Tumgik
#Scott Diament
tisdale-mermaid · 1 year
Text
Tumblr media
0 notes
theshinysheet-blog · 7 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Friends of the Uffizi Gallery Reception La Réverie – Palm Beach
Sydell Miller hosted a recent cocktail reception at La Réverie for the Palm Beach Friends of the Uffizi Gallery organization in honor of Contessa Maria Vittoria Colonna Rimbotti's philanthropic endeavors in preserving the Florence museum's several century's trove of Italian artworks. The Board of Directors is headed by Contessa Rimbotti, president, and officers Emanuele Guerra, Bruce Crawford, and Madeleine Parker. Directors include Diana M. Bell, Michael J. Bracci, Susan D. McGregor, and honorary member Eike Schmidt, director of the Uffizi Gallery. The organization's Advisory Board is led by Diann G. Scaravilli, chairman, and officers Daniela Di Lorenzo and Barbara Chamberlain. Advisory board members include Linda Civerchia Balent, Francine Birbragher-Rozencwaig, Marianne Caponnetto, Scott Diament, Mars Jaffe, Gordon A. Lewis Jr., Irvin M. Lippman, Meredith A. Townsend, and Linda J. Tufo. Honorary Advisory Board Members are H.R.H Princess Maria Pia di Savoia de Bourbon-Parma, H.R.H. Prince Michel de Bourbon-Parma, and Contessa Chiara Miari Fulcis Ferragamo. Lisa Marie Browne is the group's executive director.
0 notes
kellycapolino · 4 years
Photo
Tumblr media
Great memory With Scott Diament and Jarred Kaplan My favorite jewelers in Florida #providentjewelry Check them out https://ift.tt/2tMwBSY https://ift.tt/39mUjo4
0 notes
houisdirtysoul-blog · 7 years
Text
Rozdział 3
26 kwietnia, poniedziałek.
Ten dzień na uniwersytecie rozpoczyna się jak każdy inny, jednak ostatecznie okazuje się najlepszym — można powiedzieć wyczekiwanym — jakiego Louis do tej pory doświadczył. Ale może po kolei...
Wczoraj spędził cały dzień na przygotowywaniu się do egzaminów, które mogą być znaczące w sprawie jego końcowej oceny, więc bardzo mu zależy. Z tego wszystkiego położył się wczoraj spać znacznie później, niż zazwyczaj, dlatego teraz oczy irytująco go pieką, ziewa częściej niż mruga i jest bardzo blady. Ktoś mógłby pomyśleć, że bierze go jakieś choróbsko, a tymczasem on zwyczajnie nie dostarczył swojemu organizmowi odpowiedniej ilości snu. Zaczyna obawiać się, że przez to zmęczenie cała wiedza uleci mu z głowy, więc do złego samopoczucia może dodać jeszcze ból brzucha na tle nerwowym. Czasami zastanawia się, jak poradzi sobie ze stresem dorosłego życia, skoro zwykły egzamin to jest dla niego zbyt wiele.
Pierwszy egzamin ma w środę, następny w piątek, a jeszcze inny dopiero w przyszłym tygodniu. Byłby w stanie napisać wszystko jedno po drugim, by tylko mieć to już za sobą. Z testami sprawdzającymi zawsze przychodzi ten stres i obawa, że może tym razem powinie mu się noga i nie podoła swoim oczekiwaniom. Ale chyba największy problem leży w opinii publicznej, którą Louis wbrew pozorom bardzo się przejmuje. Chyba nie trzeba tłumaczyć, że zależy mu na utrzymaniu reputacji ambitnego studenta prawa ze świetnymi ocenami końcowymi. Jest jak wzrór do naśladowania.
~*~
Przegląda w bibliotece jedną z książek o etyce prawniczej i dodaje do swoich notatek informacje, które uznaje za najistotniejsze. Przerzuca lekko pożółkłe kartki, przejeżdżając uważnie wzrokiem po tekście. Zagryza czubek ołówka, marszcząc delikatnie nos i ziewając od czasu do czasu. Kiedy wpada mu w oko kolejna przydatna treść, pochyla się energicznie nad notatnikiem, ale zanim zdąży przycisnąć ołówek do kartki, ktoś upuszcza z hukiem książki na stół, tuż pod jego nosem. Podnosi zdezorientowany wzrok i momentalnie czuje, jak miękną mu kolana. Gdyby stał, najpewniej zaczęłyby się trząść. Och, jest taki żałosny i przewidywalny.
Otóż, miejsce przed Louisem zajmuje nikt inny jak Christopher Scott. We własnej osobie. I patrzy na szatyna z lekkim uśmiechem. Promienie słoneczne padają na jego profil, jego twarz błyszczy niczym świeżo wypolerowany diament.
— Cześć, Louis — mówi łagodnym tonem Christopher, opierając łokcie na ławce.
— Cześć, Christopher.
— Wystarczy Chris. — Brunet macha dłonią, jakby chciał odgonić namolną muchę i wzdycha cicho, kiedy Louis kiwa sztywno głową.
— Mogę w czymś pomóc?
Louis chowa dłonie pod stołem, kiedy czuje, że nieznacznie dygoczą. Jest całkowicie opanowany, po prostu ten piękny chłopak zaskoczył go. I tyle.
— Właściwie, tak — odpowiada Chris, nie ścierając z twarzy promiennego (trochę uwodzicielskiego? Choć może to być tylko wymysł Louisa) uśmiechu. — Jak pewnie wiesz, za chwilę egzaminy, a ja... Cóż, jestem trochę do tyłu z materiałem, więc pomyślałem...
— Jasne — przerywa mu Louis nadzwyczaj pewnym głosem. — Pomogę ci.
Brwi Scotta unoszą się do góry i patrzy na Louisa ze swego rodzaju podziwem i wdzięcznością, chociaż jeszcze nic nawet nie zrobił.
— Naprawdę? Bo wiesz, nie musisz, jeśli nie chcesz lub nie masz czasu. Nie chcę, żebyś dostał przeze mnie gorszą ocenę czy coś.
— Spokojnie. Uczę się od tygodnia, więc jestem już praktycznie przygotowany — kłamie Louis, a łatwość, z jaką mu to przychodzi, zaskakuje go. Rzadko posługuje się kłamstwem, raczej jest typem osoby bezpośredniej, ale jako student kierunku prawniczego wie, że czasami trzeba trochę nagiąć prawdę, by osiągnąć porządany efekt. W tym przypadku owym efektem jest poznanie bliżej Chrisa. Desperacja? Nie, raczej wykorzystanie okazji.
— Świetnie. Dzięki, stary. — Brunet uśmiecha się szerzej i wyciąga z torby pomarańczowy, trochę zaniedbany zeszyt. — Nie masz nic przeciwko, żeby zacząć już teraz?
Louis kiwa energicznie głową i pozwala sobie sięgnąć po zeszyt chłopaka, by trochę zaznajomić się z jego trybem nauczania. Niektórzy robią skrupulatne notatki jak Louis, inni zasypują się fiszkami, a jeszcze kolejna grupa woli iść na skróty i nie trudzić się starannym prowadzeniem notatnika, a skorzystać z książki lub w ostateczności po prostu ściągać. Louis po przekartkowaniu zeszytu Chrisa odnosi wrażenie, że należy on do tych mniej przykładnych studentów i trochę go to zaskakuje, może też odrobinę rozczarowuje. Wszystko zapisane jest bardzo chaotycznie i niestarannie, niektóre zdania urywają się w połowie, gdzieniegdzie znajdują się kleksy z atramentu. Dziwne. Louisowi zawsze wydawało się, że on i Christopher są do siebie w jakiś sposób podobni, a jednak...
— Dobrze, więc z czym jesteś do tyłu? — Postanawia po prostu trochę się rozluźnić i przestać analizować wszystko bardziej niż to konieczne. Zbyt łatwo przychodzi mu ocenianie innych.
27 kwietnia, wtorek.
Powiedzenie, że Louis Tomlinson jest rozpromieniony to zdecydowanie za mało. Jego krok jest lekki i sprężysty, włosy układają się dokładnie tak, jak powinny, i wydaje się, jakby cały świat uśmiechał się do niego. Przynosi nawet gazetę pani Williams, kiedy zauważa, że dzieciak zajmujący się rozwożeniem prasy rzucił ją gdzieś w krzaki.
Może to śmieszne, ale całe to samopoczucie spowodował tylko czas spędzony z Christopherem. Przesiedzieli wczoraj w bibliotece dobre trzy godziny. Louis przekonał swojego ucznia do notowania różnych łacińskich pojęć i zasad, zwracał uwagę na kompletnie niezbędny materiał i zasugerował mu swój sposób uczenia, który jak się okazało, zaczął skutkować również u bruneta. Kiedy wychodzili, Chris poklepał Louisa przyjacielsko po ramieniu i podarował mu uśmiech odsłaniający zęby, które choć nie były śnieżno białe, to sprawiły, że szatyn poczuł się jeszcze bardziej zauroczony, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Umówili się na wtorek o tej samej godzinie i Louis od samego rana jest tym bardzo podekscytowany, zupełnie jakby szli na randkę, a nie na sesje uczenia.
— Tommo! Cześć! — Z oddali słyszy donośny głos Nialla, więc obraca głowę w jego kierunku i subtelny uśmiech natychmiast schodzi z jego twarzy. Ponieważ Niallowi towarzyszy Harry i jakiś nieznajomy mu chłopak o czarnych jak smoła włosach, upiętych w drobnego koczka. Louis uznaje go za niemal idealnego, tak samo zresztą jak Harry'ego, ale ta myśl wprowadza go w irytację, więc zbywa ją przewróceniem oczu. Chce się wycofać, ale blondyn zdąża podbiegnąć i chwycić go za ramię. Jest to uścisk, mówiący "zostań albo cię zamorduję". Louis woli nie uciekać, bo Horan bywa nieprzewidywalny.
— Cześć, Louis. — Harry odzywa się i macha do szatyna dłonią, czego ten nie odwzajemnia. Kiwa tylko do niego głową, praktycznie niezauważalnie.
— Nie poznałeś jeszcze Zayna, Lou. — Niall po raz kolejny zabiera głos i wskazuje dłonią na bruneta o ciemnej karnacji.
— Zayn Malik — mówi chłopak i delikatnie ściska dłoń Louisa. Szatyn od razu zauważa, że jest on bardziej zdystansowany niż Harry. Nie rzucił się Louisowi na szyję i tak dalej. — Niall i Styles często o tobie mówią.
Louis zastanawia się, co takiego Styles może o nim mówić, kiedy nie wie o nim kompletnie nic, ale postanawia to przemilczeć.
— Boję się pomyśleć, co takiego ten szalony Irlandczyk o mnie wygaduje — przyznaje tylko, uśmiechając się znacząco w stronę blondyna, który wzrusza niewinnie ramionami.
— Tylko, że jesteś trochę zamknięty w sobie i nieufny w stosunku do innych. — Zayn również wzrusza ramionami, jakby gawędzili sobie o pogodzie. Cóż, może jest bardziej zdystansowany niż Harry, ale za to bardzo bezpośredni, co Louis mimo wszystko docenia.
— Okej? — Uśmiech znika z ust Louisa i zastępuje go grymas w parze ze zmarszczonymi brwiami. — Chętnie potowarzyszyłbym wam w waszej dogłębnej psychoanalizie mojej osoby, ale muszę iść. Miło było poznać, Zayn.
Kiedy już się wycofuje, po raz pierwszy jego spojrzenie spotyka się na moment z tym Harry'ego i Louisowi wydaje się, że ten nie poczuł się ani trochę przejęty tym, że został całkowicie zignorowany przez Tomlinsona. Uśmiecha się tylko w ten charakterystyczny sposób, który doprowadza Louisa do szału.
~*~
Tego dnia uczy się z Chrisem w kawiarni, ponieważ wcześniej nie udało mu się wymigać od swojej zmiany. Dosiada się do niego, kiedy akurat nie musi obsługiwać żadnego klienta, a ruch jest dziś wyjątkowo mały i Louis uznaje to za kolejny fakt sprzyjający jego nawiązującej się z brunetem znajomości. Kiedy tak siedzą i uczą się wspólnie, szatyn myśli, że mógłby się do tego przyzwyczaić. Jeszcze przedwczoraj tylko przyglądał mu się czasami z daleka, a teraz zwyczajnie rozmawia z nim i stało się to tak szybko, że nawet nie przechodzi mu przez myśl, żeby nie robić sobie wygórowanych nadziei albo, że może prowadzić to do czegoś nieodpowiedniego. Jeszcze nie do końca się z tym oswoił. Śmieje się w duchu, kiedy przemyka mu przez głowę myśl, że łączy przyjemne z pożytecznym, bo jak się okazuje Christopher jest zdolny, toteż szybko nadgonił zaległy materiał i teraz wzajemnie odpytują się z reszty zagadnień.
Są nauczeni akurat z zamknięciem kawiarni. Chris jest na tyle miły, że pomaga Louisowi poustawiać krzesła, podczas gdy ten liczy dzisiejszy dochód, by potem zdać raport szefowi.
— Nie masz pojęcia, jaki jestem ci wdzięczny. Bez ciebie na pewno nie wyrobiłbym się ze wszystkim na czas — mówi Scott, kiedy opuszczają kawiarnię. Louis jedynie macha ręką i rusza powoli w stronę domu.
— To nic wielkiego. Właściwie, dzięki tobie też wszystko jakoś szybciej weszło mi do głowy.
(Pomimo, że robię się przy tobie strasznie rozkojarzony)
— Jasne. — Chris przystaje i uśmiecha się delikatnie. Spogląda w trochę dziwny sposób na Louisa i odchrząkuje chwilę później, zapewne zauważając zmieszanie na twarzy szatyna. — Uhm... Moi rodzice wyjeżdżają na weekend na jakąś wieś w pobliżu Rockford, więc robię w piątek małą imprezę u siebie.
— Och. W takim razie baw się dobrze. — Niezgrabny uśmiech formuje się na twarzy Louisa, kiedy poprawia torbę na swoim ramieniu. Z niewiadomych przyczyn ręce zaczynają mu się pocić, więc ukradkiem wyciera tą prawą o spodnie, w razie gdyby Chris chciał ją uścisnąć na pożegnanie.
— Chciałbyś przyjść, Louis?
— Ja? — Unosi brwi, zdając sobie sprawę, że jego wyraz twarzy jest pewnie w tym momencie dość komiczny. Chris parska krótkim śmiechem, więc tak, Louis jest idiotą.
— Nie widzę tu nikogo innego. Więc? Przyjedziesz? Tak w ramach podziękowania i przy okazji wyluzujesz się po egzaminach.
— Brzmi dobrze — przyznaje Louis z nieśmiałym uśmiechem (czy kiedyś przestanie mieć takie babskie odruchy?) i zaciska palce na pasku torby. — Okej, przyjdę. Na pewno. O której?
— Myślę, że zaczniemy około dwudziestej pierwszej, ale możesz przyjść o której ci pasuje. — Christopher wzrusza ramionami. Potem uśmiecha się i delikatnie trąca Louisa w ramię. — Jeśli przyjedziesz za wcześnie, to pomożesz mi z przygotowaniami.
Oboje śmieją się na to cicho i Louis czuje, że wszystko jest na swoim miejscu. Odczuwa wrażenie, jakby był w jednym z tych nudnych, przesączonych tandetnym humorem i mnóstwem rozmarzonych wzdychań filmów, które jego mama i Lottie oglądają od czasu do czasu. Ale... nie przeszkadza mu to.
Ciszę między nimi przerywa dźwięk przejeżdżającego roweru na uliczce zaraz obok. Od razu po tym potężny podmuch wiatru uderza w plecy Louisa, zupełnie jakby rowerzysta przywiózł go ze sobą i zostawił po drodze. Okrywa się szczelniej kurtką i, chociaż nie chce, wypowiada do Christophera pożegnalne słowa i jeszcze raz zapewnia, że przyjdzie do niego w piątek. Życzą sobie powodzenia na jutrzejszym egzaminie, a wtedy Chris po raz drugi obejmuje Louisa, tym razem szczelniej niż poprzednim razem. Trwa to może dwie sekundy i szatyn już go nie widzi, bo znika gdzieś za rogiem. Czy ten łaskoczący ucisk brzucha jest normalny?
~*~
Kiedy przechodzi przez próg swojego domu, do jego uszu natychmiast dochodzą ożywione krzyki. Obraca głowę w kierunku hałasu, ale w końcu postanawia najpierw rozebrać się i dopiero zobaczyć, w czym problem. Odkłada skórzane buty na półeczkę, odwiesza kurtkę na wieszak, a kiedy przechodząc spogląda przelotnie w lustro, zauważa, że wciąż nieznacznie się uśmiecha. Czerwieni się na ten widok i natychmiast przybiera poważny wyraz twarzy, ganiąc się w myślach za te żałosne zachowanie. Nie chciałby, żeby domownicy zauważyli jego wyraźne podekscytowanie. Mogłoby się to skończyć serią niekończących się pytań.
— Charlotte! Wracaj tu w tej w chwili! — Kiedy Louis chce wejść do salonu, w tym samym momencie wybiega z niego wściekła Lottie, a zaraz za nią twardym krokiem podąża ich ojciec. Szatyn tak naprawdę nie chce wiedzieć, ale pyta, skoro już tu przyszedł.
— Mamo? O co poszło tym razem?
— Nie będziesz więcej widywać się z tym chłopakiem, rozumiesz?! Mówię do ciebie!
— Sam słyszysz. — Johannah wzdycha cicho, wskazując bezradnie ręką na scenę odgrywającą się tuż za plecami jej syna. — Ojcu niezbyt podoba się nowy chłopak Lottie.
Louis obraca się, spoglądając z lekkim skrzywieniem twarzy na Daniela, zachodzącego jego siostrze drogę. Chociaż stoi do niego plecami, to Louis wie, że patrzy teraz tym gromiącym spojrzeniem, którego szatyn zawsze się bał, będąc dzieckiem. Zaczyna nawet współczuć swojej siostrze. Trochę.
— Nie obchodzi mnie twoje zdanie, możesz mówić co chcesz! Jesteś zwykłym rasistą, to obrzydliwe! — wykrzykuje nagle Lottie i Louis na moment wstrzymuje powietrze.
— Co powiedziałaś, gówniaro?! — Dzieje się coś, czego Louis obawiał się od dłuższego czasu. Dziękuje sobie, że dobrze zna wybuchowość ojca i w ostatniej chwili udaje mu się zatrzymać jego uniesioną rękę w stronę zasłaniającej się Charlotte. Przez kilka sekund Daniel szarpie się z Louisem, chcąc wyrwać się z uścisku, ale ten uspokaja go i wyprowadza z pokoju. Słyszy cichy głos matki, która zapewne przytula teraz do siebie jego młodszą siostrę, starając się załagodzić sytuację.
— Wyjdź, Louis — mówi do niego ojciec, gdy zajmuje miejsce za stołem kuchennym. Jego pięść jest zaciśnięta, a spojrzenie wbite w podłogę. — Po prostu dajcie mi teraz spokój.
I Louis nie zamierza dyskutować. Od razu wychodzi z kuchni i kieruje się prosto do swojego pokoju. Rzuca się na łóżko zmęczony, nadal trochę w szoku. Oczywiście, że w jego rodzinie zdarzają się kłótnie — nienormalnym byłoby, gdyby wszystko zawsze było w porządku. Tak, Lottie nie jest zbyt przychylna do nakazów i zakazów rodziców, co też jest (podobno) normalne u dziewczyn w jej wieku. Ale... ale nigdy nie byli tak blisko do wprowadzenia aktu przemocy pod ich dach. Louis nie dowierza, chociaż będąc małym chłopcem zdarzało mu się dostać klapsa, gdy rozlał mleko na kanapę, nie chciał położyć się spać lub skłamał w jakiejś sprawie. Jednak to były drobnostki i niewinne klapsy, które były stosowane tylko do pewnego wieku, kiedy zaczął rozróżniać, co jest dobre, a co złe. To, co zrobił ojciec... chciał zrobić, było złe. I nieważne, jak wielkim szacunkiem Louis go darzy — nigdy nie pozwoli skrzywdzić matki ani żadnej z jego sióstr.
30 kwietnia, piątek.
Louis rzadko bywa z siebie zadowolony w stu procentach, ale kiedy już się to zdarza, dokładnie zapamiętuje tę chwilę i stara się ją celebrować na swój sposób. Małe sukcesy prowadzą go do tych większych, krok po kroku. Kiedy wychodzi z sali egzaminacyjnej około jedenastej, już wie, że od pełnego poczucia dumy dzieli go tylko jeden egzamin. Dwa poprzednie poszły mu świetnie, takie ma przeczucie, więc teraz musi być tylko lepiej.
Opiera się o murek ogradzający uczelnię i czeka na Nialla, bo ten ponoć ma do niego jakiś interes. Studenci mijają go grupkami, śmiejąc się i rozmawiając beztrosko. Wita się z niektórymi kiwnięciem głowy, kiedy go zauważają. Stara się dostrzec w tłumie Chrisa, by zapytać jak mu poszło, ale zapewne zdążył już pójść, bo nigdzie go nie widzi. Nie kręcą się tu dziś też żadni... znajomi Harry'ego Stylesa, ani on sam, co Louis odbiera ze sztywnym wzruszeniem ramion, zupełnie jakby złapał go jakiś skurcz.
Wtedy słyszy dźwięk otwierania drzwi wejściowych, przez które wychodzi Grace w towarzystwie Lydii. Louisowi zaciska się gardło na ten widok.
Plotkują o nim? Oczywiście, że tak. Patrzą na niego. Co Grace nagadała Lydii? A co ważniejsze, co powiedziała Lydia?
Kiedy dziewczyny stopniowo zbliżają się do niego, przyciskając podręczniki do klatek piersiowych, ich spódniczki falują lekko przez powiew ciepłego wiatru, a twarze są roześmiane. Za nimi Louis zauważa Nialla i, na Boga, ten chłopak jest dla niego w tym momencie wybawieniem.
— Louis! Jak ci poszło, mądralo? — Donośny głos Grace sprowadza go na ziemię i jedyne co teraz czuje, to uporczywy wzrok Lydii.
— Chyba... chyba dobrze, a tobie? Wam? — Krzywy uśmiech formuje się na jego twarzy, a w myślach powtarza sobie wielokrotnie, żeby po prostu wyluzował, ale...
— Ja nie wiem, wolę nie zapeszać — odzywa się Lydia z cieniem tego swojego chichotu, który bynajmniej nie kojarzy się Louisowi dobrze. Zastanawia się, czy dziewczyna w ogóle pamięta coś z tamtego wieczoru i... czy to w ogóle rozsądne było odwozić ją do domu w stanie takiego upojenia? Louis jest czasami ogromnym kretynem, ale to nie jego wina, w końcu nie jest zbyt doświadczony, jeśli chodzi o randkowanie.
— Jasne, rozumiem. — Wciska dłonie do kieszeni spodni, zerkając przelotnie na Grace, która terroryzuje go złośliwym uśmieszkiem. Nawet nie ma ochoty wiedzieć, o co do cholery jej chodzi.
Niall przemieszcza się w ich stronę najwolniej na świecie.
Louis nie wie, co powiedzieć.
— Louis, myślisz, że... moglibyśmy porozmawiać? — pyta niepewnie Lydia, więc szatyn posyła jej kiwnięcie głowy, wyglądając na niewzruszonego. Dziewczyna wzdycha. — Ale w cztery oczy?
Czyli coś, czego obawiał się najbardziej i na co nie ma teraz najmniejszej ochoty.
— Och, tak. Chętnie, naprawdę chętnie, ale... — Kiedy zaczyna kompletnie się motać, jego irlandzkie szczęście uśmiecha się do niego. Gwałtownie obejmuje Nialla ramieniem i przyciąga do siebie. Choć nie mógłby być już bardziej oczywisty, brnie w to dalej. — Chciałbym, Lydia, ale Niall ma do mnie ważną sprawę, więc może innym razem, co? Trzymajcie się!
Z tym macha do dziewczyn ręką i odchodzi, ciągnąc za sobą Nialla, zanim ten zdąży otworzyć buzię i zniszczyć wszystko swoim zdezorientowaniem. Louis oddycha z ulgą, kiedy znajdują się poza zasięgiem wzroku Grace i Lydii, a jego przyjaciel przygląda mu się z uniesionymi brwiami.
— No co? — burczy Louis, poluźniając krawat, a następnie strzepując z marynarki pyłek.
— Skoro już wciągasz mnie w swoje tchórzowskie krętactwa, to mógłbyś wyjaśnić, o co tu chodzi — sugeruje z przekąsem Niall, patrząc na Louisa, którego wzrok wbity jest w nieokreślony punkt.
— Oczywiście nie muszę ci się tłumaczyć, przyjacielu — szatyn łypie wzrokiem na Irlandczyka — ale skoro tak bardzo cię to interesuję, to zwyczajnie nie mam ochoty na rozmowy z tą nachalną dziewczyną. Na razie nie.
— Jak chcesz, stary. — Niall wzrusza ramionami. — Ale nie uważasz to za trochę niesprawiedliwe, że ukrywasz przed nią swój homoseksualizm? Bo wiesz, ona chyba wpadła po uszy.
Louis przystaje, patrząc na Nialla bez wyrazu. Powiedział sobie rano, że nic nie wyprowadzi go dziś z dobrego nastroju, ale jego przyjaciel sukcesywnie do tego dąży. Czy Louis sam może zająć się swoimi prywatnymi sprawami i uczuciami, nie rozmawiając o nich z, cóż, nikim? Wielkie dzięki.
— Nie zaczynaj z tym znowu, Horan.
— Nie uciekniesz przed tym, Tomlinson. — Blondyn rozkłada ramiona, wzdrygając się odrobinę, kiedy w tym samym momencie z nieba zaczynają spadać kropelki deszczu.
Jeszcze tego brakuje.
Zanim zdąża rozpadać się na dobre, dobiegają do najbliższego sklepu i chowają się pod jego markizą. Właściwie, Louis jest niemal zadowolony z tego krótkiego przerywnika ich rozmowy, dzięki któremu sprawnie może przejść na inny temat.
— Podobno miałeś do mnie jakąś sprawę.
— Ach, tak. — Irlandczyk uderza się palcem wskazującym w czoło, zapewne przypominając sobie, w jakim celu się w ogóle spotkali. — Chciałem się tylko upewnić, czy idziesz dziś ze mną na spotkanie? Pamiętasz, nasza umowa.
Louis zupełnie zapomniał.
Przysuwają się bardziej do ściany budynku, kiedy ulice zaczynają się wypełniać przechodniami z kolorowymi parasolkami. Louisowi zaczyna brakować oddechu.
— Właśnie, co do tego... — Szatyn uśmiecha się przepraszająco (chociaż wcale nie jest mu przykro — im bardziej odwlecze te zloty pacyfistów, tym lepiej), a Niall już wie, bo przewraca oczami i pyta Louisa, czy się rozmyślił. — Oczywiście, że się nie rozmyśliłem. Dziś jestem zajęty, to tyle.
— Ty? Czym?
W tym momencie Louis dumnie wypina pierś i gdyby stał naprzeciwko siebie, najprawdopodobniej parsknąłby głośnym śmiechem na ten widok. Czasami jest taki dziecinny.
— Chris zaprosił mnie na imprezę, wiesz, w ramach podziękowania za pomoc w nauce.
Niall uśmiecha się wręcz szatańsko i Louis nie wie czy ma się zawstydzać czy irytować, więc w jakiś sposób robi obie te rzeczy, wyglądając przy tym idiotycznie. Niebo rozjaśnia się, deszcz stopniowo przestaje padać, więc Louis rusza bez słowa naprzód, a Horan dogania go od razu, obejmując mocno jego ramię w akompaniamencie dzikiego rechotu. Nieznośny.
— Mój mały Tommo dorasta — mówiąc to, blondyn ociera teatralnie nieistniejącą łzę, a Louis odpycha go, starając opanować uśmieszek, cisnący mu się na usta. Niall śmieje się jeszcze głośniej, niż zazwyczaj, co Louis dotąd uważał za niemożliwe, jednak w tym momencie nie jest to nawet tak bardzo irytujące.
1 note · View note
billybennight · 5 years
Photo
Tumblr media
Scott Diament, Gavin Rossdale, Kate Beckinsale, and Kim Martindale at the 24th Annual LA Art Show Opening Night Gala. I think we know who the "Party Animal" is in this shot! @gavinrossdale @stjudesresearchospital @katebeckinsale #katebeckinsale #gavinrossdale @laartshow @dtlawanderer @dtlaweekly @happeningindtla #photography #photographer #photographerslife #losangeles #losangelesphotographer #losangelesphotography #redcarpet #headshots #music @bush #bush #celebrity #celebrityphotographer (at Los Angeles Convention Center) https://www.instagram.com/p/BtEXR51Anwn/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1uc4q5zm099kq
0 notes
tisdale-mermaid · 1 year
Text
Tumblr media
laartshow: Tonight at the special Charity Presentation during the Opening Night Premiere Party at the LA Art Show benefiting St. Jude Children’s Research Hospital, Scott Diament President / Partner Palm Beach Show Group, actor / singer Ashley Tisdale LA Art Show celebrity host, Maelin-Kate former St. Jude patient, Kassandra Voyagis producer / director LA Art Show, Megan mother of Maelin-Kate, Angela Northrop Market Executive Director St. Jude and Representatives from Citi at the Citi Space on the LA Art Show Floor. @palmbeachshowgroup @scottdiament @ashleytisdale @kassandra_voyagis @stjude @source_art @cheloglo
0 notes