Znieczulica
Słuchałam wypowiedzi psychiatry, który powiedział „Samobójcy często realny powód swojego cierpienia zostawiają dla siebie, nie mówią o tym nikomu i przez to dochodzi do tragedii”.
Do cholory, mogę powiedzieć o tym co boli mnie realnie, co wywraca mnie od środka od lat, ale co mnie to da? Ludzie mają gdzieś twoje cierpienie, ból. Powiesz im co Cie boli, a oni zmienią temat, albo powiedzą „Nie wiem co mogę Ci powiedzieć”. Ludziom brakuje empatii, cholerna znieczulica. Można iść do specjalisty, który Cie wysłucha, ale zarozumienie, wsparcie od obcego człowieka nie równa się temu od bliskich Ci osób.
Depresja to jedna wielka walka, czy się powiesisz, czy nie, szanse są wyrównane. Rosyjska ruletka, walka z częścią Ciebie, która trzyma nóż przy twoim gardle. Dobra są leki, pomagają, ale wciąż jest ciężko, one nie wyciągają Cie z bagna. Nic Cie z niego nie wyciąga, ale ludzie nie rozumieją, że depresja to choroba, która zabija 6 tysięcy ludzi co roku w Polce. No, ale przecież jesteś po prostu leniwy, jesteś niedojdą, symulantem, nic Ci nie dolega.
Jedyne co Ci w takiej sytuacji zostaje to jazda solo. Trzymanie się na powierzchni resztką sił, nie widząc sensu, wymyślając sobie coś na poczekaniu, żeby żyć z dnia na dzień z tym samym ścieram w środku. Wierząc naiwnie, że twoje starania się opłacają.
~ Hotoke 25.05.2022
82 notes
·
View notes
Słuchałam wypowiedzi psychiatry, który powiedział „Samobójcy często realny powód swojego cierpienia zostawiają dla siebie, nie mówią o tym nikomu i przez to dochodzi do tragedii”. Do cholory, mogę powiedzieć o tym co boli mnie realnie, co wywraca mnie od środka od lat, ale co mnie to da? Ludzie mają gdzieś twoje cierpienie, ból. Powiesz im co Cie boli, a oni zmienią temat, albo powiedzą „Nie wiem co mogę Ci powiedzieć”. Ludziom brakuje empatii, cholerna znieczulica. Można iść do specjalisty, który Cie wysłucha, ale zarozumienie, wsparcie od obcego człowieka nie równa się temu od bliskich Ci osób.Depresja to jedna wielka walka, czy się powiesisz, czy nie, szanse są wyrównane. Rosyjska ruletka, walka z częścią Ciebie, która trzyma nóż przy twoim gardle. Dobra są leki, pomagają, ale wciąż jest ciężko, one nie wyciągają Cie z bagna. Nic Cie z niego nie wyciąga, ale ludzie nie rozumieją, że depresja to choroba, która zabija 6 tysięcy ludzi co roku w Polce. No, ale przecież jesteś po prostu leniwy, jesteś niedojdą, symulantem, nic Ci nie dolega. Jedyne co Ci w takiej sytuacji zostaje to jazda solo. Trzymanie się na powierzchni resztką sił, nie widząc sensu, wymyślając sobie coś na poczekaniu, żeby żyć z dnia na dzień z tym samym ścieram w środku. Wierząc naiwnie, że twoje starania się opłacają.
3 notes
·
View notes
Chwilami zastanawiam się, czemu nigdy nie zaświeciła mi się czerwona lampka za dziecka.
Nigdy nie byłam nauczona zdrowego jedzenia, nigdy w życiu nie miałam płaskiego brzucha, takiego, jak inne dziewczynki z mojej klasy.
Zawsze dawano mi chrupki, cukierki, ciasta etc.
W szkole w 4 klasie podstawówki śmiano się ze mnie, że jestem "grubą rybą", dokuczano mi.
Nie rozumiem, czemu wtedy nie starałam się niczego zrobić, by poprawić swój wygląd.
Tak, słowa bolały, ale zamiast przestać żreć... To właśnie się obżerałam wtedy, jak świnia, by jakoś uciszyć emocje.
Nawet kiedy babcia z którą mieszkałam 22 lata pod jednym dachem potrafiła się ze mnie śmiać, że mam spojrzeć na siebie, że nikt mnie nie zechce, że wyglądam, jak prosiak.
Moja najwyższa waga w 2 klasie liceum to 110kg.
I nadal się tym nie przejmowałam. Jadłam i jadłam.
W końcu stanęłam na 90kg, ale nie dlatego, że się odchudzałam, tylko miałam stan, że kompletnie nie chciało mi się nic jeść, ale co chwila piłam herbaty.
Wtedy słyszałam od babci, czy ja się odchudzam, że jestem głupia, a nawet... Nie było to w mojej intencji, by się odchudzać.
Zawsze sobie mówiłam, że nie będę chudnąć, bo mi to nie przeszkadza, że nie będę chudnąć, by się komuś spodobać.
Że będę tak wyglądać i albo ktoś mnie pokocha, albo nie.
I mam najukochańszego chłopaka na świecie, i dopiero teraz pragnę zrzucić te kilogramy.
Już raz się poddałam, nie chcę więcej.
Ogólnie zmagam się z czymś, czego nawet nie potrafię nazwać.
I niby mogłabym iść do psychologa, ale jak pomyślę o tym, że byłam już u 6 psychologów i 4 psychiatrów to naprawdę mi się odechciewa.
To nawet nie tak, że chcę być wyleczona, tylko wiem, że jestem jebnięta na łeb i chcę tylko być zdiagnozowana.
W wieku 13 lat podejrzewałam u siebie borderline. Teraz podejrzewam u siebie zaburzenia osobowości typu impulsywnego, bo moje zachowanie na to wskazuje, ale z drugiej strony wiem, że jedna wizyta nic nie da, a naprawdę szkoda mi hajsu na pseudo znawców, którzy ponownie mi powiedzą, że mam przestać ryczeć u nich, bo i tak matka do żywych mi nie wróci.
Najgorsze jest to, że chwilami... tęsknię za sh. Naprawdę, tęsknię za tym uczuciem. Tęsknię za tym, jak potrafiłam to robić noc w noc, rycząc każdej nocy i nie dając sobie rady z uczuciami.
To dosyć dziwne, aczkolwiek to jedyne, co pamiętam, co robiłam właściwie przez kilka lat swojego nastoletniego życia, a potem przyszła taka... Ogromna znieczulica i wręcz narcystyczny... Samolubny tok myślenia.
Tak, czy inaczej po prostu chcę schudnąć, nienawidzę swojego tłuszczu i tych pierdolonych cycków.
Nie wiem, jak mój chłopak może patrzeć na mnie, gdy jestem nago, bo ja byłabym obrzydzona dotknąć takiego ciała (chodzi mi o mnie, bo inne kobiety o sporej wadze widzę, jak boginie i u innych mi się to podoba, jak wyglądają, czy chude, czy grube).
Takie tam, przemyślenia z teraz, bo nie mogę zasnąć, a za kilka godzin powinnam wstać do pracy.
3 notes
·
View notes
7 lat
Stworzenie świata. Grzechy plasujące się jako filary wszystkiego, co niedopuszczalne. Cudy rozsiane dookoła kuli ziemskiej. Tak również zmiany.
Pewnego razu usłyszałam powiedzenie, że co 7 lat kubki smakowe na ludzkim języku ulegają przeformułowaniu. Przemieszczają się, chaotycznie przechodzą obok siebie, kotłują, aby stworzyć nowe doznania. Nagle lubimy wcześniej znienawidzone sery pleśniowe czy brukselkę, która (szczerze nie wiem dlaczego) zajęła pozycję jedzenia wywołującego niemiłe ciarki na ciele.
W mojej głowie codziennie pojawiają się myśli, które sprawdzają moje dotychczasowe upodobania i preferencje. Czy gust również zmienia się co 7 lat? Przyciąga mnie teraz drewno, palone i zadymione zapachy, przyciemnione światła, a moje kubki krzyczą o słodycz. Co się ze mną stało?
Moja głowa próbuje połączyć to z innym obiegającym codzienne rozmowy stwierdzeniem – nasz mózg finalnie kształtuje się do 25. urodzin. Po przekroczeniu tej magicznej daty świat jest inny. Wcześniejsze przyzwyczajenia uznajemy za passe. W brzydkich rzeczach dostrzegamy iskierkę, która nas ekscytuje. Dawne niesnaski społeczne uznajemy za śmieszne. Czy to wchodząca na miejsce empatii ludzka znieczulica spowodowana powtarzającymi się zawodami codzienności? A może niewidzialna, lecz stalowa tarcza chroniąca nas przed tym, na czym nie powinniśmy się skupiać?
Zostawię te rozważania, aby wykiełkowały w tezę. Tymczasem pozwolę się pławić sobie w jazzowych perfumach i brązowej skórze.
0 notes