Tumgik
#Ona jest w wieku jego córki
myslodsiewniav · 1 year
Text
Przypierdolka z dupy ludzi, których nie znam i nie wiem kim są, a którzy się interesują nami...
Zaczęłam wczoraj pisać, ale przyszli goście i musiałam przerwać. A jak wróciłam, to cała treść mi zniknęła :(
Anyway - dużo się działo wczoraj. 
Nadal nie kminię po co kuzynka mi jedną rzecz powiedziała. Po to, żeby mnie wciągnąć w jakąś dramę z ludźmi, których nie znam? Czy może po to by uciąć kręcenie dramy poprzez szczucie mnie na tych ludzi? Bo jednak jakby kuzynka się poczuwała do wkurwu i bronienie, ale ja jednak “reprezentuję” swoją gałąź rodziny w imieniu osoby, która teraz ze względu na ciążę nie powinna się tym zajmować... No nie wiem. I mam uczucie takiego brudnego, paskudnego pogrania mną, bo o temacie myślę od wczoraj.
Zaczęło się od tego, że związano mi usta na wstępnie złożeniem obietnicy, że poniższe informacje od których moja kuzynka chodzi ze złości po ścianach zachowam dla siebie. Że “sekret”. No okay, mogę być dyskretna, luz, w czym mogę pomóc?
Informacja, którą przekazała mi kuzynka dotyczyła... Ech, zaznaczam, że tym razem się nie rozpiszę, bo wczoraj rozpisałam się na kilka stron i wszystko poszło w cholerę - chodzi o to, że we wsi z której pochodzi tata i w której ja i siostra spędzałyśmy często czas z kuzynostwem (podkreślam: nie znamy mieszkańców wsi tak osobiście, mój tata ich zna, ja miałam tylko kontakt ze zjeżdżającym się do babci kuzynostwem, a spoza rodziny znam dzieci jednej osoby, która pochodzi z tej wsi z pokolenia taty, bo dorastałam z chłopakami w tym samym mieście, chodziliśmy do tych samych szkół - ja z jednym z chłopaków do tej samej klasy i niespecjalnie się lubiliśmy - a w niektóre święta obydwie rodziny jeździły odwiedzać babcie; dodatkowo dzieliła nas ulica, tam byli prawie sami chłopcy w różnym wieku, a u nas prawie same dziewczyny - walczyliśmy w śmigusa i tyle kontaktu było) rozeszła się plotka dotycząca mojej siostry i jej ciąży. A w zasadzie nawet ci ludzie NIE WIEDZĄ, że sis jest w ciąży... 
Jedna z gałęzi rodziny (jeden z braci mojego taty wraz z żoną) mieszka nadal w tej wsi. Wczoraj córka jednej z kuzynek wróciła wcześniej na weekend ze studiów i poszła odwiedzić koleżankę z liceum, która jest dla nas jakąś kuzynką-5-stopnia (tj. wiem, że córka kuzynki jest dla mnie kuzynką 2-go stopnia :P, ale chodzi o to, że wyjaśniam, że tamtej rodziny 5-stopnia nie znam; ZNAM babcię tej odwiedzanej laski, a ta babcia jest kuzynką pierwszego stopnia mojej babci i SŁYNIE jako najbardziej zaangażowana plotkara we wsi od rokręcania gównoburzy, zawsze jak mój tata przyjeżdzał w odwiedziny do mamy z nami ta ciotka w ciągu kilku chwil pedałowała na rowerze w odwiedziny by się “przywitać”, bardzo prosta kobieta, jowialna - tą panią znam z dzieciństwa, za nic nie wiem kim są jej dzieci, jak wyglądają, jak się nazywają, jej wnucząt również nie znam, ale wiem, że jedna z wnuczek chodziła do szkoły z prawnuczką mojej babci - dlatego córka mojej kuzynki poszła odwiedzić koleżankę ze szkolnych lat) i podczas tych odwiedzin ciotka dziewczynki zaczęła wypytywać córkę mojej kuzynki o moją siostrę i o to czy moja siostra będzie miała dziecko z in vitro. Wszystko w atmosferze sensacji. Gdy młoda zgodnie z prawdą odpowiedziała, że nie wie (bo po chuj ma wiedzieć mając te 20-kilka lat i niemal nie utrzymując kontaktu z naszą gałęzią rodziny? W ogóle ona jest raptem dwa lata starsza od mojego chłopaka xD zupełnie inne tematy w życiu obecnie są dla niej ważne min. imprezy, studia i praktyki) wówczas osoby, które tam były zaczęły cisnąć jak właściciwie moja siostra się nazywa, obczajać siostrę na fejsie, obczajać mojego Szwagra, jego rodzinę, dzieci jego sióstr.
To wydarzenie było tak przykre dla córki kuzynki i jednocześnie tak bardzo czuła, że te pytania są niewłaściwe i nie powinna na nie odpowiadać, ale zarazem czuła, że jej własne granice są przekraczane, czuła się w konflikcie: bo z jednej strony reprezentowała swoją najbliższą rodzinę (czyli moją siostrę i być może to dziecko, swojego kuzyna, z tego samego pokolenia, które będzie napiętnowane, że “in vitro” przez społeczność, która dla niej samej jest nabliższa), a z drugiej czuła się zaatakowana przez bliskie środowisko dla niej... Była zła, że w ogóle ktoś o to pyta tak bezczelnie! Opowiedziała po powrocie do domu o wszystkim swojej mamie i cioci (moim obydwu kuzynką). 
Młodsza z kuzynek natomiast zaczęła mniej-więcej dostawać smsy od mieszkańców wsi (ona nie mieszka tam, czasami tam przebywa ze swoimi dziećmi, ale mieszka w dużym mieście) którzy nie wiadomo skąd mieli jej numer, albo pisali wiadomości na massengerze z pytaniem o moją siostrę i o jej studia. Żądali (!) odpowiedzi na to czy moja siostra robi sobie in vitro i by moja kuzynka przestała kłamać, że sama sobie opłaca studia (to jej piąte studia) i przyznała, że to zakład jej płaci za studia!
Przyznać muszę, że prawie przez większość czasu słuchania tej relacji płakałam ze śmiechu, bo cała ta sytuacja, rozdmuchana i rozemocjonowana przez obcych mi ludzi wydawała mi się niedorzeczna i zakrawająca o farsę! Jak zadałam najoczywistrze w tej sytuacji pytanie: “A po co ona w ogóle pyta?” okazało się, że NIKT nie zadał pytania, które mnie (obecnie) meczy - wszyscy tam byli bardziej skupieni na tym, że w ogóle pytano, ale NIKT nie zapytał po co? Może tam był podtekst, może oni wszyscy rozumieli PO CO te wszystkie osoby pytały, a dla mnie to jest nieczytelne? Dla mnie brak najbardziej oczywistego pytania też wydał się w tamtej chwili, słuchając tej relacji niedorzeczny, głupi i po prostu śmieszny! Szczególnie, kiedy kuzynka - wkurzona, oburzona i wyrzucająca “co za wścipstwo okropne!” jak przecinek, przy każdym wydechu :P - tłumaczyła mi ze złością, że za studia płaci przecież sama, jak za swoje wszystkie dotychczasowe studia (i to fakt, ona  jest zosią-samosią w kwestii edukacji, ale rodzice kupili jej mieszkanie - to ich wkład we wsparcie jej ekonomii). A ten zarzut przecież sam się ora: robi studia w zupełnie innej branży niż ta, w której obecnie pracuje, BO chce się przekwalifikować i rzucić obecną robotę w cholerę xD Co to byłby za idiotyczny ruch ze strony “zakładu” by akurat TAKIE studia jej opłacać! Poprzednie studia - fajnie by było jakby miała dofinansowanie, ale pracodawca ich nie wspierał. W ogóle takie docenianie pracownika przecież jest okay i takiego pracodawcę się chwali - czemu miałaby trzymać takie coś w tajemnicy? Czemu pracodawca nie miałby używać argumentu o współfinansowaniu studiów pracowników jako własnej reklamy!? I dlaczego jakieś obce osoby miałby wiedzieć co i jak z jej finansami! Za co i ile płaci!? I dlaczego żądają “przyznania się” do tego co robi w swoim życiu? xD To jest przekroczenie granic! Ale też kultury! I jest po prostu głupie xD Tak głupie, że aż śmieszne!
Tak bardzo nie rozumiem.
Ani w kwestii prywatnego życia mojej siostry (którą widzieli pewnie z 20 lat temu, obecna im babka) ani w kwestii edukacji/wsparcia rozwojowego ze strony pracodawcy mojej kuzynki. 
Serio, nie rozumiem po co obce osoby miałby się tym interesować?
Po co?
Serio próbuję znaleźć na to odpowiedź... Po co? Ciekawi mnie to: po co?
Niemniej uspokoiłam przez śmiech kuzynkę, że w tej całej historii to najbardziej mi szkoda jej siostrzenicy, bo była postawiona w chujowej sytuacji w jej własnym kręgu towarzyskim, że NIKOMU nic do tego co i jak moja siostra robiła. Moja siostra jest kochana, mój siostrzeniec będzie kochany, a jeżeli ktoś miałby mu zrobić przykrość lub piętnować za to, że jest wykochany i wyczekiwany - będzie miał do czynienia z moją siostrą i JUŻ tej osobie współczuję xD hehehe Albo za ewentualne prześladowanie czy zniesławienie czy jakkolwiek się to nazywa prawnie, gdy szkodzi się małemu dziecku - spotkanko w sądzie murowane i zasądzenie kary. 
Kuzynka jeszcze więcej wątków pociągnęła - że ci ludzie podsyłali jej profil na fb mojego szwagra dopytując czy “to ten?” itp itp. Kuzynka im odpowiedziała, że to nie jest ich sprawa i że to skrajnie niekulturalne o to pytać, a w odpowiedzi dostawała “to dowiem się w końcu tego o co pytałam czy nie?” - nie, typiaro, spadaj. xD Potem zauważyła, że ci ludzie nawet nie wiedzą, że moja sistra jest w ciąży, że pytają bardziej o metodę zajścia, jej też pytali “w jakiej pozycji zaszłaś w ciążę” (jak to powiedziała to się spłakałam ze śmiechu - poziom ciar żenady wybił poza skalę xD)... Potem przypomniała jak to nie lubiłyśmy od dziecka tej starej plotkarki, kuzynki naszej babci (faktycznie, nie przepadałam, bo chciała palić moje kolekcjonerskie czasopisma, bo “ta, to taka makulatura, ta i tak się to spali, dajże mi to” itp :P pytała o moich rodziców, o pracę mojej mamy itp). Obydwie się pośmiałyśmy. Kuzynka podziękowała za rozmowę - dystans dzięki wygadaniu się mi z tego wszystkiego złapała.
Ale zakończyłam tę na pozytywnej nucie - obydwie się śmiejąc, rozbijając tę bańkę nagromadzonego przez kuzynkę napięcia...
A im więcej czasu od tej rozmowy minęło tym gorzej się czułam...
Bo dla mnie in vitro to przecież jedna z normalnych metod zajścia w ciążę, no big deal, ale duże nakłady finansowe. Ot i tyle. Możliwość. Tak to wygląda w mojej bańce informacyjnej, ALE z tego co wiem jest cześć mieszkańców tego kraju, która uważa metodę in vitro za jakieś naruszenie doktryn ich wiary (jeżeli tak oni mają, nie muszą stosować in vitro, ale dlaczego z powodu ich wiary osoby, które nie są wierzące lub mają inne granice dopuszczalnych zachowań miałby z tego nie korzystać? Hymmm?). I do tego jakieś obce osoby obsmarowują dupę mojej siostry (która sobie poradzi z nimi, o to jestem spokojna, zje ich na śniadanie, w końcu jest pierdolnięta jak się wkurzy :P ALE jest też w ciąży i wszystko co przeżywa ma teraz wpływ na jej synka, a szkoda płód od razu zalewać adrenaliną i programować od razu na równie pierdolnięty jak matka xP) i potencjalnie mogą ryć beret małemu chłopczykowi, takiej zupełnej tabula rasa.
No na to zgodzić się nie mogę.
Z drugiej strony złożyłam obietnice, że zachowam to dla siebie. 
Nie chcę łamać danego słowa.
Im więcej czasu od tej rozmowy mijało tym bardziej zalewał mnie potok natrętnych mysli.
Zadzwoniłam pozornie-casualowo do mamy z pytaniem co w ogóle rozkminia o in vitro i o podawaniu tej informacji do publicznej wiadomości: mama się boi o wnuczka, ale szanuje, że moja siostra uważa, że nie ma się czego wstydzić. Mama o temacie myślała dużo po obejrzeniu serii dokumentów o doświadczeniach współcześnie dorosłych dzieci poczętych dzięki in vitro: WSZYSCY wspominali, że dzieciństwo było najtrudniejsze, ale potem to nie miało już znaczenia. Więc ona się martwi o wczesne lata młodego, ale potem ma przekonanie, że będzie mu się dobrze i zdrowo żyło.
Zadzwoniłam do siostry, też pozornie-casualowo pytając o milion rzeczy i zagadując, że z mamą niedawno rozmawiałam i zeszło nam na temat in vitro. Siostra na to “nie mam zamiaru się tym chwalić na lewo i prawo, ale jak ktoś zapyta to nie zamierzam kłamać. Uważam, że in vitro to cud i wielkie osiągniecie ludzkości” - no ja uważam tak samo i NIGDY dotąd nie rozkminiałam w ogóle tego, że to może budzić kontrowersje, a dziecko może być prześladowane, bo “jest z próbówki”. Okay... I siostra też przyznała, że niedawno pojechała do tej wsi z której pochodzi tata by spotkać się z będącą tam tymczasowo babcią, która przyjechała wraz z ciotką i wujkiem. I właśnie im siostra potwierdziła jaką metodą został poczęty mój siostrzeniec. Ot i proszę, tu jest zarzewie plotki - jak ja nie znoszę ciotki!  Arrrggghhh. Wypeplała komuś, pewnie “wielkiej plotkarze”, a potem wróciła sobie do Niemiec, a we wsi huczy. To nie jej rola o tym mówić... Ech... Z drugiej strony: kto by się spodziewał, że ISTNIEJĄ ludzie, którzy mogą się interesować cudzym pożyciem seksualnym i dzielić się plotką o totalnie obcych ludziach jak sensacjami? 
Zastanawiałam się co z tym zrobić...
Przegadałam to z O. - zadał pytanie “Wobec kogo czujesz większą lojalność: wobec kuzynki czy wobec siostry?”, no ba! Od razu “wobec siostry”. Więc mam odpowiedź. Stwierdziłam, że do siostry nie będę dzwonić i jej nie będę straszyć. Zadzwoniłam do mojego zrównoważonego, myślącego o wszystkim na chłodno Szwagra.
Od razu powiedziałam mu, że złożyłam obietnicę, że nie powiem od kogo wiem, ale uważam, że oni, jako rodzice powinni wiedzieć o tej dziwnej sytuacji i atmosferze sensacji by po prostu chronić dziecko (tym bardziej, że moja siostra powiedziała mi przez tel, że sama chce synkowi o wszystkim powiedzieć, jak będzie wystarczająco duży by rozumieć). Opowiedziałam, a Szwagier od razu zapytał “ale po co obce osoby o to pytają?”
xD
No właśnie nie wiem...
Zaczęliśmy rozkminiać, że MOŻE ktoś z tych ludzi ma problem z zajściem w ciążę i po prostu chcą dopytać o kontakt do ludzi, którzy radzili sobie z całą procedurą in vitro, którzy mają doświadczenia i mogą pokierować ich co i jak. Ale to też dziwne w dobie Internetu by szukać po znajomych takich ludzi. Wystarczy wygooglować. 
Dobre kilkanaście minut wymyślaliśmy powody dla których ktoś w ogóle zadawał takie pytania naszej DALSZEJ krewnej... I wszystko wydawało się niedorzeczne xD To było dziwne... 
Szwagier też uznał sytuację za wręcz komiczną - szczególnie po wiadomości, że obcy ludzie go obczajali na fb “no nikt JESZCZE do mnie nie napisał, ale jak napiszą w sprawie pomocy z in vitro to dam tobie znać, może wtedy to nabierze więcej sensu”.
Ustaliliśmy, że nie mówimy na razie siostrze, że pewnie do niej to dotrze prędzej czy później, więc luz, po prostu szkoda by się przejmowała tak naprawdę nieznaczącymi ludźmi, a jak jej się włączy mama-niedźwiedzica to znajdzie tych ludzi i ich dojedzie xD (a Szwagier to prawnie będzie ogarniał i pójdzie proces jeżeli jego dziecko miałby w jakikolwiek sposób ucierpieć) - więc niech to będzie później niż wcześniej, a póki co ustaliliśmy ze Szwagrem, że w razie gdybym znowu dostała info o niezdrowym zainteresowaniu jego synkiem mam dawać znać. Okay.
A - i Szwagier tak w ogóle jest rozbawiony, bo... nie wiadomo czy mają ciąże z in vitro. xD 
Sis przecież przestała się starać w litopadzie. Zajęła się sobą, poszła do dermatologa wyleczyć to czego nie leczyła “bo procedura in vitro na to nie pozwala”, poszła na psychoterapię by zadbać o własną głowę, wkręciła w nowe hobby na całego... i wtedy się zadziało. NAGLE okazało się, że jest w ciąży. 
Więc Szwagier uważa, że to tym bardziej go bawi: bo uważa in vitro za jedno z bardziej dogodnych rozwiązań, ale chyba posprzątanie bałaganu w głowie i terapię za jeszcze lepsze rozwiązanie.
I wzrusz na maksa... 
Taka jestem dumna.
Ja i moja rodzina jesteśmy żywym dowodem na to, że terapia działa, boli, jest straszna, zmusza do konfrontacji z masą trudnych tematów, ale daje LEPSZĄ jakość. 
I marzenia się spełniają. 
Ale ja wciąż, do teraz, dobę później, próbuję zrozumieć PO CO PYTAJĄ...? @_@
No bo po co?
14 notes · View notes
plenumofcare · 6 months
Text
Tumblr media
Przedstawiamy fragmenty sztuki “Ona-Ona” Maliny Barcikowskiej.
Fragment 1 
CÓRKA: Wszystkie drzwi zamknięte. Każdy ma dwa ciała. Swoje i to, którym jest - z myśli innych. Można mieć też cudze wnętrze, nawet tych, którzy, jak nam się zdaje, nie żyją. Koło życia i śmierci jest niedomknięte. Jakie miejsce zajmuję w nim ja? Nie wiem tego, jeszcze nie jestem pewna. Może jestem dzieckiem, które umarło? Czy można być przejściem ze śmierci do życia? Tym chyba jest moje ciało, które umiera i kocha. Jestem dzieckiem - i nie oddałabym tego za nic na świecie. Jestem dorosła - i mam cudze ciała. Kiedy b y w a m sobą, rozpoznaję je. Jak to przetrzymać, żeby się nikomu nic nie stało? Zamknęły się wszystkie niezbędne drzwi. Zakładam, że to ma jakiś sens. Tyle już trwa. Miałam sen o krwi, to może znaczyć bardzo, bardzo dużo. Czy tożsamość można wybrać? Odpychanie. Nazywanie. Upewnianie. Granice roli. Czuję w sobie zator, a moje ciało jest niedokończoną myślą. Czasem jestem tylko do pasa, a chciałabym być cała. Nie mam imienia. Wierzę, że ktoś kiedyś powie mi, że jestem duszą świata. Nie mam imienia. Może zostanę stylową kobietą? Ubiorę miękką bieliznę, koniecznie czarną. A może moja biała bluza wystarczy mi za wszystko, a ważne problemy pokryją się z zawartością jednej książki? Obcięłam włosy. Chciała mnie znowu sadzać przed swoim lustrem, czesać w warkocz i udawać, że jej dotyk jest taki sam. Dlaczego niektórzy potrafią przylgnąć do nas i nie wiadomo właściwie, czym są i dlaczego się ich nosi? Ciążą, ciążą i nie spływają. Czy to dlatego, że byliśmy zanadto otwarci? Czy to dzięki nim zajmujemy w ogóle jakieś miejsce? Uwaga! Wiem, jak przepalić swoje ciało, jeśli zależy od cudzego spojrzenia. Jak nosić samą siebie schowaną w kulkach srebrnych kolczyków.
MATKA: To boli. To boli.
Fragment 2 
MATKA wstaje, podchodzi kilka kroków do przodu. Chwilę ssie palec i zmysłowo przeciąga nim po bliźnie na brzuchu. CÓRKA (przez ramię): Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Daję ci imię.
CÓRKA: Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Chrzczę cię.
CÓRKA: Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Biorę sobie ciebie za żonę.
CÓRKA: Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Język to wojna.
Fragment 3 MATKA wyjmuje z SZAFY duże futro, w którym mogą zmieścić się dwie osoby. Głaszcze je. Podchodzi M-Dziecko, dotyka futra. MATKA prowadzi jego rączkę po nakryciu. MATKA: Małe i posłuszne, ślepe i mięciutkie. (ubiera jedną część futra) Niunia, dziunia! Słodka kocica! Wilczyca! Lisica! Samica! Sprytna  i mądra. CÓRKA wchodzi w drugą część futra. Stojąc. CÓRKA (w tonie marudzenia): Mamo, mamo, ciało, czuję  t w o j e  ciało, twoje serce mnie boli, twój brzuch mnie boli, z twojego palca zszedł mi paznokieć, było lato, miałam twoje sandały, te z odkrytymi palcami, uderzyłam stopą o chodnik, musiałam potem chodzić z twoją stopą, twoim paluchem i twoim plastrem. Pod kolanem mam bliznę, po twoim wypadku na rowerze. Powiedziałaś: „kiedy byłam w twoim wieku, spadłam z roweru” i ja, teraz, mam twoją bliznę, mamo! Kiedy poszłam z nim wreszcie do łóżka, bolał mnie twój krzyż! Czy od tego mogą boleć plecy? Znowu zacięłam się w palec. Kiedy myłam naczynia, leciała mi krew, twoja krew. Nie mogę. Nie mogę zaczerpnąć oddechu, nie mogę krzyczeć, nie - mo - gę. MATKA (głaszcze córkę po twarzy): Mój cały świat, mój cały świat.
Fragment 4GŁOS Z OFFU: Słychać dźwięk bicia serca, po chwili dołącza się drugie. MATKA + CÓRKA, obie w siwych perukach, ćwiczą głębokie oddechy, wdech-wydech, oddychają w przesadny, przerysowany sposób, w czasie wydechu naciskają na przeponę i pokrzykują: MATKA + CÓRKA: Eee - chooo….., eeee - chooo….echoo, echoo, echo! echo! echo! echo! M-Dziewczyna stoi obok i zaśmiewa się. M-Dziecko: Farbuj włosy na różowo! Pracuj w niedzielę, a w tygodniu odpoczywaj! Nie jedz tatara z jajkiem, ani śledzi w śmietanie! Nie sprzątaj w sobotę!
MATKA (śmieje się śmiechem M-Dziewczyny): Echo! echo! echo!
M-Dziewczyna (głośnym szeptem do CÓRKI): Niech cię w ogóle nie będzie! Niech cię w ogóle nie będzie! Niech cię w ogóle nie będzie, nie będzie, nie będzie, będzie, będzie, będzie, e…, e…., echo. Echo. Echo.
Fragment 5  CÓRKA kuca i starannie rysuje okrąg na podłodze. MATKA: Uważam, że to obrzydliwy typ. CÓRKA: Uważam, że to obrzydliwy typ, ale mamo… (wchodzi w okrąg) Mamo! Mamo! MATKA wkłada dłoń w okrąg, nie wiadomo, czy próbuje wyciągnąć CÓRKĘ z okręgu, drażnią się. CÓRKA odskakuje, chodzi blisko jego krawędzi, matka próbuje włożyć dłoń do środka, córka obejmuje swoje ciało rękoma, odsuwa się i śmieje, ale woła MATKĘ. CÓRKA: Mamo, mamo, mamo, mamo, mamo! MATKA: Udajesz. Udajesz. Dramatyzujesz i grasz. CÓRKA: Udajesz! Udajesz! Dramatyzujesz i grasz!
0 notes
insolitosims · 2 years
Text
Samotnik cz. 1
Anastazy zamieszkał w tym małym, żółtym domku. Oprócz liczenia ziarenek piasku zaczął interesować się niejaką Krystyną, która wprowadziła się do Dziwnowa.
Anastazy miał największą chemię właśnie z Krystyną Koleś, więc postanowiłam, że to właśnie z nią się zwiąże. Nie wzięli jednak nigdy ślubu. Anastazy rozpoczął pracę w prawie, a Krystyna w sporcie, tak jak mówi jej biografia. Postanowiłam bardzo pójść za tym, co ona mówi, czyli...młodzi nie mieli pieniędzy. Nie potrafili się dorobić, wszystko co mieli szło na rachunki lub doposażenie domu. Krystynie zaczęło to bardzo przeszkadzać. Chciała jak najszybciej wyjechać z Dziwnowa i przeprowadzić się do większego miasta, by móc rozwijać swoją karierę. Początkowo znajomość i związek z Anastazym jej się podobał, jednak z czasem widziała w nim tylko przeszkodę. Krystyna postanowiła odejść od Samotnika, jednak wtedy okazało się, że jest w ciąży.
Tumblr media
Fakt ten był jej bardzo nie na rękę. Gdzie tu miała zostać sportowcem, a nie matką. Miała obawę o posiadaniu niemowlęcia, co bardzo pasowało mi do fabuły. W końcu mieszkaja w małym, żółtym domku, w którym nie ma na nic miejsca. Kryśka trochę pokrzyżowała mi plany, ponieważ nagle miała pragnienie, by poślubić Anastazego. Tak więc zrobiłam, jednak miała czerwone wspomnienie. Uznajmy więc, że Kryśka jest bardzo niezdecydowaną simką. Zaraz po urodzeniu małego Artura zostawiła go z ojcem i uciekła do Łagodnych Równin. Rodzicielstwo to nie było to, o czym marzyła. Pora skupić się na karierze, a Anastazy jakoś sobie da radę.
Kiedy na świat przyszedł mały Artur, Krystyna postanowiła opuścić rodzinę i po prostu uciekła. Anastazy został sam z synem. Był w szoku. Wiedział, że Krystyna nie chce na razie zakładać rodziny, a ich związek jest w miarę świeży, jednak nie spodziewał się, że tak postąpi. Musiał więc zatrudnić nianię, by móc chodzić do pracy i utrzymać dom oraz Artura.
Mijały lata, Artur dorastał, zaczął chodzić do szkoły, a Anastazy nadal męczył się w pracy. Za nic nie potrafił się wybić, dostać awansu, by móc lepiej zarabiać. Denerwował się na myśl, że jego syn nie ma tylu rzeczy, ile mają inni simowie w jego wieku.
Tumblr media
Pewnego dnia poznał młodziutką Jankę Kowal, która potrzebowała porady prawnej. Simka chciała wydać książkę, jednak nie wiedziała jak to wygląda pod względem umowy z wydawnictwem. Zaczęli częściej się spotykać. Janka była dużo młodsza od Anastazego, jednak była bardzo dojrzała i mądra. Zaczęła zajmować się Arturem, kiedy Anastazy musiał nagle pojechać do pracy. W końcu postanowili dać sobie szansę. Janka wprowadziła się do Samotników. By szybciej się dorobili simka nie tylko pisała książki, ale również pracowała na etat w oceanografii. Oboje byli zagonieni, nie mieli czasu. Artur zaczął się buntować, nie chciał rozmawiać z rodzicami. Przechodził ciężki czas, a żeby się wyładować grał na podwórku w piłkę.
Pewnego dnia okazało się, że Janka jest w ciąży. Oboje z Anastazym bardzo się cieszyli, ale również martwili. Mieszkali w tak małym domu, nie było na nic miejsca, w dodatku nie mieli pieniędzy. Do domu rodzinnego Janki również nie mogli się przeprowadzić, bo jej brat z rodziną wrócił z Łagodnych Równin. Doszli do wniosku, że Artur i nowonarodzona Jagoda będą mieli wspólny pokój, a jak tylko będą mogli, to dobudują piętro w domu. Ciąża i okres, kiedy Jagoda była niemowlęciem dużo Jance uświadomił. Postanowiła zrezygnować z pracy w oceanografii i zostać w domu z dziećmi. Wiedziała, że zarówno maleńka Jagoda, jak i zbuntowany Artur tego potrzebują. W wolnych chwilach i wieczorami pisała książki.
Tumblr media
Janek Brydż, który jest powszechnie znanym i szanowanym policjantem w Łagodnych Równinach nie chce zgodzić się na związek swojej ukochanej córki, Adeli z Arturem Samotnikiem. Ostro oberwało się nawet jego ojcu, Anastazemu, który chciał porozmawiać z Jankiem jak dorośli. W czasie rozmowy Adela i Artur starali się nacieszyć sobą, jednak wszystko skończyło się bijatyką, pomiędzy Jankiem i Anastazym oraz wyrzuceniem Artura z domu. Adela kompletnie nie rozumiała podejścia swojego ojca, pokłócili się, a z czasem nawet stali wrogami.
Tumblr media Tumblr media
Artur, wiedząc jakie wsparcie ma w rodzicach i Adeli przestał się tak bardzo buntować. Częściej bywał w domu, pomagał w sprzątaniu i opiece nad młodszą siostrą. Zaczął również pracę dorywczą, by zarobić na studia. Wiedział, że rodzice nie będą w stanie wyłożyć całej kwoty. Na szczęście, okazało się, że w końcu zaczęło się im układać finansowo. Najnowsza książka Janki, opowiadająca o dorastaniu w rodzinie kosmitów okazała się bestsellerem, a Anastazemu udało się dostać wymarzony awans. Artur mógł wyjechać na studia z Adelą i znajomymi ze szkoły, a Jagoda dostała wyremontowany pokoik.
Tumblr media
Nauka, trochę pracy, rozwijanie umiejętności. Ale pomiędzy Arturem i Adelą wszystko zaczęło się psuć. Ojciec Adeli, szanowany policjant nie mógł pozwolić, by związała się z chłopakiem bez grosza przy duszy. Samotnikom średnio szło pod względem finansowym, dopiero teraz, pod koniec dorosłości cos ruszyło w karierze Anastazego. Młodzi jednak, pomimo przeszkód cały czas byli razem. Na studiach jednak dorośli, zdali sobie sprawę, że nie wszystko jest ta kolorowe i miłość nie wystarcza. Po dwóch latach studiów postanowili się rozstać. Adela cierpiała, potrzebowała czasu. Artur za to bardzo szybko zaczął spotykać się z...Glorią Obraz. Ona i Adela nigdy się jakoś szczególnie nie przyjaźnily, tolerowały się po prostu. Kiedy jednak Artur z Glorią zaczęli się bardzo obnosić ze swoim związkiem (ciągłe bara bara w budce fotograficznej) Adela nie wytrzymała i ostro pokłóciła się z Glorią
Tumblr media Tumblr media
0 notes
emerystop6 · 2 years
Text
Godzina Wielka Z Centrum Bożym
Rosną w niniejszym terenu, znając tylko wybrane słowa i zwroty. Stanowię w ostatnim tyle doświadczenia, że mogę powiedzieć, że średnio jest wyjechać do innego kraju, nic nie umiejąc. Przecież duzi a właściwie nie opanują języka obcego tak jak tworzymy użytkownik języka, to po co uczyć dzieci błędów? Przecież wtedy u jego córki błędy się tylko utrwalą! Nie drażniło mu zatem w działaniu codziennym, dopóki nauczycielka niemieckiego nie zwróciła opinii na błędy gramatyczne. Ona rozmawia po niemiecku dobrze, nie ma żadnych kłopotów z porozumiewaniem się, ale robi błędy gramatyczne. Ciężko jest, jak nie liczyło się wcześniej żadnych zasad i przygotowywało się ze słuchu. Potem często różnią się ze mną, że słuchali to czy tamto, i ja doskonale wiem, że źle zrozumieli i że Niemcy powiedzieli zupełnie nieco innego. Niemcy - mam ponad niemieckich uczniów. Jasne, iż nie, jeśli chcesz olewać sytuację i polegać na to, że Niemcy będą gestykulować albo pokazywać ci obrazki. On tworzy tak dziwnie, iż nie rozumiem, na jakich zasadach tworzy to, co tworzy i wcale przejmują się litery w ciągu takim, a nie innym.
Wtedy takie osoby mówią po Niemcach to, co kazało im się, że zrozumiały i kończą głupoty. Drugie osoby wchodzą, wychodzą, myją ręce, pan stosuje im ręczniczki i wydają. I może zapoznajesz się najlepiej, powtarzając lekarstwo na głos, chodząc lub pisząc? Że nawet załapię coś po bułgarsku, wcale nie zaszkodzi. Feynman nie omawia szerzej tego wspaniałego uwagi faktu, choć najwyraźniej byłoby tutaj coś bardzo do powiedzenia. Jego językiem ojczystym jest język pendżabski. Gra tymże w nauce jest zalecane, aby rodzice rozmawiali ze bliskimi dziećmi w stylu ojczystym. Bardzo ciężko jest mi jej wytłumaczyć odmianę rodzajnika, gdyż w jej stylu nie jest niczego podobnego. Bardzo niestety stanowi jej zauważyć np. przyimki z celownikiem i biernikiem, bo w jej języku praktycznie w ogóle nie ma deklinacji. Nie rozumiem dokładnie, co wtedy zbyt język, natomiast na pewno dziwny, jeśli „mój” Hindus nad niemal każdą samogłoską stawia przegłos zaś w ogóle nie słyszy różnicy między „o” a „ö”.
Czyniła to pojąć, jednak musiałabym dłużej ponad tym posiedzieć i zapytać kogoś, co toż za język. sprawdzian języka ogólnego dochodzi język fachowy z poszczególnych przedmiotów, a niemiecki język techniczny jest dość specyficzny. Z zmian sam niemiecki na powierzchni wieków bardzo szybko wpłynął na wykonywanie się kilku języków - np. języka jidysz. W Bułgarii miała niemiecki przez 6 miesięcy, tylko o wiele dużo zna angielski. Oczywiście, welu muzułmanów emigruje do Europy w badaniu prawdziwszego jedzenia dla siebie oraz prostych dzieci, z dala od presji i stylu religijnego zgotowanego im przez rządy islamistów… Gra tym ćwiczę te własne dzieci, które przybyły z rodzicami do Niemiec będąc szybko w wieku szkolnym. Dorośli to nie dzieci, które obliczają się języka naturalnie. Nieraz uczą się latami, a także właśnie dalej mówią po prostemu. Nie płynie z Polski, nie ma tam rodziny, ale zajmuje ją nasz język. Ucząc, muszę się oczywiście stawiać na język codzienny, zaś nie na żadne abstrakcje. Moi uczniowie w grup pracują fizycznie, a mimo to uważają godzina na nauki a wtedy mnie cieszy. Łukasza czytamy: „Potem wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną; prowadzili Mu ponad uczniowie. XV wieku; z Paniszczowa oraz ze Szklar, z 2 poł XVI w.; a i "Matkę Boską Eleusę" z Dużego, z XV w.
Tumblr media
Jeśli pojawiają się abstrakcyjne pojęcia, toż na takie okazje odnalazłaby w Internecie słownik niemiecko-bułgarski, i nie stanowi problemu. Na te, a ponadto wiele różnych pytań odpowiedzi udzieli dr Patricia Carrington, psycholog kliniczny, popularna pisarka, a jeszcze pionierka w powierzchni opukiwania meridianów. Natomiast Gandżak był centrum ceremonialnym, gdzie przy sanktuarium powstała sala tronowa zwana Tron Tronów, przypominająca Salę Stu Kolumn z Persepolis. Ginekologia plastyczna daje możliwość przeprowadzenia wielu sposobów dodatkowych poza zmniejszeniem i plastyką warg sromowych (labioplastyką) przy zachowaniu promieni lasera z plastyką krocza. Dość częstą formą są również odleżyny okolicy kości krzyżowej, pośladków czy krocza. Plastyka pochwy i krocza to jakiś spośród najprostszych zabiegów ginekologii plastycznej, który odbywany istnieje w charakterze przywrócenia tym partiom ciała właściwych stosunków anatomicznych oraz poprawy estetyki krocza. Centrum Konferencyjno - Rekreacyjnym Molo w Smardzewicach, w porach 9.00:14.30. Tematem przewodnim konferencji była identyfikacja głównych źródeł zanieczyszczeń części zlewni rzeki Pilicy położonej powyżej Zbiornika Sulejowskiego też jego wody bezpośredniej. Rola w bezpiecznym momencie nie stanowiła w kształcie utrzymać ręki, a co dobre, zdanie, który wypowiedziałem, było fałszywe.
Koszmar. Mam znajomego Polaka, który stanowi dekarzem a mógłby zarabiać dobre pieniądze, gdyby znał język, jednak mu nie zależy. Podam tu przykład: mam swego Hindusa, który od dwóch lat twierdzi, że musi nauczyć się czytać i przygotowywać po niemiecku, żeby zrobić tutaj prawo jazdy. Musi je usunąć możliwie w jak najogromniejszym stopniu, by dobrze zdać maturę. Nie wiem jednak, jak długo będę ją zawierała, bowiem jej stary powiedział mi niedawno, że za każdy czas leciał spośród nią radzić w zakładzie po niemiecku, oraz na to ja absolutnie się nie zgadzam. I cały chwila istniały takie drobne spóźnienia, albo np. „Słuchaj, zetknęli się na czwartek, ale lub może być do piątku? A na wycieczkę zasługuje pytanie, jakie w zeszłorocznej edycji testu okazało się dla niemowlęta najtrudniejsze. Poznałam ją w nauce, w której zawierała. Indie - Hindusów i uczyłam i okazyjnie uczę. Poza tym zawieram również polskiego na uniwersytetach ludowych, jednak o obecnym będzie jedyny tekst.
1 note · View note
tojaziemniak · 4 years
Text
Tumblr media Tumblr media
Podczas gdy Lucyna się uczyła, Tekla w wolny weekend... Pojechała obściskiwać się z jej ojcem X'D
6 notes · View notes
klubidzpanstad · 3 years
Text
Proces “pastora” Chojeckiego
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
31 marca 2021 roku w Sądzie Okręgowym w Lublinie odbyła się pierwsza rozprawa przeciwko "pastorowi" Pawłowi Chojeckiemu, w której oskarżony jest on m.in. o nawoływanie do nienawiści na tle religijnym,  obrazę uczuć religijnych, znieważenie narodu polskiego oraz prezydenta Andrzeja Dudy a także pochwalanie i nawoływanie do wojny napastniczej. Pozew przeciwko Chojeckiemu złożyło dwanaście osób, wywodzących się z różnych środowisk i będący w różnym wieku. Nie wszyscy oni znali się ze sobą, znali jednak działalność sekty lubelskiego „pastora”. Był to już drugi wyznaczony termin sprawy, na poprzednim oskarżony nie stawił się przedstawiając zwolnienie lekarskie (co do którego także wszczęte zostało postępowanie, gdyż zachodzą uzasadnione podstawy, że to, i poprzednie zwolnienie wydane na okoliczność rozprawy z byłym członkiem sekty, mogą być efektem unikania stawiennictwa w sądzie).
W środowy poranek, tuż przed rozpoczęciem posiedzenia sądu, gdy przed budynkiem zbierali się zainteresowani, budynek sądu okrążony został przez Radosława Kopcia, jednego z najbliższych współpracowników Pawła Chojeckiego, który w środowisku sekty także nazywany jest "pastorem". Dopiero po zrobieniu tego dziwnego rekonesansu, który objął także sprawdzenie wnętrza budynku sądu, wyszedł on po oskarżonego, który w asyście swoich wyznawców wkroczył do budynku. Czemu miał służyć ten dziwaczny obchód okolicy? Tego nie wiemy. Z boku wyglądało to jak sprawdzenie otoczenia pod kątem bezpieczeństwa, a wiemy przecież, że poczucie zagrożenia ze strony świata zewnętrznego jest w nauczaniach sekty mocno zakorzenione i pielęgnowane. Być może przedstawienie to miało na celu umocnić obecnych z nim wyznawców w przekonaniu, że może mu coś grozić, gdyż wszystkim im przedstawia się on jako ofiara prześladowań porównywalnych do męczeństwa pierwszych chrześcijan na arenie koloseum. Przedstawiciele Idź Pod Prąd przynieśli ze sobą dwie kamery, które, wraz z trzecią kamerą, należącą do Mediów Narodowych, rejestrowały przebieg posiedzenia. W przeciwieństwie do oskarżonego i jego świty, strona skarżąca nie jest w posiadaniu broni palnej, dlatego zabezpieczenia w  postaci bramek czułych na metale oraz, podobnego do tych na lotniskach, stanowiska RTG, mogły prędzej uspokoić nas, że ludzie ci, tak zafascynowani amerykańskimi fanatykami religijnymi, nie zagrażają nam na sali sądowej.
Na początku podkreślić należy, że obrońca Pawła Chojeckiego mecenas Andrzej Turczyn, będący również sympatykiem sekty mocno zaangażowanym w jej działalność, złożył wniosek o wyłączenie jawności rozprawy, czemu sprzeciwili się poszkodowani oraz pani prokurator. Ostatecznie wniosek ten został odrzucony. Samo złożenie go przez stronę oskarżoną pokazuje nam, że jawność procesu nie jest w smak Chojeckiemu, który wszystkich zarzucanych mu czynów dopuszczał się przecież publicznie, za pośrednictwem własnego kanału na You Tube o  nazwie Telewizja "Idź Pod Prąd". Publicznie obrażający wszystkich dookoła "pastor" zmiękł, gdy tylko opuścił studio, w którym sprawuje najwyższą władzę a jego słowo jest ostateczną prawdą.
Nie chciał ryzykować on także konfrontacji z poszkodowanymi oraz odpowiadania na pytania gdyż równałoby się to jego całkowitej kompromitacji z czego świetnie zdaje on sobie sprawę. Przedstawiając się sędziemu oznajmił, że zajmuje się prowadzeniem własnego „kościoła” z racji czego zarabia osiem tysięcy złotych miesięcznie, jest ojcem trójki dzieci a na utrzymaniu ma dwie dorosłe córki będące „diakonicami” owego „kościoła”. Potulny jak baranek Chojecki nie przebywał więc na sali sądowej zbyt długo. Poprosił on o możliwość jej opuszczenia pozostawiając na niej swojego obrońcę mecenasa Turczyna. Widocznie zahukany i onieśmielony Chojecki (fot.1) , na pytanie sędziego o  samopoczucie dzisiejszego dnia odpowiedział ściszonym głosem,  że czuję się przeciętnie. Wigor odzyskał on dopiero gdy znalazł się ponownie w studiu w towarzystwie córki Euniki, gdzie żywiołowo omawiał rozprawę, w której nie brał udziału i która nadal trwała. Do tego dojdziemy jednak później. Początek rozprawy wiążę się także z wnioskiem pana Grzegorza Wysoka o przebadanie oskarżonego pod względem psychiatrycznym. Jego zachowanie podczas programów i rzeczy, które podczas nich wygaduje rzeczywiście mogą dawać podstawy do obaw o stan zdrowia psychicznego, tak wygląda to ze strony obserwatorów. Również i ten wniosek został na chwilę obecną odrzucony a raczej zawieszony gdyż nie wykluczono, że w trakcie trwania procesu może wystąpić taka konieczność (!). Mec. Turczyn odniósł się do wniosku twierdząc, że złożony on został po to by wykorzystać go medialnie.
Po opuszczeniu sali przez oskarżonego, sąd przystąpił do wysłuchania pokrzywdzonych, którzy wskazać musieli co w działalności publicystycznej Chojeckiego uraziło ich uczucia religijne, co dotknęło ich jako Polaków oraz wskazać wypowiedzi "pastora", które pochwalały wywołanie wojny atomowej przeciwko Chinom (co dziwnym zbiegiem okoliczności w sądzie pojawiło się jako wezwanie do wojny przeciwko Korei Północnej a to z kolei przyczyniło się do sporu natury historycznej oraz kuriozalnego wniosku złożonego przez obrońcę pod koniec rozprawy). Nie tylko  ja byłem zdziwiony tą dziwną zamianą Chin, przeciwko którym wyimaginowaną, infantylną krucjatę prowadzi Chojecki, na Koreę Północną. Ciężko powiedzieć w jaki sposób doszło do tej sytuacji, jednak Chojeckiemu musiało się to spodobać gdyż w zasadzie wypacza to prawdziwy sens jego wypowiedzi, w której roztacza wizje wojny atomowej i śmierci 300 milionów ludzi, zachwalając jej zbawienny wpływ na losy świata. W późniejszych komentarzach temat ten wielokrotnie przewija się w audycjach Idź Pod Prąd.
Zeznania świadków zajęły cały dzień a w nich pojawiało się także bardzo wiele wątków obrazujących szkodliwą działalność Chojeckiego w przestrzeni publicznej. Sam oskarżony poprosił aby złożone przez niego ona piśmie zeznania potraktować jako jego stanowisko, do którego nic więcej dodać nie chce. Były to kilkudziesięciostronicowe wyjaśnienia, które Chojecki chciał odczytać na sali. Sędzia stwierdził, że nie ma takiej potrzeby gdyż sąd jest z nimi zaznajomiony. Szkoda, że ostatecznie do tego nie doszło, byłby to z pewnością ciekawy materiał filmowy pokazujący w jakimś stopniu z kim mamy do czynienia.
Oświadczenie KNP / IPP dzień przed sprawą
Dzień przed rozprawą na stronie  internetowej Idź Pod Prąd ukazało się dość długie oświadczenie odnoszące się do sprawy z perspektywy oskarżonego i jego środowiska. W oświadczeniu tym Chojecki twierdzi, że materiały przedstawione prokuraturze czyli jego wypowiedzi są wyrwane z kontekstu, co jest często używanym tłumaczeniem osób, które wypowiadając się publicznie chcą uniknąć wzięcia odpowiedzialności za swoje słowa. W przypadku Chojeckiego jest to jedna z tych słabszych zagrywek, swoich słów rzeczowo nie byłby w stanie obronić, ponieważ ogólnodostępne są materiały, które zweryfikowały by jego słowa w każdym z omawianych przypadków wyjaśniając ich kontekst i faktyczne znaczenie. Jest to po prostu powszechnie stosowana sztuczka PR-owa, na którą musiał połasić się człowiek, który nie jest w stanie dowieść swoich racji. Dodatkowo,  oczywiście, gmatwałoby to cały proces.
Udostępniony na stronie Idź Pod Prąd dzień przed rozprawą tekst to nic innego jak próby odwrócenia uwagi od istoty sprawy, co zresztą było także przyjętą taktyką obrońcy lidera sekty. Czegóż tam nie ma! Powtarzane od lat przez Chojeckiego i jego sektę i, wymyślone na potrzeby narracji o prześladowaniu, historie o fekaliach, którymi rzekomo miałem oblać siedzibę sekty w Siennej, w dniu w którym udałem się tam celem zebrania informacji na ich temat od mieszkańców, aż po… „antysemityzm”, który to, w ich przeświadczeniu, miałby zamknąć usta ich krytykom. Przy okazji historii z fekaliami, które to są nieodłącznym elementem działalności sekty, ich doktryny oraz nauczań Chojeckiego, co przewijało się przez całą rozprawę, napisano iż prokuratura w Nowym Sączu już trzeci rok prowadzi sprawę rzekomego ataku na ich siedzibę. Jest to dość wątpliwe, gdyż w sprawie tej od tylu lat nie otrzymałem żadnej (!) oficjalnej informacji a zostałem przecież podany przez nich jako sprawca owego czynu. Co więcej, to samo zarzucali oni byłemu członkowi sekty, pochodzącemu z Łodzi Janowi.
Po mojej wizycie w Siennej odgrażali się oni złożeniem doniesienia do prokuratury w swoich programach. Jeśli to zrobili to mogę założyć, że sprawa została odrzucona lub umorzona. W owym czasie prezentowali oni swoim widzom jedynie jakąś kopertę, którą rzekomo w tej sprawie adresowali wprost do Ministerstwa Sprawiedliwości, a nie do prokuratury. Chojecki uznał wówczas prawdopodobnie, że jest kimś tak ważnym, że sprawami jego fantazji zajmować powinien się sam minister z pominięciem organów niższej instancji. Megalomania taka jest charakterystyczna dla wszystkich liderów hermetycznych sekt. Taktyka zastraszania krytyków, jak dotąd przynosząca niewielkie efekty, ale angażująca z ich strony spore środki i wyznawców, próby nękania ich procesami jest przez nich stosowana do dziś o czym wspomnę później przy okazji, pojawiającej się w kontekście sprawy, podejrzanej sprawy spalonego samochodu jednego z fanatyków sekty.
Zagranie „antysemityzmem”
Ale skąd wziął się „antysemityzm”, którym próbowali oni zagrać? Otóż odnosiło się to do tego, że Chojecki, z racji swoich przekonań religijno-politycznych, wzorowanych na amerykańskich „chrześcijańskich syjonistach” skupionych w organizacji „Christians United for Israel”, wychwalania działań państwa Izrael (flaga tego państwa przez lata była stałym elementem wystroju studia IPP), nawet wrogiego w stosunku do polskiego interesu narodowego, w Internecie nazywany był niekiedy „rabinem”.
Nie jest to zresztą jedyne określenie jakiego dorobił się ten chałupniczy „teolog”. Przez wielu nazywany jest szamanem, rzadziej druidem, byli członkowie sekty często tytułują go wezyrem. Inne określenie, które przewijało się w pytaniach obrońcy omówione zostanie osobno. Określanie go rabinem, które według publikacji sekty, miało wynikać z  „antysemickich postaw” pasuje najbardziej do prezentowanej przez niego  linii religijno-politycznej określanej właśnie nurtem „chrześcijańskiego syjonizmu”, do którego odnosi się działalność jego parareligijnej grupy. Innym, mającym rzekomo potwierdzać „postawy antysemickie”, argumentem jest to, że krytycy jego sekty ośmielili się komentować także występy w ich programach tajemniczego Ivana Belostenko, obywatela Izraela i członka sekty, który zapewnia im dojścia i kontakty np. w izraelskiej ambasadzie w Polsce, a który także wielokrotnie bezpardonowo atakował Polaków i bliskie im wartości.
Nie jest wykluczone także, że sekta Chojeckiego, chciała tym zagraniem zaalarmować jakieś środowiska żydowskie w Polsce, aby te stanęły po jej stronie, co w ich zamyśle, pomogło by uciszyć krytyków sekty i zaszczuć ich właśnie zarzutem „antysemityzmu”. Oskarżony lider sekty posiada bowiem pewne kontakty ze znanymi osobami ze środowisk żydowskich np. Jonnym Danielsem czy Elim Barburem. Wiemy też, o czym informowali w swoich programach, że w związku ze sprawą zaalarmowali oni najróżniejsze media i instytucje, wliczając w to nawet Konferencje Episkopatu Polski, której rzecznik, nierozsądnie, wystąpił niegdyś w ich programie, co do dziś jest przez nich wykorzystywane propagandowo. Nie można wykluczyć więc, że liczyli oni na wsparcie jakichś środowisk żydowskich, chcieli wmanewrować je w zaangażowanie w obronę odpychającej,  rynsztokowej działalności publicystycznej swojej sekty. Jak na razie otrzymali jedynie „buziaczki z miasteczka Tel Awiw”, które wystosował do nich przez internet wspomniany Eli Barbur, wieloletni współpracownik Gazety Wyborczej.
Chojeckiego kłamstwa i kłamstewka
Chojecki i jego współpracownicy zarówno przed rozprawą jak i po niej, oprócz powtarzania nie mających żadnego, poza ich rewelacjami, oparcia w faktach historii, skupili się na szkalowaniu osób, które ośmieliły się pozwać lidera sekty. Twierdzili więc, że wobec dwóch z poszkodowanych toczone są sprawy o groźby karalne kierowane pod adresem Chojeckiego i jego rodziny, opowiadali niestworzone historie o rzekomych prześladowaniach, które Chojecki połączył nawet z odgórną działalnością „PiSowskiej prokuratury”, samego ministra Zbigniewa Ziobro a nawet działaniem władz Chińskiej Republiki Ludowej, co jest nieustannie wtłaczaną do głów wyznawców sekty teorią spiskową dotyczącą jej krytyków,  mających być rzekomo na usługach rozbudowanej chińskiej sieci agenturalnej w Polsce. Na potrzeby stworzenia tej narracji Chojecki poprzekręcał fakty dotyczące dwóch różnych spraw sądowych, w które jest zaangażowany. O groźby karalne oskarżyli oni bowiem wspomnianego byłego członka sekty, który z opisywaną sprawą nie jest związany. Jednak Chojecki żongluje faktami pomiędzy tymi dwoma sprawami, dopasowując je do narracji tak aby jak najmroczniej wyglądało to w danym momencie, podobnie jak w przypadku oskarżenia Jana z Łodzi o zniszczenie mienia w Siennej. Cały czas określa on także swoich krytyków  mianem „hejterów”, co w dzisiejszej debacie publicznej stało się czymś co ma dyskredytować tych, z którymi się nie zgadzamy. W mediach dziś wielokrotnie używa się określeń typu „wylała się fala hejtu” na opisanie niemal każdej ostrej krytyki jakiejkolwiek działalności odbijającej się echem w debacie publicznej. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że chory z nienawiści do całego zewnętrznego świata, guru hermetycznej sekty, chętnie korzysta z takich zagrywek, choć te nie robią na nikim większego wrażenia.
Chojecki poprzez swojego adwokata Andrzeja Turczyna zarzucił także prokurator Katarzynie Urban, że ta ograniczyła mu prawo do obrony poprzez… brak wskazania w treści zarzutu w jaki sposób zostały popełnione zarzucane mu czyny co jest zwykłym lawirowaniem, gdyż Chojecki doskonale wiedział na jakich materiałach opierają się zarzuty, miał także niegraniczony wgląd do akt sprawy, z którego skrupulatnie korzystał. Wiedząc jednak, że nie ma zbyt wiele argumentów na swoją obroną rzucił się w wir kłamstewek i robienia szumu wokół sprawy. Poruszył on także biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, skarżąc się do niego na wspomniane wyżej, rzekome uchybienia a ono, jak twierdzi, wystosowało pismo do prokuratora rejonowego Bartosza Frąka z prośbą o wyjaśnienie. Chojecki powtarza więc w kółko, że on naprawdę nie wie o co chodzi, że nie rozumie co mu się zarzuca, że nikt mu tego nie wskazał (!).
Wytacza on zarzuty wobec rządu RP, ministerstwa sprawiedliwości, prokuratury i sądu o bycie „inkwizycją”, która zabrania mu praktykowania religii, co jest celowym wykrzywianiem obrazu sprawy a wszystko to podpiera sporządzonym na potrzeby tej właśnie narracji kuriozalnym, opisywanym już szczegółowo na tym blogu „raportem nt. prześladowania biblijnych chrześcijan w Polsce”, w którym zawarte są właśnie wymyślane przez sektę historyjki, którymi bez skutku, próbowano zainteresować najróżniejsze instytucje.
Rozprawa
Niedługo po pierwszych wnioskach obrony i oskarżenia rozpoczęło się przesłuchanie poszkodowanych, którzy odpowiadali praktycznie na jeden zestaw pytań sędziego i obrońcy. Pytania sądu dotyczyły m.in. tego jak poszkodowani zapoznali się z publicystyczną działalnością oskarżonego Pawła Chojeckiego, w jakich okolicznością zetknęli się z nią, jakie z wygłaszanych przez niego tyrad sprawiły, że poczuły się one urażone  jako katolicy i jako Polacy. Wszyscy zeznający wymieniali wygłaszane przez Chojeckiego obrzydliwe, nacechowane najczęściej fekalnymi porównaniami, obraźliwe wypociny godzące w bliskie Polakom i katolikom wartości, obrażanie i bezpardonowe ataki na całe grupy społeczne, religijne, uderzające w niemal wszystkich, nie podzielających ekstremalnych poglądów lidera sekty, poglądów na wiele tematów. Wszystko to podlewane było absurdalnymi oskarżeniami wobec osób publicznych, prywatnych, grup społecznych, wyznaniowych i narodowych.
Sędzia pytał także każdego z poszkodowanych czy zastanawiali się dlaczego oskarżony wygłasza te wszystkie nienawistne tyrady, dlaczego zależy mu na podziałach w społeczeństwie i napuszczaniu jednych na drugich. Każdy z pytanych mógł się tego jedynie domyślać, pytanie to skierowane powinno być oczywiście przede wszystkim do sprawcy, ale ten, jak wiemy, przezornie czmychnął z sali sądowej aby uniknąć m.in. krępujących pytań oraz publicznej kompromitacji. Jego wściekłe ataki na katolicyzm i jego wyznawców mogą wynikać także z tego, że oferta duchowa i teologiczna jego „kościoła” jest bardzo uboga, nie ma on wiele do zaoferowania, dlatego najwięcej miejsca w środowisku sekty poświęca się, nie rozwijaniu czy pielęgnowaniu własnego wyznania, ale atakowaniu innowierców pod najdrobniejszym nawet pretekstem i z jakiegokolwiek powodu, próbując nieudolnie udowodnić iż to właśnie on jest tym, jedynym w Polsce, człowiekiem, który właściwie zrozumiał i zinterpretował Pismo Święte (co jest charakterystyczną cechą liderów podobnych sekt) i jak najbardziej upokorzyć tych, którzy pozostają poza obrębem jego oddziaływania.
Obserwatorzy działalności sekty, ci którzy spróbowali dowiedzieć się o niej czegoś więcej, wiedzą, że religijno-polityczna organizacja Chojeckiego to swoiste kopiuj-wklej amerykańskich organizacji z radykalnego nurtu tzw. południowych baptystów, wśród których mocno zakorzeniony jest właśnie polityczno-religijny trend „chrześcijańskiego syjonizmu”. Sam Chojecki, wielokrotnie przedstawiał jako wzór dla swojego „kościoła” osobę Jerry’ego Falwella Sr., amerykańskiego kaznodziei, który w Virginii zbudował edukacyjno-religijno-polityczne  imperium i stał się liderem amerykańskiej tzw. religijnej prawicy. Chojeckiemu marzy się podobny sukces (w jednym ze swoich programów, z nieskrywaną dumą, opowiadał o tym, że podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, ktoś nazwał go „polskim Falwellem”), jednak na wiele trudniejszym, bo polskim, gruncie, gdzie bezrefleksyjne przekopiowanie amerykańskiego modelu nie może przynieść podobnych efektów. Do tego dochodzi konfrontacyjne nastawienie grupy Chojeckiego wokół otaczającego go społeczeństwa i sposób kierowania organizacją będący podręcznikowym przykładem działalności destrukcyjnych sekt. Chojecki, który w swoim mniemaniu, jako jeden z niewielu posiadł mądrość zrozumienia Biblii, wymyślił sobie,  że jest on drugim Marcinem Lutrem a jego misją jest przeprowadzenie w Polsce drugiej reformacji, o którą modlą się na spotkaniach wyznawcy lubelskiej grupy, przy czym odnotowujemy dziwaczny rytuał, znany z najbardziej radykalnych grup z USA, polegający na zasłanianiu przez kobiety głowy swetrem, bluzą czy innym kawałkiem materiału i mamrotaniu dziwacznych „modlitw” nacechowanych tęsknotą do waśni religijnych.
W tym miejscu wróćmy na chwilę do zarzutu pochwalania wywołania wojny atomowej i tak entuzjastyczne nastawienie do tak strasznej rzeczy. Wynika to bezpośrednio z religijnej ideologii prezentowanej przez część amerykańskich baptystów i zaadoptowanej przez Kościół Nowego Przymierza pod przywództwem Pawła Chojeckiego.
Grupa Chojeckiego, podobnie jak ich amerykańskie odpowiedniki, wierzy, że żyjemy w czasach ostatecznych, członkowie KNP kolportują ulotki mówiące o zbliżającej się Apokalipsie a Chojecki cały czas przed nią przestrzega. Apokaliptyczne grupy z USA zaadoptowały silnie akcentowany antykomunizm jako element swojej teologii w latach 1919-21 oraz w połowie lat 50-tych XX wieku. W okresie zimnej wojny nasiliły się biblijne interpretacje panującej na świecie sytuacji. Związek Radziecki miał być biblijnym Magogiem, prorokowanym najeźdźcą Izraela. Powstanie państwa Izrael w 1948 roku zinterpretowano dosłownie jako wypełnienie proroctwa i nieomylny znak, że żyjące wówczas pokolenie jest ostatnim przed ponownym przyjściem Chrystusa. Jako dodatkowe oznaki nadchodzących ostatnich dni interpretowano także zajęcie Jerozolimy przez Brytyjczyków podczas pierwszej wojny światowej oraz jej izraelskie zajęcie w 1967 roku.
Kolejnym znakiem dopełniającym proroctwa stało się wynalezienie broni atomowej, która w wierzeniach tych była połączona z wyczekiwaną Apokalipsą i ponownym przyjściem Chrystusa. W 1983 roku Jerry Falwell Sr., będący dla Chojeckiego mentorem i niedoścignionym wzorem, zaatakował ruch na rzecz rozbrojenia nuklearnego wydając dwie taśmy magnetofonowe oraz broszurę pt. „Wojna nuklearna i drugie przyjście Jezusa Chrystusa”, w której pisał: „jednym przynosi to myśl o strachu,  śmierci i zniszczeniu podczas gdy drugim przynosi to myśl o radości, nadziei i życiu”. Falwell, podobnie jak dziś Chojecki,  obiecywał swoim wiernym, że jako członkowie „prawdziwego kościoła”, zostaną oni porwani do Nieba zanim na ziemi rozpęta się nuklearna zagłada.
W ulotce kolportowanej przez grupę Chojeckiego zatytułowanej „Apokalipsa to nie fikcja” czytamy: „Jeśli ta ulotka wpadła Ci w ręce po masowym zniknięciu chrześcijan na całym świecie, wiedz, że znalazłeś się w Czasie Apokalipsy. Skończył się Czas Łaski, czyli darmowego zbawienia przez szczere zawołanie do Jezusa. Masz jednak jeszcze szansę. Będzie trudno, będziesz cierpiał, ale jest nadal ratunek w Jezusie. Poproś go o zbawienie. Koniecznie przeczytaj Apokalipsę, ostatnią księgę Biblii i pod żadnym pozorem nie przyjmuj znamienia / czipa na czoło lub na rękę bo to oznacza wieczną śmierć”.
Po upadku Związku Radzieckiego Magogiem stały się dla amerykańskich baptystów komunistyczne Chiny. Chojecki, który prowadzi swój „kościół” w oparciu o amerykański wzór i dopasowuje swoje nauczania oraz poglądy wyznawców do tamtejszej linii politycznej, wzywał do wojny atomowej świata zachodniego z Chinami właśnie, a nie z Koreą Północną jak napisano w akcie oskarżenia. Mówił, on, że wojna atomowa nie jest niczym złym jeśli to Zachód zdecyduje się ją wywołać i nawet jeśli zginie w niej 300 milionów ludzi. Chojecki doskonale zdaje sobie sprawę z tego co mówił i do czego się odnosił, jednak dziwne pojawienie się w zarzutach Korei Północnej jest mu na rękę i celowo brnie w spór o to czy wojna koreańska formalnie trwa czy nie trwa do dziś, gdyż rozmywa to właściwy sens tego zarzutu.
Przypomnieć należy także, co wspominane było w zeznaniach złożonych w postępowaniu, że sekta Chojeckiego poprzez swoje produkcje internetowe przyczyniła się do incydentu dyplomatycznego z udziałem Chin i Polski. Jest to przykład działań, które Chojecki podejmuje według własnego uznania i widzimisię, ale nie zamierza brać za nie odpowiedzialności.
Chojecki, który usta ma pełne frazesów o „stawaniu w prawdzie”, a samego siebie nazywa przywódcą „ostatniej kohorty naszej cywilizacji”, nie ma odwagi przyznać się do tego co rzeczywiście głosił jako swoją naukę i swoje przekonania, jako nauczanie swojego „kościoła”. Woli on uciec w błędną interpretację prokuratury czy sądu, niezależnie od tego z jakiego powodu ona wynikła, niż, jak wypadałoby prawdziwemu pasterzowi, czy, jak o sobie mówi, „człowiekowi bożemu” wyprowadzić z błędu sąd, prokuraturę i nas wszystkich oraz przedstawić nam prawdę, do której głoszenia jest podobno zobowiązany.
Znieważenie narodu polskiego i obraza prezydenta RP
To jeden z zarzutów, na których kilka dni po rozprawie skupiły się w głównej mierze piszące o niej media. Chojecki wielokrotnie w sposób wulgarny odnosił się do narodu polskiego, jego tradycji, wyznawanej religii. Tworzył i utrwalał wśród widzów swojego kanału zbitki słowne, które miały określać Polaków jako naród. Określał nas mianem „zidiociałego katolickiego narodu”, który jest „głupszy nawet od szarańczy”. W jego wystąpieniach stałe miejsce miało odczłowieczanie osób, grup społecznych i narodowych, które określane były właśnie jako szarańcza czy, najczęściej, świnie (niektóre z jego audycji przywoływały na myśl wręcz skojarzenia z rwandyjskim radiem RTLM, stosującym podobne metody w 1994 roku). Podczas publicznych wystąpień na uczelni prowadzonej przez rodzinę Falwellów w Lynchburgu w USA, jego córka Kornelia uraczyła studentów stwierdzeniem, że Polska jest obecnie „największym pogańskim krajem w Europie”, a z programów IPP dowiadujemy się, że to właśnie Pawłowi Chojeckiemu Bóg powierzył zadanie ewangelizacji Polaków. Wobec prezydenta Andrzeja Dudy rzucał podobne epitety, dodatkowo, podobnie jak w odniesieniu do wielu innych osób, wysuwał nie podparte niczym zarzuty o działalność agenturalną na rzecz Rosji czy Chin. Ja sam, jak i inni biorący udział w sprawie, nie jestem zwolennikiem obecnego prezydenta, ale Chojecki, co jednak pominięto w późniejszych relacjach medialnych, przekraczał barierę krytyki wielokrotnie. I nie chodzi tu o określenia, które podały media typu „baran” czy „tchórz”. Chojecki wraz z Marianem Kowalskim mówili wręcz o strzelaniu czy wieszaniu przeciwników politycznych, osób, które w danym momencie wzięli oni sobie za cel swoich wulgarnych ataków. Kowalski, w jednym z programów Chojeckiego, ku jego zadowoleniu sugerował np. że lubelscy radni powinni zostać wyrzuceni przez okna z zajmowanych przez nich budynków.
Chojecki tłumacząc się później ze swoich słów dziennikarzowi Rzeczpospolitej stwierdził, że używany przez niego język odpowiada dzisiejszej debacie publicznej w Polsce (na potrzeby wewnętrzne sekty używa on argumentu, że dosadnym językiem posługiwali się np. apostołowie, co jest jego własną, perwersyjną interpretacją Biblii). Owszem, niewyobrażalne dotychczas,  zchamienie i zbydlęcenie debaty jest faktem, a także czymś w czym Chojecki uwielbia się taplać, jednak gdy już mowa o wieszaniu i strzelaniu do ludzi, podczas gdy słowa te padają w publicznie dostępnych audycjach, zdaje się wykraczać poza wolność słowa, którą, oczywiście, także zasłaniał się Chojecki.
Mecenas Turczyn pyta
Obrońca Pawła Chojeckiego, mecenas Andrzej Turczyn zadawał każdemu z poszkodowanych ten sam zestaw pytań. Nie odnosiły się one jednak do zarzutów i materiału dowodowego przeciwko jego klientowi, do treści zawartych na przekazanych prokuraturze płytach. Na początku próbował on ustalić czy poszkodowani aby na pewno są katolikami (!), jednego z nich, Grzegorza Wysoka, spytał nawet o to do jakiej parafii należy i jak nazywa się jej proboszcz. Pytał on również czy wypowiadane przez Chojeckiego słowa padały w jego programach publicystycznych czy religijnych, czym chciał prawdopodobne rozgraniczyć jakoś te kwestie, co wyjaśnił szybko pytany poszkodowany Adam Lex, przypominając, że Chojecki nie rozdziela sfer sacrum i profanum, że łączy je ze sobą i nie ma to większego znaczenia, choć padały one tu i tu. Rzeczywiście Chojecki głosi pogląd, że nie można rozdzielać od siebie religii i polityki, które wymagają od wierzącego aby uzupełniały się i wpływały na siebie, z czego , jako sympatyk KNP, doskonale zdaje sobie sprawę Andrzej Turczyn. Czy na czas rozprawy zmienił on zdanie? Przecież jego obrońca doskonale orientuje się w nauczaniach swojego klienta i wie, że tak właśnie jest.
Jednej z poszkodowanych Turczyn zadał pytanie o to czy w programach IPP występowali księża lub znani politycy. To, spodziewana przez wszystkich, taktyka obrony mająca pokazać Chojeckiego jako otwartego na rozmowę i współpracę. Księża, którzy wystąpili w ich programach byli także przez nich wykorzystywani propagandowo oraz karmieni zmyślonymi historiami rzekomych ataków na nich. W IPP wystąpiło, niestety, także wielu posłów PiS a najczęściej programy ich wizytował poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz, który posiadając wiedzę o tej grupie i jej działalności, nie widział w niej niczego złego. On też na krótko przed rozprawą, pośród innych gości pytany był o to czy art. 196 kk mówiący o obrazie uczuć religijnych powinien zostać usunięty. Jego poparcie dla usunięcia tego artykułu jest obecnie wykorzystywane przez sektę w swojej obronie. Równolegle akcja przeciwko temu paragrafowi (niezależnie od tego czy uważamy go za słuszny czy nie) prowadzona jest przez pewnego piosenkarza, który w głównych mediach zajął miejsce Michała Wiśniewskiego, znanego nam z okładek prestiżowego magazynu „Gala” oraz studiów telewizji śniadaniowych Adama „Nergala” Darskiego. W jej ramach robi on sobie zdjęcia z największymi autorytetami III RP czyli Robertem Biedroniem. Prof. Hartmanem, Agnieszką Holland itp. #ŻadamyNergalawIPPTV
„Chojszit”
Zastosowana przez Turczyna linia obrony zakładała udowodnienie, że nie tylko „pastor” obrażał, ale że on także był obrażany, dlatego przygotował kuriozalny zestaw pytań, który wywołać mógł uśmiech na twarzach zebranych w sali sądowej. Jednym z nich było to czy poszkodowani w Internecie używali wobec Chojeckiego pseudonimu „Chojszit”, który rzeczywiście, z określonych powodów, o których za chwilę, jest w Internecie używany. Część osób przyznała, że mogła go używać lub używała, część zaprzeczyła. Ja na przykład nie używałem go bo po prostu niezbyt mnie bawił. Prawie wszyscy przyznali jednak,  że wiedzieli, że używa się wobec niego takiego określenia i udzielili wyjaśnień skąd się ono wzięło. A wzięło się ono po prostu z zamiłowania Chojeckiego do wszelkich fekalnych skojarzeń, używania ich przez niego bardzo często i w odniesieniu do najróżniejszych sytuacji a nawet ludzi czy całych grup, które określał niekiedy mianem gówna, szamba, śmietanki z szamba. Fascynację odchodami i zbliżonymi do nich tematami zauważyła nawet biegła, która sporządziła opinię dotyczącą sprawy. Tak jak napisałem wcześniej, odchody były częstym tematem rozprawy, podobnie jak są one stałym elementem programów Idź Pod Prąd i nauczania Chojeckiego a więc chyba także jakimś ważnym elementem ich parareligijnej doktryny.
Tytuły filmów z wystąpień Chojeckiego
Następnie mecenas Turczyn skupił się na ustaleniu kto nadał tytuły filmom stanowiącym materiał dowodowy. Były to, przekazane prokuraturze na płytach CD, wycinki z programów Chojeckiego (lecz nie, jak twierdzi on sam, wyrwane z kontekstu zdania), które zebrane zostały w liczącą ok. trzech godzin kompilację jego występów. Ściągnięte zostały one z kanałów na You Tube, których twórcy zajmują się właśnie wycinaniem co bardziej interesujących fragmentów wystąpień Chojeckiego (w doniesieniach na ten temat Eunika Chojecka próbowała przekuć w dramę oczywistość internetową pisząc o swym ojcu  w złowrogim tonie:  „od trzech lat zbierano na  niego haki… gromadzono jego wypowiedzi”… co już samo w sobie miało znów utwierdzać wyznawców w przekonaniu o  działalności jakiejś wrogiej grupy… a Eunika, co by nie mówić na Internecie się zna, na skutecznym trollingu w nim także, wraz z siostrą jest przecież motorem napędowym sekty, a w mojej ocenie, niestety, ,również jej ofiarą, której życzę wszystkiego dobrego czyli uwolnienia się z tego zaklętego kręgu), Kowalskiego czy innych aktywnych w Internecie patostreamerów jak np. Wojciech Olszański vel Aleksander Jabłonowski.
Zostały one nagrane na płyty bez żadnej ingerencji w nie i przekazane, tytuły, które zawierały określenie obraźliwe wobec Chojeckiego takie jak wspomniany „Chojszit”, „zasraniec”, „psychopastor” czy „ścierwo”. Mecenas Turczyn wspomniał o kanałach użytkowników You Tube o pseudonimach „Tomasz Dąbrowa pogromca lubelskiej szurii” oraz „Frankorus”, na ustaleniu tożsamości którego zależało adwokatowi najbardziej (spytał on nawet jednego z poszkodowanych czy „Frankorus” to on, czemu ten, zgodnie z prawdą zaprzeczył). Nie wszyscy poszkodowani wiedzieli, że przekazane filmy miały takie tytuły, większość z nich była jednak nie obraźliwa a satyryczna. Ostatecznie ustalono jedynie, że pochodzą one z kont anonimowych użytkowników You Tube a przekazujący je prokuraturze nie ingerowali w ich tytuły. Padł kolejny bastion obrony, uosabianej przez błyskotliwego adwokata, sekty. Treści wypowiadane w tych filmach przez oskarżonego nie interesowały obrońcy i nie zadawał dotyczących ich pytań. Nie do wiary…
Tajna grupa „Pastorawka”
Kolejnym, dość zabawnym, elementem obrony przyjętym przez mecenasa Turczyna była przynależność poszkodowanych do, poświęconej działalności Chojeckiego, satyrycznej grupy na facebooku o nazwie „Pastorawka”. Grupy takie łączą ludzi zainteresowanych jakimś konkretnym tematem, dotyczy to także fanów lub krytyków danych zjawisk w internecie czy występujących w nim zjawisk, incjatyw czy osób. I tak np. fanów wspomnianego Jabłonowskiego nazywanego „Jaszczurem” skupia grupa „Jaszczurawka”, fanów Krzysztofa Kononowicza kilka grup, a obserwatorów działalności Chojeckiego właśnie „Pastorawka” (choć istnieją również grupy skupiające ludzi wcześniej zaangażowanych w działalność Idź Pod Prąd, z których najbardziej znana, skupiająca byłych członków sekty, nosi nazwę „Wykluczeni z Idź Pod Prąd”).
Jest to grupa, która powstała już kilka lat temu, gdzie obserwatorzy lubelskiej sekty dzielą się opiniami i obserwacjami  i nowinkami na ich temat, ale głównie skupiają się na żartach z tego co oni w internecie wyprawiają. Są tam więc memy, rozmawia się w sposób odzwierciedlający sposób myślenia Chojeckiego, Kowalskiego i członków telewizji Idź Pod Prąd, wszelkiego rodzaju żarty, które zrozumiane mogą być jedynie przez tych,  którzy kojarzą ich działalność, ot zwyczajna internetowa aktywność, całkowicie odmienna od tej, którą prowadzi w sposób tajny sama sekta i która za pośrednictwem podobnych, często fałszywych grup, stara się zdobywać wrażliwe informacje o ewentualnych sympatykach i adeptach a także krytykach.
Zdziwiło mnie takie zainteresowanie obrońcy tym, czy poszkodowani należą do tej grupy, dlatego z początku, uznając to pytanie za niezwiązane ze sprawą nie chciałem na nie odpowiadać, oczekując konkretnych pytań w tematach, których dotyczy proces. Chwilę później, być może dzięki temu, że początkowo nie chciałem odpowiedzieć na to pytanie, adwokat Chojeckiego wyjaśnił nam dlaczego dopytuje o udział w tej grupie. Otóż chciał on przedstawić ją jako coś w rodzaju „tajnej grupy planowania akcji przeciwko Chojeckiemu”, na której, jak twierdził, omawiany jest przebieg tej rozprawy i planowana jest taktyka działania. Dodatkowo atmosferę wokół niej wytwarzać miało określanie jej mianem „tajnej” (jest to tzw. grupa prywatna co oznacza jedynie tyle, że administrator zatwierdza jej członków co zapobiega spamowi i trollingowi w grupach, w którym, nawiasem mówiąc specjalizuje się sekta Chojeckiego). Insynuacje Turczyna oczywiście nijak mają się do prawdy. Ludzie będący członkami tej grupy (nie wszyscy poszkodowani są jej członkami a część nawet nie wiedziała o jej istnieniu) doskonale zdawali sobie sprawę, że obecni są na niej także członkowie lub sympatycy sekty Chojeckiego, którzy robią z niej screeny i gromadzą dla wykorzystania przez sektę np. przy okazjach takich jak obecna sprawa przeciwko liderowi. Żadne materiały z tej grupy w jakikolwiek sposób nie były wykorzystane przeciwko jej użytkownikom, więc Turczyn po prostu wygłupia się z tworzeniem wokół niej narracji jakiejś tajemniczej organizacji na wzór zwolenników teorii spiskowych o tajemniczych stowarzyszeniach rządzących światem. Ale ma to swój cel. Niezależnie od tego, że nie ma to w rozprawie żadnego znaczenia, jest już wykorzystywane przez Chojeckiego w utwierdzaniu członków sekty, że istnieje przeciwko nim jakaś zorganizowana konspiracja. Wmawiał im on, że moje początkowe wątpliwości odnośnie przyznawania się do przynależności do tej grupy ,stanowią dowód na moją obawę przed odpowiedzialnością karną, choć nie wskazał z jakiego powodu, ajego sympatycy mają do  niej dostęp i mogliby przekazać sądowi rzekome łamiące prawo materiały. Jak zwykle na wiatr rzucił po  prostu niczym nie podparte i nieweryfikowalne bzdury, które jednak z jego ust spijają fanatycy. W tym miejscu przypomnieć muszę, że Chojecki od trzech lat wmawia swoim wyznawcom, że toczą się przeciwko mnie jakieś prawne postępowania a tymczasem nie otrzymałem do tej pory ani jednego pisma w sprawach, którymi karmi ich on już tyle lat. Żadne, mogące wnieść cokolwiek do sprawy materiały z tej grupy nie zostały przedstawione dlatego właśnie, że… nic niezgodnego z prawem nigdy nie miało na niej miejsca a jest to forum ludzi w mniejszym lub większym stopniu zainteresowanych tematem.
Mimo to, z pewnością, grupa, która po  doniesieniach z lubelskiej sali rozpraw i studia IPP zmieniła swą nazwę na „Katotaliban im. Zbigniewa Ziobry” zagości na stałe w umysłach wyznawców sekty i przestrogach jej lidera, tak jak złowrogie plany FBI i CIA zagościły w głowach mieszkańców Jonestown.
Wnioski mecenasa Turczyna
Przesłuchanie wszystkich poszkodowanych, odczytywanie ich wcześniejszych zeznań zajęło prawie pięć godzin. Na koniec sąd zajął się wnioskami obrony, których płodny mecenas Turczyn przygotował kilka. Zaznaczyć należy, że jeszcze przed procesem sąd zasypywany był kolejnymi wnioskami Chojeckiego i Turczyna a akta sprawy urosły do liczby czterech tomów.
Jednym z najbardziej kuriozalnych wniosków adwokata był ten o powołanie dwudziestu kolejnych świadków. Nie samo powołanie świadków jest kuriozum, ale to jaką rolę mieli tam odegrać. Byli to bowiem członkowie i sympatycy sekty Chojeckiego, którzy w sądzie wystąpić mieli jako… katolicy, których wystąpienia Chojeckiego nie obrażają a np. skłaniają do refleksji. Rozumiecie państwo? Współpracownicy sekty, znani nam z ich programów, być może i formalnie pozostający katolikami, bo część członków sekty nie wystąpiła formalnie z Kościoła Katolickiego, mieli stanąć przed nami i udowodnić nam, że nienawistne tyrady Chojeckiego względem katolików i Polaków nie miały prawa nas obrazić! Przy tej okazji mecenasowi wymsknęło się także stwierdzenie, że są to „kiedyś katolicy”.
Sędzia zwrócił także uwagę iż osoby te są „mocno zamiejscowe”, gdyż wśród podanych osób znajdowały się takie, które zamieszkane są np. w Irlandii czy Kanadzie. Na pytanie sędziego kim są te osoby i co miały by wnieść do sprawy, adwokat odpowiedział, że nie wie kim one są, no z wyjątkiem kilku osób (aktywnych członków sekty).
Następnie wnioskował on o powołanie kolejnych siedmiu świadków, czyli liczba ta wzrasta już do 27 osób. Sąd przychylił się do wezwania w charakterze świadków pracowników IPP, w tym dwóch córek Chojeckiego oraz Cezarego Kłosowicz a także Mariana Kowalskiego, byłego współpracownika Chojeckiego, który w zasadzie razem z nim powinien występować w roli oskarżonego. Przesłuchanie „byłych katolików” sąd zawiesił, przychylił się do przesłuchania Kowalskiego i pracowników IPP.
Kolejnym wnioskiem było powołanie w charakterze świadka zaprzyjaźnionej z grupą Chojeckiego  Natalii Sosnowskiej będącej językoznawcą, która miała… podważyć opinię biegłej z zakresu religioznawstwa dr hab. Elżbiety Przybył-Sadowskiej z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prokurator spytała jak językoznawca ma podważać opinię religioznawcy i przypomniała, że opinia świadka nie będzie brana pod uwagę przy ocenie sprawstwa, natomiast sędzia spytał jak można zestawiać opinię świadka z opinią biegłego. Chojeccy wymyślili sobie bowiem, że język jakiego używał on w stosunku do katolików i obiektów kultu religijnego nie jest obraźliwy a udowodnić ma to właśnie ich przyjaciółka. Zamysłem Chojeckiego było jak największe „zapętlenie” całej sprawy, którą,  razem ze swoim adwokatem, sprowadzić chciał do  sporów teologicznych,  co zresztą używane było później w propagandzie sekciarskiego kanału, który grzmiał o tym iż „świeckie sądy mają rozstrzygać teologiczne spory pomiędzy katolikami i protestantami”. Do tego doszedł także wniosek o  przesłuchanie biegłej. Opinia językoznawcy przed przesłuchaniem biegłej ma zostać jej przesłana a przesłuchanie może odbyć się w charakterze wideokonferencji.
Innym wnioskiem było powołanie w charakterze świadka inne zaprzyjaźnionego z Chojeckimi mężczyzny, niejakiego Mariusza Michałka, który przedstawiony został jako „lubelski działacz” (innego ze świadków, Mariana Kowalskiego mianem „działacza społecznego tytułowała nie tylko IPP ale robi to do dziś TVP). Jego zadaniem miało być wygłoszenie mowy pochwalnej na temat oskarżonego i jego działalności, przedstawienie go w dobrym świetle. W tym momencie oskarżyciel posiłkowy zwrócił uwagę, że oskarżony miał przecież szansę aby uczynić to osobiście ale zrezygnował z tej możliwości opuszczając salę rozpraw. Turczyn przyznał także, że nie wie dokładnie kim jest ten człowiek. Pani prokurator sprzeciwiła się temu mówiąc, że sąd dysponuje nagraniami, zeznaniami świadków, które pozwalają ocenić czyny Pawła Chojeckiego. Lider sekty, sam rezygnując z udziału w procesie chciał po prostu podesłać na salę znajomego, który będzie go wychwalał a mecenas Turczyn stwierdził, że ma to istotny wpływ na ocenę szkodliwości społecznej czynu (!).
Następnym wnioskiem, który wynikł z opisanej pomyłki w opisie w akcie oskarżenia dotyczącym nawoływania do wojny atomowej, było… wystosowanie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych pisma z prośbą o wydanie opinii na temat obecnego statusu dotyczącego wojny koreańskiej, który to, oczywiście, został przez sąd odrzucony.
Obrona wnioskowała także o przesłuchanie w charakterze świadka prof. Kazimierza Jodkowskiego, pracownika lubelskiego UMCS, którego pisemna opinia dotycząca opinii biegłej została wcześniej złożona przez Turczyna w sądzie. On także miałby podważyć opinię dr Przybył-Sadowskiej. Pani prokurator także i w tym wypadku poprosiła o oddalenie wniosku obrony, jednak sąd przychylił się do niego i dopuścił do przesłuchania tych osób po wcześniejszym zapoznania się z ich opiniami pani biegłej, aby miała możliwość odniesienia się do nich bez konieczności wyznaczania terminu kolejnej rozprawy. Prof. Jodkowski występował w przeszłości na jednym ze spotkań „kościoła” Pawła Chojeckiego a w sprawie tej miał przedstawić jego postać jako wybitnego działacza społecznego i religijnego.
Na koniec rozpatrywania wniosków obrony miał także miejsce akcent humorystyczny. Adwokat Chojeckiego w uniesieniu przypominającym obrażonego przedszkolaka skarżącego się pani przedszkolance, zwrócił się do Radosława Patlewicza aby ten nie nazywał go „Bzdurczynem” ponieważ on nazywa się „Andrzej Turczyn a nie Bzdurczyn”. Dotyczyło to pseudonimu jakiego mecenas dorobił się w Internecie właśnie za sprawą swoich występów w audycjach Chojeckiego oraz innej aktywności w sieci, w tym na swoim blogu dotyczącym spraw związanych z bronią palną. Zależało mu na tym dlatego, że stwierdził, że sprawa ta będzie miała jakiś odzew medialny. Odnosząc się do tego sędzia poprosił aby, pomimo tego, że proces jest jawny i nagrywany, niepotrzebnie nie rozpowszechniać w mediach wszystkiego co jest z nim związane. Prośba ta padła jednak za późno, bo, jak poinformowałem, już dwie godziny wcześniej, w trakcie trwania sprawy, oskarżony, którego opuściło „przeciętne samopoczucie” towarzyszące mu w sądzie, nadał program nazwany pokrętnie „relacją po procesie”.
Lubelskie media o sprawie Chojeckiego
Po rozprawie pod sądem pojawiła się ekipa lokalnego oddziału TVP, która nagrała krótki wywiad z Grzegorzem Wysokiem i Radosławem Patlewiczem, który uzupełniał ich relację odnośnie tej sprawy. Informacje o tym podało także Radio Lublin. Chojecki, który przecież na własne życzenie zrezygnował z udziału w sprawie a tym samym stracił możliwość wypowiedzenia się dla mediów tuż po niej, od razu przystąpił do ofensywy, zaatakował obie lubelskie redakcje, szefowi jednej z nich wypominając bycie działaczem katolickim (co w jego ocenie dyskredytuje całą redakcję w relacjonowaniu postępowania przeciwko guru sekty). W Internecie pojawiło się oświadczenie, w którym Chojecki oraz kolejnych dwóch „pastorów” KNP żąda aby redakcje te w przyszłości nie odważyły się publikować dotyczących ich grupy materiałów, gdyż jak stwierdził to one właśnie, a nie on sam, podburzają do nienawiści religijnej i stwarzają rzekome zagrożenie dla członków jego grupy oraz „burzą spokój społeczny”. Tak, żądania te wystosował ten sam Chojecki, który każdego dnia wylewa kubły pomyj na katolików, Polaków, wzywa do waśni na tle religijnym. W komentarzach byłych członków sekty usłyszeć możemy wypowiadane w drwiącym tonie, opinie o rzekomych „prześladowaniach”,  którymi Chojecki karmi swoich wyznawców.
Wściekły Chojecki rzuca gromy
Odzyskawszy werwę, Chojecki o godzinie trzynastej rozpoczął swoją relację na kanale Idź Pod Prąd. Na początku wyjaśnił widzom, dlaczego we własnej sprawie nie uczestniczył. Jak twierdzi jego stawiennictwo było nieobowiązkowe, a w sądzie stawił się ze względu na szacunek dla sędziego. W rzeczywistości chciał on odczytać swoje oświadczenie a następnie czmychnąć z sali rozpraw, tak jak to zrobił. Rozpoczął od tych, którzy wystąpili przeciwko niemu, od razu wyjaśniając to, promowaną przez niego od lat teorią spiskową, mówiącą, że „profesjonalnie zajmujemy się” KNP/IPP w rozumieniu zawodowym, czyli, że jest to nasza praca na czyjeś zlecenie. Tak wyjaśnia to on swoim wyznawcom, a jako argumentu mającego potwierdzić jego słowa używa tego, że obejrzeliśmy wiele jego programów oraz, że udało się zgromadzić materiał dowodowy. Kłamliwie stwierdza także, że ci, którzy robią wycinki z jego nagrań w jakiś sposób manipulują ich przekazem, co jest nieprawdą. Oglądając setki godzin ich audycji w całości, nie zauważyłem aby te fragmenty, które później znajdowałem na You Tube były wyrywane  kontekstu w sposób mogący zniekształcić całość przekazu. Wręcz przeciwnie, po obejrzeniu danego wycinka zainteresowany może obejrzeć cały program na kanale IPP i przekonać się co do intencji Chojeckiego.
„Pastor” w pierwszej z serii programów dotyczących omawianego procesu wypluwa z siebie ograne od dawna historyjki z cyklu „prześladowania”, mówi więc o jakichś wezwaniach do ich fizycznej eliminacji, których nigdy nie wskazał a które istnieją jedynie w jego wyobraźni i serwowanej wyznawcom propagandzie. Od dawna uderza on także w narrację o „prokuraturze PiSowskiej” co jest nie tyle puszczaniem oczka do środowisk totalnej opozycji, ale próbą podczepienia się pod ich narrację dla uzyskania wsparcia np. ich mediów we własnej sprawie. Ubolewał on nad tym, że większe środowiska nie bronią go z taką siłą z jaką obstają za niejakim Nergalem, muzykiem i pupilkiem manstreamowych mediów,  posłanką Sheuring-Wielgus czy ostatnio Jakubem Żulczykiem (doborowe towarzystwo dla kogoś kto określa siebie mianem konserwatywnego chrześcijanina). Dlatego też w głównych mediach skupił się on na zarzucie dotyczącym prezydenta, gdyż ten może pomóc wzbudzić sympatię obozu anty-PiS.
Chojecki, który uważa, że fakt stanięcia przez niego na ławie oskarżonych jest „hańbą państwa polskiego” i zastanawia się jak państwo zamierzą tę „hańbę” zmyć, przedstawia postawione mu zarzuty w krzywym zwierciadle tworząc narrację wg której sąd ma rzekomo rozstrzygać o słuszności doktryn katolickich czy protestanckich, co nie jest z jego strony niezrozumieniem przedmiotu sprawy, ale celową i cyniczną zagrywką mającą ukazać go w roli prześladowanego i pozwolić na bezkarne lżenie i pomawianie kogo tylko chce. Wszystkie argumenty prokuratury, sądu, poszkodowanych są przez niego interpretowane i wykrzywiane w zgodzie z pokraczną ideologią jego „kościoła”, której próbuje nadać metafizyczny, groteskowy wymiar, są kalką działań środowiska Palikota i jemu pokrewnych a naznaczone narracją „Faktów i Mitów” czy urbanowskego „NIE”. Posiłkuje się przy tym właśnie historiami, które nie miały miejsca, w które wciąga także swoich wyznawców.
Odnosząc się do zarzutu znieważania narodu polskiego nie wspomniał on oczywiście o konkretnych swoich słowach, o dużej liczbie sytuacji, w których lżył on Polaków w sposób, którego nie powstydziłby się wspomniany Jerzy Urban. Chojecki twierdzi, że zarzut ten postawiony mu został dlatego, że „codziennie mówi prawdę Polakom”. Jest to cynizm, będący jego cechą charakterystyczną, na równi z megalomanią i zdolnością do wypluwania z siebie rzeki kłamstw bez mrugnięcia okiem, którą to sztukę opanował do  perfekcji.
Chojecki w programie nagranym w dniu rozprawy mówi, że „PiSowska prokuratura”, która podjęła się wszczęcia sprawy przeciwko niemu powinna nie tylko wycofać się z niej ale także prosić go o wybaczenie i przeprosić członków jego „kościoła” za zniewagę. Zarzuca jej także „obronę Kościoła Katolickiego” w imieniu „katolicko-narodowego rządu”. W swoim oświadczeniu, które potraktowane zostało jako jego pełne stanowisko w tej sprawie, napisał on, że pani prokurator oraz jej zwierzchnicy, „zapewne bezwiednie biorą udział w kampanii zniesławiania legalnie działającego związku wyznaniowego w RP”. Nie pierwszy już raz argument bycia zarejestrowanym związkiem wyznaniowym używany jest przez Chojeckiego jako dowód na to, że KNP nie jest sektą, teraz dołożył do tego swoje wyobrażenie, że fakt rejestracji i obecności w spisie zarejestrowanych związków gwarantuje mu bezkarność wobec zapisów prawa oraz swobodę atakowania i poniżania ludzi innego wyznania czy posiadających odmienne poglądy polityczne, wulgarnych wyzwisk i podsycania nienawiści wobec nich, które, biorąc pod uwagę stopień radykalizacji jego wyznawców, ich uzbrojenia i publicznie składanych deklaracji (np. moderowany czat IPP) chęci pobicia ich krytyków, stanowić mogą realne zagrożenie.
Chojecki, w imieniu swoim i swoich wyznawców, oświadcza, że postrzega działania prokuratury jako dyskryminację ze względów religijnych, co wynika z jego krytykowania „błędów i przestępstw” Kościoła Katolickiego, oraz poglądów politycznych wynikających z krytyki obozu rządzącego. Nie widzi on w swoim zachowaniu niczego niestosownego, za to nie wyklucza… „wątku chińskiego”. Chojecki wmawia swoim wyznawcom, że jest osobą tak wpływową, że chęć uciszenia go mają władze Chin, którym rzekomo bardzo daje się we znaki m.in. poprzez kontakty z sektą Falun Gong. Zadanie zniszczenia jego działalności, zgodnie z jego teoriami wykonywać mają m.in. poszkodowani w sprawie, będący jakoś powiązani z wyimaginowaną siecią agenturalną w Polsce. Mnie powiązał on z działalnością w moim mieście chińskich zakładów LiuGong, które jego zdaniem, budują tutaj siatkę agentów i wykorzystują ją do ich zwalczania (w przerwach od rozsiewania wyjątkowo zjadliwych szczepów koronawirusa czemu także poświęcił trochę czasu w programach skupionych na szerzeniu dezinformacji odnośnie pandemii) „jedynych prawdziwych chrześcijan  w Polsce”. Te majaki przypominają działania amerykańskiego pastora Jima Jonesa, który wiernych swojej Świątyni Ludu straszył nieustannym zagrożeniem ze strony rządu amerykańskiego, FBI czy CIA czy Davida Koresha, do którego Chojecki jest zresztą przez internautów często, i nie bez przyczyny porównywany, (temat syndromu  nieustającego zagrożenia pielęgnowanego w sekcie Chojeckiego był wielokrotnie poruszany na niniejszym blogu). Chojecki takie wizje wtłacza do głów swoich wyznawców w odpowiedzi na krytykę jego działań i konsekwentnie umacnia ich w przekonaniu, że czyha na nich właśnie ta złowroga sieć agentów i dywersantów. Na koniec swojego wywodu dotyczącego „wątku chińskiego”, w którym przywołuje represje władz chińskich wobec Falun Gong i porównuje je ze sprawą wynikającą z jego nienawistnej i podżegającej do waśni działalności, stwierdza, że tak właśnie odczytuje to co się teraz dzieje.
Dodatkowym, bardziej żenującym i świadczącym o megalomanii „pastora”, niż groźnym smaczkiem w wykonaniu tego patostreamera było także porównanie swoich brzydliwych i obraźliwych dla wielu Polaków, publicznych seansów nienawiści do… fraszek Mikołaja Reja.
Chojecki po raz kolejny wspiął się także na wyżyny hipokryzji stwierdzając, że poszkodowani chcą zakazać mu działalności publicystycznej czy społeczno-politycznej, podczas gdy żądania takie nigdy nie były formułowane. Faktem za to jest to, że przy pomocy mecenasa Turczyna i przy okazji rozprawy sądowej między mną a sympatykiem ich grupy, która odbyła się w Trzciance w województwie wielkopolskim, to właśnie oni wysunęli żądania usunięcia z sieci niniejszego bloga, zobowiązania mnie do nie nazywania ich organizacji sektą oraz zakazu publikacji na ich temat w przyszłości (!). Wszystkie te, absurdalne i cenzorskie zapędy sekty Chojeckiego, które wysunął Andrzej Turczyn, zostały przez sąd oddalone po moim zdecydowanym sprzeciwie wobec nich. Na ich temat nie zająknął się ani jeden raz Paweł Chojecki ani żadna osoba występująca w IPP, mimo, że temat tamtej sprawy jest przez nich eksploatowany przy okazji sprawy obecnej i, tak jak wiele innych rzeczy, ukazywany w krzywym zwierciadle niedorzecznych wyobrażeń (w tym pociesznych stwierdzeń, niespokojnego, rozemocjonowanego Tymoteusza, który chciałby widzieć mnie przestraszonego po rozprawie w Trzciance). To, jak bardzo zależy im na uciszeniu swoich krytyków, wszelkimi metodami jakich mogą się podjąć, w połączeniu z tym z jakim pośpiechem opuścili oni Sienną po mojej wizycie i rozmowie z tamtejszymi mieszkańcami, świadczyć może o tym, że mogą mieć wiele do ukrycia i naprawdę obawiają się ludzi przyglądających się ich działalności, kontaktom, tym bardziej, że w porównaniu z okresem sprzed trzech lat dysponujemy dziś większą wiedzą na temat tej sekty pochodzącą m.in. z wyznań i relacji jej byłych członków, którzy sami siebie określają  mianem ofiar Chojeckiego i jego grupy i przestrzegają innych przed kontaktami z nimi.
Program nadawany w trakcie trwania rozprawy, do udziału w której zabrakło Chojeckiemu odwagi, nasycony był odczytywanymi komentarzami ich widzów, którzy twierdzili, że są katolikami (czy może, jak stwierdził mecenas Turczyn „kiedyś katolikami”) i nie obrażają ich inwektywy ze strony lidera sekty. Programy Idź Pod Prąd przyzwyczaiły nas już dawno, że komentarze muszą zgadzać się z linią propagandową sekty, wszystko działa tam jak w północnokoreańskim zegarku i przy każdej okazji. Komentarze krytyczne, choć i te są starannie dobierane, pojawiają się tam bardzo rzadko i głównie po to by wyśmiać i upokorzyć ich autorów. Nie inaczej było i tym razem. Na przytoczony komentarz protestanta, który mówił, że jeśli cytaty Chojeckiego są prawdziwe (a są) to nie może ich on pochwalić, „pastor”, z właściwą sobie gracją odpowiedział mu „a wiesz gdzie cię mam?”. Chojecki i jego  sekta liczyli bowiem na szerszy odzew ze strony polskich protestantów, mimo tego, że zdają sobie sprawę z tego,  że większość z nich uważa ich za szkodliwą sektę robiącą polskim protestantom czarny PR. Na to także wyjaśnienie ma Chojecki. Jego zdaniem polscy protestanci obawiają się „głoszenia prawdy” co oznacza w jego ustach to, że nie chcą przyjmować postawy konfrontacyjnej wobec katolików, nie marzy im się, tak jak jemu, podział społeczny, podsycony wyznaniem, na wzór Północnej Irlandii. Do tego, za sytuację taką obwinił on „czynnik ubecki”. Wychowany w radykalnie antyklerykalnej atmosferze rodzinnego domu tropiciel spisków i agentur wszelakich aż do niedawna nie był świadomy tego, że jego ojciec był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa ps. „Zygmunt”. Dziś to on ma czelność wskazywać palcem na środowiska, które, jego zdaniem, nie przeprowadziły skutecznej lustracji swoich liderów przez co nie popierają jego antagonistycznych zapędów względem wszystkich innych a zwłaszcza katolickiej większości.
Jednocześnie w stronę innych wspólnot protestanckich, zwłaszcza tych, które nie zdecydowały się wraz z nim wstąpić na wojenną ścieżkę przeciwko katolikom, kieruje on ostrzeżenie mające wzbudzić w nich zapewne  coś w rodzaju lęku przed katolikami, którzy „przyjdą po nich” mimo tego, że dziś nie działają oni przeciwko nim. Jest to podręcznikowy wręcz przykład siania fermentu i podżegania do waśni społecznych na tle wyznaniowym, które od dawna jest wizytówką Chojeckiego.
Protestanci nie wspierają Chojeckiego
Sprawę Chojeckiego i jego działalność w nagraniu na You Tube wyjaśnił jeden z bardziej znanych polskich protestantów, doktor nauk teologicznych Leszek Jańczuk. W swoim nagraniu wypunktował on „kompetencje” teologiczne Chojeckiego (których jedynym obrońcą jest Marian Kowalski ) i jego działalność. Uznany działacz protestancki stwierdził wprost, że Chojecki nie ma nic wspólnego nie tylko z tradycjami polskiego protestantyzmu ale także to, że jego wiedza historyczna i teologiczna jest zerowa.
Wytknął mu także, na wielu przykładach to, że nie ma on pojęcia o rzeczach o których mówi. Polscy protestanci w żaden sposób nie identyfikują się z radykalną sektą Chojeckiego, który także przeciwko nim rzuca wiele bezpodstawnych pomówień. Innym człowiekiem, który zabrał głos w tej dyskusji jest młody działacz kościoła zielonoświątkowego Damian Danielak, który na początku działalności Chojeckiego, wspierał ich. Przytacza on,  na podstawie ich pisma „Idź Pod Prąd” przykłady jawnych manipulacji i bezpodstawnych zarzutów wobec innowierców, jakimi karmi swoich wyznawców Chojecki, podsycając w nich nienawiść i pogardę wobec nich. Przypomina on jak łatwo Chojecki szafuje obelżywymi uogólnieniami w stosunku do całych grup na podstawie jego tekstów z pisma Idź Pod Prąd, w którym lubelski guru, tak po prostu, bez podania żadnych argumentów stwierdził sobie na przykład, iż „młodzież zielonoświątkowa przoduje w seksualnej niemoralności”. Wspomniał także, że wśród internetowej społeczności protestanckiej, na jej oficjalnych grupach, przeprowadzono niegdyś ankietę zawierającą pytanie, które z działających w Polsce organizacji religijnych polscy protestanci uważają za sekty religijne. Wskazany został warszawski Kościół Mocy oraz właśnie lubelski Kościół Nowego Przymierza.
W swej hipokryzji Chojecki, który próbował zastraszyć krytyków doniesieniami do prokuratury, zgłoszeniami na policje, fałszywymi oskarżeniami, posuwa się do stwierdzenia, że sprawa wniesiona przeciwko niemu jest wynikiem działania rządu, który wobec nieskuteczności „oczerniania” go w Internecie postanowił „przenieść ją na wyższy poziom organizacyjny” i obiecuje „badanie jej” przez środowisko sekty. Wnioski z ich „śledztwa” z pewnością będą ciekawą lekturą dla ludzi obserwujących ich grupę, jej osuwanie się w otchłań coraz bardziej zapętlonych, spiskowych paranoi oraz niebezpieczny i nie kontrolowany przez nikogo, proceder budowania przez nich sieci kontaktów w środowisku politycznym czy medialnym, które wielu ludziom może zaburzyć właściwą ocenę ich działalności a nawet pchnąć w ich objęcia. Sieć takich układów z politykami i instytucjami, zbudowana na zaangażowaniu się w ówczesne problemy społeczne, była domeną wspominanego już wyżej Jima Jonesa, wytwarzała swego  rodzaju zależność, zobowiązania przez które pomagała osiągać fanatycznej grupie religijnej coraz to nowe cele a w pewnym momencie wymknąć się spod kontroli.
„Support pastor Chojecki”
W związku z procesem, sekta i jej internetowa telewizja IPP zorganizowała, kolejną już, akcję internetowego trollingu. Jej wyznawcy napuszczeni zostali na fora internetowe i działy komentarzy pod filmami na You Tube, gdzie powtarzają slogany podane im przez kierownictwo sekty. Zorganizowali także akcję, która jest nam już bardzo dobrze znana. To internetowy happening, w którym członkowie i sympatycy sekty fotografują się trzymając w rękach kartki z hasłem dotyczącej danej akcji. Tym razem było to hasło „Support pastor Chojecki”. Angażuje ona głównie fanatycznych wyznawców sekty oraz jej sympatyków. Prezentowane na ich profilach zdjęcia są następnie pokazywane w programach i na profilach KNP/IPP mając sprawiać wrażenie wielkiego  wsparcia społecznego a im samym dawać poczucie brania udziału w walce za swoje ideały i swojego wodza. Wśród osób, które wzięły udział w akcji widzieliśmy więc wiele twarzy znanych nam z ich programów i ogólnej działalności, oddanych wyznawców, z których wielu,  jak okazało się po sprawdzeniu sądowych akt, było tymi rzekomymi „katolikami”, którzy potwierdzać mieli przed sądem, że działalność Chojeckiego nie jest obraźliwa i których rzekomo „nie kojarzy” mecenas Turczyn!
Córki Chojeckiego oraz on sam, na falach IPP, niezbyt dyskretnie domagali się także aby jasno w ich obronie stanęli katoliccy duchowni, których gościli w swych audycjach. Jednak chyba przeliczyli się, gdyż tak oficjalnego wsparcia nie otrzymali, mimo tego, że już w późniejszych terminach, ,gdy sprawa stała się medialna, występował u nich (choć w rzekomo innych tematach) np. ks. Kobyliński. W dyskusjach toczonych na internetowych forach zauważyć można było jednak, że nie wszyscy najwyraźniej wiedzieli, w czym brali udział. Ostrzegana przez krytyków sekty siostra Tymoteusza Gil, która dała się wciągnąć w ich misternie tkaną propagandę, wdała się w dyskusje z sympatykami sekty wytykając im, że obrażają ją jako  zakonnicę i katoliczkę, ale nie znalazła zrozumienia. Oby siostra i inni potraktowali to jako  przestrogę.
Wśród wielu wyznawców Chojeckiego, zgodnie z modus operandi podobnych sekt, istnieje zasada wewnętrznej rywalizacji. Każdy chciałby wyróżnić się przecież na tle innych współwyznawców okazując jak największe zaangażowanie.
Laur ten niewątpliwie przyznać można pochodzącemu z Janowa Lubelskiego Grzegorzowi Doleckiemu, który, wspólnie i w porozumieniu z członkami sekty, w tym córką Chojeckiego, wziął udział w mistyfikacji opisywanej przeze mnie szczegółowo już wcześniej a mającej na celu zdyskredytowanie mnie i tego co o nich piszę, poprzez publiczne pomawianie o przestępstwa i zgłaszanie na policje i do prokuratury fałszywych doniesień. Na ściśle moderowanym czacie odbywającym się podczas ich programów, pochwalił się on pozostałym wyznawcom, że podał mnie jako możliwego sprawcę spłonięcia jego samochodu, przy okazji informując, że prokuratura odrzuciła te sugestie opierając się na opinii gaszącego pożar strażaka. Tak to nie działa, co wyjaśniałem  właśnie w, dotyczącym tej operacji sekty, tekście, ale Grzegorz z pewnością zaskarbił sobie uznanie fanatyków, jako ten, który nie cofnie się przed niczym aby w jakiś (nie ważne, że nie tylko niemoralny, kłamliwy ale zakrawający już o przestępstwo) sposób okazać swą lojalność guru. Podobnie jak w przypadku, rzekomo, toczącego się śledztwa w prokuraturze w Nowym Sączu, gdzie Chojecki oskarżył mnie o (jak zwykle bezpodstawnie) o zniszczenie ich siedziby, tak i w tej nie otrzymałem urzędowego pisma, mimo, że twierdzą oni że wskazywali mnie jako sprawcę. I znów… tak to nie działa. To zmyślone historyjki, bo wezwanie do wyjaśnienia dostaje się nawet gdy ktoś wspomni o kimś w przypadku podpalonego kosza na śmieci pry stacji paliw gdzieś w nocy w małym mieście, nie mówiąc o czynach, które mi zarzucają. Jednak wyznawcy wciąż to kupują.
Innym rodzynkiem jest w tej sytuacji „były ksiądz Jerzy” vel „były ksiądz Stefan”, który,  łamiącym się w pewnych momentach głosem, powtórzył dyrdymały na których opiera się narracja Chojeckiego w tej sprawie. Jest to człowiek, który podaje się za byłego księdza, występuje w Internecie pod fałszywymi imionami, co tłumaczy, a jakże, „obawą ze strony katolików”. Na takich ludziach musi opierać się Chojecki w sytuacji, gdy nie ma żadnych szans podjęcia wyzwania uczciwie. Jeśli dojdzie do kolejnych rozpraw i powoływania świadków, „Jerzy” vel „Stefan” będzie tym, którego, po Marianie Kowalskim najchętniej zobaczyłbym na sali sądowej i przy okazji dowiedział się, jak się właściwie nazywa i kim tak naprawdę jest, o co będę wnioskował. Wierzę, że chętnie stanie w prawdzie. A może nawet zgodzi się na rozmowę przed kamerą po rozprawie? Wszak pan Tomasz, gdy widziałem się z nim w sądzie w Trzciance zapewniał mnie, że do rozmowy chętni są nie tylko wyznawcy KNP ale nawet sam Chojecki! Nie chciał z nami rozmawiać ani w sądzie ani poza nim, ale na pewno jakoś to Tomaszowi wytłumaczył.
Kolejną ciekawostką z życia podręcznikowej sekty, jaką jest KNP, jest sprawa opisana przez Michała Szczukiewicza, byłego prowadzącego programy w IPP. Odnośnie opisywanej sprawy podał on do wiadomości fakt, iż… w styczniu tego roku Chojecki zwrócił się, za pomocą podległych mu ludzi do byłych członków sekty, aby ci, wcześniej przez niego upokorzeni, znieważeni, pomówieni, wyrzuceni po nałożeniu na nich klątwy, zgodzili się spotkać z nim na tajnym spotkaniu pojednawczym. Na chwilę obecną nie dysponuję szerszymi szczegółami na temat tego spotkania, podana informacja mówi o tym, że część z nich zgodziła  się na to a część odmówiła. Domyślać mogę się tylko, ze wśród tych, którzy odmówili wdepnięcia po raz kolejny w toksyczne układy są np. pary, które opisywały w audycjach Szczukiewicza koszmar jaki przeżyły w tej sekcie. Skąd ten nagły przypływ miłosierdzia ze strony Chojeckiego wobec ludzi, których beształ publicznie? Znając historię wielu sekt i ich postępowania z byłymi członkami, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia, nasuwa się od razu myśl, że był to rodzaj zabezpieczenia, upewnienia się (zapewne po wcześniejszych konsultacjach w ścisłym gronie; co kto może wiedzieć, co kto może powiedzieć, co kto wie i kto mógłby im zaszkodzić?), wybadania sytuacji. Chojecki wśród byłych członków, określających się jednoznacznie mianem ofiar, jest kimś kogo wielu z nich, uwzględniając swoje traumy związane z uczestnictwem w KNP, chciałoby wymazać z pamięci. Niewielu z nich chce wracać do swojego uczestnictwa w sekcie, jednak da się dotrzeć do nich i wstępnie, jeszcze nieoficjalnie, powoli dochodzić prawdy o tej grupie. Jest też grupa takich, którzy jednak nie ryzykują wiele i, w jakimś stopniu, uzupełniają obraz tej organizacji.
Córki Chojeckiego wypisywały na portalach społecznościowych o “prześladowaniach chrześcijan”, “zbieraniu haków” na “naszego tatę”, wszystko utrzymane w charakterystycznym dla sekty histerycznym tonie.
 Sekta religijna pod rękę ze skrajną lewicą
Nie mogąc oprzeć się o środowisko protestanckie ani liczyć na oficjalne wsparcie liberalnych duchownych katolickich, Chojecki postawił na swoich karnych wyznawców, ale nie tylko. Nie od dziś obserwujemy w Polsce starcie środowisk, ujmując rzecz najogólniej jak to możliwe, konserwatywno-narodowo-katolickich (to spore uproszczenie, ale rozpisywanie się w tym miejscu na ten temat mija się z celem i rozmyło by sedno sprawy) z liberalno-lewicowo-feministyczno-lewackimi (tutaj także, jak poprzednio nie czas i miejsce na wypisywanie różnic pomiędzy nimi, a te dziś rodzą się właściwie z dnia  na dzień i mało  kto za nimi nadąża).
Jednak w takiej sytuacji ma  miejsce zjawisko określane mianem „sojuszu ekstremów”. W sytuacji sekty Chojeckiego ciekawym zjawiskiem jest to, jak płynnie przeszli nad taką zmianą dyskursu szeregowi sympatycy i wyznawcy. Część środowiska tzw. Klubów IPP po jakimś czasie zorientowała się, choć nie tak do końca, w czym rzecz. Ci, którzy stanowili, nazwijmy to, drugą falę, po tej husarsko-narodowej, która musiała być stopniowo przemodelowana i nie gwarantowała w całości akceptacji takich ideowych zwrotów, byli stosunkowo dużo łatwiejsi do urobienia… Czy pierwsi, zagorzali sympatycy Idź Pod Prąd, którzy przyszli do  niej za sprawą Mariana Kowalskiego i prosto z ulic Warszawy po 11 listopada, mogli wówczas wyobrazić sobie, że w ich ulubionym i, „jedynym mówiącym prawdę”, programie  wypiekami na twarzach słuchać będą tyrad publicystów Krytyki Politycznej, OKO Press i działaczy Platformy Obywatelskiej, którym Chojecki rzuca czułe uśmieszki? Czy ci, którzy przyszli później i od razu dali się zarazić konfrontacyjną, wobec katolickiej większości, postawą, mogą teraz zreflektować się, że właśnie, czując się słuchaczami „antysystemowej” telewizyjki z You Tube, słuchają dokładnie tego samego czego posłuchali by w TVN? W tym wszystkim zabawne jest braterstwo Chojeckiego z Kowalskim, który dziś stał się, karykaturalnym wręcz, uosobieniem uwielbienia dla partii władzy,  z sektą, która na poziomie „Faktu” i w koalicji z, podobno nieprzejednanym, wrogiem jego chlebodawców, opiera swoją działalność. Nie jest to bardzo dziwne… Kowalski nie ma wstydu za grosz, wszystko odbywa się tak jak od lat, przy najgorszym szubrawstwie nie zadrży mu powieka, tak samo jak Chojeckiemu nie zejdzie z ust uśmiech gdy rzucać będzie najgorsze oszczerstwa wobec… właściwie komukolwiek. Dysonans poznawczy u wyznawców sekt i na ich podstawie został opisany już dziesiątki lat temu prez Festingera i jego współpracowników, a o przełomach w tej dziedzinie jak na razie nie słychać.
Operacja propagandowa sekty odnośnie  tego procesu trwa od wielu miesięcy została na to pd wieloma względami ukierunkowana, co pod względem organizacyjnym należy jednak docenić,  wiedzieli o nim, wbrew temu co mówią dziś, od  początku, (podejmowane przez nich działania wizerunkowe są aż nadto czytelne, ale z punktu widzenia taktyki załugujące na uznanie, nawet uwzględniając, wkalkulowany minus w postacii mecenasa Turczyna).
Sekta Chojeckiego, próbując znaleźć sobie nowych protektorów, przejęła, naturalnie, język miły uszom totalnej opozycji, emanując przesadnie ale celowo, określeniami „prokuratura Ziobry” sugerując, że za tym, iż ktoś odważył się w ogóle wystąpić przeciwko guru, musi stać sam minister (a za nim wyłaniają się w narracji Chojeckiego nawet władze Komunistycznej Partii Chin) a dodatkowo przyjmując narrację iż nie mają one prawa w ogóle stawiać go przed sądem, nawet na podstawie obowiązujących przepisów, z których guru, tak wiele razy wykrzykujący iż „nie po to władza miecz nosi…”, nie ma szans wybronić się w sposób uczciwy. W związku z procesem programy publicystyczne sekty położyły szczególny nacisk na tego typu zwroty aby zaskarbić sobie uwagę a następnie sympatię środowisk opozycji, od tych umiarkowanych aż po skrajnie liberalne czy lewicowe.
Mecenas Artur Nowak w miejsce Mariana Kowalskiego
Od miesięcy w IPP w ramach eksperta występuje mecenas Artur Nowak, prawnik występujący w obronie ofiar księży pedofilów, podający się także za ofiarę takowych zwyrodnialców. Stał się nie tylko bohaterem filmów i audycji braci Sekielskich, ale także audycji Idź Pod Prąd. Z wywiadu z nim, opublikowanym 16 maja 2019 roku na portalu Głos Wielkopolski wynika, że dopiero w filmie Sekielskich ujawnił,  że sam lata temu padł ofiarą księży pedofilów. Ale… uwaga!... angażując się całym sercem w sprawy ofiar, namawiając je do  nagłaśniania takich zdarzeń i szczegółów, publikując je w książce „Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos”,  którą napisał wraz z żoną „psycholożką”,  sam zrezygnował z niebywałej okazji do podbudowania swojej wiarygodności; na pytanie czy myślał o tym aby odwiedzić swojego oprawcę i spytać go o to stwierdził, iż „i tak zostanie osądzony” i działania takiego zaniechał jednocześnie pozostawiając przestępcę anonimowym dla opinii publicznej. Pan mecenas „przypomniał sobie” o swoich przeżyciach z dzieciństwa w roku 2019 i wtedy właśnie dodał je do swojej pracy (nie wspomniał o tym, jak twierdzi, nawet Sekielskim, a przyszło mu to spontanicznie). Dalej historia toczy się według schematów, ksiądz zdobywa zaufanie, zabiera na przejażdżki autem,  kupuje piwo. Ale jednak nie powiem który dokładne i co  mi zrobił, nie chcę też wygrzebywać tego po latach, był tez drugi ale nie  pamiętam dokładnie skąd, teraz, od 2019 roku, jestem ekspertem w temacie a nikt nie zadaje mi pytań, które dla mnie, zwykłego czytelnika Internetu, nasuwają wiele wątpliwości, zważywszy na dzisiejsza aktywność adwokata. I wcale Ne mam obowiązku dochodzić tego co się stało lub nie stało. Jako czytelnik wywiadu mającego wyjaśnić działalność mecenasa, jego rady i zalecenia dla Kościoła i księży, powinienem właśnie mieć na tacy podane z kim mam do  czynienia.  A jest on płodnym publicystą wspomnianej, skrajnie lewicowej Krytyki Politycznej i lewacko-anarchistycznego tabloidu o nazwie OKO Press, który jest mocno zaprzyjaźniony z liberalno-lewicowym głównym nurtem nie tylko mediów ale i polityki oraz najróżniejszych NGO’sów.
Mimo, że pan mecenas postanowił, łaskawie odpuścić swemu winowajcy, a właściwie dwóm, ochoczo, dopiero w 2019 roku, zabrał się do zwalczania pedofilii w kościele. I nie skupia się on jedynie na działaniach prawnych, ponieważ w Idź Pod Prąd zastąpił w roli „teologa pomocniczego” Mariana Kowalskiego, który zasłynął swoją myślą, iż „Kościół Katolicki chce dziś zrealizować swój największy cel: zniszczenie chrześcijaństwa na świecie” i sam raczy nas myślami takimi jak „”Kościół przeczy nauce Chrystusa”. Dodatkowo mecenas Nowak popisał się w IPP stwierdzeniem iż… „nikt nie ma prawa nazywać jakiejś innej grupy wyznaniowej sektą” bo… bo tak i już! Tak życzy sobie pan mecenas Nowak, nawet nie próbujcie z nim dyskutować bo w 2019 roku przypomniał on sobie, że trzy dekady temu wykorzystało go dwóch księży, jednego nie chce wskazać a drugiego nie pamięta. Kto wie co jeszcze może sobie przypomnieć.
Niezależnie od tego czy historia mecenasa Nowaka jest prawdziwa czy nie, to w odbiorze moim, czyli właśnie zwykłego odbiorcy tego typu tekstów medialnych, brzmi sztampowo dla jego środowiska politycznego, niewiarygodnie z każdej strony, nie jest podparta konkretami, dziennikarz nie dopytuje czyli sprzedaje niepotwierdzone informacje publiczności, ale za to usłana jest ona unikami i niedomówieniami. Mamy więc dwóch już mecenasów murem stojących za sektą Pawła Chojeckiego (może zalążek jakiegoś nowego prawniczego stowarzyszenia, które ostatnio są w modzie?). Skrajnie lewicowego publicystę i prawicowego fanatyka broni palnej, który pochwala wymierzanie „sprawiedliwości” po pijaku przy pomocy wystrzelenia 30 kul w kierunku oponenta, którego podejrzewa o niewłaściwe zachowanie względem jego żony. A do tego enigmatycznego „byłego księdza” posługującego się fałszywymi imionami, kandydata na stanowisko RPO z ramienia Koalicji Obywatelskiej czyli pana Patyrę, który również udzielił wsparcia „pastorowi” Chojeckiemu w ich audycji, posła Sośnierza Młodszego czy redaktora Tomasza Sommera, który, nie zapoznawszy się z sednem sprawy rzucał w otchłań Internetu swoje wsparcie dla „wolności słowa” w obronie Chojeckiego, rozumianej najwidoczniej także jako wolność do rzucania pomówień, i zapowiadał zaproszenie go do swojej audycji (niedługo po tym gdy skompromitował się na łamach korwinowskiego Najwyższego Czasu, wywiadem z innym patostreamerem Wojciechem Olszańskim).
Mając wspólnego wroga, podobne wartości jeśli chodzi o uczciwość i rzetelność w ocenie danych zjawisk czy środowisk a dodatkowo nie poczuwając się do obowiązku argumentowania w jakikolwiek sposób stawianych przez siebie tez czy popierania ich jakimiś dowodami, wszystko odbywa się na zasadzie powtarzania własnej wizji i oceny rzeczywistości  i żądania zaakceptowania go bezkrytycznie przez odbiorców. Skrajna lewica, spod znaku tęczowej flagi i apokaliptyczna sekta, która na rzecz marketingu podaje się za chrześcijańską i konserwatywną, często podkreślając przy tym swoją prawicowość, szybko znalazły wspólny język i wspólnotę przekonań a Nowak stał się ostatnio jednym z najczęściej pokazywanych u nich gości.
 Innym publicystą Krytyki Politycznej a także katowickim działaczem Platformy Obywatelskiej, który wystąpił w obronie Chojeckiego jest Jarosław Makowski, członek, szanowanego w środowisku „biblijnych chrześcijan”, think-tanku PO czyli Instytutu Obywatelskiego, który zapewnia, że trzyma kciuki za sukces „pastora” Chojeckiego w procesie z tymi, których codziennie lży i opluwa, czyli Polakami.
Analiza nagrań z rozprawy w wykonaniu IPP
Kolejny program dotyczący sprawy składał się z fragmentów nagrań z rozprawy, która, jak pamiętamy, na wniosek Turczyna i Chojeckiego miała być utajniona. Na pierwszy cel Chojecki i jego córka Eunika wzięli sobie Grzegorza Wysoka i na podstawie jego odmowy na pytanie pod jakim nickiem lub nazwiskiem występuje na facebooku, próbowali dowieść, że ma on coś do ukrycia, albo że obawia się odpowiedzialności karnej za swoją aktywność w Internecie. W przypadku pana Wysoka uchylenie się od odpowiedzi zaangażowanego w działalność sekty adwokata mogła być uzasadniona konkretnymi powodami.
Otóż na ściśle moderowanym czacie IPP, bandyci, będący sympatykami sekty, odgrażali się panu Wysokowi pobiciem. Jego dane publicznie ujawnił im Michał Fałek, będący jednym z najbliższych współpracowników sekty, który odpowiada w niej za finanse a przynajmniej za przedstawianie sprawozdań rzekomych wpłat na jej działalność. Bandyci, przy pełnej aprobacie moderatorów, będących blisko z Pawłem Chojeckim, pisali wówczas tak: „dajcie namiary to ich najebiemy i po sprawie”. Kolejny z nich sugerował aby skrzywdzić dzieci pana Wysoka pod szkołą, nie wiedząc że pan Wysok dzieci nie posiada. Tego typu wezwania do popełniania przestępstw, które zostały udokumentowane, nie są w kręgu sekty niczym nowym, ich członkowie są bowiem zradykalizowani przez nauczania Pawła Chojeckiego i niesamowicie wrogo nastawieni do wszystkich, którzy podważają w jakiś sposób jego działalność czy krytykują ich ideologię. Rękami sfanatyzowanych wyznawców, dzięki publicznie podanym, przez Michała Fałka,  informacjom sekta mogłaby więc rozwiązać problem jednego ze swoich krytyków.
Chojecki, który wspomina lata gdy próbował prowadzić swą działalność w kręgach narodowych i katolickich a następnie konserwatywno liberalnych, na co nabrało się wielu ludzi z różnych ugrupowań, nie może wybaczyć mu tego, że zdecydował się on na wystąpienie przeciwko dzisiejszej, podejrzanej i oburzającej aktywności lidera sekty. Guru apokaliptycznej sekty, który w zamian za dawną przysługę oferowaną w imię deklarowanej zbieżności poglądów czy celów politycznych, oczekiwał dziś od pana Wysoka nie krytykowania jego godnych pożałowania działań, wysnuł teorię o tym, że „sumienie katolicko-narodowe jest źle zbudowane” i w taki właśnie sposób tłumaczy zaistniałą sytuację swoim wyznawcom.
Chojecki, który od lat plątał się w okolicach różnych osób, środowisk i partii próbując zrobić w nich większą lub mniejszą furorę oraz zbudować swoją pozycję, co wychodziło mu dość słabo, dziś wypomina znajomość ze sobą wszystkim tym, którzy wtedy nie zorientowali się w porę, że mają do czynienia ze szkodnikiem żerującym na ich pracy i ideałach. Dotyczy to wielu osób i środowisk, od pierwszych partii Korwina-Mikke aż do najnowszych lat PiS i początków Ruchu Narodowego, na którego popularności  (i przy pomocy przekupionego 40 tysiącami zł Kowalskiego) udało mu się rozszerzyć bazę odbiorców IPP a co za tym idzie, potencjalnych członków sekty.
Sekta Chojeckiego, która wnioskowała  o całkowite wyłączenie jawności rozprawy i która zarzuca swoim przeciwnikom używanie materiałów wyrwanych z kontekstu, powycinała materiały tak aby pasowały pod żenujące żarciki „pastora”, podczas gdy strona przeciwna zamieściła na You Tube cały zapis procesu (materiał dostępny na kanale „Tylko prawda jest ciekawa”).
 Szeroka akcja propagandowa Chojeckiego zamiast stanięcia twarzą w twarz z krytykami
W ostatnim czasie, polscy internauci i telewidzowie znów mieli okazję pośmiać się z Mariana Kowalskiego, a to za sprawą jego wypowiedzi dla Polskiego Radia, w którym stwierdził on, że homoseksualizm jest ideologią a uzasadnił to słowotwórstwem. Końcówka -izm miała być dowodem na to, że mamy do czynienia z czymś takim jak komunizm czy nazizm. Tok rozumowania Kowalskiego, którego wypowiedź następnie podawała na swoich profilach państwowa rozgłośnia, jest nam już chyba dość dobrze znany i mało kto spodziewa się po nim czegoś więcej niż głupkowatych żartów i komicznych prób silenia się na komentowanie otaczającej nas rzeczywistości.
Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, internet zareagował naśmiewając się z Mariana oraz przypominając mu o istnieniu np. takich „ideologii” jak alpinizm, himalaizm czy,  najbliższy mu chyba, kretynizm. Człowiek z wykształceniem podstawowym, który od wielu miesięcy występuje w rządowych mediach w charakterze  komentatora nie rozróżnia orientacji seksualnej od zorganizowanego ruchu tzw. LGBT, jego działalności propagandowej, uliczno-medialnej. Chciał pójść tropem komentatorów trafnie oceniających zorganizowany i hojnie finansowany ruch od samej orientacji seksualnej i wykorzystywania jej przez ów ruch, a wygłupił się niesłychanie. Ciężko wymagać od Kowalskiego aby orientował się w stosowanej przez ten ruch taktyce marketingowej, która dla każdego myślącego człowieka układa się w pewne schematy działania a dodatkowo została już dość dobrze przeanalizowana i opisana. Nie posądzamy przecież naszego komentatora o czytanie czegokolwiek. A mimo to, za sprawą swojej wypowiedzi, trafił on na dział serwisu Wirtualna Polska dotyczący książek, gdzie jego intelektualne wypociny wyjaśnił prof. Jerzy Bralczyk.
Rozumowanie niezbyt oczytanego i niewykształconego osiłka nie może bardzo dziwić. Dziwić może za to fakt, że ciągle jest on zapraszany do wypowiadania się w ogólnodostępnych mediach, co ja  osobiście uważam za wynik jakiegoś rodzaju umowy, zapłaty za wykorzystanie go w kampanii wyborczej na rzecz PiS a przeciwko Konfederacji, co, nawiasem mówiąc, także wyszło bardzo słabo i dziwi mnie do dziś fakt inwestowania w niego.
W kolejnej odsłonie procesu staniemy więc twarzą w twarz z Marianem Kowalskim, komentatorem TVP Info, człowiekiem, któremu Chojecki zawdzięcza rozgłos jaki zyskała jego medialna inicjatywa i dzięki której Kowalski zarobił 450 tysięcy zł w 2,5 roku, a który dziś chętne wypowiada się m.in. na temat polskiego prawa i stanu sądownictwa. Wystąpi on na sali sądowej jako świadek obrony i bronić będzie swojego dobroczyńcy, choć właściwe czynów tych, publicznie dopuszczali się wspólnie. W tym miejscu ważne jest aby przypomnieć występ Kowalskiego w IPP z okazji piątej rocznicy rozpoczęcia nadawania codziennych programów, co było właściwym początkiem sukcesu sekty w Internecie. To wtedy padły słowa Kowalskiego, że to co mówił o sekcie, było wypowiedziane w złości i nie ma co do tego wracać. Eunika i jej ojciec chcieli, w imieniu urażonych widzów, którzy przed długi czas współfinansowali Kowalskiego, wyciągnąć od niego przeprosiny, ale chyba umowa odnośnie tego występu nie obejmowała aż takiego poświęcenia z jego strony, więc ostatecznie nie doszły one do skutku. Natomiast już dzień później, na swoim własnym kanale, Kowalski wyjaśnił pytającym go widzom powody jego wizyty w IPP, że jego udział w tym programie był spłaceniem długu wobec Pawła i Euniki Chojeckich, którzy zeznawali na jego korzyść w sądzie (!). Przysługa za przysługę. Chojeccy bronili Mariana, on w zamian wycofa się z twierdzenia o sekcie w najbardziej dziecinny i głupkowaty sposób jaki można sobie wyobrazić oraz wystąpi w ich obronie na dotyczącym ich procesie. A co mu tam? Nie jest daleko, ma też wolny, jak każdy inny, dzień, a i na przyszłość lepiej mieć jakąś alternatywę.
  W tym czasie w łonie sekty Pawła Chojeckiego wydarzyło się kilka wartych odnotowania rzeczy. Pierwszą z nich jest rzekome ocieplenie stosunków z byłym członkiem sekty i jej współzałożycielem a dziś senatorem Jackiem Burym. A przynajmniej tak twierdzi Paweł Chojecki. Pan senator w ramach, szeroko komentowanych, transferów politycznych, które przez niektórych nazywane były "politycznym kłusownictwem", zasilił szeregi ruchu / partii Polska 2050 Szymona Hołowni, opuszczając klub Koalicji Obywatelskiej.
Wyraźnie rozentuzjazmowana Eunika Chojecka rozpoczynając program zaprezentowała widzom sondaż, wg którego ugrupowanie Hołowni wyprzedza PiS. Skąd ten entuzjazm odnośnie sondażu, który w tym czasie mógłby być jedynie ciekawostką  zaraz po prognozie pogody? Pytając swojego ojca o to, czy uważa on, że partia Hołowni jest kolejną odsłoną Ruchu Palikota czy Nowoczesnej (które niektórzy określają terminem partii jednorazowego użytku i zauważają dziwną regułę przyznawania im już na starcie kilkunastu punktów procentowych), ten odpowiedział, że na razie tego nie wie, sugerując że poddaje to analizie, a jak wiemy mamy przecież do czynienia z analitykiem pierwszorzędnym, którego oceny zawsze, ale to zawsze znajdują pokrycie w faktach. A jeśli nie, to są do nich odpowiednio dopasowywane. Odbiorcy serwowanej w IPP sieczki informacyjnej nawet gdyby chcieli sprawdzać prognozy Chojeckiego, zgubili by się w gąszczu podsuwanych im tematów.
Nie to jednak jest w tej informacji najważniejsze. „Pastor” Chojecki twierdzi, że ponowny kontakt ze swoim dawnym środowiskiem nawiązał wspomniany senator Bury. Lider sekty miał rzekom rozmawiać w cztery oczy z senatorem a ten zapewnić miał go, że zmienił danie odnośnie postrzegania KNP i już nie uważa ich za sektę. Najciekawszą rzeczą w tym wydarzeniu byłaby zmiana podejścia senatora do działalności Pawła Chojeckiego i jego „kościoła” (którą obserwować może z dystansu i perspektywy jej byłego członka i dzisiejszej  działalności, choć wątpliwym jest by szczególnie chciał poświęcać im swój czas), jeśli założymy, że podawane przez Chojeckiego rewelacje są prawdą, a tutaj… wiemy jak bywa. Gdy w październiku 2019 roku ogólnopolskie media podały, że był on współzałożycielem KNP, z pewnością nie było mu to na rękę a wtedy właśnie rodzina Chojeckich, jakby na złość byłemu koledze, starała się znajomość tą jak najbardziej uwypuklić. W wielu wywiadach Bury pytany był o związek z "tajemniczą sektą" i stwierdził, że organizacja Chojeckiego "jest de facto sektą" a on sam zerwał z nimi kontakty ponad 20 lat temu i nie chciał by być z nimi a jakikolwiek sposób wiązany.
Opisywałem tutaj już jak na całą sprawę zareagował Chojecki i jego wyznawcy. Na każdym kroku zaczęli przypominać senatorowi ten epizod z jego życia, lider sekty nie szczędził mu także knajackich epitetów, z którym najczęstszym, adresowanym do senatora był ten, że polityk "łże jak bura świnia". Określenie to upodobał sobie Chojecki szczególnie, używając go często nawet przy tematach nie  związanych bezpośrednio  z dzisiejszym senatorem, ale chcąc do niego nawiązać co bez ogródek sugerował.
Wydawać by się mogło, że senator chciałby po prostu o nich zapomnieć, zająć się swoją dzisiejszą aktywnością i nie mieć z nimi kontaktu. Co więc musiałoby się stać, aby znów zapałał chęcią odbywania, tym bardziej zakulisowych, rozmów z Chojeckim w których trakcie cofałby wypowiadane wcześniej w ogólnopolskich  mediach słowa, potwierdzające sekciarski charakter tej grupy? Dlaczego nie ma żadnego śladu tych rozmów, nie odbyły się one np. w formie wywiadu dla IPP, nie były tez podawane jako oficjalne, dzisiejsze stanowisko senatora na żadnej z ich stron?. Chojecki chce abyśmy po prostu uwierzyli mu na słowo, że senator Bury już nie myśli o nich jak o sekcie, i przyjęli to do wiadomości. Niestety dla „pastora”, tak to nie działa. Owszem, uwierzą w to, izolowani od świata zewnętrznego i stale kontrolowani, członkowie sekty lub zapatrzeni w niego sympatycy Internetowi, ale jego zapewnienia o tym, że „tak było, nie zmyślam”, nie mają żadnej wartości.
Jeśli byłaby to prawda, to wytłumaczeniem mogłoby być jedynie to, że polityk ten zauważył, że... właściwie nie ma żadnych przeciwwskazań. Przecież gośćmi sekciarskiej telewizji internetowej są zarówno politycy PiS, Konfederacji, działacze PO czy nawet rzecznik  Konferencji Episkopatu Polski a media głównego nurtu w żaden sposób nie odnoszą się do takich znajomości polityków z pierwszych stron gazet. Można by powiedzieć, że IPP uznane zostało za medium jak każde inne. Posłowie i senatorowie w wulgarnych programach apokaliptycznej sekty? Nie ma problemu. Mam jednak spore wątpliwości, że senator ryzykowałby tego typu kontakty, tym bardziej, że on, najbardziej z nas wszystkich, musi zdawać sobie sprawę z tego, jak tego typu zaangażowanie mogłoby zostać wykorzystane przez Chojeckiego i do czego zdolny jest, dla osiągnięcia swoich celów, ten ziejący nienawiścią do wszystkich wkoło człowiek podający się za osobę duchowną, którą jest wyłącznie w mniemaniu swoim i swych wyznawców. Dawna znajomość i współpraca z Chojeckim odbiła się senatorowi czkawką na początku drogi w ogólnopolskiej polityce.
Sam Chojecki o senatorze znów wyraża się dziś znów ciepło per Jacek, mówi o nim jako o człowieku czynu, który nie rzuca słów na wiatr, a przekaz płynący z IPP nie jest zbyt krytyczny co  do politycznego  tworu Szymona Hołowni. W zasadzie, dla sekty tak zajadle antykatolickiej, jaką jest KNP, ruch tego  typu, atakujący katolicyzm z pozycji rzekomo zatroskanych katolików (nazywanych przez konserwatystów "katolikami bezobjawowymi"), jest opcją jak najbardziej wartą wspierania, nawet gdy przymknąć trzeba oko na proaborcyjne nastawienie całego  projektu, jego lidera i poszczególnych członków. Chojecki stwierdza, że jak na razie jest pełen sceptycyzmu wobec ruchu Hołowni ale życzy im aby mogli rozbić "układ katolicko-komunistyczny". Przy okazji zauważa, że ruch ten dostał poważne wsparcie medialne i ubolewa nad brakiem podobnego, gdy do życia sekta powołał atrapę partii o nazwie Ruch 11 Listopada (powody powołania do życia tego tworu, i jego dalsze losy znane są z wielu wpisów na tym blogu). Nie skreśla jednak całkowicie ruchu Hołowni mówiąc, że nawet to, że nie powstał on w rzeczywistości spontanicznie i miał wsparcie z danych ośrodków medialnych to może zdarzyć się, że "wiatr historii i to co robi Bóg" doprowadzi społeczeństwo do zmian, których oczekują, nawet przez ruch, którego początki nie są zbyt czyste. Jest to typowa dla podobnych samozwańczych liderów i kaznodziei paplanina, z której, w razie potrzeby łatwo będzie im się wycofać, co w przypadku Chojeckiego obserwowaliśmy już na poważniejszych przykładach (np. "stawania murem" za daną osobą by potem zwyzywać ją od szmaciarzy i agentów).
Kowalski, Bury i Onet
Zaproszenie Kowalskiego, niezbyt trudne, choć dziecinne wyciągnięcie od niego, że z tą sektą to on właściwie tak tylko  żartował oraz wątpliwa rozmowa z senatorem Burym była jednym z elementów obrony lidera sekty. A to właśnie o ich deklaracjach przypomniał na stronie głównej portal Onet.pl, co rozsierdziło nienawistnego „pastora”. Tekst w tym portalu przypomniał bowiem czytelnikom, lub zapoznał tych, którym „wielka misja drugiego Lutra z Lublina” mogła umknąć kim jest Paweł Chojecki i czym jest jego organizacja. Przytoczono słowa właśnie Kowalskiego i Burego, które warto przypomnieć:
Kowalski o KNP/IPP: „Oświadczam, że wszystkie inicjatywy IPP mają na celu wyłącznie budowę Kościoła Nowego Przymierza, Kluby IPP to rodzaj nowicjatu, w którym dokonuje się selekcji i werbunku (…) KNP stopniowo, ale skutecznie izoluje swoich członków od rodzin i znajomych spoza grupy, ludzie ci pozbawiani są prywatności i podlegają nieustannej kontroli. Podsłuchiwanie i donosicielstwo są na porządku dziennym. Przywódca wyznacza trendy mody,  kobietom nie wolno dbać o  siebie a mężczyźni muszą harować na dziesięcinę”.
Bury o KNP/IPP: „Jest de facto sektą. Manipulowanie ludźmi, uzależnianie ich od siebie, monopol naprawdę,  monopol na decyzję: to są znamiona sekty”.
Autor artykułu na Onecie to lubelski dziennikarz Sebastian Białach, który wie czym jest ta grupa, a dodatkowo, co w złości wypomniał mu Chojecki, liczący najwidoczniej na jakieś ulgowe potraktowanie z tego powodu, studiował on z jego córką Euniką. Miał on więc możliwość przyjrzenia się z bliska oddziaływaniu sekty w lubelskim życiu społecznym na przestrzeni lat.
 W tym miejscu zauważyć musimy, że projekt IPP startował pod całkowicie innymi hasłami, oparł się na ludziach, którzy byli sympatykami ówczesnego Ruchu Narodowego czy szerzej środowiska patriotycznego / narodowego, oferował im, wydawać by się mogło, bezkompromisowe, jasne ideologicznie, wykładnie i aż do przesady epatował patriotyczną symboliką wykorzystując ówczesny „boom”. Kolejne mądrości etapu i płynne przechodzenie do nich wiązać się mogą z odpływem starych członków sekty, ludzi,  którzy tworzyli tzw. Klub IPP i wymianą ich na nowych adeptów, nie pamiętających zbyt dokładnie tego, co miało stanowić fundament czyli patriotyzm (jak się szybko okazało specyficznie pojmowany i dopasowywany do właściwej ideologii sekty lub okoliczności).
Jeden z widzów podczas  programu spytał czy poprzez pojawienie się Burego w  programie (a właściwie wspominanie go przez Chojeckiego)można rozumieć zmianę jego nastawienia do tego środowiska. Chojecki, przypominając o 30 -letniej znajomości z senatorem powiedział, że mimo rozejścia się ich dróg, zarówno w kwestiach politycznych jak i religijnych to jest coś co ich łączy a mianowicie "podejście wolnościowe" jak określany jest dziś gospodarczy (ale nie tylko) liberalizm. Nie miał problemu z wyciągnięciem takiej deklaracji od Kowalskiego, któremu dał możliwość zarobienia  sporych pieniędzy i który ma wobec niego dług wdzięczności, pomimo tego, jak ich stosunki wyglądają dziś. Zbycie wcześniejszych wypowiedzi Kowalskiego dziecinnym „Ach, w złości to się mówi różne rzeczy” wyznawcy Chojeckiego przyjmą pewnie do wiadomości, choć po ich reakcjach zaraz po tej deklaracji, widać, że zaakceptują to tylko dlatego, że wymaga tego aktualny interes Chojeckiego i jego organizacji. Z Burym sprawa nie jest już taka prosta, a ten, w przeciwieństwie do, siedzącego całe dnie w fotelu, Kowalskiego, nie ma żadnego interesu aby składać takie deklaracje i nadstawiać kark za człowieka, z którym dziś nie ma nic wspólnego, a który dodatkowo przy każdej okazji, z perwersyjną przyjemnością, przypominał o niechlubnych sprawach z przeszłości , dodatkowo niewybrednie używając sobie na nim przy tej okazji.
Chojecki próbuje podchodzić senatora Burego delikatnie, najpierw poprzez rezygnację z ciągłego obrażania go a potem przechodzi do skromnych pochwał jego obecnej inicjatywy politycznej, roztacza przed swoimi wyznawcami dwie możliwości: albo u władzy będą komuniści, którzy wprowadzą zamordyzm, czipy, totalną kontrolę i depopulację albo ludzie tacy jak Bury i Hołownia, którzy "przynajmniej w kwestii praw obywatelskich są konserwatystami"(kwestia, specyficznie pojmowanych, praw obywatelskich, leży dziś w interesie Chojeckiego, o czym świadczą tematy jego ostatnich programów). W przypadku Chojeckiego rozumieć przez to możemy prawdopodobnie to, że liczy on na poparcie ludzi, którzy wygłaszane przez niego nienawistne tyrady uznają za dopuszczalne. Taka mała korzyść, ale zawsze coś.
Okazuje się jednak, że historia  rzekomymi zapewnieniami senatora Burego odnośnie zmiany jego oceny Pawła Chojeckiego i jego organizacji są wyssane z palca, zmyślone przez Chojeckiego. Senator Bury, wystąpił 17 kwietnia, a więc długi czas po tym, gdy miał rzekomo składać Chojeckiemu deklaracje o wycofania się ze swoich słów o sekcie, w programie internetowym „Młodzież vs politycy” na kanale myPolitics. Pytany tam o swój udział w organizacjach Chojeckiego i swoją znajomość z nim wyjaśnił wprost co o nim sądzi, zadając tym samym kłam sprzedawanej przez „pastora” historyjce.
Senator wyjaśnił, że Chojeckiego nigdy nie było w Ruchu Światło Życie, gdzie działał Bury, choć „pastor” wiele razy opowiadał o swojej działalności w nim, a pojawił się dopiero wraz ze swoją grupą o nazwie „Pojednanie”. Bury wyjaśnia dlaczego jego drogi z Chojeckim rozeszły się. Mówi, że miał on cechy autorytarnego przywódcy i manipulował ludźmi. Dawny współpracownik ocenia dziś, że Chojecki źle wpływał na wiele osób, to co robił nie było dobre, przypomina, że skłócił się on z całym środowiskiem protestanckimi, które „wyklął i obłożył klątwą”. Senator stwierdza kategorycznie, że niemożliwym jest aby zrobić coś dobrego z Pawłem Chojeckim. Odnosi się również do działania Chojeckiego wobec niego, wykorzystywaniu obecnej pozycji senatora dla korzyści swojego „kościoła”.
Senator Bury mówi o IPP jako bardzo dobrym biznesie Chojeckiego i wspomina, że prawdopodobnie dostaje on spore dofinansowanie  od zagranicznych sponsorów. Na koniec Bury określa Chojeckiego mianem człowieka niepoważnego i wykorzystującego innych oraz zapewnia, że nie zamierza wchodzić w jakiekolwiek konszachty z nim. I tak historia, którą wymyślił sobie na  potrzeby procesowe i wizerunkowe Chojecki upada  po kilkunastu dniach od jej puszczenia w obieg, pokazując, że mamy do czynienia z bezczelnym kłamcą i manipulatorem.
Zauważyć możemy więc, że kontakty z tego typu sektą nie są dla polityków, zarówno z jednej jak i drugiej strony (o ile  stronach mówić w ogóle możemy), niczym niestosownym, choć niektórzy, w określonych sytuacjach, wstrzymują się jednak od tego typu wystąpień i nie przyjmują zaproszeń Chojeckiego.
A chodzi tu m.in. o kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) z ramienia PiS Bartłomieja Wróblewskiego. W jednym z programów Chojecki, nie kryjąc rozczarowania, oznajmił, że odrzucił on zaproszenie do jego internetowej telewizji, mimo że wcześniej występował w niej kilkukrotnie. Jakie mogą być powody odmowy kolejnego występu pozostaje tajemnicą, jednak Chojecki wyrzuca odmowę publicznie każdemu, kto nie przyjmie jego zaproszenia,  sugerując jakieś niecne powody. Być może przy okazji kandydowania na stanowisko RPO, wokół którego odbywa się już od miesięcy niemały spór, ktoś doradził mu aby unikał kontrowersyjnego towarzystwa? Chciałbym wierzyć, że sam sprawdził w czym kilkukrotnie wziął udział i zorientował się, że miał do czynienia ze szkodliwą i agresywną grupą. Chojeckiemu, który odmowę tę skwitował tym, że "jak widać z tym podejściem obywatelskim w PiS nie jest najlepiej", przyznać przy tej okazji należy, że dość sprawnie porusza się w środowisku politycznym, zdobywając coraz to nowe kontakty wśród posłów, senatorów i ludzi związanych z polityką a tym samym buduje pozycję swojej sekty i jej inicjatywy propagandowej w postaci IPP nie gorzej niż robili to, w o wiele bardziej sprzyjających warunkach, amerykańscy kaznodzieje i teleewangeliści. Gdzie tkwi tajemnica tego sukcesu i dlaczego nie jest on obiektem zainteresowania mediów z jednej czy drugiej strony, które mogłyby przecież wykorzystać udział polityków opcji przeciwnej w czymś takim do  ich zdyskredytowania, pytałem wielokrotnie i, poza domysłami, nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Dylematów takich nie miał jednak kandydat na to stanowisko wspierany przez Koalicję Obywatelską i PSL Sławomir Patyra, który w wywiadzie dla Gazety Wyborczej oznajmił, że zamierza być "kontynuatorem standardów, które do tej pory wyznaczyli dotychczasowi Rzecznicy Praw Obywatelskich. Sławomir Patyra jest profesorem UMCS w Lublinie, prodziekanem Wydziału Prawa i Administracji oraz kierownikiem katedry prawa konstytucyjnego. Czy udzielając im wywiadu miał świadomość z kim się zadaje? Ciężko powiedzieć, jednak, jak wspomniałem wyżej, ani media ani inne instytucje nie zwracają uwagi na to, że politycy z pierwszych stron gazet występują w programach apokaliptycznej, wulgarnej sekty.
Wybór nowego RPO już  od wielu miesięcy jest stałym elementem debaty politycznej w Polsce. We wrześniu 2020 r. skończyła się 5-letnia kadencja obecnego RPO Adama Bodnara. Nie udało się wybrać jego następcy, dlatego na podstawie przepisów obecnej ustawy o RPO Adam Bodnar nadal sprawował  urząd (osobny tekst dotyczący IPP i Adama Bodnara ukaże się niebawem). Rzecznika wybiera Sejm za zgodą Senatu.
Patyra w rozmowie z Chojeckim mówi m.in. o upolitycznieniu prokuratury, z czym zgadza się lider lubelskiej sekty, mający, na kilkanaście dni przed swoją rozprawą, interes w tym, aby wyznawcy jego otrzymali potwierdzenie wtłaczanego im do głów "ataku" na nich ze względów politycznych lub religijnych. Chojecki przedstawia im bowiem wizję, w której są oni prześladowanymi przez katolickie państwo "uczniami Chrystusa". Łatwo podpiąć tego typu rzeczy pod, doskonale znane wszystkim, tłumaczenie wszelkich występków, czyli określenia sprawy mianem "politycznej". A skoro jakiekolwiek działanie przeciwko komukolwiek jest "polityczne" i jako takie zaistnieje medialnie to nie dość, że zdobywa się, wątpliwy ale jednak, argument przeciwko oskarżającym to dodatkowo nie trzeba się do niego merytorycznie odnosić skupiając się właśnie na kwestii jego "polityczności".
Odpowiadając na pytanie Chojeckiego o jego pogląd na, eksponowane jednak przez kandydata PiS, kwestie ochrony życia i tradycyjnej rodziny, Patyra odpowiada, że wprawdzie on sam jest przeciwnikem aborcji ale... nie ma w Polsce, a przynajmniej on nie spotkał, osób, które uważają, że aborcja jest dobrem i powinna być w jakiś szczególny sposób chroniona. Najwyraźniej pan profesor przez ostatnie kilka miesięcy nie tylko nie czytał gazet ale też nie włączał telewizora ani komputera. Bo tylko tym dało by się wytłumaczyć to, że umknęło to jego uwadze. Ostatecznie jednak, podobnie jak Szymon Hołownia, rozgranicza  on swój prywatny pogląd od tego co zamierza robić pełniąc funkcję publiczną i w żaden sposób mu się to nie kłóci, tak samo jak Chojeckiemu, który mocno, ale chyba jednak tylko teoretycznie, próbuje akcentować zależność religii i polityki oraz konieczność stosownia religijnego etosu w politye. W tym miejscu moją intencją nie  jest ocena poglądu kandydata na RPO ani porównywanie go z moim własnym, ale zwrócenie uwagi na to, że obaj wspomniani wyżej panowie mówią otwarcie, że w tak fundamentalnej kwestii myślą jedno a robią  drugie, przy czym to drugie jest tym czego oczekują od nich np. środowiska wspierające ich kandydatury czy aktualny układ sił. W żaden sposób podejście takie nie prowokuje kolejnych pytań Chojeckiego, który przecież od zawsze mówi, że nie można w ten sposób rozgraniczać wartości.
Patyra mówi o stworzeniu katalogu przesłanek pozwalających przerwać ciążę i zabraniających tego  procederu i uprzedza pytanie o jego poparcie dla tzw. Strajku Kobiet jasno deklarując się jako wspierający (czyli jednak "hej, hej, aborcja jest OK!", choć nie spotkał nigdy nikogo kto by tak twierdził). Uzasadnia to tym, że wspiera on każdy oddolny ruch niezależnie od głoszonych przez niego haseł i idei, gdyż ten wpisuje się w całość tego co w konstytucji nazywamy narodem i przyznaje prawo każdemu do głoszenia własnych poglądów. Nie był w tej kwestii zbyt mocno naciskany przez Chojeckiego, który jednak przedstawia siebie jako chrześcijańskiego pastora, dlatego odnosi się wrażenie, że nie ta sprawa była dla lidera sekty najbardziej interesująca.
Nie mogło być dla Chojeckiego lepszego momentu niż ten aby w rozmowę włączyć wątek jego sekty jako przykładu grupy dyskryminowanej, zresztą samo zaproszenie kandydata na RPO, miało to na celu. Tym razem nie rozpoczął jednak od porównań swojej trzódki do chrześcijan ginących na arenie koloseum, ale od procesów sądowych, które opisał jako metodę wykluczania danych grup czy osób poprzez intensyfikowanie przeciwko nim działań prawnych. Rozpoczął od doniesień Onetu i Faktu i Newsweeka, mówących o pozwach przeciwko ich dziennikarzom. W takim przypadku, aby ocenić ich zasadność należałoby wiedzieć czego dotyczy każdy z nich, jednak medialny nagłówek "100 pozwów przeciwko dziennikarzom" ma swój ciężar gatunkowy i robi wrażenie, bez konieczności tłumaczenia czy są one zasadne czy nie, co właściwie i o kim napisał dany dziennikarz i jak ma się to do rzeczywistości. Automatyczne wpisanie ich w celową, zorganizowaną strategię może, choć nie musi, świadczyć o tym, że lepiej postawić na taką linię obrony zamiast merytorycznie obalić każdy z zarzutów.
Jako przykład “prześladowania”  uważa on wszelkie inicjatywy przeciwne wobec działań środowiska "krytyków Kościoła Katolickiego", do którego przypisał swoją  organizację. Nie dodał przy tym oczywiście, że tym sposobem, posuwając się nawet do składania fałszywych zeznań i oskarżania krytyków o poważne przestępstwa bez żadnych dowodów ani nawet przesłanek (jak niegdyś Adam Michnik), próbował zamknąć usta ludziom, którzy dopuścili się krytyki działalności sekty czyli właśnie wykluczyć ich z debaty przy pomocy nikogo innego jak właśnie mecenasa Turczyna. Chodziło mu o to, że ktoś mógł pozwać go za coś, co z punktu widzenia prawa jest z nim niezgodne a z czego logicznie nie ma się jak wytłumaczyć i wybrnąć czyli zasłaniać musi się spiskiem tajemniczych sił i ich zorganizowanymi działaniami (choć w tym przypadku mamy do czynienia z garstką zwykłych obywateli, których na zorganizowanie takiej akcji nie było by po prostu stać, przeciwko liczącej miesięczny dochód do 200 tysięcy zł zorganizowanej sekcie z koneksjami wśród ludzi z pierwszych stron gazet i zagranicznymi organizacjami). Przypomnijmy, że to właśnie Chojecki i jego współpracownicy hurtowo składali doniesienia do prokuratury, zgłaszali bardzo wątpliwe sprawy policji, a nawet wypisywali dziwaczne listy do Ministerstwa Sprawiedliwości, na których brak odpowiedzi przedstawiany był jako spisek na najwyższych szczeblach władzy, z osobistą ingerencją ministra Ziobro na czele, przeciwko lubelskiej sekcie i jej "pastorowi".
Chojecki, wykorzystując wizytę kandydata na RPO, nie mógł nie wspomnieć o sprawie leżącej w jego interesie czyli zapisie prawnym o obrazie uczuć religijnych, z którego sam jest pozwany za wulgarne wyzwiska kierowane przez niego wobec katolików i ich religii, co stanowi w zasadzie podstawę jego publicznych wystąpień, zastępujących brak sensownej oferty mogącej przyciągnąć do jego sekty większą ilość ludzi. Mówił więc o tym, że "osoby zajmujące się dziennikarstwem i krytykujące panującą w Polsce religię są poddawane coraz większej ilości procesów i szykan z tego powodu" i spytał prof. Patyrę co on, jako ewentualny przyszły RPO, chciałby zrobić w tej sprawie.
Gość odpowiedział tak jak mógł odpowiedzieć kandydat opozycji na to stanowisko, czyli że interweniowałby w każdej ze spraw, która może mieć znamiona naruszenia wolności mediów. Ciekawy w tym miejscu byłby jego  komentarz, gdyby miał możliwość zapoznania się z materiałem dowodowym przeciwko Chojeckiemu, ale oczywiście "pastor" nie zamierzał podawać mu przykładów swoich wypowiedzi, ograniczając się jedynie do ogólnego stwierdzenia, że jest on właśnie tym "prześladowanym krytykiem". Prof. Patyra stwierdził natomiast, że w Polsce występują jakieś formy szykan wobec innowierców czy osób niewierzących, nie wskazując jednak dokładnie na czym one dokładnie polegają, nie podając żadnych konkretnych przykładów, czyli po prostu rzucając na wiatr dziwaczne insynuacje. Po raz kolejny występ polityka w IPP przynosi korzyści jedynie nienawistnemu "pastorowi" i kompromitację gościowi programu, choć pamiętać musimy, że wynikającą głównie z niewiedzy pytanego czego tak naprawdę dotyczy pytanie, gdyż odpowiada on na pytania zadawane mu przez człowieka, który nie wprowadza go dokładnie w zagadnienie oczekując jednocześnie wyraźnych słów poparcia lub potępienia. Na takie zagrywki Chojeckiego dało się nabrać już bardzo wielu gości audycji IPP z rzecznikiem Konferencj Episkopatu Polski (i medioznawcą!) na czele.
Kornelia Chojecka spytała kandydata czy jest za likwidacją art. 196 kk mówiącego o obrazie uczuć religijnych (równolegle akcję przeciwko temu zapisowi prawnego prowadzi muzyk Adam “Nergal” Darski,; w jej ramach rob sobie zdjęcia z takim postacami jak Robert Biedroń, Agnieszka Holland czy prof. Hartman) , co ten potwierdził argumentując to, że jest on wykorzystywany politycznie (kolejne ogólnikowe stwierdzenie nie podparte choćby jednym, konkretnym przykładem).  Na zakończenie wystąpienia prof. Patyra rzucił kilka sloganów o demokratycznym państwie prawa a Chojecki zapewnił, że dołoży swoją cegiełkę do jego budowy (!). Było sztywno, oficjalnie, Chojecki dostał to co chciał... wypowiedzi prof. Patyry będą wykorzystywane przez lidera sekty jeszcze wiele razy na poparcie tez pod którymi nie zawsze podpisałby się ich autor, ale taka jest właśnie specyfika programów IPP i taktyka działania KNP.
Ciąg dalszy nastąpi...
1 note · View note
goneseriespl · 4 years
Text
3. Dokonując przestępstw
(nie sprawdzone)
Dni mijały. Praca domowa była zrobiona. Szkoła była uczęszczana, ale Cruz przestała koncentrować się na szkole.
Raz zjadła kolację z tatą Shade, profesorem Martinem Darby, który właśnie wrócił ze Szkocji. Był przystojnym mężczyzną, typem srebrnego lisa, z natury formalnym, ale starającym się być przystępnym. „Proszę, nazywaj mnie jak wszyscy - Darby."
Próbował zagrać w fajnego ojca, ale jego zainteresowanie i uwaga były gdzieś indziej. Wydawał się zbyt formalny w stosunku do córki, a ona to odwzajemniała. Nie żeby była między nimi jakaś wrogość; wręcz przeciwnie, przywiązanie i wzajemny szacunek były wyraźne, a Cruz strasznie tego zazdrościła. Ale profesor Darby nie myślał o swojej córce, nie mówiąc już o nowym przyjacielu córki, który - nawet zorientowany astrofizyk - zorientował się - nie był chłopakiem.
Przede wszystkim Shade i Cruz planowały. To znaczy, że Shade planowała: z dziką skutecznością i nieugiętą logiką, gdy na Cruz zaczęło świtać, że chociaż ten plan może wydawać się nieprawdopodobnie nieprawdopodobny, a nawet niemożliwy, nie jest to coś takiego wielkiego dla jej nowej imponującej przyjaciółki.
Cruz nigdy nie spotkał nikogo takiego jak Shade. Ani trochę jak Shade. To było tak, jakby w tym pięknym, pokrytym bliznami ciele żyły dwie osoby: naukowego nerda i rekina. Czasami Cruz grała ze sobą w małą grę, widząc nieskalaną lewą stronę Shade jako interesującą, ale zasadniczo normalną dziewczynę ze szkoły średniej; a prawa strona, strona z blizną, jak u rekina. Shade Darby była zabawna i zrelaksowana, a nawet umiarkowanie empatyczna; drapieżna ryba? Cóż, zgodnie ze słynną linią filmową, rekin miał „martwe, czarne oczy jak oczy lalki".
Tak, były chwile, kiedy Cruz bała się trochę Shade. Ale to wrażenie, to poczucie, że miała do czynienia z osobą znacznie większą, niż mogłaby się zmieścić w tej dziewczynie, tylko potęgowało rosnące zauroczenie Cruz. Pisarze - nawet ci nieznani- kochali postacie, a Shade Darby był zdecydowanie postacią.
Czy to rekin powstrzymał Cruz przed pytaniem Shade, dlaczego to robi? Czy to niewidzialna, ale bardzo realna bariera, którą Shade wzniósła wokół tego pytania i wokół jej przeszłości?
Cruz chciała przynajmniej zapytać o bliznę. To nie było subtelne, było jak coś ze starego filmu o Frankensteinie, sześć cali długości i kreskowane. Shade mogła upiąć włosy w taki sposób, aby ją ukryć, ale nie robiła tego. Mogła nosić golfy, ale tego też nie robiła. Wydawało się Cruz nosiła bliznę dumnie. A może właściwe słowo to „wyzywająco"? Dziwnie to podkreślało jej ładność, ale jednocześnie dawało jej aurę surowości i tajemniczości.
Nie chcę jej naciskać. Nie chcę jej stracić.
Cruz do tej pory w swoim życiu pisarskim trzymała się krótkich opowiadań i niezbyt dobrej poezji. Ale miała instynkt pisarza, by rozpoznać, że to była historia. Może ostrzegawcza opowieść o obsesji. Może ckliwa opowieść o wzroście ponad to, w której Shade poradziła sobie ze śmiercią jednego z rodziców i emocjonalną nieobecnością drugiego. Ale z pewnością nie tak postrzegała siebie Shade, a kiedy Cruz była z Shade, nie mogła nie poradzić sobie z jej determinacją. Była jak przypływ miotający Cruz na morze, na niebezpieczeństwo, a jednak. . .
A jednak jesteś gotowa na zmiecenie, Cruz. Bezcelowa i pozbawiona przyjaciół, jesteś po prostu wyrzutkiem nad rzeką życia.
Jedno stało się jasne: w szkole nie było już nękania i jakimś sposobem była to sprawka Shade, chociaż Cruz nie miała pojęcia, jak poradziła sobie jej przyjaciółka. Wydawało się, że szkolne grono po prostu zorientowało się, że Cruz jest pod ochroną Shade i to wszystko. Cruz nie stała się popularny z dnia na dzień. W rzeczywistości czuła, że ludzie jej unikają, ale nie przeszkadzali jej. Na razie to wystarczyło.
Cruz czasami zastanawiała się, jaka była Shade, zanim straciła matkę. Czy zawsze miała tę podzieloną osobowość? Czy zawsze miała dar bezwzględności i żelazną wolę? Czy kiedykolwiek była zwykłą licealistką? Czy to, co zabrało życie jej matki, zahartowało ją? I czy było rodzaju pojawienia się tylko na zewnątrz, czy także wewnątrz?
Cruz przeglądała strony swojego fioletowego Moleskina notatkami o swojej nowej przyjaciółce. Jej jedynej przyjaciółce. Zaczęła od myślenia, że plan Shade, by ukraść kamień, to fantazja, rodzaj desperackiego głupstwa, jaki mogłaby wymyślić dziewczyna z urojenia wielkości lub zwykły głód przygody. To błędne przekonanie trwało bardzo krótko, ponieważ było jasne, absolutnie, niewątpliwie jasne, że Shade Darby zamierzała ukraść skałę.
Że zamierzała eksperymentować ze skałą.
Chociaż Shade nigdy tego nie powiedziała, Cruz wiedziała, że to wszystko jest związane z nieobecną, nigdy nie wspomnianą, ale zawsze w jakiś sposób obecną dr. Heather Darby.
Potem, zbyt nagle, nadszedł czas. AOK-3 był na swojej długiej ścieżce schodzenia na Ziemię, okrążając ją raz, zanim zacznie spadać w atmosferę. I wtedy wszelkie wątpliwości Cruz stały się nieistotne.
Granica była przed nimi - i obie dziewczyny wiedziały, że ją przekroczą.
Shade prowadziła wolno, ale rozsądnie, kilkuletnie Subaru, czyste od wewnątrz i na zewnątrz, w kolorze, który najlepiej można opisać jako zwykły beż. Było to tak sprzeczne z osobowością Shada, że Cruz odgadła, że był to samochód jej matki.
Cruz nie prowadziła samochodu. Mogła z łatwością przejść test, ale nie była jeszcze gotowa na stawienie czoła pytaniu, które było proste dla wszystkich: odpowiedzi na pytanie „Mężczyzna czy kobieta?"
Tak lub nie, w górę lub w dół, wewnątrz lub na zewnątrz, mężczyzna lub kobieta, i nie, nie może być nic, co nie pasuje do kodu binarnego. Albo tak/albo nie któreś z nich.
„Gdzie jest mój telefon?" - zapytała Cruz z nagłą konsternacją, poklepując różne części ciała, zanim przypomniała sobie, że zostawiła go w pokoju Shade.
„Wzięłam to" - powiedział Shade. „Spójrz w tej torbie u stóp. Tam są dwa telefony z nagrywarką. "
Cruz spojrzała, jak Shade zjeżdża ze zwykłej drogi i skręca w stronę autostrady.
„To szajs. To nie są nawet smartfony".
„Telefony komórkowe - zwłaszcza smartfony - są urządzeniami namierzającymi" - powiedziała Shade, rozproszona ruchem ulicznym. „Pozostawiają zapis twoich ruchów. Pierwszą rzeczą, jaką zrobi 66, gdy zobaczą, że zostali okradzeni, jest poszukiwanie sygnatury telefonów komórkowych w miejscu katastrofy. Podłączenie mojego telefonu komórkowego do ojca nie byłoby trudne, a nagrywarki nie są dokładnie iPhone'ami. Rozmawiałyśmy o tym, Cruz."
"Ja tylko, ugh.... Po prostu nie sądziłam, że to masz na myśli. Jesteśmy teraz praktycznie jaskiniowcami. Cruz wyciągnęła Moleskine i długopis.
"Co piszesz?"
„Piszę, że potwór porwał mnie i przeniósł do dwudziestego wieku".
„Myślałam, że pisarze lubią mieć okazję do tworzenia bez żadnego rozproszenia". Jakchiś samochód przejechał zbyt blisko ich przedniego zderzaka, a Shade wcisnęła klakson. „Ej, dupku!"
Cruz roześmiała się cicho i przez pewien czas wyłączyła się z rozmowy, pochyliła się nad zeszytem, trzymając pióro w lewej ręce w niewygodnej pozycji.
„Podczas pisania wystawiasz język" - zauważyła Shade.
"Wcale nie!"
„Wkładasz skuwke między zęby i wystaje ona między twoimi ustami".
Cruz wydała dudniący dźwięk irytacji, dodała do Moleskine zdanie, które zakończyło się niepotrzebnie wyraźnym wykrzyknikiem i odłożyła notatnik.
„Jesteś pewna, że twoi ludzie nie wyślą glin, żeby cię szukali?" Zapytała Shade.
„Jestem całkowicie, absolutnie, w stu procentach pewna," powiedziała ponuro Cruz, a potem zbeształa się. Nie, nie, nie wracaj do tego przykrego miejsca, mamy przygodę. Popełniamy przestępstwo federalne.
Jej?
„Nie uwierzyłabyś, jak mało interesują się tym, gdzie jestem" - powiedziała Cruz, próbując nadać tonowi lekkości. „A twój tata?"
"Sprawdziłam. Jest w Nebrasce ". Spokojny, niezmącony.
Na pewno wie, że to postawi jej ojca w złym świetle, pomyślała Cruz. Ale nic jej nie zatrzyma.
Nic? Może chce tego zrobić? Obsesja? A dlaczego ja idę z nią? Czy naprawdę jestem tak zdesperowana dla przyjaciółki?
Ale oczywiście Cruz znała odpowiedź na to pytanie. Tak, desperacko szukała przyjaciela. Tak, podobał jej się dziwny status związany ze znajomością Shade w szkole. Ale przede wszystkim, przyznała Cruz, ona sama nie miała celu, żadnego planu ani jasnego pojęcia, co chce zrobić. A Shade go miała.
Jestem szczeniakiem, który ma nadzieję, że Shade rzuci mi kij, który mogę przynieść.
Ruch uliczny w Chicagoland był jak zwykle okropny, ale z czasem wyłonili się spod niskich chmur deszczowych do bardziej słonecznych przedmieść na zachód od miasta i wkrótce poruszali się wzdłuż otwartej międzystanowej autostrady, penetrując rozległe przestrzenie w środkowej części amerykańskiego rolnictwa.
Była jesień, zbierano kukurydzę rozciągającą się na setki mil. Olbrzymie, przypominające owady maszyny pomalowane na czerwono lub zielono. Napędzane były powoli, ale nieustępliwie, ogałacając pola i pozostawiając po sobie jasnożółte łodygi i ściółkę.
„Jak długo trwa jazda do piekła bez nawigacji?" - zapytała Cruz.
„Cztery i pół godziny. Wiesz, Cruz, rasa ludzka przetrwała milion lat przed pierwszym telefonem, nie mówiąc już o pierwszej aplikacji."
- Przetrwała - powiedział Cruz, podnosząc palec. „Przetrwała. Ale tak naprawdę nie żyła".
„Mamy muzykę".
Cruz włączyła stereo i naciskała przyciski, aż doszła do załadowanych plików. Przewijała muzykę Shade, myśląc, że jest to okazja, aby uzyskać wgląd w duszę jej nowej przyjaciółki. Znalazła wiele rzeczy, których nie rozpoznała, muzykę eksperymentalną, ale także bardziej znane reggae, blues, pop, rock, punk, a nawet klasykę. Jeśli na listach odtwarzania Shade była zakodowana wiadomość, to wiadomość była taka, że słuchała wszystkiego i nie angażowała się w żaden konkretny gatunek ani artystę. Ale było kilka rzeczy bardziej dostępnych.
"Poważnie?" - zapytał Cruz. "Beyonce? Co jeszcze, Taylor Swift?
„Przypuszczam, że chcesz coś bardziej nowatorskiego?"
„Niezupełnie" - przyznał Cruz. „Luis Malaga? Cantea?" Cruz spojrzała na Shade, czekając na oznaki uznania. "Nic? OV7? Shade, oni są od zawsze". Westchnęła. „No cóż, ja słucham południowych rytmów".
„Czy to nie wszystko są akordeony?"
„Udam, że tego nie powiedziałaś".
„Mmmm. Żeby ukryć niezręczność, mógłbyś włączyć moją muzykę" - powiedziała Shade, mrugając oczami.
Cruz znalazł właściwą piosenkę, tę z największą liczbą odtworzeń. „Tak, to zdecydowanie Shade Darby" - powiedziała Cruz i wcisnęła przycisk. Gitara brzmiała dziwnie, a głos był cienki, ale silny.
Możesz mnie postawić u bram Piekła,
Ale nie wycofam się.
Cruz zaśpiewała refren z niewielką korektą.
Hej, Shade wytrzyma.
I się nie wycofa.
To rekin rzucił jej chłodne spojrzenie kątem oka. Shade miała świetne poczucie humoru na wiele tematów, ale nie bardzo na temat odniesień do jej... zainteresowania... używając łagodniejszego słowa niż obsesja.
Przez chwilę słuchały muzyki, dopóki nie wydarzyło się coś, co im się spodobało, i Cruz zaczęła tańczyć w miejscu.
„Poruszasz całym samochodem", powiedziała Shade, brzmiąc jak czyjaś matka.
"Wiem. Pomóż mi!"
Wkrótce Subaru podskakiwało radośnie, gdy obje tańczyły w miejscu, machając rękami, kołysząc głowami, skręcając ramionami. Shade była bardziej opanowana i mniej zaangażowana w muzykę niż Cruz. Ale po trzech godzinach kukurydzy, kukurydzy, okazjonalnych zjazdów z autostrady i kukurydzy, obje miały dość muzyki, były głodne i musiały rozpaczliwie iść do łazienki. Zjechali do Wendy.
Wysiusiały się, a potem zjadły: Cruz, sałatkę i frytki, która bez większego zaangażowania bawiła się z wegetarianizmem, i burgera dla Shade, który nie miała oporu by jeść mięso.
„Wiesz, atakujesz swoje jedzenie" - zauważył Cruz. „Przecinasz je na pół, jak na idealnego kęsa, a potem grasz na nim Głodne Hipcie".
„Czy właśnie nazwałaś mnie hipopotamem?"
Z pełnymi brzuchami, ruszyły znowu, pędząc teraz w stronę zachodzącego słońca.
„Zbliżamy się". Cruz wskazała brodą GPS.
„Mmmm. Praktycznie już jesteśmy". Shade przełączyła się na jej głos instruktażowy. „Stopień szerokości geograficznej wynosi około siedemdziesięciu mil, minuta to nieco ponad milę, a sekunda szerokości geograficznej wynosi około sto stóp. Działa to nieco inaczej z długością geograficzną, ale jeśli obliczenia są prawidłowe szukamy prostokąta o wymiarach około stu na osiemdziesiąt stóp".
„Panie i panowie: ludzka Wikipedia. WikiShade. "
Shade zatrzymała się na poboczu drogi, kukurydza po prawej, odłogowane pole bogatej, czarnej gleby Iowa po drugiej stronie. Shade wyciągnęła z torby mniejszy, przenośny moduł GPS. „Sprowadzi nas to do celu."
Uruchomiła przenośne urządzenie GPS i czekając na nie, usunęła ich miejsce docelowe z GPS samochodu.
„Wchodzisz w klimat szpiegów i intryg, prawda?" Drażniła się Cruz.
„W pewnym sensie tak" przyznała Shade, pozwalając sobie na rzadki uśmiech na własny koszt.
Ręczny GPS uruchomił się i po chwili podglądania i mruczenia Shade powiedziała: „Dobra, idziemy tą polną drogą, jedziemy pół mili, to powinno być daleko".
Słońce zachodziło, gdy zaparkowali przy drewnianej bramie na tyle szerokiej, by przejeżdżały przez nią ciężarówki i kombajny. W rzeczywistości był tam zielony kombajn John Deere pozostawiony z dwieście metrów dalej, wyglądający jak jakiś fantastyczny potwór.
„Dobre wyczucie czasu" - powiedziała Shade. „Rolnicy nie będą już tu pracować, a zostanie nam tylko półtorej godziny".
"Półtorej godziny?" Cruz jęknęła. „Ludzie mogą mówić o mnie w internecie, a ja nawet bym nie wiedziała".
„Mmmm. I naprawdę uważasz, że to zła rzecz?".
Gdy zapadła wczesna jesienna ciemność, siedziały wpatrując się w miejsce uderzenia - którego Shade się spodziewała, a Cruz obawiała (że to miejsce uderzenia) - tylko abstrakcyjny prostokąt w obrębie większego prostokąta na nie zebranych polach kukurydzy. Cruz nadal żywiła tajemną nadzieję, że była to gonitwa dzikich gęsi, że Shade popełniła błąd i skała bezpiecznie wyląduje w Nebrasce. Lub gdziekolwiek indziej.
Ale jednocześnie, pomimo ostrożności, Cruz miała inny poziom myśli, który szeptał: „To byłoby interesujące, prawda?
Jakby wyczuwając ambiwalencję (postawa charakteryzująca się jednoczesnym występowaniem pozytywnego jak i negatywnego nastawienia do czegoś) Cruz, Shade wyciągnęła rękę, by ścisnąć jej rękę, czego nigdy wcześniej nie robiła. Było to trochę niezręczne i początkowo wydawało się wymuszone lub wyrachowane - z Shade nigdy nie było się pewnym - ale Cruz nie wycofała się i trzymały tę pozę przez minutę.
Zaraz popełnimy zbrodnię, dumała Cruz, a ja myślę tylko o tym, jaki ten gest jest kobiecy. Jak bardzo tego potrzebuję?
Siedziały w towarzyskiej ciszy, kiedy słońce znikało, a granatowa ciemność krążyła po polu. Okna były opuszczone, nie było też zbyt ciepło, ale też nie było zimno. Słyszał cały świat owadów - brzęczenie, buczenie, wznoszenie i opadanie jak stadion pełen robaków robiących falę. Wysoko na niebie, odrzutowiec zakreślił koralową linię, wychwytując umierający blask słońca.
„Nie chciałam tego mówić, ale to jest największa rozrywka jaką miałam od lat" - powiedziała Cruz.
„Nie chciałam tego mówić, ale ja też".
„Jeśli nie zostaniemy aresztowane", dodał Cruz.
"Dziesięć minut."
„Co, jeśli obliczenia są błędne?"
„Wtedy tutaj nie uderzy. Rozbije się na innym polu, może nawet mieście. Gdzieś daleko, może nawet na innym kontynencie.
Shade dotknęła blizny na szyi, przeciągając po niej palcem, czując swoje napięte ciało, czując szwy. Cruz już wcześniej zauważyła ten gest, ponieważ zauważyła też nieobecne spojrzenie, które się z nim wiązało.
Starały się zachować spokój i nonszalancję, ale napięcie rosło z minuty na minutę. Rozmawiały niewiele, ale było to żałosne i rozpraszające. Zaczęłyby od jakiegoś nauczyciela i straciły wątek. Zaczęłyby ponownie od mody lub celebrytów, po czym znów by go straciły.
Cruz poprosiła ją, żeby poopowiadała o Maliku: nie. Mimo to nie zadała pytania, które krzyczało jej w myślach: Dlaczego to robisz, Shade? Jaki ma to związek z blizną?
„Prawdopodobnie to nie zadziała, nie bez kopuły" - powiedziała Shade. To była pierwsza negatywna rzecz, którą powiedziała, pierwszy wyraz wątpliwości i to niewielkie przyznanie się do zmartwienia, strachu i wrażliwości dodało nowe warstwy zauroczeniu Cruz.
Shade może być twarda, zdeterminowana, a czasem całkowicie bezwzględna, ale nadal była człowiekiem.
„Albo zadziała" - powiedziała Cruz. „Właściwie, założę się, że tak będzie".
„Nadzieja jest najlepszą formą tortury", powiedziała oschle Shade.
W gardle, Cruz miała uporczywą gulę, której nie mogła przełknąć.
- Trzy minuty - powiedziała Shade i znów Cruz zobaczyła w niej drapieżnika: skupionego, nieustraszonego, głodnego. Koniec z głaskaniem blizny, więcej sennego, nieobecnego wzroku.
Cruz poczuła, że chwieje się na granicy nadziei i strachu. Ta nerwowość w końcu dała jej odwagę zapytać. Szybko powiedziała: „Shade, dlaczego to robimy?"
Dziewczyna westchnęła i wyjrzała przez przednią szybę, nie skupiając się na szczegółach w zbierający się mrok. W końcu powiedziała: „Jak to powiedział mężczyzna, który wspiął się na Mount Everest, Cruz: bo tam jest".
"Co tam jest?"
Shade odwróciła się, by spojrzeć na przyjaciółkę. Rekin też patrzył. „Dobrze, masz prawo wiedzieć. Byłam tam w dniu, w którym zniknęła kopuła w Perdido Beach. Byłam tam, centymetry dalej. Widziałem to stworzenie, które nazywali Gaia. Widziałam co ona robiła. To było . . . okropne. To najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Nie masz pojęcia. Ludzie, małe dzieci, pocięte jak świnie w sklepie mięsnym. Ale jej moc... To było jak obserwowanie boga, Cruz." Potem, po chwili wskazała bliznę. „Właśnie tam to się stało, tam to zdobyłam. Przestraszona dziewczynka z wielkim nożem."
Cruz, zmieszana i zaniepokojona, powiedziała: „Poczekaj, ale Gaja była istnym złem, a nie bogiem".
„Mmmm. Nie będą w stanie zdobyć wszystkich AOK, Cruz. A jeśli skała ma takie same efekty poza kopułą... świat może wkrótce stać się bardzo dziwnym miejscem. Bardzo, bardzo dziwnym miejscem. I co widziałem tego dnia... cóż, nikt nie był w stanie powstrzymać tego potwora. Nikt nie mógł jej zatrzymać, ale ktoś o jeszcze większej sile tak. Bogowie nie zawsze są dobrzy i mili. Niektórzy są potworami. "
"Nie jestem-"
„Jeśli to zadziała, będą inne potwory, Cruz. Inne Gaje. I więcej ludzi zostanie skrzywdzonych. Więcej osób... " Przez chwilę Shade wydawała się niezdolna do kontynuowania. Potem jej głos nagle stanowczo powiedział: „Trzydzieści sekund".
Nie, pomyślała Cruz, to nie do końca cała prawda. To było związane z prawdą, ale to była tylko historia, którą Shade opowiedziała.
„Już czas" - oznajmiła Shade, a napięcie prawie stłumiło słowa. "Dziesięć... dziewięć... osiem..."
„Mam nadzieję, że to zadziała, tak, jak chcesz, Shade".
„Wiem, Cruz. Cztery... trzy..."
Na nocnym niebie po ich lewej stronie pojawiła się iskra; niezbyt jasna, jak ktoś bawiący się wskaźnikiem laserowym i kreślący delikatną linię. Był to malutki pocisk - szacunkowo cztery kilogramy, nieco mniej niż dziesięć funtów - poruszający się z prędkością tysięcy mil na godzinę, spadająca gwiazda, która przyniosła im nadzieję; lub, aby ją zniszczyć.
„Dwa..."
Pierwszy raz odkąd Cruz była bardzo małym dzieckiem, pomyślała życzenie do spadającej gwiazdy.
„Jeden" - szepnęła Shade i meteoryt uderzył w ziemię. Nie było eksplozji, tylko tępy i płaski dźwięk, jak ktoś upuszczający duży worek z piaskiem. Kłębek szarego pyłu wzrósł, ledwo widoczny w ciemności, ale dokładnie tam, gdzie oczekiwała tego Shade.
- Wow- powiedziała Cruz.
„Mmmm", zgodziła się Shade.
Wzięły oddech, a potem natychmiast wyskoczyły z samochodu. Cruz wyciągnęła łopatę z tyłu i pobiegła, by dogonić Shade, która biegła przed nią.
Ziemia została zaorana w bruzdy, o które kilkakrotnie potknęła się Cruz. I były też wysokie na sześć stóp łodygi, które chwytały ją szponami na rzepy i klepały ją ciężkimi kłosami kukurydzy. Zatrzymały się, kiedy dotarł do pierwszych zwęglonych i połamanych łodyg kukurydzy, a potem posuwały się wolniej, skradając się. I nagle pojawiło się. Bogata, czarna ziemia została wydrążona, a kopiec wyrzuconych grud zaznaczał miejsce, w którym skała zeszła pod ziemię.
"Tam! Kop tam!" Shade poleciła.
Cruz kopała i kopała. Odkryła wąski tunel, jak coś, co mógłby zrobić potężny suseł. „Idź w tym kierunku jeszcze dziesięć stóp" - poinstruowała ją Shade, jej głos był nierówny, przez odczuwane emocje.
A potem, gdy Cruz wbiła ostrze w ziemię, usłyszały metaliczne uderzenie stalowej łopaty w skałę.
Spojrzały na siebie, Shade i Cruz. Czas zdawał się zatrzymać.
- Okej - powiedziała w końcu Shade, drżącym głosem. "Wykop to."
Kamień był szary, w kolorze ołówka, niewiele większy niż piłka do softballu, ale bardziej owalny niż okrągły, z podziurawioną powierzchnią. Shade zgasiła latarkę i zostały nagrodzone słabym, ale nieco złowieszczym, lekko ziolonym blaskiem. Shade sięgnęła po skałę.
„Nie dotykaj tego!" Cruz płakała. „Prawdopodobnie jest gorące!"
„W rzeczywistości, bardziej prawdopodobne, że będzie zimne. Spędziło długi czas w absolutnym zerze i spędziło zaledwie kilka sekund w atmosferze. "
Cruz potrząsnęła głową ze smutnym rozbawieniem: Oczywiście, że Shade o tym pomyślała. Oczywiście.
Shade dotknęła skały - dotknęła jej z powagą średniowiecznego chrześcijańskiego pielgrzyma dotykającego kawałka prawdziwego krzyża. Przejechała po nim palcami, wyczuwając jego kontury, delikatnie badając doły i pęknięcia, niemal czule usuwając brud.
„To jest to" - powiedziała. „Nie mogę uwierzyć..."
- Prawdopodobnie powinniśmy się stąd wydostać - powiedział nerwowo Cruz. Zaniosła kamień na ostrze łopaty z powrotem do Subaru, podczas gdy Shade użyła łodyg kukurydzy, aby ukryć ich ślady.
Cruz postawiła kamień w tylnej części samochodu. Potem, czując, że to nie jest w porządku, Cruz dotknęła go. Dotknęła obiektu, który przebył niewyobrażalną odległość. To był po prostu kamień, zwykły kamień, jednak lekko świecił. Miał moc, którą Cruz wyczuła.
Frodo i Pierścień, pomyślała Cruz i roześmiała się nerwowo z porównania, ponieważ pojawiło się dodatkowe pytanie: Czy Shade to Frodo? A może to Gollum?
„66 nie zajmie długo dotarcie tutaj", powiedziała Shade, ocierając brud z kolan dżinsów i czyszcząc grudki z butów. „Nie możemy ukryć faktu, że ich przechytrzyliśmy, ale możemy trochę zmylić ślady".
„Chyba niewiele możemy zrobić ze śladami opon."
„Nie" zgodziła się Shade. „Ale gdy tylko wrócimy na autostradę międzystanową, musimy zmodyfikować bieżnik. Jeśli kiedykolwiek ktoś sprawdzi, nie będzie to idealne dopasowanie".
„Oglądałaś CSI?"
„Może jestem przestępczym geniuszem".
Cruz nic nie powiedziała.
Shade uruchomiła silnik. A potem zatrzymały się na chwilę, wpatrując się w siebie z powagą.
"Wow. Zrobiłyśmy to - powiedziała Cruz.
- Cóż - rzekła Shade - zrobiłyśmy pierwszą część.
5 notes · View notes
noemiahou552 · 3 years
Text
Helene 2020 - Opis wideofilmu
Helene rozmawia o fińskiej malarce również jej niezadowolonej miłości. To wspaniały wizualnie film biograficzny, który chociaż nie wzbudza zbyt dużo emocji. Oceniam.
Film mówi o Helene Schjerfbeck, zapomnianej malarce, która gości na wsi z podstarzałą matką. Jednego dnia wchodzi do niej handlarz dziełami sztuki, jaki planuje uzyskać wystawę jej wizerunków. Za jego potrzebą kobieta poznaje też Einara Reutera - amatora malarstwa, a ponadto wielkiego wielbiciela jej wykonań. Zatrzymuje się on jej bliskim przyjacielem oraz niespełnioną miłością.
Helene to obraz biograficzny o uznanej fińskiej malarce, która była znana z malowania portretów, autoportretów oraz obrazów oraz martwej natury. W tytułową bohaterkę dodaje się znakomita Laura Birn, która kreuje niezwykłą postać. Jej Helene jest kobietą zamkniętą w sobie, ważną również skupioną na domowej wartości. Jest ponad perfekcjonistką, bardzo potrzebującą oraz ciężką wobes. Swoich emocji nie manifestuje przy innych. Na pierwszy etap oka Birn gra bardzo oszczędnie, ale cały kunszt jej warsztatu aktorskiego umieszcza się na mikroekspresji. Natomiast toż chodzi znakomicie przy całej tej surowości i powściągliwości Helene. Wbrew pozorom pomaga aktorce wyrazić mnóstwo uczuć. Toż na jej barkach spoczywa historia filmu także spośród aktualnym stanowiskiem poradziła sobie świetnie, co na pewno musiało od niej dużej uwagi, by nie wypaść z skórze.
W filmie widzowie są rację śledzić proces twórczy Helene, która używa interesującą technikę malarską (używa noża), a też przeżywa wiele wątpliwości względem swoich funkcji. Wtedy istnieje atrakcyjne, bo pokazuje odosobnione, artystyczne życie, zupełnie inne, niż mogliśmy widzieć na model w Tove o autorce książek o Muminkach. Fabuła sporo czasu poświęca romansowemu wątkowi Helene, która otwiera nasze uczucie przed Einerem. Ta linia otwiera się mozolnie, jednakże w duchu charakteru bohaterki. Oraz nie ten romans nudzi. Problem jest Johannes Holopainen wcielający się w Einera, który nie dorównuje grze Birn, choć niewątpliwie się stara znaleźć odpowiedni rytm tych stosunków. Brak chemii między osobami jest obecnie uzasadniony ze powodu na proces pytań i rozczarowanie Helene. Wątek potrzebował ukazania subtelności w atrakcji uczuć, która cieszyła się emocjami widzów pragnącymi szczęśliwego zakończenia. Romans jest pełen niedopowiedzeń i niskiego zgrania między aktorami. W owocu jest monotonny i średni, i tenże wątek ratuje Birn, która przekonująco obrazuje cierpienie.
Szkoda, iż ta bezbarwna miłosna historia tak zdominowała fabułę, bo miała ona ponad do zaoferowania ciekawsze wątki. Nawet ten połączony z matką Helene, która bez przerwy odnosiła się do córki w twórz lekceważący, pogardliwy i kpiący. Napięta relacja między kobietami była niezwykła dodatkowo ochrona eksploracji. Pirkko Saisio zabierająca się w rodzicielkę Helene doskonale grała suchą i złą staruszkę, która zna najlepiej. Dzięki temu przedmiotowi końcówka filmu nabrała nieco kolorów i dodała emocji. Poza tymże nie zastosowano w szerszym stopniu interesującego motywu świata wartości oraz wystaw zdominowanego przez klientów. Ciekawą ideą był wiek artystki, który można było rozwinąć w wysoko wymienionym kontekście, a posłużył wyłącznie do rozpadu miłosnego związku. https://filmyzadarmo.com.pl/akcja/
Należy pochwalić dobrą pracę kamery, która perfekcyjnie wykorzystała scenografię filmu. Niektóre ujęcia przypominały barwne obrazy, dzięki idealnemu oświetleniu. Taki zmysł artystyczny w kinie przylega do rzadkości. Ponadto wspomniana scenografia wnętrz, miejsca (zabudowania), imponujące kostiumy, i nawet parowy pociąg pozwoliły lepiej wczuć się w przedwojenną epokę początku XX wieku. Fabuła nie musi porwać widzów, tylko pod względem wizualnym film robi imponujące wrażenie.
Tumblr media
Helene jest filmem statycznym, który potrzebuje cierpliwości, ponieważ fabuła podejmuje się bardzo powolnie, a jedne materiały są przeciągane. Reżyser Antti Jokinentaki wybrał taki właśnie styl, żeby opowiedzieć historię niczym żmudne malowanie obrazu, w jakim za narrację odpowiada sama bohaterka. Odbiło się toż na emocjach, jakich było wyjątkowo mało. Produkcję ratują dobre zdjęcia, wpływające na doznania estetyczne, dzięki czemu ważna popatrzeć na nią kilka przychylniejszym okiem. Helene toż właściwe kino, ale raczej skierowane dla miłośników (sztuki).
0 notes
emmasjrt992 · 3 years
Text
Analiza wideofilmu Helene
Helene wspomina o fińskiej malarce natomiast jej niezrealizowanej miłości. To świetny wizualnie film biograficzny, który zawsze nie wzbudza zbyt wielu emocji. Oceniam. Najnowsze Filmy Online
Film informuje o Helene Schjerfbeck, zapomnianej malarce, która zajmuje na wsi z starą matką. Pewnego dnia dochodzi do niej handlarz dziełami sztuki, jaki pragnie zorganizować wystawę jej objawów. Za jego historią kobieta poznaje też Einara Reutera - amatora malarstwa, a jeszcze dużego wielbiciela jej działań. Zatrzymuje się on jej takim przyjacielem oraz niespełnioną miłością.
Helene to film biograficzny o uznanej fińskiej malarce, która była zwykła z malowania portretów, autoportretów oraz obrazów i martwej natury. W tytułową bohaterkę zabiera się znakomita Laura Birn, która składa niezwykłą postać. Jej Helene jest kobietą zawartą w sobie, niedostępną oraz zgromadzoną na swojej umiejętności. Istnieje też perfekcjonistką, bardzo żmudną oraz krytyczną wobes. Swoich emocji nie manifestuje przy innych. Na pierwszy etap oka Birn gra bardzo oszczędnie, a cały kunszt jej sposobu aktorskiego buduje się na mikroekspresji. I toż wykonywa znakomicie przy całej tej surowości i powściągliwości Helene. Wbrew pozorom pomaga aktorce wyrazić mnóstwo uczuć. Więc na jej barkach spoczywa historia obrazu także spośród obecnym ćwiczeniem poradziła sobie świetnie, co na pewno chciałoby z niej ogromnej uwadze, żeby nie wypaść z funkcji.
W filmie widzowie mają okazję śledzić proces twórczy Helene, która używa interesującą technikę malarską (używa noża), a dodatkowo przeżywa wiele wątpliwości względem swoich prac. Obecne istnieje udane, bo pokazuje odosobnione, artystyczne życie, zupełnie różne, niż mogliśmy oglądać na model w Tove o autorce książek o Muminkach. Fabuła więcej czasu poświęca romansowemu wątkowi Helene, która zaczyna swoje uczucie przed Einerem. Ta historia zwiększa się mozolnie, ale w duchu charakteru bohaterki. Również niestety ten romans nudzi. Problem stanowi Johannes Holopainen zajmujący się w Einera, jaki nie dorównuje grze Birn, choć niewątpliwie się stara odnaleźć odpowiedni rytm tych stosunków. Brak chemii między postaciami jest dzisiaj uzasadniony ze względu na przebieg doświadczeń i rozczarowanie Helene. Wątek potrzebował ukazania subtelności w grze uczuć, która grała się emocjami widzów pragnącymi szczęśliwego zakończenia. Romans jest szeroki niedopowiedzeń oraz niskiego zgrania między aktorami. W produkcie jest nieznaczny i średni, a tenże wątek ratuje Birn, która przekonująco obrazuje cierpienie.
Szkoda, że ta bezbarwna miłosna historia tak zdominowała fabułę, bo obejmowała ona ponad do zaoferowania ciekawsze wątki. Żeby ten powiązany z matką Helene, która bez przerwy sprowadzała się do córki w tryb lekceważący, pogardliwy i kpiący. Napięta relacja między kobietami była jasna oraz odpowiednia eksploracji. Pirkko Saisio wcielająca się w starą Helene doskonale grała ciężką i złą staruszkę, która zna najlepiej. Dzięki temu wątkowi końcówka filmu nabrała nieco kolorów i dała emocji. Poza tymże nie zastosowano w prawdziwszym stopniu interesującego motywu świata gry oraz wystaw zdominowanego przez ludzi. Ciekawą sprawą był wiek artystki, jaki mocna było rozłożyć w wysoko wymienionym kontekście, a posłużył tylko do rozpadu miłosnego związku.
Należy pochwalić dobrą pracę kamery, która doskonale wykorzystała scenografię filmu. Niektóre ujęcia przypominały barwne obrazy, dzięki idealnemu oświetleniu. Taki zmysł trudny w kinie należy do rzadkości. Ponadto wspomniana scenografia wnętrz, miejsca (zabudowania), imponujące kostiumy, a nawet parowy pociąg pozwoliły lepiej wczuć się w przedwojenną epokę początku XX wieku. Fabuła nie musi porwać widzów, tylko pod względem wizualnym film robi ogromne wrażenie.
Helene jest filmem statycznym, który pragnie cierpliwości, ponieważ fabuła uczy się bardzo powolnie, a jedne wątki są przeciągane. Reżyser Antti Jokinentaki wybrał taki właśnie styl, żeby opowiedzieć historię niczym żmudne malowanie obrazu, w jakim za narrację odpowiada sama bohaterka. Uwolniło się toż na emocjach, jakich istniałoby wysoce niewiele. Produkcję ratują piękne zdjęcia, działające na poznania estetyczne, dzięki czemu można przejrzeć na nią mało przychylniejszym okiem. Helene to odpowiednie kino, ale raczej skierowane dla koneserów (sztuki).
0 notes
libertyn-eu · 4 years
Photo
Tumblr media
23.10.2020 | "Kobietą się nie rodzi, kobietą się staje". Najsłynniejsze feministki w historii
"Feminizm to ruch dążący do likwidacji seksizmu, seksistowskiej eksploatacji i opresji" – mawia pisarka bell hooks, jedna z najczęściej publikowanych feministek w Ameryce. Jej słowa są mocno aktualne zwłaszcza dziś, po decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, gdy o kobietach zadecydowali mężczyźni. Zdaniem polskich feministek, nadal żyjemy w kulturze patriarchalnej. Polki pod względem dyskryminacji są gdzieś pomiędzy Europą a Afryką, nadal w wielu sytuacjach ustępując silniejszym samcom. Poznajcie te kobiety, które zmieniły świat i teraz, w tym trudnym czasie, bierzmy z nich przykład! 
Simone de Beauvoir
Niepokorna i odważna, szokująca opinię publiczną śmiałymi i niezależnymi poglądami oraz stylem życia. Została jedną z pionierek ruchu na rzecz praw kobiet i współczesnego feminizmu. A zaczęło się w 1949 roku, gdy napisała książkę "Druga płeć", swoje najsłynniejsze dzieło. I wywołała gigantyczny szok. Pisała o losie kobiety, twierdząc, że jej rola i miejsce są określane nie biologicznie, lecz społecznie i kulturowo. "Kobietą się nie rodzi, kobietą się staje" – napisała, dając tym samym początek walce o odkłamanie patriarchalnego spojrzenia na płeć. Książka została zakazana przez Watykan, a przez niektórych nawet uznana za "pornografię", ale też szybko stała się biblią ruchu feministycznego na całym świecie, a jej autorka – ikoną. Zwłaszcza, że na książce się nie skończyło. Jeszcze przed II wojną światową Simone domagała się prawa do aborcji i atakowała mężczyzn za ich tendencję do panowania i narzucania kobiecie swego pierwszeństwa. Na przekór narzuconym społecznie rolom, nigdy nie wyszła za mąż i do końca życia razem z Jean-Paul Sartrem pozostali partnerami, dając sobie wolność. On mówił o niej z podziwem, że najwspanialsze jest w niej to, że "ma umysł mężczyzny i uczucie kobiety". 
Gloria Steinem
Nazywana "matką feminizmu" od czasu, gdy przewodziła ruchom wyzwolenia kobiet w latach 60. i 70. A zaczęło się od tego, że w 1957 roku, dziesięć lat przed tym, nim angielscy lekarze zyskali prawo wykonywania aborcji z jakiejkolwiek innej przyczyny niż z powodu zagrożenia zdrowia kobiety, doktor John Sharpe zgodził się przerwać ciążę 20-letniej Steinem. Zrobił to mimo ryzyka kary, wiedząc o niej tylko tyle, że jest Amerykanką, która zerwała zaręczyny i ruszyła do Indii w poszukiwaniu sensu życia. Powiedział jej: "Musisz mi obiecać dwie rzeczy. Po pierwsze, nikomu nie zdradzisz mojego nazwiska. Po drugie, zrobisz ze swoim życiem to, co będziesz chciała".
– Wtedy jeszcze nie rozumiałam tego, że zwrot w stronę patriarchatu – który kontroluje ciała kobiet, traktując je jako środki reprodukcji – to pierwszy krok każdej dyktatury. Demokracja zaczyna się od prawa zarówno kobiet, jak i mężczyzn do decydowania o własnych ciałach. Żaden kraj nie może być demokracją, jeśli połowa jego obywateli jest tego prawa pozbawiona – mówi dzisiaj 86-letnia najsłynniejsza żyjąca feministka, współzałożycielka feministycznego magazynu "Ms." i kilku grup kobiecych, które zmieniły oblicze feminizmu, w tym Women's Action Alliance, National Women's Political Caucus, Women's Media Center i nie tylko. 
Steinem nadal jest pionierką feminizmu i wraca na szczyty popularności z akcją prowyborczą dla dziewcząt i młodych kobiet w USA, serialem "Mrs. America" (gdzie jest jedną z głównych bohaterek) oraz hasłami: "Feminizm zaczyna się tam, gdzie widzisz i nazywasz fakt, że żeńska połowa ludzkości jest traktowana nierówno, narażona na przemoc, wykorzystywana, wyzyskiwana, kontrolowana. Feminizm może rodzić się wszędzie, bo to po prostu wiara w równość ludzi: czy urodzili się jako mężczyzna, czy jako kobieta. Każdy więc może i powinien być feministą i feministką".
Barbara Walters
Jako pierwsza na świecie pokazała, że kobieta w telewizji może być nie tylko ozdobą. Amerykańska dziennikarka była nie tylko pierwszą kobietą na świecie, która współprowadziła program informacyjny (1962 rok), ale tak��e została pierwszą kobietą współprowadzącą wieczorne wiadomości (w 1976 roku dla ABC News). I z anteny nie schodziła przez 50 lat. Jak wielki to wyczyn nie tylko w tamtych czasach, niech świadczy to, że pracę w telewizji zaczynała jako... sekretarka. 
Od lat 70. Walters, która ma polsko-żydowskie korzenie (jej dziadek, Isaac Abrahams, urodził się w Łodzi) utorowała drogę nie tylko kobietom dziennikarkom, ale także kobietom w każdym męskim zawodzie. Na początku kariery zarabiała tylko połowę tego, co jej koledzy z telewizji, a od 2000 roku jej kontrakt wynosił już 12 milionów dolarów rocznie, dopóki w 2014 roku nie przeszła na emeryturę w wieku 84 lat.
Magdalena Środa
Najsłynniejsza polska feministka, która nazywana bywa też "najniebezpieczniejszą kobietą w kraju". Odkąd jeden z biskupów na pytanie: "czy szatan istnieje?", powiedział, że tak, i on zna jego trzy wcielenia, a jednym z nich jest prof. Magdalena Środa.
Otwarcie broni praw kobiet, współtworzyła Kongres Kobiet i walczy o parytety w parlamencie, żeby kobiety miały swoje przedstawicielstwo. I głośno mówi, że kobiety muszą się o swoje prawa bić: – Bez walki kobiety nie mogłyby się uczyć, studiować, pracować, dziedziczyć, głosować. Przecież do XX wieku kobiety traktowano jak dzieci – były ubezwłasnowolnione. Nie zapominajmy, że o nasze prawa i dzisiejszą pozycję walczyły inne kobiety.
Czasem mówi, że nie jest feministką, bo ma męża, dzieci, pracę; że jest normalną kobietą... Ale szybko wyjaśnia dlaczego: – Dziś feminizm jest elementem postawy demokratycznej, po to mamy demokrację, żeby ludzie cieszyli się równym uznaniem. Powiedzieć o sobie jestem feministką lub jestem demokratką to właściwie to samo.
Ruth Bader Ginsburg
W pierwszej swojej sprawie miała kwadrans, żeby przekonać sędziów, że kobiety są w USA obywatelkami drugiej kategorii i że należy to zmienić. Sędziowie nie przerwali jej ani razu, stykając się z czymś tak potężnym jak siła jej argumentów. Zakończyła cytatem z Sary Grimkie, XIX-wiecznej pionierki feminizmu: "Nie proszę o żadne przywileje dla mojej płci. Od naszych braci chcę tylko tego, żeby zdjęli stopy z naszych szyj". I to był początek jej drogi, by zmienić amerykańskie społeczeństwo.
Choć Ginsburg była dopiero drugą kobietą sędzią w Sądzie Najwyższym USA, która objęła to stanowisko, pracowała na nim aż do śmierci – prawie przez 30 lat. Była pierwszą zatrudnioną na stałe profesorką na Uniwersytecie Columbia. Jako pierwsza sędzia Sądu Najwyższego udzieliła gejowskiego ślubu. Donald Trump określił ją "absolutną hańbą dla Sądu Najwyższego", a jej zwolennicy nazywali ją "Notorious RBG", bo całe życie udowadniała, że niemożliwe nie istnieje.
Do końca (zmarła we wrześniu na raka) była ikoną feminizmu, znaną już w latach 70., gdy założyła sekcję praw kobiet w amerykańskim związku wolności obywatelskich. Przez całe życie walczyła o społeczną sprawiedliwość: równość płci, ras, orientacji seksualnych i legalnej aborcji. "Decyzja o tym, czy mieć dziecko, czy nie, jest kluczowa dla życia, dobrego samopoczucia i godności kobiety. W sytuacji, gdy decyzję tę podejmuje za nią rząd, jest traktowana jako osoba nie w pełni dorosła, która nie może dokonywać swoich własnych wyborów" – wyjaśniała.
Niewysoka, drobna i cicha sędzina stała się też ikoną popkultury. Była pierwszą sędzią amerykańskiego Sądu Najwyższego, której wizerunek stał się tatuażem. Została też postacią w kreskówce, bohaterką piosenek, kolorowanek dla dzieci i komiksów. Jej wizerunek zdobi też t-shirty, etui na telefony, a nawet jest używany jako wzór na tipsy.
Maria Skłodowska-Curie
Prawdziwa pionierka, która wyprzedzała swoją epokę. Odważna, śmiała, nie przejmująca się plotkami, konsekwentna w dążeniu do celu. Otworzyła kobietom drzwi do świata nauki. Pierwsza kobieta w historii, która otrzymała Nagrodę Nobla. Pozostaje również do dziś jedyną kobietą, która odebrała dwa Noble, i to z różnych dziedzin. Pierwsza kobieta, której powierzono katedrę na paryskiej Sorbonie. 
W życiu prywatnym też nie brakowało jej odwagi w przełamywaniu stereotypów. W podróż poślubną wybrała się z mężem na rowerach, a krótko potem jako jedna z pierwszych kobiet zrobiła prawo jazdy. – Nie przyjmę żadnej pensji. Jestem dość młoda, by zapracować na siebie i na dzieci – tak zareagowała na propozycję rządu, aby po tragicznej śmierci męża ona i jej córki otrzymywały pensję po ojcu.
"Kobiecie nie wypada" – nie chciała słuchać tego typu tłumaczeń. Potrafiła odciąć się od tego, czego się od niej oczekuje i jakie są obowiązujące konwenanse. Do dziś jej życie i poglądy fascynują. Nazywana jest tą, która potrafiła postawić wyzwania ówczesnemu światu i sama im sprostać. "Myślę, że w każdej epoce można mieć życie interesujące i użyteczne, a o to głównie chodzi, aby go nie zmarnować" – mawiała ta jedna z kobiet, która odegrała nadzwyczajną rolę dla emancypacji kobiet.
Virginia Woolf
Jedna z największych pisarek XX wieku. Przez całe życie udowadniała, jak trudny jest los kobiety w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Niepokorna, odważna i bezkompromisowa. Już w 1929 roku głosiła, że "kobiety powinny mieć własny pokój, własne pieniądze i wykształcenie". Otwarcie pisała, że mężczyźni, którzy urządzili świat, zepchnęli kobiety na margines, po to, by były zależne od mężczyzn i nakierowane na ich potrzeby. Ona miała to szczęście, że wraz z mężem należała do grupy Bloomsbury, która promowała indywidualizm, humanizm i wolność seksualną. Przez wiele lat  utrzymywała intymną relację z pisarką Vitą Sackville-West.
Współczesny świat okazał się jednak nie do zniesienia. Po kolejnym ataku nerwowym, w 1941 roku, mając 59 lat, napełniła kieszenie płaszcza kamieniami i rzuciła się do rzeki. Pozostawiła dwa listy pożegnalne; jeden dla siostry Vanessy, a drugi dla męża: "Jestem pewna, że znów szaleję: Czuję, że nie damy rady przejść przez te kolejne trudne chwile. I że tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy i nie mogę się skoncentrować. Więc robię to, co uważam za najlepsze. Dałeś mi radość największą z możliwych… Nie mogę dalej z tym walczyć, wiem, że niszczę Twoje życie i że beze mnie mógłbyś pracować...".
Yoko Ono
Jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci popkultury XX wieku, awangardowa artystka, najlepiej znana jest jako żona eks-Beatlesa i osoba, którą fani czwórki z Liverpoolu obwiniają za rozpad grupy. – Yoko jest najsławniejszą nieznaną artystką. Wszyscy znają jej nazwisko, ale nikt nie wie, co ona robi – mawiał o niej John Lennon, z którym miesiąc miodowy spędziła w Amsterdamie głównie w… hotelowym łóżku. Performance "Bed-In for Peace" to był ich prywatny, a zarazem jak najbardziej publiczny protest przeciwko wojnie w Wietnamie.
Ale żona Lennona przez lata była także głosem na rzecz równości płci. Jej esej z 1972 roku "Feminizacja społeczeństwa" pomógł zaznaczyć kobiecą rewolucję lat 70. Feministki kochają ją za niezależność i wszechstronność w wypowiadaniu się przez różne dziedziny sztuki. 87-letnia Ono wspiera też ruchy ekologiczne i wolnościowe poprzez fundację "Imagine Peace". – Świat jest tak popieprzony, ta rzeczywistość, w której żyjemy jest dla nas wszystkich bardzo trudna. Nie jest za późno, by zmienić coś na świecie – wyznała niedawno.
Hillary Clinton
Jest jedyną pierwszą damą, która kiedykolwiek ubiegała się o urząd publiczny, będąc pierwszą w historii kobietą senator z Nowego Jorku, sekretarzem stanu pod rządami prezydenta Baracka Obamy i oczywiście pierwszą w historii kandydatką w wyborach prezydenckich w 2016 roku. 
Od lat 70. Clinton wspiera rozwój kobiet poprzez swoją karierę: od zostania pierwszą kobietą przewodniczącą Legal Services Corporation w 1978 roku, przez wygłoszenie słynnego przemówienia "Prawa kobiet to prawa człowieka" w 1995 roku, po prowadzenie inspirującej kampanii prezydenckiej, w której namawiała kobiety, by "patrzyły w górę" pomimo seksizmu. "Do wszystkich dziewczynek... nigdy nie wątp, że jesteś wartościowa i silna, że zasługujesz na każdą szansę i okazję na świecie" – głosiła w swoim przemówieniu w 2016 roku. Marlena Dietrich
Chociaż nie walczyła bezpośrednio o prawa kobiet, wniosła wkład w feminizm poprzez swój styl życia i modę. Hollywoodzka gwiazda zarówno na ekranie, jak i prywatnie nosiła spodnie i męskie garnitury w czasach, gdy uważano to za niezwykle skandaliczne. Kiedyś prawie aresztowano ją za noszenie spodni w miejscu publicznym, a mimo to nigdy z tego nie zrezygnowala, tłumacząc: "Ubieram się odpowiednio do wizerunku. Nie dla siebie, nie dla publiczności, nie dla mody, a już na pewno nie dla mężczyzn". Sposób ubierania się Dietrich wpłynął na kolejne pokolenia kobiet, dodając wielu pewności siebie i inspiracji do noszenia męskiego garnituru.
Dietrich, jak na kontrowersyjną feministkę przystało, chętnie romansowała: zarówno z mężczyznami, jak i kobietami. Głosiła też odważne teorie: "Prawie każda kobieta byłaby chętnie wierna, problemem jednak jest to, by znaleźć mężczyznę, któremu można dochować wierności" albo "Piękność jest dla kobiety ważniejsza niż inteligencja, ponieważ mężczyźnie łatwiej przychodzi patrzenie, niż myślenie".
Margaret Atwood
Autorka "Opowieści podręcznej", która wyniosła ją na szczyt (książkę przetłumaczono na 20 języków, przeniesiono na duży, a potem mały ekran), nie twierdzi, że to historia feministyczna, ale sama siebie chętnie nazywa feministką. Staje też w pierwszym szeregu walczących o prawa kobiet. Podkreśla, że kobiety są równie ważne i potrzebne światu, co mężczyźni, a prawo powinno to odzwierciedlać. – Walczę w obronie praw kobiet razem z organizacją, która nazywa się Equality Now. Zajmuje się walką sądową z przemocą wobec kobiet, okaleczaniem żeńskich narządów płciowych, zjawiskiem wydawania dziewczynek za mąż. Skąd mój aktywizm? Wierzę w prostą prawdę: każda osoba jest osobą. Natomiast ekstremistyczna, skrajna prawica chce nam nakazać, aby niektóre istoty ludzkie nie były postrzegane jako osoby – tłumaczy.
Zauważa też, że "zaczęliśmy zbliżać się do Gileadu, zamiast się od niego oddalać, szczególnie w USA", dlatego w 2019 roku napisała kontynuację "Opowieści podręcznej": "Testamenty", w której znów bije feministyczny ton. – Dla mnie feminizm to praca na rzecz równości kobiet, a jesteśmy od niej bardzo daleko. Rozumiem przez to równość w obliczu prawa, równość polityczną i społeczną – mówiła na premierze książki.
Madonna
Królowa popu zbudowała karierę na przekraczaniu granic kobiety i seksualności poprzez swoje piosenki i teledyski: bez skrępowania przełamując stereotypy płci. Publicznym wizerunkiem przez całą karierę zachęcała kobiety do przejęcia odpowiedzialności za swoją seksualność i życie.
Camille Paglia, słynna feministka, w "New York Timesie" w 1990 roku nazwała Madonnę przyszłością feminizmu. "Madonna uczy młode kobiety, jak korzystać z własnej seksualności, nie oddając jednocześnie nikomu nad sobą władzy. Pokazuje, jak być atrakcyjną, zmysłową, pełną energii, ambitną, agresywną i zabawną zarazem" – pisała jako jedna z niewielu. Reszta zarzucała Madonnie m.in. to, że przez sposób, w jaki eksponowała swoją seksualność, już żadna popowa artystka nie osiągnie takiego sukcesu, nie używając do tego swojego ciała. Madonna w używaniu erotyzmu jako narzędzia promocji nie poprzestawała bowiem na okładkach płyt, teledyskach i sesjach zdjęciowych. Przeniosła ten mechanizm także do życia pozamuzycznego. 
Obrońcy Madonny podkreślają jednak, że w ogniu krytyki jej zachowania łatwo przegapić jej największą zasługę – nieustanne przesuwanie społecznych norm określających, co wolno kobiecie. Ostatnio głośno wypowiadała się przeciwko seksizmowi i starzeniu się kobiet, nadal ubierając się tak seksownie, jak chce, mając 62 lata. – Przede wszystkim: nie starzej się. Starzenie się we współczesnym świecie to zbrodnia. Tak wielkie uczyniliśmy postępy w dziedzinie praw obywatelskich czy praw osób homoseksualnych, ale ageism to wciąż w naszym społeczeństwie temat tabu – mówiła ze złością.
Coco Chanel
Nie miała respektu dla świata, który od samego początku wyznaczał jej rolę zabawki w rękach bogatszych, silniejszych, posiadających władzę mężczyzn. Nienawidziła burżujów, arystokracji, kastowych podziałów XIX-wiecznego społeczeństwa. Gardziła hipokryzją, grą pozorów elitarnego towarzystwa, do którego aspirowała, a które skazywało ją – osobę o niskim urodzeniu – na status niewolnicy. O miłości miała wyrobioną jednoznacznie opinię: "Jedyną rzeczą, która mnie w niej interesuje, jest samo jej uprawianie. Wielka szkoda jednakże, że potrzebny jest do tego facet".
Traktowała mężczyzn instrumentalnie. Uczyła się od nich dowcipu, inteligencji, determinacji, pasji, a następnie z premedytacją obracała te wartości przeciwko nim. Uzbrojona w cięty język, spryt, przekorę na każdym kroku wyniośle podkreślała swoją duchową i estetyczną niezależność. Łamała zasady, kpiła z mód, burzyła zakonserwowany porządek rytuałów, imponując odwagą i oryginalnym zachowaniem. Aż znudzeni panowie z wyższych sfer ulegali jej czarowi.
Obdarzona rozsądkiem, uważnie obserwowała męski świat, walcząc nie tyle o przetrwanie, co o narzucenie mu własnego porządku. Pewnie dlatego widziano w niej feministkę. Zaś powikłane losy jej kolejnych, licznych erotycznych fascynacji znanymi postaciami świata sztuki, polityki i biznesu doskonale ilustrują proces emancypacji i kształtowania świadomości współczesnej kobiety.
Chanel osiągnęła to, o czym kobiety w jej czasach w ogóle nie ośmielały się marzyć, a nawet więcej. Była pierwszą kobietą, która na stałe weszła do świata mody. Pierwszą, która tworzyła kreacje haute couture. Pod koniec życia zbudowane przez nią imperium mody przynosiło dochód rzędu 160 mln dol. rocznie. Umierając w paryskim hotelu Ritz, pozostawiła po sobie bajeczny majątek i bezcenną markę, która przetrwała ją samą. Bo uwolniła kobiety od gorsetu i stworzyła podwaliny współczesnej kobiecej elegancji. Spodnie, biała koszula, garnitur, męski sweter – dała nam wszystko, co dziś lubimy nosić najbardziej.
Frida Kahlo
Pierwsza, która w malarstwie postanowiła prawdziwie wyrazić siebie: wyrazić kobietę jako istotę całkowicie wolną, niezależną, wolną i osobną od mężczyzny. W jej malarstwie, zwłaszcza portretach, widać całą rozpacz jej życia – fizyczny ból, jaki towarzyszył jej od dziecka, kiedy zachorowała na polio i potem – po tragicznym wypadku, kiedy spędziła lata unieruchomiona na łóżku (to wtedy nauczyła się malować), duchowe rozdarcie, miłość, walkę, bezkompromisowość.
Jak na swoje czasy była postacią niezwykle oryginalną i kontrowersyjną. Fascynowała prowokującymi opiniami, swobodą seksualną (romansowała zarówno z kobietami, jak i mężczyznami), kontrowersyjnymi poglądami politycznymi. Paliła cygara, upijała się i nosiła męskie stroje. Feministki wyniosły ją na piedestał i uczyniły z niej swoją ikonę. Podziwiały ją za przełamywanie konwenansów, ignorowanie obowiązujących norm społecznych, stworzenie własnego, oryginalnego stylu ubierania się, ale przede wszystkim za jej prace, w których nie bała się poruszać tematyki aborcji, fizjologi, przemocy, erotyzmu, kobiecości, miłości fizycznej, gender. Jej obrazy, często szokujące, ukazywały ból, samotność i trudne życie kobiet. "Nigdy nie maluję fikcji, przedstawiam moje własne życie" – publicznie wyznała, że najczęściej malowała siebie... Doris Lessing
Brytyjska pisarka to najstarsza w historii laureatka Nagrody Nobla – w momencie jej otrzymania w 2007 roku miała 88 lat. Jury nazwało ją wtedy "epicką wyrazicielką kobiecych doświadczeń, która ze sceptycyzmem, żarem i wizjonerską siłą zgłębiła podzieloną cywilizację".
Choć pierwszą powieść opublikowała w 1950 roku, to tą przełomową okazała się "The Golden Notebook" z 1962 roku, która uczyniła ją sławną. Dotykając w niej polityki i płci w nowy sposób, pisała: "Jestem coraz bardziej zszokowana bezmyślnym i automatycznym marnotrawstwem mężczyzn, które jest teraz tak silną częścią naszej kultury, że prawie nikt tego nie zauważa". Choć "The Golden Notebook" stała się biblią ruchu kobiecego, a sama autorka żywą ikoną marksizmu, antykolonializmu i feminizmu, Lessing nie zawsze zgadzała się z feministkami. – Nie mogę zrozumieć, że rewolucja feministyczna produkuje tak zadowolone z siebie, pozbawione autokrytycyzmu i ironii jednostki – mówiła. Mimo to wiele z jej bohaterek stanowią emancypujące się kobiety, które są zmęczone odgrywaniem ustalonych ról.
Ona też od nich uciekała. – Nie zostawiałam ich na progu, tylko pod opieką drugiej żony mojego męża. Gdybym stamtąd nie uciekła, niczego bym nie napisała – odpowiadała, gdy wielokrotnie wypytywano ją o pozostawioną w Afryce dwójkę dzieci.
Katharine Hepburn
"Nie żyłam jak kobieta, żyłam jak mężczyzna. Robiłam to, co chciałam i zarabiałam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby się samodzielnie utrzymywać" – mawiała jedna z ikon kina, która nie była kimś, kogo można było kształtować czy kontrolować. W wieku dziewięciu lat ogoliła głowę i zaczęła nosić ubrania starszego brata. "W dzieciństwie chciałam być chłopcem, bo uważałam, że chłopcy o wiele lepiej się bawią" – zdradziła po latach swojej biografce.
Niepokorna, nigdy nie poddała się zasadom Hollywood, wiele z nich odważnie bojkotowała. Choć była jedną z największych aktorek świata, która zdobyła 12 nominacji i 4 Oscary, żadnej statuetki nie odebrała osobiście i nigdy nie pojawiła się na ceremonii. Jako pierwsza w Hollywood zaczęła nosić spodnie i marynarki. "Pięćdziesiąt lat temu włożyłam spodnie i zaczęłam kroczyć nową ścieżką" – powiedziała w 1981 roku. 
Dziś włożenie spodni nie wydaje się niczym specjalnym, ale w latach 30. był to akt niezwykłej odwagi. Kobieta, która publicznie pokazywała się w męskich spodniach, mogła zostać aresztowana lub zatrzymana pod zarzutem "przebierania się za mężczyznę". W tym czasie Freud głosił teorie, jakoby noszenie przypisywanych mężczyznom ubrań przez kobiety było oznaką zazdrości o penisa, a także manifestacją skłonności lesbijskich. Gdy w 1951 roku Claridge’s Hotel w Londynie poinformował Hepburn, że kobiety nie mogą chodzić w spodniach w hotelowym lobby, zdecydowała się skorzystać z wejścia dla personelu.
Aktorka nigdy nie wyszła za mąż. Przez 30 lat związana była ze Spencerem Tracy, ale para nigdy nie sformalizowała związku. Katherine Hepurn nie miała też dzieci. Nic dziwnego, że stała się patronką kobiet niezależnych, a reżyser Frank Capra podsumował jej unikalną i oryginalną osobowość krótko: "Są kobiety i jest Kath. Są aktorki i jest Hepburn".
Malala Yousafzai
Odważna nastolatka zyskała sławę dzięki wspomnieniom "I Am Malala", dokumentującym jej niezwykłą drogę jako młodej studentki walczącej o dostęp do edukacji w Pakistanie. To tam opisuje, jak na początku 2009 roku, w wieku zaledwie 11 lat, zaczęła pisać dla BBC Urdu anonimowego bloga o swoim życiu pod rządami talibów. Trzy lata później terroryści zaatakowali ją w autobusie szkolnym. Cudem przeżyła – kula strzaskała czaszkę, ale ominęła mózg, druga trafiła ją w szyję. Po ataku talibowie oświadczyli, że była to kara za jej "prozachodnie" poglądy i "promowanie zachodniej kultury".
Od czasu powrotu do zdrowia Malala wciąż zabiera głos w sprawie edukacji i praw dzieci na świecie. Wraz ze swoim ojcem Ziauddinem, nauczycielem, założyła Fundację Malala, aby "budować świat, w którym każda dziewczyna może się bez strachu uczyć". Podróżuje też po świecie, opowiadając się za prawami edukacyjnymi dla kobiet i dzieci. W 2014 roku została najmłodszą osobą, która otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Gdy rok wcześniej "Time" umieścił ją na liście najbardziej wpływowych osób na świecie, zabrała głos, gdy świat islamski zaczął ją krytykować za noszenie dżinsów: "Uważam, że kobieta ma prawo decydować, w co chce się ubrać, a jeśli może iść na plażę i nic nie nosić, to dlaczego nie może też nosić wszystkiego?". Germaine Greer
W 1970 roku zaszokowała książką "Kobieta eunuch". To była książka-dynamit, która powstała z obrzydzenia wobec dominującego wtedy wzorca kobiecości. Radykalny feminizm w pigułce. "Kultura wykastrowała kobiety. Jesteśmy eunuchami" – pisała, dowodząc z pasją, że model kobiecości biernej, tłumiącej popędy, wstydliwej to model eunucha. Kobieta opisywana przez Greer nie jest w istocie ani partnerką, ani przyjaciółką, ani nawet kochanką mężczyzny, ale bezpłciowym stworzeniem, które ma objąć rytualną posadę żony. To kobieta bez energii, popędów, ambicji. Australijska pisarka głosiła w niej wręcz, że wyzwolenie seksualne jest kluczem do wyzwolenia kobiet.
Greer, liderka drugiej fali ruchu kobiecego lat 60. i 70., dziś ubolewa, że ​​feminizm nie zaszedł wystarczająco daleko. I czasem, by zwrócić na problem uwagę, zakrzykuje go skandalami, jak np. wtedy, gdy publicznie wyznała: "Jeśli wydaje ci się, że jesteś wyzwolona, rozważ pomysł napicia się własnej krwi menstruacyjnej. Jeśli to cię obrzydza, to znaczy że masz bardzo długą drogą do przebycia, złotko". Oprah Winfrey
Zmotywowana nierównymi wynagrodzeniami, jakie otrzymywała na początku kariery w telewizji, postanowiła założyć własną telewizję Oprah Winfrey Network i zbudować imperium, które ma pomagać kobietom rosnąć w siłę i się rozwijać. – Nigdy nie uważałam się za feministkę, ale nie sądzę, że naprawdę można być kobietą na tym świecie i nią nie być – mówi.
Często wymieniana jest jako prawdopodobnie najbardziej wpływowa kobieta na świecie. Wygrywa też w kwestiach finansów: jest pierwszym czarnoskórym multimiliarderem w USA (jej osobistą fortunę oblicza się na 2,7 mld dol., co według magazynu "Forbes" czyni z niej jedyną miliarderkę pochodzenia afroamerykańskiego), co jest niewyobrażalnym skokiem społecznym w rasistowskiej Ameryce, zwłaszcza dla kogoś, kto dorastał w biedzie na wsi w Mississippi. 
Na bazie talk-show zbudowała firmę produkcyjną działającą w branży filmowej, telewizyjnej i radiowej, kolorowy magazyn, który posiada 2 mln prenumeratorów oraz organizację charytatywną, która zebrała ponad 80 mln dol. oraz budowała szkoły w RPA.
Jej kultowy program "The Oprah Winfrey Show" (jeden z najbardziej długowiecznych i odnoszących największe sukcesy programów w historii telewizji, na antenie przez 25 lat) przeszedł do historii jako ten, który dał siłę kobietom. To w nim Oprah zaczęła jako pierwsza mówić w telewizji o AIDS, powiedziała głośno, że nie ma niczego wstydliwego w byciu ofiarą molestowania seksualnego oraz informowała, jak znaleźć właściwy rozmiar biustonosza. – Ten program wydarł koncepcję równouprawnienia kobiet z rąk feministek i włożył ją w dłonie mas. Nazwałabym to nawet duchowym równouprawnieniem – deklaruje Marjorie Jolles, profesor studiów kobiecych i genderowych na Roosevelt University. Emma Watson
O wystąpieniu aktorki znanej z "Harry'ego Pottera" było bardzo głośno w 2015 roku. Przypomniała w nim nam wszystkim, że feminizm to nie tylko walka o kobiety, ale także o przyłączenie się mężczyzn. Przemowa została entuzjastycznie przyjęta, a nagranie rozeszło się wiralowo – na YouTube zobaczyło je ponad 1,5 mln osób. Przemowa została wygłoszona w siedzibie ONZ w związku z rozpoczęciem kampanii HeForShe, której celem jest przekonanie mężczyzn, że też mogą działać na rzecz równouprawnienia. Aktorka mówiła, że feminizm nie jest synonimem nienawiści do mężczyzn: – To wiara w to, że mężczyźni i kobiety powinni mieć równe prawa i możliwości. To teoria politycznej, ekonomicznej i społecznej równości płci.
W swoim słynnym przemówieniu użyła słów "feminizm" i "feministki" sześć razy w ciągu 12 minut, by pokazać, że "feminizm" jest słowem, którego nie należy się wstydzić. – Odradzano mi używanie słowa "feminizm". Niektórzy uważali, że to słowo może być wykluczające, a ideą tej przemowy było to, żeby trafić do jak największej liczby osób. Bardzo długo nad tym myślałam i uznałam, że jednak ich nie posłucham. Jeśli kobiety boją się używać tego słowa, to jak, do diabła, mężczyźni mają go zacząć używać? – mówiła potem w mediach.
Z kolei w kampanii społecznej "Hurdles" (Płotki) Watson wylicza przeszkody, na które codziennie natrafiają miliony kobiet na całym świecie – od ofiar przemocy domowej, przez niepełnoletnie dziewczynki wydawane przedwcześnie za mąż, po te, dla których pójście do szkoły pozostaje wciąż nieosiągalnym marzeniem. Głośno o jej zaangażowaniu zrobiło się także wtedy, gdy na rzecz zawiązanego w Ameryce na początku 2018 roku ruchu Time’s Up, mającego walczyć z wykorzystywaniem seksualnym kobiet, zawstydzając hollywoodzkie koleżanki, wpłaciła na jego rzecz równo milion funtów.
To odważne i inteligentne podejście Watson do równouprawnienia docenił zresztą magazyn "Time", umieszczając aktorkę na liście stu najbardziej wpływowych ludzi świata. 
Maria Janion
Jedna z największych polskich humanistek i feministek, która wychowała tak wiele pokoleń intelektualistów i intelektualistek, jak mało kto w tym kraju. Podkreślała, że równość płci jest obowiązkowym elementem każdego społeczeństwa, które dąży do rozwoju. Zaznaczała, że ów rozwój jest definicją modernizmu: "Tak rozumiany modernizm żąda emancypacji mniejszości, poszanowania praw jednostek, rzeczywistej równości płci".
Jej książka "Kobiety i duch inności" rozpoczyna się od pytania, dlaczego rewolucja jest kobietą. Ta pozycja to lektura obowiązkowa dla każdej feministki. "Ja lubię słowa unurzane w rynsztoku, przez wszystkich znienawidzone, jak na przykład rewolucja albo marksizm, albo feminizm. Lubię wziąć takie słowo, obracać nim na wszystkie strony. Czasem ludzie się tylko złoszczą, a czasem myślą: »może coś w tym jest?« i to już mi wystarcza" – powiedziała 20 lat temu na premierze książki. Pokazała w niej kobiety jako tego Innego, wykluczanego, odrzucanego, bo obdarzonego inną podmiotowością.
Kazimiera Szczuka
Uczennica i przyjaciółka zmarłej we wrześniu prof. Janion, chodzi po warszawskim Nowym Świecie przebrana za muzułmankę, protestując przeciw talibom, organizuje manify, bywa gwiazdą telewizji, a jednocześnie jest naukowcem w Instytucie Badań Literackich i wykładowcą uniwersyteckim. 
Nie wstydzi się swoich poglądów: "Ja zawsze mówię otwarcie, że jestem feministką, bo wydaje mi się, że to słowo jest unurzane w stereotypach i jakby przeklęte". Chętnie wyznaje, że "towarzysko dużo częściej nudzą ją mężczyźni niż kobiety", ale zapewnia, że to nie dlatego pocałowała w rękę publicznie ówczesnego dyrektora telewizyjnej Jedynki, a naczelnemu "Playboya" wylała piwo na głowę.
Jest współzałożycielką Kongresu Kobiet. – Dla mnie najfajniejsze chwile w życiu są wtedy, kiedy się okazuje, że solidarność kobiet istnieje. To doświadczenie nieporównywalne z niczym. Nie wyklucza mężczyzn, ale buduje kobietę od środka. Po latach doszłam do wniosku, że dla kobiety nie ma innej drogi niż feminizm – wyznała.
Zobaczcie te kobiety, które są wielkimi przykładami dowodzącymi, że każda kobieta może stać się tym, kim chce.
0 notes
madaboutyoumatt · 4 years
Text
Matt
Kiedy wrócili do salonu Matt miał dziewczynkę dalej na rękach, więc kiedy usiadł na kanapie, gdzie podejrzanie szybko znalazł się bok niego Josh, nie miał jak posadzić ją gdzie indziej niż jak u siebie na kolanach. Jemu to nie przeszkadzało, była jeszcze w takim wieku, że nie była zbyt ciężka czy nie było to zbyt niestosowne. Brand miał jednak chyba inne zdanie i postanowił ją zabrać do siebie. Czyżby jakieś ojcowskie przebłyski?
Na ten krótki moment wymiany ich zdań wszyscy w pokoju zamilkli. Jakby to było jakieś ogromne wydarzenie, rozmowa córki z ojcem. A zamiast tego było to po prostu zabawne. Szatyn jednak urwał całą sytuację nagle, więc Eve spojrzała się w stronę okularnika, który podał jej ciastko. Nic się nie stanie jak zje jeszcze jedno. Nie miał zamiaru też tłumaczyć jej, że ma to po tacie i ten robił się zazdrosny chyba o uwagę jaką ona dostawała zamiast jego.
- Hm, to bardzo dobre serum, powiedziałabym wręcz, że z górnej półki. Jedynym minusem będzie tutaj cena, bo jest naprawdę bardzo drogi jak na taką pojemność. – zaczęła coś klikać Joshowi w telefonie aby po chwili mu go podać. – Radziłabym wziąć ten. Po pierwsze, to prawie ten sam skład. Po drugie, jest go więcej i po trzecie – cena czyni cuda. W dodatku w przyszłości zawsze będziesz mógł wyrzucić więcej pieniędzy na takie rzeczy, teraz to nie jest aż tak opłacalne. A ty Matt, zużyłeś już ten krem pod oczy, który ci dałam przed wyjazdem?
Josha kosmetyczka powiększała się z jego własnego powodu, natomiast u Małego to działo się za pomocą Cam. Ta potrafiła kupować zbyt wiele a to co się nie nadawało dla jej skóry często oddawała jemu. Broń Boże nie było to coś trefnego czy nie wartego uwagi, po prostu mieli inne rodzaje i dla niego to było lepsze niż jak dla niej.
Po dwóch godzinach doszło do momentu zmiany pieluszki o to chyba było już zbyt wiele dla grafika, a przynajmniej dla Eve, która umierała z nudów. W dodatku była cały dzień na nogach i pełna emocji, więc zaczynała im przysypać.
- Będziemy się już zbierać.
0 notes
toriwinchester · 6 years
Text
#9 Imagine
Znałaś Bucky'ego Barnesa od najmłodszych lat. Nie pałaliście do siebie wielką miłością, wręcz cierpieliście, gdy zmuszano was do siedzenia w jednym pomieszczeniu. Miałaś go za podrywacza, który nigdy nie zazna prawdziwego uczucia. Jakie było zdziwienie wszystkich, gdy zaczęliście chodzic po mieście, trzymając się za ręce. Po roku Barnes stwierdził, że przyszła pora na coś poważniejszego.
Tego wieczoru umówił sie z tobą w wesołym miasteczku. Prosił także, abyś przyszła z przyjaciółką. Szczerze miał nadzieję, że zaiskrzy między nią a Stevem. Jednak, gdy tylko Bucky cię dostrzegł, z jego głowy wyparował Rogers, a pojawił się niewyobrażalny stres.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
- Jestem. - odrzekł Barnes, zbliżając się w waszą stronę.
- Boisz się?
- Jak cholera.
Tumblr media
Jak się okazało, niepotrzebnie. Kochałaś Jamesa. Jego upartość, niekiedy zarozumiałość, nawet jego drugie imię. Kiedy twój Bucky klęknął przed tobą w mundurze, z małą paczuszką w dłoni, zaparło ci dech w piersiach. Rzuciłaś się na Barnesa, zanim zdążył dokończyć zdanie.
Później, niestety nie było tak kolorowo. Wojna, zaginięcie Bucky'ego. W twojej głowie tkwił tylko jeden, najgorszy scenariusz.
***
Bucky natomiast czuł pustkę. Wrogowie stopniowo wydzierali z niego człowieczeństwo, lecz on zdołał ochronić kilka obrazów, które często przywoływał. Ciebie. Steve'a. Dzień, w którym mówisz mu, że jesteś w ciąży. Dokładnie pokrywał się z dniem wyjazdu Bucky'ego. Ty przekazałaś mu najwspanialszą wiadomość, jaką mógł usłyszeć, a w zamian za to... On wyjechał, by już nigdy nie wrócić.
Tumblr media
***
Kiedy Rogersa odmrożono, podjął on próbę znalezienia przyjaciela. Rozpętał wojnę między Avengers tylko po to, aby odzyskać Bucky'ego. Znalazł go w Rumunii, w małym mieszkaniu. Nie wiedział, czy Bucky będzie chciał walczyć, czy może ucieknie... Dlatego postanowił porazić go informacjami.
- Bucky? - zapytał nieśmiało, wpatrując się w przyjaciela.
- Nie znam Bucky'ego.
- Pamiętasz... - Rogers przełknął ślinę, niepewny, czy jego plany są właściwie. - Pamiętasz T/I? - Serce Barnesa zamarło. Jak mógłby cię nie pamiętać? Bylas jego miłością. Wielką, jedyną, prawdziwą.
- Co u niej? - zapytał, unosząc wzrok na blondyna. Miał nadzieję usłyszeć, że jeszcze żyjesz. Pragnął znów cię zobaczyć. Nieważne w jakim wieku. Czy młodą, piękną, czy starą, pomarszczoną. Bo zawsze byłaś i będziesz jego kochaną T/I.
- Nie żyje od... Dwudziestu lat... Bucky, posłuchaj mnie... T/I nie wyszła za mąż po raz drugi. Pozostała ci wierna. Mam.. mam tu coś, co może... - Steve podał Barnesowi metalową skrzynkę. Bucky wziął ją niepewnie. - Pisała do ciebie listy. Wiem tyle, że urodziła córkę. - Bucky otarł łzę, która zakręciła mu się w oku. Stracił tak wiele. Kobietę, która kochał nad życie. Nawet nie widział swojej córki. Jeśli dane będzie mu ją zobaczyć... Nie zmieni to faktu, że ona niedługo umrze. - Jamie. Ma na imię Jamie.
- T/I... T/I wspominała, że... - Barnes przypomniał sobie jeden z listów, który mu przysłałaś, gdy był już na froncie. - Że jest podobna do mnie. I to bardzo.
- Chciałbyś ją zobaczyć?
Tumblr media
- Zobaczyć? - wymruczał. - Założę sie, że ona nawet nie wie, kim jestem...
- I tu się myślisz... To ona pomogła mi cię odnaleźć, Bucky. Dała pieniądze, przekazała telefony. Ma siedemdziesiąt lat i jest przykuta do łóżka. Choruje. Jej ostatnim życzeniem było zobaczyć ojca i.. powiedzieć jak bardzo jest z niego dumna, choć wcale go nie znała... Bucky, proszę. Jedź ze mną. Zobacz się z Jamie.
- Dobrze.
3 notes · View notes
adventureghost · 4 years
Text
Często pytałam mamę: Gdzie jest mój tata? Odpowiadała mi różnie, najczęściej wzruszeniem ramion albo zwykłym: Nie wiem. W jej oczach jednak widziałam coś więcej, dlatego coś jakiś czas wracałam i zdążyłam temat. Byłam upartym dzieckiem, nigdy nie dawałam za wygraną. Zobaczyć to było można na boisku, kiedy trenowaliśmy kosza. Moja drużyna wygrywała, tylko i wyłacznie dzięki mnie. Niestety przeze mnie zdarzało się więcej fauli na boisku, ostatni jaki pamiętam był wyjątkowo okropny. Wysoki chłopak próbował odebrać mi piłkę, przez to że za długo ją trzymałam musiała wrócić ona do przeciwnej drużyny, prosto w jego ręce. Jestem pewna, że gdyby nie jego lekceważący uśmieszek, wszystko skończyłoby się dobrze. Wielkolud ruszył w kierunku naszego kosza, od razu stanęłam przed nim i szybkim ruchem wyrwalam mu piłkę z rąk. Zaczęłam kozłować przed siebie i kiedy miałam już rzucać brunet znów pojawił się tuż przede mną, cały czas głupio się uśmiechając. Wystawiłam wysoko nogę przed siebie i kopnęłam go tuż nad przyrodzeniem. Chłopal zwinął się z bólu, a ja w końcu mogłam wykonać rzut za 3 punkty. Niestety trener użył gwizdka, tuż przed momentem, gdy piłka doleciała do obręczy. Trafiłam! Nikt poza mną się nie cieszył, widziałam tylko szok na twarzach rówieśników.
Kiedy znalazłam się u dyrektora szkolnego, nie uważałam, że postąpiłam niewłaściwie. Tak naprawdę nie sądziłam, że mój cios był tak silny, że Kacper (bo tak miał na imię) będzie zwolniony z zajęć na najbliższy tydzień. Dopiero, kiedy mama pojawiła się w gabinecie, wiedziałam, że przesadziłam. Tak naprawdę tylko ona była moim autorytetem, tylko jej zdanie miało jakiekolwiek znaczenie.
Wściekłość i smutek, te dwie emocje malowały się u mamy, kiedy dyrektor mówił o moim zachowaniu. Lista przewinień była długa, a dobre wyniki szkolne pojawiały się tylko z wychowania fizycznego, dlatego nie było nic dobrego do powiedzenia na mój temat.
- Obawiam się, że jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiała Pani znaleźć inną szkołę dla córki. - rzucił dyrektor, gruby okularnik z siwym wąsem.
- I dobrze, po co mam siedzieć z tymi matołami - powiedziałam, patrząc w stronę okna. Na dworze było wyjątkowo ładnie, porównując poprzednie jesienne dni.
- Przestań! - krzyknęła mama, lekko mnie szarpiąć. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam załatwioną twarz. Nigdy przedtem nie widziałam jej w takim stanie, naprawdę zrobiło mi się żal.
- Przepraszam - wydukałam pod nosem. Spojrzałam niepewnie na dyrektora, był zmieszany, nie wiedział jak zareagować. Dopiero po chwili wyjął chusteczki i wyciągnął w naszą stronę.
- Pani Izabelo - powiedział spokojnie, ale stanowczo. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś zwracał się do mojej mamy pełnym imieniem. Zawsze było tylko Iza. - Rozumiem, że jest ciężko wychować córkę samemu, zwłaszcza, że jest teraz w wieku nastoletnim. Dzisiejszy incydent jednak przeraził matkę ofiary oraz inne dzieci. Rozumie Pani w jakiej sytuacji jestem? I tak idę wam na rękę - powiedział, zerkając na mnie.
- Jaka ofiarą? Ten chłopak sam wyżywa się na innych! - powiedziałam to, by postawić się w roli bohaterki, którą z pewnością dla niektórych wtedy byłam.
Dyrektor zmarszczył brwi, mama wycierała nos, a ja wiedziałam, że powinnam już nic nie mówić.
- Jeżeli Aniu nic się nie zmieni w twoim zachowaniu to niestety czekają Cię duże zmiany. Jeśli jednak zrozumiesz, że robiłaś źle i się zmienisz to możesz zostać - powiedział to jak wyuczony tekst na apel. - Mam jednak jeden warunek - dodał z nienacka.
- Jaki, Panie dyrektorze? - zapytała Izabela, już bez łez na policzkach.
- Codziennie po lekcjach bądź w czasie dłuższej przerwy, córka będzie musiała odwiedzić pedagoga szkolnego.
- Dobrze - powiedziała i spojrzała mi prosto w oczy. Normalnie bym coś dodała, ale wiedziałam, że milczenie będzie najlepsze
- Słyszałaś, Aniu? - zwrócił się do mnie jak do niedorozwiniętej. W odpowiedzi kiwnęłam głową i uśmiechnelam się niewinnie.
Wizyty u pedagoga były idiotycznym pomysłem, chyba nikt nie wierzy, że osoba pracująca w szkole może komukolwiek pomóc, nawet Iza, a raczej Izabela, która zgodziła się bez wahania, bo musiała.
Wracaliśmy do domu na piechotę, nie miałyśmy auta ani nic, co miały inne dzieci. Zawsze byłam tą, która czegoś nie miała, nawet ojca. Mama była milcząca, dlatego postanowiłam zacząć rozmowę. Zostałam niestety zignorowana, poczułam się jakby mnie w ogóle nie było, nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Ojca nie mam i czasem nawet matki - powiedziałam ze zdenerwowania.
Mogłam tego nie mówić, wolałabym żyć w kłamstwie.
Popełniłam błąd, nie powinnam iść w tym kierunku rozmowy, zwłaszcza po tym, co dziś zrobiłam. Może gdybym nie zaczęła to mama, by nie skończyła i wydarzenia w moim życiu nie poszłyby w tragicznym kierunku.
Możecie się domyślić, że cały świat zawalił mi się w tamtym momencie. Uznałam, że to moja wina, że nie mam po co żyć, skoro osoba, która kochałam nigdy nie chciała mnie urodzić.
Izabella zatrzymała się i rzuciła zdanie: Tata Cię nie chciał, ja też nie, ale było za późno.
0 notes
Text
F.U.- więc teraz je, kurwa, chlej
Tumblr media
Opis: Louis i Harry są małżeństwem i mają dziecko, które jest “przylepą” Lou. Lou ma własny biznes, który wiąże się z okazjonalnymi wyjazdami w delegację. Podczas jednej z nich Harry umawia się ze swoim kochankiem w ich domu, co wywołuje przerażenie małej dziewczynki, a co za tym idzie, wcześniejszy powrót Louisa z wyjazdu. Po nakryciu męża na zdradzie, pierwszą myślą Louisa jest ochrona dziecka, jednak pamięta o zemście. Niedługo potem wnosi o rozwód, a Harry nagle się budzi i zaczyna doceniać wszystko, co związane z Louisem, więc chce naprawić ich związek. Reszta pozostawiona kwestii autorki, podkreślony jest jednak happy end.
MASTERPOST
CZĘŚĆ PIERWSZA
Ode mnie: erm... chyba podołałam zadaniu? Prompt ma łącznie 17 stron, na co składa się 11 212 słów. Miał być dłuższy, ale po namyśle postanowiłam nieco go skrócić. Zapraszam.
Delikatne powiewy wiatru wdzierały się podstępnie do małej ocieplonej szopy przez wąską szparę pod wierzejami, przez co chłód kłębił się w środku, przyprawiając wszystkich o nieprzyjemne dreszcze. Lampy zwisały z sufitu i rzucały jasne światło na całe pomieszczenie, po którym pięciolatka chodziła w zaciekawieniu, ciągając za sobą końce przydługiego miękkiego koca i oglądała kolejne zdjęcia zwierząt, które na przestrzeni lat stawiały swoje łapy dokładnie w tych samych miejscach, po jakich ona stąpała w tamtym momencie. Jej oczka świeciły srebrnymi iskierkami na widok misiów wszelkiej odmiany, młodych żyraf czy zdrowiejących ptaków, a Louis zastanawiał się, w jakim stopniu była to oznaka dziecięcej fascynacji, a w jakim jedynie resztki strachu, ukryte pod postacią szklanej tafli łez, której dziewczynka nie miała już siły zniszczyć, więc po prostu ją zaakceptowała.
Patrzył na nią spojrzeniem pełnym troski, bo tylko na tyle było go stać w tamtej chwili; na pierwotne poczucie odpowiedzialności za drugie życie. Jednak tym razem widział w oczach swojej córki dokładnie to samo, przez co nie mógł znieść ciężaru jej wzroku- nie mógł pogodzić się z tym, że doprowadził do sytuacji, kiedy to jego maleństwo zacznie czuć się odpowiedzialne za niego w tak młodym wieku. Ale tak było, to właśnie ona stanowiła większe wsparcie dla niego, aniżeli on dla niej i, o ile ona czuła się z tym dobrze, mając pretekst do tkwienia w ramionach ojca godzinami i zapewniania go o swojej ogromnej miłości do niego, tak on czuł się z tym podle, bo to nie tak powinno być. To rodzic powinien być opoką dla kilkuletniego dziecka, które przeżyło ogromny stres, mogący się przerodzić w traumę na długi czas; ta myśl krążyła po jego umyśle z siłą huraganu, pochłaniając wszystko na swojej drodze, siejąc zamęt i spustoszenie, pozostawiając za sobą mrok…
-Nie zawsze tak jest, Louis.
Łagodny głos dotarł do jego uszu i szatyn obrócił głowę mocno w bok, by spojrzeć na swoją współpracownicę, a błękit w jego oczach przykryła gęsta mgła, nadając im wyraz mroźnej obojętności. Chwilę zajęło mu przyjęcie do świadomości tego, że kobieta odpowiedziała tylko na jego myśli, nieświadomie wypuszczone w przestrzeń dookoła niego przez zdradzieckie usta. Prychnął na to i opuścił głowę, swój wzrok wbiwszy w podłogę między ułożonymi szeroko, zgiętymi nogami, o których kolana opierał swoje ramiona.
-Jak zdrada to na każdym kroku, widzę.- Mruknął sam do siebie, a słowa pozostawiały gorycz w kącikach jego ust.- Najpierw mąż, teraz gęba, co będzie potem? Zabije mnie Nostalgia?
-Radzisz sobie z uczuciami tak dobrze, Louis, wierzę, że nie dasz się pokonać tęsknocie.- Jade odparła z przekonaniem, a zaraz potem stanęła za nim i zaczęła delikatnie masować jego spięte ramiona.
-Miałem na myśli Nossie, wiesz?
-Och.-Było tym, co dostał w odpowiedzi na swoje pytanie, zanim doszedł do tego krótki śmiech.- Daj spokój, ten serwal jest w ciebie tak wpatrzony, nigdy nie podniosłaby na ciebie łapy.-Szatynka dopowiedziała od razu.-Jesteś dla tej kocicy jak matka, Louis.
-A może jednak?
-Gdzie twoje przekonanie, że dzikie zwierzęta są bezpieczniejsze od wielu ludzi?
Louis zamyślił się na moment. Niemal wszystkie jego zmysły wyłączyły się na kilka sekund, zostawiając go samego ze sobą, jakby nic innego się nie liczyło. Jego oddech przyspieszył znacznie, źrenice samoistnie zwężały i serce zaczęło tłuc w żebra w stałym, niemal bolesnym rytmie, jednak przyjął to wszystko bez pojedynczej oznaki słabości, ponieważ taki właśnie był; taki właśnie miał być.
-Późno już, czy mogłabyś zabrać Alex do łóżka, proszę?- Odpowiedział w końcu, ominąwszy pytanie kobiety.- Potrzebuję trochę czasu…
-Jasne, nie ma sprawy.
-Tej nocy, gdy poznałem Zayna, wszystko wypadło mi z rąk.-Mruknął z rozbawieniem, gdy biel koszuli Jade przyjęła teksturę płatków róży, przypiętej do czarnej marynarki jednego z panów młodych. Wytężył wzrok, pragnąć zobaczyć żyłki na jednym z nich, tworzące życiodajny krwiobieg podobny do tego, który w pierwszej chwili chciał otruć jeszcze dwa lata temu, tego pamiętnego wieczoru.- Cały świat stanął przeciwko mnie i zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Lew był wyraźnie pobity, chociaż nie tego się spodziewałem.- Zaczął wyliczać, wyciągając przed siebie obie dłonie, by jedną zacisnąć w pięść, a palcem drugiej przytrzymać wyprostowany palec wskazujący tej pierwszej.-W drodze powrotnej złapałem gumę, chociaż nie byłem na to przygotowany.-Mówiąc to, wysunął środkowy palec i na oczach zebranych gości uderzył w jego opuszkę tym samym palcem drugiej ręki.-Co chwila trafiałem na czerwone światła, czego nie mogłem znieść.- Pokazał trzeci palec i Harry z bezpiecznej odległości zmarszczył na niego brwi, jakby podejrzewając już, do czego wszystko zmierzało.-Moje dziecko zostało zmuszone do wspięcia się naprawdę wysoko, żeby do mnie zadzwonić, czego nigdy w życiu nie chciałem. I wreszcie…- Zatrzymał się na moment i oblizał lubieżnie wargi, na co Zayn poderwał się ze swojego miejsca na tyle gwałtownie, by kolanem unieść nieco stół, ale na tyle wolno, że Harry zdążył pociągnąć do na powrót w dół.- Mój mąż zapychał sobie tyłek penisem, który stanowczo nie należał do mnie, za to w naszej sypialni, na naszym łóżku, co nie śniło mi się nawet w najgorszych koszmarach. Tak właśnie poznałem dzisiejszego pana młodego, gościa, który przyprawił mojemu byłemu nowe nazwisko właśnie dzisiaj, na moich oczach. Ale cóż, cieszę się, że mam kogoś, kto zjada po mnie resztki, przynajmniej nie muszę sprzątać, a za tym nie przepadam.-Po tych słowach opuścił dłonie i wzruszył beztrosko ramionami, z uśmiechem zerkając na wszystkich gości. Stanął w nieco większym rozkroku i włożył ręce do kieszeni spodni, zanim zaczął mówić dalej.- Można pomyśleć, że po tym wszystkim powinienem trzymać się od Zayna z daleka, bo chłop ewidentnie przynosi mi pecha.
-Tomlinson, dość.-Zayn warknął przez zaciśnięte zęby i wszystkie oczy zwróciły się ku niemu, gdy podnosił się ze swojego miejsca, by stanąć na równi z szatynem.- Nie będziesz mi rujnował ślubu, zaprosiliśmy cię dla żartu, rozumiesz?- Wygarnął tonem stanowczym i nieco desperackim, a jego zmrużone oczy poległy w próbie zasztyletowania postaci Louisa, bo ten jedynie zmarszczył nonszalancko nos, nieco nim pociągając.- Nie sądziliśmy, że jesteś na tyle głupi, by tu przyjść.
-Cóż, wy zrobiliście mi żart i wysłaliście zaproszenie. Ja zrobiłem wam jeszcze większy żart i przyszedłem.- Odrzekł gładko, jego usta zamarły w złośliwym uśmiechu i tkwiły tak, dopóki nie postanowił dodać jeszcze czegoś od siebie.- Nie wiem, kto wyszedł tutaj na głupiego, ale mam pewne podejrzenia, że to jednak nie ja. Nie wiem też zbyt wiele o zwyczajach muzułmanów, słyszałem o wstrzemięźliwości seksualnej przed ślubem, ale czy ktoś was powiadomił, że chyba możecie rozmawiać do tego czasu, tak po prostu? Harry zna mnie od przedszkola, więc doprawdy wystarczyło trzydzieści sekund spędzonych na słuchaniu swojego przyszłego małżonka, mój drogi, by wiedzieć, że ze mną nie warto wdawać się w tego typu gierki, bo łatwo się na tym sparzyć. To nie wróży dobrze waszemu związkowi, tak tylko mówię.- Kończąc ostatnie zdanie, wyciągnął ręce z kieszeni i uniósł je do góry w geście poddania.- A teraz siad na tyłek i pozwól mi dokończyć mój toast. Zabrałeś mi faceta, teraz zabierasz mi moją chwilę sławy, zaczynam myśleć, że masz jakiś dziwny fetysz związany z moją osobą. Nie każ mi używać rasistowskich żartów w obliczu twojej rodziny, Zayn. Mam ich kilka i nie zawaham się ich użyć.
-Ty…-Mulat żachnął się, jednak Harry w porę ściągnął go za ramię w dół i pokręcił na niego przecząco głową, doskonale wiedząc, do czego zdolny był jego były partner. Louis parsknął na to w zadowoleniu, po czym przeczyścił na szybko gardło i upewnił się jeszcze, że jego córka jest bezpieczna w zasięgu jego wzroku, zanim zaczął mówić dalej.
-Co do Harry’ego…
Słońce oślepiło go nagle, więc zmrużył na moment oczy, krzywiąc się i opuszczając głowę na tyle, by jego podbródek zetknął się z supłem krawatu przy jego szyi, a gdy na powrót się wyprostował, jedyna już paląca się lampa przestała się kołysać, wcześniej targnięta silniejszym powiewem wiatru.  Otaczały go deski, siano i zdjęcia zwierząt z jego ogrodu zoologicznego, on sam zaś stawiał powolne kroki w kierunku lwa na środku szopy, ułożonego na ciepłym kocu tuż obok dwóch dużych mis z wodą i surowym mięsem oraz kilku strzykawek z lekarstwami. Jego oczy śledziły kontury potężnej postury osłabionego kota, gdy zbliżał się do niego z delikatnym zawahaniem wymalowanym na twarzy. Mimo to w jego duszy panował spokój, biło od niego zaufanie do zwierzęcia, jakie miał przed sobą, co pozwoliło mu znaleźć się przy nim bez wzbudzania poczucia zagrożenia w lwim sercu.
-Cześć, kolego.-Mruknął głosem tylko trochę wyższym od szeptu, po czym powoli obniżył się na swoich kolanach i usiadł na skraju koca, bokiem do pyska samca. -Nie martw się, nie będę cię już dzisiaj niczym męczył, masz już wystarczająco wrażeń, jak na jeden dzień.-Dodał, ryzykując pojedyncze spojrzenie w półprzymknięte oczy kota, a gdy oswoił się z tym, co sam powiedział, mruknął pod nosem jeszcze:- obaj mamy.- i zwiesił głowę w dół.- Dlaczego jesteś taki spokojny? Stary, przecież mógłbym zrobić ci krzywdę, dlaczego się nie bronisz?- Zaczął rzucać kolejnymi pytaniami tak nagle, a mimo to lew nawet nie drgnął, wyrwany z martwej ciszy między nimi. To zirytowało Louisa jeszcze bardziej, bo nerwowo przeczesał palcami włosy i zacisnął na krótko zęby w niemocy.- Zaryczałeś na mnie, gdy po ciebie przyjechałem. Myślałem, że jesteś silny, gdzie twoja potęga? Gdzie twoja duma?! Jesteś królem, do cholery jasnej, dlaczego leżysz przede mną i nic nie robisz? Dlaczego milczysz i otwarcie pokazujesz mi swoje słabości? Jesteś taki żałosny, Boże, chłopie…- Wysyczał z pogardą cieknącą z każdego kolejnego słowa, a potem zamilkł. Nie był w stanie wydać z siebie pojedynczego dźwięku, chociaż uparcie otwierał usta i starał się wymusić cokolwiek. Przed sobą widział jedynie brudny błękit koca między swoimi nogami, na który niespodziewanie spadła pierwsza łza, niedługo potem jeszcze jedna, i zanim się zorientował, jego ramiona trzęsły się niekontrolowanie, a cały obraz zamazał się w jedną wielką plątaninę barw splamionych wodą.
Siedział zgarbiony w pustej już szopie, jedynie i aż z wielkim lwem tuż obok siebie, w dach nad nimi zaczęły uderzać kolejne krople deszczu i płakał. Tak po prostu, ronił jedną łzę za drugą, każda spływała z jego policzków i nosa, by rozpaść się na miękkim materiale i zostawić po sobie plamy, niczym rany na sercu ich właściciela. W milczeniu cierpiał krótko, wszelkie dźwięki dusząc w sobie, bo ogromna łapa przesunęła się powoli wzdłuż jego uda, a następnie uniosła się nad jego kroczem i opadła na nie łagodnie. A Louis spojrzał najpierw na nią, potem przeniósł wzrok na gęstą grzywę i zatracił się w mądrych, wypełnionych bólem oczach; tak bardzo podobnych wtedy do tych jego. I wtedy zaczął płakać głośniej, wypłakiwał melodię złamanego serca całą swą duszą, bo mógł pokazać swoją słabość, powoli opadając plecami na szyję zwierzęcia, które w odpowiedzi na ten ruch jedynie przeniosło swoją łapę na brzuch szatyna i zacieśniło uścisk na całej go talii.
-Tak się nie robi…-Wyseplenił z trudem w bujną sierść i być może jeden włos utkwił mu na języku, ale był ostatnią rzeczą, o jakiej w tamtym momencie myślał. Nawet kilkukrotne mrugnięcie nie wyostrzyło mu obrazu; świeże łzy wciąż napływały do jego oczu w potrzebie ucieczki, by uczynić ich obu świadkami swojego zbiorowego samobójstwa.- Ja go kochałem. A on tak po prostu…-Uciął w połowie zdania, jedynie szlochając jeszcze głośniej i bardziej desperacko, aniżeli jeszcze sekundę wcześniej. - Błagam, wstań. Szarpnij mnie, ugryź, zrób cokolwiek, ale nie poddawaj się…- Jąkał się w prośbach, jak tylko chwycił w pięści fragmenty grzywy lwa i spróbował nim potrząsnąć, a gdy nie otrzymał nic w zamian, zwinął usta w wąską linię, powstrzymując brodę od drżenia, i puścił go poddańczo.- Ja też taki będę?- Zapytał w końcu, spojrzawszy głęboko w złoto-brązowe oczy. Z jego nosa ściekał płyn, łącząc się ze łzami, a oczy piekły niemiłosiernie, więc po chwili namysłu przymknął je i nachylił się do łba kota, by przycisnąć usta do skóry na jego pysku, tuż pod zaropiałym okiem i oddać mu w ten sposób należną cześć. - Obiecaj mi coś. Przejdziemy przez to, tak? Obiecaj, że ponownie zaryczymy jak dawniej.- Wyszeptał prost do jego ucha, zanim na powrót ułożył głowę na gęstej grzywie na jego szyi i przekręcił się na bok, chcąc widzieć błogi spokój na jego pysku; chcąc dzielić ich cierpienie.-Że będziemy dumni i potężni. Razem.
I w ten sposób zasnęli- pogrążeni w bólu, połączeni w walce o lepsze dni. Dwa lwy, które po zranieniu zaryczały po raz ostatni, a potem oba zamilkły i ukazały to, jak wiele cierpienia w sobie chowały. Dwie różne dusze scaliły się w jedność, dwa skrzywdzone serca zabiły dla siebie, opuszki palców zetknęły się z poduszkami łapy w uścisku i wymieniły ciepło, które rozniosło się po obu istotach i przepełniło je pragnieniem walki. A na potwierdzenie tego uścisk na talii Louisa rozluźnił się i zacieśnił znowu, przez co mężczyzna w pewnym momencie otworzył oczy i spojrzał w dół, a gdy zobaczył Alex, z wyraźnym pragnieniem bliskości wymalowanym na dziecięcej buzi, od razu uśmiechnął się szeroko i podniósł dziewczynkę w długiej pasiastej sukience. Ta natychmiast wtuliła się w jego ciało, uprzednio dając mu jeszcze całusa w policzek, i swobodnie zatopiła zarumienioną twarzyczkę w zagłębieniu szyi ojca, pozwalając mu mówić dalej.
- Harry nigdy nie tolerował mojej pracy. Być może to był jeden z powodów wydarzenia, dla którego wszyscy się tu dzisiaj zebraliśmy. Uważał, że dzikie zwierzęta są niebezpieczne, a ze mną jest coś nie tak, skoro codziennie wchodzę na ich wybiegi. Wiesz, co jest zabawne, Harry?- Zapytał bezpośrednio bruneta, a gdy ten mu nie odpowiedział, jedynie wpatrując się w niego dużymi oczami, prychnął pod nosem, zanim sam sobie dopowiedział:- Przez cały ten czas to ja miałem rację. Dzikie zwierzęta są bezpieczniejsze od ludzi. Bo gdy zaatakuje cię lew, prawdopodobnie to kwestia sekund, kiedy cię zabije. Potem przestaniesz czuć, więc wszystko jest ci obojętne, bo już cię tak naprawdę nie ma. A gdy zaatakuje cię człowiek, cierpisz długo i okropnie. Nie przestajesz czuć, wręcz przeciwnie- czujesz, ale tylko to, co najgorsze. Ból wszystkiego zżera cię od środka, powoli tracisz zdolność do egzystencji i pozostajesz marną, wypraną z emocji powłoką człowieka. Ale to wciąż nie koniec, bo w ten sposób musisz wstawać codziennie z łóżka i nadal żyć. Ale co ty o tym możesz wiedzieć, prawda?- Mruknął z pogardą, patrząc wprost w zielonego oczy byłego partnera.- Ty latami dostawałeś wszystko, czego dusza zapragnie. Kochałem cię jak dziki, wszystko bym dla ciebie zrobił. Ale to wciąż było za mało. Uważaj, Zayn, bo ty możesz być kolejny. Tak się kończy związek z niestabilnym emocjonalnie dzieciakiem, który widzi tylko czubek własnego nosa. Taka moja rada dla nowożeńców. Powiedziałbym coś jeszcze, ale jeden z panów młodych zaraz zemdleje, a drugi wystrzeli w kosmos. W końcu to ich dzień, dajmy im trochę poimprezować…-Mówiąc to, wywrócił ostentacyjnie oczami.-Chociaż tak naprawdę kończę to, bo moja córka robi się senna, waszą wygodę masz głęboko w poważaniu, Harry chyba nawet wie, jak bardzo głęboko… -Przy tych słowach zatrzymał się i poruszył charakterystycznie brwiami, przyprawiając Harry’ego o delikatny rumieniec.-Jeszcze tylko jedna rzecz: kto zdradził raz, zdradzi i kolejny. Powodzenia, Zayn. A teraz, zdrowie młodej pary!- Wykrzyczał radośnie, uniósł w górę kieliszek z sokiem pomarańczowym i wypił spory łyk, nawet nie patrząc na oszołomione twarze weselnych gości. Potem usiadł na swoim krześle, poprawiwszy swoją córkę w ramionach i z przyjemnością utkwił w niezręcznej ciszy, która witała go za każdym razem, gdy zostawał w ogrodzie zoologicznym sam. Instynktownie spojrzał jeszcze na drzewo, zza którego jak zwykle pokracznie biegła już do niego maleńka panda o imieniu Sophie i uroczej czarnej plamce o kształcie nieco przypominającym karo przy nosku. Na jego usta wpłynął delikatny, niedochodzący do oczu uśmiech, złożony bardziej z uniesienia jednego kącika w rozczuleniu na widok misia, tak ochoczo zbliżającego się do niego.
-Witam ponownie, słodziaku.- Wypowiedział w przestrzeń wybiegu dla pand, jak tylko jedno z młodych doczłapało się do jego nogi i zmęczone opadło całym ciałem na jego goleń, po czym z cichym chichotem chwycił je za puszyste włosie i podciągnął do góry.-Przykro mi, idę właśnie do swoich kotków, to nie jest miejsce dla ciebie.
-Ey!-Misiek zawołał radośnie i po prostu przylgnął do piersi szatyna, wyraźnie odmawiając powrotu na wybieg, na co Louis roześmiał się mimowolnie.
-Chyba mam dla ciebie kogoś, kto z chęcią się pobawi…-Napomknął w odpowiedzi na zaczepkę i rozejrzał się dookoła ze zmarszczonymi w skupieniu brwiami.-Alex!- Zawołał raz, wolnym krokiem zmierzając w kierunku wybiegu dla lwic.-Lexi, kochanie, mam tu twojego kolegę!-Krzyknął po raz drugi i poprawił sobie pandę w ramionach.- Gotowa na-
-Gotowa od zawse!-Usłyszał nagle, na co zaciął się wpół zdania, a jego brwi podleciały do góry, gdy tylko zobaczył, że jego córka biegnie do niego znikąd w ochronnym niebieskim fartuszku i z wyciągniętymi rączkami, których dłonie miała ukryte pod elastycznym materiałem małych rękawiczek. -Biegnę, tatusiu!-Wywrzeszczała w podekscytowaniu i Louis słyszał, że była bliska zapowietrzenia się, więc pokręcił głową z cichym westchnieniem, zanim upomniał dziewczynkę stanowczym tonem:
-Powoli, nikt cię nie goni!
-Daj mi tę pandę, opkuję się.- Rozkazała z zaciętą miną, jednak w jej oczach błyszczały radosne iskierki i całe jej usta rozciągały się w szerokim uśmiechu, zdradzając prawdziwe intencje.- Daj, daj, daj!-Krzyczała wesoło, podskakując już przy jego nogach, a gdy Louis pochylił się do niej i przekazał jej misia, nawet nie zdążył nic powiedzieć, bo ta zaraz odwróciła się na pięcie i z pandą równą jej wielkości zaczęła chwiejnym krokiem dreptać w stronę placu zabaw. Zostawiła go samego na środku ścieżki, z pytająco wysuniętym palcem wskazującym i nieco uchylonymi ustami, z których nigdy nie wypadło żadne słowo odnośnie tego, co widział przed sobą.
-Przyzwyczajaj się, Louis, jeszcze moment, a w ten sposób ucieknie z całym dorobkiem twojego życia do jakiegoś frajera z deską pod pachą i krzywym uśmieszkiem, który tobie wyda się obleśny i zaczniesz się krzywić, ale ona będzie mdleć na jego widok.-Mówił sam do siebie, po drodze do wybiegu lwic machając do Nostalgii, która dotrzymywała mu kroku wzdłuż murku otaczającego jej teren w ogrodzie. Z daleka wyglądała go jedna z przedstawicielek królewskiego gatunku, a gdy zbliżył się wystarczająco, zaryczała na pozostałe, by wspólnie mogły zebrać się przed wejściem i zaczekać, aż Louis do nich dołączy. -Albo będzie też niezdolnym do głębszych uczuć idiotą, który z pewnością złamie jej serce, ale ona nie zrozumie twoich rad i z łatwością zwinie ci twoje hasło do banku, bo zamarzy im się wspólna ucieczka z domu, by żyć, kurwa, długo i szczęśliwie, dopóki ten chuj nie uzna, że jedna wagina to za mało i pójdzie się walić w trójkącie w łóżku, za które ona zapłaciła z twoich pieniędzy. Cześć, Aaliyah.- Wyburczał pod nosem, gdy otworzył sobie bramkę i wszedł do środka, już strzepując rękaw bluzy w dół, aż jego zaciśnięta w pięść dłoń nie została okryta materiałem. Potrząsnął ręką eksperymentalnie nad wybraną lwicą i uniósł ją wysoko, a następnie schował za siebie w momencie, w którym kocica wyskoczyła za nią. -Za wolno, ktoś tu się chyba dzisiaj przesadził z obiadem.-Skarcił rozbawiony i zgarbił się nieco, czując łapy na swoich ramionach i wilgotny nos kolejnej lwicy tuż przy swoim uchu. Obrócił głowę w jej kierunku, po czym odkrytą dłonią przytrzymał przy sobie jej pysk i ucałował lekko miejsce tuż nad jej wąsami w należytej czci.-Ładnie to tak zachodzić od tyłu, królewno? Złaź.- Mówiąc to, poklepał jej łapy i uśmiechnął się, gdy znowu mógł stanąć prosto bez uczucia ciężaru na sobie.-Mogę sobie z wami dzisiaj poleżakować?-Zapytał dla zasady, już postawiwszy kilka pierwszych kroków w kierunku wysokiej, drewnianej budowli na środku wybiegu. Zakrytą rękę po raz kolejny wysunął przed siebie i potrząsnął nią zaczepnie, a jedna z kocic wyskoczyła tak gwałtownie, że nie zdążył schować rękawa za siebie, przez co skończył z przedramieniem w uścisku silnych szczęk i skinął głową w aprobacie.- Brawa dla Tori, widzę, że trzymasz formę, panienko.-Pochwalił, po czym bez problemu wyswobodził rękę z jej pyska, tylko po to, by podobny uścisk poczuć na swojej łydce, na co spojrzał w dół i zmarszczył brwi, widząc czwartego kota, zerkającego na niego z dołu jakby w zakłopotaniu, a przynajmniej tak to sobie zawsze tłumaczył.-Hej, znasz zasady gry, więc nie oszukuj! To się nie liczy. - Upomniał stanowczym tonem i gestem dłoni odpędził lwicę na tak małą odległość, że ta już sekundę później mogła otrzeć się całym ciałem o bok jego nogi w żądaniu czułości. Wysunął więc obie dłonie i szedł dalej, nieustannie czując przy sobie obecność czterech lwic; po dwie na każdą stronę jego ciała, wszystkie korzystające z możliwości bycia pogłaskaną, nawet jeśli same musiały się o to postarać, a Louis był w tym bierny.
-Louis..?-Znajomy damski głos zawołał go z oddali, jednak on udał, że nie słyszy i wspiął się na sam szczyt drewnianej budowli, kiedy jego cztery koty posłusznie siedziały przed nią, czekając na wezwanie. Jedna z kocic ustawiła się już do skoku, ale wystarczył karcący wzrok szatyna, by na powrót przyjęła właściwą pozycję i zawarczała na niego w zniecierpliwieniu. Mężczyzna usiadł wygodnie na gładkiej, tylko w niektórych miejscach nieco wydrapanej platformie, która spełniała rolę legowiska dla jego podopiecznych, a potem poklepał miejsce obok siebie. Zaproszone lwice rzuciły się do wspinaczki z ochotą, jedna przez drugą pokonując piętra budowli, depcząc po drodze swoje łapy i wzajemnie hacząc o siebie w ich własnym wyścigu o zaszczytne miejsce, jakim dla każdej z nich były kolana Louisa.
-Louis!- Jade odezwała się ponownie ze ścieżki przy ogrodzeniu, a szatyn westchnął w przestrzeń i odchylił plecy do tyłu, na co Aaliyah instynktownie położyła się za nim, oferując mu swoją szyję jako poduszkę. Gdy przyjął to bez słowa, przekręciła nieco łeb i polizała jego skroń, szorstkim językiem na wrażliwej skórze wywołując jego głośny śmiech.
-Nie ma mnie!- Odkrzyknął do kobiety, zaraz potem stęknąwszy cicho pod ciężarem Tiary, która przeturlała mu się po torsie, by położyć się tuż przy jego prawym boku i zaczepnie szturchać łapą wystającą część odpiętej kieszonki w bluzie na jego piersi.-Nie ma mnie dla nikogo, kto nie jest Aaliyah, Victorią, Tiarą lub Hope.
-Harry przyszedł…
-Powiedz mu, że nie żyję.-Odpowiedział bez zastanowienia, całe jego ciało spięło się na dźwięk tego imienia i zacisnął zęby mimowolnie i trochę mocniej podrapał brzuch Hope, jednak lwica nie miała nic przeciwko temu, a wręcz zamruczała na to przyjemnie i obróciła się po jego lewej stronie na grzbiet, oferując mu cały swój brzuch.
-A myślisz, że nie próbowałam?- Jade zapytała retorycznie i nawet ze sporej odległości dało się usłyszeć jej śmiech, który rozprowadził odrobinę ciepła po ciele szatyna.- Stoi i upiera się, że musi z tobą porozmawiać.
-To niech tu przyjdzie. Jeśli odważy się wejść, pomyślę, czy jest wart mojej uwagi.
-Chcesz pójść siedzieć za kogoś takiego? I ryzykować uśpieniem lwic?
-Nikt nie tknie moich dziewczynek.-Zawarczał ponuro, po czym z trudem wydostał się spomiędzy kocic i leniwie zeskoczył z najwyższej platformy na niższą, a z tej już prosto na ziemię. -A ledwo zdążyłem się położyć. Dureń, jak już zaczął niszczyć mi życie, to po całości, widzę…-Marudził pod nosem, wolno kierując się w stronę wyjścia z wybiegu. Tiara zaryczała za nim, a Tori nawet zeskoczyła i rzuciła się w pogoń, a parę sekund później, gdy Harry z oddali krzyknął głośno:
-Lou, uważaj!- i ona już przy nim była, stanęła na dwóch tylnych łapach, a przednie zarzuciła na ramiona szatyna, zatrzymując go na moment przed bramką.
-Ty się ze mną zgadzasz, co, piękna?-Louis napomknął do lwicy tak cicho, żeby tylko ona mogła to usłyszeć. W odpowiedzi na miękkie szturchnięcie nosem jego policzka, ujął w dłonie jej pysk i utonął w spojrzeniu dużych złotych oczu, otoczonych czarną powłoczką z delikatnym wyciągnięciem przy zewnętrznych kącikach. - Chcesz wyjść ze mną, prawda?- Zadał kolejne pytanie, na które nie mógł otrzymać werbalnej odpowiedzi, jednak kocica owinęła swoje łapy wokół jego szyi i otarła się swoim uchem o bok jego głowy, łasząc się do niego w sposób, który uwielbiał. I gdy on odwzajemnił uścisk, bezradnie zarzuciwszy ramiona na jej grzbiet, ona obróciła łeb w stronę ogrodzenia i po obu bokach jej nosa skóra zadrżała parokrotnie, a z każdym kolejnym razem zmarszczki w tych miejscach pogłębiały się coraz bardziej, by w końcu pojawiły się również między jej oczami, jak tylko w pełni odsłoniła swoje ostre kły i zaryczała niebezpiecznie na postać bruneta.- Spokój, maleńka.- Louis odezwał się w próbie ukojenia jej nerwów, pocierając delikatnie niewielkie uwypuklenie pod jej karkiem.-Nie jest tego wart, oboje to wiemy.- Zapewnił ciepłym tonem głosu, szepcząc to wprost do jej drgającego ucha. Z wyraźną niechęcią ujął w dłonie  obie jej łapy i delikatnie zsunął ją z siebie, jeszcze pogłaskawszy ją z miłością przed tym, jak opuścił wybieg, by stanąć twarzą w twarz ze swoim byłym partnerem. Jego twarz na oczach Harry’ego zmieniła się zupełnie; z czułego uśmiechu w ułamek sekundy przeszła w zupełny brak wyrazu, neutralną minę z wyróżniającym się, obojętnym spojrzeniem, wypalającym dziurę w czole zielonookiego mężczyzny.
-Lou, cześć…- Harry spróbował mimo to, ale Louis wyciągnął płasko dłoń przed siebie, uciszając go tym w połowie zdania.
-Louis.- Poprawił oschle.- Co tu robisz? I ostrzegam, nie mam czasu, więc lepiej się streszczaj. Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć najlepiej, że cholernie irytuje mnie, gdy ktoś przerywa mi czas spędzany z tymi lwicami.- Oznajmił i dla podkreślenia znaczenia swoich słów, postukał palcem w nagi nadgarstek, delikatnie zarysowany przez kieł jednej z kocic.
-Oczywiście, że wiem. Są sensem twojego życia…
-Ty nim byłeś i spójrz, jak się na tym przejechałem.- Odrzekł natychmiast, wciąż nie wyrażając nawet jednej emocji we wszystkim, co robił w stosunku do swojego byłego. Bez uprzedzenia ruszył  w dół ścieżki, przez co Harry oszołomiony na moment został w tyle i musiał zmusić nogi do biegu, by dorównać mu kroku, ale wydawało się, że jego uwagi miał już nie odzyskać, bo szatynowi nawet powieka nie drgnęła, czegokolwiek by wtedy nie zrobił. Kilka kolejnych minut spędzili w ciszy, jedynie przemierzając ramię w ramię cały ogród, nawet nie ocierając się o siebie od czasu do czasu, ponieważ Louis dbał o dystans między nimi, a Harry mógł jedynie przygryzać nerwowo wargę i wzdychać co chwila.
-Dostałem papiery rozwodowe. - Powiedział w końcu i z wahaniem spojrzał na starszego mężczyznę, który jedynie skinął wolno głową na tę wieść.
-Podpisałeś?
-Jeszcze nie.
-Dać ci długopis?
-Zayn powiedział, że nie powinienem zgadzać się na rozwód z orzeczeniem o mojej winie.
Słysząc to, Louis stanął w miejscu jak wryty, tuż przy wybiegu dla małp, których rasy Harry nawet nie znał, ale od zawsze miał z nimi złe doświadczenia.
-W tym momencie sobie kpisz.- Szatyn wycedził przez zaciśnięte zęby, a jego były partner zagryzł delikatnie dolną wargę po raz kolejny tego dnia, widząc go takiego. Brunet spróbował podejść do niego, jednak ten automatycznie się cofnął, zachowując między nimi dokładnie taką samą odległość. Większa dłoń zawisła na chwilę w powietrzu, a potem zaraz opadła, jak tylko dwie mniejsze zostały zaciśnięte po obu bokach starszego mężczyzny i atmosfera nagle stała się niewygodnie gęsta, wręcz zapierająca dech w piersiach. - Powiedz, że kpisz i jestem w jakiejś pieprzonej ukrytej kamerze.- Louis dodał jeszcze, jego głos przyjął wyjątkowo napięty ton, na który Harry obawiał się odpowiadać. Potarł więc niezręcznie tył swojej głowy i wzruszył ramionami w bezradności, mrucząc ciche:
-Ja wiem, że-, jednak nie zdążył dokończyć myśli, bo szatyn przerwał mu ponownie.
-A czy Zayn powiedział ci, że nie powinno się zdradzać, mając obrączkę na palcu?- Zakpił głośno, wywróciwszy oczami na ponury nastrój, w jaki wpadł dokładnie w momencie, w którym zobaczył znowu osobę, którą kiedyś darzył ogromnym uczuciem.- Jeśli nie, to raczej nie powinieneś stawiać go jako swój autorytet, mój drogi.
-Louis, chcę to naprawić, okej? Daj mi szansę, błagam!
-Na co ty chcesz szansę? Słyszysz sam siebie, idioto, czy penis tego twojego kochasia zaszedł na tyle daleko, by rozpieprzyć ci receptory słuchu w mózgu? Szansę na co? Czego oczekujesz?- Louis zasypał Harry’ego pytaniami, na które ten nie otrzymał nawet okazji, by odpowiedzieć.-Od trzech miesięcy nachodzisz mnie wszędzie i wciąż chrzanisz to samo, więc słucham, mów konkretnie, czego chcesz? Ponieważ jedyne, co od ciebie słyszę, to cholerne „spróbujmy jeszcze raz”.- Przedrzeźnił irytująco piskliwym głosem, przyjmując najgłupszy wyraz twarzy, na jaki tylko było go stać.-Super, daję ci szansę, próbujemy! A co dalej? Mam chodzić do pracy z cholerną myślą o tym, że w tym czasie znowu się z kimś pieprzysz w naszym łóżku, kłębiącą się gdzieś na tyle mojego umysłu? Mam cię dotykać, wiedząc, że nie jestem jedynym, który to robi? Mam drgać na każdy sygnał sms’a w twoim telefonie, zastanawiając się, czy to aby nie Zayn? Mam cię kochać, wiedząc, że ty nie kochasz mnie?
-Przecież cię kocham… Louis…-Harry wychrypiał słabo, spojrzenie jego zielonych oczu opadło miękko z tych błękitnych na bladoróżowe usta szatyna w geście, którego Louis nie chciał już rozumieć.
-Gówno prawda.- Starszy skwitował prosto.-Gdybyś mnie kochał, nie pojawiłby się Zayn. Nie byłoby nikogo poza mną.
-Zrozum, to wszystko… Dziecko, twoje zwierzęta…
-Zamilcz.- Przerwał i ostentacyjnie ułożył jedną rękę na biodrze.-Mam dość słuchania starych śpiewek. Zazdrość o zwierzęta jest absurdalna w twoim przypadku, bo regulowałem sobie godziny pracy, wracałem do domu wcześniej, niż wracałbym z normalnej pracy i poświęcałem ci maksimum czasu. Nie wmówisz mi, że było inaczej.
-Ale była też Alex i-
-Och, daj spokój. Rychło w czas uświadomiłeś sobie, że nie jesteś gotowy na dziecko, doprawdy. Co miałem zrobić, żebyś był szczęśliwy? Zostawić Alex na śmietniku? Człowieku, nie rób z siebie głupszego, niż jesteś.
A potem całe napięcie zeszło z niego pod postacią łez. Stał przed swoim byłym i prostu płakał, bo nic innego nie mógł w tej sytuacji zrobić. Ronił jedną gorzką łzę za drugą, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, po prostu cierpiąc w milczeniu w obliczu partnera, który spróbował go pocieszyć, ale skończyło się to fiaskiem.
Ponieważ, gdy tylko Harry porwał go w ramiona i przytulił do siebie mocno, Louis przytrzymał go przy sobie i gwałtownie uniósł kolano, z impetem uderzając nim prosto w krocze bruneta.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj.- Warknął oschle, nawet nie mrugnąwszy okiem na widok, który miał przed sobą, a był nim jego przyszły były mąż, zgięty w pół z rękami ułożonymi ochronnie na bolącym miejscu, sapiący mieszankę przekleństw pod nosem. Niebieskooki otarł wilgotne policzki i wyprostował się dumnie niczym jeden z jego lwów, po czym postukał trzy razy w metalowy szczebelek bramki i otoczył go swoimi palcami.-Podpiszesz papiery, bo rozpad naszego małżeństwa to, kurwa, tylko i wyłącznie twoja wina, rozumiesz? A teraz masz dziesięć sekund, by opuścić ten teren…
-Nie odważysz się…
-Jeden…
-Louis, błagam.-Harry wydukał przez zaciśnięte zęby, uparcie kręcąc głową w zaprzeczeniu.
-Dziesięć.-Usłyszał w odpowiedzi, a potem Louis otworzył bramkę i wypuścił gromadę głodnych kapucynek, by pozwolić im pobawić się z jego byłym po raz ostatni.
Odszedł w akompaniamencie wrzasków i wyjątkowo niemęskich pisków swojego męża, już nawet nie ciesząc oczu widokiem bruneta w sidłach stada dzikich małpek. Zamiast tego skupił się na tym, co miał przed sobą, czyli na biegnącej do niego Alex, której szeroki uśmiech i wesołe diabliki w oczach były w stanie zarazić go w mgnieniu oka, a błękitny fartuszek zamienił się w pasiastą sukienkę do kostek. Jej długie włosy powiewały na delikatnym wietrze, zanim wpadła w ramiona ojca z dziecięcym chichotem, na co ten zmarszczył podejrzliwie brwi.
-Nabroiłaś?- Zapytał, natychmiast biorąc się za poprawianie jej fryzury, ale ona jedynie pokręciła przecząco główką i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi.- Mów.
-Tomlinson!- Donośny głos Zayna dotarł do jego uszu, a gdy uniósł wzrok, zobaczył Harry’ego i jego nowego męża, całych w kremie z tortu weselnego, i nie mógł poradzić nic na to, że parsknął głośno śmiechem, którego nawet usilny kaszel nie był w stanie stłamsić.
-Lexi, cwaniaro, chyba przegięłaś.-Napomknął cicho, zanim wstał z nią w ramionach i wolnym krokiem ruszył w stronę rozzłoszczonej pary młodej.-Słuch-
-Mam dość, rozumiesz?-Mulat wpadł mu w słowo, co Louis przyjął z urażonym zmarszczeniem brwi.-Najpierw czarodziejskie zniknięcie obrączek, potem galaretka w mojej kieszeni, robaki w szampanie, twoje publiczne pranie brudów w żałosnej przemowie, a teraz to!-Wywrzeszczał, wskazując dwa poplamione garnitury ślubne.-Zabieraj swojego niewychowanego bachora i po prostu wynoś się z mojego ślubu.
Po zakończonej tyradzie, szatyn przeniósł swój wzrok na swojego byłego męża i przekrzywił na niego głowę w zaciekawieniu.
-Ty też tak uważasz?
-Louis, ona przesadziła. Oboje przesadziliście.-Usłyszał w odpowiedzi i zamarł na to w bezruchu, gdy Harry wciąż mówił.-Chciałem być miły, dlatego cię tutaj zaprosiłem. Chciałem, żeby Alex wzięła w tym udział, ale to, co odwaliła, świadczy o tym, jak źle ją wychowaliśmy.
-Przepraszam, mogłaby pani potrzymać na chwilę moje dziecko?-Louis spytał przypadkową kobietę, która akurat znalazła się przy nich. Dosłownie wcisnął jej w ramiona swoją córkę, po czym znienacka zamachnął się i płaską dłonią uderzył w blady policzek Harry’ego tak mocno, że echo tego plasku rozniosło się po najbliższym otoczeniu, zagłuszając nawet delikatną muzykę w tle.-Dziękuję.- Zwrócił się po raz kolejny do kobiety, zabrał sześciolatkę z powrotem do siebie i po raz kolejny spojrzał na nowożeńców, mrożąc wzrokiem najpierw Zayna, a potem swojego byłego, który wciąż trzymał się za obolały policzek i wgapiał się w niego ogromnymi z szoku oczami.-Zrozumiem wiele, jesteś zakochany, zaczynasz nowy rozdział w życiu i tak dalej i tym podobne badziewia. Ale nie waż się, kurwa, nigdy więcej mówić, że źle wychowałem swoją córkę. Dałem jej to, co dałem tobie. Zobacz, jak to spożytkowaliście; Alex jest tu ze mną i nie szuka nowego tatusia, kiedy ty wepchnąłeś do naszego łóżka obcego faceta, ją zostawiając za drzwiami samą sobie. Teraz ci się zebrało na analizę naszych metod wychowawczych?!- Wrzasnął w furii, gdzieś po drodze pouczając Zayna, by mu nie przeszkadzać, gdy daje wykład życia swojemu byłemu partnerowi.-Spędziłeś z nią prawie pięć lat, a bierzesz stronę swojego kochasia? Jak długo go znasz, żeby w ogóle mieć czelność robić coś takiego?
-Cztery lata.
Na tę odpowiedź mulata Louis zastygł z opadniętą w zaskoczeniu szczęką. Zamrugał kilkukrotnie na Harry’ego, a gdy ten nie zaprzeczył, szatyn zaczepił jednego z kuzynów Malika i wymruczał miękkie:
-Przepraszam, czy mógłbyś potrzymać na chwilę moje dziec-
-Nie!-Harry wypalił natychmiast i wysunął ręce w dodatkowym zaakcentowaniu swoich słów, już przewidując to, co miało się stać później.- Nie…- Powtórzył znowu i wypuścił ciężko powietrze, gdy chłopak zniknął z ich pola widzenia.-Louis, ja-
-Wychodzę.-Louis oznajmił twardo, poprawił sobie Alex w ramionach i odwrócił się na pięcie, a zanim odszedł, postanowił jeszcze raz spojrzeć na Zayna z chytrym uśmieszkiem.-Tak przy okazji. Usta, które tak namiętnie całujesz, jakiś rok temu, podczas próby naprawienia związku ze mną, wpadły w słonie gówno. Wraz z całą resztą twarzy. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, kochani.- Dodał opryskliwie, a potem odszedł, kierując się wprost do wyjścia z dworku, w którego ogrodzie odbywało się wesele.
I gdy dwoje dumnych reprezentantów rodu Tomlinsonów czekało na przyprowadzenie ich auta, Harry dobiegł do nich cały zdyszany i niezmiennie pokryty grubą warstwą kremu śmietankowego. Louis wywrócił na niego oczy, a Alex zachichotała wesoło, przygryzając jeden ze swoich palców.
-Lou, to nie tak.-Zaczął się tłumaczyć, ale szatyn przerwał mu głośnym, znużonym jękiem.
-Nie mam ochoty tego słuchać, Harry. Powiedz mi coś tylko. Jesteś szczęśliwy z Zaynem?- Spytał prosto i spojrzał głęboko w zielone oczy Stylesa, chcąc uzyskać szczerą odpowiedź. Harry zaś podrapał się w tył głowy i zamilkł na moment, zanim w końcu zebrał się na powiedzenie czegokolwiek.
-Ja… Sądzę, że tak. Mam na myśli, ja nigdy nie byłem rodzinnym typem faceta, Louis, a nasza sytuacja…- Plątał się speszony w obawie przed powiedzeniem kilku słów za dużo w obecności ich córki.-To nie była moja bajka. Zayn nią jest, tak myślę… Nie wiem, po prostu jesteśmy tylko my i chyba jest mi z tym dobrze.
-Dam ci dobrą radę, w porządku?- Szatyn przygryzł wargę w zastanowieniu, poświęcając chwilę na odpowiedni dobór słów. W końcu westchnął tylko ciężko i pokręcił głową sam na siebie, by finalnie wypowiedzieć krótkie, ale szczere:- Rozmawiaj z nim, bo nie chcę za rok dostać wezwania do sądu w roli świadka na powództwie o rozwiązanie waszego małżeństwa. Nie powtarzaj głupot z naszego związku.
-Louis.
-Co?
-A ty jesteś szczęśliwy?-Harry spytał niepewnie, jego oczy wydawały się błagać o pozytywną odpowiedź i wszystko nagle stało się takie bez sensu, że Louis chciał po prostu jak najszybciej znaleźć się w domu, z dala od swojej przeszłości.
-Jestem.-Odparł z pełnym przekonaniem.- Mam swoje zwierzęta, nikt nie truje mi nad uchem, że zrobią Alex krzywdę i jest Jade, która dzieli ze mną dobre i złe dni.
-Wiem, że to głupio zabrzmi, ale naprawdę wiele dla mnie znaczysz i nie chcę cię tracić…Czy jest- Zakrztusił się na własnych słowach, po czym odchrząknął i wziął głęboki wdech, zanim odezwał się po raz kolejny.-Czy jest szansa na to, byśmy zostali chociaż dobrymi znajomymi? Nie musimy odcinać się od siebie tak zupełnie, przec-
-Za dwa tygodnie w piątek organizujemy z Jade chrzciny Katie. O piętnastej w kościele nieopodal naszego domu. Znasz adres…
-Mogę przyjść?- Głowa Harry’ego poderwała się do góry w zaskoczeniu w tym samym momencie, w którym samochód Louisa został podprowadzony do nich.
-Chcę, żebyś został ojcem chrzestnym.-Szatyn odpowiedział dopiero, gdy już zapiął swoją córkę w foteliku na fotelu pasażera. Zamknął drzwi z jej strony i rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na swojego byłego, dodając ciche:- Zwykłym byłeś do dupy, więc może chociaż w tej roli się sprawdzisz.
-W takim razie do zobaczenia, Lou.
-Trzymaj się, Harry.
I kiedy młodszy z nich wrócił na własne wesele ze szczęśliwym uśmiechem, chowanym pod nosem opuszczonej głowy, starszy wsiadł za kierownicę swojego samochodu, splótł palce swojej dłoni z palcami jednej ze swoich dwóch córeczek i wyjechał na ulicę, rozsądnie kierując ich obu do domu, gdzie czekały na nich dwie pozostałe dziewczyny z ich wesołej rodzinki.
I właśnie tego dnia i Louis i Harry zrozumieli, że za błędy się płaci; za swoje zawsze, a często i za cudze i po prostu trzeba się z tym pogodzić.
Nauczyli się też, że musi lunąć, by na niebie pojawiła się tęcza.
I chociaż wszystkim innym zapewne życzyliby innego kandydata na ulewę niż zdrada, to odkrycie szczęścia w garncu na krańcu tęczy i tak warte jest wszystkiego, co złe na tym świecie. I niech nikogo nie zmyli koniec, bo on często oznacza zupełnie nowy początek.
22 notes · View notes
polish-horizon · 6 years
Text
Słowa, których nie potrafiłam powiedzieć (言えなかった言の葉)
„Co przekazałyby te słowa parze o odmiennych poglądach? Nieznana kobieta należąca do ‘Zagubionych’ (Lost). Ona jest ‘Nein’.”
Na ścieżce, którą zaczęłam chadzać, wciąż hula zimny wiatr. Kołysze moimi włosami, a one gładzą cię po czółku, podczas gdy na plecach wciąż czuję niezastąpione ciepło…
Każdy żyje dniem dzisiejszym machając do oddalających się uśmiechów. Nie będę już płakała. Znów przyjdzie wiosna…
Na ścieżce, do której przywykłam, uśmiechają się promyki słońca. Gładzi cię ono po główce, gdy bawisz się z wiewiórkami, podczas gdy ja na dłoni czuję niezastąpione ciepło…
Każdy żyje dniem jutrzejszym wypełniając dziury po straconych rzeczach. Mimo to nie zmieniają się. Pragną miłości… Ach… ach…
 Zmarła moja chora matka… Zobaczyłam to… z ojcem… Długa, długa noc… „(kaszel) …Co za szczęście…” „Wszystko dobrze? Nie martw się, tata jest przy tobie!” Zimą na burzliwym morzu zmarł też ojciec… Zobaczyłam go… Sama… „Cholera! Czemu w takim miejscu! Muszę wrócić! Do córki… (kaszel)” „Wszystko w porządku? Trzymaj się. Jestem z tobą.”
„W tym pustym czasie… zamknęłam się w sobie… Jak zniekształcona, niebieska muszla…”
Smutki powtarzają się w rytm melodii fal.
Życzliwi ludzie ronią łzy nie chcąc przybrać koloru samotności. „Wszystko w porządku?” „Trzymaj się, jestem z tobą!” „Aa, właśnie, właśnie!” „Musiało być ci ciężko! Gdybyś czegoś potrzebowała, mów śmiało!” „Dokładnie, potrzebujesz czasu, żeby wrócić do siebie.”
On lizał rany na moim sercu. „Hej, ty też jesteś sama?” Miał bystre spojrzenie niczym zwierzę. „Melodia, którą grają dziś falę, bardzo przypomina mi smutek.” Mówił miłym głosem przy czerwonym słońcu. „Jesteś smutna?” Było rozmyte, ale pozwoliłam na wszystko. „Słońce, która odbija się w twoich oczach, jest piękniejsze niż to prawdziwe.”
Ach… Rozpalony kwiat zakwitł w ciągu nocy… A o świcie się rozsypał…
„Hahahaha…!”
We dwoje- Zdradza on poranne słońce i odchodzi… A kto… to widział? Gorąca, gorąca noc… Zostawił mnie bez pożegnania… w tej porze roku… samą… Zupełnie… samą…
Gdy teraz o tym myślę… Czy już tu (we mnie) byłeś? Nie jestem sama. Nie chcę już nigdy stracić swojej rodziny!
„Spróbuję uwierzyć jeszcze raz.”
Ponieważ byłeś ze mną, odnalazłam w ciemności (życiu) gwiazdkę (nadzieję), dzięki której mogłam dalej żyć, mój drogi. Gdybym straciła to światło, to już na pewno nie wytrzymałabym dłużej…
W burzliwą noc, kiedy dostałeś wysokiej gorączki, na ląd zatelefonowali ci, którzy wcześniej zaciekle byli przeciwko twoim narodzinom. „Halo, czy to lekarz?! Mamy tu chore dziecko! Tak! Prosimy! Jest okropny sztorm… Doktorze!” „Spróbujmy zadzwonić do innego.” „Tak!”
I tak… W taki sztorm wodował małą łódź rybacką i przypłynął z pomocą nie zważając na niebezpieczeństwo. „Hop!” „Trzymaj się!” „Liczę na ciebie!” Jednym lekarzem, który odpowiedział na nasze prośby, „Doktorze!” „Pokażcie mi go!” był doktor z białą brodą (czarując lekarz z dorodną, białą brodą mimo niezawaansowanego wieku). „Niedobrze, 9 stopni w górę…” „Zostawiamy go w pana opiece!”
Wiedziałaś, że na gorączkę dobrze działa kora wierzby? „No!” „Fuj!” „(śmiech)” Ale mam coś, co nie jest gorzkie – aspirynę (najnowszy lek)! Aspirynę (lek, który w tamtych czas był jak magia)? Tak!
„Już w sprzedaży”
Od tamtej pory, ponieważ często odwiedzałam doktora, zaczęłam pomagać mu na co dzień…
Przed oczami… Biznes i status i prywatyzacja.. …kołysze się szala życia.
„Po co wybrałaś tę drogę?” Zdało mi się, że tak mnie spytał tamtej burzliwej nocy…
„Spróbuję uwierzyć jeszcze raz.”
Ach… Gdy wpatruje się w morze, jego oczy… czasem... z nagła przygasają… Nawet on… w głębi serca… Nosi… smutek…
Czy to… coś tak ciężkiego… że nie możesz się tym ze mną podzielić? „Kocham cię.” Nie mogąc wypowiedzieć tych dwóch słów… moje usta zamknęły się jak muszelka…
Wszyscy, których kochałam, zniknęli. Mimo to nie będę uciekała. Zmierzę się z tym światem (dziewiątą rzeczywistością). Dlatego proszę, Panie Boże… Daj mi czas (aż zdobędę prawdziwą odwagę)…
„Historia opieki medycznej to innymi słowy historia wojny. Ironicznie, jej rozwój przyspiesza. A złowrogie kroki wojny światowej zbliżają się.”
„Doktorze! Przyszedł list! …Hm? Nadawcą jest kobieta? Doktorze! Co pana z nią łącz- auć!” „Ej, ej, uważaj.” „…” „Aaa!” „A! …Ehe, ehehe!”
Drogi Johnie,
mam nadzieję, iż gdy otrzymasz ten list, będziesz zdrów i bezpieczny.
Myślę, że będziesz bardzo zaskoczony tym listem. Słyszałam, że mieszkasz na wyspie zewnętrznej. Jak się tam Ci mieszka? Dobrze wiem, że masz silne poczucie sprawiedliwości i jesteś życzliwy, więc wszyscy mieszkańcy wyspy zapewne na Tobie polegają.
Minęło tak dużo czasu, odkąd widziałam Cię ostatni raz. Nie chciałam tego mówić, jednak naprawdę się postarzałam, podczas gdy Ty stałeś się znamienitym lekarzem.
Piszę do Ciebie, ponieważ mam Ci coś do powiedzenia. Mówiąc szczerze, chciałam przekazać Ci kilka słów, które długo trzymałam w swoim sercu, lecz nie byłam w stanie Ci ich powiedzieć. N… ry… ze sobą, ponieważ jedno z Twoich dawnych wspomnień nadal…
 *Reszta listu jest nieczytelna.
1 note · View note
klubidzpanstad · 5 years
Text
Chojugend czyli rzecz o dzieciach w sekcie.
Tumblr media Tumblr media
W tym miejscu przyjrzymy się dwóm krótkim tekstom z bloga "Studio Kids" prowadzonego w ramach i na stronach Idź Pod Prąd. Od razu napiszę, że zastosowano tu znaną już z działania sekty metodę / wabik brania udziału w czymś ważnym a dodatkowo udostępnienie takiego bloga szeregowym adeptom pozwala im jeszcze bardziej wczuć się w misję grupy i widzieć w niej swój skromny wkład. Wszystko to oczywiście przechodzi przez sito cenzury, choć raczej ci, którzy zdecydowali się napisać tych kilka infantylnych zdań wiedzieli od początku, że muszą dostosować się do pochwalnej kalki, co widać powyżej. Blog taki w ramach projektu, nazwijmy to kobiecego, udostępniony został niegdyś przez IPP Agacie Kowalskiej, która w głupkowatych tekstach wychwalała swojego prymitywnego męża za co okrzyknięto ją "panią redaktor". To co widzimy wyżej jest wręcz podręcznikowym przykładem działania sekt, peanów pochwalnych dla danej organizacji pisanych przez jej adeptów, czym zaskarbiają sobie przy okazji nagrodę w postaci uśmiechu guru lub, przy większych "zasługach" wspomnienie ich imienia podczas "nauczania". Możliwe jest jednak też, że są to krótkie teksty zmontowane przez Kornelię lub Eunikę w celu stworzenia pozorów działalności na różnych frontach, zapełnienia jakimikolwiek tekstami działu "Kids". Czytając je, można odnieść wrażenie że tam właśnie jest, ponieważ oba teksty przypominają historyjki z "Chwili dla Ciebie". To co widzimy powyżej wygląda jak biedna wersja przeróżnych "coache'ów" mających naprostować życia zagubionym ludziom a tak naprawdę spychających ich coraz głębiej w otchłań desperacji a nawet depresji. Tak działają sekty i ich liderzy. Spróbujmy więc rozłożyć na czynniki pierwsze powyższe peany na cześć zbawiennej roli IPP i jej lidera Chojeckiego. Najpierw odniesiemy się do tekstu pt. "Nasze dzieci będą jak my". Autor lub autorka owego tekściku pisze: "Młode dziewczyny marzą, by być kobiece, piękne i mądre, jak Panie z IPP. Młodzi chłopcy natomiast pragną być tak zaradnymi, inteligentnymi i silnymi mężczyznami, jak Panowie z IPP. Bo IPP to nie tylko telewizja, gazeta, Patriotyczne Centrum Kultury i Kościół Nowego Przymierza. IPP to sposób życia, cechujący człowieka silnego, uczciwego, dobrego. Zaangażowanego. Myślącego samodzielnie. Patrioty. Uśmiech i pozytywne myślenie to jego znak rozpoznawczy." Chyba niewiele dziewczyn marzy jednak by być tak pięknymi jak pozbawione możliwości zrobienia makijażu czy po prostu ładnego ubrania się i zadbania o siebie kobiety w sidłach sekty Chojeckiego. Te, które obserwujemy w programach sekty to zaniedbane a niekiedy nawet zastraszone i sterroryzowane emocjonalnie kobiety całkowicie podporządkowane woli swoich mężów a na końcu lidera "kościoła". Kobiecość niewiast IPP obrazują doskonale córki Chojeckiego, okołotrzydziestoletnia Kornelia w głupkowatej, dziecinnej sukience z misiem czy, będąca w podobnym wieku, zaniedbana Eunika, na którą podczas programów wydziera się jej ojciec. Pozbawione kontaktu ze światem zewnętrznym, zamknięte w hermetycznej grupie. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia żona Chojeckiego Marzena, po której oznaki tkwienia w tym bagnie widać już fizycznie i która wielokrotnie upokarzana na wizji przez własnego męża następnie dziękuje mu za swoją gehennę. No to przyjrzyjmy się "zaradnym i silnym" mężczyznom sekty. Na samym szczycie oczywiście despota Chojecki lubujący się w fekalnych porównaniach i nie mający oporów nawet przed mieszaniem cytatów z Pisma Świętego ze swoimi chorymi fantazjami. Chojecki w całym swoim życiu nie pracował w zawodzie, kilkanaście lat tyrała na niego i rodzinę wspomniana wyżej żona Marzena, której on ograniczał jakąkolwiek możliwość swobodnego życia. Chojecki, co sam pryznał nie potrafił za bardzo zająć się dziećmi, gdy Marzena zarabiała na ich utrzymanie. Według jego własnych słów nie potrafił uczesać córek, zrobić im sensownego jedzenia za to, jako dorosły chłop, grał w gry komputerowe. Słuchając ich przez długi czas (oczywiście nie wszystkich ich wypocin, bo normalni ludzie chodzą do pracy i mają mnóstwo innych spraw) dowiedzieliśmy się, że takich utrzymanków jest tam trochę więcej. May więc psychopatycznego Radka Kopcia i jego przerażającą żonę, mamy Pawła Machałę ps. "Tłumacz", który twierdzi, że ci, którzy nie należą do ich sekty są uzależnionymi od porno, skończonymi draniami. Na koniec mamy "następcę tronu", Tymusia Chojeckiego wykazującego wszystkie cechy nadpobudliwości i jeszcze kilku innych objawów. Z informacji poufnych wiem, że Tymek sprawiał problemy od wczesnych lat szkolnych, lecz "pasterz", który ma ambicje prowadzić ludzkość ku zbawieniu nie zauważył w tym nic dziwnego. Którzy tam u nich mogli być jeszcze wzorami dla reszty mężczyzn?  Zniewieściały Czaruś, researcher śledzący ruchy chińskich okrętów na Pacyfiku ale nie znający jeszcze ciepła kobiety? A może pajacujący braciszek Olgi Gazdy, który prawie na pewno uzależniony jest od masturbacji, za to niesamowitą przyjemność sprawia mu krzyczenie na przestraszone dzieci, zmuszane do odgrywania ról w jego idiotycznych filmikach? Na koniec dodajmy jeszcze niezwykle zaradnego Mariana Kowalskiego, który, mówiąc krótko spieprzył wszystko za co się zabrał, od edukacji, zwykłej pracy, poprzez sport, politykę, cztery małżeństwa, a kończąc na plajcie odziedziczonego po rodzicach sklepiku. Jednak jest możliwe, że ludzie ci myślą o sobie naprawdę jako o elicie, ludziach, którym Chojecki przedstawił jakieś uniwersalne prawdy. A jest tak tylko dlatego, że jak w każdej sekcie, są oni izolowani od świata zewnętrznego. Na koniec tego żałosnego tekstu czytamy, że "inne dzieci" (czyt. te spoza sekty) będą słuchać złych piosenek, pić piwo, palić papierosy podczas gdy te wychowane w środowisku IPP/KNP osiągną ichniejszą nirvanę poprzez całkowitą izolację ich od realnego świata. Adepci sekty Chojeckiego faktycznie pozbawiają swoich dzieci prawdziwego dzieciństwa, poznania róznych sytuacji, ludzi, skosztowania rywalizacji, triumfu, przegranej, smutku, żalu, radości, pozbawiają ich kolegów i przyjaciół, których mogliby wybrać sobie sami, na podwórku, pośród innych dzieci. Co oferują im w zamian? Uczestnictwo w zideologizowanych nagranich na You Tube podczas których wypowiadają one jakieś wyuczone regułki. Oferują im udział w upokarzających przedstawieniach, gdzie wyzywane są nawet od głupich w ramach odgrywanych ról. Przykrym naprawdę przeżyciem było oglądanie zorganizowanego przez sektę Dnia Dziecka, w czasie gdy jeszcze ich współpracownikiem był Marian Kowalski. Podczas gdy dzieci hasały po placach zabaw, parkach, basenach czy jechały na wycieczki, dzieciom członków sekty kazano zadawać głupkowate pytania Chojeckiemu i łysemu prymitywowi.
Zerknijmy więc na drugi, ambitny inaczej, tekścik. W nim poznajemy... "Kotleta", dziecko członków sekty (mam nadzieje, że jednak go tak nie nazwali). Kotlet od urodzenia idzie pod prąd (aż dziwne, że nie wyszedł drugą dziurą). Nie został on więc zaszczepiony (sekta Chojeckiego miejscami łączy się z tego typu spiskowymi ruchami, jednak próżno szukać u nich np. krytyki GMO i głównej, kojarzonej z tym procederem, amerykańskiej korporacji Monsanto). Idziemy dalej... Kotlet nie przyjął chrztu katolickiego, nie brał udziału w jakichś tam zabawach, podobnych do weselnych harców, nie śpi on także w łóżeczku ale na łóżku dla dorosłych, zgodnie z zaleceniami pedagogiki Montessori. Tutaj zatrzymamy się na chwilę. Twórczyni owej metody pedagogicznej Maria Montessori była lekarzem i twórczynią teorii wychowawczej polegającej na pełnej swobodzie dziecka i dopasowaniu metod jego edukacji do niego. Wykreowała ona filozoficzne, psychologiczne i pedagogiczne zasady pracy z uczniami, których celem miało być "wspieranie wszechstronnego rozwoju fizycznego, duchowego, kulturowego i społecznego dziecka". Szkoły Montessori, których wiele powstało na całym świecie mają w założeniu uczyć dziecko kreatywności a ono samo ma nauczyć się wyciągać wnioski z zaistniałych sytuacji. Zabawki czy pomieszczenia powinny być dopasowane tak,, by dzieci same mogły wybierać formę aktywności. Nauczyciel powinien "podążać za dzieckiem" a nie wyznaczać mu kierunek. Krytycy tej metody nazywają to wychowaniem bezstresowym. Niezależnie od tego co każdy z nas może myśleć o takich czy innych metodach wychowawczych, w tym miejscu kłóci się to z, często przywoływanymi przez Chojeckiego, surowymi zasadami wychowywania dzieci. W sklepiku IPP kupić można książki Micheala i Debby Pearl (odsyłam do poświęconego im na blogu tekstu), którzy proponują wręcz tresurę dzieci a jedną z ich metod jest złamanie woli dziecka (ich teorie doprowadziły do kilku tragedii w USA o czym więcej we wspomnianym tekście). Jak więc pogodzić taki wpis w rygorystycznymi metodami wyznawanymi przez sektę Chojeckiego? Jak zwykle... można sobie z niego coś wybrać, coś zmodyfikować, przyciąć, załatać i dopasować do swojej linii. Podczas gdy nauki Pearlów mają charakter ortodoksyjnych, protestanckich wspólnot, metoda Montessori oferuje trochę luźniejszy rygor. W pedagogice tej stosowane jest tzw. "wychowanie kosmiczne", które może brzmieć sekciarsko ale, przynajmniej w założeniu, ma nauczać na zasadzie "o ogółu do szczegółu", tak aby dziecko mogło pojąć złożoność świata i zachodzących w nim zjawisk. Jeśli chodzi o religię to w placówkach przedszkolnych stosujących metodę Montessorii, których jest w Polsce kilka, to stosuje się tam tzw. Katechezę Dobrego Pasterza, która odbywa się w miejscu nazwanym przez M. Montessori „atrium”, rozumianym jako przedsionek kościoła, w którym dziecku umożliwia się przygotowanie do uczestnictwa we mszy św. (w przypadku katolików), odkrywania tajemnic ukrytych w znakach liturgicznych oraz tekstach biblijnych. „Atrium” może być również rozumiane jako miejsce pośrednie między szkołą a kościołem. Wróćmy jednak do naszego Kotleta. Na przekór wszystkim dzieciom na świecie nie zjada on słoika NUSRELI (pisownia oryginalna, od razu wskazująca na środowisko Chojeckiego lubujące się w tych tematach). Bo Kotlet ma zostać tak mądry i dobry... "niczym wujek Marian i wujek Paweł" (tekst z 2017 roku). Współczujemy ci z całego serca Kotlecie, jeśli istniejesz. Mamy nadzieje, że nie utkwisz w sidłach sekty na całe życie jak Kornelia i Eunika, że zawiniesz w tobołek słoik Nutelli i uciekniesz hen daleko!
3 notes · View notes