Tumgik
#psie imiona
aleksandra-czudzak · 2 months
Text
Tumblr media
Oto i jest moja pierwsza autorska książka! "Jak nazwać pieska?"  "To jedyny w swoim rodzaju unikalny katalog psich imion, który stanowi próbę odpowiedzi na tytułowe pytanie, ale także w humorystyczny sposób opowiada o życiu czworonogów i pokazuje niezwykłą relację między ludźmi i psami. Książka jest próbą przedstawienia przekroju psiego społeczeństwa, gdzie obok siebie spotykają się arystokracja, mieszczuchy, wystawowcy, domatorzy, straszaki czy mieszkańcy wsi. Nie brak tu jednak miejsca także dla zawodowców, rozszczekanych i oryginałów." Książka dostępna tutaj. - My first book is out! "How to name your dog?" An illustrated collection of dog names. I hope it will be translated to english in future.
34 notes · View notes
amadeleinethings · 7 years
Text
Truth Be Told (I Never Was Yours) - Rozdział 8: Settle Down With Me
Tumblr media
Autorka:  JustForTommo (tumblr)
Tłumaczenie: Madeleine
Baner: Mini
Zgoda: jest
Pairing: Harry Styles/Louis Tomlinson
Opis: Louis i Harry mają skomplikowaną przeszłość, Louis bierze ślub z kimś, kto nie jest Harrym, a wszechświat postanowił z nich zakpić i zrobić Harry'ego organizatorem ślubu.
                                      >>MASTERPOST<<
Pack up and leave everything, Don't you see what I can bring Can't keep this beating heart at bay Set my midnight sorrow free, I will give you all of me Just leave your lover, leave him for me -Sam Smith
Harry otwiera drzwi uśmiechającemu się Louisowi, który trzyma torbę chińszczyzny na wynos jako ofertę na wejście do mieszkania. Jego policzki są zarumienione od wchodzenia po schodach, ale uśmiech ma jasny a oczy ciepłe.
- Hej, wchodź - mówi, wskazując w kierunku salonu - Przyniosę talerze i szklanki. Czego się napijesz?
- Woda jest w porządku - odpowiada kiedy mija Harry'ego do salonu.
Gdy Harry ma już wszystko i dochodzi do siebie, widzi, że Louis rozłożył jedzenie i stoi nad nim, patrząc w dół, możliwie nawet śliniąc się odrobinę.
- Nie jadłeś nic dzisiaj? - żartuje kładąc talerze i napoje na stoliku do kawy przed kanapą.
Potrząsa głową i siada, pocierając razem dłonie i wpatrując się w Lo Mein - Nah, musiałem ominąć lunch przez spotkanie w sprawie ciasta żeby upewnić się, że jest takie, jakie chcemy - mówi ze wzruszeniem ramion, jednocześnie nakładając jedzenie na swój talerz. 
Harry skina na to i bierze gryzą swojej tortilli - Wszystko dobrze z ciastem? - pyta, ponieważ jest cholernie dobrym organizatorem wesel, nawet jeśli jest nieco okropną osobą. 
- Mmhmm - mamrocze wokół łyżki pełnej makaronu. Jego oczy marszczą się i nuci z uznaniem, biorąc następny kęs - To jest pyszne! Zdecydowałem pójść do tego nowego chińskiego miejsca, które właśnie otworzyli za rogiem twojego mieszkania. Tak się cieszę, że je znalazłem.
Harry śmieje się za widelcem pełnym ryżu i posyła mu uśmiech z zaciśniętymi ustami, szturchając ramieniem - Dzięki za przyniesienie obiadu - mówi po tym jak przełyka.
Weszli w rodzaj rutyny, jeśli ma być szczery z tą sytuacją. Louis będzie przychodził wieczorami, w które Aiden pracuje do późna lub kiedy Zayn i Liam chcą trochę czasu dla siebie, albo nawet kiedykolwiek po prostu miał ciężki dzień w pracy i będą obijać się przed telewizorem i przybierać na wadze przez jedzenie na wynos. Jest świetnie. Louis jest tutaj dwa lub trzy razy w tygodniu.
Nie spędzają wiele czasu w mieszkaniu Louisa, a Harry stara się nie myśleć o sposobie w jaki Liam patrzy na niego, przyjaźnie ale nieco z dezaprobatą i jak zdaje się jeszcze nie być pogodzonym z ich życiem. Zayn jest ciepły jak zawsze i przytula go ciasno zanim wychodzi, jakby bał się, że pójdzie i nigdy nie wróci, ma również odłożony dodatkowy kontroler kiedy decydują grać w Fife, gdy on i Niall przychodzą na ich męską noc.
Niall przychodzi i wychodzi z ich wspólnego mieszkania, gdy go o to prosi i mruga zawsze do Harry'ego kiedy widzi Louisa zwiniętego na kanapie. Nie pytał co właściwie jest między nimi i Harry jest wdzięczny, ponieważ sam nie jest tego pewien. Zdecydował, że pozwoli temu samemu się rozwinąć.
Zostaje wyrwany ze swoich myśli przez głośne jęczenie Louisa obok. Zjadł dwa pudełka makaronu na wynos i skonsumował dobrze ponad połowę ogromniastej porcji kurczaka. Jego małe dłonie pocierają brzuch, a oczy są zamknięte. Harry naprawdę chce go pocałować i poczuć te dłonie śledzące swoją szczękę.
- Jestem taki pełny Haz, myślę że zaraz mnie rozsadzi - narzeka jak się porusza, próbując rozciągnąć na kanapie.
Harry przewraca na niego oczami i bierze ostatni gryz przed odłożeniem widelca.
- Dobrze ci tak, zjedzenie wszystkiego za jednym razem, Lou - upomina Harry gdy zaczyna zbierać wszystkie śmieci. 
- Nie każdy może zjeść banana kiedykolwiek tylko chce - odcina się zanim jęczy ponownie.
Śmieje się szczerze zbierając śmieci i resztki wynosząc je do kuchni. Może stamtąd usłyszeć biadolenie i jęczenie Louisa i potrząsa głową. Królowa dramatu.
Kiedy wraca z powrotem do pokoju, zastaje Louisa rozwalonego na podłodze z papierami rozłożonymi dookoła siebie. Spogląda na coś, co wydaje się być listą nazwisk i Harry opada w dół obok niego.
- Co to jest, zatem? - pyta, kiwając w stronę papierów.
- Muszę wymyślić miejsca siedzeń na wesele - mówi przez westchnięcie - Wiem że miał to być czas Louisa i Harry'ego, ale naprawdę muszę mieć to zrobione a nie mam za dużo wolnego czasu żeby się na tym skupić.
Spogląda przepraszająco w górę na Harry'ego, a ten robi wszystko, by to zlekceważyć. Nie chce żeby Louis patrzył na niego ze współczuciem w oczach, bo rozmawiają o tym cholernym ślubie. Czasami uważa, iż myśli o tym że zwieje, co jest głupie. To nie on jest uciekinierem w tej relacji.
- Pomogę - sięga żeby złapać kartkę od Louisa, ale ten tylko zabiera je z jego zasięgu.
- Nie Haz, jest w porządku. Będę to robił kiedy będziesz oglądał mecz czy coś. Nie musisz tego robić - mówi mu, wzrok skupiony na twarzy Harry'ego z niepokojem wyrytym na łuku brwiowym.
Harry sapie i przewraca oczami. - Jestem twoim organizatorem i ci pomogę - Louis potrząsa na niego głową i stara się wolną ręką go odepchnąć, ale Harry po prostu ją chwyta i składa pocałunki na kostkach.
Louis chrząka i odsuwa swoją dłoń.
- Właśnie dlatego nie możesz pomóc mi z tą kartą Harry.
Patrzy w dół na kartki papieru, ale Harry nie uważa, że cokolwiek w ogóle widzi.
- Loueh! - pojękuje, sięgając po nie.
- Harreh! - odwzajemnia, próbując wykręcić się z jego zasięgu.
Wyrywa mu papiery i siada z powrotem, gdy Louis upada na plecy. Zostaje tak przez dłuższą chwilę, podczas której Harry może usłyszeć go wypuszczającego ciężkie westchnienie. Na krótko zabawia go myśl wczołgania się na jego tors i przyszpilenia do podłogi, przed powolnym wślizgnięciem się w jego wargi i całowaniem, dopóki oboje nie będą zdyszani, lecz wpakowuje ją tak daleko na tył umysłu, jak tylko to możliwe.
- Zobaczmy - mówi do siebie jak spogląda na kartę siedzień przed sobą - Co powiesz na posadzenie Jay i Deana przy głównym stole - chwyta ołówek który Louis położył przy papierach i zakreśla ich imiona - I może rodzice Aidena także mogą przy nim usiąść? Tworzyć więzy rodzinne?
Louis prycha na to i kręci głową.
- Rodzice Aidena rozstali się kiedy był mały, więc będą musieli siedzieć po przeciwnych stronach sali. Mama nie dba zbytnio o mamę Aidena, twierdzi że jest za bardzo zarozumiała, więc prawdopodobnie nie powinny siedzieć przy jednym stole - mówi chwytając ołówek i pisząc imię mamy Aidena przy stoliku poniżej tego Jay. Następnie wpisuje imię jego ojca jak najdalej od jego matki. To wszystko jest trochę absurdalne, ale Harry zauważa coś gorszego.
- Czekaj, Jay nie lubi mamy Aidena? Jay kogoś nie lubi? Poważnie? Ona jest aniołem! - woła z niedowierzaniem, gdy stara się przetworzyć spokojną, słodką Jay nie lubiącą kogoś.
- Cóż, nie wszyscy potrafią być najlepszymi przyjaciółmi mojej mamy, Harold. Wiem że masz z nią specjalną relację, ale nie każdy jest tak czarujący jak ty - mówi przewracając oczami - Plus relacja między Anne a mamą była jakby..... jedna na milion czy coś. Nie każdego rodzice mogą być tak blisko jak one były.
Kolejna konsekwencja ucieczki Louisa: ich mamy powoli przestały ze sobą rozmawiać. Były najlepszymi przyjaciółkami, zawsze dzwoniły do siebie nawzajem żeby poplotkować o czymś uroczym co ich synowie zrobili, ujmująco nadawały im etykietki "mężów" i prawie każdy weekend spędzały razem. To nie tak że teraz siebie nienawidzą, to po prostu to, że kiedy Louis odszedł, to się schrzaniło i wszystko uległo zmianie. Harry życzy sobie, by po prostu wszystko cofnęli do wtedy, kiedy wszystko przebiegało płynnie i spędzali dnie pławiąc się w miłości oraz w towarzystwie, które tworzyły ich połączone rodziny.
Harry wzdycha i rozpoczyna wyliczanie imion z listy, kiedy Louis zagryza policzek i stara zdecydować gdzie każdy powinien siedzieć. To długa lista, nawet jeśli Louis powiedział, że chce mały ślub, Harry chce to skomentować, ale dochodzi do wniosku, że to nie jego miejsce. To zajmie jakiś czas.
- Co powiesz na posadzenie Stana obok tego kolesia Grega - sugeruje w pewnym momencie - Zdaje się, że by się dogadywali, przy czym oba mają 4 literowe imiona.
- Cicho Harold, próbuję pracować - mówi mu na złość, ale i tak pisze imię Stana obok Grega.
Harry rozciąga się i łapie głęboko oddech. Louis sięga i przeczesuje palcami przez bałagan jego loków, przez co mruczy z uznaniem. Jego delikatne starania są relaksujące i Harry zamyka oczy na jakiś czas, przysłuchując się skrobaniu ołówka na papierze i cichemu nuceniu Louisa podczas pisania.
W końcu przewraca się na plecy i patrzy na sposób, w jaki rzęsy Louisa wachlują na jego ostrych policzkach, kiedy mruga, a grzywka pokrywa czoło w rozkosznym bałaganie. Jest zapierający dech w piersi.
Przygląda się mu jak marszczy swój nos i w skupieniu przygryza koniec ołówka. Przez ostatnią godzinę pracuje nad rozsadzeniem gości i z minuty na minutę, staje się coraz bardziej sfrustrowany. Wypuszcza zirytowany oddech, spoglądając w dół na Harry'ego z delikatnym uśmiechem zdobiącym jego usta, zanim wraca do podkładki w swojej dłoni. To proste, właśnie wtedy, pozwolić Harryemu wierzyć, że planują siedzenie gości na ich własnym weselu i sprzeczają o to, gdzie każdy z listy członków rodzin będzie siedział. Pozwala sobie fantazjować o białym ogrodzeniu oraz psie, którego mogliby mieć w ciągu następnego roku.
Pozwala sobie na myśl, że Louis uśmiechnie się do niego w dół, delikatnie pocałuje i wymruczy "czas do łóżka, skarbie", mimo że nie będą spać. Zamiast tego, Louis będzie go otwierał i całował każdy cal jego ciała zanim użyje swojego głosu doprowadzając do jego całkowitego rozpadnięcia się przez nakazanie mu podniesienia się na ręce i kolana. Pozwala sobie myśleć o swoim zatraceniu w cichym wychwalaniu przez Louisa i jego magicznych dłoniach, delikatnych pocałunkach i brutalnych pchnięciach, chropowatych westchnięciach oraz ostrych paznokciach.
To jak zimny policzek w twarz, gdy spogląda na górę strony żeby zobaczyć "Aiden i Louis Grimshaw" i musi sobie po raz tysięczny, mentalnie przypomnieć, że Louis nie jest jego. Tak naprawdę nigdy nie był. On jest po prostu organizatorem ślubu, który jest zakochany w Louise odkąd skończył szesnaście lat.
To nie jest prawdą. Jest kimś więcej niż organizatorem. Jest kimś więcej niż Louis może odpowiednio opisać. Wie, że ma nad Louisem kontrolę, może nawet wystarczająco silną, aby sprawić, że drugi raz przemyśli każdą decyzję podjętą przez ostatnie kilka miesięcy, ale nie rozwodzi się nad tym. Jest tutaj żeby wykonać robotę i ponownie stać się z Louisem przyjaciółmi. Jeśli zdarzy sie, że zawróci mu w głowie i sprawi, że w trakcie zostawi swojego narzeczonego, cóż, prawdopodobnie Harry jest okropną osobą, ale przynajmniej będzie miał swojego chłopca z powrotem.
- Hej, Lou, chcę cię gdzieś zabrać - odzywa się nagle. Te wszystkie papiery to dla niego teraz za dużo i spogląda na dół, by zauważyć że Louis i tak prawie skończył.
- I gdzie by to było? - pyta, gryząc wargę żeby zwalczyć szeroki uśmiech. Zawsze jest zainteresowany przygodami, a Harry wie jak dać mu jedną.
- To niespodzianka! - wtóruje jak się podnosi i rozciąga plecy. Twarde podłogi nie są przyjaciółmi wybrednych pleców.
Louis potrząsa na niego głową, ale usta skręcają się w uśmiechu i także wstaje. Harry podąża do kuchni i przegrzebuje szuflady, aby znaleźć klucze, których będzie potrzebował. W końcu znajduje je wepchnięte na tył, pod stosem karteczek samoprzylepnych.
- Zatem chodźmy - mówi, prowadząc Louisa za drzwi.
To ciepła noc, słońce chowa się za budynkami i barwi niebo w odcienie złota i fioletu. Mijają samochód Harry'ego i patrzy jak Louis marszczy czoło w zdezorientowaniu, kiedy zatrzymują się przy motocyklu zaparkowanym na końcu drogi.
- Nie, Harry, nie możesz być poważny! - gaworzy, oczy mu błyszczą a ręce automatycznie sięgają w kierunku pojazdu.
Harry tylko się szczerzy i podnosi kask przyczepiony do siedzenia, podając go Louisowi.
- Mój przyjaciel, Jeff, mieszka w mieszkaniu nade mną i od czasu do czasu pozwala mi zabierać swój skarb na przejażdżkę - wyjaśnia wzruszając ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, nawet jeśli jest, ponieważ jest najbardziej nieskoordynowaną osobą jaka istnieje i prawdopodobnie pewnego dnia zginie na tym motocyklu.
- Jesteś pewny, że wiesz jak obchodzić się z tą rzeczą? - pyta z pierwszą oznaką niepewności od jego zobaczenia.
- Oczywiście - odpowiada, przerzucając nogę nad siedzeniem. Podaje Louisowi kask, ponieważ jeśli się rozbiją, woli mieć roztrzaskany swój mózg, niż Louisa. Zajmuje moment zanim Louis przyjmuje oferowany kask, ale w końcu to robi - Usiądź za mną.
Louis prycha i mruczy coś, co prawdopodobnie jest o pozycjach seksualnych, ale Harry podkręca silnik i dzięki jego słodkiemu pomrukiwaniu, nie może dosłyszeć jego mamrotania. Louis owija dłońmi brzuch Harry'ego, splatając ze sobą palce. Harry sięga w dół i pociera swoimi palcami jego, nie po raz pierwszy zadziwiając się ich różnicą wielkości.
- Przestań - może usłyszeć w jego głosie wydęcie warg, nawet jeśli nie może zobaczyć jego twarzy.
- Mały Lou - grucha nad dźwiękiem silnika i Louis szczypie go w brzuch. On tylko się śmieje i spogląda za nich, więc może wycofać się z miejsca.
Kiedy wydostają się z parkingu, Harry szybko manewruje pojazdem, więc jadą między budynkami w stronę ulic, gdzie wie, będzie mógł pozwolić wydostać się swojemu gardłu i po prostu fruwać przez w większości puste drogi. Gdy podkręca silnik i pozwala pojazdowi wystrzelić naprzód, Louis chichocze głośno i niewybaczalnie w jego ucho. Piszczy i Harry może poczuć jak odrzuca głowę w tył i czerpie przyjemność z zachodzącego słońca i szybkiego wiatru. To radosne i kocha to, jak opony gnają naprzeciw asfaltu a umysł jest pusty, jedyną rzeczą jaką może usłyszeć jest podmuch wiatru oraz melodyjny śmiech Louisa.
Zwalniają kilka metrów w dole drogi i Harry skręca w brudną ścieżkę. Staje się odrobinę wyboista i Louis przyciska się do niego ciaśniej tak, że jego oddech jest jak wybuchy naprzeciw jego karku, a palce zakopują się w mięśniach brzucha.
- Gdzie nas zabrałeś, Harold? Uprowadzasz mnie i będziesz trzymał za zakładnika? - pyta jak niezgrabnie potyka się schodząc z motocyklu. Harry sięga i stabilizuje go zanim może upaść.
- Znalazłem to miejsce pewnego razu jak się nudziłem. Właśnie tam jest strumień, przy którym lubię siedzieć.
Prowadzi ich wzdłuż ścieżki dopóki nie słyszy bulgotania wody i nie czuje kwiatów, które wprowadzają życie w bieżącą wodę. Opadają w dół, a Louis zrzuca buty by zamoczyć stopy. Harry czuje jak drży obok niego i bierze to jako zaproszenie do owinięcia ramion wokół niego.
Przez jakiś czas siedzą w ciszy, po prostu korzystając z delikatnego przyciśnięcia ciał i szelestu natury dookoła. Wiewiórka wyskakuje spod krzaka i pędzi do leżącego żołędzia zanim ponownie znika pod krzakiem. Motyl przelatuje obok, leniwie trzepocząc swoimi delikatnymi skrzydłami. Wiatr szeleści liśćmi na drzewach wokół nich, a ryba skacze w wodzie. Wszystko to jest relaksujące.
- Dziękuje za zabranie mnie tutaj - mówi cicho Louis.
Słońce zaczyna w końcu znikać, a chłód wczesnego wieczoru osadza się dookoła. Świerszcze zaczynają ćwierkać, a żaba skacze w koło poza ich miejscem odpoczynku.
- Stresowałeś się a wiem, że nie radzisz sobie dobrze ze stresem - Harry mówi wzruszając ramionami - To najmniej co mogłem zrobić.
Louis nuci i odchyla się do tyłu żeby spoglądać w górę na niebo. Drzewa blokują mu widok, ale od czasu do czasu liście się kołyszą i ściemnione niebo jest widoczne. Przetapia się od głębokiego granatu do poplamionego czarnego atramentu, i Louis mówi jak piękne jest niebo. Harry myśli, że to Louis jest piękny.
- Więc twój ślub jest za kilka tygodni - odzywa się cicho, przestraszony zepsuć nastrój ale także przerażony nie powiedzeniem wszystkiego. Jego głowa jest pełna mieszanych emocji i w połowie sformułowanych zdań, które, jeśli nic nie powie, myśli że mogą eksplodować.
- Mmhmm.
- Jesteś gotowy? - Harry pyta drzew nad sobą. Nie może znaleźć odwagi, aby spojrzeć na Louisa w tej chwili.
- Tak myślę - odpowiada głosem przymusowo jasnym - To znaczy, to będzie wielka zmiana zgaduję. Z przeprowadzką do Seattle i tym wszystkim.
Harry zastyga i może poczuć jak Louis spina się obok, a on szybko od niego ucieka, jakby jego słowa fizycznie uderzyły go wprost w klatkę piersiową. Albo może tylko to sobie wyobraża, ponieważ za cholerę czuje jakby został uderzony w twarz.
- Czekaj, co? - wstrzymuje oddech, gapiąc się szeroko otwartymi oczami na Louisa, który obecnie wygląda jakby życzył sobie, by ziemia go wchłonęła.
- Nic - ucina, patrząc w dół na błoto na którym siedzą.
- Przeprowadzasz się do Seattle? - pyta i wie, że Louis może usłyszeć ból w jego głosie, bo patrzy jak skrzywia się na jego słowa.
- Przeprowadzam - odpowiada w końcu.
Harry nie może kurwa oddychać.
- Kiedy?
- Kilka tygodni po weselu. Więc trochę mniej niż za 2 miesiące.
Jego brwi są zmarszczone a głos jest tak cichy, że Harry musi naprawdę się przysłuchać by go usłyszeć.
- Jak długo o tym wiedziałeś? - naciska, starając się wymusić słowom wyjść z ust nawet jeśli jego język spuchł, a klatka piersiowa boli.
- Tylko chwilę. Od... od rocznicy Liama i Zayna i-
- To było 3 tygodnie temu, Louis! - prawie krzyczy na niego. Louis kurczy się jak najdalej od niego.
- Wiem, to tylko to że Aiden dostał tę pracę w Seattle której naprawdę nie może odmówić a ja nie wiedziałem jak ci o tym powiedzieć i samo wyszło.
Louis wygląda na tak małego teraz, Harry zauważa. Ma kolana przyciągnięte do piersi, a twarz w nich schowaną z oczami jedynie spoglądającymi na swoje jeansy. Palce bawią się ziemią po jego bokach i jest tak zgarbiony, że Harry myśli iż mógłby z łatwością go podnieść i kołysać przy piersi.
- Więc wyjeżdżasz do Seattle i nawet nie zamierzałeś mi powiedzieć? - spluwa, płonie nim gniew a przykre wspomnienia zalewają jego umysł.
Tak będzie lepiej. Odchodzę. Harry, przestań. 
To jakby Louis mógł odczytać jego myśli, ponieważ mówi - To nie jest jak ostatni raz. Chcę zostać, Harry, chcę. Dopiero cię odzyskałem i nie chcę wyjeżdżać, ale muszę.
- Nie musisz niczego robić, Louis! - warczy. Wstaje i zaczyna kroczyć, ostrożnie utrzymując wzrok z dala od Louisa kiedy przemawia - Nie musisz wyjeżdżać, nie musisz za niego wychodzić i nie musiałeś mnie zostawiać na samym początku!
Louis się podnosi, a za jego oczami rozgrywa się burza, Harry może to zobaczyć kiedy na niego spogląda.
- Jak kurwa śmiesz, Harry! To przeszłość. Nauczyłem się czegoś z moich błędów i to nie tak, że chcę cię zostawić! W ogóle nie chciałem cię zostawiać na pierwszym miejscu! Po prostu się przestraszyłem i uciekłem i przepraszam! - wypuszcza z siebie boleśnie niszczycielski szloch próbując złapać w płuca tyle powietrza ile może oraz ponownie zyskać kontrole.
Harry stara się uspokoić jego gniew, ale to jakby stał na linie i jedno przechylenie w któryś kierunek, a wyśle go to na skraj obłędu.
- Spójrz, wiem że czujesz się źle z odejściem i przepraszam za wyciągnięcie tego z powrotem. Ale to właśnie ty, Louis. Uciekasz od dobrych rzeczy, bo myślisz że na nie nie zasługujesz - stara się uspokoić kiedy cofa gorzkie słowa i przełyka gorycz wzrastającą w gardle.
- Przestań mówić jakbyś mnie znał, Harry. Nie znasz mnie. Minęło 6 lat - odgryza, lecz dla obojga jest oczywiste, że tylko chwyta się brzytwy.
- I czyja to jest wina? - Louis posiada przyzwoitość wyglądania odpowiednio skarconego, przynajmniej. - Nie możesz po prostu zostawić swoich przyjaciół i rodziny dla jakiegoś faceta który jest kompletnym durniem! Nie zasługuje na ciebie i nie kocha tak jak powinieneś być kochany, a ty zamierzasz wyjechać i przejechać pół cholernego świata z kimś, kto nie będzie cie dobrze traktował!
Louis bierze głęboki wdech i kiedy odzywa się ponownie, jego głos jest bardziej cichy. - On będzie moim mężem, Harry. Nie mogę mieć go mieszkającego w Stanach, kiedy ja jestem tutaj równocześnie będąc małżeństwem. To tak nie działa i wiesz o tym.
Harry próbuje wmusić w płuca więcej powietrza, ale jest tutaj prawdopodobnie na pół strawiony kurczak chiński i biały ryż, ponieważ jest pewien że zaraz wymiotuje. Louis znowu odchodzi. Louis znowu od niego odchodzi.
- Ale.. tak jak powiedziałeś, dopiero znaleźliśmy się z powrotem w miejscu gdzie możemy być przy sobie ponownie - mówi, próbując przekonać Louisa aby został poprzez sposób w jaki ich spojrzenia się spotykają i dźwięk swoich ciężkich oddechów wypuszczanych w przestrzeń między nimi.
- Wiem i to jest do bani. Chcę zostać, ale nie mogę.
- Powiedziałeś już Liamowi i Zaynowi? - pyta, mimo że zna odpowiedź.
- Nie.
- Cholera, Louis! - krzyczy, wyrzucając ręce w powietrze - Jak mogłeś im nie powiedzieć? To Zayn! On kurwa poszedłby za tobą na koniec świata a ty nie miałeś nawet odwagi żeby mu do cholery powiedzieć!
- To nie twój interes Harry! Mogę mówić mu cokolwiek chcę, kiedy chcę. Nie masz tu nic do gadania! - odkrzykuje, pięści zaciśnięte a twarz czerwona. Jego oczy migotają plamkami księżyca, padającego na jego twarz przez drzewa. Harry wciąż myśli, że jest piękny.
- Powinieneś mu powiedzieć - mówi pokornie, irytacja wylewa się przy każdym ruchu jego szczęki oraz trzepotaniu powiek, gdy stara się odepchnąć łzy złości, lecz jest także odrobina desperacji w jego głosie. Jeśli ktokolwiek może sprawić, że Louis zostanie, jest to Zayn - Zasługuje, by wiedzieć, że ponownie uciekasz. I tym razem, on nie pójdzie z tobą.
- Nie uciekam - odcina z oburzeniem. Krzyżuje ramiona na piersi - Nie uciekam.
Harry jedynie przewraca oczami i zaczyna iść z powrotem ścieżką.
- Tak sobie powtarzaj.
Droga powrotna jest cicha i Harry czuje szarpanie w klatce piersiowej. Czuje się jakby było tam imadło wokół jego serca i stale zaciskało się mocniej i mocniej, czekając na jego rozerwanie. Louis odchodzi. Znowu. Tym razem nie jest lepiej.
- Mam zabrać cię do ciebie czy Aidena? - pyta jak siada okrakiem na pojeździe. Louis podąża za nim i nieśmiało owija ramiona wokół Harry'ego, jakby bał się, że może go odepchnąć.
-Harry - odzywa się cicho, głosem czystym z emocji.
- Louis - odpowiada, głosem surowym i zawziętym.
- Proszę - szepcze naprzeciw jego karku. Harry czuje jak się trzęsie przy jego plecach i nie jest pewny czy to ze wszystkich emocji kłębiących się wokół, czy nocnego chłodu osadzającego w jego kościach.
Wzdycha i odpala motocykl. Tym razem nie ma żadnego śmiechu, a wiatr wiejący przy jego uszach nie oferuje żadnej przyjemności przez nierówne bicie serca i słowa, które przełyka zanim mogą opuścić jego usta. Nie ma śmiechu podczas drogi w ciemności w towarzystwie jedynie ostrego światła oświetlającego drogę.
Zatrzymują się przed mieszkaniem Harry'ego i wydaje się, że odkąd byli tu ostatnim razem, wszystko uległo zmianie. Samochodu Nialla nie ma na swoim zwyczajnym miejscu, przez co Harry zakłada, że zostaje u Barbary na noc. Louis idzie za nim po schodach i przez mieszkanie, rzucając kurtkę i klucze na ziemie nie oglądając się za siebie. Harry skopuje plan siedzenia gości i pomieszane papiery na podłodze zbyt agresywnie i czuje na sobie spojrzenie Louisa. Rozbiera się do bielizny i zwija pod pościelą, nagle za bardzo zmęczony na świat wokół. Tak dużo się dzieje w szybkim tempie i jego umysł zmierza do przeciążenia.
Łóżko ugina się, ale nie obraca się do niego twarzą. Po prostu patrzy w ścianę i próbuje zignorować bicie serca naprzeciw swoich pleców.
Doszli do tego zwyczaju gdzie Louis spędza noce. Nie ma nigdy seksu czy obściskiwania się, ale jest przytulanie i zasypianie przy odgłosach wzajemnego oddechu oraz stałego bicia serca. Być może wkrada się kilka całusów w policzki i czoło, ale nic poza tym. Nigdy nawet nie próbują. To się nie liczy jeśli są to delikatne, jak płatki róży usta przyciskane do piersi, ramion, powiek. Tak długo jak żaden z nich się nie łamie i nie złącza ponownie ich warg, to się nie liczy.
- Hazza - szepcze w ciemność. Harry może poczuć jak spięty jest obok niego i ból w jego głosie sprawia, że Harry się skrzywia.
- Nie Lou - mówi. Nie jest pewien na co mówi nie, ale zgaduje, że to naprawdę pasuje do wszystkiego. 
Louis wypuszcza drżący oddech i czuje go wracającego na swoją połowę. W końcu odwraca się twarzą do niego i patrzy jak Louis stara się wygładzić swoją twarz w coś mniej bolesnego, ale nie może tego przed nim ukryć. Wzdycha i przyciąga go w swoje ramiona i przyciska usta w jego włosy.
- Nie.
To ostatnia rzecz wypowiedziana tej nocy, lecz nie zasypiają przez godziny. To po prostu ciasne obejmowanie i pocałunki w miejsce, gdzie kark i ramię łączy się w jedność, wodzenie nosem po włosach na karku i oddychanie we wzajemny zapach szamponu i potu. Harry nie jest pewien czy może przeżyć przez Louisa Tomlinsona ponownie mówiącego żegnaj, ale będzie musiał spróbować.
* * * 
Dziś jest noc, kiedy wszystko się zmieni. Harry może poczuć to w swoich kościach, może poczuć to przez sposób w jakim nocne powietrze otula jego skórę poprzez czarną, siatkową koszulę, może poczuć to przez sposób w jaki Louis obserwuje go kątem oka.
Po wyznaniu Louisa, Harry przez kilka godzin wypłakiwał się o tym Niallowi, który poradził, że potrzebuje dokończyć swoją grę i przyśpieszyć plan Odzyskać Louisa. Więc siedzi tutaj w czarnej koszuli przez którą wiele można zobaczyć oraz najciaśniejszych jeansach jakie posiada, które wyglądają jakby je na sobie namalował, są tak obcisłe. Właściwie mogą być legginsami, ale Harry nie może sobie przypomnieć co mówiła ich metka. Włosy ma swobodnie opuszczone, składające się na długie fale i poskręcane loczki, łatwe do przebiegania przez nie dłońmi.
To wieczór kawalerki, wieczór przed ślubem, a skóra Harry'ego swędzi od potrzeby zrobienia czegoś. Nie jest do końca pewny czym to jest, ale wie, że prawdopodobnie będzie to szkodliwe dla każdego. 
Siedzą w mieszkaniu Louisa, z muzyką brzęczącą przez głośniki przy kilku drinkach przed wyjściem. Panuje miła atmosfera, chłopcy śmieją się i bawią ze sobą, z wyjątkiem Harry'ego, który nie może powstrzymać mrowienia skóry i potrzeby wyrzucenia wszystkiego, co kiedykolwiek czuł do mężczyzny, który ma wyjść za mąż.
Louis robi śmieszne miny do Nialla, który śmieje się głośno z piwem trzymanym między udami i zarumienionymi policzkami. Zayn i Liam przytulają się na kanapie i cicho śmieją z zachowania Louisa, i Harry nie może więcej tego znieść. Wszystko jest za spokojne i wie, że Zayn z Liamem nie wiedzą. Są za spokojni, aby być w posiadaniu wiedzy o ponownej ucieczce Louisa.
- Louis - odzywa się nagle i wszystkie pary oczu padają na niego. Był cicho cały wieczór i wszyscy posyłali mu spojrzenia. To Louisa jest bardziej ostrzegające niż zaniepokojone i Harry chce go uderzyć, pocałować i nigdy nie puszczać - Skończyłeś pakowanie do Seattle? Wyjeżdżasz w kilka tygodni, racja? Jak czuli się chłopcy, kiedy powiedziałeś im że przeprowadzasz się na drugi koniec świata? Chciałbym wiedzieć.
Śmiechy zamierają i wszystko dookoła się uspokaja. Patrzy jak szczęka Zayna opada, może nawet usłyszeć odgłos rozpadających się kości zanim odwraca się do Louisa z szerokimi, zranionymi oczami, które błagają żeby nie była to prawda. Liam wygląda jak zdezorientowany szczeniak, lecz za maską zdezorientowania definitywnie kryje się ból. Niall, który wie o wszystkim, patrzy na Harry'ego jak na idiotę za wyciągnięcie tego teraz, i w ten sposób.
Twarz Louisa przechodzi ludzkie pojęcie.
Jest cień zdrady wmieszany w jego jasnoniebieskie tęczówki, a pięści zaciśnięte po bokach. Gapi się w Harry'ego kamiennym wzrokiem i z zaciśniętą szczęką. Ale co jest dziwne, na jego twarzy widnieje coś na kształt ulgi, jakby ogromny ciężar został zdjęty z jego ramion, ponieważ nieco opadają. Nawet jeśli jest wściekły, wydaje się także być wdzięcznym i Harry nie jest pewny co z tym zrobić.
Zayn rusza się pierwszy. Wstaje i zbiera swoje papierosy ze stolika zanim wybiega na taras. Wychodzi tam w jednym celu, a każdy skrawek jego atramentowej skóry krzyczy z gniewem. Jego ramiona są napięte a bicepsy widoczne od sposobu, w jaki ściska pięści po bokach, jakby mówiąc sobie, by niczego nie uderzyć. Zayn nigdy się nie złości, ale jest odpowiednio wkurwiony i poradzi sobie z tym tak, jak zwykle w takich sytuacjach. Pali, rozmyśla i rozważa nad słowami, aby dowiedzieć się, które zabolą najbardziej.
Liam obserwuje jego kroki nim odwraca się do Louisa.
- Tommo? - pyta, głosem ostrym i pouczającym jakby karał dziecko.
Louis na kilka chwil skrywa twarz w dłoniach zanim się podnosi i podąża za Zaynem na zewnątrz. Prawie natychmiast są przyciszone krzyki i ich trójka obserwuje ich latające ramiona jak Louis cofa się o krok i prostuje się w oburzeniu, a z Zayna wylatuje potok słów, które powodują, że Louis wbija swój wzrok w ziemie, pomimo próby stworzenia śmiałej postawy. Harry używa wszystkich swoich sił, aby nie wstać i pójść stanąć przed Louisem żeby ochronić go przed tym jak Zayn przyciska go do kąta.
Harry przypomina sobie kiedy Zayn został zawieszony w szkole. Jakieś dzieciaki czepiały się go za bycie muzułmaninem i siedział tam, ze spuszczoną głową patrząc na ławkę przed sobą, paznokciami malując na niej niewidoczne rysunki. Wyglądał jakby skupiał się na ruchach swoich dłoni, a nie na tym co ci chłopcy mówili, co podpuszczało ich jeszcze bardziej. Kiedy wszedł Louis i Harry uniósł na niego spojrzenie żeby posłać mu uśmiech, musiało to przykuć uwagę prześladowców, ponieważ swoje obelgi przenieśli na ich dwójkę. To nie znęcanie na temat religii to spowodowało, a fakt iż ktoś kogo kochał był dręczony. Zayn ze spokojem wstał ze swojego miejsca z zaciśniętymi pięściami zanim uderzył jednego z chłopaków w szczękę. Następnie skupił się na drugim, który z oczami pełnymi strachu próbował uniknąć jego ataku, mimo że i tak dostał uderzenie w nos. 
Zayn został zawieszony na trzy tygodnie i jego ojciec był wściekły. Louis i Harry nigdy nie zostali dręczeni ponownie.
Harry wie o tym, że Zayn nigdy nie skrzywdzi Louisa, ale przez patrzenie jak drży na jego słowa, każdy skrawek ciała Harry'ego krzyczy na niego, by wstał i chronił to co dla niego jest najdroższe. Jedynie słowa Liama przytrzymują go w miejscu.
- Muszą się wyładować, będzie w porządku - mówi cicho z oczami na Harrym - Przejdziemy przez to.
Harry nie jest pewny czy przejdą, z Louisem uciekającym na drugi koniec świata, ale stara się posłać mu uśmiech. Liam obserwuje ruchy Zayna, śledzi sposób w jaki jego ramiona unoszą się, gdy krzyczy, ale nie wydaje się być zmartwiony. Harry opiera się z powrotem o kanapę, a Niall podaje mu kolejne piwo.
- Świetny czas na wyciągnięcie tego, Haz - mówi znacząco zanim bierze łyk swojego.
Harry pomrukuje i bierze haust swojego napoju.
- Cieszę się, że coś powiedziałeś - mówi Liam ze wzrokiem na swojej butelce, drapiąc etykietę. Jego grube brwi są złączone i oblizuje wargi zanim odzywa się ponownie - Louis nie powiedziałby nic do tygodnia przed wyjazdem. Nie lubi mówić nam o takich ważnych rzeczach. Jakby bał się, że spowoduje za dużo konfliktu, bo boi się że go po prostu zostawimy czy coś.
Harry skina, bo wie o tym lepiej niż ktokolwiek.
- Trudno jest mu zaufać ludziom - kontynuuje. Podnosi wzrok i spotyka stałe spojrzenie Harry'ego i Harry cieszy się, że Louis miał kogoś stabilnego w swoim życiu, kiedy nie było go przy nim - I myślę, że poślubienie Aidena jest złym pomysłem.
- Nie sądzisz, że powinien za niego wyjść? - pyta chwiejnym głosem, wzrokiem ostrożnie skanując twarz Liama.
Liam wzdycha, długo i ciężko, i przebiega ręką po twarzy jakby nie spał latami. Niall szturcha kolano Harry'ego by go wesprzeć, a Harry prawie zapomniał, że on tu jest oprócz ciepłego ciała przy swoim boku i ostrego zapachu wody kolońskiej zmieszanego z mocnym zapachem drinka.
- Nie - Liam zaczyna. Zajmuje mu sekundę, aby zebrać myśli i Harry cierpliwie czeka - To znaczy, odkąd go znam tylko umawiał się z Aidenem. Przed nim, była niezliczona ilość anonimowych kolesi z którymi był na czas kilku tygodni, jakby próbował zapełnić pustkę. Zayn wspominał mi o tobie i mówił trochę o tym dlaczego Louis taki jest, więc kiedy zaczął stale umawiać się z Aidenem, myślałem że ją zapełni. I przez długi czas byłem przekonany, że to robi. Do czasu aż.. cóż, do czasu aż się nie pojawiłeś. Cała twarz Lou rozjaśniła się tak, jak nigdy nie widziałem i wydaje się taki szczęśliwy i kompletny kiedy jesteś przy nim.
Liam łapie głęboki oddech, stukając palcami o swoje jeansy. Harry wie, że ma coś więcej do powiedzenia, więc zostaje cicho i stara się uspokoić swoje mocno bijące serce.
- Teraz wiem, że Aiden był tylko kolejnym zapełnieniem, kawałkiem puzzla, który nie pasuje do tego Louisa, starającego się zrobić wszystko by pasował i wiemy wszyscy, że to nie będzie działać. Myślę, że go przerażasz, Harry. Ponieważ jesteś tym czego chce i czego potrzebuje, ale zbyt boi się żeby mieć cię ponownie. I myślę, że potrzebujesz go tak bardzo jak on Ciebie, ale nie mam pojęcia jak sprawić by przyznał to przed sobą. W końcu to jego wybór.
Zanim Harry może coś odpowiedzieć, szklane drzwi otwierają się, a Zayn i Louis wracają do środka. Zayn siada obok Liama i posyła Harry'emu spojrzenie, którego nie może rozszyfrować.
Louis przeczyszcza gardło i staje przed nimi. - Przepraszam, że nie powiedziałem wam o moim wyjeździe. Wie tylko Harry, bo przez przypadek wygadałem się kilka tygodni temu i powtarzał mi, że muszę wam sam o tym powiedzieć - patrzy w dół na swoje paznokcie i niezręcznie przenosi ciężar ciała z nogi na nogę zanim spogląda na Liama - Myślę, że bałem się waszej reakcji i nie chciałem was zranić.
- Lou, musisz przestać trzymać wszystko w sobie. Musisz nam ufać - mówi oskarżająco - Nie możesz po prostu odejść bez powiedzenia o tym!
- Wiem - mamrocze - Chciałem tylko żeby dzisiaj było zabawnie i przepraszam, że wam nie powiedziałem. Nie chciałem żeby ten wieczór był przyćmiony faktem, że za kilka tygodni wyjeżdżam do Ameryki. Zgaduję, że to już załatwione, dzięki Harold.
- Harry nie zrobił nic złego - wypomina Zayn przed wzięciem głębokiego wdechu. Pachnie mocno papierosami, musiał zapalić zanim Louis za nim wyszedł i Harry delektuje się tym zapachem oraz znajomością jego głosu. Kiedy Louis odejdzie, nie jest pewny czy Zayn będzie chciał utrzymywać z nim kontakt - Powinieneś nam powiedzieć i dalej jestem wściekły, że nie zamierzałeś nawet nic z tym zrobić. Nie mów że było inaczej - mówi znacząco - Ale jest jak jest, a ty i tak nas zostawisz, więc co powiecie na zepchnięcie tego na bok i zabawienie się.
Louis wypuszcza oddech i przytakuje na jego słowa. Spogląda na Harry'ego i nie wygląda dłużej na złego. Jest w jego spojrzeniu coś innego, ale Harry nie ma nawet energii żeby zgadywać co to jest.
- Idźmy się najebać do The Craic tak jak planowaliśmy - odzywa się Niall, pierwszy raz odkąd to wszystko się zaczęło - To wciąż wieczór kawalerski, mimo wszystko! - ostrożnie obserwuje każdego, ale na twarzy widnieje jasny uśmiech, a jego uśmiech jest zaraźliwy.
- Do The Craic! - Harry krzyczy z entuzjazmem i unosi pięść w powietrze.
Reszta chłopców skina w zgodzie i napięcie powoli znika. Pierwszy wstaje Liam i ciasno obejmuje Louisa, dopóki ten nie mówi mu, że go dusi. Później przytula go Zayn i szepcze coś w jego ucho zanim idzie wyjąć kurtkę z szafy. Louis idzie za nim na korytarz, a Liam podchodzi do Harry'ego kiedy wychodzą.
- Chcę żebyś o niego walczył - szepcze nisko, więc nikt inny nie może usłyszeć.
Cóż, ma 16 godzin i mocno bijące serce. Harry ma tylko nadzieję, że może to zrobić.
 The Craic jest małym klubem kilka bloków za mieszkaniem. To prosta droga, piwo jest stosunkowo tanie, a muzyka to cykl ostrego brzmienia i optymistycznych, bieżących hitów. Barman rozpoznaje ich kiedy przechodzą przez drzwi i wręcza każdemu drinki. To prawdopodobnie zły znak, że barman zna ich zamówienia, ale Harry jest skory, aby pominąć ten szczegół.
Kilka godzin później i każdy jest znacznie wstawiony. Harry kiwa głową do dudnienia basów jednej z najnowszych popowych piosenek, gdy Niall zamawia kolejną partię shotów. Louis z Zaynem rozmawiają ze sobą i chichoczą, a Liam uśmiecha się głupkowato do parkietu, totalnie wyłączony.
- Kolejna runda dla faceta, który bierze ślub! - krzyczy Niall przebijając się przez hałas. Kiedy zaczęli pić, barman z tej okazji dał im dwie darmowe rundy drinków i shotów. Teraz, po kilku partiach, czas płacić. Najwyraźniej Niall stawia tę rundę.
Wódka pali w drodze w dół gardła i sprawia, że oczy Harry'ego łzawią. Louis robi dziwną minę, a Zayn i Liam oboje kaszlą. Niall przyjmuje ją jak szampan i jego mięśnie twarzy pozostają idealnie zrelaksowane.
- Mięczaki z was! - narzeka na nich, przechylając w dół swój kieliszek.
Drunk In Love zaczyna głośno rozbrzmiewać przez głośniki w towarzystwie chóru pochwał tancerzy przed nimi i szczęśliwego odgłosu Louisa. To cud, że Harry może go usłyszeć przez ten hałas, ale z pewnością mu się udaje. Może poczuć jak jego kutas interesuje się tym dźwiękiem, ale Harry mówi sobie, aby się kurwa uspokoił. Jest pijany, a Louis wygląda jak grecki Bóg ze swoją puszystą grzywką i zaszklonymi niebieskimi tęczówkami, więc jego kutas go nie słucha.
- Chcesz zatańczyć, Lou? - pyta, głos wychodzi bardziej ochrypły niż się spodziewał, ale sposób w jaki Louis na niego reaguje, oczy wystrzeliwują na jego twarz i mały rumieniec wkrada się na jego ostre policzki, sprawia że Harry się do niego uśmiecha.
Louis waha się tylko przez moment zanim kiwa głową. Harry przyłapuje Zayna puszczającego mu oczko nim opuszczają bar, a Niall sięga żeby klepnąć jego tyłek jak odchodzą. Są straszni, każdy z nich. Z wyjątkiem Liama. Ok więc może Liam także jest okropny, bo posyła Harryemu zachęcający, bezczelny uśmiech i tak, on też jest okropny.
Louis owija swoje zimne palce wokół nadgarstka Harry'ego i przepycha się przez zgromadzenie ciał dopóki nie znajdują się w pobliżu centrum. Atmosfera jest gorąca i Harry może czuć pot zbierający się na swoim karku. Louis się obraca i opiera plecy naprzeciw jego piersi, a Harry zaczyna się kołysać.
Na początku jest całkiem przyjacielsko. Dłonie Harry'ego spoczywają wysoko na biodrach Louisa, a on sam jest ostrożny żeby się o niego nie ocierać. Kiedy piosenka trwa, taniec staje się sprośniejszy. Louis pcha do tyłu plecami, znajdując rytm pocierania naprzeciw Harry'ego w najbardziej zachwycający sposób, przez co Harry instynktownie zacieśnia uścisk wokół jego talii i zjeżdża dłońmi na jego uda. Słyszy jak Louis łapie oddech i czuje jego uśmiech, gdy pochyla się i umieszcza szybki pocałunek na jego spoconej skórze w zagłębieniu szyi.
Odchyla głowę w tył i lekko w bok, a Harry zmienia nieco ich tempo, więc poruszają się wolno tworząc zachwycające tarcie. Obsypuje delikatnymi pocałunkami odsłoniętą, błyszczącą, opaloną skórę. Louis wydaje zadowolony dźwięki przyciskając się bardziej do jego miednicy. Nacisk na kutasie Harry'ego sprawia, że sapie i zatapia zęby w jego ramieniu. Szybko temu zaprzestaje, bojąc się pozostawienia znaków, w przypadku jeśli rzeczy nie pójdą po jego myśli i wraca do całowania jego szyi z delikatnymi, powolnymi pocałunkami.
DJ musi być fanem Beyonce, ponieważ następne jest Partition. Louis obraca się w ramionach Harry'ego i szczerzy się do niego, ciało rozluźnione i ciepłe od tańca, zanim wślizguje udo między jego nogi i pociera.
Harry nie jest pewien co się dzieje, ale jego kutas definitywnie jest zwolennikiem tego planu.
Odtąd staje się wszystko całkowicie sprośne. Louis tworzy pocałunkami swoją ścieżkę wzdłuż gardła Harry'ego, a ten sięga i chwyta jego tyłek, złączając razem ich krocza, aby rozpocząć wolne ruchy, które dadzą obojgu tarcie jakiego poszukują. Kiedy odnajduje prawidłowy rytm, Louis wypuszcza ciche westchnięcie w jego obojczyki a palce zakopuje w jego plecach. Harry pochyla się w celu oparcia czoła na jego ramieniu i przyciska do siebie. Dosłownie są blisko pieprzenia się na środku parkietu, ale żaden z nich nie zdaje się być w stanie to zatrzymać.
Harry odpycha się i spogląda w dół na wargi Louisa, wąskie i spierzchnięte, ale takie delikatne. Tak bardzo chce go pocałować, lecz istnieje jakaś niewypowiedziana zasada od czasu ich ostatniego pocałunku w mieszkaniu Aidena, która nie pozwala im na prawidłowy pocałunek. Wzrok Louisa opada na usta Harry'ego, który je oblizuje i obserwuje jak ten śledzi jego ruch, a następnie powtarza.
Wciąż jest kołysanie i ocieranie o siebie nawzajem w sposób, przez który oczy Harry'ego się zamykają, a nogi miękną. Spogląda na Louisa i ma nadzieję, że jego oczy mówią wszystko, co chce by przekazały. Chce mu powiedzieć, aby zostawił Aidena i był z nim. Chce go ponownie pocałować. Być może po raz ostatni.
Louis jest tym, który tym razem inicjuje pocałunek.
Podnosi się na palcach i Harry trzyma go mocniej, by nie upadł przez ich taniec. Całuje Harry'ego ze wszystkich swoich sił. Jakby przekazywał wszystko, czego nie może na głos, przez sposób w jaki jego usta się otwierają, oddech wypuszcza przez nos, a słodki język wślizguje przez rąbek jego ust, błagając lecz jednocześnie wahając się. Harry daje, on zawsze daje, a wtedy już prawidłowo obściskują się na parkiecie, ocierając się i całując z rękami dotykającymi każdy skrawek jaki sięgają. To złe i wybaczalne, zmieszane straconymi chwilami i zranionymi uczuciami. Głowa Harry'ego wiruje i jest taki zdezorientowany, chce wiedzieć co to wszystko znaczy, ale jest zbyt przestraszony by zapytać. Ten pocałunek, w otoczeniu spoconych nieznajomych, nie jest najlepszym jaki kiedykolwiek dzielili, ale ma znaczenie i jest ważny.
Louis jest pierwszym, który się odrywa i wraca do swojej normalnej pozycji. Ciężko oddycha, a jego oczy wyglądają na przerażone. Harry może poczuć jak jego mięśnie się spinają pod jego dotykiem. Sięga i bierze w dłonie jego policzki, ponownie na moment delikatnie złączając ich usta zanim się odsuwa.
- Nie wychodź za niego - szepcze w jego wargi, cicho i tak szczerze, że jego ciało drży przez to.
- Hazza - szepcze w odpowiedzi, zatapiając palce w jego karku.
- Proszę, Lou. Proszę nie opuszczaj mnie ponownie - jego głos załamuje się przy ostatnim słowie.
- Hazza - szepcze znów, palcami przeczesując sprężone włosy na jego karku.
- Kocham cię - mówi stanowczo, łapiąc jego spojrzenie i z palcami przyciśniętymi do jego pleców, aby przytrzymać go w miejscu.
Louis wydaje zraniony dźwięk i nachyla się złączając ich usta ponownie. Tym razem pocałunek nie jest taki brutalny, ale powolny i słodki, delikatne sunięcie ust oraz skubanie zębami.
Wtedy, Louis jest odwrócony i odciągnięty i Harry sięga, aby złapać go zanim zniknie w tłumie. Louis obraca się do niego z powrotem i potrząsa na niego głową przed chwyceniem jego dłoni i wyprowadzeniem z tłumu. Jego palce są ciepłe na nadgarstku Harry'ego i naciskają na puls, gdzie jego palec wskazujący pociera wewnętrzną część nadgarstka w kojącym ruchu, gdy przeprowadza ich przez tłok.
Idą do wyjścia, Harry zauważa. Spogląda w tył próbując chwycić wzrok ich przyjaciół, by dać im znać, że wychodzą i znajduje Zayna już obserwującego ich. Ma na twarzy cholernie szeroki uśmiech i pokazuje Harryemu kciuki w górę zanim mówi coś do Nialla. Niall chichocze i wykonuje gest spania, pokazując na Zayna i Liama. Harry skina i pozwala Louisowi pociągnąć się przez wyjście.
To cicha droga w taksówce do mieszkania Harry'ego, lecz przez cały ten czas Louis trzyma jego dłoń. Jego palce śledzą żyły na niej i unosi jego nadgarstek, aby pocałować tętno na nim. Harry zastanawia się, czy może usłyszeć jak jego serce zatrzymuje się na te delikatne pieszczoty.
Kiedy dostają się do mieszkania, z rękami szarpiącymi za ubrania i wargami jeżdżącymi po każdym kawałku skóry jaki mogą znaleźć, Harry natychmiastowo przyciska Louisa do drzwi. Kiedy się poznali, byli tego samego wzrostu, ale teraz, Harry jest o dobrą głowę wyższy i to sprawia, że przyszpila go do ściany znacznie łatwiej.
- Powtórz to - Louis sapie naprzeciw jego obojczyka, gdzie wysysa małą malinkę. 
Harry nie jest pewien o którym wyrażeniu mówi. Odkąd wyszli z klubu nic nie mówili.
- Nie wychodź za niego - wybiera, ale to musi nie być tym, ponieważ Louis go odpycha, a Harry łatwo się odsuwa.
- Nie - mówi ostro, kontrastując z tym jak wciąż jest przyciśnięty do drzwi, a jego oddech to krótkie wydechy.
Harry wzdycha, bo nie chce się kłócić, ale musi także nieco oczyścić swój umysł. Naprawdę nie powinni po prostu wskakiwać razem do łóżka bez powiedzenia wszystkiego.
- Nie opuszczaj mnie ponownie. Proszę! - cicho błaga z szeroko otwartymi oczami i nieco odchylonymi ustami.
- Nie - Louis mówi znów, tak samo ostro.
- Kocham cię. Proszę nie odchodź. Kocham cię, kocham cię, kocham cię - wyśpiewuje, zamykając przestrzeń między nimi. Musi to być tym, czego Louis oczekiwał, ponieważ w połowie drogi spotyka usta Harry'ego i ciasno obejmuje dłońmi jego kark.
- Znowu - błaga przejeżdżając palcami po włosach na jego karku i obsypując pocałunkami jego policzek - Znowu.
- Kocham cię, Lou. Tak bardzo cię kocham, że to boli. Błagam nie odchodź, kocham cię. Jestem w tobie zakochany.
Louis wydaje cichy dźwięk w odpowiedzi na jego słowa i nie jest to "też cię kocham", ale Harry twierdzi, że jest to najwięcej co Louis może teraz zrobić. Louis wsuwa dłonie pod jego koszulę i powoli ją z niego zdejmuje. Harry walczy z guzikami jego koszuli zanim się poddaje i po prostu ją rozrywa, a guziki się odrywają i spadają na podłogę.
Louis śmieje się i podskakuje, pozwalając Harryemu złapać się za uda i przycisnąć do drzwi. Ich pocałunkom towarzyszy natarczywość, mówiąca, że to wszystko do czegoś prowadzi. Nieustanny głos z tyłu umysłu Harry'ego mówi mu, że to okropny pomysł, ale sposób w jaki Louis ciągnie jego włosy i drapie paznokciami plecy powoduje, że głos prawie natychmiast się zamyka. Harry, normalnie szalenie niezdarny, kieruje ich do sypialni ze skręcającym się Louisem w ramionach bez upadku.
Kładzie go na łóżku i zwalnia z pocałunkami dopóki nie są czułe i delikatne, jedynie pocieranie ich warg. To kusząco powolne, a sposób w jaki ich ciała razem poruszają się, kiedy zatapiają się w łóżku, sprawia, że skóra Harry'ego drży. Jego palce swędzą z potrzeby drapania i dostania się pod skórę Louisa, czują potrzebę zakorzenienia się w jego kościach wewnątrz których znajdzie dom, miejsce gdzie może zostać na zawsze.
Kiedy odrywają się, aby złapać oddech, Harry zauważa jak tęczówki Louisa błyszczą od łez. Odsuwa się dalej, lecz Louis sięga po niego i przyciąga do kolejnego pocałunku. Harry zatrzymuje go delikatnie dłonią na jego nagiej piersi, kciukiem pocierając lekko sutek, co powoduje, że ciało pod nim drży.
- Lou, co się dzieje? - pyta cichutko, głosem szorstkim i głębokim, takim jak zawsze kiedy jest nakręcony.
Louis tylko potrząsa głową i pochyla się znów, ale Harry utrzymuje wciąż dłoń na jego klatce, więc nie może się ruszyć.
- Ja.. nie chcę znów cię zranić - Louis w końcu przyznaje, głosem zniszczonym jedynie od całowania, może nawet od łez w jego oczach - Tak się boję.
- Wiem, kochanie - mówi, odchylając się do tyłu. Porusza się, by zejść z Louisa i dać mu trochę przestrzeni, aby mógł się uspokoić, ale Louis chwyta go za biodra tak, by nie mógł wstać.
- Nie przestawaj. Nie chcę żebyś przestał. Proszę, Harry - pomrukuje uspokajająco. Jego głos brzmi teraz silniej i mniej emocjonalnie, co Harry bierze jako dobry znak - Po prostu to mnie przytłoczyło. Już jest okej, obiecuję. Proszę nie przestawaj.
- Lou-
- Hazza, kochanie, proszę. Chcę tego, błagam. Nie boję się tego, po prostu jestem... zdezorientowany przez to wszystko. Ale wiem że chcę tego, Harry. Proszę - mówi Louis prawie błagając i podnosząc się żeby go pocałować. Tym razem, Harry mu pozwala.
Harry zaczyna znów bycie delikatnym, ale Louis ma dość zabawy. Sięga i szczypie sutek Harry'ego, wystarczająco mocno pociągając, aby stał się czerwony i puszcza zanim robi to z drugim. Harry jęczy i napiera na Louisa, który wypuszcza oddech przez zamknięte usta. Jego powieki opadają i Harry chce polizać każdy jego cal. Więc to robi.
Zaczyna od długiej drogi wzdłuż gardła, językiem śledząc ścieżkę żyły na szyi, zniża się do obojczyków i ssie oba sutki dopóki Louis nie skręca się, a sutki są podpuchnięte i czerwone, następnie liżąc i gryząc sobie drogę w dół jego klatki piersiowej. Zatrzymuje się przy żebrach i gryzie, nie wystarczająco by zostawić ślad, ale na tyle, aby wydobyć z Louisa pisk przy każdym ugryzieniu. Zapomniał jak wrażliwy był na takie pieszczoty, jak wyginał plecy w łuk, jak oczy ciemniały na ciemny niebieski wokół jego rozszerzonych źrenic, jak ręce zaciskały się na kołdrze.
Sięga w dół żeby rozpiąć jego jeansy i pociągnąć w dół jednym szybkim ruchem, zanim pozbywa się swoich spodni razem z bokserkami. Przyciska usta do mokrej plamy, która tworzy się na bieliźnie Louisa w miejsce gdzie zaczyna przeciekać, pozwalając mu wypchnąć biodra i przejechać raz kutasem przez twarz. A wtedy odsuwa się i pozbywa bielizny Louisa, więc oboje są nadzy i wpatrują w siebie nawzajem.
Louis bardzo się zmienił przez 6 lat. Już nie ma pulchnego brzuszka. Bardziej widoczne linie mięśni i dobrze zbudowana klatka piersiowa niż dziecięcy tłuszczyk, a ramiona definitywnie bardziej umięśnione. W dół ramienia rozciągają się tatuaże, które Harry zauważył wcześniej, ale tak naprawdę nigdy nie zwrócił bliskiej uwagi czym są. Posiada sporo przyjaciół z różnorodną ilością tatuaży, co przyzwyczaiło go do widoku tuszu bez podwójnego myślenia o nim. Jeden tatuaż szczególnie przykuwa jego spojrzenie. Sięga żeby przejechać po nim kciukiem i uśmiecha się. To kompas.
- Masz kompas - mówi, szczerząc się głupio w dół na rysunek Louisa.
- Uh.. taa - odzywa się po złapaniu oddechu - Ja, uh, naprawdę polubiłem kompas, który dałeś mi na urodziny - zauważa, że Louis ma "Home" napisane w miejscu, gdzie powinna być "północ" i śledzi ten napis paznokciem - I uh, dom jest ważny, wiesz. Nie wracałem tam często... - mówi i krzyżuje swoje spojrzenie z Harrym - Ale moje serce zawsze pozostało w domu.
Oddech Harry'ego się zatrzymuje i odciąga dłoń od kompasu, jakby go poparzył.
Louis ignoruje jego nagły ruch w celu sięgnięcia oraz prześledzenia ptaków wytatuowanych na jego piersi. Byli przy sobie bez koszulki, tak. Tak jak na plaży. Ale teraz jest inaczej. Teraz mają czas żeby właściwie popatrzeć na siebie nawzajem. Louis spędza czas na jeżdżeniu palcem po każdym ptaku, a jego spojrzenie jest tak czułe, że Harry nie może spojrzeć mu prosto w oczy.
- H, nienawidzę że muszę ci to mówić, ale jeden z twoich ptaków jest mniejszy niż ten drugi. I ptaki nie mają brwi - Louis mówi w końcu, palcem jeżdżąc po skrzydłach mniejszego.
- Wiem - szepcze cicho Harry, czule i wstydliwie - To miała być różnica wielkości, mały Lou.
To zajmuje w przybliżeniu około dwóch sekund dla Louisa, by zrzucił go z siebie i warknął - Ciota - zanim dostaje się do ptaków i wysysa szorstkie, czerwone siniaki na tym mniejszym. Harry kładzie się bezsilnie na plecach, ale pozwala Louisowi przyszpilić w dół swoje ramiona i gryźć skórę. Nowa siła buduje się w ich wnętrzu, zostaje rozpalony ogień w sposobie jakim Louis skubie zębami przy muśnięciach ust oraz liże w dół mięśnie brzucha.
Następnie zjeżdża językiem na czubek jego penisa i liże przez strzelinę, przez co Harry stęka głośno i unosi biodra w powietrze. Louis wydaje z siebie dźwięk dezaprobaty i pcha je z powrotem w dół, a Harry spogląda na niego, aby zobaczyć, że ten odwzajemnia spojrzenie. Ma diabelski uśmiech na ustach nim opada, językiem śledząc spód główki przed zassaniem tak mocno, że Harry jest przekonany iż jego mózg zostanie wyssany przez kutasa. To nie jest nieprzyjemne, jeśli ma być szczerym.
Harry nie może pomóc swoim biodrom próbującym wypchnąć się w śliskie ciepło gardła Louisa, ale Louis nie spełnia nic z tego tej nocy. Pcha je ponownie w dół, co sprawia, że Harry sapie we frustracji i zakrywa swoje oczy.
- H - mówi szorstko - Oczywiście nie musiałeś trzymać się tych zasad przez długi czas, więc ci wybaczę. Nie rób tego ponownie.
Wypuszcza głośny jęk i pociera oczy. Louis używa tego głosu, a Harry nie pozwalał go nikomu używać na sobie przez 6 lat. Louis jest jedynym, który jest w stanie zyskać od niego jakąś reakcję, kiedy jest rozkazujący.
- Bądź dobrym chłopcem - pomrukuje Louis całując jego długość zanim bierze w usta. Harry przypomina swojemu ciału, że nie może się poruszać bez pozwolenia i cieszy się ciepłym podnieceniem, które przejmuje go całego. Chce być dobry.
Ręka Louisa sięga w górę, aby podrapać lekko pierś w miejscu, gdzie na ptakach formują się siniaki. To boli odrobinę i Harry delektuje się bolącym mrowieniem. Uderza w tył jego gardła, a wtedy Louis przełyka wokół niego i Harry nie może sobie pomóc. Porusza się trochę, nawet nie tak bardzo, ale unosi lekko biodra, a Louis natychmiastowo się odsuwa z niezadowolonym wyrazem twarzy.
- Przepraszam - skomli, czując się stracony i odurzony przez sposób w jaki Louis patrzy na niego, ostro i kontrolująco.
- Ręce i kolana, H - kieruje go stanowczo przed wstaniem i przeszperaniem szafki nocnej. Harry stosuje się do jego rozkazu i może poczuć jak jego ramiona już się trzęsą.
Louis kładzie w większości pełną buteleczkę lubrykatu na łóżku i prezerwatywę obok zanim cofa się od łóżka. Harry wydaje z siebie płaczliwy dźwięk, ponieważ nie może go zobaczyć, a wtedy łapie z trudem oddech, kiedy Louis uderza go raz w tyłek.
- Nie ruszaj się. Przyniosę szklankę soku i krakersy. Zaraz wrócę, to ok skarbie? - pyta. Nie jest to retoryczne pytanie, bo zatrzymuje się na ułamek sekundy żeby zobaczyć czy Harry jest faktycznie z tym w porządku, ale wtedy opuszcza pokój i Harry nie może przestać drżeć.
Tak wiele się dzieje podczas tego wieczoru. Najpierw, była kłótnia i Harry myślał, że jego serce wybuchnie, a teraz jest bliskie wybuchnięcia z zupełnie innego powodu i to po prostu za wiele. Tyłek Harry'ego pali w miejscu gdzie Louis uderzył i skupia się na zanikającym cieple czerwonego śladu, który wie, musi być podczas czekania na jego powrót.
Jego umysł jest niewyraźny, więc czuje jakby minęła wieczność do czasu, aż Louis wraca do pokoju. W rzeczywistości to góra minuta. Patrzy jak kładzie szklankę pełną soku jabłkowego, paczkę krakersów i banana na szafce nocnej przy łóżku. Harry rumieni się, bo wie, że Louis wciąż pamięta jak się nim zaopiekować.
- Wszystko dobrze, Harry? - pyta nagle, cichym i ciepłym głosem, lecz z odcieniem zmartwienia.
Harry nie zdawał sobie sprawy jak bardzo się trzęsie dopóki Louis nie umieszcza silnej dłoni na jego plecach i zaczyna pocierać kojące okręgi. Skina, ale nie może przestać sie trząść i Louis przejeżdża palcami lekko w dół jego kręgosłupa. 
- Dalej, na plecy. Będziemy delikatni, tak?
Harry niekoniecznie chce delikatnie, ale wie iż to coś da. Kładzie się z powrotem na plecach i mruga leniwie na Louisa, gdy jego ciało zaczyna się uspokajać. Jest taki twardy, że myśli że zaraz umrze i chce jedynie, by Louis go dotknął i nigdy nie odszedł.
- Nie odchodź - mówi chrapliwym głosem.
- Poszedłem tylko do kuchni, kochanie - gaworzy jak wczołguje się z powrotem na łóżko. Umieszcza ostrożnie dłoń na piersi Harry'ego i rysuje delikatne koła po jego ciele. 
- Nie odchodź - powtarza, kręcąc głową.
Czuje jak zsuwa się na krawędź, może poczuć jak jego umysł się rozmywa. Życzy sobie, by nie był tak łatwy, aby nie rozpadał się tak szybko, ale Louis zna dokładnie odpowiednie przyciski, które należy przycisnąć żeby sprawić to łatwym. Wie, że Louis nigdy by go tak nie pozostawił, nigdy nie zostawił kiedy jest w takim stanie, ale wciąż do jego umysłu wkradają się ciemne myśli.
- Harry - odzywa się Louis, unosząc jego podbródek, więc ponownie się w siebie wpatrują - Jestem tutaj. Jestem tutaj - zatapia paznokcie w jego skórze, co pomaga utrzymać go przy ziemi - Góra czy dół, kochanie?
Harry na moment się zatrzymuje. Nie był na dole tak długo, nie ufał nikomu na tyle. Nawet nie myślał o tym z Louisem, to się po prostu stało. Wie, że gdyby powiedział, Louis całowałby go delikatnie i bawił jego włosami dopóki wszystko wróci do normalności, ale nie jest pewien czy tego chce. Chce kontynuować. Chce uprawiać seks. Chce uprawiać naprawdę, naprawdę dobry seks z Louisem. Wie nawet, że Louis może powoli się nim zająć, a wtedy ssać i nie będzie musiał o to prosić. Ale jego ciało krzyczy o to, a on po prostu chce Louisa, całego.
- Dół - decyduje - Ale nie odchodź.
- Jestem tutaj - wtóruje ponownie zanim jego wyraz nieco się zmienia i jest z powrotem w grze - Rozszerz je, H.
Louis chwyta butelkę, a Harry łapie oddech, kiedy słyszy odgłos otwieranej buteleczki. Następnie chłodny, śliski palec szturcha jego dziurkę, a on wypuszcza oddech, kiedy Louis pcha nim naprzód do kostki. Kiedy dodaje kolejny palec, zaczyna wykonywać nożycowy ruch oraz powoli wsuwa je i wysuwa z jego wnętrza. Zajmuje mu moment zanim znajduje jego prostatę, plecy Harry'ego wyginają się w łuk i wydaje z siebie niski, przeciągły jęk, co sprawia, że Louis uśmiecha się przy jego biodrze gdzie zaczyna tworzyć kolejną malinkę.
Wprowadza kolejny palec i nieubłaganie uderza nimi prosto w prostatę. Harry jest kwilącym bałaganem z głową zasypaną w LouisLouisLouis orazwięcejwięcejwięcej, które myśli, że może w kółko wyśpiewywać. Kiedy Louis usuwa wszystkie palce, Harry skomli przez co śmieje się cicho zanim umieszcza pocałunek na czubku jego kutasa, śliskiego i wściekle czerwonego od bycia twardym tak długo.
Louis sięga po prezerwatywę i nagle mroczne myśli wracają. Skradają się powoli, jak wampiry w nocy, pozostawiając dyszącego Harry'ego. Używali zabezpieczenia przez pierwszy miesiąc, gdy byli młodsi, ale wtedy uświadomili sobie, że jeżeli nie mieliby numerku w miejscu gdzie nie mogłoby być bałaganu, nie potrzebowali go. Fakt, że Harry może usłyszeć rozrywanie folii, nasila fakt iż nie byli przy sobie przez sześć pieprzonych lat. Harry sięga na ślepo, odmrugując łzy i próbując zabrać Louisowi prezerwatywę.
Louis wzdycha i chwyta jego nadgarstek zwinnymi, smukłymi palcami. Są śliskie od lubrykatu i Harry musi powstrzymać jęk. W zasięgu ręki są ważniejsze rzeczy.
- Lou - lamentuje cicho, poruszając się pod nim i potrząsając głową.
- Harry - mówi stanowczo, Harry ucisza się i pozwala dłoni opaść na łóżko - Musimy skarbie. Przepraszam - wypuszcza oddech, a mroczne myśli wciąż tutaj są. Louis musi widzieć coś na jego twarzy, ponieważ schyla się i całuje nos Harry'ego, a następnie policzki, obsypując je małymi pocałunkami, które sprawiają, że Harry się uśmiecha i czuje ciepło w środku - To nie tak że chcę tego użyć. Ale musimy. Po prostu o nas dbam.
Nuci z zadowoleniem jak Louis całuje delikatnie jego wargi, a wtedy się odsuwa i zakłada zabezpieczenie a mroczne myśli zostają zastąpione szczęściem i ciepłem. Louis się przygotowuje i powoli pcha biodrami, upewniając się iż Harry może poczuć każdy jego cal. Harry oddycha powoli i stara się zrelaksować. Jego głowa zachodzi mgłą i wiruje, a ciało czuje się jakby było pod wpływem prądu elektrycznego. Jeśli nie dłonie Louisa na jego udach, zatapiające się w nim palce, zakotwiczające go, prawdopodobnie odleciałby w zapomnienie. Tak dużo czasu minęło odkąd cokolwiek z tego się zdarzyło, że definitywnie czuje go głębiej niż normalnie. Nie ma nic przeciwko.
Louis zaczyna płytkimi pchnięciami, które rozciągają go i pocierają prostatę zanim zatapia się naprzód i wchodzi naprawdę głęboko. Ciągnie uda Harry'ego, aby spoczęły na jego ramionach i schyla do przodu, więc Harry jest zgięty w pół. Harry lubi w taki sposób. To wszystko to głębokie pchnięcia, śliska skóra ocierająca się o siebie i niechlujne, mokre pocałunki. Sięga w dół żeby położyć na sobie dłoń, ale Louis uderza ją i gryzie szyję jako ostrzeżenie.
- Bądź dobry - mówi surowo, lecz cicho i to wszystko czego Harry potrzebuje.
Kiwa żarliwie i pcha w górę, by spotkać w połowie drogi Louisa. Zaskakujące uderzenie wywołuje u obojga krzyk i wtedy Louis podwaja swoje starania, a Harry próbuje się trzymać.
- Czuć tak dobrze, Harry. Taki dobry dla mnie.
Harry nuci i jęczy, gdy Louis znajduje jego punkt i uderza go za każdym razem. Jego skóra jest dosłownie w ogniu i wie, że wydaje z siebie dźwięki, z których prawdopodobnie byłby zażenowany w świetle dziennym, ale w tej chwili naprawdę nie może znaleźć powodu, który by go obchodził.
Pot zbiera się przy jego obojczykach, a włosy zaczynają lepić się do czoła w spoconym bałaganie loków. Louis wcale nie ma się lepiej. Jego grzywka stoi w dzikim ułożeniu przez Harry'ego ciągnącego za jego włosy. Oczy ma zaszklone, usta otwarte, a na górnej wardze gromadzi się pot. Harry podnosi się żeby polizać jego usta, smakują jak sól i jak Louis. Harry jest taki zakochany.
Louis sięga w dół i owija dłoń wokół kutasa Harry'ego, śliskiego z preejakulatu i boleśnie twardego, zaczynając pociągać za niego w rytmie swoich pchnięć. Głowa Harry'ego opada na poduszkę i prawie krzyczy przez to, jak dobrze wszystko czuje. Lata zabrały ze sobą wspomnienia jak to wszystko było dobre, ale teraz gdy Harry ma je z powrotem, wie na pewno że nigdy nie będzie w stanie pozwolić im odejść.
- Mam cię, kochanie. Dalej, dojdź dla mnie Harry - wyśpiewuje w jego ucho, głosem znużonym, szorstkim i oh, takim zachwycającym.
Harry znajduje siłę, aby otworzyć oczy i obserwuje jak twarz Louisa skręca się z przyjemności i to wszystko, naprawdę. Sposób w jaki Louis wygląda kiedy znajduje się na krawędzi, wszystkie mięśnie napięte a szczęka rozluźniona. Harry widzi gwiazdy, jego ciało się trzęsie i przenigdy nie chce dojść do siebie po tym stanie. Powraca spojrzeniem na Louisa, aby oglądać jak zupełnie się nad nim rozpada. Krzyczy i zaciska swoje oczy, gdy drży przez swój orgazm. To najpiękniejsza rzecz jaką Harry kiedykolwiek widział.
- Kocham cię - mówi bez tchu, język jest gruby i powolny jakby został odurzony. Zawsze taki jest tego efekt uboczny.
Louis schyla się i całuje go słodko zanim się odsuwa i zdejmuje prezerwatywę. Pomaga Harryemu się podnieść i dostosowuje poduszki tak, by w końcu mógł usiąść obok niego. Zostaje mu podana szklanka soku i krakersy do dziobania.
- Pójdę po jakiś ręcznik. Będę tutaj w łazience - mówi cichutko, wskazując na łazienkę i upewniając się że Harry widzi go jak odchodzi.
Louis tak dobrze się nim zajmuje.
Wraca z ciepłym ręcznikiem i czyści brzuch i uda Harry'ego z nadmiaru lubrykatu i spermy. Następnie czyści odrobinę siebie i zrzuca ręcznik na ziemię. Harry poradzi sobie z mokrym miejscem jutro rano. Jest zbyt zmęczony i zaspokojony żeby coś z tym zrobić w tej chwili. Zmusza się do zjedzenia kilku krakersów i skończenia szklanki soku, ale to cała fizyczna aktywność na którą może wykrzesać siły.
- Dobrze? - Louis sprawdza po tym jak wkrada się z powrotem do łóżka i narzuca na nich pościel.
- Świetnie - szepcze. Jego głos wciąż brzmi na zniszczony, lecz powoli wraca do siebie, a jego głowa jest mniej zamglona.
Louis bawi się jego włosami przez chwilę i siedzą w ciszy, zatraceni w swoich własnych słowach. Harry zastanawia się o czym myśli Louis, co chodzi po jego głowie. Sprawdza jego twarz i nie wygląda jakby znowu się bał, ale może mu się tylko wydawać, bo nie doszedł jeszcze do siebie, lecz ma nadzieję, że Louis nie ucieknie ponownie.
- Nie robiłem tego od wieków - odzywa się Louis przez ziewnięcie.
Harry uśmiecha się szeroko i potrząsa głową. - Ja też nie.
Louis uśmiecha się do niego delikatnie, z czułym spojrzeniem oraz spuchniętymi wargami. Harry odwzajemnia uśmiech i ponownie w niego wtula. Nie zawraca sobie głowy, aby znów zapytać go o to by nie odchodził. Nie jest głupi. Wciąż jest dużo do przepracowania i Louis ma technicznie jutro ślub. On po prostu ma nadzieję, że kiedy się obudzi, Louis wciąż tu będzie, że wybierze jego. Przez resztę mogą przejść.
- Kocham cię, Lou - mamrocze gdy zamyka oczy. Zasypia zanim może usłyszeć odpowiedź i zapada w sen przy dźwięku oddechu Louisa i jego stałego bicia serca.
<<rozdział 7 || rozdział 9>>
17 notes · View notes
Text
.
Położył dłoń na moim udzie
Szeptał śliczne słowa
O domu, dzieciach, psie i szczęściu
Po każdym słowie gładząc pierś
Pocałunkami w szyję
Zabierał odrobinę bólu
Oddałam mu swój środek
Krzycząc głośno imiona bogów
Zdzierałam skórę z pleców
Zasnęłam w jego ramionach
Z myślą nieczystą
Że szczęście jest niczym
Chcę cierpieć z tobą
0 notes
ligaziemi · 7 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Zielone świątki, pięćdziesiątnica lub Zesłanie Ducha Świętego, a tożsamość wierzeń Słowian i Dacian Dążenie do prawdy Dekonstrukcja słowa i tożsamości, za pomocą narzucenia tradycji chrześcijańskiej i metod przekształceniowych. Ewolucja władzy nad umysłem pełnym strachu i wiary: Zesłanie Ducha Świętego (gr. πεντηκοστή [ἡμέρα], pentekostē [hēmera], łac. Pentecoste) – według Dziejów Apostolskich wydarzenie, które miało miejsce w pierwsze po zmartwychwstaniu Jezusa święto Pięćdziesiątnicy. Na zebranych w wieczerniku apostołów zstąpił Duch Święty. Apostołowie zaczęli przemawiać w wielu językach (ksenolalia) oraz otrzymali inne dary duchowe – charyzmaty (Dz. Ap. 2,1-11). Wydarzenie to zostało zapowiedziane przez Jezusa przed jego Wniebowstąpieniem. (Warto zrozumieć, że czas powstania dziejów apostolskich, jest iluzją czasu fantomowego, w skład którego wchodzą stworzone przez fałszerzy mity i legendy wieków wcześniejszych ... http://ligaswiata.blogspot.com/2017/05/czas-ktory-nigdy-nie-istnia.html) Potocznie święto symbolizowane gołębica nazywane jest zielonymi światkami. Wehikuł czasu zabierze nas teraz od narzuconej tradycji do tożsamości rdzennej : Zielone Świątki, to polska ludowa nazwa święta majowego lub czerwcowego, według wielu badaczy pierwotnie związanego z przedchrześcijańskimi – pogańskimi – obchodami święta wiosny (z siłą drzew, zielonych gałęzi i wszelkiej płodności), przypuszczalnie pierwotnie wywodząca się z wcześniejszego święta zwanego Stado (jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy), a obecnie potoczna nazwa święta kościelnego Zesłania Ducha Świętego. Cofamy się w czasie, do czasów późno słowiańskich Stado Stado, to święto słowiańskie, wywodzące się z czasów przedchrześcijańskich, związane z kultem płodności. Pierwsza wzmianka o Stadzie (o święcie konkretnie pod tą właśnie nazwą) pojawia się w Kronice Długosza, który opisuje je jako igrzyska urządzane w pewnej porze roku na cześć bóstw, których imiona zależne są od regionalnego nazewnictwa. Jest to radosne święto, w czasie którego zbierali się mieszkańcy całej wsi i okolic. Obchodom święta towarzyszą śpiewy i tańce, a jego głównym elementem były zawody sportowe. Według kronikarza święto to obchodzone było w okolicy chrześcijańskich Zielonych Świątek. Podobne święto, jednak bez podania nazwy, jest także często potępiane w kazaniach XV-wiecznych kaznodziejów i moralistów. O starosłowiańskim święcie obchodzonym we wtorek lub środę około Zielonych Świąt wspomniał także Kosmas z Pragi odnotowując, że tańce i igrzyska poświęcone były duchom przodków. Również na Rusi w siódmy czwartek po Wielkanocy zbierano się pod brzozami, składano ofiary z kaszy, pierogów i jajecznicy, a następnie śpiewano i tańczono. Na obszarze Rusi w okolicach Zielonych Świątek obchodzono także podobne do wspomnianego przez Długosza Stada tygodniowe święto, zwane rusałczym tygodniem. (Powiązanie z Dacianami) Możliwe zatem, że było to ogólnosłowiańskie święto, którego obchody trwały nawet tydzień, a jego kulminacją była Noc Kupały. Zdaniem Karola Potkańskiego w XVI wieku nastąpiła chrystianizacja święta, a jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy. Tradycja poprzez siłę wpływu i edukacje, zabiła tożsamość słowiańsko - lechicką zatapiając prawę w zakazanym mroku. Tożsamość : Księga Tanów Księga tanów, to opis obrzędów związanych z jednym ze świąt, których jest tyle ile miesięcy. Święta słowiańskie, są obchodzone obecnie zawsze pomiędzy 20 a 26 dniem każdego miesiąca. Ortodoksyjni słowianowiercy (przyrodowiercy) mogą też z pewnością obchodzić owe święta w pierwszą pełnię Księżyca po 20 dniu każdego miesiąca, lub po prostu w Pełnię Księżyca w danym miesiącu. 12 Tanów - Wielkie Tant. 4 Największe Tany, czyli obrzędy związane z Wielkimi Bitwami Niebieskimi i Dzikimi Łowami Niebieskimi : Równonoc Wiosenna (Święto Świąt) i Jesienna (Święto Świata), oraz Dni Przesilenia (Górowania) – Dnia (Słońca) – czyli Święto Lata (Święto Światła) oraz Górowania Nocy (Księżyca – Święto Świtu) – Święto Zimy (Kostromy, Kulady). Wszystkie Największe Tany zawierają w sobie obrzęd Święta Dziadów, bowiem tradycyjnie cześć Dziadom oddawało się 4 razy w roku w te największe Przyrodzone Święta. Oprócz Tanów Wielkich i Tanów Największych mamy też Tany Goleme czyli Olbrzymie – jest to tylko jedno święto, najważniejsze święto słowiańskie w roku – Słowiański Nowy Rok, który ma miejsce w Równonoc Wiosenną i jest Świętem Świąt (czyli Świętem Swąta-Światłoświata-Świętowita). Golemy Tan, albo Goleme Tany (golem – olbrzym, skąd lud Goljadziów i Golędziców) nazywa się Także Tanem Tanów. Poza wymienionymi powyżej obrzędami mamy także obrzędy mniejsze, czyli Mniejsze Tany – są to święta społeczności plemiennej – Obrzędy Przejścia, Tany Źrzałości, takie jak Postrzyżyny, Pasowanie (przyjęcie do bractwa), Swadźba-Wesele, Zakładziny Gospodarstwa-Rozpalanie Ogniska Domowego (nowy dom), Narodziny Potomstwa, Pogrzeb-Stypa-Tryzna i wreszcie Dziady – obrzędy Pamięci. Tany Małe – rodzinne i osobiste – takie jak Obiaty, Żertwy, składanie proszalnych bajorów i węsiorów (bajorki, węsiorki) i wszelkie inne ofiary (w tym cotygodniowe małe święto owinne – niedzielne, czy nawet codzienne palenie świec i kadzideł), które także – jako obrzęd mały – wchodzą w skład większych uroczystości i świąt, współtworząc Tany Mniejsze, Tany Wielkie, Tany Największe i Tan Tanów – Święto Świąt – Nowy Słowiański Rok (marzec 20-26). My dziś zajmiemy się Tanem 4 Zielone Święto – Młode Lato, Latko, Gaik-Maik, Stado, Palinocka (20 – 26 kwietnia, Święto Drzewa Świata, Święto Boru) Święto Drzewa, Święto Boru – dawnej 20- 26 kwietnia – Zielone Święto – obecnie 1-2 maja ( dni wolne i świąteczne). Chrześcijanie obchodzą je 49-50 dni po Wielkanocy. Nie potrafią wyjaśnić dlaczego jest ruchome. Obchodzi się je w pełnię księżyca najbliższą daty 20 kwietnia a obchody pogańskie Wiary Przyrodzonej Słowian trwają przez 6 dni i nocy. Symbolika : zielone gałęzie Nazwy pokrewne : Sobótka, Palinocka, Stado, Latko, Gaik W Skandynawii/Niemczech/Austrii/Szwajcarii (Lechia Zachodnia – Wieletia, Połabie, Łużyce, Rakoszania, Bodenia, Bujawaria) święto trwa dwa dni, w Polsce jeden dzień. Niosą chłopcy gałązeczki, Wiją wianki panieneczki Zielone Święta! La, la, la, la! Zielone Święta! La, la, la, la! W tradycji ludowej Zielone Świątki rozpoczynały lato. Obchodzimy je w maju od czasu soboru nicejskiego w 325 r., w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. ( Mamy tutaj do czynienia z kultem księżycowym : http://swiatowaliga.blogspot.com/2017/05/x-syria-osirius-isis-czyli-sposob.html ) Termin tych świąt, jak i towarzyszące im zwyczaje ludowe mają korzenie jeszcze w pogańskiej obrzędowości i obyczajowości. Pochodzą od starosłowiańskiej uroczystości wiosennej zwanej „stado”, łączącej się z radością, zabawą i swobodą. Zielone Świątki zaczynały się powszechnym w Polsce zwyczajem majenia ścian domów, wrót, furtek i płotów zielonymi, najczęściej brzozowymi, gałęziami (do majenia używano też choć rzadziej – gałązek lipy, wierzby i buka). W izbach i mieszkaniach majono też święte obrazy i ołtarzyki. Izby i podwórka wysypywano tatarakiem, licząc, że silnie pachnący, świeży tatarak odstraszy muchy, pchły i inne insekty. Nawet psie budy wyściełano grubo tatarakiem. Zygmunt Gloger, w „Encyklopedii Staropolskiej Ilustrowanej”, pisze: " Wszystkie kościoły, domy, chaty i podwórza „majono” drzewkami brzozy, jesionu lub świerku ustawionemi i zatykanemi przy ołtarzach, gankach, wrotach, sieniach i wejściach. Podłogi i ziemię wysypują zielonym tatarakiem, świerczyną i kwiatami. Majowy zapach tej zieleni rozchodzi się wszędzie przepełniając kościoły, mieszkania i podwórka.Z obchodami Zielonych Świątek łączyły się różne obrzędy powitania wiosny oraz zwyczaje rolnicze i pasterskie, bowiem był to czas pierwszego wyjścia krów na pastwiska. Towarzyszyły temu liczne ciekawe zwyczaje i praktyki: zielonymi gałązkami uderzano zwierzęta – aby zapewnić im spokojny wypas, chronić je przed wilkami, czarownicami i urokami; na progu stajni, z której zwierzęta wychodziły po raz pierwszy na pastwisko kładziono jajko – aby zapewnić mleczność krów i dobre mleko; jajka toczono po krowich grzbietach – by krowy wyły tłuste i gładkie krów, aby były tłuste i gładkie; wychodzące z obejścia krowy skrapiano wodą – by zapewnić im zdrowie i odpędzić zło. Zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte, śpiewano przy tym pieśni nabożne. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół, przystrajano wieńcami i kwiatami. Ważnym elementem świątecznych „zabiegów” był także ogień i dym. W wieczór poprzedzający Zielone Świątki na wzgórzach i polanach rozpalano ogniska zwane „sobótkami”. Z zapalanymi od ognisk pochodniami tańczono, biegano po polach, a pasterze obchodzili z nimi stada. " Tak o tych obyczajach pisze Zygmunt Gloger: " Najnowsze badania wyjaśniły nam w zupełności początek nazwy sobótki. Biskup poznański Laskarz w wieku XIV statutem swoim zakazuje tańców nocnych w wigilje przedświąteczne, t.j. w soboty i w wigilje uroczystości, przypadających w lecie, a zatem przed świętem Jana Chrzciciela, Piotra i Pawła. Z zabaw tego rodzaju najwspanialszą być musiała sobótka w okresie kategzochen świątecznym, t.j. na Zielone Świątki. Kaznodzieja krakowski Jan ze Słupca powiada, że tańczą podczas Świątek w lecie niewiasty, śpiewając pieśń pogańską. Stwierdza ten obyczaj, jako jeszcze pogański, statut synodu krakowskiego z roku 1408. Na sobótkę, którą zawsze obchodzono wieczorem w sobotę przed jednem ze świąt letnich, zbierali się jeszcze w wieku XVI wszyscy, zarówno kmiecie z wioski, jak drużyna i szlachta ze dworu, do ognia roznieconego na pagórku za wioską. Ta łączność obyczajowa i charakter obrzędu gromadzkiego przebija się jeszcze w pieśni Jana Kochanowskiego o sobótkach w Czarnymlesie: „Tam goście, tam i domowi Sypali się ku ogniowi”. W pieśni sobótkowej mazowieckiej słyszymy: „Tam dziewczęta się schodziły”; w pieśni znowu ludu podkarpackiego: „Kto na sobótce nie będzie, Główka go boleć wciąż będzie”. Ponieważ sobótka jest niewątpliwie starodawną uroczystością ku czci słońca, które jako źródło życiodajnego ciepła i światła od wszystkich dawnych ludów cześć odbierało, palenie więc stosów i igrzyska gromadne przy nich obchodzili Polacy w noc najkrótszą z całego roku, t.j. w przesilenie dnia z nocą. Oczywiście po zaprowadzeniu kalendarza chrześcijańskiego zwyczaj starożytny musiał się na początku lata do świąt i świętych chrześcijańskiej wiary przystosować, w jednych więc miejscach obchodzono go na Zielone Świątki, gdzieindziej w przeddzień św. Jana Chrzciciela. I tak przez wiele wieków to widzimy. W r. 1468 np. król Kazimierz Jagiellończyk, na żądanie opata benedyktyńskiego klasztoru świętokrzyskiego, zakazuje pogańskich uroczystości (sobótek), na Łysej górze w Zielone Świątki odprawianych. Tymczasem o kilka mil w Czarnymlesie sobótkę obchodzono około św. Jana, jak o tem wyraźnie zaświadcza Kochanowski, który utworowi swemu nadal tytuł „Pieśń świętojańska o sobótce” i zwyczaj ten uważa za odwieczny. „Sobótkę, jako czas niesie, zapalono w Czarnymlesie”. A dalej mówi znowu, nie widząc nic gorszącego w zwyczaju, który bynajmniej wiary chrześcijańskiej nie obrażał: „Tak to matki nam podały, Same znowu z drugich miały, Że na dzień świętego Jana Zawżdy sobótka palana”. Mało kto już pamięta, że brzozowe, zielone gałązki wykorzystywano także tego dnia do stawianie bram przed domami panien. Robili to kawalerowie, w noc poprzedzającą Zielone Świątki, a postawienie bramy traktowano jako… oświadczyny. W polskiej obrzędowości Zielonych Świątek mocno zakorzenił się także zwyczaj majówek – zabaw miejskich połączonych z posiłkiem spożywanym na powietrzu. Najsłynniejsze z nich to zabawy nad Wisłą w Krakowie czy na warszawskich Bielanach. " Zielone Świątki – polska ludowa nazwa święta majowego lub czerwcowego, według wielu badaczy pierwotnie związanego z przedchrześcijańskimi obchodami święta wiosny (z siłą drzew, zielonych gałęzi i wszelkiej płodności), przypuszczalnie pierwotnie wywodząca się z wcześniejszego święta zwanego Stado (jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy), a obecnie potoczna nazwa święta kościelnego Zesłania Ducha Świętego. W Niemczech pod nazwą Pfingsten. Ludowe obyczaje związane z Zielonymi Świątkami mają swe źródła w obrzędowości przedchrzecijańskiej. Wpisane są w rytm przyrody, oczekiwanie nadejścia lata. Ich archetypem są magiczne praktyki, które miały oczyścić ziemię z demonów wodnych, odpowiedzialnych wiosną za proces wegetacji. Działania te miały zapewnić obfite plony. W tym celu palono ognie, domy przyozdabiano zielonymi gałązkami, tatarakiem, kwiatami (przystrajanie domostw zielonymi gałęziami miało zapewnić urodzaj, a także ochronić przed urokami). Niektórzy wycinali młode brzózki i stawiali je w obejściu. W ludowej tradycji ziemi dobrzyńskiej – choć już w sposób cząstkowy – zachowały się zwyczaje związane z kultem drzew i zielonych gałęzi. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół, przystrajano wieńcami i kwiatami, a po grzbietach i bokach toczono jajka. W okresie późniejszym zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte, śpiewano przy tym pieśni nabożne. W zależności od regionu nazywane były dawniej również Sobótkami (południowa Polska) lub Palinockami (Podlasie) – konsekwencja tego, gdy w okresie chrystianizacji próbowano przenieść obchody Nocy Kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek (a dopiero później na termin pierwotnie bliższy temu pogańskiemu świętu, na specjalnie w tym celu ustanowioną wigilię św. Jana). Zielone Świątki szczególnie były popularne wśród pasterzy, którzy ucztowali i tańczyli przy ogniu. Zwyczaj ten do dzisiaj jest popularny wśród górali zagórzańskich i Podhalan, w sobótkową noc na wielu wzgórzach palą się widoczne z daleka ogniska, od których odpala się tzw. fakły (lub kozubki) – szczególny rodzaj pochodni, robionej z kory młodego świerka (w gwarze podhalańskiej smreka/smereka). Robi się z niej swego rodzaju sakwę na długim kiju, do której wkłada się żywicę. Z fakłami robi się pochody między poszczególnymi watrami (tj. ogniskami), a także obchodzi pola, szczególnie te zasiane, w celu odpędzenia złych duchów od zagonów i pól. RA-lla la Zielone Świątki – prawosławna i zachodnioeuropejska Pięćdziesiątnica Grecy mieli na to własne słowo – Pentecostes, czyli pięćdziesiątka. Łacina przejęła to słowo, używając „Pentecoste”. Pozostaje to nie bez znaczenia dla współczesnych katolików – cały anglosaski świat obchodzi bowiem święto zwane w tym języku Pentecost, choć po angielsku oczywiście nie oznacza to tego samego, co „pięćdziesiąt”. Włosi obchodzą zaś święto Pentecoste – nie zmienili łacińskiego pierwowzoru. My mamy „Pięćdziesiątnicę”. Pięćdziesiątnica przypada w Polsce w okresie najpiękniejszego, najbujniejszego rozkwitu przyrody – święto to obchodzimy bowiem zwykle na przełomie maja i czerwca. Różne regiony Polski dopracowały się nieco odmiennego obyczaju zielonoświątkowego, ale wszystkie łączyło uwypuklenie radości z długo oczekiwanego, „zielonego” okresu w roku. Wieńce w ten dzień zdobiły głowy dziewcząt, ludność wiejska w święto to urządzała też liczne zabawy, oczywiście na zielonym łonie przyrody. Zielone Świątki na Węgrzech Zielone Świątki to na Węgrzech najważniejsze po Wielkanocy i Bożym Narodzeniu święto chrześcijańskie. Słowo pünkösd pochodzi od greckiego Pentēkostē (pięćdziesiąt). I choć w łacińskim świecie użycie greckiej terminologii wskazuje na chrześcijański charakter, to ewidentnie święto to nawiązuje do rzymskich tradycji przedchrześcijańskich – wszechobecna mnogość kwiatów to przecież rzymskie floralia, oddanie czci bogini roślinności i kwiatów Florze, w szerszym rozumieniu odnoszące się do płodności. Na Węgrzech jednym z popularniejszych zwyczajów związanych z tym świętem jest wybieranie zielonoświątkowego króla. W niektórych regionach przetrwała tradycja organizowania zawodów, w czasie których kawalerowie mogą sprawdzić się w różnych dyscyplinach: np. jeździe konnej, ale też strzelaniu, podnoszeniu ciężarów, koszeniu, itd. Zwycięzca zostaje królem i w czasie trwania święta ma prawo do noszenia korony (stąd wzięło się powiedzenie „pünkösdi királyság” – zielonoświątkowe królestwo, odnoszące się do krótkiego okresu rządzenia). Oprócz tytułu króla zyskuje przywilej przewodzenia wspólnocie w czasie wesel i zabaw oraz otrzymywania trunków i jedzenia na koszt wspólnoty. Echo wyboru Ruji i Rajka (Gaji i Gaika, Maji i Maika – czyli Rujewita-Ruji/Rany) Na wsiach znany był też zwyczaj wybierania królowej. Była to najpiękniejsza i najmłodsza dziewczyna, która w otoczeniu starszych panien (a czasem i w towarzystwie króla), ustrojona kwiatami i zielonymi gałązkami ruszała na obchód domostw, w czasie którego sypano płatki kwiatów, śpiewano piosenki. Starsze dziewczęta otaczały młodszą, rozpościerały nad jej głową chustę lub nakrywały ją welonem, następnie wypowiadały życzenia obchodząc ją dookoła i na zakończenie unosząc – zwyczaj ten miał zapewnić gospodarstwu dobre plony. Na powitanie wiosny okna lub płoty przyozdabiano w maiki, zielone gałązki, kwiaty róży, piwonii, bzu albo jaśminu, co miało chronić domostwa przed uderzeniami piorunów. Czasem maiki w ramach zalotów były przyczepiane przez kawalerów do ogrodzeń domów, w których mieszkały młode panny. W niektórych rejonach Zachodnich Węgier po wsiach chodził pochód z tureckim baszą – chłopakiem przebranym za Turka, ubranym w wypchane słomą spodnie, którego koledzy okładali kijami zmuszając do podskoków. W zamian za przedstawienie otrzymywali od gospodarzy pieniądze lub poczęstunek. Gdzie indziej chodził król ustrojony w gałązki bzu, a czasem spotykało się pochód przebranych, skutych łańcuchami jeńców, którzy chodząc od domu do domu prosili dziewczyny by te zlitowały się nad ich losem i wspomogły drobnym poczęstunkiem. Ważnym wydarzeniem dla wiernych jest pielgrzymka do Csíksomlyó w Siedmiogrodzie (csíksomlyói búcsú), miejsca kultu maryjnego, gdzie co roku w sobotę poprzedzającą Zielone Świątki spotyka się nawet kilkaset tysięcy Węgrów, przybywających z różnych krajów Basenu Karpat. Tradycja spotkań w Csíksomlyó odwołuje się do wydarzeń z 1567 roku, kiedy Jan Zygmunt Zapolya, władca siedmiogrodzki próbował siłą zmusić strzegących granicy Seklerów do przejścia z wiary katolickiej na unitarianizm. Seklerzy postanowili bronić swojej wiary i udało im się odnieść zwycięstwo pod Nagyerdő w 1567 roku (choć fakt bitwy bywa podawany przez historyków w wątpliwość). Książę ogłosił w końcu wolność wyznania i wprowadził system, w którym taki sam status mieli katolicy, luteranie, kalwini i unitarianie. Seklerzy zaś w podzięce Matce Boskiej poprzysięgli, że będą spotykać się co roku na pamiątkę zwycięstwa. Zgromadzony w czasie sobotniej mszy tłum robi wrażenie, szczególnie kiedy z wielu tysięcy ust zaczyna rozbrzmiewać węgierski hymn. Jest to zarazem święto diaspory węgierskiej, manifestacja narodowej przynależności i solidarności z Węgrami żyjącymi poza granicami kraju. Z Węgier pielgrzymi mogli dojechać na miejsce m.in. słynnym pociągiem: z Szombathely wyruszył Csíksomlyó Expressz, do którego w Budapeszcie dołączył Szekely Gyors (Ekspres seklerski) tworząc 16 wagonowy skład przewożący ponad 1000 pasażerów. Na miejscu obecny był również prezydent Węgier Janos Ader, co również świadczy o randze wydarzenia. Zielone Świątki – Pasterskie (Święto Bydełka Bożego) Zielone Świątki były w Polsce radosnym świętem rolników i pasterzy. Obchodzono w koRO-wodzie pola i śpiewano pieśni ku chwale Spo-RA, dla dobrych zbiorów i ochrony przed gradobiciem. Pasterze maili bydlętom rogi, oprowadzali je uroczyście po łąkach i pastwiskach, wokół wsi lub gospodarstwa, a następnie ucztowali w polu. W niektórych okolicach był zwyczaj obierania w ten dzień króla pasterzy, co kończyło się wesołą zabawą. Zdarzało się też we dworach, że Zielone Świątki traktowano jako zakończenie cyklu wielkanocnego, a więc znów wyprawiano ucztę i dzielono się jajkiem. Dawniej w Warszawie był zwyczaj, że mieszczanie udawali się do Golędzinowa na prawy brzeg Wisły (była tam Kępa Golędzinowska pokryta lasem, której już dzisiaj nie ma). Tam corocznie wyprawiano w Zielone Święta wesele ubogiej cnotliwej dziewczynie ze Starego Miasta. Promy płynące z biesiadnikami umajone były zielenią, a podczas ogólnej biesiady weselnej wójt warszawski zbierał od obecnych znaczny zwykle posag dla nowo poślubionej panny. (Echo Święta Ruji i Rujewita lub Jaruny-Jarowita). Zielone Świątki – Historia prawdziwa Zielone Świątki pierwotnie wywodząca się z wcześniejszego święta zwanego Stado. Pierwsza wzmianka o o tym święcie pojawia się w Kronice Długosza, który opisuje je jako igrzyska urządzane w pewnej porze roku na cześć bóstw. Miało być to radosne święto, w czasie którego zbierali się mieszkańcy całej wsi i okolic. Obchodom święta towarzyszyły śpiewy i tańce, a jego głównym elementem były zawody sportowe. Według kronikarza święto to obchodzone było w okolicy chrześcijańskich Zielonych Świątek. Podobne święto, jednak bez podania nazwy, jest także często potępiane w kazaniach XV-wiecznych kaznodziejów i moralistów. O starosłowiańskim święcie obchodzonym we wtorek lub środę około Zielonych Świąt wspomniał także Kosmas z Pragi odnotowując, że tańce i igrzyska poświęcone były duchom przodków. Również na Rusi w siódmy czwartek po Wielkanocy zbierano się pod brzozami, składano ofiary z kaszy, pierogów i jajecznicy, a następnie śpiewano i tańczono. Na obszarze Rusi w okolicach Zielonych Świątek obchodzono także podobne do wspomnianego przez Długosza Stada tygodniowe święto, zwane rusałczym tygodniem. Możliwe zatem, że było to ogólnosłowiańskie święto, którego obchody trwały nawet tydzień, a jego kulminacją była Noc Kupały. Zdaniem Karola Potkańskiego w XVI wieku nastąpiła chrystianizacja święta, a jego pozostałością jest ludowy odpust zielonoświątkowy. A więc zielone świątki były wpisane są w rytm przyrody, oczekiwanie nadejścia lata. Ich archetypem są magiczne praktyki, które miały oczyścić ziemię z demonów wodnych, odpowiedzialnych wiosną za proces wegetacji. Działania te miały zapewnić obfite plony. W tym celu palono ognie, domy przyozdabiano zielonymi gałązkami, tatarakiem, kwiatami (przystrajanie domostw zielonymi gałęziami miało zapewnić urodzaj, a także ochronić przed urokami). Niektórzy wycinali młode brzózki i stawiali je w obejściu. W ludowej tradycji ziemi dobrzyńskiej – choć już w sposób cząstkowy – zachowały się zwyczaje związane z kultem drzew i zielonych gałęzi. Bydło okadzano dymem ze spalonych święconych ziół, przystrajano wieńcami i kwiatami, a po grzbietach i bokach toczono jajka. W okresie późniejszym zasiane pola obchodziły procesje, niesiono chorągwie i obrazy święte, śpiewano przy tym pieśni nabożne. W zależności od regionu nazywane były dawniej również Sobótkami (południowa Polska) lub Palinockami (Podlasie) – konsekwencja tego, gdy w okresie chrystianizacji próbowano przenieść obchody Nocy Kupalnej na okres majowych Zielonych Świątek (a dopiero później na termin pierwotnie bliższy temu pogańskiemu świętu, na specjalnie w tym celu ustanowioną wigilię św. Jana). Zielone Świątki szczególnie były popularne wśród pasterzy, którzy ucztowali i tańczyli przy ogniu. Zwyczaj ten do dzisiaj jest popularny wśród górali zagórzańskich i Podhalan, w sobótkową noc na wielu wzgórzach palą się widoczne z daleka ogniska, od których odpala się tzw. fakły (lub kozubki) – szczególny rodzaj pochodni, robionej z kory młodego świerka (w gwarze podhalańskiej smreka/smereka). Robi się z niej swego rodzaju sakwę na długim kiju, do której wkłada się żywicę. Z fakłami robi się pochody między poszczególnymi watrami (tj. ogniskami), a także obchodzi pola, szczególnie te zasiane, w celu odpędzenia złych duchów od zagonów i pól. Tradycja Zielonych Świątek przetrwała również Niemczech pod nazwą Pfingsten, w Dolnej Saksonii nazywana jest Pfingstbaumpflanzen oraz na zachodniej Ukrainie. U Żydów Polskich i Ruskich (Koszetyrskich-Koszerskich/Kchazarskich) Szawuot (hebr. שבועות) – żydowskie Święto Tygodni, zwane też Świętem Żniw, Pięćdziesiątnicą lub Zielonymi Świątkami, obchodzone 6 dnia miesiąca siwan – w diasporze także przez dzień następny. Upamiętnia ono nadanie Tory Mojżeszowi na górze Synaj i wypada w siedem tygodni po święcie Paschy (stąd zwane jest Pięćdziesiątnicą). Święto to wiąże się ponadto ze starożytnymi obyczajami rolniczymi. Podczas święta synagogi są przystrojone na zielono. Część ortodoksyjnych żydów całą noc spędza na studiowaniu Tory (Tikkun Leil Szawuot), aby być przygotowanym na jej ponowne przyjęcie. Tradycyjne pokarmy świąteczne to: dania z sera i mleka oraz specjalne bochenki z nowego zboża. Na Zielone Świątki a zwłaszcza Sjemikę czyli Krzak lub odwróconą Brzozę rzucają światło obchody ku czci Błogiej Bogini odbywane w Rzymie. U Słowian Błoga-Sławiąca to Bogini Czsnota-Czystota-Cnota, zwana też Sławą-Sławiją jako żona Prowego – Pana Praw Ziemskich/Człowieczych. Stąd od tejże pary boskiej pogańskiej (Prowe i Sława) – Władców Praw i Cnót, nazwa całego nurtu religijnego: Prawo-Sławia. Bona Dea (łac. Dobra Bogini) – rzymskie bóstwo kobiece, związana z płodnością bogini-matka. Rzymianie identyfikowali ją z postacią Fauny, żony Faunusa. Co roku na początku grudnia u stóp Awentynu obchodzono poświęcone jej święto. Miało ono charakter tajemnych misteriów, w których mogły uczestniczyć wyłącznie kobiety. Błoga Bogini (zwracam uwagę na konotacje: błagać, błogosławić, błogość, błogodarzenie) – często Dobra Bogini (W mitologii rzymskiej bogini płodności, zdrowia i niewinności, bogini kobiet .) Dacia : Pięćdziesiątnica pochodzi od słowiańskiego słowa „Rusałka”, rusałki, to duchy wodne w skład, których wchodzą nimfy wodne, wróżki, demony wodne ... Święto rusałki celebrowano w pierwszym tygodniu czerwca. Tą tradycje od Dacian przejęli Rzymianie, nazywani przez Dacian - Dragaica (Dablica, demon, rusałka). W czasie trwania święta zakazane było pranie, kąpanie, a nawet zbliżanie się do wody. Pięćdziesiątnica w tradycji rumuńskiej Te dni nazywane są „Todorusele” i wypadają 50 dni po Wielkiejnocy. W czasie tego magicznego święta, drzwi do nieba są otwarte, a ludzie mąją zakaz tworzenia jakichkolwiek waśni. " Kto pracuje w Todorusele jest głupcem, a jego wioska zostanie zniszczona przez grad, a woda zniszczy jego pola, letni żar wysuszy drzewa ... " Rzymianie przekształcili radosne święto w dzień poświęcony kultowi zmarłych, a ofiarę z kwiatów uczynili przewodnikiem służącym do sprowadzania duszy zmarłych. Obchodzony przez Daków " Festiwal Róż" został zmieniony przez rzymian na święto ku czci kultu solarnego, czego rozwinięciem jest chrześcijańska uroczystość zwana zielonymi światkami bądź też pięćdziesiątnicą. Ba, Rzymianie wymyślili że rusałka (Maria) była córka króla, która umarła na skutek nieszczęśliwej miłości i opuszcza swój grób w każdy Wielki Czwartek przed Wielkąnocą aby po 50 dniach wrócić do swojego grobu, dzięki błaganiu ludzi przynoszących ofiary z kwiatów i gałęzi ... Dzień ten zwany był świętem świetego Piotra. Pięćdziesiątnica, to wróżka z rozwianymi włosami ubrana w białą suknie, na głowie której tkwi wieniec z kwiatów. Czasami pojawia się ona jako duch iluzorycznych zwierząt, które wabią ludzi za pomocą tańca i śpiewu. Wróżki żyją przez 3,5,7,9 lub 12 dni błąkając się w porannej mgle. Warto pamiętać, że w czwartym tygodniu licząc od wielkanocnej niedzieli obchodzi się Wstęp do Pięćdziesiątnicy, zwany mgłą Căluşarilor, obchodzenie tego święta osłabi wróżki zwane Măiestrele. Fairies Rolnicy obawiając się pięćdziesiątnic wycierali sobie w pierś piołun i czosnek, trzymając równocześnie na bramie swego gospodarstwa czaszkę konia. Ten magiczny rytuał zwany "knebel" miał pomóc w swoistym oswojeniu wróżek wychodzących z mgły i skierowaniu ich z powrotem do świata zmarłych. Dziś mówi się słowo wróżka głośno, jednak kiedyś wróżki nazywano istotami z mgły lub Măiestrele, pięknymi, paniami, Muşatele lub cesarzowymi powietrza. Ich nazwy i nazwiska, są tajne i wypowiadają je tylko czarownice. Wróżki Kwiaciarki, Wściekłe i Luny tańczyły taniec „złych duchów”. Taniec od zawsze uważany był za rytualne narzędzie komunikacji ze światem zmarłych i obłąkanych. Taniec zawsze dotyczył tylko wróżek i kapłanek, które wciągały inne niewiasty oraz mężczyzn do pląsu mającego osłabić ich czujność, dobro i rozsądek. ( Warto tu zwrócić uwagę na świat dzisiejszych klubów, gwiazd celebrytów uchodzących za czarne gwiazdy, wprowadzające ludzi w trans obłąkania. Będąc przy tym temacie warto przeczytać jeszcze raz " Wesele " Masona - Stanisława Wyspiańskiego, które pełne jest odniesień do rytuałów magicznych poprzednich epok ... ) Uwodzicielskie, rozbrykane, młode i piękne, są również Nimfy, Naiadelor (Najady, (gr. Ναϊάδες Naïádes, łac. Naiades) – w mitologii greckiej nimfy wód lądowych: wodospadów, potoków, strumieni, źródeł rzek, jezior ... np : Abarbarea, Aretuza, Kreuza, Periboja, Salmakis) i Dryadelor (Driady (lm gr. Δρυάδες Dryádes, łac. Dryades, lp. gr. Δρυάς Dryás, łac. Dryad; od gr. δρῦς drŷs – ‘dąb’, ‘drzewo’) – w mitologii greckiej nimfy drzew. Dokładniej driady były nimfami dębów, choć słowa tego używa się obecnie w odniesieniu do wszystkich drzewnych nimf, np : Ismena, Klimene, Eufeme ...) ... Tańczą one i wciągają w rytuał i obłąkany taniec innych ... wiedząc, że zostaną spalone wraz z pierwszymi promieniami słońca, które rozproszą mgłę iluzji ... Czyż tak nie jest, że społeczeństwo bawi się jak na Weselu, jak na Titanicu ... wciągane w rytualny obłęd tańca, zabawy, nierealnych wizji spowodowanych muzyką, światłem i rytualnymi używkami niszczącymi mózg, który otwiera się na egoizm, popęd i nałóg ... Zapomniałem dodać, że wszystkie wróżki ... rodzą się w waszej głowie, jako reakcja na akcje dekonstrukcji człowieka, który nierozumiejących zachodzących wokół niego zjawisk i wydarzeń, popada w stany lękowe, leczone przez tych, którzy te lęki stworzyli. Schemat prowadzenia stad przez szamanów, szamanki, kapłanów i kapłanki jest zawsze taki sam ... Zgromadź stado w jednym miejscu i strasz ich, baw się ich emocjami i uczuciami, wprowadzaj ich w amok, szał i upojenie aby sprowadzić radość do strachu ... Jesteście jaki społeczeństwo tak łatwi w prowadzeniu, wychowaniu i tak łatwo można was wytresować i sprowadzić do roli narzędzia, które nic i niczego nie rozumie ... Te święta, tańce, zabawy wywodzą się prawdawnych kultów i same w sobie złe nie są, złe stają się wtedy, gdy ktoś cwany wykorzystuje siłę świąt, zabaw, postaci, symboli ... do własnych celów ... i właśnie w tym momencie, kończy się tożsamość, a zaczyna się narzucona, uporządkowana idea tradycji, której ulega społeczeństwo poprzez nacisk społeczny hierarchii na człowieka, zamkniętego w stadzie, który umiera ze strachu przed alienacją i samotnością ... Samotność jest podstawą tożsamości jednostki, która tworzy pod wpływem aspiracji cudami przyrody i wszechświata ... Tradycja spowodowana jest nakazem obłędu, który wykorzystuje podszepty duchów, czyli agitatorów nakłaniających ludzi do złego ... Liga Świata Samostanowienia i Samoograniczenie
0 notes
bthegreat-pl · 6 years
Text
Psie imiona
Dzisiaj przemyślenia,a le nieco bardziej praktyczne - jak to brzmi? :P W każdym razie, zapraszam!
Imię to słowo, które znaczy więcej niż myślimy. Swego rodzaju definiuje posiadacza, sprawia, że gdy myślimy o tym słowie lub je słyszymy, przed oczami widzimy istotę. Tak samo jak w przypadku ludzi, psy też mają swoje imiona, a o nich decydujemy my sami. Chciałabym opowiedzieć jaką wagę przywiązuję do nazwania psa, jakich słów szukam i czego nigdy bym nie zrobiła – to wszystko w dalszej części…
View On WordPress
0 notes