Tumgik
#Teatr Dramatyczny
hxrzbrennt · 2 months
Text
jutro ide na spektakl, w ktorym gra michał. mam dla niego prezencik!! szukanie go po calym teatrze bedzie nie lada wyzwaniem
jak macie jakies tipy to poprosze XD
15 notes · View notes
pop-culture-diary · 3 months
Text
Świat Loli
Tumblr media
"Kinky Boots" Teatr Dramatyczny w Warszawie
Premiera: 7 lipca 2017
Libretto: Harvey Fierstein
Muzyka i słowa: Cyndi Lauper
Przekład: Michał Wojnarowski
Reżyseria: Ewelina Pietrowiak
Scenografia i kostiumy: Aleksandra Reda
Choreografia: Paulina Andrzejewska-Damięcka
Kierownictwo muzyczne: Urszula Borkowska
Reżyseria świateł: Łukasz Różewicz
Obsada: Mateusz Weber, Krzysztof Szczepaniak, Kinga Suchan, Anna Szymańczyk, Mariusz Drężek, Sebastian Skoczeń, Łukasz Wójcik, Anna Gajewska, Marta Król, Lidia Pronobis, Michalina Sosna, Karolina Charkiewicz, Tomasz Budyta, Maciej Wyczański, Maciej Radel, Kamil Siegmund, Kamil Mróz, Kamil Studnicki, Maciej Dybowski, Jakub Szyperski, Mirosław Woźniak, Casper Petersen, Szymon Karłowicz, Mikołaj Wachowski
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 19 stycznia 2024
„Kinky Boots” to nietypowa pozycja w repertuarze Teatru Dramatycznego, który przecież nie specjalizuje się w teatrze muzycznym. To z jednej strony wada tej realizacji, bo występujący w niej aktorzy nie są przyzwyczajeni do dość nietypowego rodzaju spektaklu jakim jest musical, a z drugiej zaleta, bo dzięki innemu podejściu, na scenie można podziwiać naprawdę wspaniałe kreacje aktorskie, i pełnię emocji, choćby za cenę wokalnej perfekcji.
Ale czym tak dokładnie jest „Kinky Boots”? To sceniczna adaptacja filmu z 2005 roku, do której muzykę i tekst napisała Cyndi Lauper, piosenkarka znana z hitów takich jak „True Colors” czy „Girls Just Want To Have Fun”. Musical opowiada historię Charliego (Mateusz Weber), chłopaka z Northampton, który dziedziczy w spadku rodzinną fabrykę butów. Męskie skórzane buty nie sprzedają się już jednak jak kiedyś i Charlie nie ma innego wyjścia jak tylko zamknąć fabrykę. Zainspirowany przez wieloletnią znajomą i pracownicę fabryki, Lauren (Anna Szymańczyk), postanawia jednak poszukać sposobu na uratowanie rodzinnej firmy i znaleźć nowy rynku zbytu, którym okazują się drag queen pod przywództwem przebojowej Loli (Krzysztof Szczepaniak). Razem zamierzają stworzyć linię szpilek dla mężczyzn i podbić nią targi obuwnicze w Mediolanie. Ale „Kinky Boots” to nie tylko obyczajowa opowieść o parze nietypowych przyjaciół, który próbują uratować rodzinny biznes, ale też historia o akceptacji innych ludzi i samego siebie. A także o walce, by być akceptowanym w świecie, który chciałby cię oglądać na scenie, ale już nie na ulicy.
Mateusz Weber jako Charlie bardzo dobrze odgrywa mężczyznę, który tak naprawdę nie wie czego chce. Jest z jednej strony nieco dziecinnym chłopakiem, rozpaczliwie próbującym wyrwać się z rodzinnej mieściny, jak i empatycznym człowiekiem, potrafiącym zaryzykować wszystko (łącznie z całym swoim dobytkiem) by zapewnić godziwy byt pracownikom fabryki. Weber świetnie pokazuje narastającą frustrację Charliego, jednocześnie nie pozostawiając wątpliwości, że jej powodem jest troska o przyjaciół.
Anna Szymańczyk jako Lauren sprawdza się jako dziewczyna z prowincji, która potrafi wstrząsnąć Charliem, by zaczął walczyć o swoje dziedzictwo i która po latach znajomości dostrzega w nim coś więcej niż tylko rozkapryszonego paniczyka. To rola komediowa, wymagająca zarówno specyficznej modulacji głosu, jak i nieco przerysowanego ruchu, ale Szymańczyk radzi sobie z nią bez większych problemów.
Ale to Krzysztof Szczepaniak jako Lola kradnie cały spektakl. Gdy tylko pojawia się na scenie, skupia na sobie całą uwagę i wnosi nowe kolory i energię w ponury małomiasteczkowy świat. Jego Lola bryluje na scenie swojego klubu (i Teatru Dramatycznego) w towarzystwie piekielnie utalentowanych Aniołków, ale pokazuje też niepewne oblicze, gdy to Charlie musi ją przekonywać, że sprawdzi się jako projektantka butów. Jednak Szczepaniak tak naprawdę błyszczy w spokojniejszych scenach, chociażby wtedy, gdy rozmawia z Charliem jako Simon. To zachwycające jak bardzo zmienia swój sposób wypowiedzi, postawę czy manieryzm, gdy pozbywa się połyskliwych strojów, peruki czy makijażu i z przebojowej Loli zamienia się w wycofanego chłopaka z małego miasteczka.
Oczywiście gratulacje należą się całej obsadzie, ale moi faworyci to:
Maciej Radel za niestety małą rolę Harry’ego;
niesamowite Aniołki Loli, które zachwycają nie tylko naśladowaniem głosów największych diw sceny muzycznej, ale i tańcem.
Nie mogłyby tego zrobić, gdyby nie choreografia przygotowana przez Paulinę Andrzejewską-Damięcką tak, by jak najlepiej podkreślić umiejętności artystów. Wielu widzów będzie zazdrościć im łatwości z jaką poruszają się, tańczą czy wykonują akrobacje na niebotycznych szpilkach. Duże wrażenie robi też dynamiczna i interesująca choreografia walki bokserskiej.
Odpowiedzialna za scenografię i kostiumy Aleksandra Reda dzięki rusztowaniu i minimalistycznemu, industrialnemu wystrojowi stworzyła na scenie atmosferę małomiasteczkowej fabryki, którą dzięki obrotowej scenie, można łatwo przemienić w pełen barw klub Loli, a dwa projekty szyldu fabryki idealnie oddają przemiany zachodzące w jej środku.
Wspomniałam, że Lola wprowadza nowe kolory w małomiasteczkowy świat Northampton. Rzeczywiście, spektakl, w którym czerwień i jej odcienie mają tak duże znaczenie, nie mógł się obyć bez śmiałych kostiumów. I tak, barwnie ubrana Lola o krwistoczerwonych włosach wkracza w świat dżinsu i odcieni błękitu, w jakich utrzymano kombinezony pracowników fabryki. Od pracowników odcina się Charlie w swoim burgundowym swetrze. Ale im dłużej Lola i jej projekt równie czerwonych butów pozostają w Northampton, tym więcej koloru i życia wkracza do fabryki.
„Kinky Boots” to mimo poważnych elementów jednak komedia pełna różnych typów humoru. Spektakl wiele pozostawia gestii aktora. Dostępne na wyświetlaczu angielskie napisy raz po raz informują widownię, że w tym miejscu nastąpi improwizacja, a Szczepaniak bawi nawiązaniami do popkultury i obecnej sytuacji politycznej, zmuszając kolegów po fachu do nadążania za tworzonymi na podorędziu żartami.
Nie wszystkie jednak powstają na bieżąco, inne z angielskiego trafnie przetłumaczył Michał Wojnarowski, odpowiedzialny zarówno za teksty mówione jak i piosenki. Wojnarowski zachowuje humor oryginału i bawi się słowami, by uzyskać jak najciekawszy i najzabawniejszy efekt, co jest wyczynem, bo przetłumaczenie „Kinky Boots” było z pewnością wyzwaniem przez wzgląd na szybkie frazy czy ogrom nawiązań i nazw własnych.
„Kinky Boots” to spektakl stworzony przez ludzi przepełnionych energią, którzy co wieczór dają z siebie wszystko i wkładają w swoje role całe serce. Naprawdę warto go zobaczyć i to nie tylko jeśli jest się fanem musicali. To niesamowicie pozytywna sztuka, której celem jest szerzenie tolerancji i pokazywanie, że żeby zmienić świat, wystarczy mały gest. To dość optymistyczna wizja, ale miło jest w nią uwierzyć, choć na kilka godzin uwierzyć. Albo przynajmniej dobrze się pobawić w rytm energicznych piosenek i dać się oczarować jedynej i niepowtarzalnej Loli.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
0 notes
revelstein · 2 years
Text
Gra o srom
Każdy dzień bez wyjątku przynosi nowe wieści, jednoznacznie i bezdyskusyjnie potwierdzające tezę, że Polska i polskość to jednak stan umysłu i nienormalność. Nieuleczalna patologia. W czym rzecz tym razem?  W sromie (lub bardziej kolokwialnie mówiąc iw cipce, który to srom pojawił się w foyer warszawskiego Teatru Dramatycznego. Dokładniej rzecz ujmując chodzi o rzeźbę ów srom przedstawiającą, w…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
kulturalnylunatyk · 1 year
Text
2022
Szybkie podsumowanie 56 razy w teatrze. Wybitny rok!. A tu najlepsza, rozciągnięta piątka: 1. Imagine (Lupa) 1. Sztuka intonacji (Dramatyczny) 1. Odlot (Szczecin) 2. 1989 (Słowackiego) 2. Wujaszek Wania (Ludowy) 2. Solaris (Ludowy) 2. Dług (Proxima) 3. Nadchodzi chłopiec (Stary) 3. Nieboska Komedia (Stary) 4. Salome (Stary) 4. Iliada (Ludowy) 4. Orlando (Stary) 5. Chciałem być. Krawczyk (Szczecin) 5. Łaskawe (Śląski) 5. Ludwig (Kielce) Reszta, chronologicznie: Pokora (Katowice), Słowak nocą (Słowackiego), Trąbka do słuchania (Stary), Odyseja (Warlikowski), Hamlet (Słowackiego), Turnus mija (Słowackiego), Panny z Wilka (stary - poraz enty) Powarkiwania drogi mlecznej (Słowackiego), Sen nocy letniej (Stary), Pani Bovary (Słowackiego), , Czartoryska-Artefakty (Stary), Nad Niemnem (Ostrewy), Dzienniki Gombrowicz (Bagatela), Mistrzostwa świata w łowieniu metodą gruntową (Tylka), Agammemnon (Słowackiego), Balladyna (Słowackiego), Kopciuszek (Stary), Powrót do Reims (Poniedziałek), Marzenia Polskie (Stary), Odys i świnie (Śląski), Królestwo (Stary), Bezmatek (Ludowy), Wesele (Stary), Fiasko (Stary), Bowie w Warszawie (Dramatyczny), Stowarzyszenie Umarłych Poetów (Och!Teatr), Wymazywanie (Stary), Triumf woli (Stary), Biesy. O piciu herbaty (Stary), Znachor (Słowackiego), Baśń o wężowym sercu (Stary), Tonąca dziewczyna (Stary), Śmierć Jana Pawła II (Poznań), Łatwe rzeczy (Olsztyn), Cudzoziemka (Poznań), Alte Hajde (Poznań), Z naszymi umarłymi (Kielce), Szewcy (Stary), Halka (Stary), Kwadrat (Stary muzycznie), Przekrój (Stary muzycznie), Koncert dla Ukrainy (Słowacki muzycznie), mowa mistrzowska Stasiuka na Conradzie. 21 seriali, najlepsza rozciągnięta piątka: 1. Get Back - zjawiskowe 2. Halt and Catch Fire (4 sezony / drugi raz)  2. Ozark (finał, sezon 4) 2. Sukcesja (sezon 3) 3. Homeland (8 sezonów / pierwsze trzy - drugi raz)  3. Genialna przyjaciółka (sezon 3) 3. Stranger Things (sezon 4) 4. For All Mankind (sezon 3) 4. Over the Garden Wall 4. Gaslit  4. Yellowstone (3 sezony) 4. Severance 5. The Old Man 5. Wielka woda, 5. The Rehersal 5. The Crown (sezon 5) Poza tym te najsłabsze, chronologicznie: Skandal w brytyjskim stylu, The Staricase, Odwilż, Krakowskie potwory, Zawód: Amerykanin, Inside Man
Zaskakująco sporo filmów, mimo że mało w kinie. Pierwsza piątka: 1. Popiół i diament 1. Przygoda 2. Chip&Dale: Brygada RR 2. Ennio 2. Córka 2. Wszystko wszędzie na raz 3. Oto jest głowa zdrajcy 3. Kto zabił sekretarza generalnego ONZ 4. Powrót do tamtych dni 4. Najgorszy człowiek na świecie 5. Apollo 11 5. Struggle: Szukalski 5. Truflarze 5. Ziemia obiecana (z D.Olbrychskim w MOS) Poza tym dobre, chronologicznie: King Richard, Elvis, eXistenZ, To nie wypanda, Film balkonowy, Batman, Ucieczka na srebrny Glob, Zielony Rycerz, Zbawiciel na sprzedaż, Being the Ricardos, Whitney, French Dispatch, 8 1/2, Herbert. Barbarzyńca w ogrodzie, Tragedia Makbeta, Bo we mnie jest seks, Teściowie, Scarface, Ukryte, Wiking, Last Duel, Matrix Zmartwychwstania
No i te złe, kolejność losowa: The Forgiven, Triangle of Sadness, Świtezianka, Gray Man, The Lost City, Jurassic World, Salome, Wild Salome, Uncharted, Enancto, Oczy Tammy Faye, Belfast, Gwiezdne wrota
Także miłe wystawy: Puchalski (MCK), Brytyjczycy w MuFo, Spindle Henry’ego Moora w InterContinentalu Miami, Chagall w Narodowym Warszawie, Design i poslkie malarstwo XIX-wieczne w Narodowym w Warszawie, Pawilon Czapskiego w Krakowie i Czapski w Warszawie, storyboardy Polańskiego i Wajdy w Wajda School, sztuka w Ithra, brytyjska sztuka współczesna w Rzymie
Trochę czytania: głownie Dwutygodnik (felietony Olgi Hund!), Okoński w Tygodniku, blogi Łukasza Drewniaka, trochę wstydliwych pozostałości po dobrej Wyborczej (weekendowe wydanie przeglądane głownie dla żartu), do zapamiętania: Smoleńsk Torańskiej, wybitni Europejczycy O.Figesa, Wygnaniec Domosławskiego, Maus Spigelmana, Porwanie Europy Maraiego, Zajedźmy kobyłę historii Modzelewsiego, Wajda Michalaka, Czarodziejska Góra Manna, audiobooki z Panem Samochodzikiem i podcast “Pełnia literatury”.
Do tego wspaniałe jedzenie: żonglerka (wszystko), kolacyjki balkonowe na Sarego, Kropka, dogi z tapbar, czarny ryż z Turlaj Klopsa, jesienne menu w Zakładce, kolacja i śniadanie u Domi, pizza u Konrada, wino z Kaurismaki w Annecy, żurek w Gliwicach, kolacja w Pałacu Kamieniec, sporo Euskadi, syryjski kurczak w Suvayda, wina i fenkuły na Konfetti w Krakowie, lody Algida Purgatorio w Lazio, śniadania w Krempnej, śniadanka, drinki, mule i cielęcina w cytrynie i pizza w Cannes, kubańskie tapasy, salceson i kiełbasa w Marsylii, corndog w Everglades, kraby u Joe’go, robster roll w Margot i żeberka w Miami, fishburger w Ojcowie, bania beer na integracji, kaszanka z grilla w łódzkiej filmowce, chipsy i wino w Rascalu, jabłka i chipsy na tarasie w Brzezowej, kleparskie śliwki, pępkowe ogórki u Wydry, obiad i wino Nizio w Sarnach, kaszak u Guciuów, stek u francuza w Dolinie Bobru, wódka i weselne krokiety Klaudii i Maćka, gulasz u Andertów, wino i śniadania na tarasie w Tarczynie, amatriciana na Awentynie.
2 notes · View notes
teatralna-kicia · 4 months
Text
Tumblr media
"Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood"
Teatr: Teatr Ludowy
Reżyseria: Michał Siegoczyński
Nigdy nie sądziłem, że ktoś może stwierdzić, że Nowa Huta, bądź co bądź dzielnica Krakowa, to prowincja. Nie spodziewałem się też, że twórcy tak chętnie będą nazywali Teatr Ludowy teatrem prowincjonalnym – mam nadzieję, że to było celowe, a nie przypadkowe. Czy ja nazwę Ludowy prowincjonalnym? Wydaje mi się, że nie – przynajmniej nie w tej recenzji.
Reżyser obiera film Agnieszki Holland jako punkt wyjściowy, żeby opowiedzieć nam o zawodzie aktora, o jego blaskach i (głównie) cieniach. Konstruuje historię na dwóch płaszczyznach – jak wygląda praca w teatrze prowincjonalnym i jak wygląda aktorstwo w Hollywood. Zestawiając te dwa obrazy, snuje tezy, że z grubsza jest to dokładnie to samo; że nigdzie nie jest dobrze z racji samego bycia w jednym z tych konkretnych miejsc. Trawa jest zawsze zieleńsza tam, gdzie nas nie ma; wszystko zależy od mindsetu. Każdy aktor, nieważne czy prowincjonalny czy z Hollywood, podlega tym samym prawom biologii i natury. Niestety, tezy stawiane przez Siegoczyńskiego są dosyć ewidentne, więc nie wiem do końca do kogo kieruje swoje przemyślenia; chyba do osób w wieku 12+, które mogą nie być świadome takich oczywistości.
Dodatkowo, chciałbym poznać klucz doboru piosenek do tego spektaklu, bo uświadczymy ich sporo w trakcie przebiegu i każda z nich jest tak samo randomowa i niepasująca do sytuacji (może pomijając totalny banger NA RYBY / NA GRZYBY wyśpiewywany przez dyrektora teatru i reżysera Chrisa Bukowskiego). Doskonale wiem jak działa teatr Michała Siegoczyńskiego, bo widziałem kilka jego spektakli i każdy był dla mnie tak samo traumatycznym przeżyciem i wiem, że piosenki są nieodłączną wręcz częścią stylu reżysera, tylko, na boga, niech mają one jakieś osadzenie w tym, co się aktualnie dzieje na scenie.
Dodatkowo nie rozumiem dlaczego spektakl "Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood" musiał trwać prawie trzy godziny. Treści i realnych przemyśleń starczyłoby spokojnie na 90-minutowy zgrabny spektaklik i chyba o wiele lepiej wybrzmiewałaby wtedy problematyka i bardziej chwytałaby widza za fraki.
Co niezwykłe, w kontrze do klucza, według którego tworzy Siegoczyński, w tym przedstawieniu najlepiej wybrzmiewają sceny dramatyczne, kiedy reżyser porzuca swój rozpoznawalny błazeński styl i pozwala aktorom wylać siebie i swoje emocje na scenie. Czuję, że będzie jeszcze długo nawiedzać mnie scena pt. " Kto się boi Virginii Woolf", w której Iwona Sitkowska opowiada o tym, jak zaczęła pić przed wchodzeniem na scenę i że częściej po alkoholu grała w spektaklach trzeźwą niż pijaną i że już teraz nic jej nie zostało, tylko chałtury w roli króliczka wielkanocnego w spektaklach dla dzieci.
Albo mocarna scena Małgorzaty Kochan i Katarzyny Tlałki, w której rozmawiają o starzeniu się aktorki i padają mrożące wręcz słowa: jedna z pań deklaruje, że oddałaby cały czas jaki jej został na ziemi w zamian za to, żeby znów przez jeden dzień być młodą. Właśnie w tych momentach dramatycznych ten spektakl wybrzmiewa najlepiej i zaskakująco dotyka. Gdyby obrać go, niczym cebulę, z tych zbędnych scen z piosenkami i nietrafiających do mnie gagów, to moglibyśmy dostać naprawdę kompetentny teatr dramatyczny. Poza tym, jakoś dla mnie nie przystają do siebie wstrząsające sceny, w których aktorka opowiada o tym, jak była molestowana przez bogatego potentata branży filmowej, a potem wjeżdża na pełnej taneczna piosenka niwecząca totalnie nabudowane napięcie. Te dwie płaszczyzny absolutnie się ze sobą nie łączą – zupełnie jak ona i on, niebo i grom (konie galopujące w tle).
Mimo tego, że pojedyncze sceny są perełkami, to nie łączą się w spójny spektakl, nadal były 2-godzinnym zlepkiem scen. Pomimo tego, że wszystkie miały wspólny kręgosłup, czyli zawód aktora, nie były w stanie połączyć się dla mnie w koherentną całość.
Aktorsko „Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood” to top of the top, dawno nie było w Ludowym tak doskonale zagranego i zgranego spektaklu; trochę szkoda, że tak dobra robota idzie w gwizdek w tak rozmemłanym przedstawieniu.
Co dla mnie istotne: bardzo jasno na scenie świeci Kajetan Wolniewicz. Naprawdę bardzo mnie to cieszy. Pokazuje tutaj, raz za razem, całe spektrum emocji –od naprawdę chwytającej za serce sceny, w której odgrywa z Małgorzatą Kochan rolę Jasia i Małgosi (postać Wolniewicza chciała jeden ostatni raz zagrać na scenie swoją ulubioną rolę, co wybornie podbija, że nie tylko role w wielkich dramatach mogą być dla aktora prywatnie istotne) – jego oczy w tej scenie oddawały wszystko: lekko wilgotne niczym biszkopt babci i ten delikatnie drżący glos; do scen czysto komediowych, w których udaje świętego Mikołaja i, szczerze mówiąc, jego obecność w tak fenomenalnej formie na scenie, była jedynym prezentem, jakiego chciałem w tym roku. Dodatkowo bardzo mnie to wzruszyło, bo w sumie Pan Wolniewicz to moje dzieciństwo; jako mały gówniak oglądałem go na scenie Ludowego w różnych spektaklach kierowanych do młodszej widowni. Jego głos to realnie powrót do krain dziecięcych i najcieplejsza kołderka jaką mogę dostać.
Warto też wspomnieć o Piotrze Franasowiczu i jego roli Chrisa Bukowskiego. Dobrze wykreowana postać, jestem ogromnym fanem tego co zrobił na scenie i jak zgrabnie poradził sobie z rolą reżysera-performera-narciarza-koksiarza. Był zabawny, momentami przeszarżowany, ale to w sumie pasowało do tej postaci. Spokojne mógłbym wymienić z nazwiska minimum siedmiu żyjących reżyserów, którzy są dokładnie tym Chrisem (pionowo na 12 liter).
Sporym zaskoczeniem pozytywnym była dla mnie w "Aktorach..." Małgorzata Kochan, bo wrzuciłem ją w mojej głowie do szuflady pani od ról dobrych cioć, mam i miłych zwierzątek. Tutaj nie wiem jak to robi, ale swoją postać Pani Stefy wzbogaca o jakąś taką niewypowiedzianą nutę smutku i drżenia, co dodaje tej postaci większej głębi – poza byciem tą miłą starszą panią Stefą czujemy, że tam pod powierzchnią coś się kłębi, niekoniecznie coś dobrego; taki zamrożony od wielu lat krzyk, który nigdy nie dostał szansy na uwolnienie się. Apogeum tego osiąga w scenie, w której przychodzi nam oznajmić osobiście, że umarła i już nie zagra w spektaklu. Ogromne brawa i dziękuję, że tą rolą sama się wyjęła z tej ciociowej szufladki w mojej głowie.
Nie będę ukrywał, że o wiele bardziej niż realnie toczącym się spektaklem byłem zainteresowany "Wyzwoleniem. Katharsis", które reżyserował Chris Bukowski ze swoim aktorami prowincjonalnymi. I, bez ironii, wołałbym chyba mimo wszystko zobaczyć ten wiszący w nawiasie potencjalności istnienia spektakl niż najnowsze przedstawienie Siegoczyńskiego.
Dodatkowo "Aktorzy prowincjonalni czyli pociąg do Hollywood” są na pewno lepszym spektaklem niż poprzednia realizacja Siegoczyńskiego w Ludowym, czyli " Don Kichot rzewne pieśni kobiety popularne seriale i rycerze ". Po wyżej wspomnianym przedstawieniu musiałem zrobić sobie uspokajające okłady z wrzątku, a tutaj przy „Aktorach...” wystarczyła tylko 10 minutowa sesja oddychania holotropowego.
Nie powiem też, że to spektakl zły do szpiku kości. Powiem bardziej, że to nie mój rodzaj teatru i do mnie to nie trafia, bo widownia naokoło reagowała dosyć żywo i brzmiała na odpowiednio zabawioną. Ale hej, te trzy godziny na scenie kameralnej Teatru Ludowego to nadal nie był czas stracony, bo chyba nigdy już nie zobaczę Kajetana Wolniewicza w roli Żyda ze „Skrzypka na dachu”. Dla tej sceny warto było żyć i czuję, że teraz mogę już w spokoju umrzeć, bo nic lepszego w życiu nie zobaczę.
0 notes
Text
1.12.2022
The musical „Metro” is one of my favourite spectacles. The premiere took place on January 30th 1990, in Teatr Dramatyczny. The fact that this musical has been performed year after year for the past 30+ years, as well as the full house in each one of the plays prove how memorable „Metro” is. In my interpretation, the play is about a group of people who do not agree with the norms of society and live by their dreams. Each song describes how they feel in contrast to how the society works, to limit their desires. These young people stand face to face with reality and perform to everyone who they really are by working through the impossible to reach their ambitious plans.
So far I have seen this play twice and as I have realised, each time I go to see and experience a play, I discover something new about it. This time, my conclusion was that everything is possible if we face the obstacles in our paths.
The vocals combined with choreography there is impeccable. For me, as a musician writing a vocal octet is unimaginable, but I had been proven wrong after hearing such masterpiece in the „Uciekali” song written by Janusz Stokłosa.
Thus concluding my statement, I advise to watch „Metro” in theatre Studio Buffo at least once, because there is much to be felt and experienced than said in this continuously applauded musical.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
0 notes
Pamiętniczku, przebiegłam trzydzieści osiem minut. Cieszę się,że moje ciało pamięta każdy przełaj, kilometr wstecz, każdą sztafetę i stres. Teatr dramatyczny i histerię. Coś, pięknego.
0 notes
warszawskiemozaiki · 5 years
Photo
Tumblr media
Teatr Dramatyczny w Warszawie
6 notes · View notes
zyciestolicy · 2 years
Text
Wśród kandydatów na dyrektora Teatru Dramatycznego osoba podejrzewana o molestowanie seksualne
Wśród kandydatów na dyrektora Teatru Dramatycznego osoba podejrzewana o molestowanie seksualne
Do drugiego etapu konkursu na dyrektora Teatru Dramatycznego przeszedł związany z Teatrem Akademickim Ryszard Adamski, którego byłe podopieczne oskarżały o molestowanie seksualne. Prokuratura prowadzi w tej sprawie postępowanie, jednak do tej pory mężczyzna nie usłyszał żadnych zarzutów. O wynikach pierwszego etapu konkursu stołeczny ratusz poinformował w ubiegłym tygodniu na swojej stronie…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
anulujsie · 7 years
Photo
Tumblr media
Moje życie
13 notes · View notes
Photo
Tumblr media
0 notes
pop-culture-diary · 3 months
Text
[Na bieżąco] Kinky Boots (Teatr Dramatyczny)
Druga wizyta na "Kinky Boots" w Dramatycznym, a frajdy tyle samo, jeśli nie więcej. Nie będę się rozwodzić, bo na pewno będzie recenzja (prędzej czy później) ale kocham ten spektakl za jego pozytywną energię i masę serca jaką wkładają w niego wszyscy realizatorzy.
Szkoda tylko że tak trudno go złapać.
0 notes
cabaretdaily · 7 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
If You Could See Her from the Warsaw production of the musical Cabaret, 2016.
22 notes · View notes
directedbyklaudia · 3 years
Text
Tumblr media
Teatr Dramatyczny 🎭
34 notes · View notes
goatboard · 3 years
Text
pozdrawiam teatr dramatyczny, tak ogólnie
1 note · View note
teatralna-kicia · 4 months
Text
Tumblr media
“Dziady”
Teatr: Iwano-Frankowsk Narodowy Akademicki Teatr Dramatyczny im. Iwana Franko
reżyseria: Maja Kleczewska
Jednej rzeczy nie można odmówić Mai Kleczewskiej, a mianowicie tego, że jej „Dziady” stają się bardziej wydarzeniem i swego rodzaju manifestem, dalece wychodząc poza ramy spektaklu. I mam tutaj na myśli zarówno „Dziady” krakowskie z Teatru Słowackiego, jak i spektakl ДЗЯДИ z Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego w Iwano-Frankiwsku. Obie inscenizacje, za które odpowiadała Kleczewska, podążają bliźniaczymi drogami, jednak każda z nich na swój sposób dotyka zupełnie różnych problemów.
Ukraińskie „Dziady” reżyserka odczytuje przez pryzmat wojny, co zaskakująco dobrze i mocno splata się z tekstem Mickiewicza- nie czuje się żadnego „naciągania” treści. Dodatkowo to jak aktorzy pracują z materią tekstu pozwala jej wybitnie wybrzmieć. Kleczewska przenosi scenę więzienną do wojennych okopów, gdzie możemy słuchać żołnierzy rozmawiających i martwiących się o los swojego kraju, ale także cywili. Rozdzierająca i chyba najbardziej wstrząsająca dla mnie część spektaklu zapoczątkowana przez głośny ryk syreny ostrzegającej przed bombardowaniem- dźwięk, który na długo został mi w głowie i przez klika dobrych dni jeżył włosy na karku.
Ciekawym zabiegiem jest również usadzenie widzów na scenie, gdyż pusta widownia teatru odgrywa wówczas rolę swego rodzaju tła. Dla mnie było to dobitne podkreślenie, że w tej wojnie i w tej sytuacji nie ma miejsca na bycie widzem i nikt widzem nie jest. Wszyscy jesteśmy w tym razem jako Europa i nawet przyglądając się wszystkiemu z potencjalnie bezpiecznego miejsca widza, jesteśmy cały czas na scenie i bierzemy udział w makabrycznym wojennym pokazie sił, czy tego chcemy, czy nie.
Dodatkowo scena egzorcyzmów Konrada przeradza się w otwarty zarzut wobec Kościoła prawosławnego, który w konflikcie nie wstawił się za Ukrainą. Patriarcha moskiewski, Cyryl I, poparł inwazję sił rosyjskich na Ukrainę, co odbija się szerokim echem w inscenizacji Kleczewskiej.
Zamiast bernardyna Piotra na scenie pojawia się właśnie moskiewski patriarcha, starając się wypędzić z Konrada wolę walki za pomocą podtapiania w wodzie święconej i okadzania. Sam rytuał przeradza się w brutalny akt okrucieństwa. W kontrze do krakowskiej wersji „Dziadów”, w której Kleczewska osadziła bliźniaczą scenę w bogatych złotych dekoracjach wzorowanych na ołtarzu Wita Stwosza, w ukraińskiej wersji widzimy jedynie projekcje wnętrz cerkwi oraz apokaliptyczne widoki świata generowane przez AI. Przerażająco zniekształcone ludzkie figury brodzące w morzu ruin, modelki i bogate postacie zachodniego świata chociaż poranione, to nadal uśmiechające się i nie dostrzegające potworności dookoła siebie. Bardzo mocna scena zagrana wybitnie przez Yurii Lytvynova; ogólnie Lytvynov wpadł mi w oko w trakcie tego spektaklu, gdzie grał kilka różnych ról, a każdą na około 150% (doskonała robota również w roli Lokaja). Bardzo chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć go w innych inscenizacjach, bo naprawdę mnie sobą zafascynował.
W finałowej scenie Balu u Senatora przenosimy się razem z aktorami na festiwal, gdzie wszystkie gwiazdy bawią się i pozują na ściance z Senatorem, zupełnie zapominając, kto jest zbrodniarzem, z kim tak naprawdę pozują i z kim się spoufalają. Całość zostaje przeniesiona ze sceny do foyer teatru – aktorzy prowadzą widzów ze sobą. Wyjątkowo prosta scena, ale uderzająca z siłą ciężarówki.
Zabawę psuje na chwilę wszystkim zebranym Pani Rollison – matka, która błaga o ocalenie życia jej syna. Po pierwszym szoku wywołanym jej obecnością zabawa jednak trwa dalej i nikt nie zwraca już uwagi na kobietę, mimo że kilkukrotnie stara się jeszcze wtargnąć na czerwony dywan. Odbieram to jako zarzut skierowany przez reżyserkę w stronę ludzi kultury, którzy nie potrafią w obecnej sytuacji odciąć się od prorosyjskich artystów i otwarcie powiedzieć „dość”. Chociaż jest to jedynie gest, to jednak ma ogromne znaczenie. Zresztą sami bierzemy udział w tym Balu u Senatora, sami przyglądamy się temu glamour światu, zapominając o brudnym i pobitym Konradzie, którego zostawiliśmy bez pomocy na deskach sceny.
Inscenizacja „Dziadów” z Iwano-Frankiwska uderza nas dosłownością – uważam, że to bardzo dobrze. Dzięki tej surowości środków sam sens spektaklu wybrzmiewa dobitniej, zakotwicza się w widzach z całych sił i jest niewygodny, uwierając niczym rzęsa, która wpadnie do oka.
Mając za sobą oba przedstawienia Mai Kleczewskiej, o wiele mocniej przemawia do mnie interpretacja zaproponowana w spektaklu ukraińskim. Krakowskie „Dziady”, mimo całego swojego przepychu, mogą się schować przy ciężarze, który niesie przedstawienie z Iwano-Frankiwska. Marzy mi się, żeby jakaś mądra głowa wpadła kiedyś na pomysł maratonu obu spektakli, gdzie zobaczymy je jeden po drugim. Takie zestawienie światów wykreowanych przez reżyserkę mogłoby być doświadczeniem miażdżącym.
1 note · View note