Tumgik
#Akcja widelec
zyciestolicy · 3 years
Text
Maciej Dobrowolski, współautor książki „Uwolnić Maćka” w rozmowie z Wojciechem Wybranowskim.
Maciej Dobrowolski, współautor książki „Uwolnić Maćka” w rozmowie z Wojciechem Wybranowskim.
Maciej Dobrowolski, bez wyroku spędził ponad trzy lata w areszcie śledczym wyłącznie na podstawie zeznań „skruszonego dilera narkotyków”. Za 40 miesięcy pozbawienia wolności otrzymał… 7,5 tys zł. odszkodowania. Od dziewięciu lat walczy, by udowodnić swoją niewinność.   Pyt. Policja zapukała do twoich drzwi w 2012 roku Maciej Dobrowolski:  To był rok znamienny dla każdego kibica piłki nożnej rok,…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
trenerkajezykowa · 6 years
Text
Ogarnąć ten angielski!
Czy cierpisz na syndrom wiecznego zaczynaja od nowa? Uczysz się angielskiego już jakiś czas. Chodzisz na kurs gdzie pilnie uczysz się rozróżniać pomiędzy użyciem Present Tense a Present Continous... zeszyt wypełniasz tabelkami i podkreślasz nowe słówka na kolorowo - wszystko to  bardzo pięknie, ale... No właśnie! Ciagle nie ma widocznego efektu Twojej ciężkiej pracy i znów zaczynasz od nowa, odwiedzasz księgarnię językową bo a nóż widelec wydano takie repetytorium do nauki angielskiego ze ho ho i akurat pomoże. Nie wiem jak Ciebie, ale mnie do szewskiej pasji doprowadzało to, że każdy rok szkolny zaczynał się od tego samego: porównanie albo powtórka z różnicy czasów. Ufffff!! Do czego zmierzam? Nauka angielskiego wcale nie musi być żmudna ani trudna ani nudna. Jest sposób żeby ogarnąć angielski ! Śmiem tak twierdzić bo sama się go tą metodą nauczyłam i wiem że działa - mało tego - zastosowałam to z językiem włoskim i też działa! Idąc dalej - mój niemiecki (pomimo 8 lat nauki w szkole i na studiach) pozostał na niskim poziomie tylko dlatego że właśnie uczyłam się go tradycyjną szkolną metodą na zasadzie ZZZ (zakuć, zdać, zapomnieć). I teraz uwaga, zdradzam mój największy sekret - aby mowić jak native spraker MUSISZ uczyć się jak native spraker! Proste ? Proste! Przypomnij sobie jak wyglądała Twoja nauka języka ojczystego ? Na początku było to słuchanie otoczenia, gry, zabawy i proste zdania a potem rozmowy i...tony błędów ! Ile razy przekręcaliśmy jako dzieci wyrazy a rodzice śmieli się do rozpuku ? O to właśnie chodzi w nauce jakiegokolwiek języka obcego - trzeba stworzyć sobie otoczenie jak najbliższe native spraker’owi. Błędy są nieuniknione, ba! konieczne nawet bo bez tego nie ma postępu! Wszak niegłupi powiedział, że człowiek uczy  się na błędach! Jak to ma zatem wyglądać ? Nie trzeba od razu przeprowadzać się zagranicę, ale w miarę możliwości: jak najwiecej słuchać angielskiego gdzie się da: oglądać TV po angielsku (NEVER z polskimi napisami), najlepiej zacząć od kreskówek albo Ulicy Sezamkowej bo słowo mówione jest skierowane właśnie do dzieci które się uczą. Jeżeli masz już jakiś poziom opanowany to filmy lub seriale ale troszkę starsze (lata 80-te lub 90-te nawet, kto nie lubi “Friends” ?) bo akcja jest wolniejsza niż współczesne produkcje i łatwiejsza do zrozumienia. Kolejna kopalnia pomysłów to wszelkiego rodzaju podcast’y - sky’s the limit! Ameryki nie odkryję jak powiem, że ważne jest też czytanie po angielsku (również polecam materiały dla dzieci na początek), uczenie się rymowanek i piosenek dla dzieci. Takie podejście do sprawy daje też wgląd w kulturę anglosaską bo bez jej znajomości nie da się wskoczyć na wyższy poziom znajomości jakiegokolwiek języka obcego.  Chodzi też o to by przełamać tę nieszczęsną barierę językową a najlepiej robi się to poprzez mowę! Mianowicie lekcje z native speakerem, najlepiej takim który nie zna języka polskiego bo wtedy trzeba się dogadać tylko po angielsku. W moim doświadczeniu to jedyne co działa na 100% - jestemy zmuszeni do obcowania z językiem na żywo, nie ma ucieczki i trzeba sobie jakoś poradzić, odpowiedzieć na pytanie albo coś sklecić na prędce. Błędy będą, to oczywiste ale nie trzeba się nimi zrażać bo zanim nauczyłeś/łaś się chodzić ile razy lądowałeś/łaś na podłodze z potłuczonymi szklankami?  A teraz tacę z kieliszkami nosisz jak kelner w restauracji! Język jest jak mięsień - nieużywany zanika! Dlatego trzeba go używać i ćwiczyć bo inaczej się nie da opanować angielskiego. Daj sobie szansę i nie zaczynaj od nowa tylko rzuć się na głęboką wodę! Efekt murowany angielskim cegłami.
0 notes
Text
Zagrajmy w grę...
Gry i zabawy to nieodzowny element gastronomicznego biznesu. Czasami grasz w: jak nie dać zrobić z siebie głupa, a czasami po prostu w: jak nie zrobić z siebie głupa. Kalambury, statki, makao - to pikuś mały! Poniżej przedstawiamy dwie sezonowe propozycje, czyli: w co pogrywali nasi goście (i nie tylko goście) tego lata:
1. RAZ, DWA, TRZY, BABA JAGA PATRZY
Gra przeznaczona dla minimum 2-óch osób
Wiek: 18-102
Czas rozgrywki: nienormowany
Główne zadanie: nie dać przeciwnikom możliwości zamknięcia lokalu o planowanej godzinie, ignorować wszelkie znaki, chrząknięcia, sugestywne spojrzenia przeciwników (obsługi). Wersja dla zaawansowanych: ignorować również ich prośby.
FAZA 1 - PARKOWANIE MIOTEŁ
Im później rozpoczniecie rozgrywkę, tym lepiej - to jest kluczowy warunek całej zabawy. Skrzykujecie znajomych i wychodzicie na miasto. Zatrzymujecie się w dowolnym miejscu. Pamiętajcie! Jak najpóźniej!
Wskazówka - świetnie sprawdzi się miejsce, w którym ewidentnie obsługa szykuje się już do zamknięcia. Poznacie to np. po złożonych krzesłach, wywożonych kegach z piwem, chowanych kuflach czy zamkniętych parasolach.
FAZA 2 - ROZGRZEWANIE KOCIOŁKA
Zamawiacie. Płacicie. Siadacie. Uprzejmie dziękujecie obsłudze, która WYJĄTKOWO wydała jeszcze wasze zamówienia i poinformowała was głośno i wyraźnie, że czas otwarcia dobiega końca i za najpóźniej 20/30/40 min. zamykają (to znak, że można zacząć zabawę, takie umówione hasło). Mile widziana jakaś sentencja z waszej strony w stylu “A, to na pewno zdążymy!:; “My tylko na jedno małe szybkie” albo “”Oczywiście, oczywiście, Panie przecież też mają rodziny i chcą się wyspać!” (to odzew do hasła, żeby dwie strony wiedziały, że zabawa się właśnie zaczyna). Pamiętajcie, że im bardziej wczujecie się w swoją postać, tym więcej radości sprawi wam wspólna zabawa! Musicie być przekonujący, a możliwe, że uda wam się jeszcze jedno dodatkowe zamówienie (punktowane podwójnie), które pozwoli wam przedłużyć rozgrywkę!
FAZA 3 -  BABA JAGA PATRZY!
Kiedy rozsiądziecie się już wygodnie ze znajomymi zacznijcie dyskretnie obserwować ruchy pracowników. Dopóki coś robią, jesteście bezpieczni. Akcja rozpoczyna się w momencie, kiedy wszystko dookoła zostanie już zebrane i zostaniecie sami na samym środku lokalu otoczeni pozamykanym.. wszystkim. Celem tej fazy jest przestać obserwować, a co ważniejsze, nie dać się złapać na obserwowaniu, jak najdłużej udając, że jesteście tak bardzo pochłonięci dyskusją w swoim gronie, że nie zauważacie niczego, co dzieje się dookoła. Kontakt wzrokowy z obsługą to pierwszy krok do tego, by zakończyć rozgrywkę (Baba Jaga patrzy!). Więc bądźcie ostrożni! W tej fazie wymagana jest gra zespołowa - dopowiadanie, przytakiwanie, radosne, impulsywne reakcje na historie waszych stolikowych sojuszników.
FAZA 4 - RZUCANIE ZAKLĘĆ
Każdy kwadrans opóźnienia w zamknięciu, to punkt dla waszej ekipy. Jeśli przerwiecie dyskusję lub pozwolicie obsłudze wejść wam w słowo - punkt dla przeciwników. Wygrywa ekipa, która zbierze więcej punktów.
Wskazówka - miejsce, które zajmiecie, jest strategicznym elementem gry. Zwróćcie uwagę, żeby żaden parasol nie kolidował z waszym usadowieniem, bo przeciwnicy mogą to wykorzystać na swoją korzyść, prosząc o przesunięcie się albo oznajmiając, że opuszczenie stolika jest im niezbędne do zakończenia rutyny zamknięciowej, co przyspieszy zakończenie rozgrywki.
ZAKOŃCZENIE GRY
Rozgrywka kończy się w momencie, w którym wstaniecie od stołu. Przegrywa drużyna, która zbierze mniej punktów. 
2. TRAFIONY, ZATOPIONY
Gra dla 1-3 osób
Wiek: 18-102
Czas rozgrywki: nienormowany
Główne zadanie: nie dać się złapać przeciwnikom, szlifować rżnięcie głupa, zwodzić, szlifować rżnięcie, pogrywać, kreować niewykreowane, rżnąć głupa.
FAZA 1 - CUMOWANIE
Trafiony, zatopiony to propozycja zarówno dla samotników, jak i grup. Rozgrywkę rozpoczyna się poprzez zajęcie miejsca w lokalu gastronomicznym/letnim ogródku. Ważne, aby wykorzystać wszystkie możliwe cechy danego miejsca - jeśli jest tłoczno, wasza strategia powinna się opierać na tym, że w chaosie dłużej pozostaniecie niezauważeni, jeśli jest pusto będziecie zdani na swoją kreatywną argumentację (przykłady w dalszej części instrukcji), jeśli jest średnio tłoczno możecie wykorzystać np. telefon komórkowy do wykonania niby rozmowy, co powinno dać wam trochę czasu na wymyślenie dalszego planu działania.
WSKAZÓWKA - starajcie się zajmować miejsca tyłem do baru, żeby niepotrzebnie nie rzucać się w oczy!
FAZA 2 - KOTWICA
Kiedy zostaniecie zauważeni przez obsługę, która podejdzie po zamówienie wykorzystajcie jedną z poniższych argumentacji. Możecie też stworzyć własną wersję, którą będziecie mogli rozwijać i ulepszać w czasie przeprowadzania kolejnych rozgrywek w tym samym (ryzykownie) lub w różnych miejscach.
- CZEKAM NA KOGOŚ - strategia sprawdza się najczęściej, ponieważ często faktycznie zdarza się, że ludzie zajmują miejsce w oczekiwaniu na kogoś, kto się spóźnia i dopiero będąc w komplecie składają zamówienie. Obsługa rzadko decyduje się na podjęcie dyskusji w zderzeniu z tym argumentem i cierpliwie czeka na tego wyimaginowanego kogoś.
- NIE, DZIĘKUJĘ - strategia wymusza konfrontację z drużyną przeciwną, jest bardziej wymagająca. Jeśli nie czujecie się pewnie, pozostańcie przy pierwszej opcji “czekam na kogoś”, która nie wymaga takiej kreatywności, elokwencji ani używania dalszych argumentów. Jeśli jednak zdecydujecie się na trudniejszy poziom, satysfakcja z zabawy może być nieporównywalnie większa. W tym momencie wiele zależy od drużyny przeciwnej. Możecie trafić na pracownika-obiboka, kogoś, komu zwisa, czy siedzicie przy zamówieniu czy nie, bo zwisa mu zapewne wszystko. Przeciwnik powinien jednak zareagować na rozpoczęcie strategii “nie, dziękuję” odzewem zawierającym informację, że korzystanie z przestrzeni ogródka obliguje was do złożenia zamówienia, albo że ławki publiczne są kilka metrów dalej, jeśli nie planujecie nic zamawiać. Od was zależy czy podejmiecie dyskusję bardziej stonowaną czy impulsywną. Poniżej podajemy kilka najczęściej wybieranych ścieżek rozwiązań, nie gwarantując tym samym ich skuteczności. Ta zabawa zawiera mnóstwo elementów losowych i nie da się zagwarantować skuteczności żadnej z nich. Wiele zależy od umiejętności waszych i waszych przeciwników.
* tu nigdzie nie jest napisane ze to kawiarnia! - opieracie wasze dalsze argumenty na niewystarczającym oznaczeniu terenu, w którym się rozsiedliście. Ignorujecie parasole, tablice z ofertą, menu, obsługę, płotki, donice i wszystko co mogłoby wskazywać, że to wasza nieuwaga.
*bardzo tu drogo - dalsza argumentacja opiera się na świętym oburzeniu. Dobrze porównać stosunek cen do tych w USA, Wielkiej Brytanii, Holandii, żeby szybko zyskać renomę obieżyświata, który na pewno ma rację, bo przecież na pewno nikt z obsługi nie był nigdzie poza Pcimiem Dolnym EWENTUALNIE, i nie ma zielonego pojęcia o zagranicznych cenach i walutach innych krajów. Można też powołać się na najbliższe otoczenie - Biedronki, Żabki i inne insekty. Nie zaprzątajcie sobie głowy takimi szczegółami jak koszta dzierżawy terenu w ścisłym centrum miasta, pracowników, podatków, towarów, koncesji, wyposażenia i innych. Drogo i kropka! Nie dajcie się wciągnąć w kontrargumentację, która uderza w słabe punkty waszych argumentów - np. że zawsze możecie kupić piwo w Biedronce i wypić na swoim balkonie, że nikt nie karze wam siedzieć akurat tutaj.
*a mogę swoje? - pytanie-prowokacja. Wg badań (pewnie jakiś amerykańskich) prośba poparta nawet bezsensownym argumentem jest częściej spełniana niż prośba po prostu, niczym nie poparta. Pytając czy możecie wyżłopać swojego browca, sięgnijcie więc od razu do plecaka po puszkę (element wizualizacji) i argumentujcie jakkolwiek, np. bo na ławce obok policja może mnie spisać/ bo chce mi się pić/ bo wolę Żubra/ bo chcę. A nóż, widelec się uda?
*ja tylko chwilę - strategia oparta na czasie. Sugeruje przeciwnikom, że zaoszczędzą sobie nerwów dając wam chwilę spokoju, a wy po chwili dacie spokój im. Kto wie, być może obsługa nie zechce ponownie podejmować dyskusji i rzeczona chwila rozciągnie się niemiłosiernie na waszą korzyść?
*wywiad, czyli wypytywanie o: właścicieli/ godziny otwarcia/ asortyment/ koncesję/ sanepid/ zezwolenia/ Unię Europejską/ opcję polityczną/ opcję religijną/ urzędy/ bankomat/ najbliższą pocztę/ sklep ze skarpetkami/ stan cywilny/ książeczkę wojskową/ ulubiony kolor - gracie na czas podtrzymując rozmowę i próbując złapać przeciwnika na niewiedzy na jakiś temat lub wytykacie mu nieuprzejmość i brak kultury, jeśli odpowiadać nie chce!
*złorzeczysz/ przekrzykujesz/ zastraszasz - strategia wymaga dużego obycia i wczucia się w rolę bardziej niż w pozostałych strategiach. Najbardziej emocjonalna, polecana osobą ekspresyjnym, agresywnym i psychopatycznym.
FAZA 3 - TRAFIONY, ZATOPIONY
Próbujecie postawić na swoim jak długo się tylko da. Jeśli pozwolicie, żeby kontrargument trafił tak, że nie będzie już pola na dalszą dyskusję, zostajecie zatopieni i przeciwnik wygrywa. Jeśli to przeciwnik nie wytrzyma i odejdzie/machnie ręką to wygrywacie wy. Dodatkowe minuty możecie zyskać poprzez:
- przytakiwanie “już, już” - po którym następuje zignorowanie swoich słów i dalsza ignorancja
- udawanie, że to wasze zachowanie jest całkiem normalne, a ich uwagi/prośby/oczekiwania brzmią jak bełkot wariatów - po prostu.
ZAKOŃCZENIE GRY
Rozgrywka kończy się w momencie, w którym wstaniecie od stołu. Przegrywa drużyna, która zbierze mniej punktów. 1 argument = 1 punkt.
Jeśli powyższe propozycje wydają wam się dziwne lub śmieszne, to wierzcie - jesteście wspaniali, cudowni i ponad wszelką wątpliwość - normalni! Jeśli utożsamiacie się z którąś z powyższych gier.. może czas spojrzeć na to z drugiej strony? 
Właściwie przerażające dla nas nie było to, że takie gry się zdarzały, ale to jak często miało to miejsce! Nie - raz w miesiącu, albo raz w tygodniu. Właściwie przy każdym zamknięciu pojawiała się ekipa grająca w Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy. Byłyśmy w szoku. Techniki ignorowania otaczającej rzeczywistości można by na tych przykładach opracować dokładniej w jakieś pracy doktoranckiej i może nawet wykorzystać w innych dziedzinach nauki? 
Trafiony, zatopiony uprawiałyśmy wbrew swej woli nawet kilka razy dziennie. Podejmowałyśmy grę. Argumentowałyśmy, a dyskusje trwały i trwały. Wygrywałyśmy. Czasami (jak z Godzillą) zdarzało nam się przegrać. Nierzadko zostawało to z nami na dłużej. Zdarzali się pasjonaci tej gry - dla nas ułatwienie w fazie rozpoznania. Ile się nasłuchałyśmy o bezczelności! Jakoś z innej perspektywy widzę to wszystko, a kiedy sama bywam klientem, to nigdy takim. Ale prawda w prostych słowach jest zawarta, żeby traktować drugiego tak, jak chciałoby się być samemu traktowanym.
Ale my też grałyśmy w gry, oj taaaak. Nasze, wewnętrzne. Te “od kuchni”. O tym wkrótce!
0 notes
piosenkabeztekstu · 7 years
Text
Recenzja nr 19: Hai to Gensou no Grimgar
Kolejny raz bierzemy na widelec alternatywny świat, tym razem z całą grupką przybyszów z innej rzeczywistości, którzy na własnej skórze przekonają się, że bycie początkującym pogromcą potworów, to nie obóz harcerski...
Anime rozgrywających się w grze, bądź których świat był skonstruowany na wzór gry, ostatnimi czasami pojawiło się całkiem sporo. Od sławetnego, zmarnowanego potencjału, czyt. Sword Art Online i jego zapomnianego pobratymca Accel Wordl, przez ekonomiczno-polityczne rozterki z Log Horizon oraz gro-podobny świat Dungeon ni Deai o Motomeru..., aż po omawiane w poprzedniej recenzji Re:Zero..., twórcy coraz częściej sięgają po motyw świata-gry, który szczególnie na celowniku ma gamerową widownię, ale nie tylko. I z czystym sumieniem mogę przyznać, że Hai to Gensou no Grimgar jest jedną z bardziej udanych prób tego typu, co postanowię się wytłumaczyć w dalszej części rozważań.
Całą akcję Grimgaru rozpoczyna scena pojawienia się gromady starszych nastolatków w kompletnie nieznanym im świecie. Oprócz całkowitej nieświadomości, gdzie (i kiedy) są, głównym problem jest to, że nie wiedzą również, skąd tak naprawdę pochodzą, a ich wspomnienia o wcześniejszym życiu zostają niemal całkowicie zatarte, z wyjątkiem pobrzękujących w głowie słowach z poprzedniego wcielenia, których znaczenia nawet już nie znają. Pozbawieni jakiejkolwiek własności, a zaopatrzeni jedynie we własną odzież, trafiają do gildii Ochotniczej Straży, gdzie dowiadują się, że bycie jej członkiem to właściwie ich jedyna alternatywa. Odtąd, by zarobić na swe utrzymanie i przetrwać, zmuszeni są zorganizować drużyny, obrać odpowiednie dla siebie i grupy role i zająć się tępieniem okolicznych potworów, w ten sposób ciężko pracując na odpowiednią zapłatę.
Czyż taki obrót spraw nie byłby wspaniałym wydarzeniem dla niejednego gracza, który zawsze marzył o przeżyciu na własnej skórze wspaniałych przygód rodem z jednej ze swoich ulubionych gier? No niekoniecznie. Bo świat z którym przyszło im się zmierzyć, jest niezwykle brutalny.
Hai to Gensou no Grimgar do tematyki świata-gry podeszło od zupełnie innej strony, niż poprzednicy, toteż cała fabuła będzie rysować się całkiem odmiennie. Do tej pory mogliśmy obserwować wybitne jednostki, jedynych w swoim rodzaju geniuszy, których zadaniem jest odmienić losy całego świata (przy okazji ściągając na siebie grono wielbicielek). Oglądaliśmy herosów, którzy albo byli już potężni, albo którzy na przestrzeni kilku/kilkunastu odcinków do tej potęgi szybciutko dochodzili, znali wszelkie tajniki otaczającego ich świata i stali w pierwszych szeregach podczas najważniejszych bitew z bossami. W tym anime jest jednak zupełnie inaczej i nareszcie ktoś wysilił się na przedstawienie najwcześniejszej fazy rozwoju podczas gry. Głównymi bohaterami serii są początkujący Strażnicy, których jedynym celem jest zarobienie odrobiny grosza na jedzenie, kwaterunek, a szczytem marzeń pozostaje para nowej bielizny. Dopiero próbują oni wdrożyć się w swoje obowiązki, stają przed wieloma wyborami, czy to profesji, czy miejsca rajdu itp. Każda walka, nawet z najsłabszym, pojedynczym przeciwnikiem stanowi wielkie wyzwanie zarówno pod względem siły, jak i taktyki i kooperacji wszystkich członków drużyny. A i samo zabijanie potworów nie należy psychologicznie do rzeczy łatwych - walczący rozpaczliwie o swoje przetrwanie, czujący ból i strach goblin to w końcu żywe stworzenie, a odebranie mu tego życia wymaga bezwzględności i braku oporów, na co początkowo ciężko się zdobyć naszym herosom. Naturalistyczne przedstawienie walki, bryzgająca krew, rozpaczliwe wrzaski stworów, a z drugiej strony ukazanie ich przy prozaicznych czynnościach, jak choćby gra w karty i jedzenie sprawiają, że ich śmierć nabiera w oczach widza realnego znaczenia.
Ale to nie jedyne przejawy realizmu. Bardzo dużo czasu anime poświęca na zagłębienie się w codzienne życie bohaterów. Dostajemy sporo scen z ich wieczorno-nocnych rozmów, wspólnych posiłków, czy zakupów, albo wałęsania się po mieście w ramach czasu wolnego i odpoczynku. Często zamiast konkretnych dialogów i wydarzeń pojawia się spokojna piosenka, w tle której przelatują kolejne krajobrazy i panoramy miasta, co samo w sobie nadaje specyficzny charakter budowanemu ciągowi wydarzeń. I tutaj pojawia się pytanie: czy na takich zabiegach nie traci mocno dynamizm fabuły? Owszem, nawet sporo. Ale wartka akcja i widowiskowe starcia wyraźnie od początku nie są tym, na czym twórcy chcieli się skupić. Dzięki temu mogli pochylić się lepiej nad relacjami bohaterów, wnikliwiej spojrzeć na ich problemy, emocje i problemy. Bo przecież w żadnej grupie nie jest tak, że wszyscy lubią się ze wszystkimi i dogadują bez żadnych starć i wzajemnej niechęci, a i takie niesnaski mamy okazję obejrzeć w tym anime. Do tego mozolnie budowany klimat, długie przerwy między konkretnymi wydarzeniami w fabule podnoszą rangę każdego z nich. Dany rajd zdaje się mieć większe znaczenie, kiedy widzimy, jak długo drużyna się do niego szykowała i jakie wątpliwości nią targają. Oczywiście tego typu konstrukcja może mieć swoich zwolenników i przeciwników, bowiem momentami rzeczywiście brakuje jakiegoś ożywienia, czegoś bardziej widowiskowego; brakuje nam konkretnych wydarzeń. Fabuła posuwa się do przodu wyjątkowo wolna i dla mniej wytrwałych widzów może być to nie do zniesienia.
Częściowo zapewne spowodowane jest to pewnymi brakami u bohaterów. Ich kreacje nie są wcale złe, ale też nie wyróżniają się wyjątkowo, a chwilami brakuje nieco inteligencji i domyślności, przez co pewne zbytnia ckliwość i rozdmuchane konflikty. Co do naszego pierwszoplanowego party, to każdy z członków drużyny podjął kształcenie do sprawowania w drużynie określonej roli: jest wojownik-tank Moguzo, jest też mocno chaotyczny mroczny rycerz Ranta, magiczka (bądź jak kto woli - czarodziejka) Shihoru, łowczyni Yume, dowódca grupy Manato, o klasie kapłana oraz Haruhiro, nasz główny bohater z perspektywy którego toczona jest narracja, a któremu w udziale przypadła klasa złodzieja (choć określenie łotrzyk pasowało by mi nieco lepiej do jego typu klasy postaci). Cała drużyna jest więc typową drużyną świata miecza i magii, na szczęście jednak postacie nie są ślepymi i pustymi odwzorowaniami swoich profesji. Twórcy postarali się nadać każdemu indywidualne rysy, bardzo często wypisujące się z cech, których można by się spodziewać po magu, łowcy itd. Zresztą ciężko powiedzieć, żeby ktokolwiek z nich odnajdywał się dobrze w swojej roli, w końcu zostali wciągnięci do magicznego świata, w którym muszą zabijać, żeby przetrwać - nie każdy od razu sprostałby temu zadaniu, co widać doskonale na ich przykładzie. Tak więc główny bohater, jak i większość obsady, pełni są niepewności, a o przejawy heroizmu ciężko ich posądzać. To wszystko daje poczucie autentyczności, które pozwala przychylnym okiem spojrzeć na tę może nie doskonałą, ale za to sympatyczną gromadkę.
O ile zazwyczaj oprawą graficzną nie zawracam sobie za bardzo głowy, o tyle w tym wypadku od pierwszych odcinków przykuła ona moją uwagę. Nie zawiera żadnych fajerwerków, efekty magii i sceny walk są przedstawione raczej oszczędnie, ale jednak coś sprawia, że cała grafika jest przyjemna dla oka. Znaczący wpływ mają tu liczne krajobrazy, widoki lasu, wody i zachodu słońca, nie bardzo szczegółowe, ale po części rozmyte i w ten sposób budujące nie tempo akcji, ale właśnie pewien spokój i nastrojowość serii. Choć nie zwróciłem większej uwagi na utwory otwierające i zamykające odcinki, to ciekawe są już wcześniej wspomniane środkowo-odcinkowe piosenki, które towarzyszą niekiedy również ważnym momentom i współtworzą emocjonalny odbiór sceny. Ktoś inny jednak mógłby zarzucić, że ten udźwiękowiony pokaz slajdów niepotrzebnie zabiera czas antenowy, ja jednak spoglądałem na te klimatyczne ujęcia przychylnym okiem.
Podsumowując, moim zdaniem jest to udana próba własnej interpretacji znanej i oklepanej konwencji. Oryginalne, dogłębne podejście do tematu, wyjątkowy nastrój, okraszony przyjemną grafiką i nawet jeśli nie najlepszymi, to całkiem solidnymi bohaterami - to wszystko daje nam bardzo porządny kawałek anime, które jest czymś więcej niż przygodówką o losach wielkich bohaterów. Jest prozą życia w magicznej rzeczywistości, która nie maluje się we wszystkich barwach tęczy, ale jest splotem chwil pięknych i trudnych. Seria jak najbardziej godna polecenia, nie tylko dla fanów gier RPG, na długi, spokojny wieczór, kiedy potrzeba nam chwili spokoju i wyciszenia.
0 notes