Tumgik
#paraliż ADHD
pisarkanaspektrum · 1 year
Text
Nie te spodenki
Wczoraj zmarnowałam dwie godziny, ponieważ:
– w pierwszej godzinie pracę uniemożliwiła mi autystyczna sensoryka, gdyż założyłam złe spodenki. Tym samym nie mogłam usiąść normalnie przy stole, bo skóra na moich udach dotykałaby krzesła, a to jest nieprzyjemne i mnie rozprasza. Nie mogłam też usiąść na kanapie, bo wtedy laptop leży na kolanach, czyli znów – gołej skórze. Nie mogłam się też przebrać, ponieważ moje ulubione domowe legginsy były w praniu, a dresy/długie spodnie są za gorące na tę pogodę. I niewygodne do siedzenia. Generalnie albo mogę założyć do pracy przy komputerze te jedne jedyne legginsy albo nic innego, bo moja sensoryka będzie protestować i utrudniać. W efekcie przez godzinę wierciłam się i kompletnie nie mogłam na niczym skupić.
– w drugiej zaś dopadł mnie paraliż ADHD. Padłam bez ruchu na łóżku, przytłoczona wszystkim. Musiałam skorzystać z toalety, przebrać się (w co???) i zrobić trzy różne zaplanowane rzeczy. To jest po prostu za dużo na raz, mój mózg tego nie ogarnia, moje funkcje wykonawcze nie działają. Często tak mam. Gdy jest za dużo do zrobienia, mój mózg nie umie sobie z tym poradzić i się po prostu wyłącza. Mogę tylko leżeć. Ani to sen, ani pełna przytomność, taki stan hibernacji.
Na szczęście po tych dwóch godzinach nastąpiło olśnienie – przypomniało mi się, że mam takie stare, miękkie, trochę rozwalone legginsy, które mogłabym założyć. Alleluja, byłam w stanie w końcu się podnieść, usiąść do komputera i zrobić większość tego, co zaplanowałam.
No i tak to wygląda, neuroatypowy mózg rujnuje mi życie, bo „nie te spodenki”. Byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było tragiczne. No i cieszmy się, że to tylko 2 godziny.
PS. Nie mam odpowiedzi na pytanie, czemu od razu nie przebrałam się w te stare legginsy. Po prostu to nie była jedna z opcji do wyboru – brak mojego ulubionego kawałka odzieży kompletnie mnie zablokował i widać potrzebowałam aż dwóch godzin, by odpowiednie trybiki w mojej głowie się obróciły. 
1 note · View note
myslodsiewniav · 3 months
Text
Szympansy
19 marca 2024
Trochę nie czuję ja zacząć ten wpis.
Czuję, że dużo się wydarza i wydarzyło. Jakiś taki czas przemian.
Z jednej strony czuję, że potrzebuję się "oczyścić", wyrzygać myśli na klawiaturę i to wszystko zobaczyć z boku, a drugiej strony jest mi trudno, bo to jednak stanięcie do swoich uczuć, a ja chciałabym położyć się spać i przespać te uczucia. Ale to jest "spychaniem myśli do nieświadomości", wiem to i jestem za stara i za daleko po terapii na takie uniki.
Jest mi ciężko. Mam nadal głowę pełną pomysłów. Mam nadal w sobie zaskakujące pokłady ambicji, których w sobie nie miałam od czasu chyba gimnazjum (!?).
Teraz mam trochę mniej siły - i sama nie wiem czy to ten okres introwertyczny/obniżonej dopaminy związane z ADHD, czy po prostu osłabienie organizmu?
Przez cały zeszły tydzień miałam TYLE chęci do działania (i faktycznie masę rzeczy zrobiłam), ale nie zrobiłam i nie zapisałam połowy z tych błyskotliwych pomysłów, które pulsowały mi pod czachą. Uleciały. Nie zrobiłam i nie zapisałam, że byłam tak PODJARANA, że nie wiedziałam w co ręce włożyć i dopadał mnie paraliż decyzyjny. W rezultacie drżałam od nadmiaru buchającej energii i stałam w stuporze nie wiedząc w co właściwie chcę wpakować swoje siły i czas. Bo wiem, że nie zrobię przecież wszystkiego jednocześnie (chociaż bardzo chciałam). Musiałam przeprowadzić selekcję tego co bardziej ze mną współgra, a co słabiej. Zrobiłam. Wykonałam... i moje myśli uleciały.
Ech.
No i oczywiście miałam też plany do zrealizowania.
W piątek byliśmy na Diunie, części drugiej. Było super. Bardzo lubię się widywać z moimi przyjaciółmi, bardzo fajnie z nimi spędzam czas. Niby banał. Ale fajnie sobie przypomnieć, że to bezpieczne, akceptujące środowisko. :)
Wsparliśmy kumpla - w tym tygodniu chyba bardziej potrzebuje wsparcia niż w zeszłym. Ech. W jego miejscu pracy naprawdę robi się paskudnie i jeszcze paskudniej będzie. :/ Jeszcze miesiąc musi tam wytrzymać, chyba, że sam rzuci wypowiedzenie.
Co do samego filmu - love Lady Jessica. xD Trochę mnie wkurza jej relacja z synem (tj wkurza, bo zdrowa to ta relacja nie jest xD, ale jest zagrana zajebiście i uwielbiam ich oglądać razem na ekranie), jednak KAŻDE spojrzenie Rebecci Ferguson to jest taka szpila right into kokoro <3
Mistrzowsko.
Ostatni akt filmu, jak już się rozkmini kto czyim jest dzieckiem, wnukiem itp to jest faktycznie grecka tragedia.
Tumblr media
No właśnie.
Po wyjściu z seansu świerzbiło mnie w głowie co jest właściwie głównym przesłaniem tego filmu? Tj. widzę ten wymiar "chłopacki", bo to jest fabuła powstała w oparciu o książkę pisaną dla konkretnego pokolenia przez reprezentanta tego pokolenia. Oni nie mieli szansy być chłopcami i dorosnąć, ani jak ich ojcowie walczyć na wojnie (być może zbyt uogólniam, bo jednak USA miała Wietnam, a Europa Jugosławie w czasie postawania tej książkowej serii). Ich matki były silne, bo musiałby być silne. Ale i tak panował patriarchat i całe to kulturowe przekonanie (parafrazując coś, co niedawno przeczytałam), że mężczyźni są obdzierani z możliwości nauki fundamentalnych czynności zapewniających przetrwanie, jak przygotowywanie posiłków, pranie, sprzątanie, roli opiekuńczej, którą patriarchat twierdzi, że mają zapewnić im kobiety i na tym samym wdechu patriarchat tym kobietą wmawia, że bez mężczyzn nie przetrwają. W Diunie to mocno czuć. I to okay - książki to fantazja, dlaczego chłopaki mają nie mieć tej fantazji o byciu wybrańcem, o byciu walecznym rebeliantem, o trumfie, o pięknej miłości i tragicznych kolejach losu? Tak długo jak to jest fantazja, tak długo jest to dla mnie ok, luz.
Gdybym miała ponownie sięgnąć po książkę, teraz, jako trzydziestolatka - to nie byłabym w stanie chyba zdzierżyć tego "chłopactwa" i fantazji o tym, że kobity hołubią taki maczyzm w mężczyznach. Po prostu to nie mój kink, ale każdemu jego porno, nie potępiam. Widzę i pamiętam z książki tą inną, głębszą warstwę polityczną i doceniam.
No i właśnie. To mnie w mózg swędzi.
Bo wyszłam z seansu rozkminiając jak ważny dla reżysera i scenarzysty jest ten cały "dżihad" (który chociaż w książce jest nazywany dżihadem właśnie xD to w filmie twórcy zrobili wszystko, aby tego słowa nie użyć ani razu xP - RAZ, jeden raz w drugiej części mamy "świętą wojnę" i tyle, rozumiem dlaczego tego nie użyto, dlaczego zrezygnowano ze słowa kojarzącego się z konkretną religią i ustrojem politycznym. Ciekawe i zrozumiałe), a na ile ważna jest jednak geneza greckiej tragedii?
Zaskoczyło mnie - bez kitu - że dla wielu osób nie było oczywiste zaczerpniecie historii rodzinnej głównych bohaterów od rodu Atrydów ze Starożytnej Grecji. https://pl.wikipedia.org/wiki/Atrydzi Dla mnie to było od początku bezczelnie czytelne i nie wiem w sumie dlaczego? Nigdy jakoś mocno tego wątku historii/mitologii nie lubiłam. Może byłam zwyczajnie osłuchana z nazwą? Po prostu nawiązanie nazwy plus te byki pojawiające się bezczelnie w pierwszej części Diuny - Herbert nie krył się z inspiracjami. A historia Atrydów jest porąbana, warto poczytać - przeklęty ród króla Myken.
Bo właśnie w finale filmu, jak nam się składa kto jest czyim wnukiem, synem, kuzynem, córką itp to jakoś mocno siada mi skojarzenie z grecką tragedią - że od początku było źle, tylko ani widzowie, ani bohaterowie tego nie widzieli, ale im głębiej w historie tym wyraźniej wiadomo, że konstrukcja prowadzi ku katastrofalnej tragedii.
Z drugiej strony właśnie podczas seansu wracały do mnie rozkminy na temat wiary - szczególnie te przeczytane w książkach Obirka, te, które wyjaśniają mechanizmy działania, drogi, które może obierać wiara i wybory przywódców. Uważam, że film fantastycznie pokazuje, jak cienka granica dzieli wiarę od nauki lub wykalkulowanych eksperymentów zaawansowanej biologii (nie wiem co to jest bardziej?). Paweł nie wierzy, że jest mesjaszem i ja nie wierzę, że on jest mesjaszem. Wiem natomiast, że jest rebel-child Jessicy (i Leto), laski, która sama w sobie jest produktem wielopokoleniowych krzyżówek mających zapewnić przetrwanie chowowi wsobnemu i legitymizacji władzy, a przy tym wszystko koordynuje zakon polityczko-kapłanek, które zasiały propagandę dla swojego eksperymentu biologicznego tak dawno, że propaganda stała się legendą, a legenda mitem.
Fascynujące rozkmininy.
Film oczywiście równie fascynujący.
Co mnie nie jeszcze zdziwiło po filmie - okazało się, że wiele krytyki pada na zmianę zachowania (w stosunku do książki) bohaterki granej przez Chani. Nie rozumiałam. Musiałam sobie to wygooglać co to za zmiana zachowania, bo wydaje mi się, że co jak co, ale Zendaya zagrała to zajebiście, czułam jej ból. No i wyszło xD Okazało się, że w książce Chani godzi się na bycie konkubiną, bo taka jest rola kobiet w tym świecie. Eeee... no na tyle na ile ta postać jest zbudowana w filmie nie widzę jej jakoś jako podporządkowanej takim starodawnym metodą. :P
Na razie tyle o Diunie, bo mam mało czasu.
W sobotę pojechaliśmy spotkać się z rodziną mojego chłopaka.
Było super. Serio, pogoda była fantastyczna - raz zerwał się deszcz na kwadrans, a potem i wcześniej świeciło słonko, a niebo było błękitne. Zaprosiliśmy wszystkich (teściów, dziadka, babcię, szwagierkę i szwagra nr 2) do Zoo. Potem na obiad na tradycyjnie Czeskie jedzenie (smażony ser i knedliczki), a potem na kawę. Trochę nas to kosztowało, ale było super. To miały być nasze (ja z lutego, a mój chłopak z marca) urodziny. Fantastycznie spędziliśmy czas.
Wyjechaliśmy z domu o 5 rano, wróciliśmy około północy. Stopy kolejnego dnia miałam tak spuchnięte, że chodzenie bolało. :P Ech, wyszłam z wprawy.
Dostaliśmy od teścia niespodziewany prezent - bon na Lidlomixa. Nie mogę się doczekać, aż znowu będzie w sprzedaży XD (próbowaliśmy kupić w sobotę, ale nie ma sprzętu dostępnego na stronach). Bardzo się z tego cieszę - tata mojego chłopaka wyciągnął koperty i wręczył je swoim dzieciom tłumacząc mi "Na urodziny naszego synka zawsze musiał być też prezent dla córeczki, inaczej płakała i robiła sceny." Pierwszą kopertę dostała siostra O. i zaczęła piszczeć z radości, podobno marzyła o tym i wierciła ojcu o to dziurę w brzuchu. Krzyczała do swojego chłopaka "Lidlomix! Lidlomix!". A po chwili kopertę z napisem "Lidlomix" dostał mój chłopak i zaczął jęczeć "tylko nie Lidlomix!" xD (o to się sprzeczamy czasem: ja upieram się, że taki by nam się przydał, a mój chłopak twierdzi, że nie będziemy używać i po co w ogóle, on lepiej zagniecie ciasto, to cała przyjemność xD - to bardziej prezent dla mnie niż dla niego xD). Teściowa przywiozła ciasto w które włożyła świeczkę i dmuchaliśmy życzenie. Było uroczo.
Zachwyciły mnie szympansy - cieszę się, że nie tylko mnie, staliśmy przy nich dobre 45-1h bo były takie niesamowite. Obserwowaliśmy, nagrywaliśmy. Było super.
Rozmów też trochę było różnych - też chciałabym to bardziej opisać, ale nie mam czasu i chęci w tej chwili.
Co chcę opisać - byłam w pewnym momencie zajęcia robieniem zdjęć lemurom. Mój chłopak wtedy dorwał swoją mamę by zapytać ją czy może dla niego znaleźć ten pierścionek - ten, który w ich rodzinie chodzi z pokolenia na pokolenie i służy do oświadczyn. Rozmawialiśmy o tym niedawno - obydwoje chcemy być razem i w zasadzie to kwestia czasu, jak to zainscenizujemy i które z nas będzie pierwsze :P. Jesteśmy co do tego zgodni. Oczywiście jego mama nie wiedziała o tym, że my w ogóle o małżeństwie myślimy. Ale zaskoczyła swoją reakcją syna - myślał, że będzie mu suszyć głowę, że "za szybko", albo "poczekajcie chwilę, przynajmniej dziecko sobie zróbcie, a nie od razu ŚLUB", a tym czasem ona w euforii podskoczyła i zapytała "a to JUŻ!?", a potem zaczęła "szkoda, że wcześniej nie powiedziałeś! Mogłam przywieźć tutaj, to byś przy wybiegu z małpami klęknął! :D :D :D" - xD uwielbiam. Przy wybiegu z małpami xD. Mówiła synowi, że bardzo się cieszy, że jest z niego dumna. Że widzi, że jest (jesteśmy) szczęśliwy. <3
A potem - podobno, bo ja nic nie słyszałam i myślę, że mama O. myśli, że ja nic nie wiem - porządnie rozbawiła swojego syna (tak rozbawiła, że na wspomnienie tego zaczął się wczoraj śmiać jak mi o tym opowiadał) w pawilonie ze zwierzętami pochodzącymi z dżungli: odciągnęła go od węży wodnych i przejęta zapytała "Synku, mam nadzieję, że to nie jest absolutna tajemnica, bo właśnie przed chwilą wygadałam się tacie!?" xD
Ej. Ja się cieszę.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek w swoim życiu będę mogła snuć takie plany.
Ech.
Wszystko powoli. Bez pośpiechu. Z głową.
Kto wie? Może ja będę pierwsza? I to ja mu pierwsza klęknę?
Hehehehe.
Fajnie.
Żeby było zabawniej: idziemy sobie ulicami miasteczka, całą gromadą, w mniejszych grupkach. Ja idę ze swoim ulubionym wspólnikiem w tych okolicznościach tj. ze Szwagrem nr 2. Daleko przede mną mój chłopak z ojcem i dziadkiem, a z metr za nami babcia, mama i córka. I nagle siostra O. woła swojego chłopaka "Słyszałeś o co zapytała babcia?". On się odwraca i pyta "nie, o co?", a na to szwagierka z nieco zażenowanym, ale też rozbawionym i rozbawieniem zakrywającym irytację wyrazem twarzy mówi głośno "właśnie mijaliśmy witrynę sukni ślubnych i babcia zapytała czy już się za jakąś rozglądam?" xD
OMG. xD No trochę niefajnie. xD
Na to Szwagier nr 2 od razu w ten swój sympatyczny ton uderzył, ale mówił o wiele głośniej niż dotąd, szybciej i czuć było, że jest jeszcze bardziej zdenerwowany. Momentalnie doskoczył do swojej dziewczyny i wychylając się do przodu mówił do babci "Ja to pani nie rozumiem, dlaczego pani tak bardzo mnie chce znielubić. Co się z panią spotykam to jakieś pytanie na temat naszego życia. Ostatnio jak się widzieliśmy to pani pytała czy wybrałem pierścionek, a teraz o suknie pani pyta. Ja nie wiem co pani knuje, co pani insynuuje, ale przez te pytania to potem ja mam problemy. A po co mieć problemy?" xD Pisanie tego nie odda. Po prostu chłopak wszedł w ton wielce oburzonego gdakacza. To było strasznie zabawne. Śmialiśmy się wszyscy. Babcia udawała, że ona to przecież NIC takiego nie insynuuje, że ona po prostu pyta, bo w końcu są razem już 8 lat... Że moooooże się rozglądają za sukniami... xD A chłopak wciąż głośno zarzucał "pani to mnie naprawdę nie lubi!" xD A babcia tym bardziej upierała się, że lubi, dlatego pyta o zainteresowania xD itp
Oni nie chcą jeszcze i to okay. Może w ogóle nie będą.
A ja chcę.
W ogóle bardzo cieszę się, jak zbudowaliśmy ten związek. Jak dużo musiałam się nauczyć i przepracować by móc ten związek zbudować. Ostatnio słuchałam podcastu w którym laska tłumaczyła, że jej związek z jej mężem tylko z zewnątrz wydaje się zgrany. Bo oni - jak wyjaśniała - bardzo niewiele czasu ze sobą spędzają, nie są wcale tak przyrośnięci dupkami, jak się wydaje. No i tu mi się uśmiechnąć chciało: bo najwidoczniej "idealny" związek dla niej to ten z "papużkami nierozłączkami". A dla mnie taki w którym mogę być sobą, on może być nim, ale mamy też sferę w której jesteśmy my. I to się nam udało. Pytałam mojego chłopaka o to - on sam mi to nakreślił: że nie wiedział, że może być w związku w którym nie musi ukrywać, że chce pozostać sobą.
O!
Mam przykład!
W zeszły weekend mój chłopak miał na zajęciach do wykonania "proste" zadanko. W ciekawy graficznie-animacyjny sposób w pewnym programie miał napisać banalny tekst. O sobie. Dostali formatki do wypełnienia - jak się nazywam, co lubię jeść, czego nie lubię jeść, co jest moją pasją, w czym jestem mocny, w czym jestem słaby, co kocham, co lubię, czego nie znoszę itp.
Pokazał mi swoją pracę. Fajnie to wykonał! Super! Elementy wędrowały po ekranie, było dynamicznie. Doszłam do "Kocham: jazdę bolidami wyścigowymi" i w żartem rzuciłam "obrażam się! Nie kochasz już mnie!". To było spontaniczne, wypłynęło ze mnie jak skarga, pretensja i zaraz jak to powiedziałam to się zaśmiałam, bo wydało mi się to strasznie... dziecinne, aż głupie, zawstydziło mnie to co powiedziałam, ale też rozbawiło, stąd śmiech. Na to mój chłopak cały się spiął. I zaczął bardzo poważnie i delikatnie wyjaśniać, że bardzo mnie kocha. Zaskoczył mnie tym. Wyłapał w moim głosie tą pretensję i iskrę bólu, odrzucenia, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Sekundy. Zastanowiłam się nad tym, dałam sobie przestrzeń na przeanalizowanie swoich emocji... i mu uczciwie powiedziałam, że to jest okay. Że cieszę się, że jego całe życie nie kręci się wokół mnie. Że ta prezentacja miała być o nim. Że może faktycznie troszkę mi przykro, że nie było wzmianki o życiu ze mną, ale to ma być prezentacja JEGO sylwetki, jego jako studenta, twórcy, człowieka. Napisał to co było zgodne z nim. Cieszę się i jestem dumna, że dba o swoją odrębność.
Że to ja miałam i miewam nadal problem z zachowaniem odrębności: tej zdrowej, dobrej. To ja powinnam była być bardziej świadoma swoich mechanizmów. Ale wszystko jest okay.
Okazało się to być bardzo ważnymi słowami - do których teraz wrócił, żeby powiedzieć, że czuje się ze mną tak dobrze, tak bezpiecznie, jak nie wiedział, że można się czuć w związku z kimkolwiek.
Awwww....
I staram się nie wybiegać w przyszłość: chcę mieć narzeczonego. Niekoniecznie chcę planować śluby. :P
6 notes · View notes