Tumgik
#nieufność
portalnetbe · 10 months
Text
Bitcoin - nadzieja na zyski czy strata oszczędności?
Tumblr media
Bitcoin, najbardziej znana kryptowaluta na świecie, od czasu swojego powstania w 2009 roku wzbudza kontrowersje i emocje. Dla niektórych jest ona symbolem przyszłości, rewolucji finansowej i szansy na osiągnięcie znaczących zysków. Inni jednak ostrzegają przed niestabilnością rynku kryptowalut i ryzykiem utraty oszczędności. Dlatego pytanie, czy Bitcoin to nadzieja na zyski czy strata oszczędności, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Read the full article
0 notes
niechciaana · 1 month
Text
Tak, bycie w toksycznej relacji jest trudne. Ale czemu nikt nie mówi o tym, jak trudne być w pierwszej zdrowej relacji. To nie tylko walka z własnymi myślami, lecz także z głęboko zakorzenionymi lękami. To codzienna bitwa, w której niepewność i nieufność wydają się być naszymi stałymi towarzyszami. Zaufanie staje się luksusem, które buduje się stopniowo, kawałek po kawałku, przy każdym szczerym uśmiechu i delikatnym geście. To nie tylko przezwyciężenie strachu przed odrzuceniem, ale także obawa przed otwarciem się na tyle, by pokazać swoje najgłębsze emocje. Ale gdy w końcu udaje się przełamać te wewnętrzne bariery, odkrywa się niezwykłą siłę i piękno, które tkwią w zdrowej relacji.
20 notes · View notes
pisanki-o-zyciu · 1 year
Text
Patrzysz na mnie i próbujesz czytać mi w myślach, lecz przez moją nieufność do ludzi, popisałem się koślawym pismem i jestem nieczytelny.
125 notes · View notes
trudnadusza14 · 10 months
Text
28-30.06.2023
Te dni na wszelkie sposoby uciekałam od bólu
Najgorsze są noce i poranki. Jak się obudzę ból jest okropnie silny
Ale usiłuje od tego uciekać
No ba ja byłam już taka zdesperowana że w środę na artystycznych zdecydowałam się na malowanie po numerach (czego nienawidzę xD)
Ale w sumie było fajnie
Pogadałam też z innymi i było spoko
W domu jak zwykle ćwiczenia
A w czwartek znowu cały dzień w ruchu
Do lumpeksu potem biedry i dowiedziałam się że lekarz który miał mi robić biopsję w pon się rozchorował i będzie po 10 lipca
I mam 12 lipca
I wujek mi pomoże na szczęście
Aczkolwiek jak jakiś czas temu odesłali mnie jak się zgłaszałam to teraz myślę że może jednak dobrze że mnie odesłali xD zobaczyłam średni termin oczekiwania to 426 dni xDD
A reszta szpitali poniżej 40 dni xD
To już wiem gdzie iść. Tam gdzie moja babcia się leczyła
Szybko się nią zajęli
A później terapia grupowa. Tym razem to było babskie spotkanie
I było spoko. Ja jak zwykle cicho ale jestem coraz bliżej wybuchu
Może to będzie poniedziałek ...
Z terapi poszłam na terapię ruchem. Było zajebiście
Było o oddechu głównie. Było też 10 min relaksacji
I zauważyłam jedną rzecz. Nie umiem nie myśleć xD
Ciągle mam w głowie natłok myśli. Za dużo myślę
Ale byłam przeszczęśliwa po tej terapi
I potem długi spacer
A w domu przyjaciółka mi wparowała i zrobiłyśmy pół nocy tanecznej xd
A dziś byłam po zamówioną książkę w bibliotece a potem pobiegłam na artystyczne. Robiliśmy witraże
I ja mam takie pomysły że pani aż chwaliła 😂
Jak skończyłam poszłam na górę i rozmawiałam z kolegą
I ja mam wrażenie że on coś wyczuł że coś jest u mnie nie tak
Bo uśmiecham się uśmiecham śmieje się raduje szczerze ale on coś wyczuł
Jak tak gadaliśmy to ja zaczęłam robić się senna i zasypiałam
To wpadł na pomysł by przejść się po mieście
Zgodziłam się
Na spontana
Chodziliśmy rozmawialiśmy i dawno z żadnym facetem się tak nie dogadywałam
Ktoś mi wyjaśni czemu teraz dopiero tak pierdolnelo wszystkim naraz ? 😂
Przyjaźnie lepsze relacje z matką,pogoda ducha brak fobi społecznej
Wszystko byłoby idealnie gdyby nie to diabelstwo co mi rośnie w szyi
W którymś momencie wspomniałam co się dzieje
Bo poszliśmy na kolację a ja miałam ogromny problem przełykaniem
Jest coraz gorzej z tym
A moja zdrowa strona co chce walczyć krzyczy że muszę jeść bo mnie szybciej to diabelstwo wykończy
Teraz mogę tylko albo płynne albo maciupeńkie rzeczy
Pewnie znowu schudłam ale bynajmniej będzie glow up we wrześniu xd
Ale dziwi mnie mój spontan
I co najdziwniejsze. To inteligentny i najprzystojniejszy chłopak z grupy
I jeszcze ja śpiewam z nim w duecie piosenkę o miłości
No nie wierzę w to xd
I coraz częściej gadamy. On mi się zwierza,ja mu,wspólne zainteresowania bo też kocha czytać i lubi sztukę i sport i sushi xD
Wiecie co ja mam poczucie winy że komukolwiek się zwierzam. Chce uciekać i wgl
Tak mnie ludzie kiedyś skrzywdzili że mam ogromną nieufność,gadanie z automatu,podejrzliwość i ciągle poczucie winy i bycia ciężarem
Ukrywam to ale no widzę co czuje
Może wybuchnę w poniedziałek i będzie jakaś odpowiedź
I liczę na wybuch xD
Tak patrzę i w czerwcu wyszło podobnie jak maj z krokami. Jest 441 tys kroków
Chce dobić kiedyś miliona. Póki mam siłę
A teraz niedawno miałam myśli samobójcze. Wzięłam podwójną dawkę uspokajających i czekam na sen
Do zobaczenia. Miłej nocy ❤️
7 notes · View notes
majstersztykzchwil · 2 years
Text
"Albo weźmy przyjaciół. Tych co prawda ma się najmniej. Do tego w miarę upływu czasu wykruszają się, a nowi coraz rzadziej, z coraz większym trudem przybywają, jako że przyjaźń jest owocem wymagającym długiego dojrzewania, ta najtrwalsza rodzi się przeważnie w młodości, kiedy to jeszcze z radosną ufnością otwieramy się na ludzi, bo później narasta w nas nieufność, która prowadzi do wniosku, że prawdziwa przyjaźń powinna przechodzić próbę wieczności."
18 notes · View notes
artistmagicial · 5 days
Text
Tumblr media
Polski Menta 🔴Romantyzm Fatalizm Nieufność Naiwność
1 note · View note
dylem-at · 3 months
Text
Kontekst twórczości, życie autora
Przyznaję się. Zanim zacząłem studiować psychologię, nie przepadałem za poznawaniem życia autorów i kontekstu ich twórczości. Nie widziałem w tym sensu i traktowałem twórczość jako rozłączną od autora – to ona miała mi się podobać, nie on. Przyznając się po raz drugi – w pewnym sensie wciąż tak jest. Podobnie, jednak inaczej, ponieważ dzisiaj kontekst już mnie interesuje.
Wyjątkiem we wspomnianej przeszłości byli dla mnie raperzy. Oczywiście nie wszyscy i wciąż raczej rzadko szukałem tego rodzaju informacji sam z siebie, ale to dlatego, że nie musiałem. Najbardziej w muzyce cenię sobie jej warstwę liryczną i – może nieco paradoksalnie – występowanie w niej narracji o życiu. W moim ulubionym rapie kontekst twórczości potrafi nawet w pewien meta-sposób być głównym jej tematem! Siłą rzeczy słuchałem więc o doświadczeniach autorów i kontekście ich twórczości, co więcej, uważając to nieświadomie za najlepszą jej część.
Zacząłem rapować gdy miałem mniej więcej 11 lat. Czułem się raperem. Identyfikowałem się z byciem raperem, więc była to istotna część mojej tożsamości już od najmłodszych lat. Sięgała ona ponad bycie pływakiem, „parkourowcem”, rysującym artystą czy jąkającym się dzieckiem z biednej rodziny noszącym po starszym bracie zarówno ubrania, jak i oczekiwania dorosłych względem osiągnięć edukacyjnych.
Z wielu powodów czułem się nierozumiany, niewidoczny wręcz, jakbym nie zasługiwał na podmiotowe traktowanie dorosłych i bycie sobą. Większość życia czułem się samotny – i negatywnie i pozytywnie, jednak sądzę, że ta pierwsza kategoria przeważała. Rodzice skupiali się na pierwszym i najmłodszym dziecku. Ja jestem środkowym. W szkole dorośli oczekiwali, że będę identycznie genialny jak starszy brat. Nie byłem, a ich czyny, choć motywowały mnie do działania, to poprzez zastraszanie i budowanie we mnie lęku. Odbierało mi to poczucie bycia człowiekiem i możliwość bycia wyjątkowym, a nieumiejętność dorównania bratu prowadziła mnie do wyuczonej bezradności.
W gimnazjum przerosło mnie to do takiego stopnia, że w ostatniej klasie więcej czasu spędzałem na ławce w parku, niż przy ławce szkolnej. Nie zdałem wtedy ze względu na zbyt małą frekwencję, jednak całkowicie szczerze, po cichu jestem z siebie dumny. Skupiłem się wtedy na twórczości oraz na sobie i poznawaniu siebie. Tworzyłem muzykę i filmy na YouTube zyskując tysiące subskrybentów, setki tysięcy wyświetleń oraz nowe znajomości i możliwości. Muzyka pozwoliła mi tworzyć siebie, odzyskać autonomię, poczucie skuteczności oraz wreszcie stać się widzialnym i wartościowym.
Mimo wszystko nie zdałem, zawiodłem rodziców, stałem się powodem do wstydu, przez najbliższych wciąż nie byłem rozumiany i nie zyskałem ich zainteresowania, a w mieście nie brakowało osób, które wyrządzały mi krzywdę, bym przypadkiem nie czuł się zbyt fajny jako twórca. Bałem się być muzykiem, raperem czy YouTuberem. Momentami czułem, jakby to było najlepsze i najgorsze co mnie w życiu spotkało, co ostatecznie spowodowało nawet, że pewnego razu usunąłem całą swoją twórczość z internetu. Szkoda.
Chroniczny stres, zdiagnozowane zaburzenia w kształtowaniu się osobowości i tożsamości, kryzys egzystencjalny, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, otyłość, zmiany fizyczne związane z dorastaniem, brak wsparcia w dorosłych (w tym w rodzinie), nieufność lekarzy, słabe warunki materialne, relacje charakteryzujące się wysoką rotacyjnością i wiele innych czynników wpłynęło na fakt pojawienia się refluksu, nieżytu żołądka, zapalenia dwunastnicy i innych problemów zdrowia fizycznego oraz wielokrotnych chęci odebrania sobie życia.
Gdy powtarzałem klasę, to postawiono przede mną wybór: mogłem być pod nadzorem kuratora lub regularnie chodzić do psychologa szkolnego. Wybrałem wtedy opcję drugą... i zdecydowanie był to dobry wybór. Do dzisiaj ciężko jest trafić na psychologów w szkołach, a co dopiero wtedy, w 2011 roku! Był to dla mnie moment, w którym nareszcie poczułem, że jakaś dorosła osoba jest mną autentycznie zainteresowana, chce mnie poznać, zrozumieć i mi pomóc. Długo na to czekałem, więc też szkoda, że dość krótko to trwało. Urlop macierzyński. Pani pedagog, która mnie przejęła, naprawdę się starała i doceniałem to, jednak wartość spotkań nie była w żaden sposób porównywalna.
Psycholog szkolny – pierwsza dorosła osoba, która chciała, bym był sobą... i już wtedy wiedziałem, że chciałbym być kimś takim dla innych.
Po gimnazjum w pewien sposób wciąż poszedłem w ślady brata, ale już zdecydowanie po swojemu. Postanowiłem tak jak on zostać informatykiem, jednak wybierając technikum w innej części miasta niż jego liceum i skupiając się na innych dziedzinach informatyki niż on sam. Na tych, które to mi były bliższe.
Starałem się wtedy kontynuować też korzystanie z pomocy psychologicznej, choć początkowo zdecydowanie nie trafiałem na odpowiednie osoby. Myślałem nawet, że może jednak nie chcę być w przyszłości psychologiem, skoro ci „specjaliści” bywają tacy, jakich doświadczyłem po gimnazjum. Z dzisiejszej perspektywy wciąż uważam, że dwie pierwsze osoby, do których trafiłem, były niekompetentne. Niestety.
Zawiodłem się do takiego stopnia, że porzuciłem myśli o psychologii i po technikum zdecydowałem jeszcze więcej zainwestować w muzykę, wybierając się na technika realizacji dźwięku. Byłem tam jednak jedynie na pół roku, w czym pomogli mi tamtejsi prowadzący i na pewno jeszcze o tym opowiem, ponieważ miało to duże znaczenie dla kształtowania się mojej ścieżki życiowej i tożsamości.
W czasie, gdy jeszcze się tam uczyłem, zdecydowałem ponownie wybrać się do poradni, by zasięgnąć pomocy psychologicznej. Potrzebowałem spróbować jeszcze raz – w końcu do trzech razy sztuka! Tym razem, na szczęście, trafiłem bardzo dobrze i po raz kolejny obudziła się we mnie wiara w psychologię. Czułem radość, ciekawość siebie i życia; czułem, że mam się coraz lepiej i czułem, że to również chciałbym dawać innym. Dokumenty na studia złożyłem więc na dwa kierunki – myślałem o tym, by zostać psychologiem lub nauczycielem (angielskiego).
Wiadome jest dzisiaj, co wygrało i w jakim kierunku rozwinęły się moje zainteresowania. Bardzo szybko poczułem na psychologii, że jestem w odpowiednim miejscu, że zyskałem siebie oraz że chciałbym, aby inni mogli tego doświadczać. To na pewno wiele wyjaśnia.
Kontekst jest ważny. Jest, chociażby ze względu na to, że pomaga widzieć i rozumieć. Pozwala się też utożsamiać i przez to doświadczać radości inspirując, dając nadzieję, wzbudzając ciekawość własnej przyszłości i może nawet dając poczucie, że jest się na odpowiedniej ścieżce; a ja wiem, że chcę dawać to innym... oraz że może mi się to przydać do rapu.
PS. Tekst ten był wielokrotnie poprawiany i polerowany. To zapewne najlepsza wersja tej historii i napisała ją osoba, która już nie istnieje.
1 note · View note
martimartinka20 · 3 months
Text
3. Nieufność w Mury Strachu Dmie
Wakacje zawsze były momentem odpoczynku zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli. Ten rok okazał się wyjątkiem. Młodzi czarodzieje przeżywali żałobę, a personel... Cóż, może też. Gdzieś w środku, bo na pewno nie na zewnątrz. Nie było czasu. Większość zaangażowała się w działania Zakonu, który zaczął rozpatrywać każdy atak Voldemorta z pierwszej wojny czarodziejów, a było ich całkiem sporo. Ci, którzy nie byli wtajemniczeni, zostali przypisani do emocjonującego zadania, polegającego na sporządzeniu list rzeczy zagubionych, zniszczonych czy znalezionych.
Zawsze sami się tym zajmowali, ale przeważnie nie robili tego tak wcześnie. Tym razem Dumbledore nalegał jednak, by zacząć zaraz po zakończeniu roku. Nie pomagał fakt, że niedawno zmarł młody Diggory. To nie pierwsza śmierć w murach tej szkoły, ale ostatnia miała miejsce w 1943 roku i chyba tylko sam dyrektor i martwy profesor Binns znali jej ofiarę za życia. Minęło 50 lat...
Pukanie w stół przypomniało jej, po co tu była. No tak, coroczna impreza zapoznawcza. Osobiście nazwałaby ją raczej jakąś konferencją, ale nie ona ustalała zasady. Może i to wydarzenie miało sens w poprzednich latach, chociaż już wtedy polegało raczej na wymianie kilku zdań i wpatrywaniu się w siebie w niezręcznej ciszy. Każdy zawsze czuł się nie na miejscu, chyba tylko Dumbledore pozostawał niewzruszony, opowiadając o jakichś mugolskich słodyczach. W tym roku jednak nie widziała w tym powitaniu nic nadzwyczajnego. To nie Dumbledore wybrał nowy personel, a ministerstwo. Do tego jedna z kobiet według niej zdawała się być zupełnie niepotrzebna, bo przecież Skrzydło Szpitalne już miało uzdrowicielkę i nie potrzebowało drugiej. Gdyby tylko mogła złapać Knota za kudły i...
– Coś cię gryzie, Poppy? – usłyszała zza pleców znajomy głos.
Nie odwróciła się, wiedziała, że jej rozmówczyni sama się zaraz pokaże. Naprzeciw niej pojawiła się wysoka, szczupła postać, ubrana w szare szaty, z ciasnym kokiem na głowie i w cienkich okularach. Wyjątkowo pozbyła się eleganckiego kapelusza, za to postawiła na malutką torebkę w szkocką kratę. Jej chude palce splotły się wokół siebie, gdy już usiadła, a bystre oczy wpatrywały się w nią uważnie.
Próbowała ją złamać, wyciągnąć od niej jakieś informacje. Nie miała zamiaru dać jej tej satysfakcji, pewnie znowu założyły się z Rolandą, o czym myślała. Jak ona nienawidziła tych gierek. Nie, nie rozstrzygną tego tak łatwo, na pewno nie.
Wpatrywały się w siebie przez blisko dwie minuty. Żadna z nich nic nie mówiła, zbyt skupione, by nie dać drugiej wygrać. Krew aż się jej gotowała, gdy przypominała sobie, na kogo czekali, ale...
Na Merlina, niech cię coś trzaśnie, Minerwo McGonagall.
– Jestem w stanie perfekcyjnie zająć się swoimi pacjentami sama, nie potrzebuję niczyjej pomocy, dziękuję bardzo. – zaczęła Pomfrey. – Do tego Malfoy? Naprawdę nie było nikogo lepszego?
Uzdrowicielka wybuchła szybciej, niż którakolwiek z nich mogłaby przypuszczać. Jej wzrok błądził po pokoju, pod stołem nogi trzęsły się ze złości i aż parowała emocjami.
W kącie można było zauważyć madam Hooch rzucającą wymowne spojrzenie nauczycielce transmutacji, ale McGonagall tylko przewróciła oczami. Później będzie musiała się z nią rozliczyć, nie spodziewała się, że jej przyjaciółka tak szybko się podda. Teraz trzeba było ją uspokoić.
– Poppy, doskonale wiesz, że nie wątpimy w twoje umiejętności. – uspokajała Minerwa. – Minister się boi...
– Że zabiję mu dzieci? – krzyknęła oburzona. – Radzę sobie lepiej niż te ministerialne świry!
Dobra, chyba poszła nie w tę stronę. Musiała zmienić taktykę. Całkowite zignorowanie problemu będzie chyba najlepszym rozwiązaniem.
– Ciesz się, że to Malfoy, – słowa ledwo przeszły jej przez gardło. – bo inaczej dostałabyś Picklesa.
Poppy zdawała się na chwilę zatrzymać w bezruchu, rozważając słowa, które usłyszała. Kiedy już je przeanalizowała, opadła z powrotem na krzesło i już nieco spokojniej zapytała:
– Co mnie uratowało?
McGonagall uśmiechnęła się delikatnie.
– Amelia. Pisałam do niej. – wyjaśniła Szkotka.
Madam Pomfrey westchnęła z ulgą na wspomnienie swojej dawnej znajomej. Poznały się przez Minerwę na jednej z jej imprez urodzinowych. Nie pamiętała dokładnie, ile lat kończyła, ale Bones również się zjawiła i łatwo wmieszała się w tłum. Uzdrowicielka zauważyła ją dopiero, gdy ta sama do niej podeszła, by się przedstawić. Szybko złapały wspólny język i przegadały przynajmniej połowę przyjęcia. Później wymieniały wiele listów, ale z czasem coraz rzadziej to robiły. Z uwagi na pracę Poppy organizacja spotkań była praktycznie niemożliwa i wkrótce kontakt się urwał.
– Podziękuj jej ode mnie – poprosiła towarzyszka, siadając wreszcie prosto. – Co u niej?
– Wiesz, Korneliusz ją denerwuje, – odparła starsza z nich. – ale to nic nowego. Mówi, że gdyby nie była potrzebna, już dawno zmieniłaby pracę. Teraz, kiedy Knot jasno pokazał, że nie ufa Albusowi, jest naszym jedynym wejściem do jego zaufanego grona.
Poppy doskonale wyobrażała sobie, jak musiała się czuć. Pracowała tam z uwagi na innych, a nie na samą siebie. Sama przecież na co dzień to robiła, ale ona chociaż lubiła pomagać młodzikom w potrzebie. Czasami faktycznie przydałaby im się lepsza dyscyplina, ale nad tym też dałoby się popracować. Poza tym człowiek nie mógł mieć wszystkiego...
– Gdzie jest ten Dumbledore?
~*~*~
Stała właśnie na zatłoczonej ulicy, w środku lipca, gdzieś w Hogsmeade. To miasteczko nigdy nie spało, ale podczas dni takich, jak te, stawało się istną opoką handlarzy. Wybuchające lody, samodmuchające się bańki, wachlarze, suknie, kapelusze i te piekielnie drogie patyki chłodzące, które stwarzały wir powietrza po złamaniu. Po prostu idealna okolica na spotkanie.
Po co Dumbledore chciał, by tu była, sama nie wiedziała. Umbridge nie zaprosił. Z drugiej strony, kto o zdrowych zmysłach by to zrobił? Nie znała jej zbyt dobrze, ale na pierwszy rzut oka widać było, że to świrnięta kobieta. Jak większość ministerstwa, w tym Lucjusz i Knot. Bones też nie wydawała się bardzo rzeczowa, za to miękka na pewno. Artur czy Tonks byli zdecydowanie zbyt żywiołowi, wyglądali, jakby podobała im się praca. Szczerze powiedziawszy, mogłaby tak wymieniać godzinami, ale na szczęście jej męki dobiegły końca.
Po drugiej stronie ulicy aportowała się wysoka postać o długiej brodzie i bujnej, siwej czuprynie. Jego niebieskie szaty w gwiazdy zupełnym przypadkiem odbijały błękit jego oczu, a spojrzenie, które rzucał znad okularów-połówek przyprawiało ją o dreszcze.
Akurat przy nim nie możesz zachować godnej postawy.
Odwróciła się, by nie patrzeć na niego jak na raroga, i zaczęła podziwiać wystawę w pobliskim sklepie stolarskim. Wśród różnorodnych mebli, stoliczków i krzeseł dało się odnaleźć wszelkiego rodzaju zabawki. Samochodziki, centaury, lalki, jednorożce czy...
Samoloty. Tak podobne.
Kobieta przemierzała przeludnione alejki, po brzegi wypełnione akcesoriami dziecięcymi. Pełno łóżeczek, szafek, poduszeczek i innych mniej lub bardziej przydatnych maluchowi rzeczy.
Pamiętała, kiedy ostatnio tu była, ale to było jakiś czas temu i sporo się zmieniło w tym sklepie. Jakoś dzisiaj znalezienie półek z zabawkami zdawało się bardziej czasochłonne niż parę miesięcy temu. Dlaczego z każdą nową kolekcją musieli przestawiać wszystkie wystawy.
Skręciła w prawo, gdzie - jak jej się wydawało - powinien być upragniony dział, ale zamiast niego znalazła butelki, smoczki i talerzyki.
Naprawdę?
– Dzień dobry! – zaskoczył ją ktoś za nią.
Odette odwróciła się ostrożnie, by zobaczyć, że stała przed nią jedna z pracownic sklepu. Jej różowa koszulka z niebieskim logo w kształcie słońca od razu ją zdradziła, a siwe włosy dodawały babcinej urody do ciepła, które biło od sprzedawczyni. Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.
– Nie chciałam pani przestraszyć – wyjaśniła szybko. – Szuka pani czegoś konkretnego?
Przeważnie nie korzystała z pomocy pracowników w jakichkolwiek sklepach. Nie lubiła, gdy cała uwaga jakiejś obcej osoby skupiała się na niej. Tym razem jednak naprawdę nie wiedziała, gdzie się znalazła, a kobieta wydawała się sympatyczna.
– Szukam prezentu – odrzekła Odette. – dla rocznego chłopca.
Miła kobietka przez chwilę wpatrywała się w nią z zainteresowaniem, ale nic nie powiedziała, po czym kazała jej iść za sobą. Minęły kilka kolejnych alejek, aż w końcu zatrzymały się przy konkretnej zabawce, po którą sięgnęła ekspedientka. Po chwili trzymała w dłoniach niebieski, drewniany samolocik z kółkami i małym śmigłem. Wyglądał jak te pierwsze prototypy, które budowali mugole, ale miał swój urok.
– Kupiłam identyczny wnukowi – powiedziała sprzedawczyni, uśmiechając się ciepło. – Przypadł mu do gustu.
Czyli jest babcią.
Wzięła ten samolocik. Oczywiście, że tak, a chłopiec bawił się nim następny miesiąc. Ten, który teraz widziała przed oczami zdawał się niemal identyczny. Tak, jakby cofnęła się w czasie o te kilka lat.
– Zawsze uwielbiałem drewniane zabawki, miały najwięcej uroku.
– Dumbledore! – podskoczyła zaskoczona.
– Tak, to ja – odparł spokojnie, niezrażony jej wybuchem.
Matko, ten mężczyzna. Zawsze brakowało mu piątej klepki, ale nikt mu tego nigdy nie powie, bo przecież był zbyt poważaną osobą w tym świecie. Sam sposób, w jaki się nosił, chodził, mówił, tak beztrosko i uprzejmie, jakby całe jego życie było zwykłym spacerkiem pewnego ciepłego popołudnia. Wszyscy wiedzieli, że to nieprawda.
– Zaprosiłeś mnie, bo... – zaczęła Odette, przechodząc do rzeczy.
Albus dostrzegł tę niezbyt subtelną zmianę tematu, ale na szczęście zdecydował się nie komentować.
– Chcę, żebyś poznała swoich przyszłych współpracowników – oświadczył wesoło.
Jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, żeby twój przyszły "szef" zapraszał cię na spotkanie z resztą pracowników ponad miesiąc przed rozpoczęciem pracy, bez osoby, która również rozpocznie z tobą ten etat. Wydawało jej się to co najmniej dziwne. Chyba, że chodziło mu o coś innego...
– Nie wciągniesz mnie w te swoje szeregi światła czy jak tam je zwiesz. – przyjęła obronny ton. – Pozostaję neutralna w tej wojnie.
Oboje wiedzieli, że to nieprawda. Oboje zdawali sobie sprawę, że w wojnie nikt nie mógłby pozostać neutralny. Ktoś, kto by to zrobił, zginąłby, gdyby wygrał Voldemort, i okryłby się złą sławą, jeśli by przegrał. Ucieczka też nie wchodziła w grę, to byłby bilet w jedną stronę. W końcu trzeba podjąć decyzję, za kim będzie się stać. Na szczęście jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj wolała sobie wmawiać, że istniała jakaś trzecia droga, którą będzie mogła podążyć, choć doskonale wiedziała, że taka się nie pojawi.
– Czyli wierzysz, że Voldemort powrócił? – zapytał zaciekawiony dyrektor.
Przynajmniej wie, o co nie powinien pytać.
– Tylko głupiec by w to nie wierzył.
Właściwie taka była prawda. Gdyby tylko zobaczyli tego chłopaka zabitego z zimną krwią. Gdyby tylko przy tym byli, mogli z nim porozmawiać... Nikt nie mógł tego zrobić, jedynym świadkiem był Harry, któremu obecnie mało kto wierzył. Właśnie to ją denerwowało, bo chociaż Potter zdawał się być niezasłużoną gwiazdą, to nie mógł kłamać. Nie potrafił. Wierzyła mu, miała swoje powody.
– Nazywasz głupcami większość czarodziejów – zauważył Dumbledore. – w tym samo ministerstwo?
– Nie byłby to pierwszy raz. – rzuciła beztrosko.
Odwróciła się w stronę wyjścia z miasteczka i zaczęła iść powoli. Miała nadzieję, że dyrektor pójdzie za nią, ale nim to zrobił, pozwolił sobie na wyjątkowo miły komentarz.
– Jesteś rzeczywiście niezwykłą czarownicą, Odette.
Kobieta fuknęła w odpowiedzi, ale na jej ustach mimo wszystko pojawił się nikły uśmiech. Dumbledore zdawał się go zauważyć, bo także się uśmiechnął. Coś w tej dziewczynie sprawiało, że nie można jej było na starcie nie lubić. Wciąż miała cechy typowego Malfoya, ale posiadała też coś, czego czystokrwiste rodziny raczej nie przekazywały dalej. Tylko jeszcze nie potrafił stwierdzić, co to takiego. Może Alastor miał rację, może nie wszystko w tym roku stracone.
~*~*~
Spotkanie z personelem minęło dość szybko. Uścisnęła każdemu rękę, wymienili z grzeczności kilka zdań, usiedli przy stole i... nic. W pokoju zapadła cisza, którą przerywała tylko tyrada dyrektora. Mężczyzny i tak nikt nie słuchał, więc raczej mało to dawało.
Czuła się tu nieswojo. Nie chodziło tylko o to, że większość tych ludzi uczyła ją w szkolnych latach albo że części w ogóle nie znała. Każdy zdawał się obarczać ją jakimś oskarżycielskim spojrzeniem, jakby wypalali jej napis "winna" na plecach. Winna, że była spokrewniona z Lucjuszem? Winna, że Knot wysyłał ministerstwo do szkoły? Winna, że to oni bezpodstawnie ją obwiniali?
Gdyby był tu Severus, przynajmniej miałaby znajomą twarz, która nie okazywałaby żadnych emocji. Miałaby coś, na czym mogłaby się skupić. Mogłaby negocjować, co kryło w sobie jego spojrzenie, gdzie wędrowały jego myśli. Robiłaby cokolwiek. Miała ochotę policzyć ilość oczek na swojej różdżce, pobawić się skrawkiem sukienki, spuścić wzrok i nawijać na palce kosmyki włosów.
Nie tak cię uczyli.
– Poppy? – Albus na ratunek. – Może pokazałabyś swoje miejsce pracy, naszej nowej znajomej?
Czyli jednak nie na ratunek.
Kobieta nie wydawała się zadowolona i, jeżeli Odette miała być szczera, nie dziwiła jej się. Uzdrowiciele strasznie nie lubili dzielić się pracą, jeśli nie musieli tego robić, a z tego, co słyszała, szkolna matrona radziła sobie zadziwiająco świetnie, jak na to, że była tu sama. Też byłaby zła, gdyby ktoś nagle przysłał jej kogoś niedoświadczonego w pracy z dziećmi do pomocy. Tylko, że Odette nie była takim kimś, wiedziała, jak obchodzić się z dziećmi. Przynajmniej tak się sprawa miała, nim wróciła do Ministerstwa Magii.
Madam Pomfrey wstała niechętnie. Nawet nie zmierzyła jej wzrokiem, a już znajdowała się za drzwiami. Malfoy nie pozostało nic innego, jak pójść za nią. Odprowadziły ją szepty i nieufne spojrzenia.
Szły jakiś czas przez zamek w kompletnej ciszy. Żadna z nich się nie odezwała. Młodsza czuła, że duma uzdrowicielki została naruszona, gdy zdecydowano o kontroli. Chyba to bolało ją najbardziej i to sprawiało, że była taka oschła. Jeśli miały jakoś przeżyć następne parę godzin, musiały to zmienić.
– Jak długo tu pracujesz? – zapytała z nadzieją, że trochę się otworzy. Nie miała tyle szczęścia.
– 30 lat – odpowiedziała krótko.
Rzeczywiście świetny start nowej znajomości. Bardzo przyjemnie się im rozmawiało. Jak tak dalej pójdzie, to na pewno nie skoczą sobie do gardeł zaraz po wejściu do Skrzydła Szpitalnego. Oj, nie lubiła tak grać.
Odette zatrzymała się, złapała Poppy za ramię i odwróciła do siebie, żeby spojrzała jej w oczy. Pomagał fakt, że matronę i ją dzieliło kilka centymetrów wzrostu z przewagą dla Ślizgonki.
– Nie mam zamiaru wchodzić ci w paradę. – odparła młodsza z nich. – Będę stała grzecznie z boku, pisała co miesiąc raporty do Knota i udawała przed Umbridge, że obchodzi mnie, co robisz ze swoimi pacjentami. Chętnie ci pomogę, ale obie wiemy, że z twoimi zdolnościami do takiej sytuacji nie dojdzie.
Kobieta wyglądała komicznie w swoim białym fartuszku, czerwonych szatach i chuście na głowie z miną, jakby Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, właśnie się jej oświadczył. Gapiła się na nią wielkimi oczami, a na jej twarzy malował się delikatny uśmiech.
– Cóż, nie powiem, że się tego spodziewałam, – zaczęła ostrożnie. – ale może rzeczywiście dojdziemy do porozumienia.
Kobiety patrzyły na siebie przez chwilę, bo czym powoli podały sobie ręce na zgodę. Zaczęły iść dalej.
– Myślisz, że zdążymy przed 18? – spytała Odette, gdy wchodziły do skrzydła.
– Raczej tak. Czemu pytasz? – zaciekawiła się madam Pomfrey.
Ślizgonka już miała jej powiedzieć, żeby nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, ale... jeśli coś miało z tego wyjść, musiała być nieco milsza.
– Randka – odparła krótko.
Jej brak entuzjazmu pokazał matronie, że to wcale nie wesołe wieści.
~*~*~
Był spóźniony o dokładnie 5 minut. 5 minut dodatkowego spokoju. Albo dodatkowej męki, gdy będzie chciał przedłużyć spotkanie. Plan jest taki: przyjść, zjeść, obejrzeć coś, po czym wrócić do domu. Nic trudnego, prawda? Może gdyby umówiła się sama ze sobą. Facetowi zależało, nie wypuści jej po godzinie. Musiała zostać dłużej.
Jej blond włosy opadały falami loków na ramiona, a karmazynowa suknia delikatnie opinała ciało. Kupiła ją kiedyś w tym samym sklepie, przy którym teraz czekała. Madam Malkin tworzyła prawdziwą sztukę.
– Odette! – usłyszała znajomy głos.
Zaczynamy zabawę.
– Przepraszam, że się spóźniłem, o 17.30 skończyłem zmianę w ministerstwie – wyjaśniał pospiesznie, chcąc się usprawiedliwić.
Może gdyby jej też zależało, to uszłoby mu to płazem. W końcu miał ważne powody, dla których go nie było. Całkiem zapomniała, że ich departament nie pracował jak każdy inny. Tylko że jej nie obchodziło, czy coś z tej randki wyjdzie. Miała wręcz nadzieję, że nic nie wyjdzie. Dlatego wypomni mu to, gdy przyjdzie czas.
– Gdzie najpierw idziemy? – zapytała niewinnie.
Lepiej to zignorować.
Brian spojrzał na nią niepewnie i uśmiechnął się nieznacznie. Jego czarny trzyczęściowy garnitur, to chyba jedyny fragment jego garderoby niewymagający natychmiastowej utylizacji. Ulizał włosy żelem - wyglądał gorzej niż Draco na drugim roku - ale doceniała starania. Chciał jej zaimponować.
Wręczył jej kwiaty, pochwalił sukienkę i rzucił jej ten pewny siebie uśmiech.
– Co powiesz na kolację w moim domu? – zapytał z nadzieją.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. Nikt nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu na pierwszą randkę. Nikt poza Brianem najwyraźniej. On naprawdę myślał, że z nim pójdzie? Błagam, przecież to się mogło skończyć na tyle możliwych sposobów. Moody miał czasami rację, stała czujność to podstawa. Nie miała zamiaru tam iść. Nagle minęła jej ochota na jedzenie.
– Wiesz co, jadłam godzinę temu. – kłamała jak z nut. – Narcyza zaprosiła mnie na późny obiad.
Pewnie gdyby stała przed kimś tak wnikliwym, jak Dumbledore, od razu rozpoznałby, że to tylko wymówka, ale Pickles nie należał do najbardziej spostrzegawczych osób, więc tylko uśmiechnął się smutno.
– Och, szkoda – odparł zawiedziony. – To może chodźmy do Esów i Floresów? Dziś jest wieczór czytania, zaproszeni mogą przyjść i posłuchać. Wykupiłem dwa miejsca.
Nie przepadała za książkami, chyba, że mówiły o leczeniu lub życiu pośmiertnym, ale lepsze to niż samotny wieczór z Brianem w jego mieszkaniu. Dlatego też udali się w stronę sklepu, o którym wspominał mężczyzna.
Rzeczywiście odbywała się akcja czytania. Księgarnia zawsze tętniła życiem, a teraz przy nastrojowym blasku świec i fotelach oraz kocach dookoła niewielkiego podium miejsce zdawało się wręcz opuszczone. Gdyby nie czarodzieje, którzy zebrali się dookoła, właśnie za takie by je wzięła.
Weszli do środka i, choć noc była ciepła, poczuła jak jej mięśnie rozluźniały się mimowolnie. Jednak co innego na zewnątrz, a co innego w pomieszczeniu. Usiedli na najbliższych pufach, przysłuchując się historii, którą właśnie przerwali. Czytelnik zdawał się być niewzruszony i nic nie powiedział, więc nie musieli się obawiać o swoje spóźnienie. Panowała tu iście magiczna atmosfera nawet jak na Pokątną. Historia opowiadała o małym chłopcu, który szukał mamy.
"Ciągle nucił tę śliczną piosenkę, której go nauczyła, a szła ona tak:
Śpij, gdy gwiazdy lśnią na niebie,
Zamknij oczy, mkną do ciebie.
Śnij o górach i przygodzie.
Smacznie chrap, jestem przy tobie.
Wciąż błądził i nie mógł jej znaleźć, aż wreszcie usiadł na kamieniu, zamknął oczy i ponownie zaśpiewał swoją piosenkę.
Wtem w śnie ujrzał matkę uśmiechającą się do niego. Mówiła mu, by wracał do domu, do babci, ona się nim zajmie. Chłopczyk zapytał, czemu z nim nie pójdzie, ale ta odparła, że nie może. Dziecko nic z tego nie rozumiało, nie chciało wracać bez matki. Obudziło się, kaszlało, było całe przemarznięte. Resztę nocy spędziło na kamieniu, nad źródełkiem.
Rano z niechęcią wypełniło polecenie mamy. Zaszło do miasta, w którym mieszkała babka. Właśnie miał wybrać odpowiednią dróżkę, kiedy na drodze stanął mu wysoki, brodaty czarodziej. Mężczyzna przyjrzał się chłopcu, a następnie rzekł:
– Zgubiłeś się, chłopcze?
Mały pokiwał przecząco głową.
– Pokaż mi, dokąd idziesz. Zaprowadzę cię.
I poszli. Mały chłopiec i nieznajomy mężczyzna. Doszli w ten sposób do domku babci, a gdy już znaleźli się w środku, czarodziej zakluczył drzwi.
– Zostań tu. – powiedział. – Ja poszukam babci.
Ruszył wzdłuż korytarza, a chłopczyk został w przedsionku. Miał dziwne wrażenie, że nie powinien słuchać tego pana. Chciał uciekać, ale zauważył, że był za niski, aby cokolwiek zrobić.
Wtedy z sąsiedniego korytarza doszły go dwa niby zwyczajne słowa, a cały dom rozbłysł zielonym światłem. Mężczyzna wrócił po chwili, z różdżką wycelowaną w chłopca.
– To teraz twoja kolej..."
– Co ci jest? – zapytał nieco zdezorientowany mężczyzna obok niej.
Odette cała skamieniała, czuła, że nie mogła się ruszać. Jej oddech przyspieszył, ale się trzymała. Jeszcze się trzymała.
Pickles jakby wyczuł napięcie i poczekał, aż jego partnerka się uspokoi. Coś było nie tak, ale przecież tak działały czarodziejskie dobranocki - nie kończyły się dobrze, miały przygotować na tragiczny los.
Gdy już się rozluźniła, zapadła niezręczna cisza, której żadne z nich nie miało odwagi przerwać. Ciągnęła się dość długo, nikt nie zwracał uwagi, na treść następnej powieści czytanej w tle.
– Chciałabyś mieć kiedyś dzieci? – zapytał nagle Brian, żeby rozluźnić atmosferę.
Odette zamarła.
Chciałaby?
Raczej by chciała, ale jak on może o to pytać? Może pytał jako przyjaciel, rozpoznawał sytuację, był ciekawy, lubił dociekać, chciał czegoś więcej... Nie wiedziała. Wiedziała, że miała dość. Cały dzień myślała o dzieciach. Szkoła, samolot, bajka na dobranoc.
– Powiedziałem coś nie tak? – zmartwił się czarodziej.
Kobieta wyrwała się, nim złapał ją za rękę, i wyszła ze sklepu. Nie obchodziły ją spojrzenia, jakie rzucali jej inni słuchacze. Deportowała się. Brian za nią nie nadążył.
To była najkrótsza randka na jaką poszła i to ona wyszła pierwsza.
0 notes
penningtonberry73 · 4 months
Text
Czy promocja w komentarzach na YouTube to skuteczna strategia?
Witajcie czytelnicy! Dzisiejszy artykuł poświęcamy tematowi promocji w komentarzach na platformie YouTube. Czy kupowanie komentarzy może być skuteczną strategią? To pytanie, które wielu osobom może się nasunąć. W świecie social media, gdzie konkurencja jest ogromna, każdy szuka sposobu na wyróżnienie się i zwiększenie swojej widoczności. Ale czy naprawdę warto korzystać z takiej metody?
Kupowanie komentarzy na YouTube to zdecydowanie kontrowersyjna praktyka. Po pierwsze, istnieje ryzyko, że komentarze, które kupimy, będą pochodziły od fałszywych kont lub botów. Tego rodzaju udział w dyskusji może budzić nieufność wśród innych użytkowników i prowadzić do utraty wiarygodności. Ponadto, algorytm YouTube jest na tyle zaawansowany, że potrafi wykrywać taką sztuczkę i obniżać widoczność konta, które wykorzystuje tego typu praktyki.
Ważne jest zrozumienie, że YouTube to miejsce, w którym interakcja i autentyczność są kluczowe. Komentarze od prawdziwych użytkowników, którzy faktycznie oglądają i angażują się w treści, mają większą wartość i wpływ na rozwój kanału. Dlatego warto skupić się na tworzeniu wysokiej jakości treści, które wzbudzą zainteresowanie i zachęcą do udziału w dyskusji.
Zanim zdecydujesz się na kupowanie komentarzy na YouTube, rozważ konsekwencje i możliwości innych strategii. Istnieje wiele innych sposobów, które mogą pomóc w zwiększeniu liczby komentarzy, takich jak interakcje z widzami, pytania do publiczności, zachęcanie do udzielania opinii i udziału w dyskusji. Pamiętaj, że wartość komentarzy polega na jakości i autentyczności, a nie na ich ilości.
Mamy nadzieję, że ten artykuł pozwolił wam lepiej zrozumieć temat promocji w komentarzach na YouTube. Ostateczną decyzję należy jednak do was. Pamiętajcie, że budowanie autentycznego i zaangażowanego audytorium wymaga czasu i wysiłku, ale jest to znacznie bardziej wartościowe niż chwilowe osiągnięcia poprzez kupowanie komentarzy. Zachęcamy do rozwijania swojego kanału organicznie i współpracy z widzami w sposób autentyczny.
Skuteczność promocji w komentarzach na YouTube
Kupowanie komentarzy na YouTube może być atrakcyjnym pomysłem dla osób, które chcą zwiększyć widoczność swojego kanału lub promować swoje produkty i usługi. Istnieją różne strony internetowe, które oferują usługę kupowania komentarzy, obiecując szybki i efektywny wzrost liczby interakcji.
Jednak skuteczność takiej strategii promocyjnej budzi kontrowersje. Wiele osób uważa, że kupowane komentarze są sztuczne i niewiarygodne, co może wpływać negatywnie na reputację kanału. Użytkownicy YouTube coraz częściej odrzucają sztuczne interakcje i angażują się w treści, które są autentyczne i wartościowe.
Ważne jest także zrozumienie, że popularność kanału opiera się na zaufaniu i autentycznym wsparciu widzów. Kupowane komentarze mogą dawać złudne wrażenie sukcesu, ale nie przekładają się na rzeczywiste zaangażowanie i lojalność użytkowników.
Podsumowując, promowanie się w komentarzach na YouTube poprzez kupowanie komentarzy może być krótkoterminowym rozwiązaniem, ale prawdziwym sukcesem opierającym się na autentycznych interakcjach i lojalności widzów nie jest.
Zalety kupowania komentarzy na YouTube
Kupowanie komentarzy na YouTube może mieć kilka zalet dla Twojego kanału. Oto trzy kluczowe korzyści:
Zwiększenie społecznej wiarygodności: Większa liczba komentarzy pod Twoimi filmami może sprawić, że Twoje treści wydadzą się bardziej popularne i wartościowe w oczach innych użytkowników. To może przyciągnąć nowych widzów i zachęcić ich do pozostawiania również swoich komentarzy.
Kreowanie zainteresowania: Komentarze są miejscem, w którym ludzie często wymieniają się opiniami i pytania dotyczące danego filmu. Kupując komentarze, możesz stworzyć iluzję większego zainteresowania treścią Twojego kanału, co może przyciągnąć uwagę innych użytkowników i zachęcić ich do zapoznania się z Twoimi materiałami.
Wzrost zaangażowania: Komentarze mogą być także doskonałym narzędziem do interakcji z widzami. Kiedy pod Twoim filmem pojawia się wiele komentarzy, istnieje większa szansa na rozwiniecie dyskusji, zadawanie pytań i dzielenie się swoimi spostrzeżeniami z widzami. To z kolei buduje więź z publicznością i może przyczynić się do większego zaangażowania widzów w Twoje treści.
Tumblr media
Pamiętaj jednak, że kupowanie komentarzy powinno być tylko jedną z wielu strategii promocyjnych, jakie stosujesz na YouTube. Ważne jest, aby wypracować autentyczną społeczność, która będzie tworzyć prawdziwe, wartościowe komentarze.
Ryzyka związane z kupowaniem komentarzy w YouTube
Kupowanie komentarzy na YouTube może wydawać się kuszącą strategią dla osób, które chcą szybko zwiększyć liczbę komentarzy pod swoimi filmami. Należy jednak zdawać sobie sprawę z pewnych ryzyk związanych z taką praktyką.
Po pierwsze, kupowanie komentarzy w YouTube może naruszać zasady platformy, co może prowadzić do usunięcia twojego konta lub filmów. YouTube stale monitoruje i zwalcza sztuczne zwiększanie liczby komentarzy i interakcji. Jeśli algorytmy wykryją, że korzystasz z usług kupowania komentarzy, konsekwencje mogą być negatywne dla twojej obecności na platformie.
Po drugie, kupowanie komentarzy może wpływać na wiarygodność i autentyczność twojego kanału. Gdy widzowie zauważą, że większość komentarzy pochodzi z płatnych usług, mogą stracić zaufanie do treści, jakie publikujesz. W konsekwencji może to prowadzić do utraty subskrybentów i słabej reputacji.
Ostatecznie, kupowanie komentarzy YouTube nie gwarantuje realnego zaangażowania ani interakcji. Kupując komentarze, otrzymujesz jedynie liczbę, bez gwarancji jakości czy prawdziwej wartości tych komentarzy. kupuj komentarze YouTube autentycznego zaangażowania, twój kanał może tracić na wartości i nie osiągnąć zamierzonych celów.
Podsumowując, kupowanie komentarzy w YouTube niesie ze sobą ryzyko utraty reputacji, zaufania i obecności na platformie. Zamiast sztucznie zwiększać liczbę komentarzy, warto skupić się na tworzeniu wartościowych treści, interakcji z widzami i budowaniu autentycznego społecznościowego aspektu kanału.
1 note · View note
amiamitryptylina · 7 months
Text
S.C.
po raz pierwszy zobaczyłam ją na zacienionej ulicy. tafla włosów przysłaniała puchate policzki. pociągnęła mnie za rękę. musimy iść po test ciążowy. apteka była zamknięta.
jej mieszkanie nasiąkło zapachem marlboro i szamponu do włosów. krople wina ubarwiły białą koszulę z falbanką.
opowiadała o miesiącach usianych epizodami. gdy smutek zaciskał ją w abulii i gdy postradała wolę: ekscytacja pragnęła niszczyć. na stole dygotały kieliszki.
była też cielesność. rozkosz rozpełzła się do żuchwy i kończyn. mowa rozedrgana błogością i pobrzękujące nachalnie werbigeracje.
a gdy wzdrygałam się, wsłuchując w obcość, dobrze wiedziała, o co zapytać. rozpatruj w psychiatrii przyszłość.
upychała osobliwe słowa w skórzastych zeszytach. wiersze na wskroś współczesne, coraz lepsze i lepsze.
świat bywał (urojeniowo) niebezpieczny. zacieśniona w lęku, podczas gdy wszyscy ludzie obrali poglądy hitlerowców. dyskryminacja tłoczyła się w autobusie. nieufność przyprawiała o gęsią skórkę.
tylko leki pomogą spokojnie zasnąć. lecz tęsknota za szaleństwem wzbraniała ją przed łykaniem tabletek.
sierpniowe sploty okoliczności naruszyły jej tożsamość bezpowrotnym pożegnaniem. nie szukaj już nigdy oddechu na podłodze.
upatrywała się siebie w kościach. tkwiła w restrykcjach. krucha jak owad, z mozolnym biciem serca.
wciąż rozlega się echo kuriozalnych doświadczeń.
i poczekam na ciebie zawsze, gdy zakorzeniona we własnym świecie, jesteś niby obok, ale gdzieś daleko. i nawet jeśli wtargnie pragnienie śmierci, spojrzę ci w oczy i napomnę: musimy wytrwać.
0 notes
niechciaana · 1 year
Text
Oznaki niedojrzałości emocjonalnej:
Zachowanie i myślenie przypominają zachowania dziecka
Impulsywność i silne reakcje emocjonalne
Egocentryczność, relacje jednostronne
Niezdrowe reakcje w prawdziwym konflikcie np. zaprzeczanie, kłamstwo, obwinianie, zastraszanie, unikanie, atakowanie, nieufność, wyzwiska, napady złości
Brak brania odpowiedzialności
Możliwość stosowania niezdrowych mechanizmów radzenia sobie np. z podejmowaniem ryzyka
Brak zrozumienia drugiej strony/sytuacji
4 notes · View notes
marilynpalmer · 8 months
Text
je suis à part
na świadectwie ukończenia 3.klasy:
bystra i oczytana,lecz często agresywna bez powodu
w notatkach terapeutki:
-głęboka nieufność
-ubytki w bliskości
-brak kontroli nad emocjami
z pamiętnika matki:
nigdy nie potrafiłam z nią rozmawiać…
widzę,jak staje się podobna do mnie
wiadomości od znajomych:
wszystko ok?
nie wiem jak ci pomóc :(
od lat wpatruje się w obraz -
przekonana
że patrzy w lustro
0 notes
niesafzg · 8 months
Text
THE LAST (?) STAND
Nie wierzę, że to piszę.
Odkąd udało mi się znaleźć szczęśliwie nową pracę ponad dwa lata temu, dużo się zmieniło. Choć jeszcze próbuję się odnaleźć w nowej rzeczywistości, to jednak idzie mi to całkiem dobrze. Po latach walki z lękami i depresją udało mi się osiągnąć stabilność, która pozwoliła mi odstawić leki i żyć względnie normalnie. Doprecyzowując diagnozę swojej psychiki o najnowsze zdobycze wiedzy, udaje mi się również częściowo zapanować nad najsilniejszymi z moich demonów, które nawiedzają mnie czasem w formie flashbacków. Mogłoby się wydawać, że droga do całkowitego wyleczenia stoi przede mną otworem, prawda?
Niestety, los zgotował mi jednak scenariusz zgoła odmienny. Gdy ja wygrywałem kolejne bitwy w odmętach swojej psychiki, jeden z członków rodziny zaczął przegrywać swoje. W ostatnich latach byłem świadkiem powolnej śmierci osoby, którą znałem, a której ciało powoli przejmują dwa niezwykle destrukcyjne i sadystyczne demony, być może z trzecim siedzącym w ukryciu i dodatkowo podżegającym do walki.
A imiona ich Demencja i Alkoholizm, z narcystyczną szarą eminencją z tyłu. Gdzie jeden konsekwentnie doprowadza do degradacji pamięci opętanego, drugi zatruwa jego świadomość fałszywymi wspomnieniami i konfabulacjami. Tam, gdzie jeden wtłacza niepamięć, drugi z trzecim wzbudzają nieufność, a wraz z nią pogardę wobec prawdy. W tej niszczycielskiej spirali kręcą się coraz szybciej, przyczyniając się do cierpienia nie tylko samego opętanego, ale i wszystkich dookoła. Ze mną włącznie.
Ze wszystkich osób, które uczestniczą w tym smutnym spektaklu, mogło by się wydawać, że tylko ja znam sposób na odpędzenie tych demonów, a przynajmniej chwilowe ich odstraszenie, by dać opętanemu złapać oddech. Choć jest to rozwiązanie bolesne i ryzykowne, w obliczu tej tragedii jest ono w tym momencie ostatnią deską ratunku. Po ostatnim, najgorszym dotychczas ciągu alkoholowym najbliższy mi uczestnik tego teatrzyku był w końcu gotowy sięgnąć po to rozwiązanie, lecz niestety stracił je z oczu. Emocje opadły, kłamstwa zostały ponownie wyryte w skałach, a iskierka nadziei, która tliła się w moim sercu, zgasła wraz z pogrzebaniem idei o wspólnej wyprowadzce.
Na nic zdały się moje próby edukacji. Próby wywołania choćby niewielkiej chęci do porzucenia alkoholu rozbijały się o kolejne kłamstwa, w które wszyscy z wyjątkiem mnie uwierzyli, by przypadkiem nie pogłębiać kryzysu, który przecież stanowi szansę na uzdrowienie.
Próbowałem wszystkiego, co mogłem, z całych sił, które mi jeszcze pozostały. Chciałem rozpalić na nowo ogień życia w tych zmarnowanych duszach, które zdają się dalej nie rozumieć położenia, w którym się znajdują. Współuzależnienie jest w nich tak silne, że mam poczucie, że to ja staję się w tym systemie elementem niepożądanym. W systemie, w którym są ostatnie osoby z mojej rodziny, które dotychczas były mi przychylne, i na których wciąż mi zależy.
Wolą zostać, cierpieć i "ratować" alkoholika, bądź raczej to co z niego zostało, od konsekwencji jego picia, niż rzeczywiście tupnąć nogą w ostatecznym zrywie ku wolności od alkoholu.
Gniew, frustracja, żal, smutek, lęk... i głębokie osamotnienie towarzyszą mi od ostatnich dni. Wszystko wskazuje na to, że jedyną osobą, którą jeszcze mogę z tego systemu uratować, jestem ja.
Ja sam.
Dobijająca świadomość tego, że z tym problemem mogę zostać całkiem sam, skłania mój umysł ku najczarniejszym scenariuszom. Wraz z podjęciem decyzji o samodzielnej wyprowadzce czuję się, jakbym właśnie stawał się sierotą, zmuszony de facto do samodzielnego radzenia sobie ze wszystkimi problemami i bez wsparcia rodziny. Jedyne miejsce, do którego potencjalnie mógłbym wrócić, jest opętane demonem alkoholizmu i opuszczenie go może się wiązać z koniecznością spalenia mostu.
Jest to niewątpliwie skok wiary, bo jeszcze nawet nie zacząłem się przygotowywać, a już czuję ogromny, paraliżujący wręcz lęk. Flashbacki, dysocjacja i tym podobne objawy nasilają się w najmniej wygodnych momentach, a mój apetyt praktycznie nie istnieje. Jeśli do końca września uda mi się wyprowadzić i zachować względną stabilność psychiczną, to będzie to bez wątpienia mój najwiekszy dotychczasowy sukces w życiu.
A jeśli się nie uda? Cóż, tak daleko w planowaniu jeszcze nie zaszedłem, jednak jakiś plan B, a w sumie to nawet już C, wypadałoby mieć.
0 notes
wiolleta · 9 months
Text
Jaka jest różnica między wiedzącymi duszami z Ziemi a tymi z gwiazd. Wiedzmy wiedzący z Ziemi są bardzo skrzywdzonymi i nie dziwię się im wieki walki prześladowania wojny i inne cyrki na Ziemi zrobiły swoje. To że dla nich obrona jest atak nieufność agresja. Nie dziwię się więc że nie otrafiom po tym wszystkim zrozumieć wiedzących gwiazd starseed pohofzacych z wyszych planów mastawionych na delikatność miłość. Uważają to za śmieszne i nielogiczne mi potrafią przyjąć przez swoje doświadczenia że na wyszych planach obowiązują inne zasady.
Tumblr media
1 note · View note
Text
“Magnetyzm zwierzęcy” Ann Beals, 1974. Część 5
Agresywność zwierzęcego magnetyzmu
Po długiej i ciężkiej walce, by wznieść się ponad zwierzęcy magnetyzm, kusi nas, by zawrzeć z nim pokój. Uduchowienie myśli nie jest łatwym zadaniem. Ale jedyną alternatywą dla przezwyciężenia zwierzęcego magnetyzmu jest pogrążanie się coraz bardziej w jego kontroli, aż cierpiące doświadczenie zmusi nas do modlitwy. Pani Eddy ostrzega nas: "Czuwajcie i módlcie się codziennie, aby złe sugestie, w jakimkolwiek powstaniu, nie zakorzeniły się w waszych myślach ani nie przyniosły swoich owoców." ("Miscellany")
Musimy sprzeciwiać się złu, ponieważ antychryst nie jest pasywny ani bezwładny. Jest aktywny. Rzeczywiście, jest agresywny! Działa niestrudzenie, aby zahipnotyzować ludzką świadomość grzechem i cierpieniem. Przekonanie, że zło nie będzie nam przeszkadzać, jeśli zostawimy je w spokoju, jest samooszukiwaniem się. Zło zdominuje świadomość, kiedy tylko będzie mogło. Jeśli nie znamy różnicy między Bożymi myślami a sugestiami zła, nie jesteśmy wystarczająco chronieni przed tym drugim.
Zwierzęcy magnetyzm jest bardzo przebiegły w swoich wysiłkach, by na nas wpłynąć. Nie ogłasza się, ani nie prosi o pozwolenie, aby wejść do naszych umysłów. Potajemnie hipnotyzuje poprzez ciche argumenty, które przychodzą pod postacią naszych własnych myśli. To zdeprawowane działanie zła na niczego nie podejrzewający umysł zużywa jego mentalne energie, paraliżuje aktywność Chrystusowej świadomości wewnątrz człowieka, więzi świadomość w śmiertelnych iluzjach i powoduje, że choruje ona, starzeje się i umiera.
Widzimy ten wpływ wszędzie w naszym codziennym doświadczeniu. Kiedy jedna osoba mówi złośliwe rzeczy drugiej, nazywamy to złem. Kiedy zamieszanie, chaos, strach i zaburzone emocje przejmują kontrolę i wszystko służy złu i je rozwija. Tam, gdzie jest brak i ograniczenia, tam działa zło. Tam, gdzie jest niezrozumienie, gdzie dominuje konflikt, chłód, nieufność i obojętność, tam widoczny jest wpływ zła. Gdy żal, rozpacz, frustracja lub samotność twierdzą, że są obecne, zło działa. Kiedy złość, krytyka, samowystarczalność, zazdrość, nieprzebaczenie, gorycz lub samolubstwo istnieją w nas, zło próbuje oddzielić nas od Boga. Wszystkie choroby i schorzenia pochodzą z sugestii zła. Problemy, które wydają się być wynikiem warunków poza naszą kontrolą - materialne przyczyny i skutki, dziedziczność, środowisko, niekontrolowane cechy i emocje, słowa i czyny innych - wszystkie mają swoje źródło w zwierzęcym magnetyzmie.
Magnetyzm zwierzęcy odnajdujemy w naszych relacjach z innymi, w edukacji i rozrywce, którą przyswajamy, w psychologicznej manipulacji stosowanej w celu sprzedawania i nauczania, przekonywania i kontrolowania niczego nie podejrzewającego umysłu. W ogólnym przekonaniu o materii i śmiertelnym istnieniu, które wypełnia światową świadomość, zło manifestuje mesmeryzm braku, ignorancji, choroby, niezgody i ograniczenia.
Najmroczniejsze elementy zła przejawiają się w najbardziej zdeprawowanych formach zachowania ludzkości: okrucieństwo psychiczne i fizyczne; dominacja silnych nad słabymi; irracjonalne oraz podstępne kłótnie i walki; bezduszna obojętność na cierpienia innych; zimne, wyrachowane, złośliwe intrygi, oszczerstwa i pomówienia, które zamachują na charakter lub życie innych; wyraźna wulgarność; grubiańskie, ordynarne, przesadne zachowanie; perwersja seksualna; szalony gniew; przemoc; zbrodnia; tortury; wojna. Podczas gdy jesteśmy skłonni winić tych, którzy przejawiają takie formy zwierzęcego magnetyzmu za ich bezbożne działania (i z pewnością są oni odpowiedzialni za swoje czyny), jesteśmy bardziej naukowi w naszej analizie, gdy patrzymy poprzez te osoby i rozpoznajemy, że takie czyny są złem przejawiającym się jako śmiertelne zachowanie. Jak marionetki, są one kontrolowane przez psychiczne manipulacje zła.
Tumblr media
0 notes
luizagallus · 1 year
Photo
Tumblr media
Ach uwielbiam czytać jego książki 📘📘📘😃😃😃 Oto fragment tej: „ Spokój serca Od Augustyna pochodzi powiedzenie ; „Niespokojne jest nasze serce ,dopóki nie spocznie w tobie”.Co dziś znaczą dla nas te słowa? Jak znajdujemy na co dzień spokój serca, spokój duszy ,spokój ducha? Odszukujemy te równowagę, gdy zgadzamy się na wszystko ,co nami porusza ,takim, jakie jest, gdy akceptujemy siebie samych takimi, jacy jesteśmy, i gdy wchodzimy w harmonię z tym, czego wcześniej nie chcieliśmy uznać. Gdy nie bronimy się także przed tym, co wydawało nam się przeszkodą na naszej drodze. Gdy znajdziemy spokój serca, osiągamy harmonię z naszymi przodkami i rodzicami ,naszymi rodzeństwem i losem. Zgadzamy się także na naszego partnera takiego, jaki jest, nie pragnąc, by się w jakikolwiek sposób zmienił. Żyjemy z nim w pokoju i spokoju. Gdy mamy dzieci akceptujemy je takimi, jakie są z ich szczególnym losem, szczególnymi zdolnościami, szczególnymi ograniczeniami szczególną miłością ,żyjemy z nimi w pokoju i spokoju. Gdy mamy do czynienia z ludźmi, którzy wydają się nam trudniej we współżyciu i wrogo do nas nastawieni ,a jednak akceptujemy ich takimi ,jacy są, dokładnie takimi, jacy są? osiągamy spokój. Być może ludzie ci nie będą się mogli nam oprzeć. Dzięki spokojowi serca możemy również weź w harmonię z innymi grupami społecznymi ,innymi religiami ,rasami i narodami. Gdy zgodzimy się na nie takimi, jakie są zniknie nieufność”. #hellinger #hellingerschule #berthellinger #ustawienia #terapeuta #luizagallus https://www.instagram.com/p/CqDr1Bzojgw/?igshid=NGJjMDIxMWI=
0 notes