Tumgik
#obiti?
itskenickie · 2 years
Link
Chapters: 1/1 Fandom: Naruto Rating: Teen And Up Audiences Warnings: Creator Chose Not To Use Archive Warnings Relationships: Hatake Kakashi/Uchiha Obito, Minor or Background Relationship(s), Senju Hashirama/Uchiha Madara Characters: Hatake Kakashi, Uchiha Obito, Senju Hashirama, Uchiha Madara, Uchiha Itachi, Hoshigaki Kisame, Inuzuka Tsume Additional Tags: Alternate Universe, Alternate Universe - Harry Potter Setting, Triwizard Tournament (Harry Potter), Yule Ball (Harry Potter), Friends to Lovers, First Kiss, Fluff, Romantic Fluff, slight angst, Gryffindor/Slytherin Inter-House Relationships, Slight OOC, Slow Dancing Summary:
“So,” Kakashi elongates the word after a short moment of silence, “Are you going to the dance?”
Obito, who is subconsciously trying not to look at his feet, meets Kakashi’s curious eyes, “I am.”
Kakashi hums, his eyes never leaving the other’s as he asks, “Have anyone in mind?”
The air around them is thick, the heat from their bodies protects them from the harsh breeze but neither of them seem to notice the biting cold.
Obito doesn’t shy away from the intensity in Kakashi’s eyes. Instead, he meets them head on and tightens his hold on Kakashi’s waist as he whispers, “I do.”
6 notes · View notes
linkemon · 27 days
Text
Dazai Osamu x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
ᴅᴀᴢᴀɪ ᴏsᴀᴍᴜ ɪ [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] — ɴɪᴇᴛᴜᴢɪɴᴋᴏᴡᴀ ᴘᴀʀᴀ. ᴏɴ ᴢɴᴀɴʏ ᴢᴇ sᴡᴏɪᴄʜ sᴀᴍᴏʙᴏ́ᴊᴄᴢʏᴄʜ ᴢᴀᴘᴇ̨ᴅᴏ́ᴡ, ᴏɴᴀ ᴢ ᴅᴢɪᴡɴɪᴇ ᴘᴏᴋʀᴇ̨ᴄᴏɴᴇᴊ ᴍᴏʀᴀʟɴᴏśᴄɪ, ᴜɴɪᴇᴍᴏᴢ̇ʟɪᴡɪᴀᴊᴀ̨ᴄᴇᴊ ᴅʀᴏɢᴇ̨ ᴅᴏ ᴀᴡᴀɴsᴜ ᴡ ᴘᴏʀᴛᴏᴡᴇᴊ ᴍᴀғɪɪ. ᴄᴏ ɴɪᴇᴄᴏ ᴏ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴢ́ɴɪ, ᴛʀᴏᴄʜᴇ̨ ᴏ ᴍɪᴌᴏśᴄɪ ɪ sᴘᴏʀᴏ ᴏ sᴛʀᴀᴄɪᴇ. sᴌᴏᴡᴇᴍ ʜɪsᴛᴏʀɪᴀ ᴏʙɪᴇᴛɴɪᴄʏ, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴅᴏᴘʀᴏᴡᴀᴅᴢɪᴌᴀ ɴᴀᴊsɪʟɴɪᴇᴊsᴢᴇɢᴏ ᴄᴢᴌᴏɴᴋᴀ ᴢʙʀᴏᴊɴᴇᴊ ᴀɢᴇɴᴄᴊɪ ᴅᴇᴛᴇᴋᴛʏᴡɪsᴛʏᴄᴢɴᴇᴊ ᴅᴏ sᴘᴏᴛᴋᴀɴɪᴀ ᴢ ɴᴀᴋᴀᴊɪᴍᴀ̨ ᴀᴛsᴜsʜɪᴍ.
ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
sʜᴏᴛ sᴛᴀʀᴀ sɪᴇ̨ ʙʏᴄ́ ᴋᴀɴᴏɴɪᴄᴢɴʏ, ᴀʟᴇ ᴘʀᴀᴡɪᴇ ɴᴀ ᴘᴇᴡɴᴏ ᴘᴏᴊᴀᴡɪᴀ̨ sɪᴇ̨ ɴɪᴇśᴄɪsᴌᴏśᴄɪ, ʙᴏ ɴɪᴇ sᴋᴏɴ́ᴄᴢʏᴌᴀᴍ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ ᴏɢʟᴀ̨ᴅᴀᴄ́ ᴅʀᴜɢɪᴇɢᴏ sᴇᴢᴏɴᴜ.
ᴡʏᴍʏśʟᴏɴᴇ ɴᴀ ᴘᴏᴛʀᴢᴇʙʏ sʜᴏᴛᴀ ɪᴍɪᴏɴᴀ, ɴᴀᴢᴡɪsᴋᴀ ɪ ᴜᴍɪᴇᴊᴇ̨ᴛɴᴏśᴄɪ sᴀ̨ ɴᴀᴡɪᴀ̨ᴢᴀɴɪᴇᴍ ᴅᴏ ᴘʀᴀᴡᴅᴢɪᴡʏᴄʜ ᴘᴏᴇᴛᴏ́ᴡ ʟᴜʙ ɪᴄʜ ᴅᴢɪᴇᴌ, ᴢɢᴏᴅɴɪᴇ ᴢ ᴛʀᴀᴅʏᴄᴊᴀ̨ ᴡ ʙsᴅ.
ᴛᴇɴ ᴋᴀᴡᴀᴌᴇᴋ ᴢᴀᴡɪᴇʀᴀ ᴡɪᴇʟᴇ ᴍᴏᴛʏᴡᴏ́ᴡ, ᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴍᴏɢᴀ̨ ᴛʀɪɢɢᴇʀᴏᴡᴀᴄ́ ᴄᴢʏᴛᴇʟɴɪᴋᴏ́ᴡ. ɴɪᴇ ʙᴇ̨ᴅᴇ̨ ɪᴄʜ ᴡʏᴍɪᴇɴɪᴀᴄ́, ʙᴏ ᴜᴡᴀᴢ̇ᴀᴍ ᴢ̇ᴇ sᴘᴏɪʟᴇʀʏ ᴘsᴜᴊᴀ̨ ᴢᴀʙᴀᴡᴇ̨, ᴀʟᴇ ᴊᴇśʟɪ ᴊᴇsᴛᴇś ᴏsᴏʙᴀ̨ ᴡʀᴀᴢ̇ʟɪᴡᴀ̨, ᴛᴏ ɴᴀᴘʀᴀᴡᴅᴇ̨ ɴɪᴇ ᴘᴏʟᴇᴄᴀᴍ! ᴊᴇśʟɪ ᴋɪᴇᴅʏᴋᴏʟᴡɪᴇᴋ ᴘᴏᴄᴢᴜᴊᴇᴄɪᴇ sɪᴇ̨ ᴢ́ʟᴇ ᴘsʏᴄʜɪᴄᴢɴɪᴇ, ᴘᴀᴍɪᴇ̨ᴛᴀᴊᴄɪᴇ ᴢ̇ᴇ ɪsᴛɴɪᴇᴊᴇ ᴛᴇʟᴇғᴏɴ ᴢᴀᴜғᴀɴɪᴀ ᴅʟᴀ ᴅᴢɪᴇᴄɪ ᴍᴌᴏᴅᴢɪᴇᴢ̇ʏ: 116 111
[Reader] ustawiła snajperkę, czekając na jakikolwiek ruch w oddalonym o kilkaset metrów oknie. Leżenie na szarym, betonowym dachu wieżowca nie było zbyt przyjemne, ale musiała jakoś przetrwać. Za kilka godzin położy się w wygodnym łóżku w kwaterze Portowej Mafii, z dala od zimnego wiatru kąsającego ją nawet przez gruby, czarny płaszcz.  
— Dazai-san, co ty robisz?  
— O-sa-muuu — odparł jej towarzysz śpiewnie. — Możesz mi mówić po imieniu, wiesz?  
Dziwnie było tak formalnie odzywać się do chłopaka w jej wieku. Jednak szef nakazał jej traktować tak wszystkich w organizacji. Przynajmniej dopóki nie zajdzie wyżej w hierarchii, ale skoro jej tymczasowy partner nie miał nic przeciwko, to znacznie ułatwiało sprawę.  
— W takim razie, O-sa-muuu — przedrzeźniła go — co do cholery robisz?  
— Porównuję samochody. Myślę, pod który najlepiej byłoby wpaść, żeby się zabić — oznajmił ze spokojem.  
Już wcześniej dotarły do niej słuchy o jego dziwnym zamiłowaniu. Musiała przyznać, że dopiero usłyszenie o tym z jego ust uświadomiło jej, że to nie były tylko plotki.  
Beztrosko wgapiał się w widok kilkanaście pięter pod nimi, na tyle, na ile pozwalała mu przepaska na jednym oku. Brązowe włosy zasłaniały część jego twarzy, ale podbródek złożony na ramionach okazywał znudzenie. Wiedziała, że już został oficjalnie przyjęty, ale mógł przynajmniej uważać na to, co robi. W końcu sam też niedawno był na jej miejscu. Zresztą w Portowej Mafii żadne stanowisko nie było do końca pewne dla takich nowicjuszy.  
— Możesz to robić po godzinach. — Dziewczyna pociągnęła go za nogę, przez co jego twarz wylądowała na betonie. — Mamy się nie wychylać. Skup się.  
Oczekiwała, że odwróci się z kwaśną miną, po tym, jak prawie rozbił sobie nos. On jednak uniósł kącik ust i ostatecznie dołączył do niej w powolnym oczekiwaniu. Z bliska zauważyła jego lekko obity, czerwony podbródek. Jutro pewnie powstanie tam siniec. Nie była to jednak jej wina. W końcu miał gdzieś wytyczne szefa. Zasłużył sobie.  
— Nie mogę się skupić — zajęczał Dazai po kilku minutach ciszy.  
Nie odpowiedziała. Liczyła na to, że brak reakcji odwiedzie go od mówienia czegokolwiek.  
— Mamy jeszcze dziesięć minut? — spytał Osamu.  
— Tak. — Lakoniczna odpowiedź nie powstrzymała go od chęci konwersacji.  
— Użyjesz swojej umiejętności? — kontynuował.  
— Tak.  
— Pójdziesz ze mną na randkę?  
— Tak… — [Reader] za późno zorientowała się jak brzmiało pytanie. — Jesteś okropny — podsumowała.  
— Przyznaję. Jestem tobą okropnie zainteresowany. — Położył rękę na sercu.  
Pokręciła tylko głową. Nie miała pojęcia, co takiego w niej widział. Nie miała zaniżonego poczucia wartości. Po prostu obiektywnie patrząc, ledwo co wyrwała się z sierocińca, więc nie miała grosza przy duszy. W hierarchii też stał wyżej od niej. Nic nie zyskiwał, zadając się z nią poza pracą. Prawie nie mieli okazji rozmawiać do tej pory, więc o charakter też nie mogło chodzić. Nawet jej uroda była po prostu przeciętna.  
Dlaczego? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Musiała jednak przyznać, że schlebiało jej zaproszenie. Pozwoliła sobie więc na kilka minut zadowolenia z tego stanu rzeczy. Zerknęła w bok. Był przystojny. Tego na pewno nie mogła mu odmówić. A z tego, co mówiono w organizacji, choć był dziwny, to przynajmniej swoją pracę wykonywał dobrze.  
Wpatrzyła się w lornetkę. Matsuo Bashō wkroczył do budynku. Chłopak również musiał to zauważyć, bo widziała, jak ustawia minutnik w zegarku. [Reader], zgodnie z obliczeniami, uruchomiła swoją umiejętność. Nic dwa razy aktywowała pierwszy raz tej nocy, gdy włamała się do wrogiej firmy z jednym ze starszych członków. Teraz pozostało nakazać kukiełkowej podróbce człowieka wyrecytować przygotowaną wcześniej kwestię. Całkiem długi monolog o sensacji na mieście. Na tyle wielki i dziki, by zdezorientować szefa. Prawdziwy podwładny — Kawai Sora — został porwany. Wiedziała, że przetrzymuje się go w jednym ze starych magazynów. Nie było czego współczuć. Czytała akta. Miał na koncie sporo kradzieży. Tymczasem jej główny cel zasiadał w jednej z poczytniejszych gazet w Yokohamie i nie tylko, manipulując informacjami za grube pieniądze. Między innymi przeciwko Portowej Mafii, więc należało się go pozbyć jak najszybciej.  
Podniosła się lekko i spojrzała przez wizjer. Głowa pojawiła się wewnątrz wyznaczonego pola. Powoli zwolniła cyngiel.  
— Padnij! — Osamu pociągnął ją na beton.  
Usłyszała strzał. Zaraz po nim kilka kolejnych, tym razem z broni partnera. Przeciwnik padł martwy. Stanęła plecy w plecy z Dazaiem. Wyciągnęła mniejszą broń. Załatwiła jeszcze jednego człowieka, ukrytego za kominem. Zaryzykowała szybkie zerknięcie w stronę Matsuo. Nie potrzebowała lornetki, by wiedzieć, że biegnie w stronę dachu.  
— Cholera! — Jej iluzja została zniwelowana przez Dehumanizację . Mogła tylko pomarzyć o czystym strzale. Cel potrafił zatrzymać kule na krótki czas i właśnie by tego uniknąć, powstał ten misterny plan.  
— Wycofujemy się! — zarządził Dazai. Jego głos nie niósł już śladu poprzedniej wesołości.  
— Nie możemy! Nie mogę! — zaprotestowała.  
— Aż tak ci się spieszy do śmierci?  
Cóż za ironiczna uwaga od kogoś, kto miał ochotę wskoczyć pod samochód.  
— Nie chwaliłam się tym, ale spieprzyłam poprzednią misję. To moja jedyna szansa. Jeśli wrócę z niczym, to mnie zwolnią! — Przeładowała lekką broń, bezradnie próbując wymierzyć we właz do lotniska z helikopterem. Wiedziała, że będzie to bezcelowe.  
Zwolnienie znaczyło dokładnie tyle, co bycie martwą. W Mafii zamiast redukcji zatrudnienia następowała szybka eliminacja pracowników. Tak było bezpiecznie i ekonomicznie.  
— Słońce świeci, ptaszek kwili, może byśmy się zabili? — Śmiech w głosie chłopaka zakrawał na szaleńczy. — Obiecaj, że popełnisz ze mną kiedyś podwójne samobójstwo, a ci pomogę!  
Nie zawahała się. W końcu jej życie i tak byłoby stracone.  
— Umowa stoi! — Przekrzyczała wiatr.  
— To dobrze, bo miałem zamiar pomóc i bez tego! — Z tymi słowami Osamu ruszył na dach sąsiedniego budynku.  
Nie tracąc czasu, ustawiła się w stabilnej pozycji. Udało jej się zestrzelić kilku strażników. Tymczasem Dazai zeskoczył i przeturlał się po lotnisku. Helikopter już startował. Przygryzła wargę. Chłopak brutalnie złapał za koszulę Basho. Unosili się już parę metrów nad ziemią. Dostrzegła blask Dehumanizacji i strzeliła. Plama czerwieni pokryła pierś. Udało się za pierwszym razem. Cel był trupem. Osamu wyskoczył z pojazdu, by chwilę później do niej dołączyć.  
— Teraz już naprawdę odwrót! — krzyknął zdyszany.
***
Ciemne pomieszczenie ukryte było w piwnicach. [Reader] powoli schodziła w dół, wytężając oczy przy słabym świetle. Do jej nozdrzy dobiegł zapach alkoholu i świeżo parzonej kawy. Usłyszała też znajome śmiechy i tym samym była pewna swojego spóźnienia. Barman w czerwonej kamizelce uprzejmie skinął jej głową na powitanie. Odpowiedziała mu tym samym. Zgasiła papierosa w popielniczce, zyskując jego aprobatę. Musiała wypalić przynajmniej jednego po każdej robocie. Niestety właściciel baru Lupin nie pochwalał jej nałogu, więc uprzejmie pozbywała się niedopałków, gdy tu przychodziła. Lubiła tego starca. Nie miała zamiaru go straszyć, choć pewnie jednym ruchem mogłaby sobie załatwić wieczny wyjątek od zakazu.  
Z werwą wskoczyła na stołek barowy. Poły płaszcza zafurkotały czernią.  
— Zawsze wiedziałam, że Dazai to dupek, ale na was się zawiodłam, chłopcy — rzuciła, robiąc zdegustowaną minę.  
— Ciebie też miło widzieć, [Reader] — odparł Ango.  
Od razu zaczął grzebać w teczce. Wiedziała, że był człowiekiem pracy, ale mógł choć raz zaczekać, aż się napiją.  
— Jestem dupkiem, ale za to twoim dupkiem. — Osamu złączył ich usta w krótkim pocałunku. Mruknęła, by dać mu znać, że nadal jest zła za to, że na nią nie zaczekał.  
— Zamówiłem ci to, co zawsze. — Sakunosuke popchnął szklankę kolorowego płynu w jej stronę.  
— I to rozumiem — przytaknęła, pociągając przez słomkę. — Jak tam Osamu? Zachowywał się dzisiaj?  
— Wspomniał o samobójstwie aż trzy razy. — Sakaguchi zawsze miał dobrą pamięć.  
— Wciąż tu jestem. Przestańcie rozmawiać o mnie w trzeciej osobie! — Piwo w kuflu jej ukochanego zawirowało, gdy dramatycznie obrócił się na stołku barowym, omal z niego nie spadając.  
— Miałeś ograniczyć gadanie o samobójstwie. — [Reader] spojrzała na niego oskarżycielsko.  
— Co mogę na to poradzić, najdroższa? Obiecałaś mi podwójną śmierć dawno temu. Wciąż nie tracę nadziei.  
— Akta następnej sprawy. — Przerwał mu Ango i przesunął cienki plik papierów w jej stronę.  
Pobieżnie przebiegła po nich wzrokiem. Znów będzie musiała się babrać w niedokończonej misji z przeszłości. Jeśli nie załatwiło się wszystkich od razu, zawsze zostawał ktoś, by kontynuować działalność. Kawai Sora najwyraźniej nie nauczył się zbyt wiele po tym, jak zdjęła jego szefa. Więziono go dość krótko w magazynach Portowej Mafii. A potem zawarto z nim układ. Miał stanąć na czele firmy i odprowadzać im spory haracz. Kilka lat wystarczyło, by zapomniał o strachu. Pomimo gróźb zaczął działać na własną rękę. Należało się go pozbyć.  
— Zajmiesz się tym osobiście? — spytał Ango.  
— Tak. Nie jestem jak Oda. — Wypowiedź zabrzmiała o wiele bardziej oskarżycielsko niż zamierzała.  
— To moja sprawa, jak działam. — Przyjaciel nie wyglądał na obrażonego. Zdawał sobie sprawę ze swojej odmienności w organizacji. Nie chcieć zabijać w tym środowisku stanowiło sporą przeszkodę. Przede wszystkim do awansu. — Poza tym ty też omijasz niektóre zlecenia szerokim łukiem. — Pociągnął łyk kawy.  
— Mogłaby daleko zajść, gdyby nie to pokręcone sumienie… — zaczął Dazai.  
— Nie. — Słowo odmowy niosło za sobą nutkę groźby.  
Tłumaczyła mu już kiedyś, dlaczego nie podejmuje się każdego zadania. Zabijanie popapranych ludzi, a tych normalnie żyjących swoim życiem, nie było tym samym. Mówił, że jeśli nie ona, to zrobi to ktoś inny. I miał rację. Jednak dopóki nie była to ona, nie czuła się winna. Była pokrętnie dobra. Przynajmniej chciała w to wierzyć. Tego Osamu nie potrafił zrozumieć, choć znali się szmat czasu.  
— Kłopoty w raju? — Informator jak zawsze trafnie wyczuł napięcie między parą.  
Wiedziała, co zaraz zrobi jej ukochany, i choć czuła, że jak zawsze mu wybaczy, czasem miała wrażenie, że ma zbyt dużo wad. To była jedna z nich. Wyciągnie to, co powinno zostać między nimi, na widok dla innych.  
— Zaproponowałem [Reader], żeby ze mną pracowała…  
— Żebym była pod tobą… — poprawiła go dziewczyna.  
Miała zostać podwładną i radośnie oddać swoją niezależność na rzecz jego rozkazów. By spędzali razem więcej czasu. Może i stała nisko w hierarchii, ale nie odczuwała presji, by wspinać się w górę.  
— Ostatnim razem ci się podobało. — Uśmieszek na jego twarzy zagotował w niej krew. Mógł mieć chociaż odrobinę przyzwoitości przy znajomych. Nie każdy musiał wiedzieć, co robią po godzinach, nawet jeśli plotki o ich romansie powoli zaczynały krążyć po kątach w organizacji.  
W mgnieniu oka wyciągnęła poręczny pistolet zza paska i skierowała go na krocze. Osamu uśmiechnął się szerzej, podnosząc jej rękę wraz z bronią i całując jej dłoń.  
— Nigdy was nie zrozumiem. — Sakunosuke już dawno pogodził się z nienormalnością ich relacji. Jego przyjaciele byli szaleńcami na różne sposoby. Chyba tylko i wyłącznie dlatego ten związek mógł mieć rację bytu.  
— Napijmy się…  
***
— To jest napad!  
[Reader] westchnęła zażenowana i odwróciła się w kierunku napastnika .  
— Naprawdę, Osamu? — Uniosła brew.  
— To jest romantyczne porwanie — oznajmił zadowolony z siebie, strzelając pistoletem z palców. — Koniec pracy na dzisiaj.  
Ujął delikatnie jej dłoń i poprowadził na zewnątrz. Rozluźnił krawat, wyraźnie odprężony po całym dniu papierkowej roboty.  
Za oknem zaczynało padać. Pierwsze krople wiosennej burzy spadały na dziedziniec siedziby Portowej Mafii. Musiał przyznać, że podobało mu się tutaj. Samotne drzewo wyrastało pomiędzy nisko przystrzyżonymi krzewami i trawami. Nie było kwiatów, ale nie miałby kto o nie dbać. Pewnie za jakiś czas będą musieli się przenieść, jednak na razie mogli przynajmniej udawać, że ich praca jest normalna. Przez głowę przemknęło mu, jakby to wyglądało, gdyby pracowali w zwykłym biurze. Po zamknięciu drzwi praca by się kończyła. Pensja pewnie byłaby niska. Musieliby planować w sklepie, co zjedzą na kolację, ale wracaliby do domu spokojni. Wieczorem snuliby plany o wspólnych wakacjach, próbując na nie zaoszczędzić, błądząc między kredytem na hipotekę a jakimś psiakiem siedzącym pod ich kanapą…  
Rzucił spojrzenie w bok. [Reader]. Kobieta, która nosiła ten sam czarny płaszcz, co on, i spała z bronią pod poduszką. Uśmiechnął się lekko. Nie. Takie życie do nich nie pasowało. Po prostu nie mógł sobie wyobrazić takiego scenariusza. Nieważne, jak bardzo by tego chciał, po prostu spotkali się w takich a nie innych okolicznościach. Z Portowej Mafii się nie wychodziło.  
Kobieta posłusznie wyszła za nim na dziedziniec. Szybko zorientowała się, o co mu chodzi.  
— Taniec w deszczu?  
— Staram się być romantyczny — mruknął.  
Było to lekko dziwne i nienaturalne. A jednak stwierdził, że do nich pasuje. Gest nienormalny jak ich dwójka. Kropelki skapywały po ich mokrych ubraniach, kiedy poruszali się do bliżej nieokreślonego rytmu. Krok w przód, w tył, obrót i nadepnięcie na stopę. To ostatnie wywołało uśmiech na jej twarzy. Był z tego dumny.  
Szary świat na moment zatrzymał się na głowie opartej na jego ramieniu. Na złączonych palcach. Na znajomym zapachu. Pachniała jak dom. Co było głupie, bo Dazai nigdy nie miał domu. Skąd więc miał wiedzieć, że to właśnie ta woń?  
— Jestem z ciebie dumna — szepnęła mu do ucha.  
— To rzadkość. Zapiszę sobie w kalendarzu. — Pocałował ją w czoło rozbawiony.  
— Od kilku dni nie wspomniałeś o samobójstwie. Szczerze mówiąc, nigdy nie myślałam, że ci przejdzie. — Uniosła głowę.  
— Nie przeszło… ale stwierdziłem, że podwójne samobójstwo nigdzie nie ucieknie, więc możemy trochę razem przeżyć…  
— Awww. Brzmisz prawie tak uroczo jak ja, kiedy miałam stłuczkę…  
Jego autem. Samochód był co prawda mafijny, niemniej należał do Osamu. Sam wybrał ten model. Prawdopodobnie rozwaliłby go prędzej czy później. Środki transportu w tym zawodzie nigdy nie miały długiego życia. Jednak kiedy twoja ukochana obija go, parkując na zakupach, sprawy mają się nieco inaczej. Szczególnie przy fałszywych rejestracjach i policyjnym wozie badającym stłuczkę. Egzekutorów nie szkolono na takie wypadki.  
Na jakiś czas zapadło milczenie. Widział kilka osób wychodzących z budynków. Większość znikała pod jednakowo nudnymi parasolami. Rzucali im przeciągłe spojrzenia, po czym odchodzili. Niektórzy chylili ronda kapeluszy. Wiedział, że zarówno jedni, jak i drudzy plotkowali, kiedy go nie widzieli. Cicho, ale jednak. Oda i Sakaguchi wiedzieli od dawna. Przyjaciele w ich związku dopatrywali się raczej metody na to, jak potrafią ze sobą wytrzymywać. Jednak sporo osób szeptało po kątach, że w pracy takiej, jak ta, lepiej się nie przywiązywać. Że są idiotami. Te czasy minęły parę miesięcy temu, ale wciąż miał im za złe. Nadal tu byli. Szczęśliwi. Tańcząc w deszczu.  
— Osamu?  
— Hmmm?  
— Muszę ci coś powiedzieć. — Ton stał się poważny.  
Jego umysł od razu wskoczył na wyższe obroty.  
— Ktoś ci grozi? — To byłoby logiczne. W końcu w ich pracy się to zdarzało.  
— Nie…  
— Jesteś chora? — Wolał nie dodawać, że śmiertelnie, choć to jako pierwsze przyszło mu do głowy.  
— Nie…  
Usilnie próbowała mu przerwać, ale kontynuował zgadywanie.  
— No to zostało tylko jedno. Chcesz się rozstać!  
W głowie już układał plan na to, co powie, by ją zatrzymać. Przecież byli razem już tyle czasu. Mieli tyle wspólnych wspomnień. Co prawda ostatnio mieli trochę mniej czasu dla siebie, ale się postara…  
— Osamu! — przerwała mu, przykładając palec do ust. — Żadna z tych rzeczy. Jestem w ciąży!  
Widziała, jak jego źrenica rozszerzyła się z szoku. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by zaniemówił. Zawsze miał coś do powiedzenia. Nawet jeśli był to zwykle głupiutki komentarz wymyślony na poczekaniu. Tymczasem spotkała się z ciszą. Nabrał powietrza, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak się rozmyślił.  
— Jesteś w ciąży? To wspaniale — dodał, mrugając szybko. Zaraz po tym runął na trawę jak długi.  
W pierwszym momencie naprawdę przestraszyła się, że coś mu się stało. Kiedy jednak wyczuła oddech i puls, stało się jasne, że wszystko z nim w porządku.  
— Zawsze musisz być dramatyczny — westchnęła. — To ja jestem w ciąży i to ja mam prawo mdleć! — wydarła się na cały budynek. — Na pewno nie będę cię niosła! — To mówiąc, zrobiła duży krok nad bezwładnym ciałem i podreptała w kierunku pierwszego lepszego pracownika, który jeszcze nie wyszedł.  
Tak się składało, że znała Misuzu Kaneko. Kobieta nie była wysoko w rankingu, ale nadrabiała umiejętnością. Doskonale skakała. Potrafiła się wzbijać na wiele metrów w powietrze i zawsze lądowała cała i zdrowa. Często używała lin, by zabierać ze sobą pasażerów z mafii czy nieszczęśników, których z jakichś powodów należało porwać. Po oderwaniu od ziemi łapała ich w ramiona i dostarczała w wyznaczone miejsca.  
— Jeden z egzekutorów zemdlał. Zanieś go proszę do pokoju pięćdziesiąt trzy na drugim piętrze. Będę tam czekać.  
Wyglądało na to, że jednak nie wyjdzie dziś szybko z biura…  
***
Teraz kopiesz? Nie mogłeś, jak byłam w mieszkaniu? — stwierdziła [Reader] z lekkim wyrzutem. Delikatnie pogłaskała wciąż jeszcze płaski brzuch. To dziecko z pewnością odziedziczy po nich umiejętności fizyczne. Rzadko dawało o sobie znać, ale kiedy już to robiło, to z pełną mocą. 
Owinęła się szczelniej płaszczem. Nie zamierzała chorować. Teraz nie była odpowiedzialna już tylko za siebie. Co nie znaczy, że porzuciła pracę. Niechętnie przeniosła się do oddziału Osamu. Miała tam trochę większą swobodę. Z czasem też planowała brać mniej misji. Choć na razie niewiele było po niej widać, prędzej czy później będzie musiała trochę odpuścić.  
Wzięła głęboki wdech. Jeden z podwładnych oznajmił jej, że sprzęt został rozstawiony, a cel był w zasięgu. Nie potrzebowała tych ceregieli, ale Dazai poprosił ją, by robiła to chociaż od czasu do czasu. To byli nowi, jeszcze nie do końca wyszkoleni rekruci. Musieli mieć cokolwiek do roboty, dopóki nie dostaną poważniejszych zleceń.  
Nachyliła się i skupiła na znajomym wizjerze. Miała nie brać tego zlecenia. Nawet nie podlegało pod jej wydział. Jednak po tym, jak niedawno kilka głów poleciało za zdradę, powstały braki. A ludzie tacy jak ona musieli je wypełnić. Szefowi wyraźnie się spieszyło, by załatwić sprawę. Syn Kawaiego Sory, którego kiedyś zdjęła, został pozostawiony przez jakiś czas w spokoju. Jednak kilka miesięcy później wraz z matką wstąpił do mafii. I nie była to Mafia Portowa, tylko ta sama, do której udała się część współpracowników [Reader] gryzących teraz piach.  
Przyjrzała się pomieszczeniu. Bardzo ładny salon. Z systemem ochronnych, metalowych rolet. Te jednak zostały wyłączone minutę temu, gdy uruchomiła swoją kukłę sprzątaczki. Nic dwa razy wklepało poprawny kod, a teraz nawet druga warstwa kuloodpornego szkła na szybach zjechała w dół. Właściciel przygotował się nawet na taką drogę ucieczki. Nie przewidział jednak rozległości kontaktów przeciwników.  
Wytężyła wzrok. W polu widzenia przemknęła jakaś kobieta. Była jedyną, która została dostarczona w komplecie informacji na jej biurko kilka dni temu. Podobno była nauczycielką języków obcych. W samym środku celownika natomiast, na dywanie, siedziało dziecko. [Reader] zamrugała kilka razy, chcąc się upewnić.  
— Wszystko dobrze ustawiłeś? — spytała podwładnego, odrywając wzrok od broni.  
— Tak jest, [Reader]-san.  
— Cel miał mieć dwadzieścia jeden lat. A ten chłopak ma z dziesięć. — Spojrzała na niego groźnie.  
— Otrzymałem kopię dokumentów i z nich jasno wynikało, że to wciąż dziecko.  
[Reader] poczuła jak jej serce zaczyna szybciej bić. To nie mogła być prawda. Sama studiowała te kartki parę dni temu. Został przyjęty z powodu swojej umiejętności we wczesnym wieku. Jednak nie aż tak wczesnym.  
— Wracaj do kwatery. Potem się rozmówimy.  
— A-a-ale…  
Świeżak zdawał się dygotać na silnym wietrze, oczekując na jej werdykt. Gdyby naprawdę zawalił, mogło go czekać wszystko. Od niczego aż po bolesną śmierć.  
— Uspokój się. — Sama nie wiedziała, czy mówi do siebie, czy do niego. — Wszystko załatwię.  
Wybrała numer telefonu Osamu, raz po raz sprawdzając wizjer. Ręka lekko jej się zatrzęsła. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz coś takiego zdarzyło jej się w pracy. Trzymanie broni wymagało pewnej postawy.  
— Musisz dla mnie znaleźć akta sprawy. Powinny być w aucie — oznajmiła gorączkowo.  
— Tak bez powita…  
— Nie teraz — przerwała mu.  
Musiał zrozumieć, że sytuacja jest poważna, bo zamilknął. Miał ją odebrać po skończonej misji. Lepiej było wrócić innym autem niż nowicjusz dla większej anonimowości. W słuchawce słyszała kilka odgłosów ulicy, w tym trąbienie.  
— Dlaczego potrzebujesz ich teraz? — Do jej uszu dobiegł szelest kartek.  
— Wiek. W jakim wieku jest Kawai? — Zignorowała jego pytanie.  
— Dwadzieścia jeden... — zaczął. — Nie, jednak jedenaście — poprawił się szybko. — Ktoś musiał rozmazać cyfry, kiedy przekazywał nam dane.  
Serce podskoczyło jej do gardła. Nie wiedziała, czy zbiera jej się na wymioty z powodu ciąży, czy całej sytuacji . Może jednego i drugiego? Wiedziała za to, że nigdy w życiu nie zabiła dziecka. Jaka była szansa, że dołączył do mafii z własnej woli? Zapewne namówiła go do tego matka. Pewnie jeszcze sam nie wiedział, co tak naprawdę robi. Z danych wynikało, że na razie jedynie pomaga w porwaniach. Nie zrobił jednak nikomu krzywdy. Portowa Mafia chciała go dorwać ze względu na powiązania z ojcem i zabójczą naturę zdolności. Gdyby był dorosły, czułaby, że rozumie. Że był to jego wybór. To jednak było dziecko. W dalekim obrazie za szkłem widziała siebie samą. Młodą, przerażoną i bez wyboru, dołączającą do organizacji, bo była jedynym miejscem, gdzie ktokolwiek ją chciał.  
— Nie zrobię tego — jej głos z początku był cichy. — Nie mogę…  
— [Reader], o czym ty mówisz…  
— To mogłoby być nasze dziecko. — Podświadomie pogładziła brzuch. — Dokładnie to samo mogą zrobić któregoś dnia nam.  
Myśl o tym, że kiedyś mogliby zginąć, a mafia przejęłaby ich dziecko, napełniła ją przerażeniem. Dopóki żyła, nie chciała, by kiedykolwiek musiało się w tym babrać. A już na pewno nie od małego i nie dlatego, że ojciec i matka tak żyją. Jakiś czas temu wymyśliła nawet szalony plan odejścia z organizacji, ale jeszcze nie rozmawiała o nim z Osamu.  
— Nie wykonam tej misji! — Zdała sobie sprawę, że krzyczy do telefonu.  
— [Reader], uspokój się. To nie jest nasze dziecko. Gdybym wiedział, nie dałbym ci tego przydziału, ale dobrze wiesz, jak jest istotny. — Jego ton był spokojny i rzeczowy. — Mori ci nie wybaczy. Musisz to zrobić.  
Już raz darował jej niesubordynację lata temu. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że taki akt łaski się nie powtórzy. To, co teraz robiła, skazywało ją na ucieczkę od organizacji. Na bycie z dala od ukochanego. Na wieczne ukrywanie siebie i swojego dziecka.  
— Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię. — Odgłos zamykanych drzwi, oznajmił jej, że Dazai wysiadł z auta. — Jestem odpowiedzialny za was dwoje…  
Dawniej to by jej wystarczyło. Odwrócić głowę, gdy ktoś inny wykonuje pracę, która dla niej była zbyt niewygodna. By w swoim mniemaniu pozostać moralnie czystą . Teraz jednak, gdy już się zaangażowała, kiedy skrzyżowała swój wzrok z tym maluchem, poczuła, że pociągając za cyngiel tylko dalej by siebie oszukiwała. Nie chciała i nie mogła go zamordować.  
— Osamu, nie waż się… — nie dokończyła. Odpowiedziała jej jedynie głucha cisza i sygnał zakończonej rozmowy.  
Przez moment wpatrywała się tępo w czerwoną słuchawkę. Zaraz potem zaczęła co tchu biec po schodach w dół.  
***
Dazai stał w znajomym, szpitalnym pokoju. Przestał liczyć, ile razy w ciągu ostatnich tygodni tu przychodził. Przez długi czas wszystko rozgrywało się prawie tak samo. Zaczynało się od ciszy. Przenikliwej i przejmującej. [Reader] nie odzywała się do niego. Z początku z powodu szoku. Później z własnej woli. Potem następowała druga faza. Płacz, krzyki i wyrzuty. Raz nawet rzuciła w niego wazonem z kwiatami. Nie trafiła, ale chyba ją to otrzeźwiło, bo na widok pękniętego szkła i rozlanej wody tuż obok jego nóg przestała.  
Czy nie miał tego dosyć? Oczywiście, że tak. Niczego bardziej nie pragnął niż cofnąć czas. Chciał, by wskazówki zegara pomknęły w tył. By znów było jak dawniej. Musiał jednak trwać w obecnej sytuacji.  
Nie żałował tego, co wtedy zrobił. Według niego była to przykra konieczność. Mori nigdy nie odpuściłby jej drugiego potknięcia. Dlatego zrobił, co musiał, za nią. By ją chronić. Nawet jeśli się z tym nie zgadzała.  
— [Reader]…  
— Nie chcę cię widzieć. — Głos został stłumiony przez koc, którym nakryła głowę.  
— Wiem, że nie chcesz, ale nie możesz mnie wiecznie unikać.  
Od kilku dni stawała się spokojniejsza. Lekarze uznali to za dobry znak. Powoli przygotowywali wypis. Nie mogli jej trzymać w szpitalu w nieskończoność. Nawet jeśli zostali przekupieni ogromną sumą pieniędzy. Istniały pewne granice nie do przeskoczenia.  
Zdanie personelu mało go obchodziło. Mówili, że jest zdrowa. To jednak nie była ta sama [Reader]. Zmieniła się i nie był pewny, czy kiedykolwiek będzie taka sama. Dlaczego nie potrafili tego wyleczyć?  
— To wszystko nasza wina, Osamu! Bogowie zesłali na nas karę! — Głowa gwałtownie wynurzyła się spod kawałka materiału.  
Jej oczy były podkrążone. Widział w nich bezsenne noce. Pielęgniarki mówiły, że często dręczą ją koszmary. Kilka razy czuwał przy niej, ale zawsze tak, by nie wiedziała, że tam jest.  
Po raz pierwszy od dawna umyła włosy. To było coś nowego. Być może po prostu już powiedziano jej, że dostaje wypis. Postanowił się cieszyć przynajmniej tym.  
— To nie twoja wina. To czysty przypadek, że… — Widząc jej pobladłą twarz, postanowił nie kończyć zdania. — Jeśli chcesz kogoś winić, wiń mnie.  
Ich dziecko nie żyło. Nie dowiedzą się, jak będzie brzmiał jego śmiech ani płacz. Nie zobaczą, jak dorasta. Czy odziedziczy po nich jakąś umiejętność. Nie będzie im dane zrobić wszystkich rzeczy, które planowali, odkąd dowiedzieli się o ciąży.  
Nigdy nie był religijnym człowiekiem. Jednak odkąd [Reader] zdała sobie sprawę z tego, co się stało, uważała, że to bogowie musieli ich ukarać za morderstwo syna Sory. Pozbawić ich szansy na dziecko. Nieważne, ile razy próbował jej tłumaczyć, że jedno i drugie nie ma związku, nie przyjmowała tego do wiadomości. Może tak było jej łatwiej. Mogła zrzucić na kogoś winę za nieszczęśliwy los. Powtarzała, że gdyby wtedy zdążyła dobiec i powtrzymać Dazaia, nic by się nie stało.  
Wiedział, że nigdy nie zapomni widoku małego zawiniątka, które podano mu po poronieniu. Tak małe i kruche pośród krwi. Wryło się w jego pamięć. Nie zmyły go żadne ilości alkoholu, choć wcześniej tak właśnie radził sobie ze wszystkim, z czym nie potrafił. Może z czasem obraz odejdzie, ale nigdy nie zostawi go całkowicie.  
— Jest tylko jeden sposób, by to naprawić — oznajmiła [Reader], wpatrując się uporczywie w okno.  
Na zewnątrz powoli kursowały rzędy samochodów. Słońce przeświecało przez brudne szyby. Śpiew ptaków w koronach drzew przedzierał się przez zgiełk szpitala. Nie ośmielił się zadać pytania. Trwał w długim milczeniu, w oczekiwaniu na jej kolejne słowa.  
— Podwójne samobójstwo, Osamu. Naprawimy to i już na zawsze będziemy we trójkę. — Po raz pierwszy od dawna złapała go za rękę.  
Usiadł na krawędzi łóżka, w szpitalnej pościeli i ścisnął mocno jej chłodną dłoń. Tęsknił za tym bardziej niż myślał.  
Wiedział, jak wiele osób powiedziałoby, że to chore. Każdy lekarz, psycholog czy psychiatra. Odradzaliby to wszyscy znajomi i przyjaciele. Przechodnie na ulicy i ludzie na forach internetowych. Każdy powiedziałby, że samobójstwo nie jest wyjściem. Że potrzebuje pomocy. Że nie warto. Jednak Dazai Osamu żył z myślą, że odbierze sobie życie, od kiedy tylko pamiętał. Jeśli więc nadszedł czas, by to zrobić, to dlaczego nie? W końcu obiecali zrobić to razem.  
Pokiwał tylko głową. Pozwolił, by czule głaskała jego brązowe, kręcone loki. Choć przez moment mógł udawać, że wszystko jest po staremu.  
***
Zamykanie doczesnych spraw zajęło im więcej czasu niż myśleli. Odwiedzili znajomych ludzi. Nie było ich tak wielu. Sporo z nich jednak znajdowało się daleko. Byli na misjach w różnych zakątkach świata i czekanie na ich powrót znacznie wszystko wydłużyło. Oddali też sporo rzeczy potrzebującym. Głównie pieniądze. A było ich sporo. Większość z nich poszła na domy dziecka. Nawet nie musieli o tym rozmawiać. Zarówno Osamu jak i [Reader] trafili do mafii, bo właśnie takie miejsca nie miały jak ich przyjąć. Na koniec spisali testamenty i przygotowali listy. To ostatnie dłużyło się najbardziej. Tworzyli wiele szkiców, raz po raz mnąc je nocami, by zacząć od nowa.  
Zanim byli gotowi na wszystko, minęło kilka miesięcy. I gdyby tak ktoś popatrzył z boku, nie zauważyłby, że coś się działo. Nawet Sakunosuke i Ango wydawali się nic nie podejrzewać. Omijali temat śmierci, dopóki [Reader] nie powiedziała, by przestali. Będąc w Portowej Mafii, nie dało się rozmawiać o niczym bez tak podstawowej rzeczy. Pili więc we czwórkę w Lupinie, jakby nigdy nic się nie stało. Jedynie barman pewnego dnia złapał kobietę przed wyjściem i oznajmił, że jest jego ulubioną klientką. Potem ze smutnym uśmiechem odszedł za kontuar, by dalej wycierać szklanki. Może widział już tylu złamanych ludzi, że wiedział, jak poznać, gdy ktoś chce zakończyć swoje życie.  
[Reader] nie obchodziło, w jaki sposób to zrobią, o ile nie będzie zbytnio bolało. Dlatego tę kwestię zostawiła Dazaiowi. W końcu interesował się tym tematem już tak długo, że wierzyła w jego wybór.  
Wysoki budynek, gdzie pierwszy raz odbyli wspólną misję, wydał mu się odpowiedni. W szybko zbliżającej się nocy, która zawitała do Yokohamy, jasno migotały światła. Uliczne latarnie, neony i reklamy rozjaśniały okolicę jakby zielonkawą poświatą. Wody niedaleko płynącej rzeki leniwie zmierzały w stronę bardziej zaludnionej części miasta.  
[Reader] miała na sobie perły i białą, satynową sukienkę. Kupił ją kiedyś dla niej na rocznicę. Pamiętał, jak narzekała, że jest zbyt prosta, tylko po to, by potem roześmiać się i przeprosić go, że żartowała. Pokręcił głową. To już minęło. Nałożył na siebie czarny, mafijny płaszcz. Zrobiła to samo.  
— Gotowy? — spytała kobieta, patrząc przed siebie.  
— Zawsze byłem gotowy na samobójstwo — roześmiał się Dazai.  
Czuł się spełniony. Przeżyli razem ładny kawał czasu. I choć mógł być dłuższy, nie żałował.  
Złapał ją za rękę i razem zeskoczyli w ciemną noc. Nie wiedział, w którym momencie podczas lotu obrócił się do góry. Zawsze myślał, że to, co inni mówili o tym, że przed śmiercią czas zwalnia, było kłamstwem. Teraz jednak musiał im przyznać rację. Przed oczami nie przelatywało mu życie, jak często podkreślano. On widział tam jedynie rozświetlone niebo. To, w które patrzył już wiele razy przedtem.  
Z tego stanu wyrwało go szarpnięcie. Tak szybkie, że ledwo je zarejestrował. Wierzgnął na oślep. Zanim się zorientował, znalazł się na jakimś balkonie. Kiedy odwrócił głowę, zdążył jedynie na moment ujrzeć zszokowaną i rozgoryczoną twarz [Reader]. A może tylko mu się wydawało? Ułamek sekundy później znalazła się na dole w kałuży krwi.  
Odwrócił się. Przed nim stała Misuzu Kaneko obleczona w kilka warstw ubrań. Pewnie nie chciała przypadkiem aktywować jego Dehumanizacji podczas skoku. W głowie mu huczało, gdy w lakonicznych słowach wyjaśniała, co właśnie zrobiła:  
— Szef uznał pana za zbyt cennego, Dazai-san…  
***
Pod wodą nie było tak źle. Mętnie. Niezbyt pięknie, ale też nie całkiem brzydko. W sam raz, by umrzeć — stwierdził, czując, jak jego zapasy tlenu powoli się wyczerpują. Utonięcie mniej szokowało od powieszenia. Kunikida powinien być mu wdzięczny. Miał nadzieję, że ludzie ze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej znajdą go dość szybko. Nie chciał im dokładać roboty. Mieli wystarczająco dużo pracy.  
Ktoś zaczął go ciągnąć w górę. W głowie już pojawiła mu się myśl, że i tym razem mu się nie uda. Kolejny raz zawali próbę samobójczą.  
Nie spodziewał się sporo młodszego od siebie chłopaka. Ubrania wskazywały na sierociniec. Niezbyt dopasowane i lekko podarte. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie usłyszał, oprócz jego spanikowanego głosu, było burczenie brzucha. Musiał być głodny. Westchnął tylko i wskazał w kierunku najbliższej restauracji, nie zapominając po drodze wyjaśnić, dlaczego nie powinien był przerywać aktu umierania w połowie.  
Spojrzał w niebo. Zaczynało zmierzchać. Nabrał głęboko powietrza. To była ta pora. Choć [Reader] już nie było, jej kukła pozostała. Nic dwa razy codziennie o tej samej porze powtarzało:  
— Dlaczego?  
— Nie wiem — odparł. Zawsze odpowiadał to samo. Może któregoś dnia znajdzie odpowiedź.  
— Mówiłeś coś, Dazai-san? — spytał chłopak, odwracając się w jego stronę.  
— Nic takiego, Atsushi-kun.
7 notes · View notes
jazumst · 5 months
Text
Piotruś perski
Żeby Was chuj nie strzelił. Dziś w pracy przeżyłem horror. Posłuchajcie:
Przyszła matka z dzieckiem. Mój znienawidzony typ - ludzik michelin, blond grzywka, wielka czapka z pomponem, świńskie oczka i podły charakter. Mama kupuje, gówniak lata po sklepie.
Piotruś, nie biegaj. Piotruś, proszę cię! Pozwalasz, pani będzie zła. - Ileż miłości i cierpliwości wylewało się z młodej matki. Ale ulaniec nie dawał za wygraną. Podbiegał, zaczepiał matkę i nic sobie z niej nie robił. W końcu strącił chipsy - Piotrek do mnie ale już! Patrz co narobiłeś. Chcesz żeby cię pan skrzyczał?! - Ale co tam słowa matki.
Pani zapłaciła za zakupy i idzie do drzwi. Mały wieprz dalej biega wkoło regałów daleko od matki. - Piotruś wychodzę już! - i wyszła za drzwi. Świniak zaczął szarżę i jak wykurwił w kafelki. No teraz to już na bank ma mordę kota perskiego. Nie możliwe żeby tak zajebać mordą w ziemię i nie mieć płaskiego ryja. Matka wbiega do sklepu, młody wyje jakby mu co najmniej skórę z ryja zdarło. - Mówiła ci mama żebyś nie biegał? - A tucznik najgorszy ją wyzywa. Że głupia jest, że jej wina, że gdyby mówiła to by się nie wywalił, że zabawkę chce, że nos go boli. A boleć może, bo jak mówiłem jebnął mordą całkiem na płasko. Im więcej ta go uspokaja tym bardziej on zanosi się płaczem. Ale kocha go, nie wjebała. Ja bym wjebał. Za chamstwo i darcie mordy. I zamiast zabrać obity ryj to mu wybiera 7daysa. A ten stoi i zanosi syreną, bo przecież nie ten, ona wie, że on niebieskiego nie lubi...
I wyszedłem na dwór żeby mu mordy nie wypłaszczyć bardziej.
Tumblr media
14 notes · View notes
marnowanieczasu · 11 months
Text
Mamy cud w domu. Cud w domu:
Ostatnio jak mi coś nie wychodzi, to myślę sobie, że przynajmniej nie jestem Bogiem, który właśnie zrobił jakiś cud na drzewie. I oczywiście spierdolił robotę po całości.
Mogłoby się wydawać, że Bóg jest wszechmogący, więc jest w stanie namalować na drzewie przebarwienie, które bez wątpliwości będzie przypominało ważną dla religii postać. Rodzi to jednak mały problem, bo gdyby na jakimś drzewie objawił się Jezus w postaci prawdopodobnej, a nie długowłosy blondyn z niebieskimi oczami, to pewnie narodowcy szybko spaliliby takie drzewo.
Niedawno w naszym pięknym kraju na drzewie zdarzył się kolejny cud. Nieskromnie powiem, że w takich cudach jestem obeznana, bo osobiście oglądałam żyrardowskie drzewo z plamą, w której każdy widział coś innego. Ku mojemu zdziwieniu, większość zgromadzonych, w tej plamie widziało albo Jezusa, albo Maryję. Pomyślałam wtedy, że może ja nie jestem wystarczająco uduchowiona, że może nie dla mnie jest ten cud. Przez myśl przemknęło mi też, że ogarnęła tych ludzi zbiorowa psychoza, jeśli w tej plamie widzą cokolwiek.
Nowy cud od razu przykuł moją uwagę. Szybko wyguglowałam zdjęcie, a moim oczom ukazał się obraz czegoś, co przypominało trochę zarys mordki pawiana. Trzeba przyznać, że jest progres – od plamy do humanoidalnej postaci! Może następna plama na drzewie będzie miała tułów?
W ogóle jestem ciekawa jak ludzie odróżniają cud, od tego, że nasz mózg lubi widzieć twarze lub znajome kształty tam, gdzie ich nie ma. Skąd wiemy, że maski samochodów to nie cud, w końcu przypominają buzie? Ja na przykład w rodzinnym domu w swoim pokoju mam strop obity dziwnym drewnem, a centralnie nad łóżkiem plamy wyglądają jak lis. Czy powinnam to gdzieś zgłosić?
Tumblr media
Na szczęście nie zmartwiłam się, że niczego znowu nie widzę na parczewskim drzewie, oprócz naciąganej buzi pawiana, bo mój odbiór cudów w życiu jest dużo lepszy. Jakieś wątpliwe przebarwienia na korze nie robią na mnie wrażenia. Poniżej mój subiektywny wykaz cudów:
Że istnieją takie zjeby, które są niemiłe dla ekspedientek w sklepie. Jest to do tego stopnia niewytłumaczalne, że uznaję to za cud. 
Istnienie takich zjebów i Agatki. Nie jestem religijna, więc istnienie jako samoświadomy człowiek jest dla mnie czymś wykraczającym poza moje pojmowanie. W olbrzymim wszechświecie, może nieskończonym, może skończonym, udało mi się urodzić jako człowiek, który ma możliwość doświadczania rzeczywistości. I to w jakim miejscu! 
Natura. To mi poprawia humorek, kiedy patrzę się w lustro po zjedzeniu dużej pizzy i mam ochotę się poobrażać. Nie mogę być w końcu brzydka, jeśli jestem składową tego idealnego, pięknego, pełnego harmonii świata. Mikoryza, albo zapylanie kwiatów, albo w ogóle kwiaty, albo tańce godowe niektórych ptaków; przecież to dużo bardziej cudowne od jakichś plam.
Kiedy promotorka przekłada seminarium akurat wtedy, kiedy mało co zrobiłam.
Mimo tego, że dla mnie istnienie jest jakimś rodzajem cudu, to w odróżnieniu od tych, którzy strzelam, że w każdej gałęzi widzą Jezusa, wiem, że zmuszanie kogoś do urodzenia nowego człowieka jest okrutne.
Dzisiaj Tik-tok ukazał mi swoje walory edukacyjne, zza filmików ze starymi ludźmi, którzy podkładają głos do najczęściej wulgarnych lub homofobicznych kabaretów, wyskoczyła mi osoba, która opowiedziała anegdotkę mogącą być argumentem w dyskusji o legalnej aborcji.
Wyobraźcie sobie, że osoba z macicą ma urodzić trojaczki (i chce tego). Niestety, ciąża jest zagrożona, osoba ma chore nerki i bez przeszczepu płody nie przeżyją. Lekarze znajdują dawcę, spoza rodziny, który woli zachować nerkę dla siebie (okrutnik). Na szczęście dla płodów z pomocą przychodzi prawo, stawiające na piedestale istnienie płodów i dawca zostaje prawnie zmuszony, aby ofiarować nerkę.  
Nie mogę się już doczekać aż opowiem to jakiemuś konfederacie, może wykaże wtedy więcej empatii w stosunku do wymyślonej osoby, bo prawdziwymi doświadczeniami nie przekonałam jeszcze nikogo. 
Jeśli zostanę polityczką kiedykolwiek (w ramach fatalnego zbiegu okoliczności) to obiecuję, że tak pomanipuluję, że nagle wszyscy uwierzą, że Jezus może odrodzić się TYLKO w zagrożonym gatunku małpy - w końcu w takim wizerunku pojawia się na drzewie.   
2 notes · View notes
marija180468 · 24 days
Text
KADA SAM POCELA DA ZIVIM... ( IZ SASVIM MOG UGLA )
Zivot pocinje u 40-tim kaze jedna lepotica.
Zivot pocinje onda kada se otresemo iluzija i pocnemo istinski da ga zivimo! Kaze moj prijatelj.
Uvazila bih oba zapazanja.
Gledano iz mog ugla reci cu kada je zivot poceo za mene...
KAD SAM SHVATILA DA ZIVOT POCINJE KADA SE OTRESEMO ILUZIJA
Istina. Nije lako otresti se iluzija jer ih gradimo od kako smo dospeli na ovaj svet. To je prilicno bolan process u kom istraju samo oni koji umeju da se nose sa realnoscu.
Istina. Dok sam sanjala, lebdela sam u nekakvom polusnu kroz zivot i neprestano se spoticala o te svoje iluzije sama sebi blokirajuci put ka sreci njima.
Kad te zivot tresne pa shvatis da ga mozes izgubiti za tren bas kao sto mozes izgubiti i sve sto imas...naucis da cenis svaki lep trenutak i da iste trenutke stvaras sam koliko god je to moguce. Dok sanjas vecito trazi jos I nezasit si. Kada se otreznis...shvatis da si ti taj koji sopstveni zivot kreira.
KADA SAM PRESTALA DA PRIMAM K SRCU ZLURADE KOMENTARE, DUSEBRIZNE SAVETE I NEBITNE LJUDE
Ovo moguce zvuci lako ali postoje ljudi koji su emotivni i ranjivi i koje pogadjaju price i opaske dokonih ljudi.
Samo cu ovo reci...AKO ZNAS KO SI, TAKVE TE STVARI NECE MOCI POVREDITI.AKO SI SIGURAN U SEBE SVAKA CE SE OPASKA OBITI O TVOJU DUSU I VRATITI ONOME KO JU JE UPUTIO.
KADA SAM NAUCILA DA KAZEM NE!
Koliko puta radimo ono sto ne zelimo zarad drugih ? Zapitamo li se rade li oni isto ili su tu samo kada je njima potrebno tako nesto?
Ne je ne. Ne znaci ne radim ono sto mi ne prija. Ne znaci postujem sebe pa ni po koju cenu ne radim ono sto mi je gnusno zarad ma koga.
KADA SAM PRESTALA DA ZAVARVAM SEBE DA SE SAMO DOBRO ZEZAM NA NETU I OTISLA NA JAVU
Jedno vreme, bese bas tesko vreme na privatnom polju zivota za mene Tada sam provodila na netu dosta vremena.Lagala sebe kako se divno zabavljam i kako mi je lepo. A onda sam shvatila koliko mi isti taj net oduzima ono vreme koje mogu da provedem sa dragim ljudima. I kako zabava ne moze biti zabava ako traje citav dan.A kako je zavaravanje na netu veoma opasna stvar.
Tada sam otisla na javu.
I ponovo videla boje zivota.Na net svratim da nesto napisem, procitam i iskljucivo komuniciram koliko je to moguce sa ljudima koji su mi dragi.
KADA SAM POCELA DA CINIM SEBI MALE TRENUTKE SRECE
Spakovacu se. Otici u Italiju. Zvati onog od pre da se vidimo, onako neobavezno. Otici cu sa posla ranije i kupiti haljinu koju najvise volim. Buditi se pre svih da udahnem jutro novog dana. Onako. Tek za sebe i samo za sebe. Zato sto ja tako zelim. Zato sto mi tako odgovara.
KAD SAM SE OTRESLA SVIH FORMI I NAUCILA DA UZIVAM
Nije lako to za jednu zenu niti malo. Jer je vaspitavana da postuje forme. Forme su kalupi u koje nas stavljaju. Van njih smo cudaci sa druge planete. Ili budi rob ili budi na slobodi. Sloboda kosta, tek da znate iako je neprocenjiva!
Zivela sloboda izbora!
A kako ce ko da me gleda nije me iskreno briga.
OD KAKO SAM DOBILA DEVOJCICU
Kada se ona rodila shvatila sam da nista pre nje nije imalo smisla. Ona mi je udahnula zivot i nacrtala osmeh na lice.
Tek kada postanes roditelj dobijas tu crtu saosecanja, odgovornosti i zrelosti. Do tada mislis da se citav svet vrti oko tebe a zaprvo se ti sam vrtis neprestano u mestu.
I za kraj...
POCELA SAM DA ZIVIM ONDA KADA SAM POCELA DA RADIM I ZARADJUJEM!
Od trucanja i mlacenja prazne slame nemamo ama bas nista. Od objasnjavanja, upadanja u rasprave ili zivljenja tudjih zivota takodje!
Od preteranog analiziranja nekoga, necega, zivota takodje!
Od laganja sebe kako se dobro zabavljamo dok nam zivot tone takodje.
Sve nabrojano je odlika ljudi koji imaju previse slobodnog vremena.
A kada ga gotovo i nemate jer se trudite da stvarate?
Kada vam radni dan pocinje u 5 a zavrsava se u 11 navece sa kratkim pauzama, crpite energiju ka stvaranju necega. Kanalisete je u pravi smer I postajete zadovoljni.
Shvatete da je za odmor tela potreban samo jedan dan a dok ste dokoni za odmor duse je zaista potrebno mnogo vremena.
Dok radis , mislis na one lepe momente koje ces da priusti sebi i dragim ti osobama i osecas se korisno.
Dok radis zivis!
Rad je stvorio coveka, dokonost ga unistava.
Maja
Tumblr media
0 notes
mercaritee · 2 months
Text
Zoe Bread I work hard to provide for my land-lord’s kids shirt
Zoe Bread I work hard to provide for my land-lord’s kids shirt, hoodie, tank top, longsleeve
Father-son duo Clark Sabbat (designer) and Luka Sabbat (model) make a special appearance in DITA Eyewear’s new campaign, photographed by Alfredo Bosco in the Zoe Bread I work hard to provide for my land-lord’s kids shirt moreover I love this Le Marais neighborhood, home of DITA’s flagship store , a nostalgic place for Luka. Above, two sleek options from model DITA: Luka wears Epiluxury 13 sunglasses , part of the brand’s flagship line crafted with Japanese craftsmanship, and Clark wears Grand-APX frames . In addition to being a rapper and Grammy-nominated It girl, Saweetie is also currently the star of the True Religion campaign. The “Best Friend” female artist shows off her strong style in the brand’s “Go There” campaign. True Religion just dropped its spring 2024 collection, filled with the best essentials, including kids’ tank tops and flared jeans modeled by Saweetie pictured above, and the denim camisole that she wore in the ad.
Tumblr media
Zales is partnering with SOKO, a black- and women-owned jewelry brand built to connect artisans in Kenya to the Zoe Bread I work hard to provide for my land-lord’s kids shirt moreover I love this global market, to create exclusive rights to the exclusive collection. permission. The Obiti collection – inspired by the Swahili colloquial term for “orbit” – revolves around the ideals of artisanal craftsmanship, sustainability and responsible fashion, and features 24K plated copper parts. Bring your coastal cowgirl with this stylish Western-inspired collaboration by Kendra Scott and Wrangler. From turquoise rivets on flared jeans, to Kendra’s signature yellow rose embroidery on denim jackets, to “rodeo shirts” with puffed sleeves, cuffs, buttons shirt and a yoke decorated with rhinestones, the collection includes both ready-to-wear and jewelry. with luxurious and modern Western style. Staying true to the inspiration, the jewelry is designed with stones and Western styles such as mother-of-pearl, turquoise and tasseled bolo necklaces.
Buy this shirt:  Zoe Bread I work hard to provide for my land-lord’s kids shirt
Home:  Mercaritee
0 notes
Text
Niech będzie Pochwalona Trójca Przenajświętsza na wieki wieków.
Witam was, drogie siostry i bracia. Chciałabym poruszyć temat przypowieści o obfitym połowie ryb oraz tym samym, zachęcić was do dzieciństwa duchowego.
W Ewangelii czytamy, że Szymon powiedział do Jezusa: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje Słowo zarzucę sieci”. Co daje nam poznać ten fragment Słowa Bożego? To, jak prawdziwe są słowa Jezusa: „Ja Jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze Mnie nic uczynić nie możecie” (J 15:1).
To nie przypadek, że Apostołom nie udało się niczego złowić. Wtedy, kiedy łowili nocą, opierali się na własnych siłach, nie na Bożym wspomożeniu. Ukazuje na to fakt, że człowiek patrząc na własne siły, nie jest w stanie sobie poradzić i wydać owoców, choćby jego starania były ogromne.
Widzimy, że natomiast kiedy Pan Jezus wysłał Apostołów, aby po raz kolejny wyszli na połów, udało im się złożyć tak wiele ryb, że napełniły one obie łodzie. Dlaczego? Gdyż, po pierwsze, uczynili to z woli Bożej. Złożyli swoją ufność w Bożą pomoc. Zaufali Jezusowi, że jeśli On ich posyła, to nie zostaną zawiedzeni. Idąc za wolą Bożą, doskonali wielkich osiągnięć — ich połów był bardzo obfity. Stało się tak dlatego, że wtedy nie liczyli wcale na własne siły. Widzieli bowiem, że poprzednim razem nie udało im się nic złowić. Tym razem złożyli całą swoją ufność w Najwyższym i to dlatego ich działanie wydało obity owoc.
Moi umiłowani bracia i umiłowane siostry w Chrystusie Jezusie, ten fragment Ewangelii doskonale ukazuje to, co daje nam dziecięctwo duchowe. Jest ono bardzo potrzebne do wzrostu duchowego i nie da się bez niego dobrze podążać za Jezusem.
Dziecięctwo duchowe wynika z ufności w Bożą dobroć i w to, że Bóg sam zajmuje się naszymi sprawami. Wystarczy, że Mu je powierzymy i nie zwątpimy w nie (warto przypomnieć sobie, że zwątpienie jako odczuwana emocja nie jest grzechem. Grzechem jest to, jeśli w wyniku tej emocji np. uciekniemy od wypełniania woli Bożej, będziemy mówić, że Bóg nam nie może pomóc), a wtedy On wkroczy z całą swoją mocą i będzie działał przez nas oraz w nas, zmieniając nasze serca, oczyszczając dusze z grzechów.
Jeśli pozwolimy Mu działać w pełni, możemy być przesiąknięci nadzieją w to, że nasze życie będzie zgodne z wolą Bożą, będzie prowadziło nas oraz naszych bliźnich, również tych, których spotkamy w życiu jedynie raz, drogą zbawienia, a to będzie się działo dlatego, że powierzając się Bogu, nasze działania będą przynosiły obfity owoc.
Czy zauważyliście, że jeśli jedna osoba ma dobry humor, to i humor drugiej osoby się poprawia? Tak samo my, chrześcijanie, mamy możliwość rozpalania w innych promyka nadziei, gdyż jesteśmy światłością świata (Mt 5,14).
Nasza posługa Bogu jest bardzo ważna, gdyż umożliwia nam przekazanie innym Bożego miłosierdzia, ukazanie przykładu, jak wygląda zaufanie Bogu, jakie są jego owoce oraz jak nieść innym pomoc, nawet tym, którzy nas nieustannie ranią, lecz mimo to proszą o pomoc, gdyż to właśnie przez życie wypełnione miłością oraz jednością z wszystkimi ludźmi, żyjąc w zgodzie z innymi, o ile to jest od nas zależne, inni ludzie, również poganie, rozpoznają, że jesteśmy uczniami Chrystusa (J 17,23), a tym samym zostaną pociągnięci do Stwórcy wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, rozpoczną swą misję głoszenia Ewangelii na cały świat, a nasz jednolity głos oddający chwałę Bogu będzie słyszalny aż po krańce świata (Ps 19,5).
Dlatego też zachęcam was, moi mili, do przekazywania innym Bożego miłosierdzia oraz zanurzania się w nim tak, aby mogło wylewać się z naszych serc w sposób naturalny dzięki łasce Bożej, nie z przymusu, obowiązku. „Radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9,7).
Zostańcie z Bogiem, życzę wam obfitego błogosławieństwa Bożego oraz nieustannego szukania Boga prosto z serca, odnalezienia Go, a także odczuwania pełni radości płynącej z poznawania Go oraz budowania relacji wraz z Nim. Niech Bóg Miłosierdzia wraz z Matką Bożą Miłosierdzia i Pocieszenia wraz ze św. Józefem, naszym Miłosiernym Opiekunem napełnią wasze serca żywą miłością do Boga oraz wszystkich ludzi, pragnieniem jedności tak, aby wszyscy poznali, że jesteście uczniami Chrystusa.
Niech Maryja obdarzy was także darem Płomienia Miłości Swego Niepokalanego Serca i wspiera w głoszeniu orędzia o cudownym miłosierdziu Trójcy Przenajświętszej. Amen.
Tumblr media Tumblr media
0 notes
gtaradi · 5 months
Link
0 notes
weddylwashc · 9 months
Text
Dýlyfyr un (1)
Well, wi ti brifo yng ngefan yto. Bob wsnos wi'n myn i sosiashwn drama cwir, ar dý mowrth, welly wi'n gall cofo fe rows dicŵdd ar ol dý mowrth, walla dý mercher, fi gishas i marfadd corff, welly madd i'n ym mai. Fi gollas y pryd wsnos ma be bynnag, ag am llawar o resyma wi'n iown ganddo.
Wi ti bod tîmlo amäth obiti ag oll y sosiashwn. Wi ti bod ôri i gawl oll ym mroblema, yn speshal ta anstanjwitho neu bod ffuantus ar bob atag, a bod gwelatw gen pobol ta llygid? ych.
Dda i'n pará. Be bynnag, I rows yn pará.
0 notes
zoranphoto · 10 months
Text
Odakle priča o lipanjskoj rupi i usporavanju bukinga? 'Nema razloga za zabrinutost'
Tumblr media
Ima li smisla povećanje cijena u turizmu bez povećanja kvalitete ponude? Može li nam se to obiti o glavu – ugroziti sezonu o čijoj uspješnosti itekako ovisi BDP? Je li došlo do usporavanja rezervacija? Može li ulazak u eurozonu i Schengenski prostor samo po sebi biti jamstvo da će još više turista birati Hrvatsku kao destinaciju za godišnji odmor? Konkurencija na Mediteranu vrlo je jaka – vodi se borba za svakoga gosta     Na ta i brojna druga pitanja u emisiji Otvoreno, urednika i voditelja Branka Nađvinskog, odgovore su pokušali dati gosti: Josipa Jutt Ferlan, direktorica klaster Hiltonovih hotela, predsjednica Udruženja hotelijera pri HGK; Kristijan Staničić, direktor Hrvatske turističke zajednice; Stanislav Briškoski, predsjednik Ceha ugostitelja i turističkih djelatnika Istarske županije, član Vijeća HTZ-a te Barbara Marković, predsjednica Hrvatske udruge obiteljskog smještaja.     Kristjan Staničić, direktor Hrvatske turističke zajednice, kaže kako prema podacima eVisitora nismo podbacili. 'Prema podacima eVisitora mi smo do sada ostvarili, od početka godine pa do današnjih dana, 26 milijuna noćenja i gotovo 6,5 milijuna dolazaka. Kad to uspoređujemo s prošlom godinom, bolji smo za 10 odnosno 15 posto u dolascima i noćenjima i na razini smo dolazaka 2019. koja je bila po tim brojkama rekordna, a bolji smo 3 posto u noćenjima na današnji dan u odnosu na isti razdoblje iz 2019. godine. Dakle, situacija je više nego dobra. Dosadašnji turistički promet je u skladu s našim očekivanjima. Stanje na glavnim emitivnim tržištima je stabilno. Bilježimo rast gotovo sa svih tržišta koja su najvažnija za hrvatski turistički promet: Njemačke, Austrije, Italije, Slovenije, Poljske, gdje bilježimo i rast čak od 20 posto u ovoj godini. Ja vjerujem da će takav trend se nastaviti i u nastavku glavne turističke sezone, dakle u srpnju i kolovozu', kaže Staničić. Objasnio je i odakle priča o lipanjskoj rupi i o usporavanju bukinga. 'Kad gledamo pojedinačno samo mjesec lipanj, on je imao određene oscilacije u prvoj, drugoj i sada u trećoj dekadi. U prvoj dekadi smo bili bolji od prošle godine, u drugoj dekadi nešto malo slabiji, u trećoj smo opet nadoknadili te brojke i po sadašnjoj situaciji, kad gledamo samo lipanj, možemo očekivati da će on biti na razini prošlogodišnjih brojki. Ovdje treba istaknuti možda nedostatak dijela gostiju iz Njemačke i skandinavskih zemalja, ali to je ništa neočekivano s obzirom na činjenicu da smo imali i drugačiji raspored blagdana i onih vjerskih, a i početka školskih praznika u nekim našim emitivnim tržištima, odnosno zemljama. To je također bio svojevrsni utjecaj na dosadašnji tijek turističke godine, odnosno sam lipanj. Ali pričekat ćemo kraj godine, turistička godina traje 12 mjeseci, ovo je jedno prolazno vrijeme koje je jako dobro. Mislim da zaista nema razloga za zabrinutost, mi pratimo situaciju svaki dan, komuniciramo i sa sektorom i s konkurentskim zemljama i vjerujem da će na kraju biti sve ok0, poručio je Staničić.
Tumblr media
Josipa Jutt Ferlan, direktorica klaster Hiltonovih hotela i predsjednica Udruženja hotelijera pri HGK, kaže kako smatra da je ovo dobra turistička godina. 'Ne možemo reći da njemačkih turista sad nema. Međutim, moramo isto tako biti svjesni da je Njemačka jedno od zaista bitnih emitivnih tržišta što se tiče hrvatskog ljetnog turizma. Međutim, Hrvatska je izuzetno atraktivna zemlja i američkom tržištu i skandinavskom tržištu i tržištu Velike Britanije, pa i ostalim zemljama zapadne, ali nemojmo zanemariti istočnu Europu. Čini se da se možda dogodio neki poremećaj, odnosno da smo mi na krilima oporavka od COVID-a, razmišljali da će sad sve paralelno krenuti, sad ćemo mi biti u punoj snazi. Ja i dalje mislim da je ova dobra godina. Ne zato što ja to mislim, nego zato što to jednostavno pokazuju i neki pokazatelji koji su nama hotelijerima izuzetno bitni. A to je da se možda i promijenila struktura gostiju, da smo konačno možda počeli dobivati i one malo bolje goste. E sad, jesmo li u svim destinacijama i u svim hotelima spremni za takve goste? Možemo li ponuditi onu uslugu koju su oni spremni platiti? Tako da mislim da smo na jednom dobrom putu da kvalitetno malo sagledamo naš turizam, da ne pričamo uvijek u šestom mjesecu o Otvorenom turističkoj sezoni, nego je možda vrijeme da stvarno shvatimo da imamo zaista turističku godinu, jer Hrvatska prvenstveno živi od turizma cijelu godinu i postoje destinacije koje su perjanice upravo takvog poslovanja. Mislim da je vrijeme da počinjemo s njim upravljati', rekla je Jutt Ferlan. Otkrila je kako produžiti turističku sezonu, kako zapravo ravnomjerno rasporediti goste.     'Nikad nema čarobne formule. Međutim, mi zaista imamo destinacije koje rade cijelu godinu. To je Zagreb, to je Dubrovnik, to je Opatija, to je naša Istra, pa i dobar dio Dalmacije, nemojmo to zaboraviti. Mi možda jesmo u ovom periodu godine fokusirani na cijelu našu obalu. Ali zaista jedan dobar dio naše obale više ne zatvara hotele nakon sezone, nego i radi i ostatak godine. Tada, u tom periodu godine, dolaze nama najkvalitetniji gosti. To moramo isto tako biti svjesni i te goste ne smijemo zanemariti. Što se tiče ljetne sezone, odnosno što se tiče ovog ljetnog dijela turizma, ja moram reći da smo ove godine se prvi puta susreli s oporavkom avioprometa. Prošle godine, ako se sjećate, još uvijek nije bilo tako jak oporavak avioprometa. Pričalo se da će tek aviopromet za '24. i '25. se oporaviti. I ove godine se on ipak nešto uspio vratiti, u određenim gradovima Europe su počeli letjeti letovi na neke, možda isto tako njima, atraktivne destinacije, pa onda naravno da su samim time jedan dio gosti možda otišli i na te druge destinacije. To nije ništa neobično. Međutim, ono s čime, mislim da se mi kao jedna zemlja koja nije pretjerano velika, kad pogledate naše konkurentske zemlje na Mediteranu, Hrvatska je jedna od manjih, i mislim da je to naša prednost jer mi možemo početi birati kakvu vrstu turizma želimo razvijati', rekla je Jutt Ferlan. Barbara Marković, predsjednica Hrvatske udruge obiteljskog smještaja, kaže kako je, unatoč nekim 'rupama', 'konačno počeo turizam u našem gradu'. 'Ja moram reći u ime obiteljskog smještaja da je konačno počeo turizam u našem gradu. Malo povećan, međutim mjesec lipanj doista je imao dosta rupa, ali ne referiram se samo na mjesec lipanj, nego gledamo i prethodna dva mjeseca, kao i referentnu 2019. godinu, kad smo i u četvrtom, petom mjesecu jako dobro radili, bez obzira na manje rupe, ali smo svakako jako dobro radili. Međutim, sad se javljaju ti gapovi, naravno i ne samo radi toga, i radi činjenice da se pojavilo i novih dosta smještajnih jedinica. Evo čisto referentno u odnosu na prošlu godinu, na području Splita, Solina i Šolte imamo 700 novih smještajnih jedinica. Ne zaboravimo da u šestom mjesecu masa ljudi svoje stambene jedinice prenamjenjuje u smještajne jedinice, pa ih nude kao turističke usluge. Dakle, pojavljuju se i oni na tržištu. Dakle, sve to treba popuniti. U toliko su brojke malo čudne što se tiče obiteljskog smještaja. Međutim, ono što ja znam osobno iz moga iskustva, da 2019. godine sam ja počela raditi krajem trećeg mjeseca, odnosno krajem početkom četvrtog, i radili smo jako uspješno do kraja desetog mjeseca. Mislim da će nam ta referentna 2019. godina biti još dugo referentna', ustvrdila je Marković. Kaže kako rezervacije za posezonu malo kasne. 'A evo sad su rezervacije, da, rezervacije su tu, nešto se počelo javljati u devetom mjesecu, inače se ta posezona malo kasnije puni, to obično bude tijekom sedmog mjeseca, ali očekujem da sad kroz neki desetak, petnaest dana bi trebali biti prvi pokazatelji hoćemo li raditi dobro i u desetom mjesecu. Ja sam očekivala već neke rezervacije da će biti postojeće, međutim moram priznati da se malo teže puni taj deveti mjesec. Dijelom i što na ovom području iz kojeg ja dolazim je nedostatak sadržaja, tako da se stalno vraćamo na to famozno pitanje, nekada i kiša može biti lijepa kad imate kvalitetan sadržaj u destinaciji', ističe.   Stanislav Briškoski, predsjednik Ceha ugostitelja i turističkih djelatnika Istarske županije, smatra da su postojale rupe u bookingu, ali da nema nikakvog straha jer smo mi "stabilna destinacija". 'Mi se iskreno ne moramo brinuti jer je naš početak turističke sezone bio vrlo aktivan. Vidite sami da već u najavi, dva dana prije, počinju milijunska noćenja, tako da ne moramo se brinuti o tome, a i moramo biti svjesni da nekad nam se i ne preklapaju datumi godišnjih odmora kod naših emitivnih tržišta. Nekad nam naši Nijemci kreću u 15. pa onda od 1. srpnja kreću nam Holanđani. Tako da te rupe nisu ništa novo. Rupe su postojale, rupice su bile, tako da samo je nama bitna stvar kako ćemo to izdržati i kako ćemo to gurati kroz naš turizam. Ali mislim da nema nikakvog straha jer mi smo stabilni, stabilna smo destinacija i turizam ovdje može ići svaki dan bolje', rekao je Briškoski. Smatra da nismo preskupi. 'Pa gledajte, s time se i ne bih jako složio. Mi moramo biti svjesni da kvaliteta mora pratiti svoju cijenu. Jer ako gost koji dolazi u objekt i bude kvalitetno poslužen, ako bude kvalitetno smješten, ako sve drži svoju kvalitetu, on će tu cijenu platiti. Gosta mi ne smijemo prevariti, za gosta nema lova u mutnom. E to oni nama vraćaju. Znači mi moramo biti svjesni da ako idemo kvalitetnom turizmu, da se kvalitetno tako moramo i ponašati. I svaki će nam gost biti zahvalan na to', poručio je. Tportal.hr Read the full article
0 notes
pucu · 1 year
Text
Te, kurwa, błazny i dziadki chcą grzebać w macicach polek Naucz się rozróżniać słowa - nie masz służącej, a żonę Nie wnikam w temat aborcji, ani erotycznych przygód Każdy ma swoją moralność, ale zostawcie im wybór Jebać fanatyzm i podsycanie żądnych krwi trybun Nienawiść w każdym z Polaków rośnie powoli jak tyfus Liście spadają z drzew, w górę lecą już ceny Obity żebrak przy rondzie pyta mnie, czy szybkę przemyć Ja dzwonię z podobnym tonem, pytając się o tantiemy Mijam graffiti z motywacją "i tak wszyscy umrzemy"
youtube
1 note · View note
notatnik-avocado · 2 years
Text
Człowiek bywa...
Dziś coś dla depresantów, a może przeciw poniedziałkowej depresji
Człowiek bywa; - Jednego dnia liśćmi przykryty - Drugiego dnia koroną obity - Trzeciego dnia blaskiem okryty - Czwartego pytaniem o sens przybity
Fortuna kołem się toczy
Tumblr media
Nie zapomnij wpaść na bloga👇👇👇 https://mikaamami0690.wixsite.com/stronazagadka/broken-site Wolisz Insta📷, twt🐦, YT🎥, tumblr✍️ albo tiktok🎵? Instagram: https://www.instagram.com/notatnik_avocado/ Twitter: https://twitter.com/MikaAmami Youtube: https://www.youtube.com/channel/UCUbIT6i2uK552LSLhJbUs3Q Tumblr: https://notatnik-avocado.tumblr.com/ Tiktok: https://www.tiktok.com/@notatnik_avocado
0 notes
lukaszinio · 2 years
Link
0 notes
dishcalf55 · 2 years
Text
Zintegrowany System Bezpieczeństwa Mężczyznę W XXI Wieku - Piramida Równoboczna
Dawid odrzuca w szybkiej radości koc jednym ruchem, biegnie do sionki jak na skrzydłach, tu, tam maca rękami po ciemku, wreszcie natrafiwszy w k��cie na worek, wysypuje spośród niego wszystko na podłogę, i gdy wpada na dnie dwie pierwotne i stare paczki papierosów „Haudegen”, które zdobył tego dnia rano - wraca i klęka przed leżącym z zapaloną zapałką, która oślepia go na chwilę. Tak mówią. Rano wystarczy raz powtórzyć a wszelka sytuacja wejdzie w świadomości na zawsze. W trzecią rocznicę śmierci Strausów poświęcono ich myśli park, znajdujący sie przy ich domu przy 106. Ulicy. Na razie jednak zepchnę to wspomnienie do podświadomości i zapomnę o całym wydarzeniu.” (chociażby w kolejce aktywnej miejscowo degradują się komórki mózgu, neurony żeby usunąć to doświadczenie i dodanie z opinie). sprawdzian słyszy, jak ojciec przesuwa palcami po gołych podeszwach stóp i wyciera je z prochu. Ojciec wciąga powietrze z popularnym świstem. Gołębie w popłochu zbierały się w powietrze i nisko, bezkarnie krążyły nad wachą.
3.Rzuty woreczkiem na długość z ponad głowy, lewą ręką, prawą ręką np. do wiaderka lub koszyka. Całą zimę „dzicy” lokatorzy Natana Lercha umierali w kątach milcząc, natomiast na ich znaczenie zjawiali się skądś nowi przybysze, wędrujący uliczkami małego getta w dążeniu dachu nad głową. Rozciągali słomę na ziemi, worki, rozkładali legowiska i przesypiali noce z górą na węzełku, by rankiem nastąpić w ogonku do kuchni społecznej i ziewać, kuląc się z chłodu w szarówce, żebrać na drodze kolumny roboczej, która pod kontrolą opuszczała mury, handlować pozostałym dobytkiem, kraść. Głód, BiedaW czasie wielkich mrozów uciekinierzy z prowincji opuszczali masowo swe nory w ruinach, wdzierali się do otwartych wnętrz i rozwijali zawiniątka, gdzie ale mogli znaleźć kryjówkę przed śniegiem. Wśród nagich oszronionych ścian, z których sącząca się wilgoć odklejała podarte tapety, za powybijanymi szybami zatkanymi niechlujnie dyktą, ścierką, na ziemi odartej z desek, którymi palono, by ogrzać jakoś tę jaskinię, ciągnęły się w nieładzie materace także na tych wydających się materacach spoczywało pokotem kilkanaście rodzin, „dzicy” lokatorzy, którzy znaleźli tutaj swe nowe schronienie. Chce jakoś zawile usprawiedliwić swe niedołęstwo.
Tumblr media
Dawid wstrząśnięty i osłabiony tym widokiem kurczowo przełykał ślinę. Ponuro pikietowali (na tekturze jedno słowo: „Głód”), wziąwszy dzieci za ręce, i znużeni nieśmiałym, wstydliwym wołaniem o jałmużnę plasowali się na bruku całymi rodzinami, i kiedy nie byliśmy już sił unieść się z miejsca, kurczowo podciągali pod siebie nogi, wyzbyci trosk - natomiast na pomocy ulicy pozostawiali malców, skomlących przy wystygłych zwłokach jeszcze długo, póki a ich nie dobiło zimno, pragnienie i brak. Głód, Śmierć, CiałoFajwel Szafran spuchł i konał tu całą zimę, nie mając zdolności udać się na wieś po jałmużnę ani po wodziankę z kuchni gminnej, obity dotkliwie przez przechodniów za nieudaną kradzież, ciężki i niedołężny rabunek pożywienia. Zabawa, Głód, BiedaJakiś czas chodził Natan Lerch na Leszno i grał po południu na bliskich słynnych skrzypcach kawałki do tańca w restauracji „Pod Rybką”. Czas teraźniejszy i przeszły czasownika być. Dawid w pośpiechu zaczyna im wspominać, jak ukradziono mu siatkę z chlebem koło muru.
W nieopalanej ruderze Natan Lerch czując i kostniejąc tracił na ramiona gruby łachman; z okna na ważnym piętrze, gdzie za szybą bielała jego wymęczona, spalona gorączką twarz, że było zaułek aż po skrzyżowanie Ciepłej, przekupki wrzeszczące wniebogłosy za stołkami, mrowie żebraków krążących niedołężnie koło wachy, którędy wracali szmuglerzy z produktem. Afisz wisiał u wylotu Solnej, koło drewnianego mostu, i Dawid tam przeczytał: „Na czole programu atrakcja siłowa i żongler… Widocznie publiczność „Pod Rybką” domagała się zmiany oraz po cyrkowcach Natan Lerch wpisał na afisz i znalazł chwilowo kawałek chleba. https://klasowkiszkolne.pl/artykul/5517/dlaczego-antygona-jest-dramatem po chwili zagrał rzewny kawałek, goście smacznie jedli parówki z chrzanem i słuchali jednym uchem skrzypiec, paru ulotniło się do baru, inni wyszli z przyjaciółkami na parkiet, i gdy powrócili do stolików - Dawid, Elijahu i Zyga nadal sięgali do klucza i dmuchali w oszronioną szybę. Przez szybę wszystko było może; Natan Lerch stroił skrzypce, a Dawid, Elijahu i Zyga gapili się z ulicy, gdy on pociera smyczek bryłką kalafonii.
1 note · View note
kgb-grupa · 3 years
Video
youtube
Ewa Farna - Znak
#BO  SRACIE SIE  CYGANOW BO CYGAN NIE WIEM CO  bo kura mam rozeznanie w anglii bo mam stycznosc ze jak sie cos komu dzieje to kurwa ide zajea#gonia kurwa po calym miescie az znajda  I TAKA PRAWDA wiec wszyscy sa chyba na odpowiednich miejscach   bo jedno wyklucza drugie  A JA TAM N#NIE WNIKAM BO MAM WYJEBANE  ALE TYLKO OSZO MI WYJEBAL W PYSK I TO KURA CHYBA SZCZERZE BO REKI NIE PODAL A TERAZ PODAL#NIE MI#TO OCENIAC ALE WIEM JEDNO ZE JOKER OTWIERA WSZYSTKIE DRZWI :)#a chyba najwiieksza zagadka debicy to wtym lasku w tej rzeczce moze tam cos jest bo ja nigdy nie byl tam a od strzala mi mowia ze choc tam d#dol#bo tam rzeczka jest  A CZULEM ZE NA DZIALCE MIAL JAKIES ZADANIE PEWNIE MNIE ODJEBAC  no sory nie dacie rady wiec stoje i cos robie i proboje#zresocjalizowac bo to wynioslek z odwyku#a drugi ra ztez poszedlem i czekalem bo wiem ze nie dacie rady ale nie da sie kurwa a k to jest dobry a kto zly w tej debicy to kura wiem i#i wszyscy sa na odpowiednich miejscach bo wiem @_@ a co tam gdzie tam co mnie to obchodzi nie moje rodziny i moje zycie  a cenie sobie prywa#prywatnosc a kurwy jestescie pomyleni bo probowalem z kuba ja sciagnac to ten wrocil taki obity i ta chciala kurwa cuda robic a jedyna wiedz#jak mu pomoc jak trzebabylo  wiec jeden resocjalizowal i co nie udalo sie czy zabawa i do kolejnych ale wydaje mi sie ze jest w odpowiednim#miejscu chyba nie wiem  MAM NADZIEJE ZE TAK#BO JAK SLYSZE DOSTALES DOSZLO DO CIEBIE TO  sory jedno wyklucza drugie#a na sile bedzie pierdolil jakies farmazony  BO WIE ZE MI MOZE UFAC I WIEM CO POTRAFI  albo to wal nie wiem  ZOBACZYMY bo nie po to jmnie i#kube bral bo wie ze na nas mozna polegac @_@
0 notes
Note
WE HAVE TO FIND A NAME FOR OBITI'S 'RASENGAN'
I feel like Obito would name his attacks like naruto (rasanshuriken) so he'd have some simple but ridiculous name like 'rasanfireball' or 'Fireball rasangan' and his friends would roll their eyes at him for it lol
10 notes · View notes