Tumgik
#ciągdalszy
Text
Powrót po niecałych trzech miesiącach... TĘSKNIŁAM-SERIO..🫶
Tumblr media
20 notes · View notes
adbitopix · 2 years
Photo
Tumblr media
#kurs #istqb #ciągdalszy #adbito (w: Trzciany, Warszawa, Poland) https://www.instagram.com/p/Ca1sXemtoUo/?utm_medium=tumblr
0 notes
Text
Ten jeden jedyny moment.
Kiedy tak siedziałam w tym parku uświadamiając sobie że za kilka dni, tygodni umrę. Jakiś obcy mężczyzna może w moim wieku lub odrobinę starszy do siadł się do mnie. - Niesamowite te dzieci prawda? Tylko tyle kłopotu potrafią sprawiać. A ci zakochani? Jakby miejsce publiczne to jakiś plan filmowy gdzie nagrywają kiepską komedie romantyczną albo fatalny wstęp do porno. HEJ! WY! TO PARK, A NIE SCENOGRAFIA DO WASZEGO PORNO!! - krzyknął tak głośno ze jedno z dzieci się przestraszyło i uciekło do mamy, a para się zmieszała i zniknęła w pobliskiej kawiarni. -No i po kłopocie. O jacie jakie ty masz piękne oczy. Ten błękit wygląda nieziemsko na tle tej bladziutkiej cery. Nie znajomy był sporo wyższy ode mnie, względnie dobrze zbudowany. Miał ciemne dłuższe włosy sięgające jego żuchwy, oczy miały kolor miodu w świetle popołudniowego słońca, kolor skóry lekko muśnięty słońcem. Był niezwykle przystojny. - Dzięki. Moja cera wygląda tak już przez całe 4 lata i wiesz co zdradzę ci mój sekret dlaczego taka jest. Ciągle łykanie trucizny ze szpitalnych recept ma takie działanie. - powiedziałam poważnym tonem, niemal śmiertelnym. - Coś o tym wiem. Ale szczerze mówiąc pasuje Ci on, oby nadal te trucizny przynosiły takie skutki. No więc jaka jest twoja historia medyczna?  On chyba sobie jakieś żarty robił. Prychnęłam. - Dlaczego miałabym ci ją ujawniać? Nawet się nie znamy. A ty ni stąd, ni stamtąd pojawiasz się i zaczynasz mi mówić o porno w parku i o bachorach. A może jesteś jakimś pedofilem ze skłonnościami seksualnymi na terenie parków? - Słuchając tego miał uśmiech na twarzy, a kiedy skończyłam wyszczerzył zęby i zaczął lekko chichotać jakby to co powiedziałam było całkiem dobrym kawałem. - Jestem Frank. Mam dwadzieścia siedem lat. Mieszkam zaledwie pięć minut stąd. Jestem w połowie anglikiem i żydem. Wiem nie widać tego bo nie praktykuje, ale jeśli bym miał wybierać między katolicyzmem, a judaizmem wybieram to drugie. A ty jak się nazywasz? - wystawił dłoń w moją stronę w geście przywitania. Popatrzyłam na nią i zauważyłam że jego skóra wygląda prawie jak aksamit tylko wszystko niszczył dość duża blizna. - Nagła zmiana taktyki nie zmieni tego że będę wobec ciebie wylewna. - warczę. - Ale wyznając swoje imię nie będziesz wylewna. A chce znać imię tak pięknej brunetki o oczach jak ocean i cerze niczym biała róża. - odparł nadal ze swoim czarującym uśmiechem. Nie powiem potrafił komplementować. - Izzy. Jestem Izzy, dwadzieścia trzy lata. Tyle ci mogę powiedzieć, a to i tak za nadto. - Isabela? Piękne imię. Widzę że twoi rodzice mieli gust co do imienia. Moi kierowali się jedynie upodobaniami muzycznym, a że są zagorzałymi fanami jazz’u dali mi imię po słynnym Franku Sinatrze. Nie mam pojęcia dlaczego nie mogli być tacy jak inni rodzice którzy za młodu słuchali różnego gatunku rock’a czy metalu. Może to przez to że matka jest żydówką. Jezu jaki on rozgadany. Nie mam ochoty słuchać jego paplaniny. Przyszłam tu tylko jedynie po to żeby pomyśleć jak napisać testament komu oddać kota i tą małą klitkę na poddaszu starej kamienicy. - Słuchaj Frank, widzę że lubisz gadać, nawet bardzo. Ale nie mam ochoty poznawać nowych ludzi. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Przyszłam tu jedynie z racji tego żeby sobie pomyśleć i odetchnąć, a ty jak na razie psujesz mi moje plany. Nie obraź się, ale już pójdę, zwolnię Ci ławkę, może znajdziesz równie rozgadaną piękną studentkę sztuki, czy literatury, może też akurat będzie w połowie żydówką, jej rodzice będą także ogromnymi fanami jazz’u i nadal jej imię po ulubionym wokaliście płci żeńskiej. Także żegnaj. Do zobaczenia nigdy. - wstaje i zamierzam odejść, kiedy mężczyzna chwyta mnie za ramie odwraca i przytula. Oszołomiona na początku nie wiem co zrobić wreszcie próbuje odepchnąć od siebie Franka. - Puść mnie, słyszysz?! Puszczaj! -odchyla mnie na odległość taką, abym widziała jego twarz jednak wciąż trzyma mnie w objęciu. - Izzy przestań wiem co Ci jest. Przeżyłem to samo. Przestań odpychać mojej pomocy, chcę Cie z tego wyciągnąć. - Nic nie wiesz! Puść mnie! Nie wiesz co ze mną się dzieje! Nie masz żadnego pojęcia czego potrzebuję! Zostaw mnie rozumiesz? Nie zdołasz mi pomóc. Nie znasz mnie. Nie wiesz o mnie niczego! - ostatnie zdanie mimo krzyku było ledwie słyszalne.. Mój głos się złamał, moje oczy bez mojej zgody same zaczęły wypuszczać łzy. - Isabelo Sweet wiem o Tobie sporo. Urodziłaś się piętnastego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego w Bristolu. Twoi rodzice zmarli w wyniku wypadku 5 lat później. - powiedział patrząc mi w oczy.  Nie wiedziałam kompletnie co zrobić.. Co powiedzieć, płakać na cały głos czy się roześmiać. W końcu wyrwałam się z jego objęć i uciekłam. Ukryłam w malutkiej alejce. Uklękłam opierając plecami ściany i zaczęłam ryczeć. Ryczałam w głos. Skąd on tyle o mnie wie? Nie znam go. Skąd on zna mnie? Kim on w ogóle jest? Dlaczego pojawił się teraz? Tego nie mogłam wiedzieć nic nie przychodziło mi do głowy. Nie chciałam o tym myśleć. Szybko wytarłam twarz w szalik i żwawym krokiem doszłam do kamienicy w której mieszkam.  Budynek był stary być może z epoki renesansu. Wiele płaskorzeźb ozdabiających przestrzeń między oknami. Mimo tak wielu lat jest w prawie nie naruszonym stanie.  Kiedy docieram na swoje poddasze zauważam przed drzwiami kopertę. Zajrzałam do środka przed otwarciem drzwi. To od Franka..
2 notes · View notes