Tumgik
#idealny związek
panikea · 4 months
Text
Dzisiejsze związki polegają na tym, że ludzie zdzierają z siebie ubrania, on dochodzi na jej brzuch albo tyłek, ale nie mogą nawzajem dotykać swoich telefonów. Że żyjemy niby razem, ale jednak osobno. Czy znam przepis na idealny związek? Nie. Ale wiem, że aby być w dobrym związku z mężczyzną trzeba budować razem z nim historię. Zaś by być w udanym związku z kobietą, trzeba dawać jej emocje. W każdym związku są kłótnie. Lecz nie chodzi o to, że ludzie się kłócą, bo kłócić się będą zawsze. Chodzi o to, jak się wtedy traktują.
Piotr C. Pokolenie Ikea
119 notes · View notes
niechciaana · 5 months
Text
Niepopularny fakt:
Większość ludzie nie chce tego słyszeć, ale prawdziwy związek, który jest ostatni, wymaga dużo przebaczenia i rozmowy. Musisz zaakceptować fakt, że twój partner nie jest idealny i może cię zranić lub rozczarować w tym czasie. Wtedy musisz zdecydować, czy jesteś gotowy przejść to, co nazywa się miłością. Nawet przez wzloty i upadki.
10 notes · View notes
cierpienieduszy · 1 month
Text
28/03/24
Mielibyśmy idealny związek, gdyby nie chodziło ci tylko o seks.
6 notes · View notes
takemetothehamptonsss · 8 months
Text
rozstałam się właśnie po 2 letnim związku
udało się spotkać i szczerze pogadać a myślałam, że nie będę go chciała więcej widzieć na oczy po tym jak ze mną pisał
boli mnie to, że już od dawna czuł wypalenie a nie potrafił mi tego powiedzieć, wiem że będę za nim tęsknić mimo, że nie był to idealny związek
życzyliśmy sobie powodzenia w ogarnięciu głowy i paru spraw życiowych, powiedzieliśmy sobie, że kiedyś się spotkamy i pogadamy znowu, ale szczerze wątpię :(
dlaczego to tak kurwa boli
Tumblr media
18 notes · View notes
naswiatpatrzezpogarda · 6 months
Text
Miłość do was była czymś o czym zawsze marzyłam. Kochałam to uczucie, czułam jakbym mogła złapac w dłoń cały świat. W obu przypadkach niestety historia musiała dobiec końca, a ja gdy dzisiaj o tym myślę wzruszam się że miałam okazję chociaż doświadczyć tego uczucia. Chociaż wspomnienia się mocno zacierają staram przypominać sobie te dobre chwile i daje mi to nadzieję że może kiedyś spotkam osobę idealnie dopasowana do siebie.
W jednym z tych przypadków czułam się kochana bezgranicznie. Czułam że jestem stawiania na wyżyny. Jednak nie wiem co w tych rozstaniach jest, że gdy się od siebie odchodzi jedna z osób niszczy to całe poczucie które miało się przez cały związek czynem, słowami bądź czymś innym, ale dzisiaj z tamtego poczucia został mi tylko piach.
7 notes · View notes
lekkotakworld · 2 years
Text
Tumblr media
Uprzedzam, to będzie długi post. Dziękuję każdemu, kto to przeczyta. Przede wszystkim dziękuję każdemu za to, że tutaj jest.
Co się zmieniło? Ano, zmieniło się wiele. Sierpień to jedna wielka sinusoida, która zakończyła się definitywnym RECOVERY. Ale zacznijmy od początku.
Tumblr media
Miesiąc zaczęłam dość mocno i depresyjnie. Mój stan psychiczny sięgał dna już praktycznie codziennie. Odreagowywalam jedzeniem, co za tym szło, wymiotami. Opychalam się, rzygałam, płakałam, dreczyly mnie wyrzuty i problemy z wypróżnianiem. Było mega źle. Nie ukrywam, myślałam, że już sobie nie poradzę. Nie chciałam też pomocy. Wraz z początkiem miesiąca pojechałam na ponad tydzień do mojego dziadka, dla którego jestem takim oczkiem w głowie, w końcu najstarsza wnuczka. Pobyt u dziadka był dla mnie zbawieniem, odpoczęłam od sytuacji w domu, zrobiłam trochę dla siebie. Jednak nawet tam znalazły się sytuację, które wywołały we mnie ogromny stres, nazbieranie się emocji głównie tych negatywnych.. Nie mogłam już na siebie patrzeć, chciałam jeść mniej, a jadłam więcej i tylko się dobijałam bardziej.
Pobyt u dziadka zakończył się jeszcze wizytą u babci. Tam były moje ukochane pierogi ze śliwkami. Nie wiem ile ich wtedy zjadłam, byłam w takim amoku, jadłam choć czułam, że już nie zmieszczę więcej, ale jadłam. Wróciłam do domu. Zwymiotowałam ile dałam radę.. Później płakałam. Próbowałam rozmawiać z chłopakiem. Powiedział wprost, że nie daje już sobie ze mną rady, że ma dosyć moich akcji, mojego stanu, że tylko sama się wyniszczam psychicznie i fizycznie. On za nic nie może zrozumieć jak działa moja głowa.. W tym momencie powiedziałam KONIEC, koniec oszukiwania samej siebie.
Tumblr media
Pamiętam jak napisałam tutaj, że nie będę się ważyć, że chce odpocząć. Wytrzymałam dwa dni chyba. Później utworzyłam stronę w swoim dzienniku, gdzie codziennie pisałam ile ważę rano, ile jem, spalam itd. I mimo, że wam tu nie podawałam wagi, udawałam, że nie wiem ile ważę, to wiedziałam. Potrzebowałam przez kilka dni pobyć sama ze sobą, samej sobie przyznawać się jak jest naprawdę i z nikim się tym nie dzielić. I wiecie, że chyba tu nastąpił przełom?
Postanowiłam zawalczyć o siebie i mój związek. Mój chłopak jest jedyną osobą w moim życiu, której boję się stracić, boję się, że bez niego już z niczym sobie nie poradzę.. Jest dla mnie najważniejszą osobą jaką posiadam. I tak walczę, widzę, że on też się cieszy, widzi, że jest już ze mną naprawdę dużo lepiej, widzi, że walczę, a walczę dla nas i dla siebie.
Na ten moment jest u mnie zdecydowanie lepiej. Radzę sobie tyle na ile potrafię, staram się nie gromadzić w sobie zbyt wielu emocji. Staram się też nie przyjmować wszystkiego zbyt mocno do siebie. Zaczęłam odnajdywać we wszystkim pozytywy, nagle okazuje się, że życie jest naprawdę cudowne i cieszy mnie każdy dzień! Czy jest idealnie? Oczywiście, że nie. Dalej się potykam, ale zbieram się dużo szybciej. Bardzo zmieniło się moje myślenie, moje nastawienie. Każdego dnia uczę się akceptować siebie i mogę przyznać, że naprawdę zaczynam siebie lubić i doceniać to co robię. Dziękuję samej sobie za każdy przeżyty dzień, za każdy nawet najmniejszy sukces.
Tumblr media
Najważniejsze osiągnięcia i sukcesy
Spadek wagi w zdrowy sposób
Mniej wyrzutów po jedzeniu
Ponad 3 tygodnie bez wymiotów!!!!
W miarę możliwości słuchanie swojego organizmu
Odstawienie słodyczy, opanowanie chęci na nie
Powrót do gotowania, które znów sprawia mi przyjemność
Upieczenie pięknego i co ważniejsze pysznego torta na urodziny mojej mamy
Czerpanie przyjemności z aktywności fizycznej, a nie tylko ze względu na spalone kalorie
Polubienie siebie w takim stanie, w jakim jestem
Poprawa relacji z bliskimi mi osobami
Prowadzenie dziennika i przelewanie najgorszych myśli na papier, co pozwala na rozładowanie emocji i bycie szczerym ze samym sobą
Uporządkowanie myśli
Zmiana nastawienia w ciągu dnia, wstawanie z dobrym nastawieniem, przez co w ciągu dnia naprawdę mi się CHCE
Unikanie sytuacji stresujących i z negatywnym działaniem na mnie lub radzenie sobie z nimi, wyłączając z tego napady na jedzenie
Uczę się odpoczywać, nie przepracowywać się
Wysypiam się
Powrót do rysowania i tworzenia oraz czytania książek
Powrót do dbania o włosy
Nosiłam sukienkę, czy krótkie spodnie i nawet się sobie podobałam!!
Byłam na basenie!!!
Kupiłam wymarzone buty, na które ciężko pracowałam w lipcu
WAGA
Tumblr media
Jadłam różnie. Jednak po tych wszystkich przygodach przyjmuje utrzymywanie deficytu ok. 1800 kcal, jem jak jestem głodna, jem mniejszymi porcjami. Stosuje zasadę jedzenia między 8 a 17. Ograniczam słodycze do maksimum. Czekolada w szczególności poszła w odstawkę. Jem dużo owoców i jogurtów.
Czy spadek niecałych 2 kg na miesiąc jest Okej? Myślę, że jak najbardziej. Ha! Gdybym nie zawaliła tyle razy, to zapewne ten spadek byłby dużo większy. Ale no, mówi się trudno i idzie się dalej. Wolę mieć zdrową głowę niż niższe cyferki na wadze.
Tumblr media
Ale co najważniejsze, jestem sama z siebie niesamowicie dumna! Myślę, że zrobiłam ogromny krok naprzód.
Z tego miejsca chce bardzo podziękować osobom, które cały czas tutaj są, wspierali mnie i wspierają dalej. Naprawdę cieszę się, że was poznałam chociaż tam internetowo - @pozarta @letycja @tomek224 @wiking0 @nekoshy @za-duzo @anoreksjopierdolsie @aofijee i wiele innych, których już nawet nazw nie pamiętam 😭 Dziękuję wam!! ❤️ Bez was pewnie dalej tkwilabym w tym bagnie i nie potrafiła się z niego wydostać. Dziękuję za wszelkie wsparcie jakie od was dostałam, za wszystkie rady, komentarze, nawet jeżeli były dobitne, wszystko to było mi bardzo potrzebne. Cieszę się, że jestem w tym miejscu, w którym jestem. Jestem SZCZĘŚLIWA. I wiem, że przede mną jeszcze wiele cudownych chwil, a życie jest za krótkie, żeby ciągle myśleć o jedzeniu, kaloriach i wystających kościach. Nie to jest w życiu najważniejsze, prawda?
40 notes · View notes
homiczek1234 · 4 months
Text
żałuje ze wysłałem jej prezent ma święta xddd głupi jesgem naprawdę🤓 dałem na niego prawie 3 stuwki a ona nawet nie podziękowała tylko mnie wyzywała xdddd nienawidzę siebie za to na huj ja się starałem w ogóle przecież to oczywiste ze nigdy nie wyjdzie związek z dzieciakiem chorym psychicznie ale kutwa mnie ciagnie do takich i huj zjebanh debil jestem myśle ze ktoś mnie potrzebuje a to huja prawda nienawidzę tego ze szukam se zaburzonych niedojrzałych ludzi do związku co jest ze mną nje tak kurwa ja mam jakaś słabość do takich osób ale kurwa jakoś osoby w moim wieku stabilne psychicznie mnie nie chcą xdd albo to może ja ich nie chce huj wie nigdy na takich ludzi nie trafiam ale jakoś mnie nie ciagnie do związku z kimś zdrowym bo nie będę miał nic do roboty a ja mam jakaś zjebana potrzebę opiekowania się kimś 24/7 i bycia przy tej osobie cały czas a kurwa nikt zdrowy nie potrzebuje jakiegoś psa co będzie ciahke do dyspozycji jeszcze idealnie dla mnie jak osoba z która jestem nie ma żadnych znajomych bo jestem tak kurwa zazdrosny ze to się w pale nie mieści xdd mój ideał to dziewczynka albo transik chory na łeb bez znajomych bez życia botomek bez nikogo bliskiego oczywiście musi mieć mniej lat niż ja i mówić mi ładne kłamstwa w które uwierzę a jeszcze jak nie ma ojca to nestem w niebie bo może mnie widzieć jako swojego tatusia🤓 musi mnie kochac i mi to mówić kurwa milion razy dziennie bo jestem jebnietyxd kurwa jebany debil pierdolony rozjebal bym się orzyegam ja się nie nadaje do życia w społeczeństwie
3 notes · View notes
whatever228sworld · 1 year
Text
Nie próbuj zmieniać osoby, którą kochasz.
Nie próbuj zmieniać osoby, która jest obok Ciebie.
Nie próbuj uczynić go kimś innym, kimś lepszym w Twoich oczach.
Kochaj go za jego niedoskonałości i wady.
Musisz go chcieć za jego pomyłki i głupoty.
Nikt nie jest idealny. Nikt nie jest doskonały. A gdyby był, to czy chciałabyś go wtedy?
To właśnie te małe szczegóły sprawiają, że jest wyjątkowy.
W końcu to miłość. To jest szacunek. To jest zrozumienie. Bądź z kimś, bo lubisz to, kim naprawdę jest. Żadnych ograniczeń, bez pretensji. Daj mu swobodę bycia sobą.
Aby robił to co lubi mimo, że często mu to nie wychodzi.
Daj mu przestrzeń. Nie trzymaj w klatce. Podaruj mu wsparcie.
Relacje mają nas uszczęśliwiać. A nie wiązać jaja w supeł.
Nie osaczaj, ponieważ sama nie chciałabyś być osaczona.
Twórz relację, twórz więź, bądź jego wsparciem, a zobaczysz, że
związek zawsze będzie się rozwijał, z dnia na dzień coraz bardziej.
Daj mu powietrza, światła i miłości, dużo miłości. I pamiętaj, pokochałaś go właśnie takim, jaki jest, nie takim, jakim
chciałabyś aby był.
16 notes · View notes
moze-jutro · 1 year
Text
Dzisiejszy bilans
Zjedzone 292 /300 kcal
Spalone 42 kcal
Waga 48.5
Jeśli zaczniesz jeść, nie będziesz mogła przestać. Właśnie w tym momencie to zdanie idealnie opisuje mój stan.
Wróciłam do any, ponieważ widziałam szanse na wejście w związek. Już jej nie widzę, przez co całkowicie straciłam motywację do diety. Myślałam o powrocie do normalnego stylu życia bez ćwiczeni i diety. Na szczęście przypomniałam sobie, że nie walczę o jutro. Walczę o przyszłość. W najbliższym czasie nie będę miała okazji nikogo poznać, ale w wakacje owszem. Kiedy zaczynałam moja nazwa miała właśnie to symbolizować. Moze jutro będę chuda. Może jutro będę dla kogoś wystarczająca. Może jutro będę szczęśliwa.🦋🦋🦋
14 notes · View notes
lovely-bumblebee · 2 years
Text
Birds in Gilded Cages - Rozdział 16
Tumblr media
Tytuł i link do oryginału: Birds in Gilded Cages
Autor: Graveyardwitch
Zgoda: jak najbardziej obecna
Pairing: Larry Stylinson
Rating: +18 (!!!)
Tłumaczenie: Agreed
Opis:
W Londynie znajduje się hotel, gdzie piękni, młodzi mężczyźni i kobiety trzymani są jak ptaki w złotej klatce, jak więźniowie, których obowiązkiem jest spełnianie twych najskrytszych, najmroczniejszych pragnień…  
Będąc uprowadzonym jako nastolatek, Harry Styles został zmuszony przez diabolicznego Pana Cowella do uprawiania prostytucji wśród kręgów najwyższej elity. Louis Tomlinson ma w przyszłości przejąć korporację swojego ojca oraz odziedziczyć wielomilionową fortunę…. mimo to jest głęboko nieszczęśliwy i zaręczony z kobietą, której nie kocha. Kiedy poznają się na przyjęciu, między nimi zaczyna iskrzyć - rozpoczynają pasjonujący, niebezpieczny związek… Ale czy to może być prawdziwa miłość, jeśli jeden z nich dostaje zapłatę? I czy Louisowi kiedykolwiek uda się uratować Harry'ego z hotelu Klatka Dla Ptaków?
Ostrzeżenie: historia opowiada o prostytucji, więc będzie zawierała TONĘ seksu. One Direction nie należy do mnie, itd., itp. Shippuję Larry'ego, ale nie obchodzi mnie, czy jest prawdziwy, po prostu lubię czytać i pisać fanfiction.
Za nagłówek dziękuję serdecznie niezastąpionej Ani!
Uwaga od Tłumaczki: rozdział nie został zbetowany, mogą pojawiać się błędy. Do powrotu po latach do tego tłumaczenia zmotywowała mnie czarownicasol :)
***
Noc była czarna jak smoła, gdy Gemma jechała wolno samochodem, a jedynym słyszalnym dźwiękiem było skrzypienie wycieraczek o szybę. Wyglądała przez zalane deszczem okna, próbując powstrzymać lodowatą panikę, która pulsowała w jej żyłach. Gdzie on się podziewał?!
Wtem światła reflektorów padły na postać na poboczu drogi, kulącą się przed deszczem. Gemma odetchnęła z ulgą i zjechała na bok, wychyliwszy się nad siedzeniem pasażera, żeby otworzyć drzwi.
- Wsiadaj, zmokła kuro!
- Hejka, Gem! – Szesnastoletni Harry wskoczył do auta. Jego pucołowate policzki były zaróżowione od zimna, czekoladowe loki upchnął pod szarą czapką. Chłopiec był wprost uroczy. – Już myślałem, że nie przyjedziesz.
- Nie oddałabym cię nikomu.
Harry uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach, które Gemma od zawsze sekretnie kochała, a potem zaczął majstrować przy włączniku ogrzewania. Patrzyła na chłopaka z czułością, świadoma tego, jak bardzo go uwielbia. Był idealny.
- Jak poszła próba zespołu?
- Świetnie. Will prawie już potrafi zagrać solówkę do ,, Teenage dirtbag”, więc niedługo będziemy mogli wystąpić.
- Cieszę się. Zapnij pas.
- I wyprostuj plecy!
- Oj spadaj – trzepnęła go lekko w tył głowy, słysząc jego śmiech. Uruchomiwszy silnik samochodu, wyjechali na ciemną ulicę. Prowadząc, Gemma zerkała na Harry’ego, który przysypiał na sąsiednim fotelu z wydętymi wargami. Jego szkolny mundurek był przesiąknięty deszczem. Znalazła go. Tym razem odebrała go po próbie, więc był bezpieczny. Wszystko miało być dobrze.
Wjechała na podjazd przed ich domem i lekko potrząsnęła ramieniem chłopaka.
- Harry, jesteśmy na miejscu.
Otworzył turkusowe oczy; takiego koloru tęczówek nie widziała u żadnej innej osoby. Były przepiękne.
- Och, dobrze – Harry usiadł i ziewnął. Potem pochylił się, żeby dać jej buziaka w policzek. – Kocham cię, Gem.
Typowy Harry… bywał irytujący do granic możliwości, a jednocześnie przesłodki. Gemma obserwowała, jak wysiada z samochodu, zanim sama nie poszła w jego ślady.
- Pospiesz się, jesteśmy już spóźnieni – ponagliła.
Chłopak zarzucił sobie plecak na ramię i odwrócił się do siostry, rzucając jej bezczelny uśmieszek… A potem rozpłynął się w powietrzu.
Nie! Nie tak miało być! Tym razem zrobiła wszystko poprawnie, odebrała go! PRZECIEŻ GO NIE ZOSTAWIŁA!
Sparaliżowana lękiem podbiegła do drzwi pasażera, gorączkowo szukając chłopaka, a serce w jej piersi biło tak mocno, jakby w miało wyskoczyć na zewnątrz.
- NIE! Proszę nie, nie róbcie mi tego drugi raz! Harry! Harry, gdzie jesteś?! Harry!
Jej krzyk był desperacki, dochodził z głębi trzewi… Jednak nie doczekała się odpowiedzi, nie było śladu po Harrym… Został tylko jego plecak z urwanym paskiem porzucony na ziemi. Gemma porwała go, obracając się i krzycząc w ciemność:
- HARRY!
Drgnęła, budząc się ze łzami płynącymi po policzkach. Nie mogła złapać oddechu, leżała ze wzrokiem wbitym w sufit. Minęły cztery lata, a wciąż prawie każdej nocy śnił jej się ten sam koszmar… Znajomi na uniwersytecie dziwili się, że ma takie problemy ze snem. Gemma skopała z siebie pościel, która zawinęła się wokół jej nóg i podniosła się łóżka. Stanęła przed drzwiami, za którymi czas się zatrzymał. Przez chwilę rozważała, czy wejść do środka, jednak ból po stracie był zbyt duży. Wiedziała, że ich matka czasami tam zagląda… kładzie się na jego niepościelonym łóżku, zaciągając się zapachem poduszek, gdzie wciąż był wyczuwalny jego zapach, muska palcami ubrania w szafie, próbując sobie przypomnieć, kiedy miał je na sobie po raz ostatni – jak w nich wyglądał, co robił… Gemma nie potrafiła z nią o tym rozmawiać.  
Zeszła schodami na dół do kuchni i napełniła czajnik wodą, stawiając go na gazie, a potem wyjęła kubki z szafki. Poruszała się na autopilocie, wrzucając do każdego torebkę z herbatą i dolewając mleka… Aż nagle zamarła.
Znowu to zrobiła.
Na blacie kuchennym stały cztery kubki. Jeden dla niej, drugi dla matki, trzeci zarezerwowany dla ojczyma, a czwarty… dla kogoś, kto mógł nigdy nie wrócić do domu. Widzicie, w tym tkwił problem. Kiedy wyjeżdżała na studia, mogła udawać, ze wszystko było tylko złym snem, że Harry jest w domu z mamą i Robinem, chodzi do szkoły, gra w piłkę nożną i śpiewa w tym głupim zespole, który założyli z kolegami… Potem wracała w rodzinne strony i Harry’ego nie było, a wtedy żałoba miażdżyła ją z siłą rozpędzonego pociągu. Gorsza od urojeń była wyłącznie niewiedza, ponieważ człowiek, który nie wie na pewno może wciąż mieć nadzieję, że Harry odnajdzie się cały i zdrowy, że któregoś dnia pojawi się w progu – jeśli nie dzisiaj, to jutro albo pojutrze, albo jeszcze dzień później… Tego rodzaju nadzieja mogła doprowadzić do szaleństwa.
Nie chciała, aby matka zauważyła czwarty kubek, więc porwała go i wylała zawartość do zlewu w tej samej chwili, w której rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyła je szarpnięciem i wybałuszyła oczy na widok mężczyzny o piaskowych włosach i nerwowym uśmiechu.
- Niespodzianka!
- Chris! C-co tu robisz? Jest ósma rano w sobotę, jak w ogóle…
- Mieszkam w sąsiednim hrabstwie, zapomniałaś? I tęskniłem. Dlatego poprosiłem Sarah o twój adres. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
Pochylił się, żeby ją pocałować, jednak Gemma uchyliła się szybko.
- Mówiłam, że chcę spędzić czas z rodziną… - zaczęła.
- Gemma? Z kim rozmawiasz? – Za plecami Gemmy stanęła matka ubrana w szlafrok. Kiedyś była piękną kobietą, jednak smutek nieodwracalnie zmienił jej rysy. Wyglądała starzej, a jej oczy straciły dawny blask i zaszły mgłą; niegdyś gładkie czoło i okolice ust poorały zmarszczki, ciemne włosy zwisały brudne i przetłuszczone… Dzięki lekom zaczęła przynajmniej sypiać.
- Ach, to mój chłopak ze studiów, Chris… Chris, a to jest moja mama Anne.
- O, jak cudownie! Gemma nie wspominała, że ma chłopaka! – Matka zepchnęła ją z drogi. – Wejdź do środka, no wchodź!
- Nie, Chris… Nie trzeba… Mamo…
Matka zignorowała jej słowa, wciągając chłopaka do środka. Ojczym Gemmy, Robin, pojawił się na schodach w piżamie.
- Co tu się dzieje? Kto to?
Matka posłała mu maniakalny uśmiech.
- Rob, poznaj chłopaka Gemmy! Znają się ze studiów i przyjechał w odwiedziny!
Robin i Gemma wymienili zaniepokojone spojrzenia. ,,Pomóż” – powiedziała bezgłośnie do ojczyma, który zbiegł po schodach.
- Kochana, może damy im chwilę dla siebie…?  
Ale Anne zdążyła już go popchnąć do salonu.
- Siadaj, siadaj! Gemma, kochanie, nie bądź niegrzeczna i przynieś herbatę!
Chris wydawał się zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem, ale może jeśli usiądzie, dadzą radę odciągnąć kobietę… Gemma nabrała głęboko powietrza do płuc, chcąc się uspokoić.
- Dobrze… pójdę nastawić wodę w czajniku,
Ruszyła do wyjścia, rzucając Robinowi znaczące spojrzenie. 
- Spróbuj ją uspokoić – szepnęła, na co mężczyzna skinął głową.
Wtedy usłyszeli wrzask.
- NIE SIADAJ TAM, TO JEGO MIEJSCE! NIE TWOJE!
Gemma obróciła się na pięcie, a w tym samym momencie Chris poderwał się z fotela w rogu, na oparciu którego wciąż wisiała kurtka Harry’ego. Obok leżały rozrzucone trampki, dokładnie tak, jak je zostawił chłopak…
- P-przepraszam, ja…
- NIE SIADAJ W TYM MIEJSCU! NIKT NIE MOŻE TAM USIĄŚĆ!
Robin pośpiesznie złapał Annie za przedramię, zamykając w objęciach wyrywającą się kobietę.
- To JEGO krzesło! Nie można nic zmieniać! Musi być tak, jak teraz, gdy wróci! On wszystko popsuł, Robin!
- Cichutko – Robin ujął jej twarz w ogromne dłonie, żeby ją uspokoić. – Ciii, Annie, już dobrze. Uspokój się.
Chris obserwował z wyraźnym przerażeniem scenę, która się przed nim rozgrywała.
- B-bardzo przepraszam, nie chciałem… - zająknął się, a wtedy Gemma przemaszerowała przez pokój, żeby złapać go za rękę.
- Chodź, Chris. Spadajmy stąd.
Poprowadziła go na korytarz, po drodze zrywając płaszcz z wieszaka i zarzucając go na swoją piżamę. Potem wyszli na dwór.
- Gemma, czy z twoja mamą wszystko w porządku? Gemma!
- Jesteś samochodem?
- Tak, stoi tam – Chris wskazał niedużego Forda Fiestę w kolorze czerwonym, który stał zaparkowany na chodniku po drugiej stronie ulicy. – Gemmo, odpowiedz.
Zatrzymała się, odwracając do niego z westchnięciem.
- Odpowiem, tylko… najpierw mnie stąd zabierz, dobrze?
Na to przytaknął.
Po drodze nie było chwili, w której mijane miejsca w niedużym miasteczku nie przywodziłyby wspomnień o jej bracie, dlatego kazała Christowi zatrzymać się nad rzeką nieopodal mostu kolejowego. Na jednym z filarów tego mostu wciąż wyryte było imię Harry’ego. Gemma zapadła się głębiej w oparcie siedzenia.
- Masz fajkę?
- No. – Przeszukał kieszenie, żeby podać dziewczynie paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapaliła jednego, otwierając okno, przez które wypuściła dym na lodowate powietrze poranka. Siedzieli w milczeniu przez kilka minut.
- To dlatego nigdy nie zapraszałaś mnie do domu – westchnął w końcu Chris. – Twoja mama jest chora.
- Ma chorobę dwubiegunową – przytaknęła. – Załamała się kilka lat temu.
- Och. Bardzo mi przykro. Szkoda, że mi nie powiedziałaś.
Odwróciła się do niego. Chris i te jego wielkie, niebieskie oczy i miły uśmiech. Chris, który był uprzejmy, zabawny, słodki… Który budził ją pocałunkami i śmiesznie tańczył, żeby ją rozbawić… Ten, który kiedyś przejechał cały szmat drogi do Kornwalii w sobotę, aby mogła popluskać się w morzu… Był jej ostoją w ciemności, gdzie nie czuła żalu i bólu, jedną z nielicznych osób, które nie znały prawdy i chciała, aby tak pozostało… Ale wiedziała, że to niemożliwe. Ponownie zaciągnęła się papierosem.
- Okłamałam cię. – Chris wpatrywał się w Gemmę wielkimi oczami. – Nie jestem jedynaczką… nie do końca. Miałam kiedyś brata… miał na imię Harry.
- Ile miał lat?
- Szesnaście.
- Jak umarł?
- On nie… znaczy, nie wiem…
- Nie wiesz, jak umarł twój brat? – Chris patrzył ze zdziwieniem.
- Nie, nie wiem CZY umarł. – Dokończyła papierosa i wyrzuciła peta przez okno, a potem opatuliła się mocniej płaszczem, zagryzając usta. – Widzisz… on zaginął.
- Zaginął? Masz na myśli…?
- Szesnastego lutego dwa tysiące dziesiątego roku Harry wyszedł z domu swojego kolegi po próbie zespołu… i nigdy nie wrócił. Ja… - Zawahała się na ułamek sekundy, rozważając wyznanie mu prawdy; najgłębszego, najmroczniejszego, najtragiczniejszego sekretu, jaki ukrywała… Ale co jeżeli przestanie ją kochać? A Gemma potrzebowała jego miłości, jako odskoczni od bólu. – Sąsiad zauważył go stojącego przed sklepem, pisał do kogoś w telefonie jakieś dziesięć minut po wyjściu od Willa. A potem zniknął. Odbyły się poszukiwania na szeroką skalę, cała wieś przyszła z pomocą. Koleżanka mamy pracuje w telewizji, więc zaangażowano media: pojawiały się reportaże, konferencje prasowe i wiele innych. Znaleźliśmy jego szkolny plecak w żywopłocie przy drodze, ale ani śladu Harry’ego. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zapomniała o dniu, w którym policja przyszła nam powiedzieć, że przeszukają rzekę, bo może ktoś wyrzucił do niej ciało.
- Och, Gemmo. – Chciał złapać ją za rękę, a Gemma nie zaprotestowała.
- Ale w rzece nic nie znaleźli, żadnego ciała. Jakby rozpłynął się w powietrzy. Tamtego dnia odwiozłam go do szkoły i wtedy widzieliśmy się po raz ostatni. Sprawa jest w toku, nie zamknęli poszukiwań. Kiedyś często przychodzili z nowymi tropami, ale żaden do niczego nie doprowadził. Teraz już nie przychodzą.
- Jaki on był?
Niespodziewanie Gemma zalała się łzami.
- Harry był idealny, aż doprowadzał mnie tym do szału… Dobry we wszystkim, czego spróbował. Łatwo nawiązywał przyjaźnie i był naprawdę popularny w szkole. Wszyscy go uwielbiali. Powinnam go była nienawidzić, ale nie potrafiłam. Kochałam go na zabój. Oczywiście kłóciliśmy się czasami… ale był moim młodszym bratem. Zazwyczaj dogadywaliśmy się bez problemu, był moim najlepszym przyjacielem i tak bardzo za nim tęsknię. Na samo jego wspomnienie nie mogę oddychać, więc wolę nie myśleć o nim w ogóle…
- Może wciąż żyć, tego nie wiesz.
- To samo twierdzi moja matka i planuje jego powrót: co poda do herbaty, co mu powie, jak będzie się zachowywać. Chce, żebyśmy udawali, że nigdy nie zaginął. Nie przyjmuje do siebie myśli, że Harry mógłby nigdy nie wrócić do domu.
- Cóż… a jakie jest twoje zdanie?
- Mam nadzieję, że umarł.
- Co? – Chris wypuścił jej rękę, zszokowany.
- W-wiem jak to brzmi, jakbym była potworem. – Potarła twarz – Ale posłuchaj. Harry był szczęśliwy, miał wielu przyjaciół, osiągał świetne wyniki na egzaminach… Nie było powodu, dla którego chciałby uciec z domu. A kiedy zniknął, znaleźliśmy wiele śladów… Mama i Robin nie mogli sobie z tym poradzić. Urwany pasek plecaka, jakby ktoś siłą zerwał mu go z ramienia. Telefon leżał rozgnieciony na chodniku. Krew. Niewiele, kilka kropel, ale należała do niego. Były ślady walki… Na skraju trawy w błocie odbite podeszwy trampek w rozmiarze 11… takie nosił Harry. I ślady męskich butów roboczych.
- Został porwany.
Gemma przytaknęła.
- Zaczęłam szukać informacji. Większość dzieci w wieku od pięciu do siedemnastu lat zostaje porwana w celach seksualnych… Harry, jak na swoje szesnaście lat, był dosyć niepozorny i naiwny. Po prostu nie mogę znieść myśli, że coś takiego mogło go spotkać, że jest tam gdzieś i przechodzi przez to sam. To zabrzmi strasznie, ale wciąż mam nadzieję, że z kimś się pokłócił i doszło do tragedii, albo ktoś go potrącił samochodem, spanikował i ukrył ciało… A jeśli porwali go, żeby zrobić mu krzywdę, to mam nadzieję, że szybko było po wszystkim, nawet jeśli faktycznie został zabity dla wyciszenia sprawy. Większość pedofilów krzywdzi i zabija swoje ofiary w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin… Wolę, żeby był martwy, niż musiał znosić takie coś bez końca. – Nie zdawała sobie sprawy, że płacze, dopóki Chris nie otarł jej łez rękawem. Bez słowa przygarnął Gemmę do siebie, a dziewczyny szlochała w jego sweter, dopóki nie miała już siły dalej płakać.
- To jak… zobaczymy się za dwa tygodnie.
- Pewnie… Przepraszam. Jak już wspominałam, potrzebuję spędzić czas z rodziną. – Chris skinął głową i pocałowali się na pożegnanie, zanim nie odprowadził jej do drzwi domu. Otworzył im Robin, wciąż w piżamie. – Co z mamą?
- Nie za dobrze – westchnął.
- Gdzie ona jest? – zapytała Gemma, strząsając z siebie płaszcz.
- A jak ci się wydaje?
Skinęła, na krótko przytulając Robina. – Jasne. Kocham cię. – A potem weszła na piętro, gdzie znajdował się pokój Harry’ego.
Matka leżała na łóżku przykryta kołdrą, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Słychać było, jak mocno zaciąga się zapachem. Podniosła wzrok, kiedy Gemma weszła do pokoju; po policzkach płynęły jej strugi łez.
- Już prawie go nie czuję. Niedługo zniknie.
- Och mamo. – Gemma przecięła pokój i wspięła się na łóżko, otaczając matkę ramionami i głaszcząc ją po włosach. – Nie zniknie. Nie stąd. – Musnęła opuszkami palców skroń kobiety.
Kiedy leżały, Gemma wodziła wzrokiem po przedmiotach należących do młodszego brata – było tam kilka plakatów The Rolling Stones, fotografie przyklejone do ściany, stosy płyt CD, tenisówki, brudne ubrania… Książki, długopisy i notatki z ostatniego sprawdzianu wciąż zaściełały biurko, a obok stała niedokończona herbata w kubku, teraz pokryta warstwą pleśni. Wspomnienia życia chwilowo zatrzymanego… lub przerwanego na zawsze.
- On żyje, wiem to na pewno… czuję go, wciąż go czuję. Jego pocałunki w policzek każdego wieczora. Matka wie, kiedy umrze jej dziecko, a on nie umarł. Ale gdzie jest? Dokąd poszło moje maleństwo? – Annie brzmiała na zagubioną, zdziwioną i bezradną.
- Nie wiem, mamo – Gemma pocałowała ją w policzek, żałując, że nie ma innej odpowiedz. – Po prostu nie wiem.
~*~
Komendant Główny Policji Stuart Carlin niecierpliwie czekał, aż młodsza inspektor postawi kawę na stoliku przed nimi.
- Coś jeszcze, proszę pana? – zapytała, odgarniając krótkie blond włosy z twarzy, a Komendant pomyślał, że choć nie należała do najbystrzejszych, to zdecydowanie była niebrzydka. Trzeba by było nad nią popracować…
- Nie, to wszystko, inspektor Morrow – odprowadził ją wzorkiem do wyjścia, a potem obrócił się do młodego mężczyzny, który siedział naprzeciwko niego w pokoju przesłuchań.
A więc to był ten słynny Louis Tomlinson, przyszły spadkobierca miliardowej fortuny swojego tatusia. Przyglądał się młodzieńcowi o perfekcyjnie ułożonych włosach i wyprasowanych ubraniach, stwierdzając gorzko, że jego markowe spodnie prawdopodobnie kosztowały więcej, niż sam zarabiał w miesiąc. Oczywiście chłopak miał kartotekę, jak wszyscy rozpuszczeni gówniarze z bogatych domów, jednak nic poważnego. Ot posiadanie przy sobie trawki i bójki po pijaku… nic, co można by było wykorzystać przeciwko niemu. Z pewnością nie wiedział, w co się wpakował, w przeciwnym wypadku nie wszedłby na komisariat z taką bezczelną pewnością siebie, żądając rozmowy z Komendantem Głównym. Zapewne ukończył jedną z państwowych szkół, do których można się wkupić, co oznaczało, że prawdopodobnie był tępy jak szpadel. Komendant postanowił zacząć od ataku. Wychylił się nad stołem, machając chłopakowi przed nosem telefonem komórkowym.
- Myślisz, że to zabawne?
- Co? – tamten nie zrozumiał.
- TO! Przychodzisz tu z jakąś wyssaną z palca historyjką o uprowadzeniu, prostytutkach, handlu ludźmi i jakimś wymyślonym sutenerem…
- Nie jest wymyślony! Podałem jego nazwisko! – Louis rzucił mu wściekłe spojrzenie.  
- Tja, Simon Cowell… a więc mam dla ciebie nowinę, cukiereczku… Ktoś taki nie istnieje! Tak samo jak ta cała ,,Klatka dla Ptaków”. Nie ma żadnego śladu, że ktoś o tym nazwisku mieszka w Londynie, tak samo jak pod adresem nie ma tego wymyślonego miejsca. Wierz mi, gdyby istniało w Chelsea, wiedzielibyśmy o tym.
- To jakiś żart? – Irytacja chłopaka przerodziła się w zdziwienie. – Nie, zaczekaj… może to nie jego prawdziwe nazwisko, ale… - Louis zmarszczył brwi. I dobrze. Komendant Constable Carlin go zagiął.
- A co z tym dzieciakiem, z którym niby rozmawiałeś? Tym Harrym Stylesem? Skąd wziąłeś to imię, z jakiejś strony internetowej? Jesteś zboczeńcem, który interesuje się takimi sprawami i robi sobie dobrze do wiadomości o zaginionych dzieciach? Może to przestało ci już wystarczać, więc wymyśliłeś tę porąbana historię, żeby zaspokoić chore fantazje?!
- Nie! Jezu Chryste…
- Ten dzieciak ma rodzinę, wiesz? Może do nich zadzwonię? Powiem, że się odnalazł żywy w Londynie, narobię im nadziei? Poczułbyś się źle… czy może zrobiłoby ci to dobrze?
- Nie! Co do chuja? – Louis był całkowicie wyprowadzony z równowagi i zdezorientowany, jego policzki zrobiły się czerwone. Och, robi się coraz zabawniej…
- Uważaj na język, mały, albo każę cię zakuć za obrazę policjanta! To jakiś chory żart? A może dziwny sposób na zwrócenie na siebie uwagi, bo tatuś nie kocha cię wystarczająco? Hę? ODPOWIESZ?
- To… to nie jest żart, ja nie kłamię! – Louis zerwał się na nogi, przewracając krzesło na podłogę. Uderzył ręką w plastikowy stół. – Przesłuchaj moje nagranie!
I oto nadeszła ta chwila. Komendant rzucił telefon na blat.
- Nie ma żadnego nagrania.
Cisza. Chłopak wpatrywał się w urządzenie, a następnie podniósł przerażony wzrok na policjanta.
- Przecież to sprawdziłem, wszystko się nagrało! – Porwał telefon, gorączkowo stukając w ekran. – Sprawdzałem, na pewno! Było tu… - Nagle zrobił się biały jak ściana. Przeniósł spojrzenie z wyświetlacza na mężczyznę, potem z powrotem na telefon, a jego niebieskie oczy rozszerzyły się z niedowierzania i niezrozumienia sytuacji. – Wiem, że to nagranie tu było, musiało zostać usunięte…
Komendant ponownie wychylił się ponad stołem, tym razem zbliżając do siebie ich twarze. Kiedy przemówił, upewnił się, że mówi niskim, groźnym głosem:
- Co właściwie sugerujesz? Że starszy oficer prawa manipulowałby dowodami? Że usunąłbym dowód w sprawie? JAK ŚMIESZ!
- NIE! – Louis gwałtownie potrząsnął głową. – Nic takiego nie mówię… Słuchaj, nie kłamię… Znam Harry’ego od miesięcy i powiedział mi…
- Znasz dzieciaka, którego nikt nie widział w ciągu ostatnich czterech lat, widziałeś mężczyznę, który nie istnieje oraz byłeś w miejscu, które prawdopodobnie powstało w twojej własnej głowie. NIE MASZ ŻADNYCH DOWODÓW! – Ostatnie zdanie wywołało pożądany efekt. Louis Tomlinson stanął z otwartą buzią, niezdolny nic powiedzieć, bo uświadomił sobie, że policjant ma rację.
- Ale… Ale nie musicie chociaż sporządzić protokołu? – wymamrotał z nadzieją.
Komendant wyprostował się, mierząc go autorytatywnym spojrzeniem.
- Panie Tomlinson, dam panu radę: proszę wracać do domu. Teraz, zanim każę pana aresztować za marnowanie czasu policji.
Przez kilka chwil tylko na siebie patrzyli, potem chłopak wstał, zabierając swój telefon.
- To jeszcze nie koniec. Wrócę tu z dowodami, a wtedy będziecie musieli coś zrobić.
- Jestem tego pewny. – Komendant upewnił się, że chłopak dotrze do wyjścia, obserwując jak wsiada do Porsche, za które najprawdopodobniej zapłacił jego tatuś. Następnie wrócił do środka, mamrocząc pod nosem ,,arogancki bydlak”. Wtedy zauważył, że nowa policjantka przygląda mu się w zamyśleniu zza swojego biurka.
- Na co się patrzysz, Morrow?
- O co chodziło, sierżancie?
- To tylko jakiś świr. Pamiętaj, chcę mieć te raporty do godziny jedenastej.
- Oczywiście – kobieta posłusznie spuściła głowę.
Wmaszerował do swojego biura i zamknął za sobą drzwi, wyciągając jednorazowy telefon komórkowy z kieszeni i wpatrując się niego. To głupie, naprawdę – pomyślał. Nie interesował się chłopcami, ale widywał tego całego Harry’ego na przyjęciach, wiedział, że jest popularny i zarabiał dla Cowella dużo pieniędzy. I że był bardzo młody. Cowell prawdopodobnie kazałby go za to zabić. Ale jeśli nikomu nic nie powie, a Tomlinson uda się na inny posterunek policji opłacany przez Cowella, sam straciłby sporą część miesięcznego wynagrodzenia. Był winny bukmacherowi zbyt dużo, aby sobie na to pozwolić, poza tym, to nagranie sprawiłoby, że biznes Cowella upadnie… Być może mógłby spędzić noc z jedną z jego kobiet w ramach podziękowania. Wybrał odpowiedni numer.
- Cześć, z tej strony Carlin ze Scotland Yardu. Z przykrością przekazuję złe wieści, ale jeden z twoich chłopaków puścił parę z ust.
~*~
Louis zaparkował samochód i wyjął telefon, przyglądając mu się z bijącym sercem. Nie chodziło o samo nagranie, były tu też zdjęcia, muzyka, filmy, które teraz zniknęły… Telefon został wyczyszczony ze wszystkiego, tylko w jaki sposób? Ten gliniarz go zabrał tylko na kilka minut… Czy tyle mogło wystarczyć? A jeśli tak, dlaczego to zrobił? Nie miał powodu. Louis był zmuszony znowu zapłacić za zobaczenie Harry’ego, nakłonić go do rozmowy i tym razem nagrać go na czymś porządnym… może użyje dyktafonu?
Odpalił samochód i włączył się do ruchu, czekając na zmianę świateł, kiedy nagle drzwi od strony pasażera odtworzyły się i do środka wsiadła jakaś kobieta.
- Hej, co…
- Proszę na mnie nie patrzeć, panie Tomlinson, niech się pan zachowuje całkowicie naturalnie, jakby właśnie pan po mnie przyjechał. – Coś w jej tonie kazało mu posłuchać. Światło się zmieniło, więc wrzucił bieg i ruszył prosto, nie spuszczając wzroku z drogi, ale w jego głowie wirowało. Co tu się właśnie wydarzyło? Czy to najuprzejmiejsza kradzież auta w dziejach ludzkości? Przełknął ślinę.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Catherine Morrison, jestem detektywem ze Specjalnych Służb Operacyjnych.
- Co? Słuchaj, nic złego nie zrobiłem! Przyszedłem na posterunek ZGŁOSIĆ przestępstwo.
Zachichotała.
- Wiem o tym, panie Tomlinson… Ale przeczuwam, że ma pan ważne informacje dla toczącego się aktualnie śledztwa.
Louis zerknął na nią, wydawała się znajoma… Chwileczkę…
- Ej, a nie ty przyniosłaś kawę?
- Proszę nie odrywać wzroku od drogi, właśnie przejechał pan na czerwonym.
- Och, przepraszam, niech mnie pani nie aresztuje. Więc… Dokąd nas wiozę?
- Czy w twoim domu jest bezpiecznie?
- Tak sądzę.
- Więc tam.
Resztę trasy pokonali w ciszy, a myśli Louisa wirowały. Zaparkowali w garażu, gdzie kobieta obróciła się w jego kierunku.
- Nie kłamię - pokazała mu swój identyfikator, który wyglądał na prawdziwy.
- Uch, okej.
Poprowadził ją do kuchni, gdzie w końcu na nią spojrzał. Była drobną, smukłą kobietą, ale coś w jej wyglądzie uległo zmianie. Na posterunku wydawała się potulna, teraz biła od niej taka pewność siebie, że Louis czuł respekt.
- Herbaty? Kawy? -  zaproponował nie wiedząc, co powiedzieć.
- Herbaty, ale bez mleka.
- Jasne. Usiądź.
Usiadła przy stole, a chłopak poszedł nastawić wodę. Pięć minut później postawił przed nią kubek parującej cieczy i usiadł naprzeciwko, a serce waliło mu w piersi.
- Wpadłem w kłopoty?
- Nie, panie Tomlinson – odpowiedziała, pociągając łyk herbaty. – Ale to, co zamierzam panu powiedzieć, jest ściśle poufnie. Jeśli komuś pan coś powie, życie wielu osób będzie zagrożone. Rozumie pan?
- Może mi pani zaufać – przytaknął, czując się trochę tak, jakby wniknął do filmu szpiegowskiego.
- Mam nadzieję. Należę do zespołu prowadzącego śledztwo w sprawie elitarnego kręgu handlarzy ludźmi na terenie Londynu, na czele którego stoi mężczyzna znany jako Simon Cowell. Mamy powody by wierzyć, że porywają młode osoby na terenie całego kraju i zmuszają je do prostytucji, a następnie udostępniają je członkom Parlamentu i nie tylko. Wierzymy, że doszło do poważnej zmowy między siatką przestępczą, politykami oraz samą policją, aby sprawa nie wszyła na jaw. Zgłoszenia nie zostają zapisane, raporty giną, ślady są niszczone…
- Tak jak moje nagranie. – Pochylił się do niej, zaintrygowany. – Czyli mówi pani, że działa pod przykrywką?
- Dokładnie. – Pogrzebała w torebce i wyjęła z niej dyktafon oraz teczkę, która po wewnętrznej stronie miała przypiętą fotografię. – Czy to z tym chłopakiem rozmawiałeś? Mówił, że nazywa się Harry?
Louis przyjrzał się zdjęciu, temu samemu, które widniało na stronie internetowej poświęconej zaginionym osobom. Przytaknął.
- Tak, ale nie znałem jego nazwiska. Nie mogą ich używać.
- Dziękuję, to bardzo interesujące.
- Dlaczego?
- Bo to oznacza, że posługują się dziećmi. – Westchnęła, upijając kolejny łyk swojej herbaty. – Harry’ego porwali, gdy miał szesnaście lat.
- Harry powiedział, że normalnie biorą siedemnastolatków, ale chcieli sprawdzić, czy młodsze dzieciaki nie będą bardziej posłuszne.
- I udało się?
Louis wzruszył ramionami.
- Ciężko powiedzieć, Harry ma dość skrzywioną psychikę… Robi, co mu każą, bo się ich boi.
Detektyw bez słowa włączyła dyktafon i wyjęła z torebki długopis i notes, który otworzyła. Wygładziła czystą kartkę ręką.
- Więc co jeszcze powiedział ci Harry?
W milczeniu słuchała jego opowieści, notując w zeszycie, a ich napoje powoli zrobiły się zimne. Opowiedział o wszystkim, co usłyszał od Harry’ego – o jego żartach, że sypia z połową Izby Lordów, okaleczaniu, co widział na przyjęciu kilka dni wcześniej. Mówił tak długo, aż jego gardło się zdarło. Przewertował wspomnienia, aby na pewno niczego nie pominąć.
- To chyba wszystko – oznajmił wreszcie.
- Dobrze, dziękuję. Te informacje będą szalenie pomocne. – Kobieta odchyliła się na krześle, wertując notatki.
- Co teraz będzie? Uratujecie go?
- Niestety potrzebujemy więcej dowodów, niż pańskie oświadczenie – westchnęła. – A na ten moment wszyscy świadkowie uginają się pod groźbami i zastraszaniem, rezygnując z zeznań.
- Ja nie zrezygnuję, będę zeznawał, jeśli zajdzie taka potrzeba. – Rzucił jej zdeterminowane spojrzenie, a ona kiwnęła głową.
- Cieszy mnie to. Od jakiegoś czasu toczy się śledztwo w sprawie komendanta Carlina, naszym zdaniem korzysta on z prostytutek i przyjmuje łapówki od Cowella, aby go kryć. Jeśli powie Cowellowi o twoich zeznaniach, wtedy na pewno nie będziesz mógł się zobaczyć z Harrym, co stanowi problem, bo uniemożliwia zdobycie zeznań kluczowego świadka.  
Serce Louisa zacisnęło się żałośnie, wypełniając się przerażeniem. Wyrzuty sumienia uderzyły go w brzuch niczym pięść. Uniósł drżącą rękę do czoła.
- O cholera! Jeśli Cowell dowie się, że Harry opowiedział mi swoją historię, zabije go!
- Harry Styles przynosi Cowellowi największe zyski – kobieta pokręciła głową. – Ten chłopak jest dla niego wart dosłownie miliony funtów, nie ma mowy o morderstwie.
- Ale pani nie rozumie, tamci ludzie… są potworami. Zemszczą się na nim!
- Cowell nie zrobi niczego, co zmniejszyłoby dochody z usług Harry’ego. A my go dopadniemy, to ci mogę obiecać, Louis. Potrzebujemy jedynie adresu. – Wpisała coś w telefon i wstała, sięgając do kieszeni, skąd wyjęła wizytówkę. – Zaraz podjedzie po mnie samochód. Słuchaj, jeśli o czymś usłyszysz, proszę skontaktuj się ze mną, pora dnia i nocy nie ma znaczenia. To działa w obie strony. Mam twój numer, będziesz na bieżąco informowany.
Po tym wyszła, a Louis dopadł do zlewu, aby opróżnić do niego zawartość swojego żołądka, gdy zrozumiał, jak wielki popełnił błąd.
~*~
- AŁAAAAA!
Cowell zaciągnął się po raz ostatni papierosem i obrócił nonszalancko w kierunku, z którego dochodził krzyk.
- Okej, na razie wystarczy. Podnieś go.
Pan Jack wycelował ostatnie kopnięcie w bok Harry’ego, po czym podciągnął jego nagie ciało do pionu.
- STAŃ PROSTO, NIEWOLNIKU.
Pan Cowell stał w miejscu, wyciągając z szuflady biurka ząbkowany nóż myśliwski. Zbliżył się do Harry’ego, który wisiał bezwładnie w uścisku Jacka, z jego ust, nosa i głębokiego rozcięcia nad lewym okiem sączyła się krew, spływając szkarłatnym strumieniem po podbródku na dywan.
- Harry, Harry, Harry… I co ja mam z tobą zrobić?
- N-nic nie… proszę, Sir… - mówił niewyraźnie z powodu spuchniętych warg.
- Skończ już, Harry, przecież wiesz, że nienawidzę kłamstw. Tylko źli chłopcy kłamią. Hmm… zabić cię, czy nie? Jesteś podstępnym, kłamliwym Judaszem, który nie potrafi trzymać języka za zębami… Jednakże – sięgnął ręką między jego nogi, boleśnie wykręcając penisa i jądra, uśmiechając się na dźwięk krzyku – dzięki temu zarabiasz dla mnie dużo pieniędzy. Ciężka, bardzo ciężka decyzja… -  Złapał Harry’ego za szczękę, mocno wciskając palce w poranione policzki, czym zmusił go do otwarcia buzi i wysunięcia języka. – Może po prostu utnę ci język?  - Podniósł nóż, a ostrze błysnęło w świetle lampy. Cowell uśmiechnął się, gdy Harry pisnął z przerażenia, desperacko próbując się uwolnić. – Ale dziwka bez języka pozbawiona jest pewnych atutów. – Wypuścił jego szczękę i przycisnął ostrą krawędź noża do szyi. – Niemniej, Harry, starzejesz się… Niedługo skończysz dwadzieścia jeden lat. Większość moich najbogatszych klientów już cię posiadła, może wkrótce się tobą znudzą. Zastanawiam się, czy nie osiągnąłeś już szczytu swojej wartości, może będzie lepiej, jeśli pozbędę się ciebie właśnie teraz? – Docisnął nóż, którego ostre ząbki przecięły skórę… Harry sapnął, jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu i z bólu…
Rozległ się dźwięk wody uderzającej o ziemię. Cowell zerknął w dół, gdzie równomierny strumień bursztynowego moczu spadał na dywan.
- TY BRUDNA, ŻAŁOSNA KREATURO! – Jack walnął Harry’ego w twarz, rozbryzgując wodospad krwi na tapecie. – POWINIENEM WYSMAROWAĆ CI TYM TWARZ, JAK PSU! – Złapał go za obrożę, gotowy zmusić go na klęczki i zrobić dokładnie to, co powiedział.
- Dość. Dziękuję ci, Jack, ale to nie będzie konieczne. – W oczach drugiego mężczyzny Cowell ujrzał rozczarowanie, ale miał to gdzieś. Dla niego liczyło się wyłącznie wzbudzenie strachu. Odsunął nóż i usiadł za biurkiem, stykając ze sobą opuszki palców dłoni i przyglądając się dokładnie Harry’emu. Obie wargi miał rozcięte, oczy podbite, a to rozcięcie nad lewym będzie wymagało szwa lub dwóch… Ale nos prawdopodobnie nie był złamany, co stanowiło dobry znak. Twarz, klatka piersiowa i ramiona chłopaka pokrywały sińce i nacięcia, ale wszystko zagoi się z biegiem czasu. Sposób, w jaki stał skulony, pomimo uścisku Jacka, sugerował połamane żebra, co z kolei mogło być problematyczne, ale nie wykluczy go na długo. – Później zadecyduję, jaką karę dostanie Harry. Tu i teraz bardziej nagląca jest kwestia Louisa Tomlinsona.
- Zabiję go – odpowiedział Jack, niewzruszony.
- Byłoby wspaniale, ale chłopak jest ważny, jego ojciec posiada fortunę. Mark Tomlinson wie, jak działa nasz świat. Jeśli Louis zniknie, będzie w stanie zapłacić wystarczająco, żeby nas zniszczyć.
- Czy mógłbym coś zasugerować, Sir?
- Tak?
Pan Jack wkręcił palce w zlepione krwią loki Harry’ego, szarpnięciem odchylając mu głowę i uśmiechając się radośnie na dźwięk jego zbolałego sapnięcie.
- Dlaczego nie użyjemy Harry’ego jako przynęty?
Zaintrygowany, Cowell zmrużył oczy:
- Nie rozumiem.
- Moim zdaniem pan Tomlinson przywiązał się uczuciowo do tego niewolnika.
- Zakochał się? – Brwi Cowella wystrzeliły w górę.
- Jestem tego pewny. Widziałem wielokrotnie jak na niego patrzył, a sposób, w jaki się komunikują mówi sam za siebie. Znam się na ludziach i jestem pewny, że zrobiłby wszystko, aby ochronić tę dziwkę, którą… kocha.
Cowell spojrzał na Harry’ego, który próbował wyswobodzić się z uścisku Jacka, a łzy wymieszane z krwią wypływały z jego oczu.
- A czy nasz Brudny Harry odwzajemnia uczucie?
Jack wzruszył ramionami, jakby niewiele go ta kwestia obchodziła.
- Prawdopodobnie. Na pewno lubi się z nim spotykać. Tak czy siak, nie widzę związku.
- Bo go nie ma. – Pan Cowell uśmiechnął się. – Po prostu mnie to bawi. Dobrze, umyj Harry’ego odrobinę, nie chcę żeby zakrwawił cały samochód. Myślę, że nadeszła pora, aby złożyć Louisowi Tomlinsonowi krótką wizytę. – Znowu wstał, przecinając pokój, żeby położyć rękę na ramieniu wyższego mężczyzny. – Jeśli jego droga siostra Gemma nadal przebywa w Cheshire, moglibyśmy zdobyć kolejną ładną dziewczynę… Ale wiesz co, Jack? Cielesne kary to twoja broszka. Po zakończeniu wizyty wykorzystaj noc na ukaranie go w najodpowiedniejszy sposób.
Pan Jack wyszczerzył zęby w zadowoleniu. A kiedy ponownie rozległ się dźwięk świadczący o tym, że Harry się zmoczył, Cowell odwzajemnił uśmiech.
~*~
Nie mogąc spać, Louis godzinami szwendał się po nocnych ulicach Primrose Hill, wypalając papierosa za papierosem w próbie stłumienia paniki, która pulsowała w jego żyłach. Szedł tak długo, aż jego nogi zaczęły boleć, a buty otarły do krwi pięty. Zaszedł do całodobowego sklepu monopolowego po butelkę whisky, żeby upić się po powrocie do domu. Wrócił po swoich własnych śladach, pociągając z butelki, a kiedy zatrzymał się przed drzwiami w poszukiwaniu klucza, otworzyły się zanim dotknął klamki.
Zachwiał się, cofając o krok, patrząc ze zdziwieniem na ramę drzwi. Farba była odrapana, drewno popękane… tak jakby ktoś je wyrwał lub wyważył kopnięciem. Myśląc szybko, Louis wylał resztę alkoholu i ostrożnie zakradł się do środka, podnosząc pustą butelkę nad głowę, gotowy użyć jej jako broni.
Korytarz ginął w ciemnościach, ale ze szczeliny w drzwiach do salonu sączyło się światło wraz z dymem papierosowym. Stąpając w tamtym kierunku, Louis powoli otworzył drzwi.
- Ach, Louis! Zastanawialiśmy się, kiedy wrócisz! – Simon Cowell rozsiadł się na fotelu stojącym frontem do drzwi, w palcach trzymał tlącego się papierosa. Uśmiechał się lekko. Obok stał ten przypominający wampira dozorca Jack. Po ich prawej, na sofie, leżała skulona postać z rękami skutymi na plecach i z kapturem szarej bluzy zaciągniętym na głowę, tak że nie dało się dostrzec twarzy. – Masz piękny dom… a może należy do twojego ojca? – Mężczyzna upuścił papierosa na podłogę, gasząc go podeszwą buta na dywanie. Potem sięgnął do kieszeni płaszcza, z której wyjął spluwę i wycelował nią w pierś Louisa. – A teraz odłóż butelkę i dołącz do nas. Musimy porozmawiać.
- O czym? -  Louis ostrożnie odstawił butelkę, nie chcąc pokazać po sobie strachu.
- O nim. - Pan Cowell powstał i podszedł do zwiniętej na kanapie osoby, która wzdrygnęła się pod jego dotykiem. Zerwał szary kaptur, a Louis cofnął się, zszokowany, na widok znajomej twarzy.
- Harry – sapnął z przerażeniem.
Jasnym było, że Harry został dotkliwie pobity. Ciemnofioletowe sińce pokrywały jego spuchnięte policzki. Wokół dziurek w nosie i przy głębokiej, rozwartej ranie na skroni miał zaschniętą krew. Spośród podbitych oczu tylko jedno było otwarte. Dolną połowę twarzy zakrywał dziwny knebel wykonany z czarnej skóry, zawiązany ciasno za głową. Szyję Harry’ego okalała gruba, czarna skórzana obroża, do której przymocowany został łańcuch, teraz zwisający od frontu i boku chłopaka.
Harry wykonał ruch i Louis zauważył, że kajdanki, którymi spętano mu ręce za plecami, zacisnęły się na tyle mocno, że metal przeciął delikatną skórę na przegubach i krew zaczęła ściekać po palcach na sofę.
- Ummm! – rozbrzmiało stłumione błaganie o pomoc. Po policzku Louisa spłynęła pojedyncza łza. Rzucił się do Harry’ego, żeby mu pomóc, ale został zablokowany przez Cowella, który ponownie wycelował w niego z pistoletu.
- Nawet o tym nie myśl. – Usiadł na sofie, owijając sobie łańcuch wokół pięści i pociągając Harry’ego do przodu. Zignorował zdławione pojękiwania i przyłożył lufę pistoletu do jego głowy. – Widzisz tę dziwkę? Należy do mnie. Jest moją własnością, tak jak wiele innych podobnych do niego. Jestem człowiekiem interesu i zbudowałem prosperującą firmę od zera, która obecnie warta jest miliony. Dzisiaj zagroziłeś mojej firmie… Usiądź. – Pistoletem wskazał Louisowi miejsce, a ten powoli opuścił się na fotel, niezdolny do oderwania wzroku od Harry’ego, który kulił się przed mężczyzną, drżąc z przerażenia. – Relacja między sutenerem a jego dziwkami jest skomplikowana. Owszem, zatrudniam Harry’ego, to prawda… ale nie tylko. Jestem jego właścicielem i strażnikiem… Posiadam całkowitą kontrolę nad jego życiem. To ja decyduję kiedy je, kiedy śpi, kiedy i jak zostaje ukarany, kiedy pracuje, z kim się pieprzy… i ostatecznie kiedy umrze. Dla moich dziwek jestem w zasadzie bogiem.
- Porwałeś go! – Louis skrzywił się. – Nie masz nad nim żadnej władzy!
- Moja obroża wokół jego szyi mówi co innego – uśmiechnął się Cowell w odpowiedzi. – A teraz tak, słyszałem, że w stosunku do naszego Brudnego Harry’ego zacząłeś… jakby to ująć? Zacząłeś żywić ciepłe uczucia. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Nie kłap językiem o mojej firmie i trzymaj się z daleka od policji, a ja nie strzelę w jego śliczną główkę.
- Nie… nie zrobiłbyś tego. Nikt nie zarabia dla ciebie tyle, co on. – Louis przełknął, czując suchość w gardle.
Pan Cowell wzruszył ramionami.
- Dziwki są jednorazowe, każdą da się zastąpić. Będę cię miał na oku. Tak długo, jak będziesz się pilnował, Harry zachowa życie… Po jakimś czasie może nawet pozwolę ci go znowu użyć, oczywiście na terenie Klatki. Ale jeśli wywiniesz jakiś numer… - Przeładował broń, czego odgłos zabrzmiał przerażająco  w panującej ciszy. Potem przyłożył pistolet do skroni Harry’ego. – Paff! – Obaj Louis i Harry drgnęli. – Jack, weźmiesz go ode mnie?
- Tak, Sir. – Jack przemaszerował przez pokój, żeby wziąć od Cowella łańcuch, gdy tamten wstawał, zmuszając Harry’ego na poderwania się na nogi. Na oczach Louisa, Jack pstryknął palcami. – Na kolana, niewolniku!
Harry natychmiast uklęknął, spuszczając głowę i wzrok na ziemię, gdy obaj mężczyźni górowali nad nim. Widok ten był wielce niepokojący i łamiący serce. Cowell uchwycił wzrok Louisa.
 - Jego życie znajduje się w twoich rękach, Louisie, to duża odpowiedzialność. Więc jaka jest twoja decyzja?
Harry, JEGO Harry, trząsł się, wykrwawiając, w bólu, zakuty w łańcuchy… W jego głowę wycelowany był pistolet. Louis miał ochotę załkać, błagać ich o przestanie i zostawienie go w spokoju… ale musiał trzymać fason. Przełknął ślinę.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Nie jesteś na pozycji, na której można o cokolwiek prosić. – Mimo to Cowell słuchał.
- Żądam regularnych wiadomości, połączeń telefonicznych, zdjęć… Wszystkiego, co będzie świadczyło, że Harry wciąż żyje. Gdy tylko przestaną przychodzić, idę na policję i powiadomię media. Powiem o wszystkim.
Ku jemu zaskoczeniu, starszy mężczyzna skinął głową.
- Dobrze.
- Chcę też chwili na osobności. Teraz. Żeby się pożegnać.
Przez chwilę Cowell wyglądał, jakby miał odmówić, w końcu jednak pokiwał na zgodę.
- Jack?
Jack wcisnął Louisowi łańcuch do ręki, a potem opuścili pokój. Louis odprowadził ich wzrokiem, po czym opadł na kolana obok Harry’ego, gorączkowo próbując wyjąć z jego ust knebel.
- Ugh, jak się zdejmuje to chujostwo?! – odkrył malutką złotą kłódkę, która uniemożliwiała zdjęcie uprzęży. – Cholera, co za gnoje bez serca! Och Harry. – Ujął w dłonie jego posiniaczoną twarz, ocierając łzy kciukami, a potem wziął go w objęcia i przytulił, gdy niemy szloch wstrząsnął ciałem chłopaka. – Och Harry, będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, wyciągnę cię z tego! Obiecuję, że to zrobię! Jeszcze nie wiem jak, ale pomogę ci!
- Dobra, starczy tego. – Głos Cowella. Niespodziewanie Pan Jack pojawił się za nim, sięgając po Harry’ego, aby wyrwać go z objęć Louisa.
- Nie! Nie! – Ale był zbyt silny. Louis usiadł na piętach, patrząc z przerażaniem, jak opuszczają pokój, ciągnąc Harry’ego za sobą jak psa na smyczy. Kiedy dotarli do drzwi, Harry obrócił głowę i rzucił mu najbardziej wykręcające wnętrzności spojrzenie pełne czystej, bezradnej desperacji… Potem zniknął, wracając do swojego więzienia i niewolnictwa.
Zostawiony samemu sobie Louis padł na czworaka, z trudem łapiąc powietrze, jakby tonął. Przypomniał sobie o tamtej kobiecie z policji, której wizytówkę wciąż miał w kieszeni, a potem pomyślał o siniakach na twarzy Harry’ego i skórzanej obroży… Jak chłopak drżał z pistoletem przystawionym do głowy. Słowa Cowella odbiły się echem w jego pamięci: Dziwki są jednorazowe, każdą da się zastąpić.
Nie miał pojęcia, co zrobić.
8 notes · View notes
o-novaczynska · 2 years
Text
25
Ponoć ludzie po ciężkich rozstaniach, zmieniają się w tego kto ich skrzywdził. Może nie zawsze to działa, lecz w moim przypadku wydaje mi się, że nawet zmieniłam się w kogoś gorszego.
Kiedy piereszy raz się zakochalam bylam bardzo młoda. Nie wiedziałam nic o miłości. Byłam stała w uczuciu i wierna osobie, którą nim obdażyłam. Przez kilka lat, nim bylismy razem. Bo czekałam tylko na niego. Myślałam i mowilam tylko o nim. Motyle w brzuchu fruwały jak opętane na jego widok lub barwę jego głosu. Kiedy spojrzał mi w oczy czulam, że jest najszczęśliwsza na świecie. Uśmiechałam się słysząc jego imie. Każdego wieczoru, gdy zasypiałam wyobrażałam sobie mnie i jego. Marzyłam, żeby był że mną na zawsze. Kiedy się rozstaliśmy przez długi czas nie potrafiłam dać się dotknąć komuś innemu, bo czulam że nie potrafię. Nie bylam gotowa.
Moja druga miłość poznalam przez przypadek. Zniszczyłam jego psychikę do końca, wyrwałam my serce, połamałam na tysiące kawałków, poskakałam po nim i zostawilam w dreszczu. Kiedy go poznalam, był zraniony. Został zdradzony i wykorzystany, przez co ciężko mu było mi zaufać. A ja przez miesiące udowadniałam mu, że ja taka nie będę. Obiecywałam. Nie oklalamam tylko jego, ale też siebie. Byłam pewna, że jestem dobra, bo przecież wiedzialam jak mocno umiem kochac. Z czasem mi zaufał i otworzył się przede mną, tak mocno, że poznalam go bardziej niż on sam. Ale minęło za dużo czasu, zbyt wiele czekałam w niepewności czy kiedykolwiek to się stanie, że olałam obietnice, którą mu złożyłam. Złamałam swoje zasady i przekroczyłam granice, której nie powinnam. Zrobilam mu świństwo, a on i tak mi wybaczył i mnie kochal wciąż tak samo mocno. Ale ja już wtedy wiedzialam, że to inna miłość. Nie potrafiłam być z nim szczera. Miesiącami powoli go od siebie odsuwała, a komuś innemu pozwoliłem wejść z brudnymi butami  w moje życie, i zająć jego miejsce. Zerwałam z nim śmiejąc mu się w twarz. Dosłownie naplulam mu w twarz, gardząc jego uczuciami i zostawilam go bez niczego. Potrakowalam go jak zwykle ścierwo. A on nadal jest obok mnie. Sprawiłam że nie potrafi beze mnie żyć, bo przecież odebrałam mu serce. Wtedy stałam się zimmiejeza niż chłopak, którym był w dniu naszego pierwszego spotkania.
Moja kolejna miłość musiala podjąć bardzo ciężką decyzję, by się że mną związać. Zrezygnował z możliwości posiadania na codzień najważniejszej dla niego osoby, by być szczesliwym- ze mną. A ja odeszłam od mojego wcześniejszego partnera, bo myslaalm, że ten da mi więcej. Z nim w koncu wróciły uczucia, których w poprzednim związku brakowało. Jego piękne błękitne i głębokie jak ocean oczy, patrzyły na mnie tak ślicznie, że wszystko inne przestało mieć znaczenie. Od samego początku czulam się z nim jak w bajce. Miałam w nim to czego brakowało mi wcześniej. Miał w sobie to coś, czego nie potrafię nazwać. Ale oboje dużo w życiu przeżyliśmy. Wiele nas nauczyło by nie ufać. Więc powoli pozbywalismy się okruchów dobroci, które zostały w nas jeszcze po poprzednich stratach i rozczarowaniach. Manipulowalismy sobą, rządziliśmy, nie potrafiliśmy dość do kompromisu. Aż w końcu nasz związek stał się toksyczną relacja, w której druga strona myslala tylko o sobie. Nie ukrywam, było też wiele pięknych i niezapomnianych chwil. Były to momenty w których zapominałam o wszystkich przykrościach i krzywdach świata, bo liczyło się to ze bylo nam że sobą cudownie. Ale tutaj zawsze było albo jak w niebie, albo jak w piekle. Nigdy nic pomiędzy. Podnosiliśmy na siebie ręce i skakaliśmy sobie do gardeł przeklinając nasze imiona. Musiało się to w końcu zakończyć. Było ciężko, skoro ta relacja była świeża i jednak była w niej miłość. Ale w związku nie wystarczy się kochać. Potrzebny jest szacunek i wsparcie partnera. Umiejętność pójścia na kompromis i akceptacja wad. My próbowaliśmy zrobić z drugiej osoby nasz ideał, którym w rzeczywistości nie był. Przez co na ostatecznych silach doszczętnie zburzyliśmy to w czym pokładaliśmy nasze nadzieję i plany. Cały nasz idealny świat runął jak domek z kart. Dziś jest między nami o wiele więcej nienawiści niż kiedykolwiek było miłości. To jedyne co potrafię czuć na dzień dzisiejszy, jedyne co mi zostalo po tych wszystkich lekcjach. Myślę, że on ma podobnie choć się tego nie dowiem...  To on ostatecznie stworzył ze mnie potwora. Jestem jego damską wersją. Ładniejszym odbiciem w lustrze.Chyba bylismy zbyt do siebie podobni, żeby to mogło mieć przyszłość. Zbyt desttrukcyjni, żebyśmy tego nie zburzyli oraz za bardzo dumni, by odpuścić lub przeprosić.
5 notes · View notes
panikea · 4 months
Text
Dzisiejsze związki polegają na tym, że ludzie zdzierają z siebie ubrania, on dochodzi na jej brzuch albo tyłek, ale nie mogą nawzajem dotykać swoich telefonów. Że żyjemy niby razem, ale jednak osobno. Czy znam przepis na idealny związek? Nie. Ale wiem, że aby być w dobrym związku z mężczyzną trzeba budować razem z nim historię. Zaś by być w udanym związku z kobietą, trzeba dawać jej emocje. W każdym związku są kłótnie. Lecz nie chodzi o to, że ludzie się kłócą, bo kłócić się będą zawsze. Chodzi o to, jak się wtedy traktują. - Piotr C. Pokolenie Ikea
92 notes · View notes
misialonely · 2 years
Text
Wierzę, że ktoś z moich obserwatorów zainteresował się, że coś jest nie tak.
Opisuje związek, w którym mój chłopak jest idealny
Opisuje też miłość, której nie mam, bo pozwoliłam chłopakowi odejść, który mnie odpychał bardzo długo
Postanowiłam też opisać moja historie miłosną z tym chłopakiem, ale do tego zmienię wszystkie dane w moim profilu, aby mieć pełną anonimowość. Opowiem wam wszystko, muszę z kimś się podzielić, anie mam z kim. Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta, ale myślę czy nie napisać o tym książki
3 notes · View notes
klarnelka · 2 years
Text
Czekała nas długa rozmowa. Bałam się, poruszyć ten temat.
-Hej mała. Jak tam?
-Hej, wszystko okej.
-Na pewno? Chyba powinniśmy porozmawiać.
-O czym?
-O tym co wydarzyło się ostatniej nocy. Powiesz mi co czujesz? Myślisz?
-Wiesz, bardzo długo myślałam co powinnam i chce Ci powiedzieć. Z jednej strony jest to bardzo trudne i dziwne. Oboje bronimy się przed związkiem. Oboje boimy się uczuć, relacji, odrzucenia. Oboje, na słowa „związek” „miłość” „kocham cię” reagujemy złe. Boimy się utraty przyjaźni, boimy się kolejnej nietrafionej miłości. Z drugiej strony mam wrażenie, ze działamy jak dwa magnesy, które odpowiednio nakierowane przyciągają się do siebie i pasują prawie idealnie. Mimo lekkich sił odpychania. Trochę jak w fizyce. To jest cholernie dziwne uczucie.
-To prawda. Jak myślisz, co powinnismy zrobić teraz?
-Ciężko mi powiedzieć. Z jednej strony boje się, ze to nie wypali i stracimy kontakt. Tutaj mimo wolnie kiedyś byśmy go stracili. A z drugiej strony boje się, ze stracimy swoją szanse. Szansę na cudowna relacje, a wierze ze taka moglibyśmy wspólnie wybudować. Relacje z wzajemnym szacunkiem, w której każdy czułby się wolny i kochany. Jednocześnie spełniając swoje marzenia. Mysle ze to ciężka decyzja ale powinna należeć do nas obojga. Chce tez abyś wiedział ze niczego od Ciebie nie oczekuje i chciałabym aby to była teoja świadoma i przemyślana decyzja. Zależy mi na tym abyś był szczęśliwy - ze mną lub bez.
3 notes · View notes
sad-girl-26 · 2 years
Text
„Pojebało jej się w główce”
„Nie będzie mnie ustawiać”
„Wariatka, jak jej mamusia”
„Jak jej się nie podoba, to droga wolna”
„Na jej miejsce jest dziesięć innych ładniejszych”
Ile razy wypowiedziałeś te słowa? Ile razy słyszałeś jak odkręca w łazience wodę, aby płakać? Ile razy nic nie zrobiłeś, bo wiecznie ta Twoja pieprzona duma? Czy zdajesz sobie sprawę, że poprzez słowa można zniszczyć człowieka? Że czasami trzeba kogoś tak po prostu przytulić, a nie wiecznie mu dopierdalać? Może gdybyś wyjrzał poza czubek własnego fiuta, to byś zrozumiał, że ta „chora wariatka” nie uwzięła się na Ciebie. Że nie czepia się bez powodu, tylko jej kurwa jeszcze na Tobie zależy… zależy stara się, aby wasz związek, dom jakoś funkcjonował.
Sama na dłuższą metę nie da rady…
Nic nie dasz sobie powiedzieć. Zawsze musisz obrócić kota ogonem, zrobić z niej głupią, winną, aby wyszło na Twoje. Mieć ostatnie słowo i rację. Nawet teraz czytając te słowa, znalazłbyś dziesięć argumentów, aby odbić piłeczkę i dalej pozostawać w swoim mniemaniu idealny, niewinny i nieskazitelny.
Tak, to my się na Ciebie uwzięliśmy.
Uwzięliśmy się, bo ktoś poświęcił Ci najlepsze lata swojego życia i oczekuje, że choć odrobinę się postarasz, tak jak obiecywałeś! Że zamiast wiecznego braku czas, choć raz wrócisz wcześniej do domu, aby spędzić z nią czas. Że choć raz zamiast zostawiać serduszka pod zdjęciami innych lasek, powiesz swojej, że pięknie dziś wygląda. Że choć raz zrobisz jakąś niespodziankę, poczynisz gest bez okazji, postarasz się, czy nawet nie zapomnisz o rocznicy. Że choć raz podziękujesz za ciepły obiad na stole i to, że masz czysto w domu. Że choć raz wrócisz z tym jebanym kwiatkiem i zabierzesz ją na kolacje bez okazji. Że choć raz nie będzie Ci szkoda tych pieprzonych kilkunastu złoty, aby zrobić coś innego, niż siedzenie wieczorem przed telewizorem na kanapie.
Wiesz jak to się nazywa? To nie „jej wymyślanie”.
To zwykłe ludzkie zainteresowanie! To staranie się o osobę, którą się kocha! To pokazanie ile dla Ciebie znaczy. To kurwa bycie mężczyzną, który kocha i dba o swoją kobietę!
Wcale się nie dziwie, że ciągle się Ciebie czepia. Ona już po prostu nie ma sił i wychodzi z siebie, abyś zauważył jak destruktywny i toksyczny wpływ masz na nią i waszą relację. Ciężko jej od Ciebie odejść, bo Cię durniu kocha! Bo wciąż się łudzi i ma nadzieję, że coś do Ciebie dotrze.
Otwórz oczy, bo zapewniam Cię, że innej takiej nie znajdziesz. A nawet jeśli inna kobieta będzie „głupia” i da się nabrać na Twoje udawanie kogoś kim nie jesteś, to i tak się na Tobie pozna. Wina nie jest w ludziach, ale w Tobie. W tym, że nie umiesz przyjąć krytyki… W tym, że nie rozumiesz, że krytyka, to po prostu informacja, co należy zmienić dla dobra ogółu.
Nie myśl tylko o sobie, a jeśli dalej zamierzasz, to pomyśl ile masz do stracenia. Jeśli nadal nic nie zrozumiesz, to pojmiesz to kiedy zostaniesz na dnie sam jak palec. Wtedy to do niej przylecisz z płaczem i błaganiem. Zrobisz to na kolanach, ale będzie już za późno.
Na Twoje miejsce to ona może mieć dziesięciu innych.
Dziesięciu innych, którzy doskonale rozumieją, że prawdziwy mężczyzna powinien szanować, wspierać i kochać swoją kobietę, a nie wiecznie unosić się dumą, zrzucać na nią winę i deptać jak niepotrzebnego śmiecia.
3 notes · View notes
s0ullessboy13 · 2 years
Note
Jak wedługo ciebie panie K powinien wyglądać twój idealny związek? Możesz się rozpisać haha
Każdy związek jest nieidealny i to jest piękne. Dla mnie już za późno na związki. Nie chcę mieć partnerki. To nie dla mnie.
5 notes · View notes