cały sezon był już praktycznie zarezerwowany, by zamknięcie nie było dla gości głównym powodem wizyty. Ostatni raz przyjęto tam klientów 14 grudnia 2019 roku, ale sława tego miejsca nie zniknęła.
Nic dziwnego, bo to jedno z najciekawszych miejsc na mapie kulinarnej świata położone w sercu Jämtland w północnej Szwecji, na krańcu Skandynawii, dokąd sam dojazd jest wyzwaniem. Fäviken mieściła się z daleka od szosy, półtorej godziny jazdy samochodem od najbliższego lotniska, a w zimę dojazd trwał jeszcze dłużej. Mimo tych trudów podróży, restauracja codziennie podejmowała 24 gości (tylko tylu mogła pomieścić), którzy na stolik czekali nawet kilka miesięcy, by zasmakować proponowanej przez Nilssona kuchni. Bo menu Fäviken to popis kreatywności. To, co trafiało na talerze, pochodziło z okolicznych jezior, rzek i lasów oraz dwóch warzywników, gdzie Magnus sam hodował warzywa. – Jedna rzecz, która jest dla mnie bardzo ważna, to lokalne warzywa. O wiele łatwiej jest uzyskać produkty o wyjątkowej jakości, jeśli rozmawiasz z osobą uprawiającą warzywa, zamiast otrzymać pudełko marchewek, będąc z niej niezadowolonym i mówiąc hurtownikowi, że nie podoba Ci się zawartość pudełka – opowiadał. – W ciągu ostatnich kilku lat duża część moich myśli dotyczyła ogrodnictwa i warzyw. Coraz bardziej wpływało to na sposób, w jaki gotujemy. Traktowanie tego jako część procesu gotowania, a nie czegoś, co prowadzi do wytworzenia produktu, z którego będziemy gotować. Dzięki temu możemy wpływać na końcowy rezultat dania, ponieważ planujemy z dużym wyprzedzeniem. W restauracji w mieście szef kuchni kupuje marchewki i umieszcza je w menu, my w styczniu decydujemy, które ziarno kupimy i jaką odmianę, gdzie je zasadzimy, jak je wyhodujemy i zbierzemy plony. A na końcu decydujemy, jak to będzie służyć w naszej kuchni.
Część składników pochodziło też ze spiżarni i z ziemianek, w których szef kuchni zimą magazynował kiszonki i pikle. – Sezonowość to określenie, którego używa się zwykle bez większego namysłu, co właściwie oznacza. Tutaj musimy podążać za rytmem roku. W zimie musimy nieco zmienić swój sposób myślenia. Nie ma łatwej drogi, jak w lecie, gdy wszystko jest świeże i pyszne. Ale zamiast postrzegać to jako przeciwność, traktuję jako wyzwanie dla mojej kreatywności i staram się przekuć na wyjątkowe doświadczenie kulinarne – tłumaczył Nilsson, który zasłynął z podawania lokalnych produktów w kreatywny sposób. Ale najpierw sięgnął do technik i przepisów, które przez wieki pozwalały Szwedom przetrwać zimę i wykorzystał po to, by stworzyć wykwintne kulinarne doświadczenie oddające charakter i smak miejsca.
Jednym z koników Magnusa było korzystanie ze starych, zapomnianych metod konserwacji żywności. Przykładem jest choćby bagienne masło, znane z zamierzchłych czasów, kiedy nie można było sobie pozwolić na luksus marnowania nadmiaru żywności. Wiosną i latem, gdy krowy dawały więcej mleka, nadwyżkę masła opatulano mchem i brzozową korą i tak zabezpieczoną zakopywano w ziemi. Leżakując, masło przechodziło zapachem ziół, mchów i gleby, ale się nie psuło. Wydobyty z zakamarków ludowej pamięci specjał odtworzono w kuchni Fäviken. Szwed podawał również swoim gościom koszyczki z suszonej świńskiej krwi wypełnione perełkami ikry pstrąga, krokieciki z wieprzowej głowizny, plasterki kiszonego agrestu i świerkową sól, solonego śledzia trzymanego przez trzy lata w beczce, kawałek kraba królewskiego z karmelizowaną śmietaną, kawałek wołowiny z "czekoladą" z fermentowanych nasion łubinu. A także olbrzymie norweskie przegrzebki gotowane i podawane w ich własnych muszlach, na pachnących gałązkach jałowca.
Właśnie dla takich smaków co roku zjeżdżali tutaj goście, a miejsca przy stole, mimo wysokiej ceny oraz kłopotliwego dojazdu, rozchodziły się w kilka godzin po otwarciu sezonu rezerwacji. Po skorzystaniu z sezonowego menu degustacyjnego za 3300 koron szwedzkich (345 dolarów), goście mogli również przenocować w jednej z sześciu sal restauracji. Sława Magnusa i jego lokalu rosły – Fäviken stała się jedną z najpopularniejszych w Europie, a on sam został bohaterem premierowej serii Netlixa "Chef’s Table". W 2016 roku dostał to, o czym marzą wszyscy w tej branży: dwie gwiazdki w przewodniku Michelin. – Przede wszystkim chcemy, aby ludzie, którzy tu przyjeżdżają, dobrze się czuli i dobrze się bawili. To niezwykle ważne. Dziwne, że trzeba to powiedzieć, ale zapomina o tym wielu restauratorów, zwłaszcza tych ambitnych. Po drugie, mamy nadzieję, że otrzymają ładną, współczesną reprezentację kultury kulinarnej tej części świata. I obraz 37 ludzi, którzy tu pracują, w tym mnie – mawiał z dumą. Jednak u szczytu sukcesu postanowił odejść i zamknąć lokal. Nie z powodu kłopotów finansowych lub problemów kadrowych (mówi, że jest "niekończący się strumień" ludzi, którzy chcą tam pracować). – Ze strategicznego punktu widzenia nie jest to rozważna decyzja, ale wierzę, że właściwa. Ale jaki jest powód, dla którego ktoś prowadzi restaurację taką jak Fäviken? Bo chce to robić, bo kieruje nim pasja. Właśnie ta pasja, która przez lata motywowała mnie do pracy, w ostatnim czasie mnie opuściła. Po raz pierwszy, gdy obudziłem się rano, nie chciałem iść do pracy – wyznał, dodając, że on i jego partnerzy byli po prostu nieszczęśliwi. – Nie mogliśmy sprawić, by nasze codzienne życie funkcjonowało prawidłowo. Zdałem sobie sprawę, że jeśli nie jestem zainteresowany pracą na sześć podwójnych zmian w tygodniu, nie mogę nikogo innego do tego zmusić – dodał.
Kiedy Nilsson otwierał Fäviken w 2008 roku, miał 24 lata i pomimo pracy w jednych z najlepszych kuchni we Francji, nie wiedział jak to jest być głównym szefem kuchni, jak prowadzić firmę, jak zarządzać personelem i jaki mieć plan działania. – Jeśli masz trochę talentu i jesteś przygotowany do ciężkiej pracy, nie jest trudno zostać dobrym rzemieślnikiem, kiedy już nauczysz się gotować. Ale następny krok, jak zarządzać pieniędzmi, jak zarządzać ludźmi i wszystkimi tymi rzeczami, nikt nigdy ci tego nie mówi... Tak więc, dla mnie osobiście, był to proces prób i błędów, niepotrzebnie długi proces, jak myślę o tym teraz, patrząc wstecz – wyznał na początku roku. To zmęczenie plus trudy związane z pogodą na północy Szwecji doprowadziły do decyzji, by po prostu przestać. Po zamknięciu knajpy przeniósł się z żoną i czwórką dzieci na południe Szwecji, do zakupionego gospodarstwa z sadami jabłoniowymi. I tam napisał swoją piątą książkę o gotowaniu: 324-stronicową "Fäviken: 4015 Days, Beginning to End (Nordic Cuisine from World-Renowned Swedish Chef Magnus Nilsson)", która ukaże się 5 listopada. 
To historia Fäviken: jak stała się miejscem światowej klasy, jak zmieniła się branża, której była częścią i dlaczego Magnus ostatecznie zdecydował się realizować nowe projekty. To także ważny komentarz do kultury jedzenia, zawiera pouczające eseje, w których ten jeden z najbardziej kreatywnych i uznanych szefów kuchni na świecie w sposób dowcipny, szczery i wnikliwy pisze co to kreatywność w kuchni; równoważenie obowiązków rodzinnych podczas prowadzenia restauracji; hipokryzja zrównoważonego rozwoju w restauracjach; imitacja a plagiat w mediach społecznościowych; sztuka gościnności oraz dlaczego rzemiosło góruje nad innowacjami. Książka zawiera również chronologiczną listę wszystkich potraw, jakie kiedykolwiek podano w Fäviken i podkreśla 100 najbardziej niezapomnianych przepisów. 130 fotografii to mieszanka tych archiwalnych i nowo wykonanych: potraw, restauracji, personelu i otoczenia północnej Szwecji. Zaś okładka wykonana z niebieskiego materiału i czerwonego papieru z efektem słojów drewna nawiązuje do kształtu i koloru budynku Fäviken.
0 notes
hubertuskielcefirma · 4 years
Text
Bryczesy damskie HKM Active 19 Sue
Tumblr media
W naszym sklepie oferujemy Bryczesy damskie HKM Active 19 Sue
Modne i lekkie bryczesy z pełnym silikonowym lejem, wykonane z elastycznego i oddychającego materiału. Nogawki zakończone elastycznymi wstawkami dzięki czemu nie obcierają kostek. Bryczesy posiadają dwie kieszonki z przodu. Od środka została wszyta silikonowa wstawka w pasie zapewniając wysoki komfort noszenia. Bryczesy można prać w pralce w temp. 30 stopni.
Materiał; 92% nylon, 8% elastan.
Produkt ten oferujemy w cenie 360,00 zł
więcej informacji na https://hubertuskielce.pl/pl/p/Bryczesy-damskie-HKM-Active-19-Sue/1743
Co wyróżnia jeździectwo na tle innych dyscyplin Znaczna część osób poproszona o pierwsze co przychodzi im na myśl, kiedy myślą o przejażdżce konnej, powiedziałaby że jest to po prostu odlotowe. Nawet u małych dzieci, początkowy strach związany z posadzeniem w siodle, szybko zastępuje radość. W otoczeniu natury, z dala od hałasu i pośpiechu nasze nerwy doznają ukojenia i zmniejsza się poziom stresu. Rozwijanie swojej techniki jazdy, skoki, przygotowania do konkursów, pozwalają też zaspokoić naturalną potrzebę zdrowej rywalizacji. Jeśli jestesmy towarzyscy nic nie stoi na przeszkodzie, aby jeździć wspólnie z przyjaciółmi.
Pozytywny wpływ jeździectwa na zdrowie Regularne uprawianie jeździectwa pozytywnie wpłynie na nasze zdrowie. Jeżeli ktoś myśli, że jazda konna to tylko siedzenie w siodle i nie wymaga to pracy własnej może bardzo się zdziwić. Podczas przejażdżki nie jest się w pozycji siedzącej, bardziej można nazwać ją przykucem, a ta wymaga silnych mięśni nóg i stabilizacji pleców. Początki mogą być trudne, nie należy się jednak zrażać brakami kondycyjnymi, znikną one w ramach ćwiczeń. Trzeba wiedzieć, że jazda konna to współpraca.
Uśmiechnij się Sport dobrze wpływa na nasze samopoczucie, skądinąd nie trzeba tego powtarzać w dobie promocji aktywności fizycznej. Mogłoby się wydawać, że zakwasy to tylko zbędny ból, a zmęczenie wynik niemiłego przymusu, nie jest to prawda. Poza aspektami fizycznymi jest też cała warstwa mentalna, zwłaszcza konieczność rozładowania codziennego napięcia. Oczyszczony w otoczeniu zieleni mózg jest bardziej wydajny, aktywny odpoczynek daje spore bazy do produktywności, ale też spokojnego snu.
0 notes
Conversation
- Heuhahe aaaaaa eeee uu.
- Coraz gorzej.
- Nie po prostu się nie poprawiło.
- Rozumiem.
- Zmęczenie materiału to się nazywa.
- Piątek. Godzina 22. Dzwoni Marek żebym na polane podjechał. Wróciłem o 1. Musiałem wstać o 5 i tak ciulam do dziś.
0 notes
piotrpeszko-blog · 7 years
Text
Na wulkan rowerem za 5EUR
Przychodzi na mnie czasami taki czas, że mam dosyć. Nie pomagają wolne piątki. Nie pomagają weekendy spędzone w górach. To znaczy pomagają, ale tak do wtorku. Zmęczenie materiału mózgowego sprawiło, że w czwartek dowiedziałem się, że w piątek lecę na Lanzarote.
Tumblr media
Plan był taki, że leżę a) na plaży, b) przy basenie, piję drinki, czytam, nie poruszam płetwą, ani żadną rzeczą, która ruchoma jest. Założenie było słuszne i właściwe aż przez dzień cały. 
Kompletna nieświadomość i brak przygotowania do wyjazdu sprawiły, że nie miałem pojęcia o tym, że wyspa ma takie drogi. 
Tumblr media
Niestety powyższa dostępna jest tylko dla zorganizowanych wycieczek, ale to zaszczepiło we mnie pewną nutę niepewności dotyczącą planu na przedłużone leżakowanie. 
Szalę przeważył jednak jeden widok. Dokładnie ten: 
Tumblr media
Wracając z plaży, sklepu, baru oglądałem już kolejny dzień pod rząd górkę, która znacznie wystawała ponad horyzont. Zwie się Montana Blanca, nie pomylcie jej czasami z Caldera Blanca (tam nie można rowerem, bo jest na terenie parku) i ma jakieś 595m n.p.m, co daje jej drugie miejsce na wyspie.  Nie jest to jakieś imponujące wzniesienie, ale kilka ciekawych doświadczeń przyniosło. 
Po pierwsze: rower można wypożyczyć całkiem tanio. Jest to faktycznie 5EUR za 24h. 
Tumblr media
Jako, że dostałem rodzinne pozwolenie na 24h kręcenia pożyczyłem coś, co wyglądało najrozsądniej, czyli Mondraker Phase i wcale się nad tym czynem nie zastanawiając zaprowadziłem go na balkon, żeby czekał dnia kolejnego. 
Tumblr media
Nie minęło dużo czasu i byliśmy w drodze, a że dla Kanaryjczyków (nie mówicie będą na wyspach, że mieszkańcy są Hiszpanami - obrażają się) godzina 7:30 jest czasem dostawania się do pracy było ciekawie. 
Tumblr media Tumblr media
Głównym źródłem emocji okazały się pobocza szerokości około 1,40m wyposażone w bariery energochłonne i ludzie spieszący się do pracy. Pomimo odblaskowego ubioru i unikania asfaltu po prostu się bałem. 
Na szczęście szybko pojawiła się droga szutrowa, na której nie spotkałem nikogo. Kompletnie nikogo przez kilka godzin. 
Tumblr media
Chwilkę później zaczął się podjazd na właściwą górkę i trzy kwestie, na które kompletnie nie byłem przygotowany. 
Pierwsza kwestia to niesamowita różnorodność nawierzchni. Podczas kilkugodzinnej wycieczki zdarzyło mi się jechać niemal po wszystkich nawierzchniach jakie znam. Zaczęło się oczywiście od asfaltu i szutru, ale zmyty z wulkanu żwirek, to już zupełnie inne wyzwanie. Dało się po tym jechać, ale zaskoczenie przyszło kiedy wracałem pędem z góry. Tak, przeleciałem przez kierownicę.
Tumblr media
Pozostając w temacie nawierzchni. Za zakrętem pojawiła się droga pełna stokrotek i w zupełnie odmiennym kolorze. To, co widzicie poniżej, to miałki pył, coś w stylu startej cegły. Kilkanaście sekund, może minutę po zrobieniu tego zdjęcia zaczęło padać, z w zasadzie chmura była tak nisko, że z całą swoją wilgoć oddała właśnie tej materii. Chyba nie muszę pisać, że było ślisko. 
Tumblr media
Trzeci rodzaj nawierzchni sprawił, że szczyt próbowałem zdobyć 2 razy. Raz z rowerem - nieskutecznie, a drugi raz pieszo. Na moje nieszczęście w wulkanicznym żwirku koła zapadały się tak, że nie było szans jechać, a prowadzenie dla samego strzelenia sobie fotki z rowerem na samej górze nie miało żadnego sensu. 
youtube
Drugie zaskoczenie, to wspomniana już pogoda. Wyspy Kanaryjskie są z definicji zmienne i na każdej z nich wieje, ale serio wieje. Na plaży, czy w jej okolicach tego kompletnie nie czuć, ale na od około 300 m n.p.m. wieje okrutnie, a na 595 m wieje tak, że trzeba się czegoś trzymać. W parze z wiatrem idą chmury i po raz kolejny: z plaży wyglądają jak piękne obłoczki na błękitnym niebie, a na 300m są po prostu regularnym deszczem, który w połączeniu z silnym wiatrem sprawił, że przemarzłem i przemokłem dokładnie 2 razy podjeżdżając i podchodząc na szczyt i raz na nim. 
Tumblr media
Trzecie zaskoczenie, już nie wynikające ze specyfiki terenu, ani warunków klimatycznych, ale również generujące przygody, to fakt, że jest tam ekstremalnie łatwo zgubić szlak. 
Nie chodzi mi oczywiście o zgubienie się, bo wyspa jest tak mała, że z każdego kreciego kopczyka widać ocean. (Tam chyba nie ma kretów) Chodzi mi o zgubienie drogi. Szutrówki oczywiście nie mają oznaczeń, ale szlaki turystyczne w mniej popularnych miejscach nie istnieją, ścieżek jest mnóstwo, ale nagle giną. Niektóre są pozastawiane jakimiś drągami, inne paletami, a mapy mówią to, co same chcą.  Jeśli do tego dodamy kompletny brak ludzi to jest ciekawie. 
Tumblr media
Wspomniany brak ludzi jednak mi trochę pomógł, bo jak już pisałem na samą górę roweru nie wytargałem z przyczyn technicznych, ale za to miałem okazję zaparkować go i UWAGA - przypiąć, dołączoną doń kłódeczką do figowca, co uważam osobiście za uroczy aspekt tej wycieczki. 
Rower został więc w 2/3 wysokości na dnie wygasłego wulkanu, za figowcem, a ja wydrapałem się na górę. 
Tumblr media Tumblr media
Bunkrów oczywiście nie było, ale w kwestii widoków mógłbym tam siedzieć godzinami, gdyby nie przeraźliwy ziąb, wiatr i deszcz, a mówiąc inaczej moje nieprzygotowanie. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Tak, czy inaczej, było bardzo warto, zwłaszcza, że cała wycieczka na wulkan trwała około 2h, a to dało mi szansę powłóczenia się jeszcze po lanzaroteńskich miasteczkach. 
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Na koniec chciałem podzielić się jedną refleksją. Siedzę i myślę tak już od ponad tygodnia, czy dobrze zrobiłem pożyczając rower LOW-END, czy jeśli wybrałbym Bianchi Methanol CV (65EUR/dzień) to moja wycieczka byłaby dużo lepsza, ciekawsza i fajniejsza. Pewnie nie musiałbym motywować kopniakami przedniej przerzutki do zmiany biegów. Zakładam też, że amortyzator po zablokowaniu dałby się odblokować na zjazd z wulkanu i nie musiałbym cierpieć bólu nadgarstków, ani latać nad kierownicą. Zakładam też Methanola, który bardzo mi się podoba wytargałbym na sam szczyt, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. 
Kiedy jednak myślę o tym co udało mi się zobaczyć i przeżyć, to cieszę się, że wybrałem najtańszy rower, bo nie on stał się głównym tematem i nie jego wspominam, kiedy myślę o tym dniu. 
Gorąco polecam Wam wszystkim wykorzystania swoich wakacji do kręcenia w miejsca, gdzie nie widać ludzi niezależnie od tego jaki tryb wypoczynku zaplanowaliście. 
Tumblr media
0 notes