Tumgik
niechec-blog · 1 year
Text
„Pamiętam, jak raz spytałem Ezrę [Pounda], kiedy wracaliśmy z tenisa na Boulevard Arago i zaprosił mnie do swojej pracowni na coś do picia, co tak naprawdę sądzi o Dostojewskim.
- Prawdę mówiąc - powiedział Ezra - nigdy nie czytałem Ruskich. […] Trzymaj się Francuzów - poradził mi Ezra. - Możesz się od nich jeszcze mnóstwo nauczyć.”
Ernest Hemingway - „Święto ruchome” przeł. Miłosz Biedrzycki
0 notes
niechec-blog · 2 years
Text
"Fryderyk kończy zasypywać grób. Zdejmuje kaszkiet, składa go i chowa w kieszeni surduta. Zdejmuje z dłoni skórzane rękawiczki i wkłada pod pachę. Na kolana opada. Składnia głowę. Wzdycha boleśnie. Prostuje się i poprzez ziemię patrzy tam, gdzie wyobraża sobie twarz Abby. Recytuje jej dwa wiersze. Pierwszy to poezja optymistyczna, mały wierszyk o ptaszku, który sam ułożył:
Letni ptak trylił W słoneczny dzień: Szczęście mnie wiodło Po drogach hen W miłości imię. O swojej trylił Ptak jarzębinie.
Drugi zaś to początek zagubionej ballady. Opowiada ona o równości, która wszem żywym istotom na końcu jest dana, bez żadnej ziemskiej rewolucji:
Ziemia spada w loch Starość robi swoje Ciało to jest proch Nieważne są stroje.
Wstaje z kolan, wkłada czapkę i sięga do kieszeni po fujarkę z owczego udźca. I gra pierwsze takty Śmierci słowika Franza nieboszczyka Schuberta, łącząc w ten sposób dwa ułamki poezji. I wtedy w końcu oczy Fryderyka napełniają się łzami. Spływają po policzkach, wysychając w ich połowie. Zimno na dworze. Żegna Syrenę Jonsdottir tymi samymi słowami, którymi ona go pożegnała: - Abba - ibo!
*
Pomiędzy szczytami gór na zachodzie widać wszechkosmos, migocą tam trzy spośród gwiazd spod znaku Łabędzia. Ciężkie chmur tumany zacieniają dolinę. Śnieg pada do jutra."
Sjón - Skugga Baldur. Opowieść islandzka.
Przeł. Jacek Godek, wyd. Słowo/obraz terytoria, 2009
1 note · View note
niechec-blog · 2 years
Text
„Kiedy pomyśleć o dzisiejszym putinowskim imperium w terminach wspomnianej wcześniej ambiwalentności i spróbować znaleźć w nim coś więcej niż „trupa w zbroi” w stanie pół rozkładu, to wzniosła nazwa „imperium” w ogóle jawi się jako niezasłużony i paradoksalny w swej istocie awans, nieusprawiedliwiony żadną praktyką historyczną ani prawdą komplement. Dzisiaj mamy do czynienia z geopolitycznym potworem - postmodernistycznym spływem „ochroniarskiej ideologii z elementami rosyjskiego nazizmu i radzieckiego aplauzu dla prawa silniejszego”. Cała jej dzisiejsza „imperialność” sprowadza się do „interesów Rosji” i kapryśnej idei „ruskiego miru”, która dla współczesnego świata nie niesie żadnej wartości. Po prostu dlatego, że tej wartości nie ma. Niczym istotnym - ani dla całego świata, ani dla zniewolonych narodów - dzisiejsza Rosja po prostu nie dysponuje. Świat nie potrzebuje od niej niczego, oprócz gazu, ropy i aluminium. Rosja nie ma ani demokracji, ani udanego pomysłu na życie społeczeństwa, ani jakiejś szczególnej współczesnej kultury, bez której świat by zbiedniał. W Rosji podupadł nawet hokej. Jeśli ZSRR w latach 1950-1980 przynajmniej niósł postkolonialnym narodom świata idee socjalizmu (które zresztą niewiele im pomogły), to dzisiejsza Rosja jest wartością zerową, antywartością, doprowadzoną do absurdu, pustą zmitologizowaną wydmuszką, uzbrojoną w głowice jądrowe i w propagandowa machinę z ulubionych kwiatem putinowskiego informacyjnego absurdu - kanałem telewizyjnym Russia Today - na czele. Nic pożytecznego, produktywnego i atrakcyjnego. Tylko prawo siły, wojny informacyjne, postprawda, szpiegostwo, przekupywanie europejskich elit i totalna korupcja. Jak na imperium ze szczególną misją - za mało, jak na historyczne nieporozumienie - za wiele…”
Andrij Bondar - Trup w zbroi, 16.07.2019 r. [w:] Piszą, więc żyją. Pierwszych sto dni wojny.
Wybrał i przełożył Bohdan Zadura, Biuro Literackie, Kołobrzegu 2022
0 notes
niechec-blog · 2 years
Text
"[...] nasi europejscy sąsiedzi przeważnie nie uważają nas za winnych i tym bardziej nie usprawiedliwiają poczynań Rosji. Jednak są zmęczeni i przestraszeni. Nie potrafiąc przekonać ich, że Putin jest dobry, kremlowska propaganda coraz skuteczniej wszczepia mieszkańcom Zachodu myśl, że Putin jest "szalony" i w razie czego naprawdę zamieni ich stare miasta w radioaktywny popiół. Więc wielu z nich, w głębi duszy trochę się czerwieniąc, gotowych jest poświęcić Ukrainę - żeby nadmiernie nie drażnić agresora"
—Ołeksandr Bojczenko, 50% racji
tłum. B. Zadura i Marek S. Zadura, Warsztaty Kultury w Lublinie, 2016
0 notes
niechec-blog · 2 years
Text
"Jest coś, są tęsknota i pęd, które zamiast słabnąć, z upływem lat stają się jakby silniejsze. I jest to zapewne związane z coraz szybszym pustoszeniem pokojów naszej pamięci. Jest ktoś, kto otwiera kolejne drzwi, jedno po drugich, przechodząc z pokoju do pokoju z nadzieją, nadzieją i strachem, że w jednym z nich spotka siebie samego — tam gdzie jest jeszcze cały.
Czy ten cały pęd za przeszłością nie jest w sumie próbą dotarcia do owego zdrowego miejsca, jakkolwiek daleko wstecz by to było, gdzie rzeczy są jeszcze całe, pachnie trawą, spoglądasz róży w twarz i jej labirynt? Mówię: Miejsce, ale to jest czas, miejsce w czasie. Mam jedną radę: nigdy, ale to nigdy nie odwiedzajcie miejsca, które opuściliście jako dzieci. Zostało podmienione, opróżnione przez czas, opuszczone, widmo.
Tam. Nie ma. Nic."
—Georgi Gospodinov, Schron przeciwczasowy
tłum. Magdalena Pytlak, Wydawnictwo Literackie
0 notes
niechec-blog · 2 years
Text
„Wyobrażam sobie książkę, w której są wszystkie rodzaje i gatunki. Od monologu, poprzez sokratejski dialog aż do eposu heksametrem, od bajki do spisu. Od wysokiego antyku do instrukcji dla ubojni. Wszystko może się znaleźć w takiej książce.
Pisać, pisać, pisać, zapisywać i przechowywać, być jak arka Noego, są tam wszelkie stworzenia, małe i duże, czyste i nieczyste, należy zabrać każdy gatunek i każdą historię. Czyste gatunki niezbyt mnie interesują. Powieść to nie Aryjczyk, jak mawiał Gaustyn.
Pisać, pisać, pisać, zapisywać i przechowywać, być jak arka Noego, nie ja, ta książka. Tylko książka jest wieczna, tylko jej okładka będzie wybijać się ponad fale, tylko stworzenia w środku, między stronami gdzie kipi życie, ocaleją. I gdy ujrzą nową ziemię, będą się płodzić i rozmnażać. I zapisane wypełni się krwią i ożyje całkowicie. I „lew" zmieni się w lwa, „koń" zarży jak koń, „wrona” wyleci z kartki brzydko kracząc… I Minotaur wyjdzie na światło.”
—Georgi Gospodinow, Fizyka smutku
Tłum. Magdalena Pytlak, Wydawnictwo Literackie
0 notes
niechec-blog · 4 years
Text
“Tak zwane sądy okręgowe w Austrii znane są z tego, że przysięgli rok w rok wydają w nich dziesiątki błędnych wyroków, mają więc na swym sumieniu dziesiątki niewinnych, którzy w naszych zakładach karnych odsiadują najczęściej dożywocie, nie mając widoków na to, że kiedykolwiek zostaną, jak to się mówi, zrehabilitowani. W ogóle, pomyślałem, w naszych więzieniach i zakładach karnych więcej siedzi niewinnych niż winnych, aż tylu bowiem jest pozbawionych sumienia sędziów, aż tylu ziejących nienawiścią do ludzi, a zatem do sobie podobnych, przysięgłych, którzy za własne nieszczęścia, za własną ohydę, mszczą się na każdym, kto z powodu potworności, za sprawą których staje przed sądem, wydany zostaje na ich (nie)łaskę. Austriackie sądownictwo to twór iście diaboliczny, pomyślałem, przekonuje się o tym wciąż na nowo ten, co uważnie czyta gazety, a wyda się ono z pewnością jeszcze bardziej diaboliczne wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę, że na światło dzienne wychodzi i do wiadomości publicznej dociera zaledwie niewielka część sądowniczych przestępstw.”
 –Thomas Bernhard, Przegrany
 przeł. Marek Kędzierski, Czytelnik, 2002
0 notes
niechec-blog · 4 years
Text
Tłuste pomidory
Przyszło mi czytać książkę wydaną serii “literatura w spódnicy”. Dajcie mi więc kilt, bo zawężanie zasięgu odbiorców taką etykietą przynosi jej więcej szkód niż pożytku. 
Książka Flegg to nośnik amerykańskiej epoki, depozyt czasów słusznie minionych. W dodatku jest to powieść bardzo przystępnie napisana. Pozornie mamy do czynienia tylko z łatwą w odbiorze gawędą, historią społeczności Birmingham w Arizonie. Autorka zdecydowała się na powieść w formie czasoprzestrzennego warkocza, po którym jesteśmy prowadzeni w zależności od potrzeb fabuły, przyspieszenia czy zwolnienia tempa opowieści. 
“Smażone zielone pomidory” to po pierwsze świetna powieść o siostrzeństwie. Wielkich, emocjonalnych więziach opartych na zaufaniu i wyrozumiałości. Osoby budujące relacje międzyrasowe i pokoleniowe testowane są przez sytuacje dnia codziennego ciężkich czasów około wojennych. Flegg wyposaża bohaterów w spektrum postaw charakterystycznych dla amerykańskich petit bourgeoisie, mamy więc nie powtarzające się osobliwości.
Po drugie: to, co uderza czytelnika zatopionego w lekturze - rasizm epoki. I nie chodzi tu tylko o lata 30. czy 40. lecz także przejawy nietolerancji i uprzedzeń wciąż obecne przez lata 80. Jest to skutek strukturalnego rasizmu, objawiającego się w kłopotach ze znalezieniem pracy czy w ramach samego procesu karnego. Powieść jak kartka z epoki- Flegg, za pomocą języka białych Amerykanów i ich licznych uprzedzeń/fobii, rozrysowuje system faszystowskiego apartheidu, budowanego na krzywdach i niesprawiedliwościach dnia codziennego. Wyliczając już zalety - po trzecie już: Książka Flegg, która (przynajmniej w Polsce) targetowana jest przez wydawcę do dorosłych pań, przeprowadza czytelnika przez różne sytuacje życiowe właśnie z perspektywy kobiety. Znajdziemy w niej szczere przemyślenia bohaterki o roli kobiety w społeczeństwie, usilne dążenie do uzyskania świadomości feministycznej. Poprzez przedstawione bagatelne sytuacje, zostaje powiązana klasa społeczna z rasą i płcią. Czytelnika ujmuje również spojrzenie na proces dojrzewania i zawiązywania się pierwszych relacji miłosnych, opisanych nad wyraz szczerze. 
“Zielone smażone pomidory” okazały się przysmakiem. Mimo prowincjonalnego, niby banalnego obrandowania, mnie zaserwowane posmakowały od pierwszego kęsa. Poproszę więc o dokładkę, gdyż opisywanie złożonych relacji w taki sposób zasługuje na Gwiazdkę Michelin.
Fannie Flagg, Smażone zielone pomidory, wyd. Axel Springer (2004)
0 notes
niechec-blog · 4 years
Text
Niechętnie o Handkem
Przez tego Handkego trudno było mi się przecisnąć. W dodatku z samą formą, w jakiej te dwie krótkie formy zostały wydane - seria Nike wydawnictwa "Czytelnik" - czytanie było prawdziwie klaustrofobicznym doświadczeniem. Proces obcowania z lekturą przypominał też trochę wysłuchiwanie frustrata nad piwem, w jakiejś spelunce na obrzeżach miasta. "Godzina prawdziwych odczuć" odstrasza swoją konstrukcją. Opisy są toporne, silnie odczuwalne przeskoki w narracji, książka jest "zabiegana", w tym złym znaczeniu. Kilometrowy przeskok z ostatnich "Biegunów" Tokarczuk, kiedy to płynąłem - a może lepiej - leciałem. Bohater wykazuje objawy jakiegoś OCD z przewagą obsesji. Te awersje do drobnostek życia codziennego są tylko szczytem góry lodowej jego zdesperowanych poszukiwań nad odnalezieniem prawidłowego cyklu życia. Do tego wyobraźcie sobie nihilistycznego mieszczanina o orientacji szowinistycznej. Czytelnik znajduje się miedzy młotem a kowadłem uczuć i przemyśleń Gregora - głównego bohatera. Jego bezustanne osądzanie otoczenia w jakim się znajduje nie pozwala na jakąkolwiek wolną refleksję. Autor nie zostawił żadnych niedopowiedzeń. Odnieść można wrażenie, że książka jest zlepkiem impresji, zapisanych ukradkiem na serwetkach paryskich bulanżerii. Aby usprawiedliwić autora, należy dodać, iż "Godzina..." jest jego dosyć wczesnym dziełem. Trochę inaczej już jest w "Leworęcznej". Narrator skupiony jest na kobiecie, która przez większość dzieła pozostaje bezimienna. Uważny czytelnik wyłapie jej tożsamość, lecz czy oby ten zabieg nie miał na celu generalizacji pewnych postaw i przypisanie ich do płci? Prawdziwie zastanawiające. W obu dziełach ujawnia się fascynacja przemocą fizyczną wobec kobiet. Wypełzający male gaze, gdzie kobiety tworzone są w rozmowach, sytuacjach typowo mieszczańskich. Konstruowanie odbywa się oczywiście przez mężczyznę - najczęściej tego jednego, którego imię przywoływane jest aż nazbyt często na jednej stronicy, dla podkreślenia jego indywidualizmu. Bo przecież ten, kto ma imię, istnieje. Przez większość lektury zieje pogardliwy ton, który w połączeniu z formą w jakiej zostaje to podane, pozwala jedynie na skomentowanie: "ok boomer".
Peter Handke, Godzina prawdziwych odczuć, Leworęczna kobieta, wyd. Czytelnik (1980)
0 notes
niechec-blog · 6 years
Text
VI
Twoje małe dłonie, dokładnie równe moim –
tylko kciuk większy, dłuższy – tym dłoniom
mogłabym powierzyć świat – lub wielu takim dłoniom
obsługę młota pneumatycznego i kierownicy,
dotknięcie ludzkiej twarzy... Takie dłonie mogłyby obrócić
dziecko we właściwą stronę w kanale rodnym
albo pilotować statek badawczo-ratunkowy
wśród gór lodowych, lub złożyć
drobne jak igły ułamki wielkiego krateru,
na którego ściankach
są sylwetki kobiet w ekstazie, zmierzających
ku lochom Sybilli lub eleuzyjskim jaskiniom –
takie dłonie mogłyby dokonać nieuniknionej przemocy
z taką powściągliwością, tak pojmując
zakres i granice przemocy,
że dalsza przemoc przeminęłaby
–Adrienne Rich, 21 wierszy miłosnych
przeł. Jakub Głuszak, Biuro Literackie, 2016
2 notes · View notes
niechec-blog · 6 years
Quote
Pewnego lata, wieczorem, kiedy w pałacu grał na cztery ręce z matką generała, coś się wydarzyło. Siedzieli w dużej sali, przed kolacją; oficer gwardii i jego syn w jednym z rogów komnaty uprzejmie słuchali muzyki, z tą cierpliwością i rutyną, o której zapewne ktoś myślał, mówiąc, iż «życie jest obowiązkiem, trzeba więc ścierpieć i muzykę». Hrabina grała żarliwie, wykonywali Poloneza-Fantazję Chopina. W pokoju jakby wszystko się poruszyło. Ojciec i syn w fotelach, pogrążeni w uprzejmym i cierpliwym oczekiwaniu, także poczuli, że w dwóch ciałach - w ciele Konrada i matki - coś się dzieje. Jakby zbuntowana muzyka uniosła meble, jakby jakaś siła za oknem załopotała ciężką, jedwabną zasłoną, jakby to wszystko, co pogrzebały ludzkie serca, co jest galaretowate i zjełczałe, zaczęło żyć, jakby odezwał się jakiś ukryty w sercu każdego człowieka śmiertelny rytm, który w pewnej chwili życia zaczyna uderzać z ostateczną siłą. Dwaj uprzejmi słuchacze zrozumieli, że muzyka jest niebezpieczna. Lecz tamtych dwoje przy fortepianie, matka i Konrad, już nie przejmowało się żadnym niebezpieczeństwem. Polonez-Fantazja był jedynie pretekstem, aby wyzwolić w świecie siły, które poruszą i wysadzą w powietrze to wszystko, co ludzki porządek tak skrzętnie ukrywa. Przy fortepianie siedzieli w takim zapamiętaniu, z wyprostowanymi - choć lekko odchylonymi - naprężonymi ciałami, jakby muzyka miotała niewidocznym, legendarnym, ognistym rydwanem zaprzęgniętym w rumaki i tylko oni dwoje, w zawierusze i zawrotnym pędzie ponad ziemią, usztywnionymi torsami i silnymi rękami pewnie trzymali wodze wyzwolonych żywiołów. Wreszcie, po jednym zgodnym akordzie, umilkli. Promień wieczornego słońca wpadł przez dwuskrzydłowe okno, w snopie światła wirował złoty pył, jakby muzyka, pędząc w ślad za rumakami zaprzęgniętymi do niebiańskiego rydwanu, wzbiła kurz na niebieskiej drodze, która prowadzi donikąd, w zatracenie.
Sándor Márai, Żar
0 notes
niechec-blog · 6 years
Text
Dobro, prawda i piękno według Karpowicza
Niemała burza rozpętała się w mojej głowie, kiedy trzymałem książkę w rękach, przed pierwszą lekturą. Błękit okładki studził gorące posty, które wylały się na literackim fejsbuku kilka chwil po tym, kiedy to Magazyn “Książki” wrzucił ją do dziesiątki roku. Coraz większą mam odwagę do mierzenia się z gorącymi rzeczami, które chodzą na feedach, a potem odpoczywają na kawiarnianych stolikach. Kilka minut po ogłoszeniu światu, iż lektura zakończona, zaatakowano mnie powiadomieniem:
Jaki jest ten Karpowicz?
Nie jest to Karpowicz z "Ości", ironizujący co chwilę wielkomiejski młodzian, ani zdystansowany i pełen krytycyzmu narrator, który wykorzystuje emocje Sońki do własnych celów. Mamy tu do czynienia z głosem, który spotkał się z samym sobą, dotarł trudnymi, wyboistymi ścieżkami do granic świadomości, przeszedł głęboką przemianę. Zmienił życiowe priorytety, poukładam cele życiowe - nie ma tu warszawki. "Miłość" to gruba kreska oddzielająca Karpowicza od poprzednich dokonań, do fanów których się nie zaliczałem. 
Sama lektura nie jest ciężka, pomimo niemałego ładunku emocjonalnego. Liczne wątki autobiograficzne napisane są wprawną ręką, a przewrotny język, zaskakujące słowotwórstwo przypominają nam, że wciąż mamy do czynienia z Karpowiczem. 
Nie omieszkam pozostawić bez komentarza kreacji świata i stylizacji. Dzięki różnym pozom językowym w kolejnych rozdziałach, autor pokazuje nam się z coraz lepszej strony. Wyraźnie widać, że "Sońka" mocno siedzi w tempie opowieści. Bardzo iwaszkiewiczowski w formie i treści rozdział pierwszy, to popis przed czytelnikiem jak na studenckiej imprezie. Bardzo udany, z resztą.  
Czy książka zasłużyła na to, aby znaleźć się w pierwszej dziesiątce 2017 roku? Spoglądając z pobłażliwym uśmiechem na polskie podwórko, uciekając od odpowiedzi, ostatecznie się zgadzam.
Tumblr media
Ignacy Karpowicz, Miłość, Wydawnictwo Literackie (2017)
0 notes
niechec-blog · 6 years
Quote
Architektura, podobnie jak wszystkie sztuki, konfrontuje się z problemem ludzkiej egzystencji w czasie i przestrzeni; wyraża i przedstawia bycie człowieka w świecie. Architektura jest głęboko zakorzeniona w metafizycznych problemach podmiotu i świata, wnętrza i zewnętrza, czasu i trwania, życia i śmierci. [...] Architektura jest podstawowym narzędziem umiejscawiającym nas w przestrzeni i czasie oraz nadającym tym wymiarom ludzką miarę. Pozwala udomowić bezgraniczną przestrzeń i nieskończony czas, dzięki niej ludzkość jest w stanie je znieść, zamieszkać w nich i je zrozumieć.
Juhani Pallasmaa, Oczy skóry. Architektura i zmysły
0 notes
niechec-blog · 6 years
Quote
Miałem ze sobą «Wykop» Płatonowa. Czytałem dwie strony i wpadałem w depresję: «Na wykoszonym pustkowiu pachniało zmarłą trawą i wilgocią obnażonych przestrzeni, przez co czuć było wyraźniej powszechny smutek istnienia i melancholię daremności». Posądzając samego siebie o tendencyjność, próbowałem dalej: «Wkrótce pogodzona powszechnym zmęczeniem brygada usnęła, tak jak chodziła — nie zdejmując dziennych koszul i spodni, by nie zadawać sobie trudu rozpinania guzików i zachować wszystkie siły dla produkcji». Nie dawałem za wygraną i przewracałem strony: «Noc przykryła cały wsiowy wymiar, a śnieg uczynił powietrze tak nie przepuszczalnym i gęstym, że piersiom brakowało tchu; mimo to jednak kobiety wrzeszczały wszędzie i — przywykając do nieszczęścia — podtrzymywały nieustanne wycie». Czytam dalej, ale zaczęło świtać. W dole nad rozlewiskami snuły się mgły. Facet, który siedział obok i przez sześć godzin nie powiedział słowa, odwrócił się w moją stronę i niemal w religijnym uniesieniu wyszeptał: «Eto Bajkał…».
Andrzej Stasiuk, Wschód
1 note · View note
niechec-blog · 6 years
Quote
Józef Czapski lubił opowiadać anegdotę o Cioranie: przyszła do niego na rozmowę młoda kobieta, żeby spytać, jak żyć. Cioran, wierny swemu czarnemu programowi, powiedział jej, że ratunek jest tylko w samobójstwie (chociaż w jednym z aforyzmów — lubił go cytować Brodski — napisał: "Po co się zabijać? I tak jest już za późno). Młoda osoba odeszła i parę godzin później zatelefonowała do rumuńskiego mędrca, mówiąc, że serio już i praktycznie rozważa samobójstwo właśnie. Ten zdziwił się dlaczego, właśnie jem czekoladę, powiedział, niech się pani nie spieszy. W nim samym, w osobowości Ciorana, jest i ktoś, kto je z upodobaniem czekoladę, i ktoś, kto myśli wyłącznie o samobójstwie — ale się z nim nie spieszy, wciąż je przesuwa na pojutrze — i kto w pociągu, widząc śliczną młodą dziewczynę, próbuje ją sobie wyobrazić po śmierci, aby nie poddać się jej urokowi.
Adam Zagajewski, Poeta rozmawia z filozofem
1 note · View note
niechec-blog · 7 years
Quote
Każdego ranka wychodzę na taras i patrzę, jak podnoszą się mgły. Pojawia się słońce i drzewa stają w czerwonych i złotych płomieniach. Nie ma piękniejszego światła niż światło jesieni. W nieruchomym powietrzu blask zaciera kontury rzeczy i zostawia jedynie barwy. Nawet dźwięki są wyraźniejsze, oddzielone od siebie i trwają na dłużej. [...] Ten blask i ta cisza wydają się w jakiś sposób nieuchronne. To jest prawdziwy koniec pór roku, koniec życia i tak, jeśli będziemy mieli szczęście albo łaskę, będzie wyglądał koniec. Tak sobie myślę, stojąc na tarasie i patrząc w ognisty bezmiar październikowego dnia.
Andrzej Stasiuk, Kucając
0 notes
niechec-blog · 7 years
Quote
Wszystkie te nowe auta są trochę wbrew naturze. Po prostu zapala ci się lampka i po ptakach. Stajesz i dzwonisz, jak masz zasięg. Przyjeżdża laweta. Zerwana łączność między człowiekiem a maszyną. Nic sam nie zrobisz. I te wszystkie systemy: ABS, ASR, TCS, sres-dupes oraz cała reszta. A zaraz jeszcze zaparkuje za ciebie, znaki będzie czytać, wycieraczki włączać, w lusterka patrzeć, pilnować, żebyś se nie drzemnął, odległość sprawdzać, białej linii się trzymać, wszystko po to, żeby ta korona stworzenia, ten wypielęgnowany gnojek, dwudziestopierwszowieczny kierowca broń Boże sobie krzywdy nie zrobił, żeby się śmierdziel jeden nie przemęczył i wydepilowane dupsko dowiózł. W piździec z tym. Kiedyś wyprawa i jazda to były heroizm i wyzwanie. A teraz w dziurę wjedziesz, to ci się wszystkie światła zapalają, osiemnaście poduszek odpala, satelita zgłasza śmiertelne niebezpieczeństwo i za pięć minut jest pogotowie, straż pożarna i wsparcie psychologa. Kiedyś podróż była tajemnicą i człowiek się żegnał, jakby miał nie wrócić. Zwłaszcza podróż na Wschód.
Andrzej Stasiuk, Osiołkiem
3 notes · View notes