Tumgik
lalitote · 8 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Batumi, ach gdzie te herbaciane pola? Po herbacianych polach nie ma już śladu, ponoć gdzieś nadal są ale zaniedbane. Nikt już nie chce zbierać herbaty, kiedy można budować, sprzedawać i wynajmować apartamenty. Batumi pnie się w górę. Ilość wieżowców robi ogromne wrażenie. Mieszanka styli z USA i bliskiego wschodu, do tego wschodnioeuropejskie blokowiska i stare miasto wyglądające jak malezyjskie, kolonialne Georgetown. A po drodze można jeszcze spotkać plac w europejskim stylu lub włoską piazza. Eklektyzm, który przyprawia o zawrót głowy. Jeszcze gdyby tylko miasto zadbało o odbiór ulic z perspektywy przechodnia, zwalczyło wszechobecny bałagan i tarasujące drogę samochody, to byłoby przyzwoicie. Póki co Batumi usilnie pragnie znaleźć swoje miejsce, między wschodem, zachodem, Europą, Azją, Bliskim Wschodem i Rosją. Narazie, bezskutecznie.
0 notes
lalitote · 8 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Droga do Batumi, naszego przedostatniego punktu na mapie Gruzji, wiodła przez pralnie w Tbilisi i krótki przystanek w Borjomi. Pralnia w Tbilisi była większą przygodą niż zeszłoroczne pranie w Nowojorskim Chinatown, ale to Borjomi powinno być kluczowym elementem tego wpisu. Położone na południu i znane z leczniczych źródeł a zwłaszcza wody Borjomi, przyciąga niezliczoną ilość kuracjuszy każdego roku. Mamy tu góry w typie Beskidów, dwa parki, z czego park centralny, zdrojowy jest naprawdę rozległy oraz kraniki z leczniczą wodą, co kilka kroków. O ile woda Borjomi była naprawdę ciekawa w smaku i można ją polubić, tak woda wulkaniczna z parku zdrojowego była nie do przełknięcia. Chyba jednak pozostaniemy przy kuracjach gruzińskim winem i Chachą.
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Dolina Juty miała być prostym spacerem, bez przewyższeń, do jeziorka. Okazało się że dojazd do doliny Juty był tak naprawdę największym wyzwaniem. I my to wyzwanie porzuciliśmy 2km od mety, po tym gdy dojechaliśmy do zamkniętego odcinka drogi, oberwanego, z koleinami i nad przepaścią. Niby mamy 4x4, ale trzeba wiedzieć kiedy odpuścić. Więc aby nadal spędzić dzień w górach, dokończyliśmy to, co zaczęło się poprzedniego dnia. Ruszyliśmy szlakiem na Kazbek! Oczywiście nie mieliśmy w planach dojścia na szczyt. Naszym celem była piękna polana, soczyście zielona, przypominająca nasze Bieszczady. Tam mogliśmy w spokoju podziwiać wszystkie okoliczne szczyty i snuć plany o ich zdobyciu.
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Na pierwszy dzień w górach Kaukazu, mieliśmy tylko jeden plan - klasztor Cminda Sameba położony na ponad 2170m n.p.m, szlakiem pieszym z naszego hotelu. Trasa najpierw wiodła przez wioskę, łagodnie pnąc się do góry, by za wioską zmienić się w ubitą ścieżkę pieszą, która stała się dużo bardziej stroma. Widoki wynagradzały trudy wspinaczki, wzdłuż trasy w dole widać było strumień, a w górze ruiny wieży obronnej. Drobne skałki sprawiały że nawet dzieci nie marudziły szczególnie. Po pokonaniu 400m w górę, mogliśmy stanąć przed górującym nad okolicą klasztorem. Z jego tarasów, rozpościerał się cudowny widok na Kazbek. Aż żal wracać na dół, gdy taka góra wydaje się już na wyciągnięcie ręki.
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Puste półki, koparki, krowy i chaos na ulicach. Dotarliśmy w wysoki Kaukaz! Ale co to była za podróż. Sam wyjazd z Tbilisi był nie lada przeżyciem, i to dosłownie bo jak to określiła Beatka, Gruzińscy kierowcy prawo jazdy wylosowali w chipsach. Ale po drodze twierdza Anauri i przełęcz Krzyżowa, wznosząca się na ponad 2300m wynagradzają obcowanie z tym szaleństwem na Gruzińskiej Drodze Wojennej, prowadzącej do Stepan Cmindy (kiedyś Kazbegi). Samo miasteczko jest cudowną podróżą gdzieś pomiędzy azjatyckie wioski i polskie lata 70. Puste półki w piekarni (na szczęście tylko tam), krowy biegające po ulicach i wszechobecne ciężkie maszyny. Jednak widać tu postęp i przodowników pracy, nawet w niedzielę dzieje się tu dużo i wszystko zmienia się na plus z dnia na dzień. I tylko te widoki na Kazbek i góry Kaukazu. Niby człowiek wiedział, ale nadal jest w szoku jak piękna może być przyroda.
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Cerkwi i monastyrów mamy już trochę dość. Wszystkie wyglądają tak samo i w każdym przy wejściu stoi starsza pani która dba abyśmy zakrywali kolana i ramiona bo są zbyt wyzywające i mogą gorszyć wiernych i boga.
W Mcchecie, dawnej stolicy Gruzji, kilka z nich trzeba jednak zobaczyć. Kiedy w Polsce dopiero formowaliśmy naszą państwowość, w Mcchecie były już katedry z naściennymi malowidłami, a w jednym z nich, z IVw n.e. jest przechowywana relikwia św. Andrzeja, apostoła.
Kiedy popołudniowy skwar w okolicach 45 stopni już zelżeje, warto raz jeszcze wybrać się na spacer po starym mieście Tbilisi. Z każdym dniem czujemy się tu lepiej i zaczynamy się orientować w tym chaosie wąskich uliczek, włócząc się wśród obezwładniających zapachów.
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wynajmując samochód, wiedzieliśmy dokładnie na co się piszemy. Wiedzieliśmy, że to musi być 4x4 w dobrym stanie. Dziś skorzystaliśmy z pełni jego możliwości. Do Dawid Gareja wiodą dwie drogi, my skorzystaliśmy z tej trudniejszej, przez step, wzdłuż Azerskiej granicy. Z rozpadlinami, koleinami, wertepami. Drogi gdzie musieliśmy się wycofywać po złych decyzjach, czasem ledwie się toczyć, czasem jechać na pełnym gazie aby pokonać górę.
A cudowny klasztor Dawid Gareja był tylko ukoronowaniem drogi. Genialnym, liczącym sobie 1500 lat zabytkiem, którego przez Azersko-Gruzińską dysputę nie da się zwiedzić w całości. Mimo politycznych problemów, nikt nie zabroni nam podróży przez step, podglądania koni pasących się na równinach, podziwiania tęczowych wzgórz.
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Drugie podejście do zwiedzania rozpoczęliśmy od przejazdu metrem. Najgłębsze metro świata, służące również za schron przeciwatomowy przeniosło nas wprost do lat 70, a wyjście na stacji Rustaveli do początku XXw. Urocza aleja, pełna platanów, muzeów i budynków z początku poprzedniego stulecia, pełna była ławek, knajpek i sprzedawców książek. Jak wszystko w Gruzji, pełna energii i eklektyczna. A na jej końcu, wystarczyło dobrze skręcić, można było wejść w żydowski kwartał z ulicą Bethlem. Labirynt wąskich uliczek i schodów wprost zachęcał do porzucenia mapy i zgubienia drogi. 
Nie daliśmy się. W końcu czekał nas wieczór na tarasie z widokiem na rozświetlające się latarniami i neonami miasto, przy butelce tradycyjnego, gruzińskiego białego wytrawnego.
1 note · View note
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Wielki potwór babcia przyjdzie i zabierze wam pluszaki! Każdy ma swoje strachy, naszym największym jest posiłek z dziećmi na wyjeździe. Gruzińskie śniadania w pensjonacie wyniosły te strachy na kolejny poziom po zderzeniu z gruzińską gościnnością. W poniedziałkowy poranek na naszym stole Tamar i jej córka przynosiły coraz to nowe potrawy; Chaczapuri, kiełbaski, sałatkę z warzyw, omlet - były one zaledwie początkiem uczty a gospodynie nie przestały donosić dopóki nam nie odpadły guziki od spodni, a Hela czegoś nie skosztowała. 
A po wyjściu zmiotła nas fala gorąca. Skóra parzy pomimo filtra UV50, nogi poruszają się powoli, koty i psy leżą na ulicach i nawet nie podnoszą łba. Dlatego na wzgórze nad miastem wyjechaliśmy kolejką linową, podziwiając piękną panoramę miasta. Na górze, po spacerze przez statuę Matki Gruzji wróciliśmy do hotelu przez ogród botaniczny. 
0 notes
lalitote · 9 months
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Pilot zapowiedział że o 9 rano w Kutaisi gdzie mieliśmy lądować jest 30 stopni, temperatura rośnie i wieje bardzo silny wiatr. Nie do końca rozumieliśmy co to znaczy, dopóki nie wyszliśmy z samolotu na rozgrzaną płytę lotniska. Piekarnik. Piekarnik z termoobiegiem. Uzbrojeni w gotówkę z bankomatu i kartę SIM, ruszyliśmy odebrać naszego Jeepa Renegade i pognaliśmy w stronę Tbilisi. Piękne góry, krowy na drodze i szaleni kierowcy umilali nam 3.5h jazdę do stolicy.
A sama stolica nas zaskoczyła. Jeszcze nie wiemy czy nam się podoba czy nie. Stare miesza się z nowym, przyroda z budynkami. Chaos, zapachy i kolory. Musimy dłużej się z nią oswoić, najlepiej przy dużej ilości wina i Chinkali!
0 notes
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Waszyngton przywitał nas tropikalną pogodą. Upał utrudnia zwiedzanie, ale na szczęście w stolicy USA jest mnóstwo klimatyzowanych muzeów, do których wstęp jest darmowy. My wybraliśmy Muzeum Historii Naturalnej, gdzie najciekawsza okazała część poświęcona dinozaurom i prezentacja dotycząca oceanów. W samym muzeum nie było tłumów, ale właściwie w całym Waszyngtonie jakoś nie widać dużej liczby turystów. Za to na pewno czuć, że zbliża się rok akademicki - tutaj zaczyna się na przełomie sierpnia i września - bo z dnia na dzień zwiększa się liczba studentów. Po muzeum czekało na nas jeszcze obowiązkowe zdjęcie pod Białym Domem. Widzieliśmy go z naprawdę sporej odległości, ale ze względów bezpieczeństwa nie można było podejść bliżej. Waszyngton to nie tylko budynki rządowe i szerokie aleje. Popołudnie spędziliśmy w dzielnicy Georgetown, wśród urokliwych kamieniczek, jedząc lody, spacerując i wypatrując znanych osobistości. Zaraz przed naszymi nosami, do jednego z luksusowych hoteli podjechał Samuel L. Jackson. Warto było zmusić się do zrobienia jeszcze kilku kilometrów po mieście.
0 notes
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Blask świateł, nieustanny hałas, zapach oceanu. Atlantic City przywitało nas intensywnie bombardując wszystkie zmysły i dalej napięcie już tylko rosło. To właśnie to miasto wybraliśmy jako przystanek podczas prawie 1000 km, które mieliśmy do pokonania między Bostonem i Waszyngtonem. Stolica hazardu, miasto świateł, Las Vegas wschodniego wybrzeża. Nie mieliśmy żadnych oczekiwań, chcieliśmy tylko spędzić trochę czasu na plaży i pozbyć się 20$ w hotelowym kasynie. Rozmach naszego kompleksu dał nam się we znaki kiedy chcieliśmy znaleźć nasz pokój, a pokonał nas kompletnie kiedy próbowaliśmy zjeść kolację w jednej z 20 restauracji nie mając nigdzie rezerwacji. To Ameryka, wszystko musi być w rozmiarze XXL. Kulminacja nastąpiła przed samym wyjazdem, gdy ćwiczenia US Army i przelatujące myśliwce wzbudziły alarm w całym hotelu. Czy może być coś bardziej amerykańskiego niż ciepły ocean, biały piasek, hałas lunaparku tuż obok, rodzinny obiad z frytkami i kanapkami ‚Philly cheesesteak’ na plaży, a nad głową 4 myśliwce F-16 wykonujące niski przelot? No tak, jeszcze butelka Coli do spłukania z siebie kurzu dnia.
1 note · View note
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Jadąc nowojorskim metrem mieliśmy jeden z wielu small talków, jak się okazało tym razem z mieszkanką Bostonu. Była zachwycona że wkrótce odwiedzimy jej miasto i dała nam kilka rad. Korzystając z nich i naszego przewodnika, dzień zaczęliśmy od Freedom Route. Trasa wiodąca przez najważniejsze obszary miasta, pozwala zwiedzić różne dzielnice i zapoznać się z wybitną i eklektyczną architekturą tego miasta. Dodatkowo, podczas spaceru, można dokształcić się w zakresie historii USA, jako że Boston był centrum wydarzeń podczas wojny o niepodległość. Trasa Freedom Route nie jest zbyt długa, a Boston nie jest też szczególnie dużym miastem. Nie bez powodu nosi miano ‚walking city’. Dlatego na popołudnie zaplanowaliśmy zwiedzanie uniwersytetu Harvarda. Słynna uczelnia z bogatą historią ma bardzo ładny kampus, większość budynków z czerwonej cegły idealnie komponuje się z soczyście zieloną trawą. Tu i ówdzie grupki studentów siedzą przy stołach i debatują. Najwyższy czas pojawić się w akademikach. W końcu w przyszłym tygodniu startują zajęcia.
0 notes
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
W końcu nadszedł ten dzień, gdy musieliśmy opuścić Nowy Jork i ruszyć dalej, wzdłuż wschodniego wybrzeża. Przejazd metrem z walizkami był pewnym wyzwaniem. Nie ma wind, schodów ruchomych, kołowrotki mieszczą jedną szczupłą osobę. Stacja Penn Station w Nowym Jorku jest już dużo nowocześniejsza, ogromna hala i łagodne podjazdy. Niedawna modernizacja zakończyła się sukcesem. Jedna rzecz, która była dla nas zupełnie nie do zrozumienia to proces wejścia do pociągu. Na 10 min przed odjazdem nie wiadomo jeszcze jaki będzie peron i obsługa głośno krzyczy numer peronu ustawiając ludzi w kolejkę do wejścia na peron. Potrzeba do tego 5 osób do obsługi jednego pociągu. Miejsca nie są numerowane, więc tym samym tworzy się pewna rywalizacja o to kto ustawi się pierwszy w kolejce i zajmie dobre miejsce w pociągu. Sama jazda Amtrakiem to już czysta przyjemność. Fotele są ogromne, okna duże, załoga bardzo uprzejma. I tylko gdyby nie cena, można by tak przejechać całe Stany. Podróż szybko mija i po 4h od Nowego Jorku, można ujrzeć Boston. Jest dużo spokojniej niż w ‚Wielkim Jabłku’. Ruch na chodniku jest spokojniejszy, aut na ulicach też zdecydowanie mniej. Głowa odpoczywa od mniejszej ilości bodźców.
0 notes
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Ostatni dzień w Nowym Jorku to przede wszystkim długi spacer od Penn Station aż do tramwaju na Roosevelt Island. Po drodze przeszliśmy aż 26 przecznic i przecięliśmy 6 alei. Przy okazji odwiedziliśmy sklep NBA, kupiliśmy pamiątki, porobiliśmy kolejne zdjęcia Empire State Building i Chrysler Building no i zobaczyliśmy Trump Tower. W wagoniku na Roosvelt Island panował ogromny ścisk, wiec kontemplowanie pięknych widoków było utrudnione. Za to jak tylko dotarliśmy na wyspę udaliśmy się do przystani skąd odpływał prom w stronę Wall Street. Po 15 minutach czekania mogliśmy w spokoju rozsiąść się na górnym pokładzie i po prostu patrzeć przez następne 20 minut na Manhattan.
0 notes
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Poranek kolejnego dnia spędziliśmy spacerując po High Line, publicznym parku w zachodniej części Manhattanu. Powstał on na miejscu starej kolejki naziemnej, która kursowała tutaj do lat 80 ubiegłego wieku przewożąc różnego rodzaju towary (mięso, żywność, pocztę). Żeby dostać się do parku trzeba wspiąć się po schodach lub wjechać windą. Potem spaceruje się wzdłuż niegdysiejszych torów obsadzonych teraz różnymi roślinami, czasami okoliczne budynki znajdują się dosłownie na wyciągnięcie ręki, a mijane przecznice wydają się dużo bardziej interesujące oglądane z wysokości. Popołudniu postanowiliśmy się ukulturalnić. Oferta muzeów Nowego Jorku jest ogromna. My wybraliśmy MoMA, żeby zobaczyć „Gwieździstą Noc” Vincenta Van Gogha. Całe muzeum znajduje się w 5 piętrowym budynku. Energii na uważne oglądanie i delektowanie się sztuką starczyło nam na dwa piętra. Ale i tak było warto. Kilka obrazów naprawdę robiło wrażenie (jak ‚One’ Jacksona Pollocka), kilka rozczarowało, niektóre zaskoczyły niewielkim rozmiarem. Ogólnie cała kolekcja w MoMA wydaje się bardzo przystępna. Nikt nie ucisza, nie każe się odsuwać od obrazów i rzeźb, niektóre rzeźby nie są nawet w gablotach. Jest jakoś tak inaczej niż w europejskich galeriach i muzeach, atmosfera jest bardziej swobodna. Wieczorem udało nam się w końcu zrobić coś, co Staszek i Hela uznali za najfajniejsze na całym wyjeździe. Kupiliśmy orzeszki i poszliśmy pokarmić wiewiórki. Jedna była na tyle odważna, że przyszła się upewnić, czy Michał niczego przed nią nie chowa po kieszeniach i nawet wskoczyła mu na kolana.
0 notes
lalitote · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
We środę przyszła pora na spojrzenie na Manhattan z góry. Wybraliśmy najwyższy budynek w okolicy i przy okazji w USA: One WTC. Wjazd windą na 102 piętro zajął mniej niż minutę. Potem jeszcze musieliśmy zaliczyć krótki film o Nowym Jorku - obowiązkowo patetyczny - i wreszcie mogliśmy zacząć podziwiać panoramę. Widoki faktycznie zapierają dech, mogliśmy sprawdzić gdzie już byliśmy i gdzie jeszcze będziemy. Po szybkim obiedzie w McDonaldzie pojechaliśmy na Broadway, gdzie o 13:00 miało się zacząć przedstawienie „Harry Potter i przeklęte dziecko”. Najpierw musieliśmy postać w kolejce do kontroli bezpieczeństwa. Przygoda rozpoczęła po się po minięciu bramek bezpieczeństwa. Okazało się, że w sumie jest trochę jak w kinie, widzowie mogli się zapatrzeć w piwo i popcorn. Mimo, że bilety mieliśmy całkiem daleko to widoczność była świetna. A samo przedstawienie? Niesamowite! To było coś pomiędzy filmem, sztuką a pokazem magii. 3,5h minęły niepostrzeżenie. Wieczorem, tym razem zmęczeni ilością wrażeń, a nie spacerami po mieście, ruszyliśmy na przechadzkę mostem Brooklyńskim. Po drugiej stronie rzeki, od strony Brooklynu, mogliśmy podziwiać klasyczną, zjawiskową panoramę Manhattanu. Tym razem już po zmierzchu.
0 notes