Tumgik
#RANO OMG
pengyeul · 11 months
Text
Tumblr media
230619 Rano Twitter update
8 notes · View notes
mika-2345-62 · 5 days
Text
OMG fast skończony dopiero dzisiaj zjadłam rano śniadanie bo czułam że niedługo będę miała binge ja się czegoś nie zjem
8 notes · View notes
Text
April 10, 2024
/EN/
I couldn't fall asleep until 4:30am. My situation at home is pretty bad so it's typical for me to overthink everyting. And then I had a double (?) false awakening. In my dream within a dream within a dream (?) I dreamt about my d34th. Let me explain what happend. I dreamt about being int!m4te with someone (I don't know who he was and I've been c3lib4te for over a year now omg 😭) in this beautiful winter wonderland cabin in the woods, you know, little lights and all that stuff. Then I heard a male voice: "Dee, wake up. I told you not to go outside... Wake up, wake up... It's really bad..." And I woke up and saw myself from outside of my b0dy. I was completly n4k3d in the snow, very pale, and that man (didn't see his face, but I'm sure that wasn't his voice I heard) had me in his arms, and then I woke up for real with a really bad p4!n in my stomach which I didn't felt when I was sleeping. It was like someone wants to protect me, but who? Idk about you guys but I believe in that kind of magic. Anyway I went to the toilet and it turns out I got my p3ri0d lol So that's where the magic ends (but I was only bl33ding at the morning so I don't know)
Log:
Coffees: 2
Food: 600cal
Exercise: done
/PL/
Nie mogłam zasnąć do 4:30 rano. Moja sytuacja w domu jest trochę do dupy więc to normalne dla mnie że za dużo myślę. I wtedy miałam podwójne (?) fałszywe przebudzenie. W moim śnie snu snu (?) śniłam o swojej śm!3rc!. Pozwólcie mi wytłumaczyć co się stało. Śniłam o byciu w sytuacji !ntymn3j z kimś (nie wiem kim on był a jestem w c3lib4cie od ponad roku omg 😭) w domku w pięknej śnieżnej krainie w lesie, wiecie, małe światełka i takie tam. Wtedy usłyszałam męski głos: "Dee, obudź się. Mówiłem żebyś nie wychodziła na zewnątrz... Obudź się, obudź się... Jest naprawdę źle..." I obudziłam się, zobaczyłam siebie spoza swojego ci4ł4. Byłam całkowicie n4g4 w śniegu, bardzo blada, i ten mężczyzna (nie widziałam jego twarzy, ale jestem pewna że to nie jego głos słyszałam) trzymał mnie w ramionach, i wtedy obudziłam się naprawdę ze strasznym bólem brzucha którego nie czułam jak spałam. To było jakby ktoś chciał mnie ochronić, ale kto? Nie wiem jak wy ale ja wierzę w taką magię. W każdym razie poszłam do toalety i okazało się że dostałam 0kr3s lol Więc tu się kończy magia (ale krw4w!ł4m tylko rano więc nie wiem)
Bilans:
Kawa: 2
Jedzenie: 600kcal
Ćwiczenia: zrobione
8 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
Końce i początki
9 grudnia 2023 r.
Jestem przemęczona. Znowu dużo się działo przez ostatni tydzień.
Z najważniejszych wydarzeń:
1 - dostałam telefon w sprawie pracy. Przeszłam przez kolejne etapy rekrutacji i W KOŃCU (po roku!) udało mi się z rekruterkami spotkać na żywo na ostatnim etapie. Mega się cieszę (to jest chore jak tak o tym pomyśleć: cieszę się, bo doszło do ROZMOWY REKRUTACYJNEJ na żywo, ech). Wydaje mi się, że zaprezentowałam się z dobrej strony, wydaje mi się, że mam kompetencje na to stanowisko i mogę dużo zaoferować pracodawcy. Rozmowa była sympatyczna - i to mnie troszkę wprawia w stupor, bo mam takie doświadczenie, że jeżeli podczas rozmowy kwalifikacyjnej jest wspólny flow i miła atmosfera, to zwykle środowisko pracy okazuje się nomen omen toksyczne, mobbingowe. A jak jest bardzo konkretnie i obydwie strony grają w otwarte karty, klarownie przedstawiają warunki i pole możliwości to z tego wychodzą lepsze warunki pracy ostatecznie. Tym czasem w czwartek było zarazem bardzo sympatycznie, atmosfera była super (humorek wszedł, dystans), a z drugiej strony bardzo klarownie zarysowane warunki, oczekiwania itp.
Mam nadzieję, że to dobrze wróży.
Oferują umowę o pracę, ubezpieczanie, fundusz na szkolenia (już na wstępie usłyszałam, że jeżeli będę potrzebowała kursu specjalistycznego angielskiego - bo bez ogródek zaznaczyłam, że nie znam specjalistycznego angielskiego z tej branży i jestem gotowa w tym obszarze podnieść swoje kompetencje - to zespół jest gotów od wstępu gotowy sfinansować mi taki kurs. WOW. Jestem w szoku! Ale takim pozytywnym!), pracę od pon do pt (mogę zaczynać nawet o 6 rano <3 mega chcę!), dodatek do wczasów, dodatek na święta, jeden dzień w tygodniu pracy zdalnej, premie stażowe i premie za osiągnięcia. A poza tym pracę na uniwerku, w budżetówce, a więc tzw "trzynastkę" i wsparcie mieszkaniowe tj. jeżeli zdecyduję się kupić mieszkanie to jako pracowniczka uniwerku mogę starać się w zależności od obostrzeń o kredyt 0% lub 3%. *o* Bierzcie mnie!
"Jedyne" czym płacę to pracą pod presją czasu (no nie wiem czy ich presja czasu dorównuje presji czasu w moich poprzednich miejscach zatrudnienia xD ani czy więcej stresu niż przez ostatnie pół roku... Ech). Oraz tym samym co - jak wiem - wykańcza pracowników tego działu (bo to moje nie pierwsze starannie się o analogiczne stanowisko) czyli znoszenie wyzwisk, braku szacunku i pogardy ze strony Państwa Profesorów, Doktorów i innych pracowników naukowych z którymi i dla których będę musiała tworzyć dokumenty i pod których pisać projekty.
Obecnie jestem gotowa spróbować się w takiej pracy. Nawet jeżeli na dłuższą metę będzie to wykańczające psychicznie (bo jestem też za daleko w drodze samoświadomej by na własne życzenie narażać się na poniżenie - co innego na trudność, wypracowanie nowej drogi komunikacji z przedstawicielami konkretnej branży, a co innego na sytuacje w których jacyś ludzie pogardzają mną i moją pracą zasłaniając się przywilejem, nie doceniają jej lub wręcz traktują jak coś co im się należy... Ech, to jest jedyne co mnie straszy).
Pociesza mnie to, że Panie z zespołów mojej-prawdopodobnie-nowej-pracy nie mówią o pracownikach naukowych jak o chamskich troglodytach (a takie wrażenie miałam podczas rozmowy z maja na analogiczne stanowisko, ale na innym uniwerku), a bardziej jak o ludziach, którzy niezbyt ogarniają konieczność dotrzymywania terminów, są bardzo obciążeni obowiązkami zawodowymi i trzeba za nimi chodzić z kalendarzem i upewniać się, że wypełnili dokumenty itp. To brzmi dla mnie spoko. Mogę być Jarvisem dla Ironmanów. :D
W ogóle śmiesznie: Pani z HRów nakreśliła mi jak czasem wygląda dzień pracy. Miałam sobie wyobrazić, że przychodzę do biura na pracę z klawiaturą przy biurku, ale okazuje się, że muszę zrobić rundkę po mieście, poszukać rektora w innych budynkach uczelni, czasem skoczyć do urzędu, na pocztę i nagle okazuje się, że 7h z "pracy biurowej" spędzam w terenie. OMG! Uśmiech miałam od ucha do ucha. Idealnie dla mnie! TAK! Mogę tak pracować! Uwielbiam tak pracować! Obecnie tak pracuję. Nie ma nic bardziej nudnego niż siedzieć cały czas w biurze! A laski z rekrutacji miały taki szok wymalowany na twarzach, że po chwili po prostu wybuchły śmiechem z niedowierzania.
Moim zdaniem POTRZEBUJĄ mnie do tego zespołu. xD
Jest jedno ALE - to uniwerek, muszę mieć stopień by tam pracować. Wiem, że to durne, głupie, ale takie skostniałe zasady tam mają. I to był jedyny moment, gdy panie wszystkie czyniły adnotacje do mojego CV bez uśmiechów. :/ Wyjaśniłam, że obecnie się kształcę na stopniu licencjata, ale kurcze... nie wiem czy to wystarczy... Kompetencje i doświadczenie mam.
Pytały też czy po ukończeniu studiów nie chcę pracować w zawodzie - uczucie wyznałam, że w zasadzie u nich wykorzystywać mogę to, czego się uczę czyli skutecznej komunikacji, pracy w wizerunkiem itp. I dodałam, że potrzebuję bezpieczeństwa finansowego i umowy o pracę.
I to jest zarazem prawda i kłamstwo - bo nie jest tak, że to jest praca marzeń (no ba!), ale wszystko co zobaczyłam i czego doświadczyłam podczas tej cholernie sympatycznej rozmowy kwalifikacyjnej to wygląda na naprawdę komfortowy zespół i bezpieczeństwo finansowe, przewidywalność, której obecnie potrzebuję. I perspektywę na realizację ambicji, rozwój itp.
Ale.
Ale daję sobie prawo do pomyłki. Daję sobie prawo do tego, że może się okazać, że atmosfera okaże się inna niż mi się wydawało po spotkaniu rekrutacyjnym, że się rozczaruję i właśnie dla ochrony własnej godności i psychiki będę musiała zrezygnować.
No i co ważniejsze - daję sobie prawo do tego, że być może znajdę pracę inną, taką, która daje bezpieczeństwo i rozwój, ale też jest powiązana ze sztuką. A wtedy wybór dla mnie będzie prosty, jednoznaczny.
Nie wiem jak będzie. Nie wiem.
Ale chcę spróbować.
Dadzą mi znać do 3 tygodni. Z początkiem stycznia dowiem się co dalej. Wtedy prawdopodobnie od lutego zacznę etap w życiu jako pracownik budżetówki.
Trzymajcie kciuki.
Chcę.
Ale najfajniejsze jest to, że w końcu coś się ruszyło!
W KOŃCU!
2
Ze wstydem i pewnego rodzaju zaskoczeniem przyznaję, że miałam w czwartek spory kryzys.
Nie ogarnęłam emocji.
Wybuchłam.
Nie jak przy załamaniu nerwowym, ale blisko...
Chyba przez ten stres, wszystko się nawarstwiło: brak pracy, brak kasy, zbliżające się święta, śmierć bliskiej osoby, choroba przez którą musiałam odłożyć ZNOWU spotkanie z przyjaciółką, alergia, uwiezienie w domu, bo piesek ma lęk separacyjny, a typ z mieszkania pod nami próbuje nas wyeksmitować, a my nie mamy kasy teraz i boimy się perspektywy szukania nowego mieszkania (co wzbudzi jeszcze więcej stresu), fakt przygotowania się na rozmowę kwalifikacyjną (i radzenie sobie z oceną jakakolwiek by była), obawa o leki (na które nie mam kasy). Do tego worka przytłaczających uczuć po tej 14:20 (po wyjściu z rozmowy kwalifikacyjnej) dołączyła radość radość (wracałam W KOŃCU z fajnej rozmowy! Rośnie nadzieja i chęci!), wyczekiwanie (bo przede mną 3 mc wyczekiwania czy mnie wybiorą), masę frustracji, do tego trawienie uczuć jakie się narodziny po przeglądaniu zdjęć poprzedniego wieczora (szukam zdjęć do wyłonienia na konkurs w swoich dyskach w wyniku czego wróciły niespodziewanie różne trudne emocje - ech... Zdjęcia mają moc) i w ogóle przeklęty grudzień! Nie znoszę atmosfery "świątecznego zapierdolu" i łowów na pręzenty - nawet jak jestem wychilowana to zarażam się stresem i niepokojem od tłumu w CH czy w zbiorkomie.
Ech.
No i jeszcze taka cała tego "spuszczonego" napięcia wracałam sobie do domu, powoli, nie licząc czasu. Jakby smuszczając z siebie nagromadzone napięcie, nie śpiesząc się na przesiadki, zaglądając do piekarni by przywieźć coś dobrego dla mojego faceta... a on dzwoni najbardzij zaniepokojony tym, że dochodzi 16, a ja od 14:20 przecież jestem w drodze do domu. A pies jest sam w domu. Że jak ja tak mogę! Że ona nie może być sama! Że powinnam być w domu!
Kurde, czuję się - przynajmniej w czwartek się czułam tak - przywiązana do psa! Nie mogę od miesiaca nawet na chwilę wyjśc bez niej, bo boimy się, że ten debił z dołu zaraz skargę napisze (a we wtorek mieliśmy wizytę behawiorystki - całe popołudnie podporządkowane pracy z pieskiem - i to jest okay, kocham mojego pieska. ALE potrzebuję być WOLNA.
Nie jestem jej jedynym opiekunem!
Też potrzebuję czasem po prostu nie śpieszyć się do domu, ani nie walczyć z młodą na smyczy - a w środę to była ISTNA walka. Nie wiem co temu dzieciakowi się uroiło, ale WSZYSTKO na spacerze było straszne. ALE TAK STRASZNE! Śnieg był straszny - więc zamiast się nim bawić tak, jak się bawiła cały tydzień dotąd to w środę uskakiwała z podkulonym ogonkiem i warczała - coś jakby bawiła się, że podłoga jest lawą, ale wzbudzało to w niej istną panikę.
KAŻDY przechodzień na ulicy był straszny, trzeba było go obszczekać, a samą siebie rzucić ze strachu w krzaki/na zaparkowane samochody/na coś innego, co potem też okazywało się być STRASZNE i przed tym trzeba było odskoczyć i to oszczekać. No kłębek nerwów. I do tego - najgorsze - KAŻDY słupek, barierka, znak drogowy musiała obejść ZE STRACHU dokładnie z innej strony niż ja (a łączyła nas smycz), zablokować nas dwie i potem walczyć z tą smyczą owiniętą wokół znaku/słupka/barierki przy tym wydając z siebie dźwięki jakby o życie walczyła (i od tego słupka probowała się oddalić jak się tylko da, rozpaczliwie drapiąc łapkami chodnik)...
Normalnie tak nie robi.
Potrafi już chodzić na smyczy.
Dodatkowo zaczęła się trząść. Ludzie widząc to przystawali na chodniku by zagadać z troską czy pieskowi jest zimno, co oczywiście wzbudzało jej strach i więcej ujadania, bo przecież LUDZIE SĄ STRASZNI.
W środę myślałam, że oszaleję podczas tego spaceru nota bene zakupu z konieczności po zakupy spożywcze - byłam z nią na spacerze ponad 2h, a tą samą podróż po zakupy i do domu odbywałabym bez mojego pieska w 25 minut góra... Męka to była dla niej i dla mnie. Leki na uspokojenie dostała jak zawsze. Nie wiem co w środę było inaczej niż we wtorek - może odwilż większa, ale kurde, żeby bać się znaków drogowych z tego powodu? Regres u mojego pieska w tą środę był taki, jakbyśmy znowu były w kwietniu. Nawet niesienie jej na rękach nie pomagało, bo rozgladała się w panice i próbowała się wyrwać i uciekać, drapała na oślep. Atak paniki normalnie. Nie wiem o co chodzi, ale byłam bliska płaczu z nią)
No i wracam w czwartek, dzień póżniej, lekka na głowie do domu po udanej rozmowie kwalifikacyjnej i słyszę, że "przecież piesek jest sam w domu" i mnie szlag trafił.
O. chodziło o to, że boi się, gdy młoda jest sama, a ten debil z dołu może znowu prowadzić dziennik godzinowy "uporczywego szczekania psa", boi się perspektywy szukania nowego mieszkania na wynajem, boi się przeprowadzki (tym bardziej, że teraz nie ma skąd wziąć samochodu do przeprowadzki), boi się perspektywy sprawy sądowej i chociaż cieszy się, że miałam fajną rozmowę kwalifikacyjną to siedzi jak na szpilkach w pracy i kompulsywnie sprawdzał czy piesek szczeka na kamerce.
Że jego komfort został zachwiany myślą o tym, że młoda jest bez opieki.
Ale moje poczucie komfortu zostało również zachwiane... i w wyniku tego mieliśmy porozmawiać jak obydwoje wrócimy do domu (uwaga - pies nie szczekał w ogóle, zapis z kamierki potwierdził, szczeknęla 3 razy i zamilkła na cały czas mojej nieobecności).
No i ja nie potrafiłam oglarnąć emocji.
Nie potrafiłam poczekać, aż buzujące emocje opadną.
Ani jak zobaczę o co mi tak naprawdę chodzi.
I pierwszy raz od czasu trwania naszego związku (ponad 2 lata) po prostu wydarłam ryja, że potrzebuję być wolna i że nie jestem przykuta do tego psa, że potrzebuję czasu dla siebie i jego komfort w tym przypadku kłuci się z moim.
No słabe to było.
Potem pogadaliśmy i znaleźliśmy rozwiązanie - w piatek cały dzień wietrzyłam głowę chodząc po mieście, będąc na saunie, robiąc sobie zabiegi (ciało mnie tak boooooooli), a O. był z pieskiem w domu. CAŁY DZIEŃ. Cudowne.
Lepiej mi.
Aż drżałam na saunie - tak ze mnie napięcie schodziło, z mięśni, które odpuściły.
Za dużo się dzieje.
Ciesze się, że się dogadaliśmy, ale ciężko mi
15 notes · View notes
serendipminie · 7 months
Text
Minie's honest reviews: E'Last's Kiss Me Baby
Song: 9/10 I liked it a lot. Maybe even loved it. It's catchy and is soooooo goood omg
Concept: 8/10 Loved the retro sound, and the MV was nice
MV: 5/10 It was nice, but I prefer their fantasy concepts.... I miss them!
Line distribution: 2/10 My biggest issue personally. They did some things right... but other things very wrong. Very very unfair. E Ent needs to stop playing favourites istg
Choreography: 7/10 It was cute! They look adorable dancing to it (the bit we saw in the MV anyways)
Outfits: 6/10 There wasn't anything too ridiculous and I really liked Wonhyuk's green coat and Rano's floofy outfit, also dark haired Rano was a statement of its own he slayed
Wonhyuk: 10/10 He's a ten like always afikakfbkcsdhfghcs he is!!! and the green coat my lord (@faceglitchsworld knows how bad my obsession is)
Overall enjoyment: 7/10 Because the line distribution irked me enough to knock two whole points off what it would have been (9/10)
11 notes · View notes
butterflykittylily · 7 months
Text
Heeej omg ale dziś miałam super dzień. O 7:10 zakończyłam 36 godzin fastu😍Rano waga pokazała -1kg od wczoraj. W szkole dostałam 5- z chemii za pytanie (uczylam sie wczoraj 3 godziny), 5 z kartkowki z matmy (cos niesamowitego), dwie 6 z biologii za projekty, 5 z kartkówki z polaka i sprawdzian z biologii napisalam bardzo dobrze więc nie moge się doczekac aż sie dowiem co dostałam ❤ Dziś zjadłam ok. 400 kcal (śniadanie +/- 100, po tem 8 godzin głodowki w szkole, teraz obiad naleśnik z serem feta i szpinakiem domowy ok. 300 kcal obstawiam[zawyzszone pewnie ale ok]) na kolację zjem albo skyra albo twaróg z jogurtem i solą. Zobaczę czy będe mieć bardziej ochotę na coś słodkiego czy słonego bo kalorycznie wyjdzie tak samo prawie więc no. Dziś odrobię matmę i religię, zaraz pójdę na rower, pomaluję paznokcie iii wsumie to chyba tyle z takich bardziej ważnych rzeczy. Miłego dnia motylki!
Tumblr media
12 notes · View notes
mothylarka · 11 months
Text
What's the deal with mężczyźni i prezenty? Dlaczego zakup prezentu dla własnej matki to taka bariera? Ok, ja zwykle robię większy prezent na Wielkanoc, bo i tak nie widuję się z mamą w maju, więc na Dzień Matki tylko dzwonimy z życzeniami. N., jeśli pamięta (a przypominam mu o tym co kilka dni przez miesiąc) jest zdeterminowany na to, by prezenty (różne, w tym urodzinowe) odwlekać na ostatni moment. Zapytałam koleżanki (która od tygodnia rozmawiała ze mną o planowanym podarunku dla swojej mamy) czy jej mąż też coś wymyślił dla swojej mamy. Zrobiła zeza, zmieniła głos i wzruszając ramionami mówi "przecież ona nic nie potrzebuje". OMG. Minęło parę dni i ustalili, że jutro w panice będą łazić po sklepach przed wyjazdem do teściowej. Dodam do tego mojego brata, który na moje "co planujesz dla rodziców" zawsze odpowiada "nie wiem" i dodaje, że on nie jest dobry w robieniu prezentów. N. się rozchorował, a jego mama i tak jest jutro do późna jest w pracy (jak i moja zresztą), więc nie będą się widzieć. Ustaliłam więc, że jutro rano kupi jej kwiaty na rynku i zostawi je jej w wazonie na wieczór, a ja mu do tego dorzucę paczuszkę bombonierek. Pojechałam do dobrej czekoladziarni do centrum handlowego i przy okazji byłam w Kontigo i Sephorze. W Kontigo prawie wszędzie w pielęgnacji było bykiem PROMOCJA i wszystko było droższe niż zwykle (brakło też informacji o najniższej cenie z ostatnich 30 dni, hahaha), więc olałam temat i poszłam do Sephory oglądać miniaturki. Przy kasie gość kupował bon prezentowy ("idealny prezent na ostatnią chwilę" na stronie głównej sephory) na, uwaga, 50 zł, dopytywał też czy karta może być realizowana online, czyli . I przyszło mi do głowy, że ktoś powinien zrobić poradnik prezentowy dla samotnych mężczyzn i powiedzieć im, że jeśli kobieta nie zaopatruje się w sephorze przynajmniej semi-regularnie, to te 5 dych, caeteris paribus, starczy na waciki albo np najtańszą kredkę do oczu, a reszta może pokryje większość kosztów przesyłki. Pomyślałam, że przy najbliższej wyprzedaży kupię minipaletkę Denony żeby była prezentem awaryjnym. Ale nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że matki przeważnie są zadowolone z prezentów od swoich synów, nieważne kto je robił i na jaką chwilę.
7 notes · View notes
allforbones · 1 year
Text
Plan na jutro
(Sprawa kcal)
Rano mini naleśnik ok. 73 kcal
Idę na lumpy o 8 bo mam odwołane koło zobacze czy się wyrobie na wf ale nie wiem (z kroków nie mam pojęcia ile kcal może wyjść)
W szkole nic
2 h cheer (ok. 500-600 kcal bo mają być zdjęcia przez połowę treningu)
Przychodzę z buta do domu okrążną droga ok. 100 kcal
Jakiś obiad do 300 kcal (wymuszony przez rodziców obvi n polecam) i nic nie jem 🥰
W każdym razie wyjdę na minusie
(Sprawy ogólne)
Muszę ogarnąć pokój i wypierdolić wkoncu prawie 2 tyg kanapki z szafki 😢No posprzątać ogólnie wiadomo o co chodzi. Zrobie sobie skin care dojebane. Omg zrobię sobie włoski na żel jutro do szkoły 😍😍. Ogólnie muszę popracować nad nowymi outfitami bo już nie mam pomysłu i przeczytać lekturę która miałam na dziś ale cii.
Trzymajcie się chudo 🫡
8 notes · View notes
pinkpilatesgirl · 1 year
Text
mam spalone praktycznie 400kcak z samych kroków dziś😵😵 a jeszcze rano robiłam pilyes i teraz też będę omg
13 notes · View notes
jiubilant · 1 year
Note
sorry not to bug u but I love ahurri and Ravi and rafe and i gave so many questions. feel free to ignore. 1) who (if anyone) is shurri's cardehn? 2) when in ravi's Adventures As Archmage do he and shurri reconcile? 3) did rafe ever try to talk to Ravi and/or Shurri abt What Happened or was that just... too big to touch. 4) if ravi did somehow have the staff of magnus in the solitude years (idk. maybe he thought some canes in skyrim were just Like That) how much would it enable and encourage shurri's Mischief
omg you are not bugging me...i love asks <3
shurri didn't choose a cardehn when she was introduced to the rano family ancestors—a velothi rite of passage that she suggested mostly because she was worried about her father, felt guilty about deceiving him on top of that, and wanted to do something to make him happy and let him know that she was proud to be part of the family—but the spirit who watches over her with greatest interest is her "grandmother" (i.e. her da's mother) ilo
some difficult and complicated things happen to shurri during her time in the legion that prevent her from seeing anyone from "her old life" in solitude—and then convince her, once she defects, that her family and friends wouldn't want to see her even if she did seek them out. and she gets caught up at that point in something bigger from which she can't easily extricate herself. she doesn't find herself in a room with ravi again until at least ten years into his tenure, at which point they've both changed dramatically
depends on what you mean by "what happened" lmao...rafe never told ravi anything about his father but ravi knew the details from rafe's mother and was aware of how rafe saw him. rafe did tell shurri the whole story a few months into her apprenticeship when a mistake left her frantic that she might be sent back to riften (i'll probably write that scene). if you're asking about shurri sneaking off to join the legion or ravi burning all his bridges to play wizard i'll have to write several more paragraphs
MUCH
10 notes · View notes
krxywekosci · 7 months
Text
zjedzone - 695
Spalone - 190
Bilans - 505
Kroki - 13 tysiecy
Omg wreszcie zrobilam minimalna ilosc krokow :DD
Rano zjadłam jagodowego skyra, później trochę owoców i przed zajęciami batona, zeby moja przyjaciolka przestala po mnie skakac ze pownnam cos zjesc. W domu pieczone warzywa :>>
Ogolnie bede farbowac wlosy nie dlugo z jakąś randomowa koleżanką mojej koleżanki psa babci wujka hihi
Złamałam paznokcia :<<<
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
4 notes · View notes
lilqaa · 7 months
Text
OMG zwazyłam się teraz [21:14] i jsst 57,9kg wczoraj rano tyle było. Jutro się jeszcze raz zobaczę bo może jest 57,6kg coś takiego hahs. Przperaszam za tak małą aktywność :((( nie mam zbytnio czasu i ostatnio zaniedbałam kalorie nie licząc fasta (czy tam fastu chuj wie)
3 notes · View notes
emeraldbabygirl · 1 year
Text
youtube
THIS! Is so cute Rano and Wonhyuk and Wonjun dancing in a circle to Ditto and then Wonjun slaying all the girl group dances and Yejun too and AND ROMIN ATE THAT NCT COVER AND THE THING HE DOES IN 143 SHUSH and they all devoured the antifragile cover and Wonhyuk and the Ateez cover he slated omg they all did so good the Candy cover was so cute! It was so fun to watch they all ate, devoured, and licked their plates clean. AND SEUNGYEOP WAS IN THE VIDEO 😭😭😭😭 loved the fits I actually thought it was the Nightmare performance that got released, can’t wait til that comes out they all look so good. And there was tons of cute moments going on it the back like Rano flying and Rano looks so fine I wish he’d keep that long blonde hair forever 😍 @witchy-weve-monbebe they all did so good tho 🥺
7 notes · View notes
fortunatelymysticcat · 9 months
Text
---15.08.2023---
OMG LUDZIE, wieczorem się zważyłam i waga pokazała 65.01, jutro rano się ważę i mam nadzieję, że zobaczę 64kg na wadze. MUSZĘ PRZED SZKOŁĄ SCHUDNĄĆ DO 59 BŁAGAM!! będę kontynuować to odchudzanie bo tylko ono mi wychodzi 💗
4 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months
Text
25 lutego 2024
Dzień dobry. Jestem spompowana, kończę sesję, wczoraj pisałam ostatni egzamin, jeszcze jedno zaliczenie, też jestem zaangażowana w miliony papierologii i kontaktów mailowo-telefoniczno-formularzowych, bo postawiłam robić dwa kierunki studiów na raz. Nie mam siły. Ale mam dobry dzień.
Przynajmniej tak na tę chwilę wygląda.
1 - Bliskość rano, od razu po przebudzeniu. Mega to dla mnie, bo obudzona pocałunkami, taka nastawiona na czucie, na tulanko. Mam taką refleksję, że zanim się włączy mózg łatwiej mi PODDAĆ się czuciu, ciału, przyjemności. Od jakiegoś czasu jest mi trudno wprawić się w nastrój - wiem, że stres nie sprzyja seksowi, a potrzebę bliskości mam zapewnioną (oglądamy wieczorem film, przytulamy się, komentujemy go - absolutnie mi to zapewnia potrzebę bliskości, bezpieczeństwa, daje mi to przyjemność, fizyczną). Dlatego tym bardziej seks jest ostatnimi laty dla mnie taką rozkminą. Dziwne nie? Nie czynnością, nie potrzebą fizjologiczną, a właśnie polem do rozminy, bo moje ciało reaguje i działa inaczej niż do tej pory. Dziwne. I cały czas to rozbieram na części i do tego jeszcze wrócę.
2 - Potem zajęcia z nauczycielką u której muszę zaliczyć przedmiot - okazało się, że nie dawała mi feedbacku od miesiąca, bo nie dostała maili ode mnie. Ale wszystko już wyjaśnione i okazało się, że mam pracować nad innym projektem (dokładnie taki sam feedback jaki dała mi Pantokreatorka - bardzo zabawnie xD, dwie niezależne osoby i ten sam feedback). Mniej-więcej wtedy mój chłopak dostał feedback od swojej prowadzącej: baaaaardzo rozbudowany feedback, z uważną analizą poszczególnych fragmentów. Mega to było. Ale e-mail kończył się słowami "proponuję panu ocenę bardzo dobrą za przedstawioną pracę". OMG, to było takie fajne (fajnie budowała napięcie w tej wiadomości e-mail). Tak jestem z niego dumna. Zaczęliśmy sobie gratulować.
3 - Potem zjedliśmy pyszne śniadanko. Tak na szybciuteńko, bo okazało się, że mam jakieś roszady w planie i muszę szybciej niż zakładałam dołączyć do kolejnych zajęć.
4 - Słońce oświetla nasze mieszkanie tak jasnymi smugami światła, że aż chce się skakać myśląc o cieple i czułości nadchodzącego lata.
5 - wywaliło mi internet w momencie rozpoczęcia kolejnych zajęć. Po prostu jeszcze przeżuwałam kanapkę z pomidorem, popijałam leki na koncentrację kawą, a tu klops i nie łączy. Musiałam zrobić reset kompa, routera i spóźniłam się na zajęcia o kwadrans. Dołączyłam w momencie, gdy pan wykładowca - z którym mam zajęcia pierwszy raz ever, dziś początek nowego semestru - właśnie zadawał pytanie. A ja na przypale wyłączyłam mikrofon, odpowiedziałam na pytanie (spontanicznie, uszyłam odpowiedź w kilka chwil, bo nie chciałam zaliczyć nieobecności) i zaraz dodałam, że miałam problemy z siecią, że jestem taka-a-taka, że jestem obecna, proszę o odnotowanie tego. A prowadzący - uśmiechnięty do kamerki od ucha do ucha, kopcący papieroska - wypalił, że jest pod wrażeniem zarówno mojej szarszy, mojej odwagi i celności tej odpowiedzi, którą udzielałam na jego pytanie i dlatego wstawia mi nie tylko obecność na wykładzie, ale również piątkę za celne rozumowanie, wyciąganie wniosków itp. @.@. Zaczęłam semestr z piątką. Od wstępu. Zatkało mnie. Zawstydzona wydukałam, że "dziękuję", a on na to, że ma za co i zachęca do uczestnictwa w wykładach. OMG. Ja purpurowa na twarzy z zaskoczenia, zawstydzenia, a mój chłopak po drugiej stronie stołu bije mi brawo. xD No to chyba nie będzie tak źle.
W ogóle prowadzący ma ponad 70-lat i aparycję Dumbledora (wliczając w to siwą brodę i okulary połówki), tylko ten papieros trochę nie pasuje do profesora Hogwartu. Ale to Pan stawiający na kreatywność. Znowu omawialiśmy Matrixa xD w kontekście kreatywnego pisania (scenariuszy). MEGA jest, zabawnie będzie! Tylko, że staram się o indywidualny tok studiów i typ mi nie odpisuje, buu :( No smutek, bo muszę wysłać maile i wiadomości do dziekanatu.
6 - Jest taki jeden Pan wykładowca, który mi mocno siadł na ogon. Przystojny, w moim wieku, cholernie pewny siebie. Na pierwszych zajęciach w poprzednim semestrze próbował ze mnie sobie zrobić tą osobę do której się przyczepi, będzie na moim przykładzie prezentował niewiedzę lub braki, które może mieć student, a które uzupełnimy na jego zajęciach. No niezbyt mi się to podobało, bo akurat tych braków nie mam, aby bycie królikiem doświadczalnym dla jego żarcików nie zamierzałam być (nie miałam i nie mam aż takiego dystansu do siebie, a przynajmniej nie w nowej grupie od której i tak odstaję). I udowodniłam mu to dość szybko (zarówno, że mam kompetencje i że nie życzę sobie wycieczek osobistych w tym tonie), ale zrobiła się dość... hymm... no ja go nie polubiłam, a on miał przeze mnie utarty nos przed całą grupą i ta jego konstrukcja prowadzenia wykładu mu się posypała, więc w tym stresie po jego i po mojej stronie zrobiło się dość gęsto. Potem, w trakcie trwania semestru, udawało mi się unikać bezpośredniego kontaktu z nim. Okazało się, że ostatecznie odszedł od prowadzenia ćwiczeń w interakcji z nami, a wszedł w po prostu wykład. Bardzo ciekawy wykład. Serio. Ale niezbyt lubiłam typa... jedna pierwsze wrażenie negatywne wywarł, mnie wkurzył, większość grupy przeraził, bo kazał wypowiadać się na forum i to na temat, który trudno mówić z marszu (o sobie). Ech.
A potem prowadził fajne wykłady. Naprawdę ciekawe, naprawdę super. Podał wiele cennych wskazówek. Okazało się, że był/jest fanem motoryzacji jak mój chłopak - tyle, że ceni inne cechy w samochodach niż mój chłopak. No i to moim zdaniem jest znaczące i zresztą wiele razy o tym z moim chłopakiem rozmawiałam. Wykładowca potrafił wiele o marketingu powiedzieć na przykładach marek samochodów i jestem przekonana, że nie mówiłoby mi to wiele, gdyby nie to, że mieszkam z typem, który potrafi to przetłumaczyć na mój język :P. I potrafi o tym mówić dowcipnie i z pasją - przyznaję, wiele fajnych rozmów w moim związku sprowokowały wykłady tego pana wykładowcy xD
A jednak przy tym, że sam dzielił się swoją pasją do samochodów bardzo był taki... hymmm... no narcystyczny? Bardzo podkreślał co on wie, co potrafi i jaki jest genialny. Jak doszliśmy do omówienia cech osobowości, do rozpoznawania różnych przestrzeni kompetencji i mocnych stron mówców, baaaardzo duży kład nacisk na to by to siebie zaprezentować jako przykład i sprawiało mu wielką przyjemność wszystkie swoje cechy przedstawiać jako przejaw geniuszu. To było zarówno spoko (no lepiej w tę stronę niż sobie wybierać nieznajomą studentkę i projektować na nią swoje założenia i uprzedzenia), ale to ukochanie dla siebie samego było wręcz onieśmielające (i sama nie wiem: może była w tym nuta samoświadomości i celowego przerysowania, humoru? Nie wiem, trudno to było dostrzec). I jakby - whatever, luz, jak on tak ma, to spoko, byle by się mnie nie czepiał. xD Mam poprawkę na to, że triggerują mnie osoby o rysie narcystycznym, konkretnie osoby płci męskiej, bo mam takie doświadczenia życiowe jakie mam - od razu mi się włącza system obronny i nastawiam się obronnie spodziewając się po takim panu wszystkiego co najgorsze. Wiem o tym. Całe szczęście nie musiałam z tym panem wchodzić w inną relację niż studentka-wykładowca. I z tej pozycji wychodziłam.
Jednak - o ile ja czerpałam z tych wykładów sporo - to wiem od ludzi z roku, że nie potrafili tego co on mówi przełożyć na praktykę. Nie widzieli zastosowania tej wiedzy. Nie rozumieli po co się tego uczą. I najlepsze/najgorsze jest to, że ja tego też nie rozumiałam jak miałam te 19-24 lata - miałam poczucie, że uczę się masy bezużytecznych rzeczy. Niemniej ja wyciągałam z tych zajęć sporo, kilka razy nawet wystrzeliłam z pytaniem "Czy mogę użyć tej wiedzy do przygotowania projektu końcowego? Czy mogę prosić o wycofanie wersji, którą do tej pory wysłałam, bo muszę ją zmienić biorąc pod uwagę to co dziś zostało przedstawione na wykładzie?", a typ odpowiadał zawsze tak samo "Pani Vill, widać genialne umysły myślą podobnie, bo właśnie miałem państwa informować by użyć tych danych w pracy zaliczeniowej". xD I chociaż to był komplement, wypowiedziany z sympatią, to niestety czułam taki zgrzyt... Ech.
Generalnie od pierwszych zajęć prowadzę z nim taki banter/drażliwą rozmowę. Wyszło z niechęci, z docinek, ale też z wzajemnego uznania. Opowiadałam o tym mojemu chłopakowi i przyjacielowi, obydwaj uważają, że mój kontakt z wykładowcą jest wręcz na granicy flirtu. Mój chłopak zresztą słyszał podczas zajęć zdalnych moje rozmowy z tym wykładowcą i sam to przyznał - nie padło nic niestosownego, ale dużo tutaj jest takich "zaczepek", takiego "dokręcania śruby" na przemian z komplementami. Jest coś takiego, że mój chłopak aż podnosił wysoko brwi słysząc barwę głosu czy teksty prowadzącego. Jest to merytoryczne, ale też zaskakująco niejednoznaczne, jest w tym sympatia i kultura, pewnie, ale jestem traktowana inaczej niż inni członkowie grupy (też częściej się zgłaszam niż inni członkowie grupy). Natomiast gdy o tym opowiadam moim bliskim dziewczyną wszystkie widzą w tym raczej dupkowatość, pokazywanie sympatii, ale w taki sposób b mi przypomnieć gdzie jest moje mojece, taki w układzie patriarchalnym, gdzie pan wykładowca, mężczyzna, rysuje mi swoją pozycję władzy i mojej, kobiecej, delikatnej, stereotypowej niewiedzy lub bystrości, ale jednak w tym układzie to on musi mieć to ostatnie słowo. Zostaje mimo wszystko takim typem co się cieszy, że jednak moje być lub nie być zależą od niego. Czyli jest tam coś co umyka mi trochę podczas próby opisania literkami tego co się działo na polu tej relacji przez ostatnie pół roku, ale nie chcę wchodzić w szczegóły tu. ALE jest.
No i zdałam u niego. Chciał mi dać 4, nie zgodziłam się, więc wykonałam dodatkowe zadanie, przesiedziałam nad nim 2 wieczory i mam 5. Gratulował mi, docenił prace w sposób merytoryczny. Wymieniliśmy kilka wiadomości.
Powiedzmy, że nie czuję do niego tak silnej niechęci, jak na początku semestru, ale nadal jest dla mnie osobą odpychającą.
Cieszyłam się, że ten pan mi już odpadł z drogi życiowej.
Aż do wczoraj - wszedł na katedrę z innym panem, doktorem prowadzącym nowy przedmiot w semestrze, coś tam ustawił, długo z nim gadał. Wyróżniał się ubraniem - jest facetem od marketingu i tworzenia wizerunku, więc nic dziwnego, ALE kurde wyglądał, jakby się urwał z filmu o awiatorze. Skórzana kurtka z futerkiem na kołnierzu, zaczes włosów, opalenizna, okulary przeciwsłoneczne, jeansy. I tak z butą gwiazdy rocka wyszedł na środek podwyższenia/sceny i oznajmił, że "widzimy się jutro drodzy państwo".
No i SZLAG.
Okazało się, że jednak mam z nim zajęcia ZNOWU. I do tego muszę u niego zaliczać przedmiot indywidualnie. Więc od razu maila wysmarowałam i sobie z nim od rana mailuje i jestem wkurzona, bo znowu jest to COŚ na łączach i strasznie mnie to irytuje! Dzisiaj jestem z nim umówiona na dodatkowe zajęcia online (taaa) i potem na indywidualne spotkanie. Oby mi żyłka nie pękła.
Ale chyba... zaczynam go lubić? Nie wiem, okaże się.
7 - Biegałam dzisiaj przez chwilę z moim psiakiem. :D Bardzo się cieszę.
8 - Mam wykonane już jedno z zadań zaliczeniowych na ten semestr i to też mnie cieszy :D
9 - Zdawałam wczoraj egzamin z socjologii. Mega było. Bardzo lubię przedmiot i wykładowcę. Usiadłam specjalnie w pierwszym rzędzie. Po chwili dosiadł się mój kolega... hymmm... na drugim zjeździe w poprzednim semestrze poznałam chłopaka, który czytał książkę, którą również czytałam. Weszliśmy w rozmowę i w ogóle było sympatycznie. Typ jest z innej grupy, młodziutki chłopak, a bardzo zdolny - sensowne są jego komentarze i uwagi. Bardzo sympatyczny człowiek. Ale potem widzieliśmy się może 3 razy. I jakoś temperatura sympatii na swój wzajemny widok opadła (a początkowo obydwoje z daleka do siebie machaliśmy). A jakoś tak... hymmm... wczoraj czułam coś dziwnego i nie wiem czy to jednak mówi o tym, że mi libido wzrasta? Bo na egzaminie typ usiadł za mną i mi po prostu zapłonął kark takim podekscytowaniem, takim erotycznym pożądaniem. Wow. Zdziwiona się odwróciłam, spotkałam się spojrzeniem z jego oczami - znudzony patrzył na mnie. Nie widziałam gdzie siadał, widziałam jak wchodził do sali i mu skinęłam głową, on mnie zignorował albo nie zauważył, trudno. A potem nie patrzyłam, gdzie poszedł. A tu nagle płonie mi kark nagłym dziwnym uczuciem, a tym ZA MNĄ siedzi. Zdziwiło mnie to, i to spotkanie się spojrzeniem. Cześć-cześć. I tyle, rozmowa umarła, było napięcie, ale chyba nie erotyczne tylko związane z oczekiwaniem na rozpoczęcie egzaminu, czekamy na rozdanie kart egzaminacyjnych. Ale czułam wciąż takie dziwne coś na karku, czułam się obserwowana. Potem, w całym bloku wykładowym, po serii zajęć, na następnym wykładzie usiadł typ przede mną. Ja siedziałam w 4 rzędzie, a on usiadł w 3. Dokładnie w takiej samej pozycji jak siedzieliśmy kilka godzin wcześniej na egzaminie, czyli jedno wyżej, drugie niżej, lekko po skosie. Mógł sobie usiąść gdzie chciał. To sala wielka jak kinowa. Ba! Mógł usiąść obok mnie, można powiedzieć, że pierwsze lody przełamaliśmy kilka mc temu. Trudno, nastoletnie dziwności, uznałam, że nie ma co rozbić z tego big deal i uczestniczyłam w ykładzie. I nie wiem o co kaman, ale nagle typ przede mną mi pięknie pachniał... Po prostu nagle jakieś feromony weszły czy coś. Ma loczki takie słodkie, bezmyślnie patrzyłam na te loczki i próbowałam zrozumieć co się w moim organizmie dzieje. Typ ma jasne włosy, jasne loczki. Od razu pomyślałam o tym jak zaplotłam mojemu chłopakowi papiloty na jego krótkich, blond włosach. Też miał takie słodkie loczki. I nagle, na wykładzie, chora (bo mam katar i grypa mnie trzyma) zaczęłam fantazjować o tym co zrobię i jak zrobię z moim facetem jak wrócę do domu i go będę mogła wykochać.
I o co chodzi?
Bo jestem skonfundowana własnym organizmem.
Czuję, że uczucia mi się plączą. Czy obiektywnie mój kolega w loczkach jest w moim typie - nope. Czy mi się zmienił typ? Może. Skąd w ogóle nagłe podniecenie tak silne podczas, gdy chociaż na codzień deklaratywnie chcę i lubię seks, to nie mam apetytu na seks z moim chłopakiem? W głowie mam głównie zadania, listy tego co jeszcze muszę zrobić by się czuć bezpiecznie, by zdać, zaliczyć, a tu nagle na wykładzie, po egzaminie bum i potrzeba seksu? I jak nagle do mnie dociera, że dotyk mojego partnera, to nie czułość, ale dotyk intymny to łapie mnie zdziwienie "o, teraz? Dlaczego ja tego nie rozpoznałam".
Nie rozumiem tego.
6 notes · View notes
paulinpaulinpaulin · 1 year
Text
Jeny, nie możemy wyjść z chorób.
Po świętach rozwaliło mi zatoki, potem Marti zaczęła kaszleć, M. też zatoki... Na Sylwestra byliśmy nad morzem, byłoby super, gdyby nie gorączka Małej w tle.
Jeżdżenie/pływanie promem do apteki o 24 to zdecydowanie nie jest najlepszy sposób na wakacje 😅
No ale nic, zdrowiejemy. Marti niestety na antybiotyku, no ale trudno. Byleby doszła do siebie i wreszcie wróciła do szkoły. Bo tęskni i aż miło mi to słuchać, bo do przedszkola zawsze wracała z płaczem... A tu dzieci też o nią pytają, super to jest.
Dziś rocznica śmierci mojej Babci. Byłam rano na cmentarzu, bo moi rodzice też chorzy.
A moja Galina lat 80 w szpitalu i nie mam basenu, martwię się o nią, bo to poważne sprawy a ona z tych które unikają lekarza jak ognia...
Na studia nic nie ogarnęłam przez święta przez te choroby, także muszę się spiąć w najbliższy weekend, wish me luck.
No i zaraz koniec półrocza, oceny opisowe i te sprawy, omg, kiedy to zleciało. Ciekawa jestem co Martynka będzie miała w ocenach... Religia i angielski na 6.
10 notes · View notes