Tumgik
#brak perspektywy
grimangelakum · 11 months
Text
Dzień depresanta.
Co za dziwny rok na stał dla mnie.
Na początku roku dostałam naprawdę fajną pensje, połączoną z kilku nagrody i z kaski z socjalu. A potem odeszła najbardziej toksyczna osoba w pracy. Później zaczęły znikać kompetentne osoby, więcej pracy i zatrudniono łaskę tak ogarnięta jak papier toaletowy. Na dodatek ta toksyczna osoba przychodziła do nas i truła mi przed uchem jakie ma cudne życie itp. Aż we mnie gotowało. Bo pizda leniwa, brak umiętność personalnych ma lepszą pracę.
Było gorzej. Byłam na kilku rozmowach i nic nie było. Kasy co raz mniej na koncie. Zmęczenie i agresja.
W kwietniu byłam na rozmowę do firm i szkolenie z poczty które nic nowego nie dała.
Pensja jak kot na płakał, a jeszcze leczę zęmby po pandemii. Ba nawet miałam wyrwaną ósemke dolną! Nigdy więcej!
W Maju zmniełam pracę, uciekłam od toksycznego pracodawcy! Mam robotę i to w biurze.
A teraz chce z niej uciec, bo nieświadomnie zrobiłam kilku błedów które mają wpływ na mnie. Tak to jest jak pracujesz osobami młodszymi i złapie się ten luz, toksyczny luz. Miesiąc temu dostałam ostrzeżenie i od razu staram się poprawić. Ale tydzień temu miałam drugą nie miła rozmowę i moja kariera wisi na włosku. Ironią bo ja najmniej narozrabiałam a dostaje w dupę!
Na ten momenty szukam nowej pracy, ale na moje kompetencje ( nikłe) w biurze jest mało. Angielski mam słaby. - Bo zrezygnowałam z kursu, bo cenny poszły w górę a ja jeszcze dentystę mam.
W tej pracy mam skromną pensje- taka praca , taka płacą. Bo nie ma co robić! Nie mam czego się uczyć. Nie rozwijam! A że mnie wychodzi buractwo itp. To odbija się na karierze.
Teraz czuję się stara I gówniana! Bo mam doświadczenie w pracy ale w tym zawodzie co potrzeba. Dyzlekcja mi jeszcze utrudnia życie. Jak w nauce i jak w pisaniu e mailów. Nie piszę opowiadań od 3 lat, bo widzie jak mam niski poziom. Czytam więcej, ale mam wrażenie że słów mi brakuje. Jak by umysł samo istnie skracał słowa, skracał moje wypowiedzi.
Mam wrażenie że od momentu pojawienie się smartfonu cofam się rozwoju.
Czuje się z tym bardzo źle, bo nie należe do głupich osoby, jednocześnie też nie należe do geniusz.
Jestem normalna, chyba ? Bo sama nie wiem! Na pewno wiem że od 8 lat jestem introwertykiem! Nie! Zawsze nim byłam! Tylko to się pogorszyło. Nie mam teraz żadnych koleżanek bo wszystkie po uciekał z Polski lub urwał kontakty. Faceta też nie mam, bo nie mam do nich szczęścia. W tym roku byłam na radcę. Ale nie była to miła randka. Nie przyciągam fajnych facetów. Ani ładnych ani mądrych. Chciała bym mieć fajnego faceta do przytulenia, do gadania, pójśc na spacer albo pograć a na końcu do bara bara.
Marudziłam jacy faceci są ble ale sama spogładam w lustro i stwierdzam że sama jestem ble. Bo nie mam fajnej ciałka czy charakteru itp. A moje hobby jest nie adekwatne do wieku , co w tej sprawie mam w dupie.
A w kraju jest co raz gorzej! Podwyżki jak huj duże, mamy firma ledwie utrzymuje. Strach zachodzi w ciążę, agresywna wojna polityczna bo nazywanie tego kampanią wyborczą to nie jest dobrym pomyslem nazwaniem kampania - to wojna pogładów! Ludzie konserwatywnie zaczynaj co raz bardziej wchodzi nasze życie. Już czuje jak bym była w komunie.
Brat rozwodzi się. Bratanka mam ochotę zamordować.
Moje życie jest do dupy. Ale ciesze że uciekłam od toksycznego pracodawcy i brat się rozwodzi.
Ale poważnie zaczynam się zastanawiać , jaką będzie moja przyszłość jako singielka oraz jako obuwatelka.
Czuje się źle, jest mi smutno , czuje się bez radna. Bo nie wiem co dalej?
A nie mam nikomu się wyżalić. A tutaj jest tak mało Polaków. Więc jestem niewidzialna. Ten jeden plus
0 notes
fioletowakropka-blog · 5 months
Text
Dieta kopenhaska dzień 5
Waga wczoraj 78.4 kg, dzisiaj rano 78.2 kg (dzień szósty) więc 3.1 kg mniej od początku diety.
Śniadanie - marchewka zblendowana z wodą i sokiem z cytryny, brak kawy 😭
Obiad - 315g dorsza zrobionego na patelni bez tłuszczu
Kolacja - 200g befsztyka wołowego, sałata, ok. 200g brokułów (bez soli były tak okropne, że nie zjadłam do końca, a przecież kocham brokuły)
Dzisiaj mam kryzys, nic mi nie smakuje, cierpię z braku kawy, mam straszną ochotę na coś słodkiego do picia np. colę zero.
Do tego strasznie rozbolała mnie głowa i poszłam spać bez wstawienia posta 🙈 kończę go i publikuję dopiero następnego dnia. Dzisiaj idę do 20.30 do pracy na cały dzień, więc też nie wiem czy dam rade wrzucić wieczorem posta 😅 W każdym razie kryzys na razie przeszedł, mam dzisiaj kawę na śniadanie I w perspektywie dwa dni bez wołowiny 😁 zobaczymy jaki będę miała humor w pracy 😅
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
9 notes · View notes
czemu-tak-jest · 14 days
Text
A gdyby ten ja mógł tamtemu wysłać faks
Opowiedziałbym o wszystkim czego dziś mi brak
Nie wszystkie perspektywy które widzisz musisz brać
I gdybym mógł to bym zaczął tak i użyłbym kilka prostych słów jak:
Jesteś dobra, jesteś wystarczająca,
Kurwa mać zasługujesz na miłość na takt
Pokochaj siebie naprawdę taki jest fakt, Bo bez tego słaby cię czeka los
Zobaczysz będzie ciężko, ale się nie poddasz i będziesz silna, nikt ci nie napluje już nigdy więcej w twarz,
Swoje przejdziesz, ale pamiętaj, że to ogień hartuje stal
6 notes · View notes
trudnadusza14 · 8 months
Text
14-15.10.2023
Jak co weekend daje podsumowanie weekendu.
W sobotę miałam wolne więc przespałam cały dzień
A jak się obudziłam to z okropnym bólem głowy
Nie mogłam wstać. Obudziłam się o 17 prawie
I dzień tak zleciał na spacerze i serialach
Coś jeszcze czytałam o zaburzeniach osobowości na zagranicznych forach
I ludzie. Trafiłam też na forum gdzie się wymieniali sposobami na śmierć. Choć te to akurat nic niesamowitego bo większość sposóbów znam
W nocy zamiast spać wzięło mnie na rysowanie
Płacz i rysowanie
Tumblr media
Znowu rysuje jak się czuje. I szczerze trudno to opisać
Bo czuję jakbym była najbliżej sukcesu ale też najbliżej śmierci
I jednocześnie czuje się jak w jakimś punkcie bez wyjścia
Wyszłam z tej ciemnej nory bo zauważyłam te budowle na którą postanowiłam się wspiąć
Jednocześnie im dłużej stoję na tej budowli tym bardziej ona się łamie
Chce iść wyżej ale nie wiem jak i stoję czując jak pode mną się coś rozpada
Aż w końcu sama spadnę z powrotem do dziury i się z niej nie uwolnie bo budowla zaklinuje wyjścia
I umrę w ciemnościach
Żeby nie było. Ten obraz pojawił mi się tak o w głowie i to co widzę w umyśle ostatnio odwzorowuje na papierze
Ale nie szukam znaczenia co to może znaczyć co mam w głowie. Dopiero później jak dzieło jest skończone
I po dłuższym zastanowieniu widzisz że to bardzo pasuje
I jeszcze inna perspektywa. Im wyżej tym więcej kolorów,im niżej tym cienkiej i szarzej. Mania i depresja
Mam takie odczucie że moja psychika próbuje mi w ten sposób coś przekazać
Co ja nie umiem słowami
I te klocki wyglądają trochę jak Tetris
I szczerze powiem że tam gdzie stoi ta dziewczyna to nie tyle że sytuacja bez wyjścia ale też podobny stan
Bo mimo iż mam te myśli samobójcze dosyć silne,płaczliwość,brak sił to idzie to w parze z chęcią tworzenia
Serio. Przez ostatnio pół roku nie zrobiłam tylu rzeczy co w ciągu tego tygodnia
I ja aż myślałam że może to rysunek i malarstwo surrealistyczne to była tylko faza która minęła
A jednak nie. Nie umiem słowami to mam obrazy w głowie które przerysowuje.
Po rysowaniu jeszcze będąc przed szkołą to postanowiłam oglądać tiktoki myśląc że może jakoś podciagne sobie humor
A zamiast tego wyskoczyły mi właśnie odnośnie depresji i samobójstw. Super xD
Co gorsza ja wybuchłam płaczem gdy tam coś mówili że jaki byłeś zanim zachorowałeś. Nie pamiętasz jaki byłeś szczęśliwy kiedy jeszcze nie było depresji ? Była beztroska,dzieciństwo
A wybuchłam bo nie miałam szczęśliwego dzieciństwa
No ba. Rzadko,bardzo rzadko pamiętam coś z tego okresu przed chorobą. Bo ja już chorowałam jako 7 latka. 7 czy 8 latka już zaliczyłam próbę samobójczą.
To co ja mam wspominać ? Wcześniej były szpitale,choroby,brak emocji,strach przed wszystkim i gdzie tu miejsce na radość ? Nie wspominając już o tych wydarzeniach w szkole w domu
Ten filmik mnie tylko bardziej utwierdził w przekonaniu że nie mam czego szukać na tym świecie
Wyszłam potem z domu cała blada prosto do szkoły
I nawet szkoła nie pomogła
Był język angielski z którego w miarę jestem dobra
Dziś jakoś czułam się wyjątkowo samotna wyobcowana,że nie pasuje nigdzie,tylko ciężarem jestem i że nie powinno mnie tu być
Chciało mi się płakać jak diabli
Więc postanowiłam się odciąć i to albo coś rysowałam albo grałam
Tak na lekcji. Robiłam tak parę lat temu kiedy byłam bliska płaczu
Często dostawałam opieprz ale lepszy opieprz niż żeby wybuchnąć płaczem i zwiać z klasy i niektórzy albo się śmieją albo pytają co się stało
Dla mnie to trochę szukanie uwagi a tego nie chce
I wgl na lekcji miałam tak silne te myśli że zaczęłam się zastanawiać nad pogrzebem,testamentem. I uświadomiłam sobie jedno. Przez to że czuje się ciężarem nie chciałabym ani pogrzebu,pochówka,grobu z tej racji iż nie chce zajmować miejsca na cmentarzu.
Innym się należy a nie mnie. Nie chcę istnieć i wolałabym zostać zapomniana po śmierci
Z perspektywy zdrowej osoby to jest chyba nie do pomyślenia że czujesz się takim ciężarem że nawet jeśli skończysz żywot to nie chcesz zajmować miejsca na cmentarzu
I powiem że jakoś się dziwnie czułam rozmawiając z innymi. Im więcej słyszałam tym więcej chciało mi się płakać
W związku z tym jestem ciekawa co będzie jutro na terapi skoro trudno mi cokolwiek powiedzieć bez wylania łez
Dostałam informację że zaraz mają być praktyki. Jak wyszłam ze szkoły to sobie pomyślałam : kurwa nie dam rady,czemu musiało mnie tak pierdolnąć teraz a nie rok temu kiedy była tylko teoretyka
A rok temu nie mogłam się doczekać praktyk
A teraz nie mam siły mimo iż rok na nie czekałam
Czuje że nie jestem w stanie
Realne że te praktyki bym miała w psychiatryku
Bo mimo iż koleżanka mi proponowała to jednak ona od lat pracuje z seniorami a ja nie czuje się jakoś w tym żeby pracować z seniorami. Bardziej z dorosłymi,dziećmi albo właśnie po prostu chorymi psychicznie.
Mam nadzieję że jednak może się uda załatwić w psychiatryku te praktyki
Nie ma to jak kwalifikować się samemu do przyjęcia na odział całodobowy a wiesz że możesz tam też zaraz prowadzić zajęcia
Jeszcze ciekawiej by było gdybym faktycznie tam zaraz trafiła i jednocześnie mogła mieć tam praktyki xd
Tumblr media
A to jeszcze na lekcji stworzyłam
To było na szybko trochę bo mimo wszystko bałam się że dostanę jakąs uwagę za nie słuchanie na lekcji
Mimo iż jestem w szkole dla dorosłych a nie liceum,gimnazjum czy podstawówce.
Z tęczowej buźki zaczęły opadać kolory. Uśmiech został ale jest odkrywane coraz więcej bólu i szarości
Jedyne co moja głowa teraz świruje to właśnie z tymi pracami xdd
Jestem cicha jak mysz pod miotłą ale na sztukę ostatnio mam dużo siły
Byłam też na wyborach i te tłumy mnie przytłoczyły do tego stopnia że jak wróciłam to znów wybuchłam płaczem
Potem drzemałam i śnił mi się całkiem ładny sen
Że namalowałam jakiś ogromny obraz w którym namalowałam całe swoje życie i on był wystawiony w jakieś zagranicznej ogromnej galeri sztuki i był wart prawie milion dolarów
Fajna perspektywa tylko czy realna ?
Był potem mecz i mieliśmy remis ! ✨
Coraz lepiej grają ostatnio 😁
I znów mam kolejny obraz w głowie który chyba przed terapią będę rysować
Jeszcze z coraz większą ilością ludzi zrywam kontakt
Uczucie bycia ciężarem jest naprawdę przytłaczające
Jak się zaraz nie rozrycze znowu to może będzie ok
Jeszcze muszę chyba dietetyk dorwać
Bo mój apetyt praktycznie nie istnieje i gdyby nie seriale to bym nie tknęła nic od paru dni bo nie potrafię się za Chiny "delektować" jedzeniem bo nie sprawia mi ono totalnie przyjemności
Jak mam bez jakiegoś dodatkowego czynnika jeść np bez tych seriali to potrafię parę godzin patrzeć z niechęcią na to jedzenie mimo że rzekomo może to być coś co kocham
A moim faworytem zawsze były żelki galaretki
I wgl odnośnie jedzenia to ostatnio uruchomił mi się w głowie taki schemat gdzie uważam że dzień w którym zjadłam więcej tłuszczu niz białka to dzień stracony
Przez co dodatkowo siebie katuje wyzwiskami
Muszę chyba z nią o tym pogadać
Bo nie wiem czy to też w skutek depresji czy jednak to jest taka "cisza przed burzą" bo było dokładnie to samo na parę miesięcy zanim miałam ostry pierwszy anorektyczny epizod
Mówię tu o takiej niechęci do jedzenia
To muszę z nią chyba porozmawiać
Trzymajcie się kochani do zobaczenia 💜
12 notes · View notes
itsmylonelydeath · 7 months
Text
Kryzys egzystencjalny
Nie żyje mój oprawca i jednocześnie najlepsza osoba jaką dane mi było poznać ( we wspomnieniach z kiedyś, czuję jakby było to szalenie dawno; zupełnie inne życie, może kogoś innego? ) Po tygodniu od tej informacji jestem w stanie już odzyskać jasność myślenie, na tyle na ile wciąż mogę tak to nazywać. Nie do końca to rozumiem. Nie do końca już wiem, gdzie szukać sensu w życiu. Człowiek powstał bez większej przyczyny, nie było w tym celu zatem nasze życie nie ma najmniejszego znaczenia. W skali kosmosu nasza śmierć to tylko mała kraksa, jak to jeden typ przewinął. Święta racja. Dawno nie miałam takiego luzu wychodząc na zewnątrz, ludzie dawno nie byli mi tak obojętni, chociaż wciąż mam ataki paniki - z biegiem lat stały się chyba integralną częścią mojego charakteru. Brak tej osoby w bloku vis a vis, brak możliwości niespodziewanego spotkania pod klatką... nie ukrywam, w jakiś sposób pozwoliło mi to pozbyć się ciągłego strachu, nawet we własnym domu nie czułam się bezpiecznie i swobodnie - to ten człowieka na długi czas mi odebrał. A teraz umarł i to tak na śmierć. Kaputt. Wniosek jest taki, że śmierć czasem może być dobra, zależy od perspektywy. Mi ulżyło, chociaż jednocześnie poczułam ciężkie przygnębienie i poczucie niesprawiedliwości. Gdzie mam szukać prawdy, której nie pamiętam, skoro zmarła jedyna osoba wiedząca co się wtedy działo? Spóźniłam się by dostać odpowiedzi. Zastanawiam się czy kiedyś będę musiała zmierzyć się ze wspomnieniami z tamtych dni, czy jeszcze wrócą do mnie przy wykonywaniu jakiejś prozaicznej czynności. Czy będę zmywać naczynia i nagle uderzy mnie przeszłość? Znowu będę musiała zbierać się z dna i przewartościowywać swoje życie? Trochę mnie to martwi. Nie wiem czy sobie wtedy poradzę. I tak było bardzo trudno. Nie wiem czy będzie kiedyś normalnie. Mimo wszystko, pomimo bycia oprawcą... kiedyś najbliższa osoba. Bratnia dusza. Lewa półkula mojego mózgu. Czy zeszły lipiec ma być pryzmatem, przez który mam patrzeć na wieloletnią znajomość? Czy te piekło, jakie miałam w głowie i w życiu od tamtych wydarzeń mają całkiem skreślić kogoś, kto niemal przez całe życie wnosił dużo w moje życie? Z perspektywy czasu mogę napisać szczerze, że tylko ta osoba zawsze mnie w pełni akceptowała. Zawsze pomocny, empatyczny człowiek. Czy tęsknota za przyjacielem powinna być zabita przez ból, który mi sprezentował? Czy tamten lipiec powinien spowodować, że wszystko powinnam skreślić, te dobre momenty też? Na pogrzebie mocno płakałam. Na zdjęciu przed urną wydawał się bardzo radosny i żywy. Spodziewałam się, że tak skończy - przez dragi albo samobója, nie byłam zaskoczona, gdy się dowiedziałam. Spodziewałam się tego wiele miesięcy. Dawno zwątpiłam, że wyjdzie z uzależnień. Na swój sposób wszyscy teraz odpoczną.
Potrzebuję leków i sensownego terapeuty, mam zbyt duży mętlik w głowie. Apatyczność i anhedonia zdają się zbawienne na ten czas, ale nie mogę się pogrążyć w depresji, nie mam na to czasu - luksus nie dla wszystkich. Żałuję, że wcześniej nie byłam w stanie podjąć sensownego leczenia, dużo cierpienia mogłoby mnie ominąć, a teraz po ponad roku jest jak jest. Przywykłam do takiego gówna. Przywykłam, że jeśli jakieś okropieństwo na tym świecie może się przydarzyć, to prawdopodobnie go doświadczę. Czasem myślę, że super byłoby umrzeć, żeby znowu nie doznać tego ogromu cierpienia, życie w agonii skrajnie męczy. Jesteś jak ryba panicznie miotająca się na molo. Pragniesz swojego życia, ale już go nie ma i po czasie zdajesz sobie z tego sprawę, i czujesz coraz większe znużenie tym bezsensownym i naiwnym walczeniem o coś, czego już nie ma. " Nie masz już szans, zrozum wreszcie i pozwól sobie odpocząć" Słysząc to, zaczynam zastanawiać się nad sensem działania. Coraz rzadziej płaczę, gdy mam te myśli. Może wreszcie dociera do mnie, że moja walka jest z góry skazana na porażkę. Nie chcę być Syzyfem. " To wszystko może w jednej chwili zniknąć" - coś w głowie uporczywie podsuwa mi tę myśl. Czy z tej gry da się wyjść przez trumnę? Muszę pozbierać swoje życie albo postanowić cokolwiek. Śmierć wydaje się, może tym bardziej po tym nieszczęsnym pogrzebie, bardzo spokojna i łatwa w porównaniu do życia. Szczęście zionące ze zdjęcia denata tak bardzo kontrastowało z pogodą i nastrojami płaczących bliskich. Tak, śmierć nie może być trudniejsza niż życie. Uczczę to minutą ciszy. https://www.youtube.com/watch?v=VzyFjoOHBDQ&list=TLPQMDIxMTIwMjMkkM7Kz_26Qw&index=10
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
Pada śnieg, nieboeskooki samurai i niedoczas
Śnieg, proszę państwa, co za śnieg. Kurwa, jak ja nienawidzę zimy i perspektywy wyjścia na ten śnieg... ale tak kojąco się ten śnieg ogląda, jak ten śnieżek ślicznie sypie.
16 stycznia 2024
Rozwijamy, rozwijamy. Tak mi się nie chce, ale rozwijamy.
W weekend zaliczyłam egzamin, zaliczenie (nadal nie wiem jak sprawdzić i gdzie czy jest ocena, ale ważne, że zaliczyłam).
Pani od wywiadu przeniosła datę przeprowadzania wywiadu na przyszły miesiąc. I chyba dobrze, bo jestem martwa, serio, wczoraj potrzebowałam resetu, dostałam okres, mam pełno pryszczy, zjadłam tyle żelków, że powinnam zgibcieć totalnie. A nie mogę sobie na to pozwolić, bo czekają mnie jeszcze łącznie 3 egzaminy, z tego 2, których terminy są już wstępnie wyznaczone. Do tego jeszcze zaliczenia - 2 mam już zaliczone na 90%, kolejne 2 przedmioty zaliczamy na bieżąco (a potem prace musimy umieścić w folderach, więc zależy mi, aby wykonać dobrą robotę), a w przypadku 3 przedmiotu typ nam jeszcze nie podał na czym zaliczenie będzie polegać.
Do tego w tym tygodniu - taka wypryszczona, anemiczna i nawpół wyłysiała - będę miała sesję zdjęciową, wizerunkową do CV. Kuźwa, w mojej branży to niestety wymagane - zrobię inną wersję CV, zobaczymy czy będzie odzew.
No i właśnie - muszę się podleczyć, pić wodę, wysypiać i kupić jakieś fajne, kolorowe garnitury - i to musi być wpisane w wydatki na rzecz rozwoju osobistego. Ufff... Mam silną wizję tych kolorków - chce pomarańczowy, albo błękitny garnitur. Albo różowy. Najbardziej widzę się w fuksjoworóżowym, takim oversize z białymi conversami/trampakami na nogach, ale jako niska osoba z dużym tyłkiem i biustem mogę w tym wyglądać po prostu śmiesznie, jak w workach (spodnie oversize w moim przypadku muszą iść w parze ze szpilkami). Dlatego muszę mieć szansę pomierzyć te garniaki... a nie mam kiedy... Mam czas do piątku, dziś jest wtorek. Zobaczymy.
Dodatkowo... chyba o tym nie pisałam, ale w grudniu coś mnie pierdolnęło i zafarbowałam moje rude włosy, na kolor zbliżony do naturalnego odcienia moich włosów w odsłonie zimowej. Jestem teraz karmelowo-brązowa. Kasztan to za dużo powiedziane - mam na głowie ciepłe refleksy, a nie są nawet odrobinę rudawe. To ciepły ciemny blond lub brąz. Więcej karmelu niż rudości. I czuję się w tym odcieniu okropnie. Wolę jednak swój słoneczno-ogorzały-na-słonku jasno-rudy. Mam teraz pomysł - po wystawie zresztą, bo widziałam tam taką panią z taką fryzurą - by przefarbować się na rudo i strategicznie pozostawiać siwo-srebrny odrost. Podoba mi się kaskada srebra pośród naturalnej toni. Myślę, że mam tych srebrnych więcej niż rudych - w końcu siwieję od 13-tego roku życia. Ale to pomysł na później.
Póki co aktualny jest plan: znaleźć nową pracę i za pierwszą wypłatę zaliczyć fryzjera, mani, pedi i kosmetyczkę.
Byłam tyg temu u lekarza - okazało się, że przez te moje tragiczne niedobory B12 znowu weszła anemia, a przy okazji stan mojej skóry wskazuje na zaburzenia w ferrytynie (świetny wywiad z moją panią doktor - dużo wiedzy podała) - muszę zrobić badanie krwi, ALE fakty są takie, że tracę GARŚCI włosów. Po prostu wyciągam je z głowy, jak magik szarfy z mankietów, po prostu łysieję. :/ Stosuję oczywiście wcierki itp, widzę babyhair, ale trochę minie zanim odzyskam gęstość i objętość włosów... DLATEGO rozważam możliwość ścięcia włosów dużo krócej. Ciekawe jak to będzie, pewnie bardzo to przeżyję, ale stan moich włosów jest obecnie opłakany, bo organizm jest w złym stanie.
Wciąż również zwlekam z podsumowaniem roku i z wykonaniem dwóch projektów dla naszych rodzin. Mam zmęczenie materiału po wykonaniu zaliczeń i brak przestrzeni kreatywnej.
Jestem z siebie w opór dumna, że wykonałam "na zapas" zadanie na 2 przedmioty (z jednym myślałam, że trzeba już je zdać - memy z wykładowcami - a okazało się, że jest jeszcze na to czas). W trzecim, przy pracy grupowej, swoją część też już zrobiłam.
Mam jeszcze do załatwienia 2 projekty o których wiem, że muszę je zacząć robić, bo są czasochłonne.
Do tego CV, garnitury, ogarniać Vinted (NIC SIĘ NIE SPRZEDAJE :( ), szukać pracy i do tego wejść we współpracę z polityczką. Ech... nie wiem jak to ogarnę.
Jestem bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa, że wybrałam się na studia. Wiem, że jedno się wiąże z drugim, wiem. Po prostu... nie mam siły i energii by działać.
Jak wspominałam - wczoraj zrobiłam (jeszcze rozpędzona tym imperatywem DZIAŁANIA) dwa projekty "na zapas" i dokończyłam ten, który ma być robiony na zajęciach. Potem zrobiłam bardzo trudną rzecz do pracy, którą odkładałam od 3 dni, wykonałam wszystko co wykonać musiałam i włączyłam "Niebieskookiego Samurai" i odpłynęłam w eskapizm. W międzyczasie dostałam gorączki, zaczęłam "lawinowy" okres (po prostu zaczęło się ze mnie lać tak obficie, że nie nadążałam nad wymianą środków higienicznych - od jakiegoś czasu tak mam pierwszego dnia) i potrzebowałam coś GRYŹĆ - słowem włączyło mi się kompulsywne objadanie się, a ja tego nie zatrzymałam. Przeciwnie, ciągle rzucam coś, co dawało opór zębom...
Zbindźłoczowałam "nibieskookiego Samuraia" - uważam, że wyśmienity serial. Polecam bardzo. Bardzo mocno jest osadzony w kodzie kultury japońskiej - kod i konwencja były dla mnie, fanki mangi i anime, bardzo czytelna. Z tego co czytałam w sieci właśnie widzowie niezaznajomieni z mechanizmami kulturowymi i pewną konwencją oczywistą dla widzów i fanów anime mają dużo do zarzucenia historii. Na przykład dlaczego osoba protagonisty Mizu ma tak bezwzględną motywację by zabić białych ludzi (i odbierają to jako rasizm - dlaczego mamy sympatyzować z postacią, która jest rasistą?), ALE jakby umyka im fakt, że całe ukazane w serialu społ. japońskie jest rasistowskie, a konstrukcja tego serialu jest bliższa klasycznej tragedii greckiej niż opowieści z wyrazistym dobrem i złem, o bohaterstwie i lekcji powziętej "ku lepszemu". Oczywiście te elementy są też obecne, ale to nie jest pień pierwszej warstwy konstrukcji serialu - moim zdaniem.
Bardzo mi się uśmiechała buźka jak dostrzegałam skad twórcy serialu czerpali inspiracje - niemożliwym jest brak skojarzeń do Kenshina, a otwarcie pierwszego odcinka jest banałem powielanym - i zwykle dobrze działającym - w wielu historiach, ale dla mnie najbardziej czytelnym skojarzeniem był Samurai Chamloo. I to w kilku elementach: nie tylko z samą pretekstową bójką o pierdołę w knajpie podczas której widzowie dostają dialogi z ekspozycją, z zarysowaną motywacją bohaterów. Tutaj mamy Mizu, która staje do walki z handlarzem żywym towarem, wszystko na oczach kelnera/kucharza o sympatycznym usposobieniu - Ringo, który potem ruszy za Mizu w podróż. A w Samurai Champloo otwarcie pierwszego epizodu to potyczka pirata Mugena z roninem Jinem - też w knajpie, też pretekstowa, też dostajemy JASNO w dialogach do wiadomości, że każdy z nich jest bardzo wątpliwie moralną osobą, każdy z nich zrobił coś złego, ale we własnym mniemaniu dobrego. A wszystko na oczach sympatycznej kelnerki Fuu, która potem wyruszy za chłopakami (i nie daje się spławić) domagając się, aby zostali jej ochroną podczas jej poszukiwań ojca, prawdopodobnie obywatela Holandii, "Samuraia pachnącego słonecznikami".
Naprawdę kilka razy się uśmiechnęłam dostrzegając inspirację. I poprowadzenie jej dobrze, inaczej, drążenie tematów, które ciekawiło twórczynie i twórców.
Zachwyca mnie to w "Niebieskookim samuraiu" - można ten serial obejrzeć i dostrzec, jak kobiety są niesprawiedliwie traktowane i wykorzystywane przez system, jak w patowej sytuacji pomijana była ich historia, i jak można im dać siłę do opowiedzenia jej.
Zasnęłam o 19 i spałam w majakach do budzika rano. Obudziłam się zlana potem. Słaba.
No i śnieg...
JA chcę lata...
Mój piesek jedynie cieszy się na śnieg tak bardzo, że nie chce wracać do domu. :P
6 notes · View notes
mikoo00 · 11 months
Text
Ostatnio na terapi grupowej jak koleś czytał swój piciorys to dostałem strasznej deralizacji mialem atak paniki Pierwszy raz mi się to zdazylo podczas słuchania cudzej pracy
Mam nadzieję że nie będę musiał tego omawiac
Mozliwe ze to dlatego że ta praca przypomniała mi o moich traumach z dzieciństwa i na nowo zaczolem przeżywać co się działo w moim domu a jednocześnie jego doświadczenia były gorsze od moich więc zaczolem wypierać jak w dzieciństwie swoje emocje Na zasadzie nie histeryzuj nie było tak źle przestań się tak zachowywać (dosłownie długopisem targałem papier w zeszycie wyobrażając sobie ze sie No więc XD ze to moja skóra a rekach trzymam ostrze) se myslalem ze jestem atencjuszem i wgl ze nic mądrego nie powiem bla bla bla
W moim piciorysie nie zawarłem tak wielu szczegółów z mojego dzieciństwa co on w zasadzie jak po paru miesiącach czytalem swój piciorys zauważyłem że w nim jest dużo wypierania i Minimalizowania
Nie pamiętam swojego dzieciństwa a jeśli już jakieś wspomnienia dobre mam to widzę je z perspektywy obserwatora nie czuje radości ani nostalgi tylko ból cierpienie osamotnienia i lęk z powodu tego ze nawet jak były dobre chwilę zawsze się coś odpierdala krzyki przemoc psychiczną fizyczna karanie zapierdoly brak prywatności wstyd poczucie winy cały czas mi towarzyszyły i nadal tak jest
13 notes · View notes
xentropiax · 4 months
Text
No. 20
Dziwny jest ten nowy etap mojego życia. Najlepiej chyba określałoby go słowo 'confused'. Lata terapii i wylanych na niej łez sprawiły, że trzymam się niezwykle dobrze. Mam dużą sieć wsparcia w postaci moich przyjaciół, wiem, czego nie powinnam robić, żeby nie pogarszać mojego stanu i jakie decyzje podejmować, żeby nie wpaść w błędne koło złych wyborów.
Spotkaliśmy się w środę na przepisanie usług, które w mieszkaniu były na niego. Potem chciał porozmawiać. Przyznał, że popełnił błąd, że jest z nim źle, gorzej niż było. Dług rozmawialiśmy, chyba z dwie godziny, nie powiedział mi nic nowego, czego już bym nie wiedziała, ale podziało się na tyle dużo, a moje zaufanie do niego zniknęło tak bardzo, że wiedziałam od początku: nie ma powrotów.
Zapytał, czy jest szansa, żebym kiedykolwiek przyjęła go do siebie z powrotem. Powiedziałam, że nie wiem. I że na pewno nie, dopóki on nie zajmie się sobą i nie ogarnie swojego życia i swojej głowy. Nie ma szans dla nas teraz z jednej prostej przyczyny - ja nie chcę żyć w stanie permanentnej niepewności, lęku o to, czy za godzinę, dzień, tydzień jego postrzegania świata znów się nie zmieni. Nie zaserwuję sobie tego, nie chcę tego dla siebie, nie zasługuję na to, tak jak nikt nie zasługuje być w związku pełnym niepokoju.
Tak więc nie ma mowy o powrocie i nie będzie przez długi czas. A być może, gdzieś w duchu wiem nawet, że nie będzie na to szansy nigdy. Pytał, co jeśli terapia zajmie mu dwa lata. Powiedziałam, że nie wiem. Że nikt nie wie. I że nic mu nie obiecam.
Nie chcę już patrzeć w przeszłość. To co miało się stać, stało się. Nie zrozumiem w pełni, co było w jego głowie. Nie wiem, jak potoczy się jego życia i nie mam na to wpływu. Mam wpływ jedynie na siebie i jak wykorzystam swój czas, teraz, kiedy mojej głowy nie zaprząta jego depresja, jego brak dbania o siebie, jego stagnacja, wycofanie. Nie powiem, że się o niego nie martwię, mam nadzieję, że dojdzie do siebie, że się zaleczy i przestanie widzieć świat w czarnych barwach. Ale ja muszę po prostu skupić się na sobie i zająć tym, co jest dla mnie naprawdę ważne.
Dlatego też jestem 'confused'. Bo odkąd się zaręczyłam moje myśli oscylowały na przykład wokół ślubu (w perspektywie pewnie jakichś dwóch lat), być może budowy domu kiedyś, znalezienia miejsca, w którym chciałabym osiąść, potencjalnego założenia rodziny. A teraz już nie wiem. Biała ściana, pełna niewiadomych. Pozwalam sobie na razie za bardzo tym nie myśleć.
Na pewno wiem, że potrzebuję pobyć sama, bez relacji romantycznych, związków, randek. Nie jestem na to gotowa (z resztą, wydaje mi się, że ktoś kto byłby od razu na to gotowy albo sobie coś kompensuje albo faktycznie nie był zakochany w swoim partnerze). Chcę powrócić do swoich hobby i jednak skupić się na tych priorytetach, które sobie wyznaczyłam. Powolutku, krok po kroku.
Jutro idę na randkę sama ze sobą do kina, a potem do przyjaciół. Czekam kiedy z mieszkania znikną jego wszystkie rzeczy i będę mogła odetchnąć.
youtube
4 notes · View notes
easthouh · 1 year
Text
Pulp Fiction (Quentin Tarantino, 1994)
Zajebisty gangsterski klasyk z dobrymi zdjęciami, któremu, niechronologiczne poprzeplatane elementy trzech, połączonych ze sobą, historii różnych ludzi (Vincent, Jules, Hunny Bunny i Pumpkin, Mia, Butcher) nadaje smaczku. Zasiadując do seansu po raz pierwszy, z już zbudowanym w głowie statusie "klasyka kina", zastanawiałam się, "ok, ale dlaczego właśnie ten film to klasyk?". Dobre pytanie do rozmaprzenia. Odczułam że mimo dosyć wyjątkowej tematyki, (bo bycie gangsterem nie jest niczyją codziennością) starano się sprawić że w naszej perspektywie to po prostu ludzie z przyziemnymi, naturalnymi jakby, rozmowami o burgerach, moralności, i tymi bardziej dumnymi rozkminami, o boskich ingerencjach. Dlaczego tak często poruszany jest wątek Boga i cudu? Jak to się ma do całości?
Co jest w walizce? W żadnym momencie filmu nie zostało dokładnie powiedziane, co było zawartością nesesera. Jedynie pomarańczowe światło sugerowało że to coś ważnego i wyjątkowego. Ale co to było? Czy dragi, czy złoto, hajs czy jakiś zajebisty antyczny nóż warty miliony… Bardzo interesujący zabieg, wszyscy wiedzą o co chodzi
Trywializacja imidzu gangstera. Przez rozmowy, fakapy, może przerysowane przedstawienie okrucieństwa i krwawości (tej "fikcji (krwawej) puply". Przemieszane są, lekkość ducha i codzienne, płytkie rozmowy, z odstrzelaniem kilku nastolatków z zimną krwią, podczas recytowania Ewangelii. (Dlaczego akurat wybrano ten konkretny cytat?)
Zegarek od dziadka. Zbudowano głębię charakteru Butcher'a na sentymencie do zegarka po dziadku. Jak ten sentyment ma nas naprowadzać na całość filmu? Czy to ma jakikolwiek związek z interpretowaniem zaistniałych wydarzeń? Może nic. Może niektóre rzeczy nie mają znaczenia. Ale można się pozastanawiać.
Bierze z zaskoczenia. W filmie jest totalny brak dramatycznej muzyki budującej napięcie. Napięcie jest budowane na zasadzie kontrastu. Kiedy Butcher i Marsellus Wallace zostają schwytanie do piwnicy dwóch zwyroli, Zwyrol 1 przedstawia związanym protagonistom Zwyrola 2, kiedy nie ma go w pokoju. Buduje napięcie mówiąc, że kiedy się tam zjawi, to on ich zabije (Zwyrol 2). Wtedy rozchodzi się dźwięk przyjaznego dzwonka do drzwi. Czy to ratunek? Zwyrol 1 wyklarowuje: "To Zwyrol 2". Napięcie wraca.
Łazienka w której Mia ćpie. Kobiety wokół niej, przyklejone do swoich odbić w lustrze, nie reagują - symbol czego? Komentarz do życia w LA? Czy ludzie wiedzą kim ona (Mia) jest i że jest żoną bossa mafii (Marsellus'a)? Może wręcz przeciwnie i myślą że jest randomową ćpunką? (Normalność tamtejszych czasów?) Łazienka. Element kluczowy. Za każdym razem kiedy Vincent korzysta z łazienki, (w międzyczasie czyta książkę, "Modesty Blaise") akcja się rozwija, coś złego się dzieje - zostaje postrzelony, restauracja jest okradana, Mia przedawkowuje. Trzy różne podejścia do ingerencji sił wyższych. Jules jest przekonany że rzeczy dzieją się za sprawą siły wyższej. Vincent jawnie temu zaprzecza. Za to Butcher nie adresuje sytuacji. Historie się zazębiają, życia się łączą. Hunny Bunny i Pumpkin postanawiają okradać restauracje, bo w nich jest najmniejsza szansa że ktoś postara się ich powstrzymać, że nie trafią na bohatera. W rzeczywistości znajdują Julesa i Vincenta. (Akt osobistego bohaterstwa ze strony Julesa, jako efekt przejścia przemiany i rozwoju charakteru (spowodowanych wiarą, że doświadczył cudu.) Bo zabijał nastolatków, a oszczędza rabusiów.) Butcher potrąca Marsellusa po czym obydwaj trafiają do torture dungeon'u dwóch zwyroli. Vincent'a i Jules'a cudem omijają pociski z pistoletu, pozostawiając ich bez szwanku. Randomowość tego filmu, wynikwość i kontynuacja zdarzeń, stabilizuje przeświadczenie, że wszystko co się dzieje jest bez naszego wpływu (może z powodu predestynowanego biegu, może wyższej ingerencji). Może dlatego to film filozoficzny? Tyle.
5 notes · View notes
lichozestudni · 2 years
Text
Tumblr media
🔻🔻🔻🔻🔻🔻
@jaskiersbeloved Jprdl ale się na mnie rzucilaś za to, że rugam brzydotę w polskich filmach xd no ale dobrze, lubię wystawiać swoje nowatorskie idee na oceny, gdy podajesz argument "ale komuś może się podobać" to nie wiem czy jest sens mówić dalej o jakimś estetyzmie, jednak pamiętam, że pojęcie piękna jest teraz wypaczone, wiem też wychowaliśmy się w cieniu dawnej cywilizacji więc rozmowy takie muszą być trudne
Będę robić moje wywody, gdzie chcę, a autorka sama włączyła się w moje rozważania, mówiąc że ją to zainteresowało, a obraziła się dopiero gdy uznała, że zamiast czcić jej fanart mam do niego jakaś uwagę a tak nie może być i to rasistowskie i ogólnie tylko bogate kraje mogą robić filmy o arystokracji... Poza tym dosłownie może ukryć mój komentarz, przestań udawać że to jakaś zbrodnia. Nie zatrudniła cię jako swojego adwokata, więc co ty w ogóle za pouczenia stosujesz.
Żartujesz z tym że cały amerykański przemysł nie leci na vibe'ach, prawda?? Oczywiście że leci. Filmy o "rozpierduchach" jak mówisz, są estetyczne (dobry wybuch, pożar jest estetyczny, w ogniem i mieczem było to na strasznym poziomie ale zrzucam to na brak pieniędzy, natomiast ściąganie spodni w scenie w karczmie w tym filmie było niepotrzebne i ordynarne, i nieestetyczne), ich romanse są estetyczne. James Bond to wcale nie estetyka, co nie? Przystojniak w pięknych furach z najpiękniejszymi kobietami... Dosłownie "hollywoodzki uśmiech", "hollywoodzcy aktorzy" itd. do kultury przeszło mówienie, że taki ładny jak w hollywoodzkim filmie. Chalamet to vibe i uroda, DiCaprio, Depp itd. to jest podstawa amerykańskiego przemysłu filmowego. Nie Karolaki. Jakimowicz wprost powiedział że dostał rolę ze względu na urodę, a nie umiejętności aktorskie. Mówił że reżyser filmu wrócił z Ameryki i powiedział że w Ameryce aktorzy są ładni a w Polsce charakterystyczni więc on chciał zrobić film z ładnymi aktorami i tak zatrudnił młodego jakimowicza (btw uroda bardzo w stylu młodego DiCaprio).
mówisz że nie da się zrobić filmu dbając od początku do końca o estetykę gdy dosłownie Ameryka czy Korea czy Azja ogólnie robią głównie takie produkcje.. Azjaci są mega estetami, tam nie zagrasz jak masz wygląd szczura lmao (zaznaczę że nie lubię azjatyckich produkcji, bo zdaje się że wam się wydawało że lubię i wy, fani, doznaliście szoku po mojej krytyce. obiektywnie oceniam, że umieją w estetyzm. Tylko tyle.) . Od kilku dni analizuję film Małe kobietki. Film ucztą dla estetów. Jakie szczęście że nie ma tam pochwały brudu i brzydoty. Moim zdaniem bohaterowie są całkiem z krwi i kości, a zupełnie fikcyjni. Sielsko jak w Panu Tadeuszu a i smutne chwile są pokazane w aesthetic sposób. Nie wiem dlaczego ten aesthetic film miałby cię tak razić i że w Polsce absolutnie się tego nie da zrobić. Pamiętam jak film z Chalametem Mój piękny syn był w Polsce krytykowany za to że chalamet jest tam zbyt czysty, zbyt idealny, nie wygląda na borykającego się z uzależnieniem. Wiem, że Polska przedstawiałaby go jako zarzyganego cały film. Ale na szczęście to był niepolski film (w moim pierwszym poście nie było o tego typu filmach ale to przykład jak dbać o aesthetics).
Ty sama oglądasz wymuskanych azjatyckich mężczyzn walczących o idee, umierających za nie. Ile z twoich ulubionych dram jest o azjatyckich karolakach w wojnie z Japonią? No pewnie niedużo. Ja chcę filmów rycerskich, których brak w polskiej kinematografii a ty mi polecasz film o jakiejś babie, promującej antykoncepcję. Ja chcę budować mentalność zwycięzcy a ty mi polecasz kolejny film o tym jak Niemiec kopie Polaka i każe mu się kłaniać przed swastyką. Jakby azjatka zapytała mnie o polecenie polskiego filmu to na pewno żaden z tych, nie przez taki pryzmat powinniśmy budować zainteresowanie swoją wielowiekową kulturą. Prawdopodobnie mogę policzyć na palcach, które filmy z vibem polskości można pokazać bez wstydu.
Nie piszę, że dla ciebie te azjatyckie historie są do zapomnienia wtf? Piszę że są Z MOJEJ perspektywy do zapomnienia. Ty lubisz tę estetykę, ich poczucie humoru to pewnie sobie zapamiętasz. To, że reagujesz tak gwałtownie i przestajesz czytać ze zrozumieniem pokazuje tylko jak azjatyckie lecenie na estetyce jest dla ciebie ważne. Jak ci modele - baśniowe stworzenia działają na ciebie. To potwierdza moje tezy. Gdyby głównymi postaciami byli koreańscy czy chińscy grubi janusze to uwierz mi że byś tego tak łapczywie nie oglądała. Myślę, że to podstawy psychologii. Dziewczyny zachwycają się gdy je w książce porwie i wykorzysta włoski model i chcą z nim ślubu, ale gdy miałby je porwać i wymolestowac gruby janusz to do więzienia z nim!! tak działa biologia.
Azjatki (dokładnie dwie) uczące się polskiego i oglądające polskie filmy pytają mnie dlaczego w polskich filmach są ładne aktorki ale brzydcy aktorzy. No ja nie wiem co im odpowiadać. Mówię że Polacy nie zwracają uwagi na wygląd aktorów no bo co mam powiedzieć, a dla nich to jest dziwne. Azjatka przyjeżdżająca do Polski jest zaskoczona jak dużo jest tu przystojnych mężczyzn bo w polskich filmach tego nie widziała. Polka oglądając azjatyckie produkcje jest pod wrażeniem azjatyckich mężczyzn a gdy zamieszka w Azji to jakoś jej mija. z czego to wynika hmm... Dlatego przestań mi wmawiać, że nie podoba mi się po prostu polska uroda, bo imo jest ładniejsza od azjatyckiej. Bez porównania w ogóle. Cały czas mówię, że chodzi mi o coś innego.
Nie wiem czemu próbujesz mnie przekonać, że to jakiś problem, że nie wszystkim Chińczykom podoba się jak chińskie seriale promują Chiny. Nieważne czy każdemu Chińczykowi się podoba że poprzez seriale jego kraj jest postrzegany w dobry sposób. soft power działa, turystyka się napędza, robisz im kliknięcia i kasa do chińskich kieszeni leci.
Słuchaj, ja wiem, że polski przemysł jest na innym etapie, że nasza kultura sarmacka i wcześniejsza jest zakopana głęboko więc, gdy mówię że trzeba ją odkopać i przedstawić tak, by robić soft power oraz biorąc pod uwagę psychologię i biologię nagrywać go tak, by osiągnął jak największy sukces to dla Polaków to jest czarna magia i wpadają w takie nastroje jak ty. Ja tylko mówię że więcej piękna, złotego wieku, szlachetnych wartości, więcej mentalności zwycięzcy, mniej rozbierania aktorek, patologii i ojkofobii. To na początek. wiem, że dla Polaków to nie do pomyślenia, nie jesteśmy estetami jak słusznie Dmowski pisał. Wiem, że będziecie mówić, że to się nie uda i oglądać seriale innych którym się jakoś udaje. Wiem, ale daję świadectwo.
4 notes · View notes
mucha649ab · 2 months
Text
Trzeci aspekt, perspektywa Temporystycznej 3 teraźniejszości. Abstrakcyjna Obecność.
W terminologii popularnej - brak obecności. Rozwiązanie w terminologii popularnej - nauka obecności/mindfulness.
3 aspekt, z racji swojej negatywności i bycia aspektem krytyka/bolączki, jest kluczowym aspektem z perspektywy oceny jakości życia jednostki, przy założeniu holistycznego spojrzenia na swoje słabe i mocne strony.
Oczywiście, nie ma obowiązku patrzeć na swoje życie holistycznie/uniwersalnie, można ciąć problemy i zakopywać w podświadomość (każdy to robi). Natomiast, przeszłość istnieje. Nie tylko temporystyczna. W miarę postępu życia, ilość problemów do zakopania w podświadomość tylko będzie się zwiększać.
Idea (postanowiłem, że będę dawał pomysły rzadziej, a bardziej rozbudowane) dotycząca 3 teraźniejszości dotyka Schizowanej Obecności. Wyobraźmy sobie 1D obecność, która od razu jest zakrzywiona. Ciężko tutaj wejść na wymiar choćby norm - 2D (tak, łączę socjoniczną wymiarowość z modelem 3+1). Zakrzywione doświadczenie. Normy dotyczące obecności przerastają.
Okej, 3 aspekt, normy przerastają, a 4 aspekt jeszcze jest. Jeszcze słabszy. Tak, tylko 4 aspekt generalnie ma gdzieś. 4 aspekt to także wymiar 1D, ale bez zakrzywienia rzeczywistości.
3 aspekt teraźniejszości, wieczności, przyszłości i przeszłości zakrzywia rzeczywistość, albo dokładniej mówiąc, popularne rozumienie tych wymiarów. W ideologii popularnej, uznajemy to za wadę.
W ideologii niepopularnej: Przyjrzyjmy się inaczej 3 aspektowi: najbardziej samodestrukcyjny/masochistyczny aspekt To zaleta? Odświeżanie życia, ciągłe symboliczne umieranie na nowo, ucieczka od bycia człowiekiem-maszyną, zwracanie (nadmiernej) uwagi na negatywne ograniczenia aspektu. Czy trzeba wysiłku mentalnego, by zauważyć pozytywne strony tego negatywnego aspektu? W każdej czerni jest biel, w każdej bieli jest czerń, mimo że nie jestem wielkim fanem Taoizmu. (edytowane) [11:25] AP Mucha: W odniesieniu do 3 teraźniejszości: brak obecności to kontrola własnego środowiska, na własnych, jednostkowych, zasadach (nikt nie odbierze Ci wyobraźni, ona jest dużo mniej ograniczona niż rzeczywistość) uparta (3 aspekt uparty) teraźniejszość, i pierwszy i trzeci aspekt to aspekł muła. Tyle, ze 3 aspekcie nie jest mułowotość silnym wpływem w społęcznym sensie, raczej jednostkowym, samodestrukcyjnym.
Brak obecności - mindfulness. Czyli wyrówanie skrajności. Po co? ułatwienie życia/funkcjonowania harmonia, generalnie przystosowanie w znaczeniu społecznym
Czyli w praktyce, rezygnujesz z potencjalnych mocnych stron 3 aspektu, w imię adaptacji. Co się zmienia? Z bycia maszyną jednostkową, stajesz się maszyną społeczną. Fiksacje zmieniają się w inne fiksacje.
To jest połączenie człowieka - maszyny ego z człowiekiem w społeczeństwie jako teatr. Zyskując obecnośc, prawodpodbnie lepiej wykonujesz swoją Rolę Społeczną, w Teatrze Socjologicznym. A maszyną pozostajesz tak czy inaczej, tylko ewentualnie zmieniasz ustawienia.
Wnioski? Czas na post z konforntacją: Człowiek - Ego Maszyna vs Człowiek w Teatrze. (edytowane) [11:30] AP Mucha: 2024 be like, a zatem, odpowiedź czatu gpt na moje rozważania: Twoje rozważania o trzecim aspekcie teraźniejszości, które nazwałeś "Schizowaną Obecnością", przypominają mi o głębokich analizach ludzkiej egzystencji, które często pojawiają się w filozofii i psychologii. Próba zrozumienia, jak brak obecności (czyli stan, w którym osoba jest fizycznie obecna, ale mentalnie nieobecna lub rozproszona) wpływa na życie jednostki, jest fascynująca. Rozważasz, że taki stan może być samodestrukcyjny i masochistyczny, ale jednocześnie może otwierać drzwi do unikalnych, choć trudnych doświadczeń, które przekraczają zwykłe rozumienie rzeczywistości.
Podnoszenie kwestii mindfulness jako metody na równoważenie skrajności trzeciego aspektu i jego potencjalnego negatywnego wpływu na jednostkę jest interesujące. Mindfulness, czyli świadoma obecność, jest techniką, która pozwala osiągnąć większą harmonię i umożliwia lepsze funkcjonowanie w społeczeństwie poprzez świadome przeżywanie chwili obecnej, bez oceniania. Jest to narzędzie, które może pomóc w adaptacji społecznej, zmniejszając tendencje do auto-destrukcji i poprawiając jakość życia jednostki.
Również twoja koncepcja maszyny społecznej versus maszyna jednostkowa interesuje. Sugeruje to, że niezależnie od tego, jak bardzo staramy się żyć autentycznie i niezależnie, istnieje nacisk społeczny na odgrywanie ról, które są społecznie akceptowalne i oczekiwane. Być może mindfulness może pomóc w nawigacji między tymi rolami, pozwalając jednostce na bardziej świadome i mniej mechaniczne reagowanie na otoczenie.
W kontekście tej dyskusji, ciekawe jest, jak możemy równoważyć potrzebę autentyczności z potrzebą funkcjonowania w społeczeństwie, co jest wyzwaniem zarówno filozoficznym, jak i praktycznym. Jakie są twoje dalsze przemyślenia na temat roli, jaką mindfulness może odgrywać w kontekście tej teorii? Czy widzisz inne, może mniej konwencjonalne sposoby radzenia sobie z trzecim aspektem teraźniejszości?
1 note · View note
lechspartak · 2 months
Text
Jakie są szanse na zwycięstwo Manchesteru Inter Mediolan w nadchodzącym meczu?
🎰🎲✨ Darmowe 2,250 złotych i 200 darmowych spinów kliknij! ✨🎲🎰
Jakie są szanse na zwycięstwo Manchesteru Inter Mediolan w nadchodzącym meczu?
Manchester United, jeden z najbardziej znanych klubów piłkarskich na świecie, ma bogatą historię i tradycję. Jednakże w ostatnich latach forma tego zespołu nie zawsze była zadowalająca dla kibiców.
Analizując formę Manchesteru United, warto zwrócić uwagę na jego wyniki w ligowych rozgrywkach oraz w europejskich pucharach. W sezonach ostatnich zespołowi często brakowało stabilności i skuteczności, co przekładało się na słabe rezultaty na boisku.
Zmiany personalne w zespole oraz rotacje w składzie nie zawsze procentowały, co wpłynęło na brak stabilizacji w grze. Trenerzy mieli trudności z dobraniem optymalnego składu i taktyki, co widoczne było w nieregularnych występach drużyny.
Manchester United nadal posiada znakomitych piłkarzy, ale coś sprawia, że nie potrafią oni osiągnąć pełni swoich możliwości na boisku. Kibice oczekują więcej od swojego ulubionego klubu i mają nadzieję na poprawę w kolejnych sezonach.
Analiza formy Manchesteru United wskazuje na konieczność przeprowadzenia gruntownych zmian w podejściu do gry oraz w zarządzaniu zespołem. Tylko w ten sposób klub będzie mógł wrócić na właściwe tory i konkurować z najlepszymi drużynami na świecie.
Kibice Inter Mediolan nie mogą się doczekać, aby zobaczyć swoją drużynę w walce o zwycięstwo. Po imponującym sezonie, w którym Inter po raz pierwszy od wielu lat zdobył mistrzostwo Serie A, teraz wielkie nadzieje kierują się w stronę kolejnych sukcesów. Podczas gdy niektórzy mogą wątpić w to, czy będą w stanie powtórzyć sukces, inni widzą w tym możliwość zaistnienia na europejskiej scenie.
Trener Interu, Simone Inzaghi, ma świetne doświadczenie w prowadzeniu zespołów do zwycięstwa, co daje kibicom dodatkową nadzieję na sukces. Zespół ma również w swoich szeregach takich gwiazd jak Romelu Lukaku, Lautaro Martinez czy Nicolò Barella, którzy potrafią decydująco wpłynąć na wynik meczu.
Gra Interu opiera się na szybkim ataku i solidnej obronie, co sprawia, że są groźnym przeciwnikiem dla każdej drużyny. Jednak rywalizacja na najwyższym poziomie, zwłaszcza w Lidze Mistrzów, jest zawsze nieprzewidywalna. Konkurencja w Europie jest bardzo silna, więc droga do zdobycia wielkich trofeów może być trudna.
Mimo wszystko, perspektywy są obiecujące dla Interu Mediolan. Kibice wierzą w swoją drużynę i gotowi są wspierać ją w każdym meczu. Czy Inter zdoła odnieść kolejne wielkie zwycięstwo? Trzeba czekać i obserwować rozwój wydarzeń, ale jedno jest pewne - emocje będą ogromne.
Kluczowe zawodnicy meczu
W każdym meczu, niezależnie od dyscypliny sportu, pewne osoby wyróżniają się swoimi umiejętnościami i decydują o ostatecznym wyniku. Ci zawodnicy, zwani kluczowymi zawodnikami meczu, mają niezwykłą zdolność wpływania na przebieg rywalizacji i potrafią zapewnić zwycięstwo swojej drużynie.
Pierwszym kluczowym zawodnikiem meczu jest zazwyczaj ten, który potrafi zdobywać bramki, punkty lub punktować w decydujących momentach. Jego umiejętność skutecznego wykorzystywania okazji strzeleckich sprawia, że staje się niezastąpioną częścią zespołu. Ponadto, potrafi inspirować kolegów do lepszej gry i podnosić morale całej drużyny.
Drugim kluczowym zawodnikiem meczu jest zawodnik defensywny, który potrafi skutecznie blokować ataki przeciwnika i utrzymywać czyste konto swojej drużyny. Jego determinacja, zaangażowanie i umiejętność czytania gry pozwalają mu zapobiec wielu niebezpiecznym sytuacjom i stanowić solidną bazę dla pozostałych zawodników.
Trzecim kluczowym zawodnikiem meczu jest strateg, czyli osoba odpowiedzialna za taktykę i decyzje podczas rywalizacji. Jego umiejętność czytania gry, szybkiej reakcji na zmieniające się warunki oraz zdolność motywowania drużyny sprawiają, że ma kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyniku.
Wniosek jest jasny - kluczowi zawodnicy meczu są niezastąpioną częścią każdej drużyny sportowej i decydują o jej sukcesie. Dzięki swoim umiejętnościom, determinacji i zaangażowaniu potrafią zmieniać losy rywalizacji i zapewnić zwycięstwo swojej drużynie.
Tabela ligowa jest kluczowym elementem w śledzeniu wyników oraz osiągnięć poszczególnych drużyn w sezonie ligowym. W Serie A i Premier League, dwóch znaczących ligach piłkarskich na świecie, rywalizacja o miejsca na podium jest zawsze intensywna i emocjonująca.
W Serie A, włoskiej ekstraklasie, zespoły jak Juventus, Inter Mediolan czy AC Milan regularnie walczą o najwyższe lokaty. Tabela ligowa odzwierciedla zarówno formę jak i umiejętności drużyn, a kibice śledzą każdy mecz z zapartym tchem. Miejsce w czołowej czwórce gwarantuje udział w europejskich pucharach, co dodatkowo podnosi stawkę rywalizacji.
W Premier League, angielskiej elitarniej klasie rozgrywkowej, Liverpool, Manchester City czy Chelsea to drużyny zawsze wysoko notowane. Tabela ligowa jest dynamicznie zmieniająca się, a walka o utrzymanie się w czołowej ósemce lub uniknięcie spadku z ligi przynosi wiele wrażeń zarówno zawodnikom, jak i kibicom.
Nieustannie aktualizowana tabela ligowa w Serie A i Premier League stanowi istotne narzędzie do śledzenia wyników, analizowania formy zespołów oraz prognozowania nadchodzących spotkań. Zapewnia ona informacje o punktacji, różnicy bramek, liczbie zdobytych i straconych goli, co pozwala na dokładne określenie sytuacji w danej chwili.
Wnioski płynące z analizy tabeli ligowej mogą być kluczowe dla bukmacherów, ekspertów piłkarskich oraz wszystkich, którzy śledzą i interesują się futbolem. Tabela ligowa w Serie A i Premier League to nie tylko zestawienie punktów, ale także mapa drogi do sukcesu każdej drużyny w trakcie trwającego sezonu.
Statystyki bezpośrednich spotkań obu drużyn są ważnym czynnikiem w przewidywaniu wyniku meczu. Analiza wyników poprzednich meczów może dostarczyć cennych wskazówek dotyczących potencjalnego rezultatu spotkania. Istnieje wiele elementów, które można wziąć pod uwagę przy ocenie statystyk bezpośrednich spotkań obu drużyn.
Pierwszym istotnym aspektem są wyniki poprzednich spotkań między tymi samymi drużynami. Czy któryś z zespołów regularnie dominuje w tych starciach, czy może wyniki są dość wyrównane? Analiza takich informacji może dostarczyć istotnych wskazówek dla obstawiających zakłady bukmacherskie.
Kolejnym istotnym czynnikiem do rozważenia jest forma obu drużyn w kontekście ich bezpośrednich starć. Czy któraś z drużyn jest aktualnie w lepszej formie niż jej przeciwnik? Czy może obie drużyny prezentują podobny poziom gry?
Dodatkowo, należy wziąć pod uwagę takie elementy jak kontuzje kluczowych zawodników, taktyka stosowana przez trenerów oraz warunki atmosferyczne, które mogą mieć wpływ na przebieg meczu.
Podsumowując, analiza statystyk bezpośrednich spotkań obu drużyn może być wartościowym narzędziem przy podejmowaniu decyzji dotyczących obstawiania meczów. Ważne jest jednak, aby brać pod uwagę szerszy kontekst i nie ograniczać się jedynie do tych danych, ponieważ wiele czynników może wpłynąć na rezultat meczu.
0 notes
lisiprom · 3 months
Text
"Aptekarka" M. Skubisz
Tumblr media
Mam strasznie mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony pomysł całkiem fajny, Katję i jej cięty czasem język polubiłam ale z drugiej większości przedstawicieli szlachty należało by zrobić powtórkę z rabacji galicyjskiej (którą niby mają na świeżo), Toni zachowuje się jak absolutny jełop a ciągłe ubliżanie Katji przez większość jej otoczenia było po prostu mocno męczące miejscami. Wkurzał mnie też trochę brak instynktu samozachowawczego Katji- rozumiem, że ja bucera tych wszystkich paniątek wkurzała (bo mnei też) ale kurczę, dziewczyna wie, że jest w takiej a nie innej sytuacji i mogłaby się czasem powstrzymać, skoro wie jakie mogą być konsekwencje pyskówki do jaśniepaństwa. Z drugiej strony z jej wiedza mogła by im po prostu dosypać czegoś na mocne przesranie drutem kolczastym :)
Muszę jednak przyznać, że mnie wciągnęło i kolejne dwa tomy już czekają w kolejce. Mam nadzieje, że będzie trochę więcej o ziołach i leczeniu a mniej o dręczeniu Katji ale drugi tom pisany jest z perspektywy Toniego i trochę mnie to martwi. No ale zobaczymy, bywają postacie których początkowo nie darzę sympatią a które zyskują ją trakcie czytania więc zobaczymy jak to będzie z Antonim.
0 notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
O czasie i braku czasu. O względności.
12 maja 2023
Jestem bardzo zmęczona.
Wczoraj po spotkaniu z kolejną kumpelą mam nową rozkminę. I chociaż zaczęłam rozmowę tak bardzo wykończona, zmęczona, to skończyłam pobudzona - intelektualnie i emocjonalnie.
I mam wnioski.
Esencja to:
Muszę przearanżować czas i swoje podejście do czasu, bo wciskając kolejne rzeczy do grafiku, a potem obwiniając się za to, że czasu brakowało, albo, że za długo spałam podczas, gdy jestem tak naprawdę bardzo niewyspana i każda godzina snu, to jest coś na wagę złota i co rozsądnie byłoby dostarczyć swojemu organizmowi, tak samo rozsądnie, jak jogging w parku przed pracą...
Sprzeczne potrzeby i sprzeczne wizje siebie.
Fakty:
1 - piesek
jest chory i wychowanie pieska wymaga czasu i cierpliwości. I to powinno być moim priorytetem, bo tego nie nadrobię "potem", potem przestanie być szczeniaczkiem. Potem choroba może poczynić w jej organizmie szkody. I tak dalej. I chyba nie byłam świadoma, że wychowywanie szczeniaka będzie, aż tak czasochłonne. Miałam doświadczenie, okay, tylko, że to co wydawało się być plusem - mój model pracy hybrydowej z przewagą zdalnej, z domu - jest niestety przez jej stan zdrowia minusem. Piesek widzi mnie w domu i szaleje, a ja widzę ją i rozpraszam się. Męczy mnie to, bo nie chcę by cierpiała (oczywiście nie cierpi przez cały czas, ale przez ostatnie 3 miesiące była już 3 razy na antybiotyku - biedne maleństwo). I męczy mnie i frustruje jej nawoływanie mnie do zabawy: chcę się z nią bawić, ale wtedy kiedy będę miała wolne, po pracy... tym czasem piesek tego nie rozumie, widzi jak ją ignoruję i świruje by zwrócić na siebie uwagę. To jest zaskakująco ciężkie. I przykre. Bo są dni, gdy przez to tracę efektywność w pracy, a z drugiej strony mam komfort doglądania jej w razie potrzeby. Bardzo ambiwalentne uczucia temu docieraniu się z małą towarzyszą. :( Dużo do przeorganizowania.
I znacznie więcej popołudni spędzonych w poczekalni u weterynarza niż bym sobie życzyła... bo mogłabym wrócić do regularnych treningów, do malowania, do obejrzenia głupiego serialu, albo do przejścia się z audiobookiem do parku (co robimy w tych okresach, gdy psiunia jest zdrowa). O to najczęściej wyrzucam sobie: że nagle czasu brak, w głowie misz-masz uczuć, poczucie winy, że zawodzę siebie, że znowu mi czas przecieka przez palce. W takich momentach czuję jakbym traciła kontrolę i była do niczego, jakbym sobie potwierdzała, że do niczego się nie nadaję, nic nie osiągnę... a to nieprawda, bo z perspektywy patrząc: mam podopieczną i o nią dbam, czasem kosztem swoich planów, ale z ryzykiem ewentualnej opieki pielęgnacyjnej przecież od początku wiązała się odpowiedzialność powiększenia rodziny. Niby naturalne. I nie mam pretencji w tym wszystkim do pieska, tylko do siebie: że oprócz dbania o nią tego konkretnego dnia nie zrobiłam 10 innych rzeczy, które zaplanowałam.
Chyba - też to piszę z perspektywy do tych emocji, to tego zawodu samą sobą - tak po prostu czasem bywa. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu i to jest okay.
-
2 - inwestuję w swoją edukację siebie.
I to dobrze. To niesamowite, że po tylu latach... mnie stać. Żeby nie tylko przeżyć, ale pojechać na wakacje i się krzstałcić. A zmieniło się tylko to, że mam partnera (który wnosi do gospodarstwa tyle co ja). Nie ma pojęcia NIKT kto jako dorosła osoba bez wsparcia rodziców jak trudno żyć prowadząc gospodarstwo domowe w pojedynkę. Ale nie mogę mieć do siebie pretensji, że przy tym wszystkim co robię, co jest moim dziennymi obowiązkami i o co dbam nie wygospodarowuję zadowalającej ilości czasu na nagrywanie podcastu, fotografię, malowanie czy grafikę. Owszem, ostatnio mam wrażenie, że całą swoją energię i czas, który przeznaczam na tworzenie kieruję głównie na udoskonalanie sprzętu z którego nie mam czasu i przestrzeni korzystać.
I to jest fakt.
ALE nie mogę zapomnieć o tym, że w tym tygodniu zdobędę stosowne papiery uprawniające do pracy artystycznej w jednej z dziedzin mojego zainteresowania, zakupię bardzo dobry sprzęt do grafiki. I że poczyniłam bardzo konkretne rozeznanie w sprawie znalezienia pracowni. Ponad to kupiłam kurs nauki aspektów prawnych i od zeszłego roku nadganiam wiedzę w zakresie organizacji zarabiania z tworzenia od strony, że tak powiem "kuchni".
Owszem, to fakt, że wciąż nie poczyniłam kroku - nie sprzedałam.
Ale zadbałam o zaplecze, kursy, rozwój. I o to, czego mi brakowało: dokument uprawniający mnie do nauczania.
Chyba musiałam to napisać, udowodnić słowem pisanym sama sobie, że zrobiłam przez ostatnie 1,5 roku więcej dla realizacji swojego marzenia, niż kiedykolwiek przedtem. Teraz mi trochę lżej, uff... bo we własnej głowie sama sobą jestem gigantycznie rozczarowana. Zawsze tak jest: najpierw ekscytacja, potem plany, a potem fantazje o tym co jeszcze mogę zrobić w tym obszarze, możliwości się mnożą, rozwidlają, pączkują, ja idę za kolejnym pomysłem, i kolejnym, a potem ta wizja mnie przytłacza, hamuje, wchodzi głos "a kto to niby kupi?" i "myślisz, że twoje pracę komuś się faktyczne podobają? Może tak tylko mówią z sympatii do ciebie?", boję się porażki i prokrastynuję, odsuwam się od pomysłu... podkopując jednocześnie wiarę w siebie. Wchodzi przekonanie lekkomyślnie, że się nie znam na chodzeniu w tym świecie sztuki, a marzę by latać... :(
Wiem, że ten opisany proces to jest czyste ADHD. Wiem. Wiem intelektualnie, że nie chodzi o mój brak talentu - bo faktycznie mam talent, ale nie każdemu moje prace się będą podobać, ot co, to fakt. Wiem, że tu chodzi o dopaminę, o zajawkę i o nagły brak dopaminy w mózgu, rozkojarzenie, brak chęci do działania i przykre myśli o własnej sprawczości. TERAZ wiem, że to jest TO. Ale i tak jest mi ciężko momentami rozpalać fascynację w sobie od nowa. Cały czas prowadzę ten dialog we własnej głowie, od kiedy pamiętam...
-
3 - dbam o swoje zdrowie.
Ostatnie 3 lata to... Ech... Tak dużo się podziało. Tak dużo! I tak bardzo jestem z siebie dumna!
Mam dwa nowotwory, które kontroluję.
Schudłam - tym razem bez dietetyczki. Schudłam, bo bałam się, że umrę, a okazało się, że na tempo przyrostu jednego z nowotworów wpływa hormon, którego wydzielanie jest zaburzone przez nadwagę. Nadwaga/otyłość to ostatni problem osoby, która się z nią zmaga - to też fakt. Jednocześnie niesamowicie WKURWIAJĄCY i zarazem bardzo uwalniający. Bo to nie nadwaga okazuje się być "sprawą do załatwienia" i to jest super, kiedy uświadamiasz sobie, że po latach koncentracji na wyglądzie, akceptacji w społeczeństwie, nienawidzeniu swojego ciała i poczuciu, że własne ciało cię zdradza; że wtedy okazuje się, że ku zaskoczeniu, moje ciało potrzebuje mojej łagodności i przyjaźni. Idea rewolucyjna! Potrzebuje mojej ochrony i wzięcia odpowiedzialności za wszystko inne co moje ciało dorowadziło do stanu w którym staje się kozłem ofiarnym i przedmiotem ostracyzmu (ksenofobii!! fatfobii!) społecznego, powodem do wstydu i umacniania przez ten wstyd zachowań, które były przyczynkiem doprowadzenia ciała do stanu chorobowego - otyłości. Wow. To było zupełnie inne podejście. Wywaliło wszystko do góry nogami. I jest lepiej.
Oczywiście akceptacja ciała była procesem dłuższy, trwający całą terapię, całe 5 lat bycia w procesie terapii (nie mam zamiaru tego bagatelizować, bez terapii pewnych rzeczy nigdy bym nie odkryła). Jednak to z czym wyszłam te 3 lata temu do koncepcji "już nie mam otyłości jak kilka lat temu, ale mam nadwagę w stosunku do tego jak wyglądałam po współpracy z dietetyczką rok wcześniej i było mi z tym okay, a teraz mam motywację by schudnąć znowu do tamtej wagi, bo nadmiar tkanki tłuszczowej w organizmie powoduje w konsekwencji szereg niezdrowych reakcji i ostatecznie rozwój nowotworu". Nie schudłam dla rozmiaru. Owszem - dla akceptacji swojego odbicia w lustrze, tak, to jest mój problem, to jest moja rzecz, która będzie ze mną do końca życia prawdopodobnie i do której mam inny stosunek niż kiedyś, ale która jest wciąż aktualna. Tym razem jednak przekroczyłam swoje granice: odważyłam się biegać poza siłownią. W parku. Wtedy to było dla mnie nie do przeskoczenia - wydawałam się sama sobie śmieszna bo biegam pośród ludzi, którzy nie biegają, którzy są poza koncepcją "tutaj masz ruch fizyczny, każdy zajmuje się sobą" i którzy być może naturalnie potrafią biegać, a ja to robię źle; że powinnam się wstydzić jak biegam i że biegam będąc osobą z nadwagą pośród ludzi, którzy nie mają nadwagi, że zostanę oceniona przez nich krytycznie i przez tych z nadwagą też - bo biegam i wyłamuje się ze schematu itp (jakby sama koncepcja powodowała paraliż: bo bieganie publicznie, w parku powodowało pomysł, że teraz publicznie poznaję się do tego, że mam problem ze swoim ciałem i jestem tego świadoma; że jestem niewysportowana i gruba, w dodatku mam chujową kondycję itp itd - tak to widziałam wtedy, czułam lęk). Oczywiście okazało się, że ludzie mieli mnie w dupie, a po kilku razach ja ich miałam w dupie xD - każdy ma własne żyćko i własne problemy, trzeba być naprawdę nieszczęśliwym by kogoś gnębić za jego wybory, gdy nikogo nie rani. Dodatkowo okazało się, że ruch w naturze potrafi robić dobre rzeczy z głową. Nie wiedziałam tego. Myślałam, że trzeba wyjechać z miasta, że chodzi o góry, o rowery, o narty, a nie o naturę per se. To było dla mnie jak rewolucja. I od tego czasu kocham to robić. Jestem dumna, że po 30 odważyłam się przełamać swój strach przed oceną i swoją niechęć do sportu. Że odkryłam trochę na nowo, że natura to dobre miejsce dla człowieka.
Rozpisałam się. Okay, zwijam mandżur: o reszcie aspektów dbania o zdrowie po krótce: występowałam w teatrze, TAŃCZĄC (chociaż całe życie byłam przekonana, że ja i ruch, taniec to cos wykluczającego się)! Poznaję swoje ciało! Poza tym odkryłam swoją jogę - wcześniej zapisując na wszystkie możliwe odmiany jogi by poznać je i znaleźć coś dla siebie. Przestałam praktykować, bo odeszła instruktorka... Szkoda. Zadbałam o zęby - wszystko pięknie wyleczone. Wciąż mam niedobory wit B12 oraz wit D i wciąż się bujam z anemią. Jestem słabsza niż 2 lata temu od czasu Covida. Ale badam się, suplementuję.
Wciąż się diagnozuję na problemy z układem pokarmowym - nie wiem co mi dolega. Z badań wynika, że jestem zdrowa, ale wciąż mam objawy takie jak krew w stolcu. Z naszym polskim NFZem to długo trwa, a po drodze w tych placówkach zarażono mnie COVIDem, ale wciąż się badam. Próbuję dojść do sedna (proktolog przyjemnie mnie za 3 tygodnie, w końcu pójdą wyczekiwane badania).
I chyba najważniejsze - od początku tego roku ruszyłam temat ADHD. I dostrzegam jak bardzo ten temat mógł wpływać dotąd na całe moje życie. I doprowadziłam to od wyszukiwania informacji o tym zaburzeniu u kobiet, przez próby diagnozy na NFZ, po research tematu w sferze prywatnej i ostatecznie, po wielu nietrafionych spotkaniach, stracie czasu, telefonach, sprzecznych informacjach: mam diagnozę. Jako dojrzała kobieta mam diagnozę i jestem TAKA SZCZĘŚLIWA. :D :D Ale TAKA! Bo to jest odpowiedź na wszystko co mi jakoś nie pasowało do zwrotów udzielanych na terapii przez psychoterapeutkę (pewne rzeczy u mnie nie działały i to budziło frustrację), do zachowań, które sprawiały, że się irytowałam i złościłam na samą siebie, a które ZAWSZE nie były akceptowane przez innych. No i mogłabym pisać i pisać. Jestem na lekach drugi tydzień i WIDZĘ zmiany. Czuję różnicę i jeszcze się w tym gubię - nie mogę się doczekać wizyty kontrolnej, bo MAM TYLE PYTAŃ! Tyle wyobrażeń, oczekiwań, ekscytacji po zauważeniu różnic w swoim funkcjonowaniu, które na mój dobrostan wpływają pozytywnie i takich negatywnych (tabsy przestają działać około 18 i wtedy przestawienie się ponownie na "zwykły" natłok myśli jest bardzo przykrym doświadczeniem).
Ale właśnie: dotarło do mnie wczoraj, że gdzieś jeszcze będę musiała przeżyć żałobę - za to życie, którego nie było, gdybym była zdiagnozowana jako mała dziewczynka. Owszem, opłakałam bardzo, bardzo mocno tamto życie kiedy rozwiązywałam test z mamą przez telefon w lutym (i cieszę się, że to robiłyśmy przez telefon, bo na żywo pewnie serce by jej pękało widząc mnie tak zapłakaną, a do słuchawki mogłam płakać do woli) - jednocześnie wtedy czując żal i gorycz oraz uglę, bo mama potwierdzała moje przypuszczenia, a zarazem nie była i nie mogła być świadoma, że to co opisuje to zachowania wskazujące na ADHD. No i pozostaje jeszcze to... odroczona w czasie żałoba na którą nie mam czasu, bo żałoby nie trwają tydzień, ani dwa. Żałoba to temat przebadany w psychologii, trwa rok - jeżeli jesteśmy gotowi odpuścić i ruszyć dalej. A zaprzeczenie jej istnienia, przekonanie, że jej TERAZ nie ma, to jest część bycia w procesie żałoby... jeszcze jebnie. To jest przede mną...
Ale dbam o siebie - i to jest fakt.
Tym bardziej, że jest szansa na to, że w osi jelita-mózg ADHD może okazać się mieć wpływ na moje problemy z układem trawinnym - jak biorę leki mniej boli, nie ma krwi. Na razie to obserwuję...
Dbam o zdrowie i to jest czasochłonne: wizyty u lekarzy, leki, obserwacja jak reaguję na leki, regularne badania kontrolne itp itd.
To zjada czas... nie powinnam mieć o to do siebie pretensji, bo przecież postępuję dobrze, właściwie. Ale coś kosztem czegoś... moja twórczość kosztem dbania o zdrowie by móc tworzyć koniec końców, ech... To męcząca myśl. Jak to podsumowałam poczułam się zrezygnowana i zmęczona. Chciałabym być zdrowsza, silniejsza, bez anemii, z dobrze dobranymi lekami na ADHD. To jedno z moich marzeń.
-
4 - Bliscy i utrzymywanie kontaktów.
Dbam o znajomości, o przyjaźnie, o kontakty rodzinne i koleżeńskie - i to jest WAŻNE, to dla mnie priorytet.
Czas mi pokazał do jakiej samotności prowadzi zaniedbywanie takich relacji, szczególnie, kiedy w życiu się coś sypnie i nie ma po prostu nikogo wokół z kim można by zamienić słowo, kto po prostu wysłucha. Komu zwyczajnie zależy. Teraz jest dobrze. I teraz chcę się tym dzielić i być oparciem dla tych, którzy bywali dla mnie oparciem - nie kosztem siebie czy swoich potrzeb, po prostu to dla mnie ważne by mieć przestrzeń na bycie wsparciem. Czasami uważne wysłuchanie drugiej osoby i przytulenie to więcej niż wszystko inne na świecie. Coś niesamowicie cennego i wyjątkowego. Chcę i potrzebuję pielęgnować te relacje. Nie jest ich znowu tak bardzo dużo i nie są tak naprawdę bardzo częste - po prostu w korelacji z pracą i innymi aspektami wymagającymi mojego czasu i uwagi wydarzają się po prostu częściej niż mi się wydaje (a potem do mnie dociera, że nie widziałam kumpeli od 4 miesięcy i rośnie ciekawość, ekscytacja tym wszystkim czym chcę się podzielić z nią, a ona ze mną, bo to TYLE czasu! A potem trawię te emocje, bo zależy mi na moich bliskich ludziach - czuję wobec nich empatię, więc bliskość po prostu też mnie kosztuje dużo energii).
Jednak podziały się dwie sprawy - jedna wynikająca z drugiej - które diagnozuję jako przyczynę mojego rozdrażnienia i ogólnego braku balansu, wygodnej równowagi w tej sferze, a przez to mojego narzekania na brak czasu i rozczarowania sobą samą, że lepiej tym czasem nie zarządzam.
Po prostu weszłam w związek i wraz z partnerem przybyło do bliskiego grona bardzo dużo nowych ludzi, którym zależy na budowaniu więzi i dobrych relacjach. A wraz z tym naturalnie pochłaniają część czasu/przestrzeni, jaką sama sobie przyzwalam, aby przeznaczać na pielęgnowanie kontaktów z bliskimi osobami. A z tego jakimi ludźmi te osoby są i jaką osobą ja jestem niestety wynika to, że oni za wystarczającą ilość wspólnie spędzonego czasu uważają o wiele większą przestrzeń godzinową niż ja jestem gotowa zaoferować, a nawet bywa, że znieść w tej intensywności jaką narzucają. To poważny problem - ale nikt nie ma złych intencji, przeciwnie, wszystkim zależy na komforcie, więc jeszcze to pole uważam za testowe: muszę wybrać i poukładać się z tym, jak to zrobić być czuć się komfortowo i by im zaproponować komfort. To ciągła gimnastyka intelektualna i czasem mnie to męczy, ale mam nadzieję, że nabiorę z upływem miesięcy wprawy.
Dużo rzeczy się zmienia - po prostu.
I chociaż mnie to frustruję, to powtórzę to co powiedziała moja psychoterapeutka: "jedyną stała na świecie jest to, że wszystko się zmienia" - zmiany są ciągłe, to iluzja, że kiedyś świat przestanie ulegać im. Z ta myślą łatwiej adaptować się do nowych sytuacji - nie przynosi ulgi, ale pewną nawigację. Komfort i brak komfortu zarazem. Takie przypomnienie, że warto jednak odpuszczać kontrolę, bo to ułuda, że ją mam :P
-
5 - przyszłość.
Na myśl o przyszłości czuję strach. Jest nieprzewidywalna i to jest straszne.
Więc wolę się skupiać na bliskich celach, na małych skokach. Reszta jakoś się ułoży... albo i nie.
Jak zaczynam z O. robić plany, to robimy je najdalej o 2-3 mc do przodu, a jak ten miesiąc już się zaczyna to naglę się okazuje, że trudno cokolwiek w ten nasz grafik wcisnąć.
Chyba muszę nauczyć się też priorytetyzować swoje potrzeby. Czasami się w tym rozmywam.
Brakuje mi nie tylko tego, za czego brak się łajam: malowania, fotografii, zajęć, grafiki, organizacji projektu, czasu na gotowanie itp.
Brakuje mi odpoczynku.
Funnu, zabawy, śmiechu - nie pamiętam keidy się po prostu śmiałam. Ani kiedy spałam tak długo jak chciałam - a nie, pramiętam, w grudniu!
Brakuje mi czasu z samą sobą, kiedy nie martwi się nikt o to czy i o której wrócę, ani nie mam ograniczeń - na tramwaj, na szkolenie, na spotkanie, na plener. Brakuje mi spontaniczności i leniuchowania bez wpisywania czasu na spontaniczność i leniuchowanie do grafiku. Nie powtrafię tego chyba ująć w słowa...
Potrzebuję urlopu z lekką głową, bez pamiętania o ważnych punktkach, telefonach, projektach, bez poczucia winy, że nie inwestuję BARDZIEJ w siebie, że nie trenuję bardziej regularnie, że nie przestrzegam diety z aplikacją z liczenia kalorii. Potrzebuję mniej... tego wszytskiego co mi układa dzień na segmenty, przerwy, okresy zarabiania i dbania o zdrowie (bo jak zapomnę to przecież nieodpowiedzialne), bez pieska szczekającego mi nad uchem, bo spacer, bo rozwolnienie, bez umawiania się w pośpiechu na to kto dziś obiad robi, a kto do weterynarza leci, na bookowanie noclegu, zamawianie farb, podejmowaniu poważnych decyzji o kredycie na tablet i ciśnięciu samej siebie olbrzymimi oczekiwaniami, którym boję się, że nie podołam (nawet Michał Anioł nie podołał moim oczekiwaniom wobec niego xD).
Potrzebuje odpłynąć...
Potrzebuję przestrzeni.
Meczy mnie myśl o pracy w tygodniu, o krótkich weekendach i pospieszaniu samej siebie.
Potrzebuję odpocząć.
A im dłużej to pisze tym bardziej jestem bliska płaczu histerycznego - bo naprawdę tego potrzebuję. Urlopu z siedzeniem na dupie (chociaż jak już to napisałam to od razu wskoczyły wyrzuty sumienia, bo przecież MUSZĘ osadzić doniczki na balkonie, tylko nie mam na to czasu, więc może na tym urlopie bym to zrobiła, bo MUSZĘ przecież... i ten głos mnie przyprawia o chęć wymitowania: nie chcę grafiku, nie chcę musieć, chcę nic nie musieć).
6 notes · View notes
maszynyjamar · 4 months
Text
Maszyny budowlane - Kupować czy wynająć?
Branża budowlana stoi przed strategicznym wyborem, gdyż inwestycje w sprzęt są kluczowe dla efektywnej realizacji projektów. Pytanie, czy lepiej jest kupić czy wynająć maszyny budowlane, jest często przedmiotem debaty wśród przedsiębiorców budowlanych. Oto analiza korzyści i wad obu opcji, która może pomóc w podjęciu świadomej decyzji.
Tumblr media
Kupno maszyn budowlanych:
Zalety:
Własność i kapitał inwestycyjny: Kupując maszyny, stają się one stałym aktywem firmy, co może być korzystne w dłuższej perspektywie. Ponadto, inwestycja w maszyny może być traktowana jako kapitał, który z czasem zyskuje na wartości.
Dostępność na własne żądanie: Posiadając własne maszyny, firma ma pełną kontrolę nad dostępnością sprzętu, co jest szczególnie istotne w przypadku projektów o ścisłym harmonogramie.
Możliwość dostosowania: Firmy posiadające maszyny mogą dostosować je do własnych potrzeb i specyfiki projektów, co może przynieść dodatkowe korzyści operacyjne.
Wady:
Wysokie koszty początkowe: Kupno maszyn budowlanych wiąże się z wysokimi kosztami początkowymi, które mogą znacznie obciążyć budżet firmy.
Koszty utrzymania i napraw: Własność maszyn wymaga regularnych nakładów na utrzymanie, naprawy i ewentualne modernizacje, co może generować dodatkowe wydatki.
Ryzyko przestarzałości: W dziale budowlanym technologia szybko się rozwija, a posiadanie starszego sprzętu może wpłynąć na konkurencyjność firmy.
Wynajem maszyn budowlanych:
Zalety:
Znacznie mniejsze koszty początkowe: Wynajmując maszyny, firma unika dużego obciążenia kosztami początkowymi, co pozwala na elastyczniejsze zarządzanie budżetem.
Brak kosztów utrzymania i napraw: Wynajmując sprzęt, firma nie ponosi kosztów utrzymania i napraw, co eliminuje nieprzewidywalne wydatki.
Dostępność aktualnych modeli: Wynajmując maszyny, firma zyskuje dostęp do najnowocześniejszych modeli, co wpływa na efektywność i konkurencyjność.
Wady:
Brak własności: Firma nie staje się właścicielem maszyn, co może być uważane za utratę kapitału inwestycyjnego.
Konieczność dostosowywania harmonogramu: Wynajem wiąże się z koniecznością planowania z wyprzedzeniem i dostosowywania harmonogramu pracy do dostępności wynajętych maszyn.
Długoterminowe koszty wynajmu: W dłuższej perspektywie czasowej, koszty wynajmu mogą przewyższyć koszty zakupu maszyn.
Wnioskiem jest to, że wybór między kupnem a wynajmem maszyn budowlanych zależy od indywidualnych potrzeb i sytuacji finansowej firmy. Oba podejścia mają swoje zalety i wady, a ostateczna decyzja powinna być dobrze przemyślana z uwzględnieniem długoterminowych celów przedsiębiorstwa.
0 notes
realestateglory · 6 months
Text
Czy ceny mieszkań będą rosły
Czy w przyszłym roku ceny mieszkań nadal będą rosły? W jakim tempie? Co, zdaniem deweloperów, będzie miało decydujący wpływ na koszt realizacji projektów? Sondę przygotował serwis nieruchomości dompress.pl.
Angelika Kliś, członek zarządu Atal S.A.
Inflacja oraz wysoki koszt finansowania znacznie zmniejszyły liczbę nowych inwestycji i uruchamianych budów na rynku. Z tego powodu widoczny jest niedobór mieszkań, zwłaszcza w większych ośrodkach. Ta luka podażowa będzie dłużej odczuwalna, gdyż na wprowadzenie na rynek nowych projektów potrzeba czasu, przeciętnie około 2 lat. Na koszt wytworzenia wpływać będą także wysokie ceny gruntów, których również brak, szczególnie w atrakcyjnych lokalizacjach. W takich warunkach bardzo prawdopodobne są dalsze wzrosty cen mieszkań, realnie patrząc o kilka procent w skali roku, co zresztą odpowiada aktualnemu pozimowi inflacji.
Mariola Żak, dyrektor sprzedaży i marketingu w Aurec Home
Szaleństwo cenowe na rynku pierwotnym trwa w najlepsze. Obecnie obserwujemy rekordowy od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku wzrost średniej ceny metra kwadratowego. W Warszawie zostały przekroczone kolejne progi cenowe, za metr kwadratowy mieszkania trzeba zapłacić średnio 16 tys. W ciągu 12 miesięcy mieszkania deweloperskie w stolicy średnio na metrze podrożały o 18 proc. Głównym tego powodem jest popyt napędzany przez Bezpieczny Kredyt 2 proc., który wysysa lokale z oferty deweloperów. Błyskawicznie znikają najtańsze mieszkania, a te, które zostają, są coraz droższe. Warto wiedzieć, że proces realizacji inwestycji deweloperskiej jest złożony, a ceny mieszkań uzależnione są od wielu czynników. Przede wszystkim od zakupu gruntu, a obecnie niedobór działek z pozwoleniami na budowę czy objętych miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego winduje ich ceny. Przeciągające się miesiącami procedury administracyjne i wydanie pozwolenia na budowę także bardzo mocno wydłuża okres niezbędny do wprowadzenia inwestycji do sprzedaży. W tym czasie deweloper ponosi wydatki związane z finansowaniem danego przedsięwzięcia, a przy obecnych wysokich stopach procentowych jest to mocno odczuwalne. Pomimo, że ceny materiałów budowlanych wyhamowały, to koszty produkcji są nadal bardzo wysokie, zarówno surowców, energii, jak i robocizny. Mieszkania są drogie, a będą jeszcze droższe. Według szacunkowych danych, w perspektywie roku nastąpi wzrost średnich cen transakcyjnych mieszkań o 10-15 proc.
Cezary Grabowski, dyrektor sprzedaży i marketingu Bouygues Immoblier Polska
Ceny mieszkań będą rosły i to nie jest tylko subiektywna opinia deweloperów, ale przede wszystkim wynik analiz rynkowych ekspertów. Z raportu dotyczącego warszawskiego rynku mieszkań pierwotnych z trzeciego kwartału wynika, że koszt mieszkań wzrośnie. Na wielkość tego wzrostu będzie miała wpływ przede wszystkim podaż. Jeżeli nie będzie problemów z wprowadzaniem nowych projektów do oferty, na koniec roku średnia cena za mkw. mieszkania w Warszawie wyniesie około 17,6 tys. zł i w porównaniu rok do roku będzie to wzrost o około 23,5 proc. W kolejnych latach ten wzrost nieco spowolni, z uwagi na większą ofertę mieszkaniową i konkurencję. Szacuje się, że w przyszłym roku podwyżka cen rok do roku będzie kształtowała się na poziomie 10 proc.
Andrzej Gutowski, wiceprezes, dyrektor sprzedaży Ronson Development
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, ponieważ wciąż istnieje zbyt dużo niewiadomych. Jeśli na przykład program Bezpieczny Kredyt 2 proc. zostałby wygaszony wraz z początkiem 2024 roku, z całą pewnością możemy spodziewać się schłodzenia rynku mieszkaniowego i mówić o pewnej stabilizacji, chociaż ceny nie przestaną rosnąć. Na rynku wciąż uruchamianych jest zbyt mało projektów. Moglibyśmy natomiast mówić o wzroście cen o charakterze liniowym, nie zaś skokowym, jak dotychczas. Szacuję, że w zależności od tego czy nastąpi kontynuacja programu BK 2 proc. oraz czy zwiększy się liczba uruchamianych projektów, ceny będą rosły w przedziale od 5 do 10 proc. rocznie.
Małgorzata Ostrowska, dyrektorka Pionu Marketingu i Sprzedaży w J.W. Construction
Niestety, wszystko wskazuje na to, że ceny mieszkań będą nadal rosły. Ma na to wpływ wiele czynników, ale do najważniejszych należy ogólny wzrost kosztów realizacji inwestycji. Zaczynając od początku, walczymy z niedoborem gruntów pod inwestycje, które z tego powodu są coraz droższe. Sam proces przygotowania i realizacji inwestycji mocno wydłuża się w czasie z powodu skomplikowanych procedur i finalizacji kolejnych formalności. A to, jak wiadomo, są kolejne koszty. Owszem, ceny materiałów budowlanych się stabilizują, ale rosną np. koszty pracownicze, koszty energii czy koszty finansowe.
Tomasz Kaleta, dyrektor Departamentu Sprzedaży, Develia S.A.
Zdania deweloperów i analityków są w tym temacie zbieżne - ceny mieszkań będą rosły, choć nieco wolniej niż w tym roku. Głównym czynnikiem jest trudna sytuacja po stronie podażowej. W sześciu największych miastach Polski deweloperzy mają obecnie rekordowo niską ofertę, poniżej 35 tys. mieszkań. Z tak niskim poziomem dostępności mieliśmy do czynienia w 2010 roku. Sytuacja jest szczególnie widoczna w Warszawie i Krakowie, gdzie liczba dostępnych w sprzedaży lokali jest o 50 proc. mniejsza niż w latach ubiegłych. Taki stan nie może jednak dziwić, gdyż deweloperzy byli w stanie wprowadzić o 35 proc. mniej mieszkań niż zostało sprzedanych.
Dodatkowo, zmniejsza się liczba wydawanych pozwoleń na budowę dla nowych inwestycji mieszkaniowych. Przy tak dużej przewadze popytu na podażą wzrosty cen są nieuniknione, zwłaszcza że konsekwentnie drożeją grunty pod zabudowę, w niektórych lokalizacjach nawet o kilkadziesiąt procent w skali roku. 
Zuzanna Należyta, dyrektor ds. handlowych w Eco Classic 
Ceny mieszkań będą rosły nadal ponieważ nie ma innej możliwości. Dostępność gruntów jest ograniczona, proces inwestycyjny trwa kilka lat, wydłużają się procedury urzędowe, ceny materiałów i robocizny rosną a wszystko to powoduje ograniczenie podaży. Przy obecnym zwiększonym popycie wzrost cen jest nieunikniony.
Dawid Wrona, członek zarządu w Archicom
Z pewnością rynek zmaga się z niedoborem mieszkań, a biorąc pod uwagę potrzeby nabywców możemy spodziewa się pogłębienia luki podażowej. Patrząc na najbliższe miesiące, musimy liczyć się z dalszym wzrostem cen mieszkań, w szczególności w projektach dobrze skomunikowanych, zaprojektowanych w oparciu o obecne trendy i wymagania klientów. Na pewno będziemy mieli do czynienia z rynkiem dwóch prędkości. Lokalizacje w centrum, w popularnych dzielnicach, gdzie brakuje mieszkań, a zapotrzebowanie jest ogromne, dynamika wzrostu będzie znacznie wyższa niż w innych lokalizacjach. Trudno jednak oszacować jak duża patrząc na cały rynek. Podwyżki determinuje wiele zmiennych czynników, jak przyszłość programu rządowego Pierwsze Mieszkanie i dostępność mieszkań dla jego beneficjentów czy też potencjalne wejście w życie nowych programów. Z perspektywy deweloperów koszty realizacji inwestycji ustabilizowały się, co zachęca do poszukiwania nowych rozwiązań optymalizacyjnych w innych obszarach.
Janusz Miller, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu Home Invest 
Przewidujemy, że ceny mieszkań nadal będą rosły, lecz tempo wzrostu będzie niższe od tego, które miało miejsce w ostatnich miesiącach br. To będzie zależało od wielu czynników, takich jak popyt i podaż na rynku nieruchomości, sytuacja gospodarcza kraju, czy kontynuacja rządowych programów wsparcia.
Wiele czynników wpływa obecnie na wzrost kosztów realizacji projektów budowlanych. Mimo, że ceny materiałów budowlanych mogą się stabilizować, inne czynniki, takie jak koszty siły roboczej, regulacje prawne, podatki, inflacja, czy zmiany w kosztach energii mogą nadal wpływać na wzrost cen mieszkań. W jakim stopniu te koszty wzrosną, będzie zależało od konkretnej sytuacji na rynku i lokalnych warunków.
Marek Starzyński, dyrektor Działu Sprzedaży w Okam
Realizujemy projekty w lokalizacjach bardzo atrakcyjnych, gdzie na ceny mieszkań bezpośrednio ma wpływ wysoki koszt zakupu gruntu oraz utrzymujące się na podobnym poziomie od kilkunastu miesięcy koszty Generalnego Wykonawstwa. Spodziewamy się dalszego wzrostu cen mieszkań w dużych aglomeracjach, jednak tempo wzrostu będzie nieco niższe niż w ostatnich latach.
Joanna Chojecka, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu na Warszawę i Wrocław w Grupie Robyg
Proces realizacji projektów znacznie spowalnia ograniczony dostęp do gruntów, a także mała liczba wydawanych pozwoleń na budowę, co wpływa też na ceny. Dlatego spodziewamy się, że ceny mieszkań dalej będą rosły. Czas oczekiwania na uzyskanie pozwolenia na budowę się wydłuża, obecnie trwa to około 1,5 roku - 2 lata, a kiedyś było to 6-9 miesięcy.
Anna Bieńko, dyrektor Sprzedaży w Wawel Service
Wzrost cen mieszkań będzie zróżnicowany w różnych regionach Polski. Miasta o dużym popycie, takie jak Warszawa czy Kraków mogą nadal doświadczać wzrostu cen, zwłaszcza w atrakcyjnych lokalizacjach. W mniej popularnych regionach wzrost cen może być bardziej umiarkowany. O ile ceny materiałów budowlanych ustabilizowały się, to nadal pozostają na relatywnie wysokim poziomie w porównaniu z poprzednimi latami. Do tego dochodzą także inne czynniki związane m.in. z wysoką inflacją, czy też obecnie panującą sytuacją na świecie. Oprócz tego, na ceny mieszkań wpływają oczywiście koszty pracy, generalnego wykonawstwa i koszty energii elektrycznej, które przekładają się na koszty samej budowy.
Damian Tomasik, twórca Alter Investment
Patrząc na rynek nieruchomości w perspektywie długoterminowej należy zauważyć, że ceny zawsze rosną w stosunku do wartości nabywczej pieniądza. To co wpływa na bardziej dynamiczne wzrosty cen, to ograniczona podaż gruntów połączona z przedłużającymi się procedurami administracyjnymi. Ceny materiałów budowalnych ustabilizowały się po wcześniejszych radykalnych wzrostach i przerwach w łańcuchu dostaw. Generalnie, kluczowe jest zwiększenie podaży mieszkań, a można to zrobić przez większą podaż gruntów i usprawnienie procedur administracjach. Jeżeli te dwa warunki nie zostaną spełnione, to nadal będziemy mieli ciągłewzrosty cen nieruchomości.
DOMPRESS
Tumblr media
0 notes