Tumgik
#uscisk
omanatascha · 2 months
Photo
Tumblr media
(via GIPHY)
10 notes · View notes
prxstytxcja · 2 years
Text
pada za oknem a mi sie marzy tylko cichy noz twoje dlonie moje serce moj mostek moj brzuch dzgniecie dzgniecie tak pieknie przy tobie tak pieknie przy tobie ta k pieknie przy tobie male wyznania wielkie tragedie szloch ze wstydu az mnie nie rozerwie palce w gardle pustka pustka chce jej wiecej nie chce czuc juz ani siebie ani ciebie zlosc mnie brzydzi bol mna chwieje smutek brudzi zal mnie tnie krucha dusza krwawi blednie a przy tobie tak pieknie przy tobie tak pieknie zbyt ciasny uscisk goraco, nie kontaktuje chyba chuj w racjonalnosc chyba ledwo juz czuje szkarlat na palcach dretwieje mi czucie szkarlat na skorze oh brudz mnie tak brudz mnie
2 notes · View notes
Text
JA PIERDOLE MOJ ZNAJOMY WSTAWIL USCISK REKI Z MENTZENEM I BOSAKIEM NA STORISKI.
1 note · View note
angelcemeterysblog · 2 years
Text
snieg
kiedy nas wspominam jestesmy w szkole. nie naszej, bo nie poznalismy sie tam, a w zupelnie innej. patrze na ciebie, a ty na mnie, jeszcze zakochany. kiedy siegam wzrokiem za cienie, widze galezie okryte bialym puchem przypominajace grube warstwy cukru pudru.
- bardzo dziwne. - mowie do siebie.
- co takiego? - dziwisz sie i tez odwracasz.
- jest poczatek kwietnia, a pada snieg.
przytaknales i wrocilismy do swoich zadan. po dzwonku wyszlismy ze szkoly. podskakiwalam odrobine idac przodem a ty szedles za mna ze szczerym usmiechem. wtedy bylo tak latwo. ustalilismy, ze pojdziemy do schodow. naszego miejsca. prowadzily z gorki, na ktorej byla szkola w dol. zasadniczo byly granica miedzy dwiema dzielnicami. wyjatkowe, bo nierowne, brudne, a w kazdy osobny stopien wbity byl kapsel od piwa. zastanawialismy sie jak to jest mozliwe, ze kazdy kapsel jest inny, a droga tak dluga. nie trzymalismy sie wtedy za rece, ale lubie sobie wyobrazac, ze tak bylo. pozniej przechodzilismy przez park pelen kwitnacych kwiatow i zieleni wymieniajac poglady na temat filmow.
myslalam o czym zazwyczaj rozmawiaja pary. zwlaszcza w zwiazkach zdrowych ludzi. o czym normalnie dyskutuja? i czy przy nich, moje czesto zbyt niezrozumiale podejscie nie wygladaja... dziwnie?
ty zupelnie pozbawiles mnie tego leku. nie czulam niezrozumienia, a nawet jesli, to zaakceptowanie. rzucalam pilke a ty ja lapales i oddawales. cos pieknego.
wychodzac z parku dochodzilismy do glownej ulicy. wspomniales, ze nasze spacery kojarza ci sie z ksiazka, ktora tak kochalam i serce zabilo mi mocniej. tak dobrze odbijalismy miedzy soba pilki.
tylko wszystko zaczelo sie zmieniac, kiedy bylismy przy rzece. kazdy temat mogl trwac wieczosc z wyjatkiem tego jednego. byl niczym jablon w ogrodzie eden, a ja, ewa, bylam na tyle zaslepiona, aby nie zauwazyc co robie. kiedy zaczelam ci mowic jak bardzo mi na tobie zalezy stopniowo sie kurczyles. a kiedy skonczylam, nawet pod lupa mialabym problem cie dostrzec. wrociles koncowo do normalnych rozmiarow i chcialam wrocic do domu. wsiedlismy do metra przy rzece. jadac kazdy przystanek przestawal wygladac jak zwykly przystanek. zamiast nich widzialam sceny ze wspomnien. jak uderzyl mnie moj byly chlopak, jak moj szef stojac nademna komentowal moje cialo, a pozniej ten jeden mezczyzna, ktory...
wysiedlismy na moim przystanku. zaczelo padac i schowalismy sie pod parasolka. szlam w ciszy, ale ty ciagle cos mowiles. w sumie stwierdzilam, ze gdybym nagle znikla, zauwazylbys, ze mnie nie ma tylko dlatego, bo nikt nie trzyma juz parasola. lzy naplynely mi do oczu. przestalam byc dla ciebie osoba, jesli kiedykolwiek wczesniej nia bylam.
bylam dodatkiem do twojego swiata, a nie jego czescia. wiedzialam, ze kocham cie bardziej, niz ty mnie. powinnam z tym skonczyc. ty dalej mowiles.
stojac pod moim mieszkaniem przytulilam cie, mimo, ze brakowalo mi sil, bo ciezar na moim sercu ledwo dawal mi pole manewru. odwzajemniles uscisk i pocalowales mnie w szyje.
romantyczne?
to dlaczego czuje sie jak dziwka?
problem lezy we mnie. musi.
dlatego w nastepnym tygodniu poszlismy na spacer po naszej szkole, ale nie naszej, bo nie poznalismy sie tam, a innej. znowu padal snieg
0 notes
martusiax · 7 years
Quote
Odwracasz się plecami , jesteś załamanym człowiekiem Przychodzisz tu i pragniesz uścisku dłoni
Kaleo - Hot Blood
3 notes · View notes
Quote
Życie wcześnie nauczyło ją, że nie należy przechodzić do porządku nad czymś, co wywołuje ucisk w żołądku, że lepiej dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Jeśli po prostu zbagatelizuje sprawę, to nigdy się nie dowie, co mogłoby się wydarzyć, a to było gorsze niż odkrycie, że na początku popełniło się błąd. Ze świadomością pomyłki można żyć dalej, nie oglądając się za siebie i nie zastanawiając, co mogłoby się wydarzyć.
Nicholas Sparks “List w butelce”
5 notes · View notes
kacperkubiak · 7 years
Photo
Tumblr media
0 notes
zycie-pelne-marzen · 5 years
Text
Tumblr media Tumblr media
D6 w drodze ma Bali
Dzisiaj koszmarny budzik bezlitosnie karze wstawac o 2:30. Szczesliwie nie pada juz. Senni staramy sie ogarnac, aby juz za chwile wyruszyc noca przez wioske, na koncu ktorej czeka zamowiony wczesniej kierowca. Ostatni uscisk dloni, hati hati and good luck i juz jestesmy w drodze.
Jest 3cia, droga nierowna... w zasadzie to poczatkowo czesciej jej nie ma niz jest. Wszedzie ciemno, mijamy zagubionego i zakreconego kota snujacego sie wzdluz ulicy. Mijamy lampy zbitych z czegokolwiek chat dajacych schronienie chyba glownie przed deszczem.
Zadziwiajaco sprawnie (2.5h) docieramy na lotnisko. Trimakasi - dziekujemy i juz chwile
pozniej ogarniamy sie w hali lotniska. Jemy ostry omlet z tostami ze szczypiorkiem i sennie oczekujemy na samolot do Kuala Lumpur. A stamtad juz wprost na Bali. Samolot przenika przez chmury odslaniajac lazurowe wyspy jak z pocztowek. Przelatujemy nad Jawą, ktora zachwyca roznorodnoscia krajobrazow: od pol, poprzez kolorowe domy, wreszcie wzgorza porosniete lasem rownikowym. Znizajac sie zachwycamy sie pieknem setek delfinow wyskakujacych z oceanu.
Lotnisko na Bali artystyczne, kolorowe, wakacyjne i bardzo roznorodne. Ogarniamy sie chwie, aby zamowic Grab (to tutejszy odpowiednik Ubera). Jest juz bardzo pozno. Za 400 IDR jedziemy do Ubud. Jest juz ciemno gdy docieramy na miejsce. Zostawiamy bagaze, dzis juz tylko kolacja. A miejsce gdzie ja jemy magiczne: pijemy koktail z mango i jemy cap cay, zolte carry i chilli danie z carry. Obsluga usmiechnieta. Uwage przykuwa madrosc na scianie: friends are the most important ingredients in this recipe of life.
0 notes
zjawiranie · 7 years
Text
Dzień 6: Ardabil (18.08.2017) czyli Dzien, w ktorym utonelismy w oparach absurdu...
Dzien, w ktorym utonelismy w optarach absurdu... Nocny autobus VIP jechal dosc szybko, a nocne swiatla iranskich drog i klaksony mieszaly nam sie ze snem. Tuz o swicie krajobraz zmienil sie z pustynnego w gorzysty - wstawalo slonce, gory zrobily sie ceglanoczerwone, pod szczytami zawisla mgla. Byla szosta rano, bylo pieknie. Dwie godziny pozniej dotarlismy do miejsca przeznaczenia, do miasteczka Ardabil. Trudno bylo uwierzyc, ze jestesmy na miejscu, gdyz gory zniknely, w powietrzu wisial smog a swiat znow skladal sie z betonu i kurzu. Nerwowo dreptalismy po dworcu robiac dobra mine do zlej gry. Nasz host z Teheranu, Araz zapewnil nam nocleg u swojego brata, ale w calym zamieszaniu zapomnielismy ustalic takie szczegoly jak numer telefonu czy adres. Nie mielismy jednak czasu sie pomartwic gdyz praktycznie znkad pojawil sie jakis facet, cos mowil po azersku i machal rekami. Jak nic - musial to byc brat Araza. W tym miejscu rozpoczal sie dzien, w ktorym absurd gonil porazke, a wszystko co moglo pojsc zle - poszlo fatalnie. Gotowi? Wiec facet dalej cos mowi i macha rekami, biegniemy za nim przez dworzec, za nami jeszcze kilka osob, niczego nie rozumiemy i szczerzymy sie tylko w glupawo-przepraszajacych usmiechach. Podchodzimy do jakiegos zdezelowanego grata, marki nie znam, ale wyglada jak stara Skoda. Plecaki do bagaznika, my do srodka, zapach benzyny i brudnej tapicerki, jedziemy. Probujemy cos podpytac po angielsku, gosc odpowiada po azersku, trwa lingwistyczny klincz. Dyskretnie smsuje do Araza - ten twoj brat to po angielsku niponimajet? To nie brat - odpisuje Araz, to kierowca. Alleuja, koniec koszmaru, mysle sobie, ale zaraz przychodzi koleja wiadomosc - brat w sumie po angielsku tez slabo... To niekorzystne wiesci, znow mysle sobie i odrywam wzrok od telefonu. Patrze za okno, a tam jeszcze Radom pomieszany z Zawierciem - beton, brzydko i zupelnie daleko od naszych wyobrazen. Mijamy skrzyzowania i ronda, niektore nawet po kilka razy, kierowca ma najwyraznie klopot nie tylko z angielskim, ale i z nawigacja. Po kilku wiekach docieramy wreszcie na jakies osiedle, ktore przypomina z kolei Sarajewo i to z okrsu krotko po wojnie. Nieco zaczadzeni od spalin regulujemy naleznosc przeplacajac jakies cztery razy. Kierowca oddaje nas w rece Mahmuda - brata, w ktorego istnienie juz prawie przestalam wierzyc. Mahmud po angielsku mowi tyle ile my po azersku. W milczeniu wchodzimy do budynku, nastepnie, juz boso, do windy wylozonej dywanem. Apartament Mahmuda urzadzony jest w stylu "ruski barok", meble ubrane sa w jedwabne pokrowce, a obok gigantycznego telewizora siedzi marmurowy gepard. Na perskim dywanie spi jakas dziewczynka (szacujac po rozmiarze - przedszkolak), a w kolorowej kolysce lezy niemowlak. A w tym wszystkim my, z plecakami, lekko przerazeni. "Siadajcie" - pokazuje na migi Mahmud. Poslusznie klapiemy na jedwabie. Znikad ratunku. Wyciagam telefon i znow pisze do Araza: ze nam milo niezwykle, ale troche niezrecznie, bo ani me ani be, a my glodni, zmeczeni... Po drugej stronie zero zrozumienia: czujcie sie jak u siebie w domu, odpocznijcie, brat teraz w zasadzie to wychodzi, ale wroci z godzine, sniadanie sobie zjecie. Eh, i jak tu wyjasnic, ze najbardziej to bysmy chcieli wyjsc i dowiedziec gdzie sa te cholerne gory i co robi to ochydne miasteczko w miejscu, gdzie wyobrazalismy sobie Toskanie... Jednak ton wiadomosci Araza i wzrok Mahmeda nie pozostawialy nam miejsca na sprzeciw. Zostalismy zakladnikami iranskiej uprzejmosci. Chwilowo utknelismy wiec w bardzo dziwnym miejscu. Z braku wyboru ulozylismy sie na dywanie obok spiacych dzieci i sami szybko usnelismy. Trzy godziny pozniej obudzil nas dzwoniacy bez przerwy domowy telefon. Po salonie krzatala sie ubrana w chuste kobieta, najpewniej zona Mahmeda. Szanse, ze mowi po angielsku byly zerowe, wiec nie mielismy specjalnych oczekiwan w tym kierunku. Miala jednak taka mine, ze i bez komunikacji werbalnej wiedzielismy, ze nie do konca w smak jest jej nasza obecnosc. Mahmeda dalej nie bylo. Postanowilismy polozyc kres tej dziwnej sytuacji i dac noge z domu. W szalonym tempie wyslalam z milion wiadomosci na Couchsurfingu szukajac jakiegokolwiek lokalsa znajacego angielski. Ktos musi tu wiedziec co sie stalo z gorami. Poza tym bylismy juz naprawde bardzo glodni. Wyszlismy w pospiechu nie wiedzac za bardzo dokad isc. Jedzenie stalo sie priorytetem, wiec ustalilismy, ze najpierw znajdziemy jakis sklep i piekarnie, a dopiero potem obmyslimy jak dostac sie do centum i - finalnie - w gory. Osiedle mialo tyle uroku, ze mogloby bez wiekszych przygotowan stanowic scenografie jakiegos wojennego filmu. Tulaczka - to chyba najlepsze okreslenie tego, co uskutecznialismy w poszukiwaniu jedzenia. Koniec koncow udalo sie nam kupic pomidory, ser i siatke winogron. Do szczescia brakowalo jedynie chleba. Po zakurzonuch ulicach krecili sie jacys ludzie, z ktorych spora czesc trzymala pod pacha plaskie bochny swiezego sangiaka. Idac tym tropem - czyli w kierunku przeciwnym do wyposazonych w chleb mieszkancow - trafilismy do piekarni. Piekarze uwijali sie przy piecu wyjmujac zen gorace placki. Chleb piekl sie na goracych kamyczkach, ktore potem usuwano z ciasta na specjalnym sitku. Zafascynowani calym procesem nie zauwazylismy... Mahmuda, ktory najspokojniej w swiecie czekal na swoje wypieki. Na nic zdały się nasze próby przekazania mu informacji, że chcemy pójść zwiedzać miasto. Oczywistym było, że chcemy czy nie chcemy - pojedziemy z nim do domu na śniadanie. Mahmud domówił kilka placków chleba i otworzył drzwi do samochodu. Czuliśmy się jak złapane na gorącym uczynku dzieci. Albo jak wiezniowie zawrocenie z proby ucieczki. Posłusznie wsiedlismy do auta i wróciliśmy z do punktu wyjscia. Śniadanie zjedliśmy w kuchni, siedzac po turecku na dywanie. Do naturalnych serów, konfitur, ogórków i miodu dołożyliśmy nasze zakupy. Siedzielismy najpierw we czworke, pozniej dolaczyla do nas żona i corka Mahmouda. Jedlismy w milczeniu, ale trzeba przyznac, ze wszysto bylo naprawde smaczne. Druga probe ucieczki podjeclismy kiedy otrzymalimy w koncu odpowiedz od jednego z lokalsow na Couchsurfingu. Chlopak o imieniu Reza zaproponowal, ze pokaze nam miasto i - co szczegolnie nas ucieszylo - przyjedzie po nas samochodem. Wykorzystalismy moment, w ktorym Mahmoud bawił się z dziećmi i żoną na dywanie i prysnelismy w podskokach. Reza czekał na nas na rondzie Faranghi, do którego dojscie zajęło nam 15 minut. Gdy tylko zatrąbił klaksonem swojego Peugeota 206 by nas przywitać - odetchnęliśmy. Ucieczka od iranskiej uprzejmosci zakonczyla sie sukcesem. Reza zrobil na nas dobre wrazenie. Od razu można było dostrzec, że jest energicznym i otwartym irańczykiem. Zaproponował byśmy pojechali objerzeć pobliskie naturalne jezioro Shourabil. Slowo "naturalne" powtorzyl kilkakrotnie, wiec w naszych glowach roztoczyla sie wizja iranskich Mazur... Rozczarownie to malo powiedziane zeby okreslic nasz stan. Zupełnie się nie spodziewaliśmy, że jezioro, które jest ulubionym miejscem mieszkańców na pikniki może tak wyglądać. Brzeg był mulisty z zakurzonymi kamieniami, woda szara, a drogą otaczającą cały brzeg co chwilę przejezdzaly ciężarówki. Spojrzelismy po sobie i wybuchnelismy smiechem. Od tej pory reagowalismy tak na wszystko, co moglo nam zaoferowac Ardabil. Spacerowalismy sobie wzdluz brzegu wdychajac spaliny i kurz. Reza opowiedział nam sporo o sobie: studiuje prawo i bardzo lubi fotografię. Podpytywał też o nas i nasze życie w Polsce. Czekaliśmy na jego dwóch znajomych, którzy mieli do nas dołączyć. Gdy po chwili na brzeg podjechał biały SUV, nie wiedzieliśmy za bardzo kogo mamy się spodziewać... Janek twierdzi, ze szukal juz wzrokiem cegly, zeby bronic nas przed porwaniem. Normalnie taki scenariusz nie przyszedlby nam do glowy, ale otoczenie bylo tak okropne, ze w stu procentach nadawalo sie na tlo spektakularnego aktu przemocy, wlaczajac w to zalozenie nam betonowych butow i utopieniu w "naturalnym" jeziorze. Nic takiego sie jednak nie stalo, z auta wysiadla dwojka zywcem wycieta z amerykanskiego filmu o typowych nerdach. Zachichotalismy nerwowo. Chlopcy podali reke najpierw Jankowi a potem, z pewnym ociaganiem, mnie i Zu. Uscisk dloni z kobieta to w zasadzie duzo powiedziane - zwiedla reka i brak kontaktu wzrokowego to lepsze okreslenie. Stalismy tak naprzeciw siebie i nic sie nie dzialo. Ciezarowki jezdzily sobie a ta niezreczna chwila trwala i trwala. W koncu, bez zawiazania glebszej przyjazni, pozegnalismy sie. Reza zarzadzil powrot do samochodu. Wyjechalismy na droge wokol jeziora i zrobilismy honorowa rundke. Z plyty lecialo Queen, calosc byla dosc absurdalna. Od jeziora bylo tylko rzut beretem do centrum miasta i glownego meczetu. Meczet byl oczywiscie zamkniety - nawet nas to nie zdziwilo. Ruszylismy wiec w kierunku bazaru, a Reza od razu wszedl w role profesjonalnego przewodnika. Mial powazna mine, pokazywal nam stare sklepienia, tlumaczyl logike alejek, a na koncu poprowdzil do bazarowego meczetu, gdzie nakreslil pokrotce roznice miedzy sunnitami a szyitami. W meczecie na perskich dywanch spali handlarze. Dyskretnie zrobilismy kilka zdjec. Nasze plany zmienialy sie z minuty na minute. Za wszelka cene chcielismy pojechac w gory, ale kazda z dostepych opcji ciagnela za soba albo trudnosci logistyczne, albo lingwistyczne, albo jedne i drugie. Najrozsadniejszym kierukiem wydawaly sie gorace zrodla zlokalizowane na poludniu miasta. Majac jednak w glowie wszystkie rozczarowania dzisiejszego dnia - a szczegolnie piekno miejskiego jeziora -wygooglowalismy wszelkie mozliwe opinie na ich temat. Nie zapowiadalo sie by byly warte calego kombinowania. Zdecydowalismy, ze odpuszczamy. Na otarcie lez ruszylismy na maly obiad. Reza zaprowadzil nas do malej knajpki gdzie po raz pierwszy zjedlismy uliczny kebab - czyli mieso na metalowym kiju. Slynne, iranskie pyszne mieso? Noo... nie dzisiaj. Kurczak byl poprawny, jagniecina gumowata, ale pisze to wegetarianka, wiec trudno to traktowac jako opinie ekspercka. Janek dodatkowo zamowil watrobke ale tez nie mial szczesliwej miny. Bogatsi o kolejna porazke wrocilismy do samochodu. Reza zakomunikowal nam, ze do naszej wycieczki dolaczy jego mistrz filozofii. Tego jeszcze nie bylo. Mistrz okazal sie chudym studentem w rogowych opawkach, ktore ciagle zjezdzaly mu z nosa. Mial welniana marynarke w klasyczny wzor i laty na lokciach. No wypisz-wymaluj filozof. Reza zarzucil luzny temat: czy istnieje ustoj lepszy od demokracji? Mistrz, w swojej nieskonczonej madrosci, zacytowal nam Nietschego, potem Platona, a potem Kanta, a wszystko to wiedzielismy, bo Reza tlumaczyl nam ten wyklad na angieski. Sluchalismy w oslupieniu, bo w korowodzie dziesiejszych absurdow ciagle zmienialo sie prowadzenie. Ledwo otrzasnelismy sie po Platonie, a chlopaki juz szykowali nam kolejna atrakcje. Tym razem wlaczyli nam tradycyjna muzyke azerska i nakazali podziwiac. Sami przybrali bardzo nabozne miny. Oczywiscie rozleglo sie jakies wycie, Janek starl sie zachowac dyskrecje, ale caly czerwony dusil sie ze smiechu. Mi lzy lecialy juz ciurkiem, Zu chichotala zaslaniajac sie hidzabem. Biedy Reza i biedy filozof! Kiedy juz nieco ochlonelismy padla propozycja abysmy wpadli na wesele, ktore znajomi filozofa organizuja wlasnie dzis. Przez minute nawet sie zastawialismy, bo czy ten wspanialy dzien mogly skonczyc sie piekniej? Okazalo sie jednak, ze zabawy organizowane sa osobno dla kobiet i osobno dla mezczyzn. Spasowalismy. Robilo sie poznawo i Reza nagle przypomnial sobie, ze ma na wieczor jakies plany. Zahaczajac o sklep z miodem - ponoc najlepszym w calym kraju (miod, nie sklep), wrocilismy na nasze wspaniale osiedle. Kalkulujac, ze jutro moga byc zamkniete sklepy (piatek) kupilismy cztery placki chleba typu berberi, z czego jeden, jeszcze goracy zjedlismy od razu na ulicy. Odnalezlismy wlasciwy blok, naciskamy na domofonie trojke. Cisza. Znowu trojka. Cisza. Skubiac chleb postawilismy na nogi pol osiedla, dzwoniac na chybil-trafil po sasiadach. Bez skutku. Piszemy szybka wiadomosc do Teharanu: Araz, gdzie do cholery podzial sie twoj brat? Nie wiem jakie kroki zostaly podjete za naszymi plecami, ale za pare minut podjechalo zakurzone auto i wysiadl z niego czlowiek o twarzy troche Araza i troche Mahmuda. Jak nic - trzeci brat. Salaam, trzeci bracie - szczerzymy sie do niego, na migi pokazujac, ze drzwi zamkniete, a my z tym chlebem... "No problem" - usmiecha sie brat. Dobry boze - on mowi po angielsku!!! Behmud zgarnal nas do auta wyjasniajac po drodze, ze brat wybral sie z rodzina do restauracji i wroca pozno, ale, ze zaprasza do siebie, najserdeczniej. Wysiedlismy dwie uliczki dalej, znow czujac sie jak aresztanci. Jak sie jednak okazalo, za drzwiami apartamentu na piatym pietrze czekala nas pierwsza tego dnia mila niespodzianka. Rodzina Behmuda okazala sie niezwykle sympatyczna i wcale nie dlatego, ze zaserwowali nam najlepszego arbuza na swiecie. Mimo bariery jezykowej udalo nam sie zlapac fajny kontakt ze wszystkimi kobietami w domu (jedna z nich byla z pewnoscia zona, ale nie zgadlismy ktora), wymienic sie namiarami na Instagrama i pobawic z naprawde uroczym dziesieciomiesiecznym dzieciakiem. Bez porownania z mrukliwym Mahmudem i jego zimna jak polodowcowy glaz zona. Z zalem wrocilimy do domu. Znow nie wiedzielismy jak sie zachowac. Gdzie ulozyc sie do spania? W co sie na noc ubrac? Czy musimy spac w hidzabie? Popelniajac pewnie miliony faux-pas udalo nam sie zmontowac legowisko i ulozyc sie do snu. Jutro, bez wzgledu na wszystko, dajemy stad noge.
2 notes · View notes
desire-rose-blog · 7 years
Text
Kolacja ze smakiem
Siedzimy naprzeciw siebie przy stole jedząc sałatkę i pijąc wino. Jesteśmy przy drugiej lampce gdy wstaje i powoli podchodzę do Ciebie.. mam na sobie sukienkę z odkrytymi plecami aż do słynnych dołeczków w plecach i dekoltem prawie do pępka, ty siedzisz z wyjęta koszula i dżinsami. Stoje za tobą i powoli schyliłam sie " masz ochotę się pobawić ? " mowię śmiejąc sie i odchodzę tak żebyś mnie doskonale widział zaczynam od rozpiecia włosów z koka. Spadają fala na moje gole plecy gdy rzucam spinkę w kąt. Potem sięgam za suwak z boku sukni, patrzę prosto w twoje oczy i widzę ze powoli sie podniecasz tym co robię ... kontynuuje zabawę gdy suknia opada na podłogę stoje w figach i dołączonych pończochach z paskami na biodra bez stanika ... sięgam powoli po suknie i rzucam ja tam gdzie spinkę gdy odwracam się, czuje twoje dłonie na sobie ... dotykasz mnie dosłownie wszędzie gdy mam już się odsunąć przyciągasz mnie mocno do siebie tak ze dotykam tyłkiem twojego krocza .. czuje erekcje gdy jedna z moich dłoni sięga do rozporka druga zaczepia i twój kark wyginam sie w luk , twoje palce wchodzą we mnie dość brutalnie jednak to mi nie przeszkadza robisz mi palcowke jednak mówisz "nie dochodz jeszcze mała " przestajesz w momencie gdy miałam szczytować odwracasz mnie do siebie przodem i... " chce zobaczyc jak konczysz patrzc na mnie" patrze na twoja buzke, moje palce wracaja miedzy twoje uda. "chce kazda twoja reakcje zobaczyc, bo nastepnych juz nie zobacze tego wieczora" całuje cie bo brzuszku moje palce neiprzerwanie kraza w tobie skupiam wzrok na tobie delektujc sie kazdym twoim spazmem. "Zajmiemy sie Toba porzdnie dzis" trzymam cie na krawedzi, ciagle pieszczac i zwalniajac przy szczycie ogladajac i słuchajac kazdego twojego jęku, kiedy widze jak prosisz błagalnym spojrzeniem zebym cie dokonczyl, robie to patrzac na twoj grymas rozkoszy i wdziecznosci. Jestem bardzo pobudzony, gdy tylko wyjmuje paluszki z ciebie wstaje, obracam cie do stolu i opieram o niego, nastepnie plynnym ruchem wchodze w ciebie od tylutrzymajac mocno za biodra krecac nimi w odpowiednim ruchu. nieprzestaje nawet na chwile, to zwiekszajac tempo a gdy czuje ze sie zblizam spowalniam sluchajac twoich jekow. Jestes mokra i ciasna co powoduje ze coraz to trudniej mi utrzymac sie, przez co zwalniam do delikatnego i miarowego posuwania, rozkoszuje sie kazdym ruchem, czekam na twoj drugi szczyt, hamujac sie przy tym samemu. Pomagam Ci masujac cie po odslonietych plecach czasem lizac je i migrujac palcami pod sukienke w okolice piersi. Gdy juz wiem ze jestes blisko, przyspieszam dajac cie rozkosz. Nastepnie jeszcze nie skonczywszy samemu, łapie cie mocno za wlosy "teraz klekaj, dzis to wszystko bedzie twoim deserkiem" usmeicham sie szyderczo i sprowadzam cie na podloge przede mna,trzymam mocno cie za głowe, jestem w twoich ustach głeboko, az nie mozesz zlapac oddechu, prowadze twoja glowe recami, jednak jak lapiesz rytm odpuszczam i pozwalam cie to robic samej. "wysmasuj mi przy tym posladki, tu ci raczki nie potrzebne" poprawiam Ci głowke i dociskam jeszcze raz do siebie az siei dławisz przy tym. Rozkoszuje sie kazdym twoim ruchem i slina ktora kapie co jakis czas na ziemie. Jestem bardzo twardy, przez co zajmuje ci to wieksza chwile az nie skoncze, bedac na skraju, ostrzegam cie o tym patrze ci w oczka i koncze ci w ustach, nie pozwalajac ci go z nich wyjac. Po chwili zwaliam uscisk z wlosow i kaze wszystko dokladnei zlizac z siebie.
4 notes · View notes
wlasnoreczne · 4 years
Text
a jednak ona, nie ja
i tak bym nie chciala,
znaczy tylko tak mowie ale w glowie mam zupelnie inny scenariusz
chcialabym zeby ta chwila na balkonie trwala wiecznie, mam tylko przeswity i obrazy minprzeladuja przed oczami ale bylo cudownie
tak prawdziwie
jeszcze ten czuly uscisk na koniec i mile slowka na ucho
bylam wrecz pewna ze to cos znaczy
czy sie zawiodlam? nie
czy wiedzialam ze chodzi o nią? tak
meh.. co teraz jest prawda? bo ja oklamuje chyba sama siebie
0 notes
journeyboook · 6 years
Text
25.09.2018
Jaszurka dzis byl u mnie. Ten dzien moge zaliczyc do teczki o nazwie ,,fart’’. Uczelnia pelna negatywnych i pozytywnych sytuacji. Jaszczurce zalezalo na spotkaniu ale z racji natloku nauki nie mialam jak wyjsc i w glebi duszy liczylam ze przyjdzie i wesprze mnie. Przyszedl... nie jestem w stanie opisac swojego szczęścia. Jedno jest pewne, znow zaczelam porownywac nasz zwiazek do poprzedniego z capitanemniemamnie. Moze to dlatego, ze z nim to byla pierwsza prawdziwa miosc? Chyba to jest odpowiedz. Z Jaszurka rowniez jest to milosc, moze nie pierwsza ale prawdziwa. Uczac sie poczulam wypelnienie. Nigdy jakos nie mielismy okazji usiasc sobie, pouczyc sie czy cos w tym rodzaju. Zawsze jego przyjscie zaczynalo sie od filmu a wiadomo jak sie konczylo. Dzisiejszy wieczor byl zupelnie inny. Bylo duzo smiechu ( przewaznie z mojej glupoty), wyglupialismy sie bijac sie, ciagajac po ziemi nie zwazajac na to czy wypada. Po wyczerpujacej nauce mielismy chwile dla siebie. Dalej w rutynie pozostalo wlaczenie filmu na netflixie ale zmienil sie bieg wydarzen. Pocalunki nie byly juz takie zwykle, plynelo od nich duzo namietnosci i podniecenia. Oddech, pozycja, uscisk..wszytsko bylo zupelnie inne. Jakbysmy dopiero zaczeli swoja wspolna przygode. 
W tym momencie Jaszczurka wyslala mi piosenke pt. ,,Rozum czy serce”. Nie mam pojecia jak odpowiedziec na tytul tej piosenki.Rozum czy serce? teoretycznie powinnam sie kierowac sercem, ale wiem ze czesto daje zludne znaki wiec wole wybrac rozum. Chcialabym miec czasem dar wylaczenia czlowieczenstwa..... dobra, rozmarzylam sie troszke. Obecnie czekam, jedzac kaszke dla dzieci az Jaszczurka zadzwoni. NIby niecale pol godziny temu wyszedl ale juz mi jego brakuje, tym bardziej, ze teraz moge dostrzec jego starania. Jesli wczesniej sie staral to chyba mialam zaslepki na oczach. 
0 notes
art-is-so-gay-blog · 6 years
Text
Niemiłość.
Dotykam Cię, a dotknąć nie mogę…
Dzieli nas cienka warstwa niemiłości.
Oddalamy sie tak bardzo,
A odejść nie umiem.
Miłość nas łączy i dzieli niemiłość.
Co się zmieniło? Ja nie wiem.
Patrzę w Twe oczy tak jak kiedyś
I czuję tę miłość płynąca ze mnie.
Czy Ty czujesz? Nie? Bo nie chcesz?
Ja Twojej nie czuję, choć chcę…
Więc łapię każdy Twój pocałunek i uscisk,
Jakby to miało mi zostać na lata,
Wiem, że gdy odejdziesz to ta bliskość wraz z Tobą,
Dlatego chcę ją zatrzymać w mym sercu.
Czuję, że coś przekreślasz na zawsze,
Odchodząc i nie chcąc spać ze mną.
Nie chce dopuszczać tej myśli do siebie:
Czy uda nam się to odbudować na pewno?
Mówisz, że nie chcesz choć ja tego pragnę…
Odtrącasz mnie a ja czuję jak pęka me serce.
Nie wiem czy czuję, że jeszcze kochasz…
Boję się odpowiadać…
~Anita Boroń
Kraków, 8.03.2018
0 notes