Tumgik
#polskie-zdania.pl
polskie-zdania · 9 months
Text
Z nią to jest tak, że w zasadzie trochę prześlizgnęła mi się przez palce. I zanim zapytasz, dlaczego do tego dopuściłem, odpowiem, że dotarło do mnie, że miałem ją w rękach, w momencie, w którym się z nich wysunęła. Wtedy jeszcze nie wiedziałem. Nie wiedziałem, co mógłbym jej zaoferować, bo wszystko, co miałem wydawało mi się mało wartościowe, więc wolałem nie dać nic. Onieśmielała mnie. Zadawała dużo niewygodnych pytań i rozumiała jakby zbyt dużo. Powodowała we mnie emocje nie do końca komfortowe. Chciała prawdy, a ja byłem w stanie dać jej wtedy tylko pokolorowaną półprawdę, którą dosyć szybko wyczuła. Chciałem, miałem nadzieję, że dźwignę, ale jednak nie dźwignąłem. Brakuje mi jej głowy. Brakuje mi tych trafnych spostrzeżeń i uważnego obserwowania świata. Tak, mogła być moja, wiem o tym. Ale nie jest i już nie będzie. I nie wiem czy to kwestia przegapienia szansy, ona po prostu zasługiwała na więcej, a ja nie byłem w stanie jej tego wtedy dać. Czasami staje mi przed oczami i wtedy potrzebuję chwili, by się rozpłynęła. Faktycznie po kilku minutach znika, ale przez te kilka minut nieprzyjemnie ciśnie mnie w klatce. Nie lubię gdybać, czy mogłem inaczej, bo wiem dobrze, że nie, ale czas mija, a żadna nie formułuje zdań tak jak ona. Jej przemyślenia były jak wielkie kolaże, które mógłbym oprawić i powiesić sobie na ścianie. Pewnie trochę będę sobie ją wyrzucał już zawsze. Jestem do bólu racjonalny, ale są takie sytuacje, w których armia racjonalnych argumentów przegrywa z kretesem. Mogła być moja... Nienawidzę, kurwa, tej myśli.
Marta Kostrzyńska
569 notes · View notes
polskie-zdania · 7 months
Text
Próbuj, ale pamiętaj, że może się okazać, że nigdy tam nie dotrzesz. Może się okazać, że nigdy do tej stacji nie dojedziesz i będziesz przez to myśleć, że ci nie wyszło, a to nie tak. Najprawdopodobniej zawsze coś będzie nie tak. Najprawdopodobniej zawsze coś będzie cię gryzło, smuciło, męczyło, frustrowało lub bolało. To nie tak, że to się kiedyś kończy. To nie tak, że docierasz do jakiejś magicznej granicy pracy nad sobą, na której terapeuta ściska z uśmiechem twoją dłoń, wręczając ci oficjalnie certyfikat zdrowia umysłowego, a ty od tej chwili czujesz się już tylko dobrze. Rozwój nie odbywa się po linii prostej i na początku będzie to mylące, ale nie poddawaj się. Jeśli przez trzy dni będziesz się trzymać, a czwartego się podłamiesz - nie oznacza to, że nic nie zrobiłaś. Jeśli przez trzydzieści dni uda ci się czegoś nie robić, a trzydziestego pierwszego się potkniesz - nie oznacza to, że wróciłaś do punktu wyjścia. Jeśli przez kilka miesięcy w końcu nie będziesz się z czymś zmagać, a potem ten problem znów do ciebie na jakiś czas wróci - nie oznacza to, że nie wykonałaś ważnej pracy. Progres nigdy nie będzie prostą, wzrastającą linią. To zawsze będzie sinusoida. Jeśli przez trzy dni będziesz się trzymać, a czwartego się podłamiesz - daj sobie prawo, by poczuć się gorzej, odpocznij przez noc i wróć do walki, jak tylko poczujesz się lepiej. Jeśli przez trzydzieści dni uda ci się czegoś nie robić, a trzydziestego pierwszego się potkniesz - podziękuj sobie, ponieważ jeszcze jakiś czas temu przerastał cię jeden, a dziś zdolna jesteś aż do trzydziestu. No widzisz? Brawo! Jeśli przez kilka miesięcy w końcu nie będziesz się z czymś zmagać, a potem ten problem znów do ciebie wróci - pamiętaj, że nie wrócił tu na zawsze. Wiesz już dobrze, że potrafisz przez kilka miesięcy, więc spokojnie. Będziesz mogła znów, jak tylko odzyskasz siłę. Nie oczekuj, że twój rozwój będzie miarowym i systematycznym wspinaniem się po linearnej górze. Nie oczekuj, że nie zdarzą się po drodze gorsze dni. Nie oczekuj, że wszystkie twoje złe doświadczenia po prostu rozpłyną się w powietrzu. Masz prawo cierpieć z powodu rzeczy, które zdarzyły się dawno temu. Masz prawo miewać gorsze dni z powodu wydarzeń, z którymi zwykle już całkiem dobrze sobie radzisz. Masz prawo nie udawać, że nie bolało, nawet jeśli na co dzień już aż tak cię to nie dotyka. Masz prawo być smutna i zła jeszcze długo po tym, jak zostałaś zraniona. Walcz. Walcz, rozwijaj się i pracuj na sobą, ale, proszę, nie zapomnij się przytulić, gdy zdarzy ci się gorszy dzień. Nie zapomnij, że silna jesteś nie tylko, gdy stoisz twardo na nogach, ale także wtedy, gdy kulisz się pod kocem. Nie zapomnij, że silna jesteś nie tylko pełna radości, ale także wtedy, gdy płaczesz. Pamiętaj, że nie poradzisz sobie z emocjami, jeśli ich do siebie nie dopuścisz. Nie uciszysz swojej złości, jeśli najpierw nie dowiesz się, jak bardzo jesteś wściekła i nie pokonasz smutku, jeśli najpierw nie pozwolisz sobie poczuć, jak ogromnie jest ci żal. W pełni świadoma swoich emocji, wyruszysz w drogę do magicznej stacji i jeszcze długo nie zdasz sobie sprawy z tego, że dotarłaś do niej, gdy oficjalnie pozwoliłaś sobie być człowiekiem.
- Marta Kostrzyńska
299 notes · View notes
polskie-zdania · 11 months
Text
Nie było na świecie osób jednoznacznie toksycznych i nie było na świecie osób stuprocentowo zdrowych. Toksyczne mogły być jedynie zderzenia. Toksyczne mogły być jedynie niefortunne zbitki charakterów. Czasami fuzja dwóch osobowości powoduje wielki wybuch i nie oznacza to, że obie te osoby są całkowicie niezdolne do stworzenia zdrowej relacji. Każde z nich z pewnością może stworzyć relację z kimś innym - z kimś, czyje składowe działać będą na niego kojąco, a nie drażniąco. Relacje to wymiany energetyczne, dlatego tak ważne jest obserwować, co daje mi drugi człowiek i jak się z nim czuję. Czy jestem spokojny? Czy jego obecność dodaje mi energii i motywacji czy raczej czuję się obciążony i zestresowany? Każdy człowiek, który pojawia się w twoim życiu, pojawia się w nim w wyniku twojej decyzji, by się w nim znalazł. Nie potykamy się o ludzi, ludzie nam się nie trafiają. Ludzi sobie wybieramy i to od naszej decyzji zależy, kogo dopuścimy do siebie. Zadbaj o siebie w tym procesie. Dopuszczaj do siebie ludzi, którzy działają na ciebie kojąco. Zapraszaj do siebie ludzi, przy których możesz odpocząć w byciu sobą. Słuchaj siebie. Reaguj na sygnały świadczące o tym, że przy kimś trzęsie ci się wnętrze. Związki i przyjaźnie są po to, by było ci lepiej. By było ci lżej, łatwiej, przyjemniej. Jeśli czyjaś obecność sprawia, że stajesz się najgorszą wersją siebie, nie oznacza to, że jesteś złym człowiekiem. Jeśli czyjaś obecność sprawia, że nie możesz ze sobą wytrzymać, nie oznacza to, że ta osoba jest złym człowiekiem. Najprawdopodobniej po prostu nie jesteście dla siebie i to jest okej. Będzie dla was ktoś inny. Będzie ktoś, przy kim bycie będzie proste. Będzie ktoś, z kim tworzenie relacji nie będzie wymagać nadludzkich sił. Będzie ktoś, dzięki komu w końcu zrozumiesz, że dobry dla ciebie człowiek nie sprawia, że jesteś wykończona.
Marta Kostrzyńska
451 notes · View notes
polskie-zdania · 7 months
Text
Czasami potrzebujesz kilku lat, by zdobyć się na odwagę. Tak bywa. I pewnie nie uwierzysz, gdy powiem ci, że to jest okej. Pewnie tak, pewnie trzeba było po prostu wziąć i zrobić. Pewnie trzeba było po prostu zebrać się w sobie. Pewnie trzeba było wstać i iść na czołówkę z tym, czego się bałeś, ale widocznie wtedy nie mogłeś. Widocznie wtedy nie byłeś w stanie. Widocznie coś cię blokowało i to nie był ten moment, nawet jeśli był to "tylko i wyłącznie" brak wiary w siebie czy odwagi. Gdybyś mógł, to byś zrobił. Nie zrobiłeś. Wtedy. Ale dziś jest dziś i dziś się udało. Możesz teraz wyrzucać sobie ten "stracony" czas, tylko po co? Czy coś to zmieni? Podziękuj sobie. Uciesz się, że w końcu się udało. Trudne? Od pewnego czasu praktykuję wewnętrzną zgodę i akceptowanie własnych możliwości na dany moment. Czy jest mi lżej? Bardzo. Myślę sobie, że jeśli coś się wtedy nie wydarzyło, to widocznie nie miało. Dlaczego? Bo widocznie nie miałam wtedy ku temu zasobów. Bo może to nie był mój moment. Bo może z jakiegoś powodu nie powinnam była wtedy tego robić. Kto wie? Dziś mi się udało, więc dziś właśnie na tym się skupiam. Nie trać czasu na biczowanie się tym, co można było inaczej. Zawsze można coś inaczej, ale każdy moment w twoim życiu to inne zasoby i to one determinują to, z czym w danym momencie jesteś w stanie się zmierzyć. Czasami rzeczy będą cię przerastać. Czasami będziesz potrzebować więcej czasu, by czegoś się podjąć. Daj sobie ten czas. Daj sobie czas, by dojrzeć, a gdy już to zrobisz, podziękuj sobie za pracę.
Marta Kostrzyńska
305 notes · View notes
polskie-zdania · 8 months
Text
Dla nich wszystkich od zawsze byłam trochę niepojęta. Trochę patrzyli krzywo, trochę z boku, a trochę kręcili głową z niedowierzania. Od początku byłam uparta, walczyłam do upadłego za to, w co wierzyłam i brałam sobie na barki rzeczy, których inni podobno nie byliby w stanie. Byłam w stanie ogromnie dużo znieść. Nie bałam się stanowczo stawać w obronie tego, co było dla mnie ważne. Dosyć szybko przez to uświadomiłam sobie, że przez większość życia będę do tych wszystkich walk stawać sama, a następnie po prostu się z tym pogodziłam. Nie uznawałam kompromisów, nawet jeśli oznaczało to pójście na czołówkę z całym światem. "Czemu ty musisz być taka zawzięta?" - pytali z przekąsem, rzucając mi pod nogi coraz to większe kłody. Widownia siedziała i czekała, aż oficjalnie się poddam, kilkukrotnie zawczasu świętując, gdy wykrwawiałam się dla nich na środku sceny, oświetlona blaskiem reflektorów. Kilka razy nawet ja myślałam, że to już. Tępy ból przeszywał mnie od czubka głowy aż po stopy. Zakleszczałam boleśnie powieki, a krzyki tłumu stawały się coraz bardziej głuche. "Odpuść..." pulsowało mi w głowie niczym śmiercionośna migrena. Sama wielokrotnie powtarzałam sobie, że w końcu się zajadę i choć byłam na to teoretycznie przygotowana, to za każdym razem okazywało się, że to jeszcze nie dziś. Przeklinałam sama siebie i tych, którzy wybrali dla mnie tę rolę. Stawałam okrwawiona po środku niczego i darłam się, że mają się pierdolić. Za każdym razem zostawiali mnie z ciszą, a ja obracałam się na pięcie i mówiłam, że ostatni raz mnie tu widzieli. "Pani jest ze skały." - powiedziała do mnie, podczas gdy mój wzrok odbywał lot gdzieś między pustką a próżnią. Doskonale wiedziałam, że nie odpuszczę. Ona też. Moja siła mogła być moim przekleństwem, ale widocznie ja miałam stać się przekleństwem całego świata.
Marta Kostrzyńska
218 notes · View notes
polskie-zdania · 8 months
Text
Zdawało mi się, że skoro mówi to wszystko do mnie sam z siebie, to przecież nie muszę się martwić. Przecież nawet o to nie prosiłam. W ogóle nie marzyłam o tym, by po tygodniu znajomości zapewniał mnie, że zmieni dla mnie swoje życie. I choć tego nie oczekiwałam, trudno było nie widzieć w tych słowach pewnego rodzaju obietnicy i zapewnienia. No bo po co? Po co miałby udawać zachwyt i zaangażowanie w stosunku do kogoś, kogo dopiero poznał? Dlaczego miałam od razu prześwietlać go w poszukiwaniu intrygi? Dlaczego nie mogłam po prostu zaufać? Chwilę później już go nie było, a ja złamałam się pod swoją bezradnością. Byłam wściekła. Po raz kolejny cierpiałam przez czyjeś impulsy. Po raz kolejny musiałam zmierzyć się z człowiekiem, który nie brał odpowiedzialności ani za swoje słowa, ani za gesty. Nienawidziłam obrzucania wielkoformatowymi zachwytami, które nigdy nie miały do niczego prowadzić. Chodziło głównie o to, że o nic z tego, do cholery, nie prosiłaś. Nie chciałaś żadnych deklaracji. Nie chciałaś, by widział w tobie po tygodniu matkę swoich dzieci. Chciałaś tylko powoli testować coś, co wydawało się fajne. Byłaś już duża, więc dobrze wiedziałaś, że to nie twoja wina i nie miałaś na to żadnego wpływu, ale jasny chuj cię strzelał, że po raz kolejny czujesz się jak idiotka, choć ani trochę nie powinnaś.
Marta Kostrzyńska
257 notes · View notes
polskie-zdania · 7 months
Text
Ważne, by wyznaczyć sobie w głowie takie przytulne miejsce do myślenia o tym, co się chce. Oddzielić ścianką, wyłożyć miękką wykładziną, wstawić tam wygodną kanapę i chodzić zawsze wtedy, gdy w innych pomieszczeniach robi się duszno, ciasno i zbyt głośno. Myślenie bywało przecież wyjątkowo uciążliwe. Szczególnie, gdy powodowało lęk i niepewność. Szczególnie, gdy wywoływało w tobie poczucie winy lub stawało się centrum kumulacji wszystkiego, co najgorszego o sobie wiedziałeś. Nie zawsze było się dla siebie przyjacielem, bywało, że sporadycznie lub wcale. Bywało, że samemu dla siebie było się największym wrogiem. Dlatego tak ważne było, by ustalić sobie przestrzeń do odpoczynku. Kwadrat metr na metr, w którym nie było złych myśli. Przestrzeń, w której mogłeś się wymyśleć do cna bez poczucia winy i oceniania samego siebie. Jeśli walczysz ze sobą dzień w dzień, zadbaj o chwilę oddechu. Zajrzyj do swojego pomieszczenia, zamknij drzwi i połóż się w ciszy na kanapie. Pomyśl o tym, co już udało ci się zwalczyć. Pomyśl o tym, co rok temu wydawało się dla ciebie nieosiągalne, a teraz stało się codziennością. Pomyśl, że to z czym walczysz dziś, za rok będzie odległym, dawno załatwionym tematem. Podziękuj sobie. Uśmiechnij się. Jutro zajmiesz się resztą.
- Marta Kostrzyńska
150 notes · View notes
polskie-zdania · 7 months
Text
Był tak po prostu wart moich starań, rozumiesz? Moje pokłady miłości i zaangażowania mogły się wylewać, a ja wiedziałam, że się w nich nie utopię. Wszystko, co robiłam, było odwzajemnione. Dbano o mnie tak, jak ja dbałam. Wspierano mnie tak, jak ja wspierałam. Kochano mnie tak, jak sama kochałam. Do tego mogłam na nim zawsze polegać. Zawsze. Wiedziałam, że zawsze odbierze ode mnie telefon. Wiedziałam, że zawsze znajdzie czas. Wiedziałam, że zrobi wszystko, by pomóc mi poczuć się lepiej, jeśli akurat było mi źle. Nie znikał i nie zmieniał zdania. Był. Po prostu był. Dla niektórych były to kwestie kompletnie niezrozumiałe. "To tak można?" - pytali. To tak można być z kimś, kto nie jest dla ciebie? Kto cię nie wspiera? Na kim nie można polegać? Można. Niestety. Dlatego podwójnie doceniałam teraz to wszystko, co wiedziałam już, że powinno być podstawą. Doceniałam to, że czułam się bezpiecznie. Doceniałam to, że szanował mnie nawet wtedy, gdy się ze mną nie zgadzał. Doceniałam to, że nie musiałam prosić się u uwagę. Doceniałam to, że nie musiałam błagać o miłość. Nie musiałam. Ona prostu tu była i mogłam sięgnąć po nią zawsze, gdy tego potrzebowałam.
- Marta Kostrzyńska
179 notes · View notes
polskie-zdania · 9 months
Text
Generalnie przez te wszystkie lata chodziło głównie o to, by się polubić. Trochę, nie bardzo. Tak odrobinę. Odrobinę zbliżyć się do siebie. Pogadać o pogodzie. Wymienić stosowne uprzejmości. Pogadać w przelocie i spróbować się uśmiechnąć jak do sąsiada z drugiego piętra. Chodziło o to, by chcieć pójść ze sobą na kawę, a potem robić to cyklicznie w ramach umacniania relacji. W zasadzie to latami tkwisz w związku na odległość ze sobą samym. Praktycznie się nie widujecie. Czasami zadzwonisz, by pogadać o banałach, ale to wystarczy, by ukoić pretensje do siebie tylko na jakiś czas, podczas gdy twoje własne "ja" przesiaduje ci dzień w dzień pod drzwiami, licząc na litość. Dziś nie znajdziemy już miejsca, ale proszę spróbować jutro. Któregoś dnia dociera do ciebie, że w sumie za bardzo nie wiesz, czemu jesteś dla siebie aż tak oschły. Stajesz przed lustrem i dokładnie studiujesz swoją osobę. Nie jesteś specjalnie zadowolony, ale przecież bywało o wiele gorzej. Patrzysz jeszcze raz dokładnie. Jest okej. W sumie jesteś dla siebie znośny. Próbujesz się do siebie uśmiechnąć. Wychodzi ci z tego sztywne uniesienie lewego kącika. "O co mi w sumie chodzi"? - myślisz. "O co mi chodzi przez ten cały czas?". Przypomina ci się, jak za dzieciaka przyjeżdżałeś z mamą na stację pkp, a ona zostawiała cię na środku głównej hali z bagażami, by kupić bilety. Stałeś tam, rozglądając się i patrząc wysoko ponad swoją głową. Unosiło się echo ogłaszanych przez megafon odjazdów i przyjazdów. Nie rozumiałeś czemu, ale czułeś się jak pomiędzy wymiarami. Ludzie mknęli wokół ciebie z bagażami, a ty zastanawiałeś się dokąd można dotrzeć z tego miejsca. Chyba można było wszędzie. Czy to faktycznie był portal? Stałeś przed lustrem. Czy to faktycznie był portal do różnych wersji siebie samego? W zasadzie był. Tydzień temu myślałem o sobie coś gorszego. Dwa tygodnie myślałeś coś jeszcze gorszego. "Czemu to sobie robisz?". Gdzie jeszcze zmierzasz? Po co ci te walizki?
Marta Kostrzyńska
198 notes · View notes
polskie-zdania · 8 months
Text
- Ja? Tak. Dobrze, że cię nie ma.
Spojrzał na mnie tak, jakby wiedział już, że wcale nie chciał zadać mi tego pytania. Nie chciał tego wiedzieć. Cokolwiek by się nie działo, nie chciał wiedzieć, że dobrze mi z jego nieobecnością. Zawiesił się.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Zasługujesz na to.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wiem, że zasługuję. Już wiem.
- To dobrze.
Nie wiem, co dokładnie miał nadzieję usłyszeć, możliwe, że sam nie wiedział, ale to zdecydowanie nie było to. Przełknął ciężko ślinę. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że dobitnie zapisałam się w tej historii. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ja ciekawiłam go tak bardzo, że wszedł wtedy prosto na schody ruchome. Jego wzrok błądził gdzieś po ścianach. Wiedziałam, że od tamtej pory niewiele się zmieniło. Po prostu czysto egoistycznie chciał mieć mnie dla siebie. Chciał na telefon, znak i zawołanie. Tak nieopodal i po sąsiedzku. Całe dwa kroki stąd i idealnie na długość ręki. Na taki rzut sentymentalnym beretem. Nie miał dla mnie żadnych konkretów, po prostu chciał, żebym była. Chciał móc pobyć ze mną, gdy świat znowu stawał się płytki. Chciał móc przychodzić i opowiadać mi o rzeczach, których nikt inny nie kumał. Chciał uciekać do mnie, gdy akurat dostrzegł we mnie bezpieczną przestrzeń. Niestety nie miał niczego w zamian i choć wiedział dobrze, że to w stosunku do mnie nie fair, nie potrafił się z tym pogodzić. Uważał, że robię dobrze, ale to nie zmniejszało tego nieprzyjemnego kłucia w klatce. Spojrzał na mnie. Miałam być. Jakkolwiek. Choć trochę, choć na chwilę.
- Już nigdy?
- Już nigdy.
- Żadna się nie szanowała tak jak ty.
- Nie ma drugiej takiej kwestii, która by cię tak bardzo wkurwiała i imponowała ci jednocześnie.
- Suka.
- No suka.
Marta Kostrzyńska
157 notes · View notes
polskie-zdania · 11 months
Text
Spojrzał na mnie, jakby bardzo tęsknił. Ja też tęskniłam. Bardzo. I chyba to wiedzieliśmy, ale żadne z nas nie śmiało o tym mówić. Uczucia były w tych czasach zakazane. Zakazane i zbyt drogie. Ludzie próbowali zatem żyć bez nich. Niektórzy stosowali marne podróby, inni przepłacali na czarnym rynku, a jeszcze inni otwierali przydomowe manufaktury. To się generalnie kończyło źle, ale przecież nie można było nikogo winić. Przecież nikt się temu nie dziwił. Świat cierpiał na wiele deficytów i to był jeden z nich. Uczucia stały się towarem luksusowym. Byliśmy dorośli, a siedzieliśmy obok siebie przerażeni jak dzieci. Trzęsło się w nas wszystko. Misterne, klejone klejem na gorąco konstrukcje z emocjonalnych zapałek. Mentalne rusztowania, które chwiały się pod wpływem najmniejszego podmuchu wiatru.
- Nie zepsuj mi, dobra?
- Czego?
- Wszystkiego.
Załamał mi się głos.
- Nie chcę, żeby cię nie było.
- To mnie nie wyrzucaj.
- Już nie.
Zamilkłam. Przecierał nerwowo ręce, jakby czekał na moją odpowiedź. Co miałam powiedzieć? Że się nie boję? Że mam mnóstwo energii na kolejne próby? Że w ogóle nie zrzygam się pod siebie, jeśli znów mi ktoś z dnia na dzień zniknie z życia?
- Ok.
- Ok.
Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Chyba odetchnął. Poczułam intensywnie jego zapach i choć przez ostatnie dwa tygodnie marzyłam tylko o tym momencie, tak teraz, gdy w końcu nadszedł, byłam zdrętwiała i przestraszona. "No jest. No wrócił. O niczym innym nie marzyłaś ostatnie dwa tygodnie, bardzo proszę." Oparta o jego klatkę spojrzałam martwym wzrokiem w podłogę. W ogóle nie odetchnęłam z ulgą. A miałam.
Marta Kostrzyńska
245 notes · View notes
polskie-zdania · 7 months
Text
Oszukali ją. Oszukali. Oszukali ją autorzy książek i reżyserzy filmów. Oszukali ją rodzice i przyjaciele. Oszukała szkoła i nauczyciele. Oszukały zasłyszane opowieści. Oszukała ją jej własna wyobraźnia. Oszukali ją wszyscy. Miłość, o której pisali właśnie zjadała jej serce. Miłość, o której kręcili filmy właśnie pozbawiała ją resztek życia. Miłość, w którą kazali jej tak dzielnie wierzyć właśnie dokonywała na niej nokautu. Trzęsły jej się nogi, a słone łzy doszczętnie rozmyły krajobraz. Nigdy nie czuła się słabsza. Oszukali ją. Oszukali ją, do cholery. To wszystko nie było przecież prawdziwe. To wszystko nie było nawet odrobinę życiowe. Te wszystkie zrywy i uniesienia. Te wszystkie limeryki, ody i pieśni. Te wszystkie skradzione serca i zawrócone głowy. Te szaleńcze biegi przez deszcze i estetyczne szlochy bez obsmarkanych nosów. Dlaczego nigdy nie tworzyli o tym, że w końcu spokojnie przy kimś spała? Dlaczego nigdy nie nagrywali filmów o tym, że w końcu cichł jej wiecznie roztrzęsiony człowiek i mogła odpocząć? Dlaczego nigdy nie rozwodzili się nad tym, że z miłości wcale jej nie porywał i wszystkiego nie rzucał, tylko dbał o to, by rano zjadła śniadanie? Dlaczego nikt nie powiedział jej, że tak naprawdę marzyć będzie o tym, by być łagodnie chciana? Że tak naprawdę pragnąć będzie uczucia, które nią nie szarpie, nie rozrywa na części i nie rzuca po ścianach? Że nie będzie się chciała ani trochę tracić i zatracać? Że nie będzie chciała spadać, opadać i zapadać? Że będzie chciała być subtelnie otulana. Że będzie chciała być delikatnie pokochana. Nie zszargana. Obłąkana. Pojebana.
- Marta Kostrzyńska
127 notes · View notes
polskie-zdania · 9 months
Text
Po latach zaczęłam się w końcu ze sobą spotykać gdzieś w połowie drogi. Od samego początku walczyłam ze skrajnie wykluczającymi się odsłonami mojego "ja". Latami próbowałam "być sobą" nie mając pojęcia co to znaczy. Wybierałam się do siebie na spacery tylko po to, by ostatecznie stawać pod płotem jak psychopata i uciekać, gdy tylko otwierały się drzwi. Kim byłam? Co było moje, a co nie? Jaka miałam być według innych, a jaka według siebie? Przez lata będę uciekać ze skrajności w skrajności z nadzieją na finalne odnalezienie złotego środka. Odnalezienie tej idealnej kompozycji moich wszystkich przesad. Tak sobie właśnie ją wyobrażałam. Taką idealną, w pełni kontrolowaną kobietę pełną sprzeczności, która nigdy nie wykonywała przypadkowych ruchów oraz zawsze doskonale wiedziała dlaczego. Tam wszystko miało uzasadnienie. Tam nie było błądzenia po omacku, tylko zawsze gotowa odpowiedź, uformowana w przyjemnie brzmiące zdanie wielokrotnie złożone. To była ta kolejna złota rama, w którą postanowiłam siebie oprawić, by zawisnąć w niej na ścianie oczekiwań. Zamawiałam je dla siebie na wymiar odkąd skończyłam 12 lat i... och, jakże ja te ramy uwielbiałam. Wpasowywanie się w nie wymagało niezłej gibkości. Czyje były to ściany i czyje oczekiwania? Trochę świata, trochę rodziny, trochę autorów przypadkowych komentarzy, które ogromnie brałam do siebie... Głównie moje własne. Nie byłam wtedy dla siebie przyjaciółką. Przyjaciółka nie stoi nad tobą z batem i nie zagania do ciasnej zagrody. Nie umiałam jeszcze wtedy inaczej o siebie dbać. Nie wiedziałam nawet, że powinnam. Myślałam, że zimny wychów będzie trzymał mnie w ryzach i dyscyplinował, ale skutek ostatecznie okazał się być odwrotny. Dzień w dzień uśmiechałam się szeroko w mojej złotej ramie, by któregoś dnia spaść z hukiem ze ściany, wyrywając gwóźdź i zostawiając za sobą wielką, nieregularną dziurę. Jak to za dużo? Zbyt ciężka na jeden gwóźdź? Rama się roztrzaskała i nie było sensu jej kleić. "Ja też i... mnie chyba też." - pomyślałam.
Marta Kostrzyńska
157 notes · View notes
polskie-zdania · 1 year
Text
Czasami przyjdzie ci kochać z odległości. Czasami przyjdzie ci kochać miłością zrezygnowaną. Czasami nie będzie pożegnań. Czasami odchodzić będziesz w ciszy, nie zostawiając przyklejonej na lodówce kartki. Odejdziesz wtedy nad ranem. Promienie słońca wpadną przez żaluzje sypialni i oświetlą ci twarz. Wstaniesz, podejdziesz do lustra i będziesz wiedział, że czas ruszać. W plecak zapakujesz swoją obecność, swój czas i uwagę, a potem bezszelestnie zamkniesz drzwi sypialni. Na stole w kuchni zostawisz poharatane nadzieje i resztki zaufania. Otworzysz drzwi wyjściowe, usłyszysz ptaki, a twoją twarz omiecie przyjemnie chłodny wiatr. Rozejrzysz się dookoła i uświadomisz sobie, że nic się nie zmieniło. Długi czas myślałeś, że gdy w końcu podejmiesz tę decyzję, na sygnał zburzone zostaną okoliczne budynki, nad miastem przejdzie wichura, a wszystkiemu towarzyszyć będzie panika i krzyki przerażenia okolicznych mieszkańców. Byłeś pewny, że gdy w końcu podejmiesz tę decyzję, twoje serce odbije się od żeber i rozpadnie na tysiąc ostrych kawałków, które na wylot poprzebijają ci narządy. Byłeś absolutnie pewny, że tego dnia wykrwawisz się na śmierć, tymczasem stałeś spokojnie, a twojej decyzji akompaniowały kojące dźwięki ciszy. Możliwe, że podważą prawdziwość twoich uczuć. Możliwe, że zarzucą ci, że tak naprawdę nigdy nie kochałeś. Możliwe, że utożsamią twój spokój z tym, że nigdy ci nie zależało. Możliwe, że będą intensywnie starać się odebrać ci prawo do kochania, jeśli ostatecznie wybrałeś siebie. Możliwe, że na zawsze staniesz się tym złym i nic nie poradzisz na to, że dla niektórych "prawdziwie kochać" oznaczać będzie "cierpliwie znosić ból". Czasami przyjdzie ci kochać z odległości, ponieważ niektórych nie będzie można kochać z bliska. Odejdziesz wtedy w ciszy i przez resztę życia miłość wyznawać będziesz gdzieś w półmroku ostatniego rzędu, mając szczerą nadzieję, że spotyka ich tylko dobro.
Marta Kostrzyńska
265 notes · View notes
polskie-zdania · 10 months
Text
Dotarłam z nim do tak głęboko skrytego we mnie dziecka, że z początku nie wiedziałam w ogóle jak do niego mówić. Nie miałam pojęcia, co o tym myślę i jak czuję się z tym, że mini wersja mnie nagle zaczęła mi się kręcić po pokoju. Dziewczynka z dwoma kitkami rozłożyła się na dywanie i układała klocki. Nie miałam absolutnie żadnego doświadczenia z dziećmi, więc nie miałam zielonego pojęcia, co z nią zrobić. Na początku kusiło mnie, by pozbyć się intruza, ale przecież nie mogłam wyrzucić sama siebie. Nie, nie mogłam. Już nie. Z kim ja ją do cholery zostawię? - pomyślałam. - Ja przecież nie mam czasu. Poczułam dłoń na ramieniu. "Chodź. Jest takie miejsce, w którym nigdy nie byłaś." Wziął mnie za rękę. Moim oczom ukazał się piękny, kolorowy plac zabaw. Uśmiechnął się. Wiedziałam, że mogę mu ufać, ale ostatecznie to wcale nie o zaufanie chodziło najbardziej. Najbardziej chodziło o mnie samą. O mnie, która nigdy nie była dzieckiem. O mnie, która od początku była duża i poważna. O mnie, która, odkąd pamięta, zmagała się z dorosłymi problemami. Miałam 30 lat i właśnie otrzymałam w prezencie swój własny plac zabaw. "No wskakuj" - powiedział. Zmroziło mnie. Przede mną stały huśtawki, zjeżdżalnie i piaskownice - wszystkie były dla mnie. "No idź. Wiem, że chcesz. Zostaw wszystko i idź." Spojrzałam na niego, pokiwałam głową i pobiegłam. Usiadłam na huśtawce i rozhuśtałam się na niej na najwyższą możliwą wysokość. Słońce zaświeciło mi prosto w twarz. "Wolność" - pomyślałam. - "Wolność bycia dzieckiem." Bujałam się z całych sił, jakbym nigdy wcześniej tego nie robiła. Z wysokości zerknęłam w kierunku ławek, by sprawdzić, czy nadal jest. Był. Siedział i cierpliwie na mnie czekał. Uśmiechał się z odległości. "Pięknie Ci z tą dziecięcą radością" - powiedział, gdy wróciłam. Dyszałam, miałam brudne od piachu kolana i świeciły mi się oczy. Roześmiałam się. Właśnie skończyłam 5 lat.
Autor: Marta Kostrzyńska
184 notes · View notes
polskie-zdania · 1 year
Text
Wiedział, że to spierdolił, dlatego zniknął. Bo co miał jej powiedzieć? Że doskonale wie, że nie zasługiwała na nic z tego, co się wydarzyło? Że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a i tak nie zrobił nic, by temu zapobiec? Zwykle sprawiał wrażenie nieruszalnego, ale myśl o niej na zawsze pozostać miała dla niego wagą ciężką. Gdy widzieli się po raz ostatni, spojrzała na niego tak, jak miał nadzieję, że nigdy nie spojrzy. Była obrzydliwie pogodzona. Była spokojna. Wyczekiwał na nerwowe drgnięcie jej lewej powieki, które działo się zawsze wtedy, gdy coś naprawdę ją dotykało, lecz to nie nastąpiło. Siedziała naprzeciwko niego, a jej łagodny wzrok doprowadzał go do szaleństwa. Miał nadzieję choć na szczyptę smutku. Miał nadzieję, że będzie oschła i obrażona. Miał nadzieję, że pociekną jej po policzku łzy, które otrze jej z twarzy jak bohater. Miał nadzieję, że skurwi go jak psa i wykrzyczy, że zranił ją jak nikt. Miała być każda, byle nie obojętna. Jak to pogodzona? Jak to spokojna? Siedziała naprzeciwko niego i czuł, jak strzela mu w serce swoją obojętnością. Obrazy jak mantry przywoływały mu jej najpiękniejsze uśmiechy. Przecież nikt tak na niego nie patrzył jak ona, do cholery. Przestudiował dokładnie jej oczy w poszukiwaniu resztek tych emocji, jednak nie odnalazł nic, prócz obojętności. Wycofał się. Podniósł szklankę z whiskey, napił się, a po gardle spłynęła mu gęsta maź utraty i ugrzęzła na wysokości mostka. Zaczął kaszleć tak bardzo, że pociekły mu łzy. Zawiesił się na niej jeszcze raz i wtedy dotarło do niego, że właśnie przestała być jego. I choć przez cały ten czas uważał, że zasługuje na kogoś lepszego, to pierwszy raz zawahał się, czy naprawdę nie był w stanie sam stać się dla niej kimś lepszym.
Marta Kostrzyńska
350 notes · View notes