Tumgik
#tajemnice domu blackthornów
Text
Dru do Kita
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
26 notes · View notes
gabriellethedreamer · 3 years
Text
Zapraszam serdecznie do czytania oficjalnego polskiego tłumaczenia nowego projektu Cassandry Clare "Secrets of Blackthorn Hall", którego mam przyjemność być korektorką.
3 notes · View notes
Text
Magnus do Aleca
Moja najdroższa, przepyszna muffinko miłości,
mam nadzieję, że ten perfumowany list zastanie cię w dobrym zdrowiu oraz, że wraz z R i M bawicie się wyśmienicie podczas waszej egzotycznej wycieczki… chyba użyłeś sformułowania „na północ”. Słyszałem legendy o tym całym Upstate1, lecz nigdy nie spodziewałem się, że moja rodzina zobaczy na własne oczy jego góry, pretensjonalne targowiska i Rzekę Syna Huda (oryg. River of the Son of Hud).
Do rzeczy, mam nadzieję, że dzieci bawią się dobrze u babci i mam nadzieję, że mówisz do Maryse „babciu” tak często, jak to tylko możliwe, ponieważ uwielbiam minę, jaką wtedy robi. Z mniej przyjemnych, acz ważniejszych spraw, mam nadzieję, że miałeś okazję porozmawiać z Lukiem o Kohorcie/Idrisie.
Ale nie męcz swoich pięknych rąk pisaniem odpowiedzi. Wybiorę się do tego „Upstate” popołudniu, gdyż z ulgą mogę ogłosić, że sprawa z przeklętym domem dzieciaków od Blackthornów została mniej więcej rozwiązana. Jakkolwiek sytuacja była krytyczna; pozwól, że opowiem.
Nie wiem, czy pokazywałem ci list od Jema, w którym napisał: „Emma i Julian nie chcą zawracać ci głowy w kwestii domu, co jest miłe z ich strony, lecz w przeciwieństwie do nich nie mam absolutnie żadnych skrupułów przed zawracaniem ci głowy, więc oto piszę do ciebie, w tym liście, i zawracam ci głowę. Potrzebujemy czarownika, a ty jesteś najlepszym, jakiego znam. Wszyscy będziemy ci niezwykle wdzięczni.”
Jak to często bywa, byłem trochę poirytowany i trochę pod wrażeniem Jema, który zdołał zarówno okazać sympatię, jak i przypomnieć mi, że jestem frajerem, kiedy chodzi o niego i Tessę i rzucanie się z pomocą, kiedy tylko mogę. Ponieważ jestem frajerem, kiedy chodzi o niego i Tessę, odpisałem natychmiast, że przyjadę.
Wiem, co myślisz: „Dlaczego Tessa potrzebuje pomocy czarownika, skoro sama jest czarownicą?” Jednak różni czarownicy posiadają różne specjalizacje, i chociaż Jem schlebiał mi pisząc, że jestem ich najlepszym wyborem, to prawda jest taka, że miałem do czynienia z większą ilością klątw, niż Tessa. Wynika to stąd, że ostatnie kilkadziesiąt lat spędziłem oferując swoje usługi każdemu niegodziwcowi, jaki się napatoczył, zamiast rozsądnie wieść spokojne życie badacza magii w Spiralnym Labiryncie. Tessa zawsze była z nas najmądrzejsza.
W każdym razie, muszę pochwalić Emmę i Juliana. Spodziewałem się po przyjeździe zastać ich tłukących jednym przeklętym przedmiotem o drugi, czy coś takiego, a zamiast tego przygotowali wystarczająco przyzwoity krąg i nawet znaleźli zaklęcie. Było to stare, dość podstawowe zaklęcie, niezbyt użyteczne do zdejmowania klątw w tych czasach, ale zawsze to coś.
Dość głupio przygotowałem sobie własny podstawowy, roboczy krąg do przełamywania klątw i postanowiłem go wypróbować. „Głupio” przede wszystkim dlatego, że zapomniałem, kto pierwszy rzucił klątwę. Twój najgorszy przodek, Benedict Lightwood, wszechstronny miłośnik demonów i amator nekromancji. Jak bardzo zaawansowane były konszachty Benedicta z demonami? Dosłownie zmarł na demoniczną ospę – jeśli tego nie wiesz, ponieważ jesteś tak cudownie niewinny, mój Alecu – chorobę przenoszą drogą płciową.
Zapomniałem o tym na chwilę, więc zdziwiłem się, kiedy klątwa stawiła mi niespotykany opór. Wiła się, wierzgała i atakowała, zupełnie jak Max niesiony do kąpieli. Wszystkie przeklęte obiekty świeciły na neonowy zielony kolor w miejscu zetknięcia z magią i wreszcie zdałem sobie sprawę, że będę musiał ostrożnie rozdzielić każdy przedmiot od klątwy, jeden po drugim.
Udało mi się z piersiówką, sztyletem i jednym ze świeczników (nie każ mi wyjaśniać JAK do tego doszło), lecz później utknąłem w miejscu.
Nie wygląda to dobrze, kiedy czarownik przybiera wielką, magiczną pozę i nic się nie dzieje. Z pewnością wyglądałem głupio, jak przyziemny magik nie mogący zrozumieć, dlaczego królik nie wyskakuje z kapelusza. Julian i Emma są bardzo mili i cierpliwie czekali, jednak czułem się głupio.
Wtedy straciłem koncentrację częściowo dlatego, że drzwi otworzyły się i do środka wszedł Kit. Rozejrzał się dookoła i powiedział:
- Profesor Śliwka w bibliotece ze świecznikiem, rozumiem.
- Fiolet to zawsze odpowiedni kolor dla czarownika – odparłem. - To dekoracyjny kolor magii.
Oczywiście Emma musiała wtrącić:
- Twoja magia ma niebieski kolor – ponieważ jest niepoprawną mądralą.
- Może miał na myśli mnie – powiedział Julian. - Mam na sobie fioletową bluzę. A poza tym to dekoracyjny kolor magii – dodał, kiwając głową w moją stronę, co bardzo doceniłem.
- Mógłbyś spróbować położyć te przedmioty na fioletowej serwecie, zamiast na białej – zaproponował Kit, a następnie podszedł bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć.
Kiedy zbliżył się do kręgu, Alec, doświadczyłem dziwnego wrażenia. Poczucia… mocy, jak sądzę, szumiącej wewnątrz Kita. Kojarzysz to uczucie, kiedy twoje ciało jakby wibrowało, gdy słyszysz bardzo, bardzo niski dźwięk? Takie dudnienie? Było takie samo, ale bezgłośne. Nie doświadczyłem niczego podobnego, kiedy widziałem Kita wcześniej. Mogę powiedzieć, że Kit również nie czuł niczego nadzwyczajnego. A nawet jeśli, zachowywał się zupełnie normalnie.
Zaproponowałem więc, żeby dołączył do nas w kręgu i skupił swoją uwagę na magii.
- Zwłaszcza, że Jem i Tessa woleli gdzieś się wymknąć, zamiast nam z tym pomóc.
- Są w ogrodzie z Miną – Kit próbował ich bronić.
Skierowałem uwagę wszystkich na przedmioty i stworzyłem poniekąd wzmocnioną wersję mojego ulubionego zaklęcia do złamania klątw. Podszedłem do następnego świecznika i BOOM. Żadnego oporu! Doszło do niebieskiego rozbłysku i wszystkie magiczne węzły wiążące obiekty z klątwą rozpadły się na kawałki.
Wszyscy mrugali ze zdziwienia. Wreszcie powiedziałem coś w stylu:
- Cóż, to przerosło moje oczekiwania. Najwidoczniej cztery osoby robią różnicę.
Sprawdziłem. Klątwa… zniknęła. Byłem w lekkim szoku. Nie wspominałem o tym Tessie i Jemowi, bo nie chcę robić z tego wielkiej afery, ale myślę, że udało się dzięki Kitowi. A nie dlatego, że potrzebowaliśmy czwartej osoby. Coś się z nim dzieje, ma to związek z magią, której nie jest świadomy. Domyślam się, że ma to coś wspólnego z jego pochodzeniem od Pierwszego Dziedzica, ale nigdy nie byłem ekspertem w tego rodzaju zaklęciach faerie. (Kiedy dostaniesz ten list, spal go – jedynie kilkoro z nas wie o tym, że Kit jest Pierwszym Dziedzicem i lepiej, żeby tak zostało.)
Smutno mi na myśl o tym. Kit to dobry dzieciak, który zasługuje na dobre, zwyczajne życie. Wiem, że Jem i Tessa pragną tego dla niego, bardziej niż czegokolwiek, po całym tym chaosie jakim było jego dorastanie. Lecz nie jestem pewien, czy będzie mieć coś do powiedzenia w tej kwestii. Faerie mogą nie pozwolić mu wybrać.
Julian wyciągnął rękę i sięgnął po piersiówkę. Trzymał ją przez chwilę, marszcząc przy tym brwi.
- Co jest? - spytała Emma.
- Nic – odparł Julian. Spojrzał na mnie. - Czy to już? Koniec z klątwą?
- Koniec z klątwą – odpowiedziałem. - Mam taką nadzieję.
Wtedy przez sufit przeniknął Rupert Duch. Nigdy nie spotkałem Ruperta Blackthorna za jego życia. Nie wiem, co o nim myśleć. Z jednej strony, wydaje się niewinnym człowiekiem, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie, duszą uwięzioną w domu, w którym nigdy nie mieszkał, z powodu zła, o istnieniu którego nie miał pojęcia, kiedy jeszcze żył. Z drugiej strony, poznał Tatianę Lightwood i pomyślał, że ta kobieta jest materiałem na żonę, więc musiał być chociaż trochę dziwny.
Rupert unosił się nad stołem i obniżył się, gdy był bezpośrednio nad nim. Wpatrywał się w coś.
- O co chodzi, Rupercie? - spytała Emma. - Na co się patrzysz?
Kit podążył za jego wzrokiem i zaczął rozsuwać przedmioty.
- To pierścień – powiedział.
- Jaki pierścień? - Emma zdziwiła się.
No właśnie, jaki pierścień? Wśród przeklętych obiektów nie było żadnego pierścienia. Jednak teraz pierścień leżał na stole. Kit podniósł go. Był to srebrny pierścień, z czarnym kamieniem i grawerunkiem przedstawiającym ciernie.
- Rodowy pierścień Blackthornów? - Kit zastanawiał się.
- Rodowe pierścienie zazwyczaj tak nie wyglądają – wyjaśniła Emma.
- Ślubna obrączka? - zgadywał Kit.
- Nocni Łowcy nie noszą ślubnych obrączek – odparła Emma, lecz Julian zamyślił się.
- „Wiąże mnie tutaj srebrna obręcz” - powiedział cicho.
- Nocni Łowcy mogą wymieniać się obrączkami – wtrąciłem. - Po prostu tego się nie oczekuje. Ale mogą to zrobić, jeśli chcą.
Cokolwiek to było, należało do Ruperta. Podążył za dłonią Kita, gdy podnosił pierścień i teraz sięgał po niego swoją niematerialną ręką. Zacisnął dłoń wokół pierścienia, co nie dało żadnego efektu, ponieważ był duchem – Kit tak jakby trzymał go dla niego. Wtedy jego oczy (oczy Ruperta) zamknęły się i na jego twarzy pojawiła się ulga, wdzięczność i spokój i po prostu… zniknął, tak jak stał. Powoli zanikał i już go nie było. Żadnego Ruperta. Mam nadzieję, że nie połączył się ze swoją żoną, skoro więziła go przez ponad sto lat.
- Nawet się nie pożegnał – Emma powiedziała cicho.
- Tak było lepiej – oznajmił Julian. - Jego nigdy miało tutaj nie być.
- No cóż, Rupercie, jeśli mnie słyszysz – dodała Emma – było miło, kiedy nas nawiedzałeś.
- Pięć gwiazdek – wtrącił z powagą Kit, odkładając pierścień. - Z przyjemnością dałbym się nawiedzić ponownie.
Nagle wszystkie świece w pokoju zgasły. Jeśli była to sprawka Ruperta, to miło z jego strony. A może to tylko przeciąg.
W milczeniu wyszliśmy z pokoju.
- Jest inaczej – zauważył Julian. Rozglądał się po korytarzu. - Już to czuję.
Ja również to czułem. Pojawiła się lekkość, której wcześniej brakowało. Jakaś przyjemna przytulność, którą zapewnia każdy dobry dom, a której nie było w Domu Blackthornów w czasach, gdy go znałem. Ciężko to opisać, ale nagle poczuło się, że to dom Juliana i Emmy, wcześniej tak nie było. Dla mnie ten dom zawsze był zakazanym miejscem, później ohydną ruiną, ale po raz pierwszy poczułem, że Blackthornowie mogą wypełnić ten dom radością.
I jestem pewien, że tak będzie.
Do zobaczenia wkrótce, ukochany. Będę cię całować, dopóki nie rozdzieli nas brzdąc domagający się, abyśmy zwrócili na niego uwagę. Więc plan zakłada 30-60 sekund na pocałunki, w oparciu o wcześniejsze doświadczenia. Lecz chciałbym, jak zawsze, aby nigdy się nie kończyły.
Kocham,
Magnus.
1Mieszkańcy NYC używają określenia „Upstate” dla obszaru stanu Nowy Jork, który nie jest samym NYC. Dlatego „wyjechać na północ” (oryg. „go upstate”) oznacza wyjechać z miasta, by odwiedzić tamten region. Wśród nowojorczyków funkcjonuje żart, że to poważna wyprawa, chociaż tak naprawdę nie jadą daleko. Większość mieszkańców wyjeżdża na północ od miasta, do Doliny Hudson.
22 notes · View notes
Text
Tumblr media
21 notes · View notes
Text
Emma do Pamiętnika
Drogi Brusie.
Przepraszam, że dawno nie pisałam. Ostatnio byliśmy dość zajęci.
We wtorek jedliśmy z Julianem śniadanie – w zeszłym tygodniu było ładnie i słonecznie, a w kuchni panowała radosna atmosfera. Jestem oczarowana racuchami, a Julian wyśmienicie radzi sobie z ich smażeniem. Jedliśmy je z miodem i masłem, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Julian podskoczył. Zaledwie wczoraj otrzymaliśmy wiadomość od Ty’a, w której napisał, że wraz z Ragnorem zjawi się w Domu Blackthornów. Wydawał się naprawdę zmartwiony tym, że Julian będzie zły, ale Julian wcale nie był zły. Był zdenerwowany. Kręcił się przez cały dzień, wyglądał na rozkojarzonego i obijał się o różne rzeczy, więc gdy w nocy położyliśmy się do łóżka, wzięłam go za rękę i napisałam na jego dłoni, tak jak zawsze robiliśmy, kreśląc po kolei litery. C-Z-Y-M-S-I-Ę-M-A-R-T-W-I-S-Z-?
Zwinęliśmy się w kłębek pod pościelą. Julian powiedział mi, że martwi się, ponieważ kiedyś to on opiekował się Ty’em, a teraz minął ponad rok, odkąd Ty troszczy się sam o siebie. Powiedział też, że kiedyś wiedział wszystko o Ty’u, wiedział o której wstaje i idzie spać, wiedział co lubi jeść i robić, a teraz czuje się tak, jakby stracił z nim kontakt i może będą czuć się jak obcy sobie ludzie.
Odpowiedziałam mu, że nigdy nie straci kontaktu z Ty’em i ich relacja zawsze będzie wyjątkowa, po prostu będzie inna, ponieważ Julian nie musi już dłużej troszczyć się o wszystkich i udawać, że tego nie robi. Nie musi już dźwigać na swoich barkach tego ogromnego, tajemniczego ciężaru, a odpowiedzialność zawsze jest ciężarem, bez względu na to, jak bardzo kochasz tych, za których jesteś odpowiedzialny.
Następnie pocałował mnie, a reszta, Bruce, to nie twoja sprawa. Lubisz wścibiać nos w cudze sprawy.
W każdym razie, wracając do śniadania i pukania do drzwi. Był to Ragnor, wyglądający rześko zielono, niczym angielska łąka. Wyminął Juliana i zaczął przyglądać się zasłonom. Cóż, pewnie sprawdzał coś magicznego, jak klątwa, lecz dla mnie wyglądało to jakby oglądał zasłony i tapetę. Może zastanawia się nad udekorowaniem własnego domu. A może chciał dać Julianowi trochę czasu sam na sam z Ty’em, ponieważ Ty wciąż stał na schodach, z torbą zarzuconą na ramię, i wyglądał na uroczo zakłopotanego.
Chciałam zejść na dół i go przytulić, jednak powstrzymało mnie przeczucie, że to moment Ty’a i Julesa. Jules stał po prostu w progu, wyraźnie spięty patrzył na Ty’a i wtedy powiedział szorstko: „- Chodź tutaj”, Ty upuścił torbę, wbiegł po schodach, a Julian przytulił go tak mocno, aż pomyślałam, że zacznie protestować. Lecz nic takiego nie zrobił. Po prostu dał się przytulić. Julian pogłaskał go po plecach, powiedział: „- Ty-Ty” i nie wiem, co było dalej, ponieważ przez cały czas miałam szeroko otwarte oczy i starałam się nie mrugać. To najlepszy sposób, jaki znam, żeby się nie rozpłakać.
Wreszcie uwolnili się z uścisku i oprowadziliśmy Ty’a i Ragnora po parterze, co wydawało się trochę dziwne, a to dlatego, że Ty już tutaj był dwa lata temu z Livvy. Odnoszę wrażenie, że wszyscy mieliśmy świadomość problemu, o którym nikt nie mówił. Julian wciąż zerkał niespokojnie na Ty’a, lecz Ty nie wyglądał na smutnego, właściwie… był bardziej zamyślony. Wreszcie Julian powiedział mu, że powinien pójść na górę i wybrać dla siebie pokój. „- Jaki tylko chcesz! Masz z czego wybierać. Którykolwiek zechcesz, możesz zdecydować, jak go urządzisz. Co tylko zapragniesz.”
- A gdzie ja będę spać? - Ragnor spytał ponuro. - Wepchniecie mnie do komina?
Ty szedł już na górę z Julianem. Powiedziałam Ragnorowi, że może spać gdzie tylko mu się podoba, jednak doradzałabym mu kanapę na dole, żeby mógł być blisko Blisko Ducha. Rupert wciąż ma tendencję do pokazywania się najczęściej w jadalni. Ragnor nie skorzystał z propozycji, zamiast tego udał się do kuchni, by zaparzyć herbatę. Chciałam być gościnna i zaproponowałam mu racucha, a kiedy Julian zszedł na dół, Ragnor rozlewał miód nad blatem.
- Czy mogę zobaczyć mapę linii geomantycznych? - spytał Jules. - Czy jesteś zbyt zajęty wabieniem mrówek?
- Żadnych mrówek – Ragnor odpowiedział znad racucha. - Nie ta pora roku. - Oblizał palce, wsunął dłoń do marynarki i wyciągnął ogromny zwój pergaminu, którego, przede wszystkim, nie zmieściłby tam bez użycia magii, więc niech nikt nie mówi, że Ragnor nie uwielbia dramatycznych gestów, nawet jeśli on uważa, że jest ponad takimi rzeczami. Rozwinął go na długim stole w jadalni i obciążył po bokach świecznikiem i książkami.
Była to mapa Londynu – trudno przegapić charakterystyczny kształt Tamizy wijącej się pośrodku – ale całkowicie pokryta liniami w różnych kolorach atramentu: czerwonym, niebieskim, zielonym, złotym. Wzdłuż tych linii umieszczono astrologiczne symbole, strzałki, numery i sporadyczne fragmenty po grecku. Z trudem dało się odczytać nazwy ulic.
Tumblr media
- Twoja mapa Londynu jest po grecku? - spytał Julian. - Poza tym, lepiej nie ubrudź jej miodem.
- Miód działa korzystnie na pergamin – wyjaśnił Ragnor. - Konserwuje. A mapa jest po koptyjsku.
Ragnor spojrzał na nią z rozrzewnieniem. - Zgadza się. Możesz wierzyć lub nie, to jedna z najbardziej czytelnych map linii geomantycznych tego miasta, jaką udało mi się znaleźć. W niektórych przypadkach to niemożliwe. Ta mapa pochodzi z osiemnastego wieku i dla utrudnienia napisano ją po koptyjsku. Czarownicy już tacy są.
Wiem, chciałam powiedzieć, ale powstrzymałam się, ponieważ Ragnor wyświadczał nam przysługę.
- Czy wasz duch jest tutaj? - spytał Ragnor. Wyciągnął ogromny powiększający kryształ i spoglądał przez niego na kolejne fragmenty mapy.
- Nie jestem pewna – odparłam. - Rupert? Mamy gościa, który chce cię poznać.
Nic się nie wydarzyło.
- Czyli pojawia się i znika – mruknął Ragnor, jakby sam do siebie. - Interesujące. - Wyciągnął z kieszeni mały skórzany notes i przekartkował go.
- Interesujące? - Julian zdziwił się. - Może wstydzi się obcych ludzi. Zanim się zjawiliśmy, był tutaj kompletnie sam przez jakieś pięćdziesiąt lat.
Ragnor spojrzał na Juliana.
- Mój chłopcze, mi czasem dłużej zajmuje, żeby do kogoś oddzwonić.
- Powinieneś być lepszy w utrzymywaniu kontaktu – wtrącił Julian, zakładając ręce. - Czy widzisz coś na tej mapie?
Ragnor wydał z siebie jakieś hmmm i wrócił do mapy. Po chwili wyprostował się i powiedział:
- W porządku. Chcecie poznać najmniejsze szczegóły, czy powinienem przejść od razu do sedna?
- Do sedna, proszę – odparłam.
- Tak myślałem – przyznał Ragnor. Brzmiał jak zrzęda, chociaż nie rozumiem, z jakiego powodu. Oto nasz Ragnor!
- Biorąc pod uwagę różne rodzaje linii geomantycznych i rozmaite przecięcia, węzły i ślady, a także zakładając, że pozostałe obiekty znajdują się w centrum Londynu, skoro wcześniejsze tam znaleziono, oraz zakładając, że te obiekty mają znajdować się w miejscach związanych ze Światem Cieni… - Zrobił przerwę i uniósł jedną brew.
- Na razie nadążamy – odezwał się Julian.
- Według mnie tutaj i tutaj są najbardziej prawdopodobne miejsca, które można następnie przeszukać. - Wyciągnął skądś ołówek i zaznaczył dwie lokalizacje na mapie. - Tutaj znajduje się St. Mary Abchurch. A tutaj… - Ragnor nagle odpłynął.
Julian pochylił nad mapą, gdzie wskazywał Ragnor.
- Tak? Wygląda jak ulica z kamienicami w Soho.
- Cóż, dawno temu, przez wiele lat, w jednej z tych kamienic funkcjonował niesławny salon Podziemnych. Nazywał się Hell Ruelle. Była to pomysłowa nazwa, wiecie, ponieważ ruelle oznaczało swego rodzaju zgromadzenie organizowane przez francuskie arystokratki w ich sypialniach, coś jak salon, ale „ruelle” to również wąska alejka, chociażby jak w tym domu.
- Poza tym – dodałam całkiem poważnie – rymuje się.
- Trochę – przyznał Ragnor. - Nie mam pojęcia, co się z nim stało. Salony już dawno wyszły z mody, jednak Podziemni przepadają za staroświeckimi rzeczami. Zakładam, że tam wciąż funkcjonuje jakiś klub, być może tak skandaliczny, jak kiedyś. Zauważyłem, że skandale nigdy nie wychodzą z mody.
- Widzieliśmy afisz stamtąd – powiedział Julian. - Wystawiono go w domu Herondale’ów przy Curzon Street.
Ragnor uniósł brwi ze zdziwienia.
- Poszliście na Curzon Street? Jak tam teraz jest?
Julian zaczął opowiadać Ragnorowi o naszej wizycie, co było w porządku, ponieważ chciałam sprawdzić, co u Ty’a. Myślałam, że zechce zejść na dół i asystować Ragnorowi, a przynajmniej go obserwować, ale najwidoczniej znalazł sobie jakieś miejsce, które mu się spodobało i już tam został. Albo dopadła go jakaś okropna czarna magia. Mam nadzieję, że to pierwsze.
Przynajmniej szybko go znalazłam – mamy tu sporo sypialni, ale nie aż tyle, a poza tym, te stare mury nie blokują dźwięku, więc usłyszałam jego głos dobiegający z jednego z pokoi. Z „szarej sypialni”, jak nazwaliśmy ją z Julianem. Ma widok na staw dla kaczek.
Chyba rozmawiał z kimś przez telefon; wychwyciłam nawet przerwy, podczas których słuchał tej drugiej osoby. Wydawało mi się, że mówi: „- Nie wiem dlaczego, ale nie minęło dużo czasu” w odniesieniu do czegoś i wtedy drzwi otworzyły się i wyszedł z pokoju. Natychmiast znieruchomiał na widok mnie stojącej w korytarzu.
- Emma?
- Przyszłam zobaczyć, jak sobie radzisz – powiedziałam. - Chyba niedługo zamówimy coś do jedzenia. Podoba ci się ta sypialnia?
- Tak – odpowiedział, oglądając się przez ramię na wysokie okna. - To dobry pokój, tak myślę.
- Rozmawiałeś z siostrą? - spytałam.
Nic nie powiedział – najpierw zrobił się czerwony, a następnie zbladł. Zastanawiałam się, czy usłyszałam coś, czego nie powinnam była usłyszeć, ale nic nie przyszło mi do głowy.
- Nie podsłuchiwałam – zapewniłam go. - Po prostu założyłam, że rozmawiałeś z Dru.
- Och! - wyrwało mu się. - Tak. Tak, rozmawiałem z Dru. Ona…
- Pewnie chce wiedzieć, jak wyglądają sypialnie – próbowałam go uspokoić. - Dru z pewnością będzie chciała najbardziej gotycką.
- Jasne. - Ty i ja schodziliśmy na dół. - Nie jestem najlepszy w ocenianiu, co jest wystarczająco gotyckie.
- Myślę, że chodzi o to, aby było „najbardziej przerażające, jak się da” - dodałam, po czym dotarliśmy do kuchni, gdzie czekali na nas Jules z Ragnorem. Ty szybko się odprężył; okazało się, że wszystko, czego potrzebował, to (a) trochę herbaty i (b) rozmowy z Ragnorem o szczegółach mapy linii geomantycznych, dopóki nie przywieźli jedzenia i to ich nie powstrzymało. Bruce, przysięgam, w pewnym momencie Ragnor opowiedział dowcip po koptyjsku i Ty się roześmiał. Oni są jacyś hardkorowi w tej Scholomancji. Może zbyt hardkorowi jak dla mnie. Ale nie zrozum mnie źle – to miłe, że do nas wpadli. Przypomniało mi to o tym, że kiedy ten projekt się skończy i wszyscy Blackthornowie już tu będą i urządzą się po swojemu, ten dom znów będzie ciepły i przyjazny. Nie wydawał się nawet taki nawiedzony, kiedy leżeliśmy przed kominkiem i graliśmy w Clue (tutaj mówią na to Cluedo) dopóki Ty nie zrobił się śpiący.
Aktualizacja: niedzielny wieczór. Ragnor i Ty wyjechali dzisiaj po południu. Cudownie było ich gościć, dobrze zrobiło Julianowi i mi mieć tutaj z kim porozmawiać - oprócz robotników. Ty i Julian spędzili mnóstwo czasu buszując w ogrodzie i decydując, które stare posągi są zniszczone w dekoracyjny, estetyczny sposób, a które są po prostu zniszczone. Będziemy potrzebować nowych rzeźb, kiedy odnowimy ogród, Ty bardzo się z tego powodu ucieszył; uważa, że powinniśmy mieć posąg Holmesa trzymającego szkło powiększające i posąg Watsona.
Jedyną dziwną rzeczą było to, że Duch!Rupert zniknął na całą wizytę, by pokazać się godzinę po ich wyjeździe. Pokazaliśmy mu mapę i przekazaliśmy, co powiedział Ragnor, na co on odparł, że Ragnor ma rację. I okazało się, że w pewnym momencie rozmawiał z Ty’em. Powiedział, że Ty jest „miły dla duchów”. Może Ty zrobił mu duchową kanapkę albo czytał mu jakieś historie dla duchów do snu, czy coś innego. Ty z pewnością nic o tym nie wspominał.
No cóż, na razie to wszystko! Chyba jutro popołudniu wybierzemy się do St. Mary Abchurch, a później, w zależności od tego, jak nam pójdzie, sprawdzimy kamienicę i przekonamy się, czy w Soho nadal istnieje skandaliczny klub. Chociaż to, co Ragnor uważa za skandaliczne, może wcale nie być skandaliczne dla nas. Przekonamy się! Z tego co wiemy, dom należy do jakiegoś faceta i na pewno zdziwi się on na nasz widok!
Dobranoc, Bruce. Miło jest myśleć o tym, jak to będzie, gdy zjawią się wszyscy Blackthornowie i dom wypełni się hałasem i krzątaniną. Po raz pierwszy od rozpoczęcia remontu jestem w stanie to sobie w pełni wyobrazić, nawet pomimo klątwy.
Tymczasem schowam między kartkami zdjęcie przedstawiające nas grających w Cluedo, w razie gdybyś chciał później na coś popatrzeć.
Emma
Tumblr media
23 notes · View notes
Text
Emma do Bruce'a
Drogi Brusie,
Mam nadzieję, że wybaczysz mi, jeśli będę dzisiaj trochę zadumana. Poza mną i Julianem nie ma już nikogo w Domu Blackthornów i panuje tu teraz cisza i spokój. Jules jest na górze, pewnie w swojej pracowni, a ja siedzę na łóżku, piszę i rozmyślam o minionych miesiącach.
Coś się kończy, Bruce. Wiele spraw pozostało nierozwiązanych, rzecz jasna – zagrożenie dla Kita płynące z Faerie i cokolwiek dzieje się z Kohortą w Idrisie. Alec utrzymuje z nimi minimalny kontakt, ale kto wie, co z tego wyjdzie. Lecz poza tym, coś kończy się dla mnie i Juliana i ja… nie wiem, co będzie dalej.
(Dramatyzujesz, Emmo? Wiem co nieco. Patrz niżej.)
Może chodzi o to, że budowlańcy już wyjechali, a ja przywykłam do ich hałasowania o każdej porze. Round Tom przygotował dla nas liryczną mowę pożegnalną, która (a) trwała całe pięć minut, a to dosyć długo jak na pożegnanie, oraz (b) była również życzliwa, ale także znalazło się w niej miejsce na zdanie „Emocje i przygody są waszymi bliskimi towarzyszami, podczas gdy ja jestem skromnym budowlańcem, więc mam nadzieję, że nie spotkamy się aż do końca moich dni.”
Julian zirytował się tym. Zwróciłam uwagę, że faerie nie kłamią, a on podkreślił, że Round Tom nie musiał o tym wspominać. No dobrze, ma rację. Julian zauważył również, że praca Toma dla członków Dworów nie jest zupełnie pozbawiona dram. Kolejna słuszna uwaga Julesa. Spośród wszystkich Podziemnych, Faerie wykazują największe zamiłowanie do dramatyzowania. Większe nawet niż wampiry, a one spędzają całe dnie powtarzając „och, jestem nieumarły, ależ jestem przeklęty, pozwólcie, że nałożę sobie więcej eyelinera.”
Och, no cóż, nie zamierzaliśmy zostać bliskimi przyjaciółmi Round Toma. Wykonał dobrą robotę i bardzo uprzejmie dał do zrozumienia, jak bardzo jest szczęśliwy, że może opuścić ten dom.
Kiedy już wyjechał ze swoją ekipą, spacerowaliśmy trochę po ogrodzie, jednak Julian powiedział, że czuje się tak, jakby każdy szczegół tego domu i ogrodu wrył mu się w pamięć, więc zostawiliśmy go na trochę i poszliśmy na spacer nad rzekę.
Po drugiej stronie Tamizy od Chiswick znajduje się mały park; to rezerwat przyrody o nazwie Leg O’Mutton Reservoir, dookoła którego biegnie urocza ścieżka. (Poza tym, czy nie jest to najbardziej angielskie wyrażenie, jakie słyszałeś? Dlaczego większość Londynu jest tak cholernie czarująca?) Niestety musieliśmy przejść dobrą milę do Barnes Bridge, żeby znaleźć się po prawej stronie rzeki, ale wieczór był cudowny i ciepły, w sam raz na przechadzkę, tak przyjemnie spacerowało mi się z Julianem, uwielbiam to.
Julian zrobił kanapki z kurczakiem, zabraliśmy je razem z lemoniadą (Bruce, chyba uzależniłam się od brytyjskiej lemoniady. Na pewno istnieje jakiś sposób, żeby dostać ją w Los Angeles, prawda? Prawda?!), usiedliśmy na kocu nad stawem i patrzyliśmy na kormorany łowiące ryby.
Czułam niebywały spokój, więc oczywiście była to idealna pora, żebym zepsuła to, poruszając trudny temat. Byłam zbyt zrelaksowana, żeby pamiętać o stresowaniu się tym. Powiedziałam coś w stylu:
- Tutaj jest tak pięknie. Ale…
Julian spojrzał na mnie, nie zmartwiony, tylko zaciekawiony, więc dodałam:
- Nie jestem pewna, czy chcę mieszkać na stałe w Londynie. Wiem, że poświęciliśmy wiele czasu, wysiłku i pieniędzy na remont twojej rodzinnej posiadłości i takie tam.
Myślałam, że Julian będzie zły, albo smutny, więc nie przygotowałam się na jego właściwą reakcję, którą opisałabym jako „zdumienie”.
- Nigdy nie myślałem, żeby mieszkać tutaj na stałe – przyznał, jakby ten pomysł nigdy nie przyszedł mu do głowy. - Zakładałem, że będziemy dzielić nasz czas pomiędzy LA i Londyn. Lecz tylko wtedy, jeśli ty będziesz tego chciała.
Nie wiem, dlaczego powiedział to ostatnie, ponieważ z pewnością widział, że nie wyglądam już na zmartwioną, raczej chciałam go pocałować.
- Masz na myśli pół na pół? - spytałam.
Wzruszył ramionami.
- Co tylko zechcemy. Będziemy w LA, kiedy tutaj będzie zimno i deszczowo, a w Londynie, kiedy tam będzie gorąco i upalnie.
Pocałowałam go wtedy, więc ominę następne pięć minut, które z pewnością cię nie interesują, Bruce. Było dużo pocałunków o smaku lemoniady, a w końcu Jules pocałował mnie w ucho (co powoduje za każdym razem dreszcz przebiegający mi po plecach) i powiedział:
- Gdziekolwiek jesteś, tam jest mój dom, wiesz o tym, prawda?
- Pewnie – odparłam, bo było to urocze i romantyczne z jego strony. Lecz on wyglądał na bardziej przejętego.
- Nie, chciałem powiedzieć… - Potrząsnął głową. - To nie tak, że będziemy dzielić czas pomiędzy mój dom w tu Londynie i twój w LA. Ja też mam dom w Los Angeles. A ty masz tutaj. Dom Blackthornów należy do mojej rodziny i ty też, Emmo, jesteś moją rodziną. My… - spojrzał na mnie skupiony – zawsze będziemy razem. Chyba, że tego nie chcesz. Jesteś jedyną osobą, którą pokochałem miłością romantyczną, Emmo. I chcę spędzić resztę mojego życia zgodnie z tą prawdą.
Nie musiałam nawet zastanawiać się nad odpowiedzią.
- Ja też tego chcę.
Wcześniej zastanawiałam się, co by to dla nas znaczyło, gdybyśmy się zaręczyli, ale chyba jest na to za wcześnie. Takie zobowiązanie, te obietnice, wydają się właściwe i prawdziwe.
Uśmiechnął się i odetchnął, chyba trochę się denerwował. Następnie podniósł się i wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać.
- Wracajmy do domu. Mam ci coś do pokazania.
- Założę się, że masz – odparłam. Zazwyczaj, kiedy coś takiego mówię, w dodatku takim tonem, działa to na pięć minut, o których nic Ci nie powiem. Ale wiesz, w końcu to Julian, ma bzika, więc droga do domu zajęła nam mniej czasu, niż dotarcie tutaj.
Kiedy weszliśmy do środka, Julian od razu udał się do sali balowej. Wiedziałam, co tam było – jego sekretny projekt, nad którym pracował odkąd tutaj przyjechaliśmy. Trochę się pogubiłam, przez sprawę z duchem i całą resztę, i nie wiedziałam, że cały czas go tworzy. Pewnie zajmował się tym wcześnie rano, zanim wszyscy (nawet słońce) zdążyli wstać.
Jak na szajbusa przystało, zasłonił wszystko ogromną zasłoną i już miałam z niego zażartować, kiedy pociągnął za materiał i moim oczom ukazał się mural. Zajmuje całą ścianę i jest po prostu piękny. Całe drzewo rodzinne, wszyscy Blackthornowie. Każdy z nich jest…
Nie, coś tu nie gra.
Ponieważ ja również znajduję się na tym muralu. Jestem tam z całą rodziną, otoczona nimi. I każde z nas oplatają kwiaty. Białe dla tych, którzy odeszli. Nawet Rupert tam jest i rodzice Juliana, otoczeni białymi płatkami. I Livvy, na samej górze, owinięta anielskimi skrzydłami.
Czerwone kwiaty były dla tych żyjących. Dla Helen, Aline, Marka, Ty’a, Dru i Tavvy’ego…
Właściwie od razu zaczęłam płakać, ale wiesz, z radości, z miłości i podziwu, byłam przytłoczona uczuciami. Julian spytał:
- Podoba ci się?
Podoba mi się. Jest piękny i idealny na tę chwilę, kiedy coś jedno się kończy, a coś nowego zaczyna. Teraz naprawdę czuć, że jest to Dom Blackthornów – Blackthornów, których znam, których kocham, a nie tych dziwaków sprzed setek lat, odpowiedzialnych za to, co się tutaj wydarzyło. Czuję się tak, jakby zatoczyło się wielkie koło, a my znajdujemy się jednocześnie na początku i na końcu czegoś nowego i ekscytującego. Po raz pierwszy, odkąd tutaj jestem, usiadłam na łóżku, żeby do ciebie napisać i pomyślałam: „Jestem w naszej sypialni, w naszym domu” i czułam się z tym wspaniale.
Dobranoc, Bruce. Później odłożę cię na półkę, tę po mojej stronie łóżka. Gratulacje – od teraz ty również jesteś częścią Domu Blackthornów.
Emma
Tumblr media
12 notes · View notes
Text
Ty do Juliana
Cześć Julianie,
nie złość się.
Nie chodzi mi o to, że powinieneś. Nie sądzę, że postąpiłbyś rozsądnie złoszcząc się, ponieważ zawsze piszesz „chciałbym, żebyś tu był”, no i już niedługo będę. Słyszałem od Ragnora, że zaprosiłeś go do Domu Blackthornów, porozmawiałem z nim i przyjadę razem z nim do Londynu.
Za moją wizytą w Londynie przemawia kilka argumentów. Przede wszystkim, jestem ciekaw jak mieszka się w przeklętym domu. Zawsze powtarzasz, że najważniejsza jest moja nauka, a bliskie doświadczenie z przeklętym domem z pewnością przysłuży się w tej kwestii. Jest to kolejny powód, dla którego nie powinieneś się złościć.
Ragnor mówi, że zabierze ze sobą mapę linii geomantycznych w Londynie, która według niego może pomóc w odnalezieniu prawdopodobnych lokalizacji, gdzie Tatiana ukryła przedmioty podtrzymujące klątwę. Powiedział również, że pokaże ci, jak czytać mapę z liniami geomantycznymi. Myślałem, że Ragnor powie coś o tym, że Nocni Łowcy powinni znać się na takich rzeczach. Nawet mu o tym powiedziałem, na co on odparł, że wcale nie, najwidoczniej Spiralny Labirynt znormalizował czytanie takich map jakieś pięćdziesiąt lat temu, a wcześniej każdy czarownik korzystał z innej metody. Spytałem, czy wie, kto sporządził mapę, lecz zaprzeczył, chociaż może dowiedziałby się, gdyby sprawdził. Tak czy owak, uczyłem się o liniach geomantycznych, więc byłaby to okazja, abym dowiedział się czegoś więcej. Kolejny powód, dla którego nie powinieneś się złościć.
Miałem zamiar przyjechać i zrobić niespodziankę, ale przemyślałem to i doszedłem do wniosku, że nie podobałoby mi się, gdyby ktoś przyjechał i zrobił niespodziankę mnie, więc… Przyjadę, lecz informuję cię o tym z wyprzedzeniem. Pomyślałem sobie również, że jeśli powiedziałbym ci wcześniej, a ty byłbyś zły, to byłbyś zły zanim przyjadę, a nie później.
(Chciałem zabrać ze sobą Irene, jednak Anush powiedział, że byłbyś bardziej zły z jej powodu, niż mojego przyjazdu, a poza tym Irene zjada zasłony, a wydaje mi się, że w domu macie mnóstwo zasłon. Mimo to naprawdę chciałbym, żebyś poznał Irene. Jest już duża, ale potrafi się zachować. I nauczyłem ją przybijać piątki! Zabiorę ją następnym razem, kiedy nie będę podróżować z kimś tak marudnym jak Ragnor.)
Wydaje mi się też, że to dobry pomysł, abym sprawdził, czy Sensor na duchy działa poprawnie. Chciałbym mu się przyjrzeć, kiedy przyjadę. Anush i ja pracowaliśmy intensywnie nad Sensorami, ponieważ mamy ich tu mnóstwo. Eksperymentowaliśmy z wykrywaniem innych nadnaturalnych istot – zrobiliśmy Sensor na wampiry i Sensor na wilkołaki, co było dosyć proste. Mamy także Sensor na faerie, który działa na jedną trzecią sprawdzonych faerie; musimy jeszcze nad nim popracować. Zrobiłem Sensor na anioły, ale nie mam pojęcia, jak miałbym go przetestować. Anush twierdzi, że jak na razie działa bez zarzutu, ponieważ bezbłędnie wskazuje, że w okolicy nie ma żadnych aniołów. Co zaskakujące, o wiele trudniej jest zbudować Sensor wykrywający coś, co nie jest nadnaturalne. Próbowałem zrobić taki, który wykryje złoto i nietoperze. Żaden z nich nie zadziałał. Jedynym działającym okazał się Sensor na rysie. Jak możesz sobie wyobrazić, ten działał nieprzerwanie przez trzy dni przeprowadzania testów. Musieliśmy rozwalić go młotkiem, żeby się wyłączył. Przez „my” mam na myśli grupę osób, która zjawiła się w naszym pokoju i zażądała, żebyśmy rozwalili go młotkiem.
To nie ma nic wspólnego z tym, że przyjeżdżam do ciebie z Ragnorem, przysięgam! Nic a nic. Naprawdę nie mogę się doczekać, aż zobaczę ciebie, Emmę i dom, i chcę dowiedzieć się czegoś o czytaniu map z liniami geomantycznymi. No dobrze, wkrótce przyjadę! Pamiętaj, że chciałeś mnie zobaczyć! Nie złość się!
Pozdrawiam
Ty
20 notes · View notes
Text
Emma do Cristiny
Droga Cristino,
Przepraszam, przepraszam, bardzo przepraszam! Zdałam sobie sprawę, że wiadomość, którą właśnie ci wysłałam, nie miała za grosz sensu, więc kiedy ją przeczytasz, wyrzuć ją i przeczytaj tę. Wpadłam w histerię, kiedy ją pisałam – chciałam opowiedzieć ci o wszystkim, co miało związek z porwaniem Miny na wiele dni, ale nie mogłam. A kiedy już mogłam, tak jakby wszystko wyrzuciłam z siebie. Raz jeszcze przepraszam!
Czułam się okropnie, nie mogąc powiedzieć ci o tym, co się dzieje. Jak wiesz, nigdy nie znosiłam polityki – lecz bez względu na to, jak wyjątkowa jest twoja (i Marka) pozycja, Jasny Dwór z pewnością uznałby was za świtę Kierana, a wyraźnie zakazano nam kontaktowania się jednym i drugim Dworem w sprawie porwania Miny z jej własnej sypialni tutaj, w Domu Blackthornów. Zastosowaliśmy się do tego.
Okazało się, że za porwaniem stała Matka Hawthorn, opiekunka Pierwszej Dziedziczki, tej która postanowiła poślubić Nocnego Łowcę. Jej relacje z Nocnymi Łowcami od tamtej pory były skomplikowane, zwłaszcza z Herondale’ami (ale powiedz mi, kto NIE MA skomplikowanych relacji z Herondale’ami) – a teraz domagała się spotkania z Kitem, jeśli chcieliśmy odzyskać Minę.
Nikt nie chciał, żeby Kit się zgadzał, chociaż wszyscy rozpaczliwie bali się o Minę. Jednak on był zdeterminowany. Nic nie mogło go powstrzymać. Poprzez pośredników faerie poczyniono przygotowania do spotkania Kita z Matką Hawthorn. Zażądała, aby odbyło się niedaleko rzeki, więc udaliśmy się na oznaczone miejsce Promenadą w Chiswick. Znajduje się tam malusieńki park i niewielka estrada. Wszyscy – ja i Julian, Tessa, Jem i Kit – poszliśmy tam w milczeniu i ponurych nastrojach. Tessa stale głaskała Kita po plecach i było jasne, że starała się nie rozpłakać. Jem wyglądał, jakby chciał kogoś zabić. Kit był zawzięty. A Jules… Jeszcze przejdę do Julesa.
Zatrzymaliśmy się w pewnej odległości, a Kit przeszedł przez suchą trawę w kierunku estrady. Gdy tam dotarł, Matka Hawthorn wyłoniła się zza drzew, trzymając na rękach Minę, i zaczęła iść w jego stronę.
Jules i ja napięliśmy mięśnie, na wypadek gdyby Jem lub Tessa rzucili się po dziecko. Nikt by ich nie winił, ale wiedzieliśmy, że nie mogą sobie na to pozwolić – Kit musiał spróbować odzyskać Minę bez wszczynania bójki. Mogę tylko powiedzieć, że widać było po nich, jak wiele przeszli w życiu. Trzymali się kurczowo za ręce i żadne z nich się nie poruszyło, chociaż dało się zauważyć, jak bardzo chcieli pobiec do swoich dzieci. Był to niesamowity pokaz kontroli, ale również rozdzierający serce.
Kit i Matka Hawthorn stanęli oko w oko przed estradą. Oczywiście niczego nie słyszeliśmy z ich rozmowy, ale widzieliśmy, że Mina natychmiast wyciągnęła rączki do Kita. On też sięgnął po nią, lecz wtedy Matka Hawthorn podniosła rękę. Najwyraźniej nie zamierzała jej oddać i zaczęli się kłócić. Widziałam, jak wściekły był Kit, chociaż próbował panować nad sobą. Wciąż kręcił głową, by zaprzeczyć za każdym razem, gdy Matka Hawthorn się odzywała.
W każdym razie, po kilku minutach Matka Hawthorn zaczęła się śmiać. Rozejrzała się – z pewnością nas widziała, ale nie obchodziło jej to – i pstryknęła palcami. Kit upadł na ziemię; przetoczył się i wstał na nogi, lecz z ziemi zdążyły wyrosnąć czarne pnącza, które uderzały w niego i owijały się wokół nóg. Mina krzyczała tak głośno, że mogliśmy ją usłyszeć.
- Dosyć tego – warknął Jem i ruszył na druga stronę ulicy. Wtedy Julian złapał go za ramię.
- Czekaj – powiedział, a my wszyscy spojrzeliśmy na niego – wiesz, że ufam mu bezgraniczne, ale nawet ja przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zwariował.
I wtedy… Wtedy rozległ się ten przeraźliwy hałas. Z początku myślałam, że to helikopter, albo kilka helikopterów, lecz zrozumiałam, że hałas był dziwniejszy od nich… to był odgłos kopyt pędzących po niebie. Minęły nas i… to był Gwyn z Dianą! To znaczy, to było całe Dzikie Polowanie, liczyło kilkudziesięciu jeźdźców, niektórych na koniach, innych na skrzydlatych istotach, których nigdy wcześniej nie widziałam. Jednak na czele znajdował się Gwyn, a za nim, na swoim koniu, Diana, z rozwianymi na wietrze włosami.
Diana zanurkowała w dół i porwała Minę wprost z ramion Matki Hawthorn. Gwyn leciał tuż za nią, jedną ręką złapał Matkę Hawthorn – ten facet jest, yyy, dość silny – i przerzucił ją przez grzbiet swojego konia. Wyglądało to dosyć groźnie dla Matki Hawthorn, ale wiesz, nie darzymy porywaczy współczuciem.
Diana ponownie zapikowała (Dzikie Polowanie często to robi, jeśli dobrze pamiętasz) nad naszymi głowami i ostrożnie podała Minę Jemowi i Tessie. Wtedy Diana puściła do nas oko i znów wzbiła się w niebo, razem z Gwynem i resztą Dzikiego Polowania wznosili się szybciej, niż mogłabym sobie wyobrazić. Domyślam się, że musieli zabrać Matkę Hawthorn z dala od nas, co miało sens. Nieważne, zniknęli za chmurami i tyle ich widzieliśmy.
Muszę przyznać, że to puszczone przez Dianę do nas oko było kozackie. Przez to zaczęłam tęsknić za kozackimi wyczynami, tak trochę. Chyba zabiorę Cortanę na spacer i pościnam trochę chwastów.
W każdym razie. Kit biegł w naszą stronę, Tessa płakała od poczucia ulgi, a Jem wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęło Dzikie Polowanie. Minie, oczywiście, nic nie było. Ciągle powtarzała „Koniki!”, co było przezabawne, i wtedy dołączył do nich Kit i całą swoją uwagę skupił na niej. Julian i ja postanowiliśmy się wycofać i pozwolić im cieszyć się ze spotkania.
Na twarzy Juliana pojawił się jeden z tych Wyrazów, a ja miałam przeczucie.
- To twoja sprawka, prawda? - spytałam. - Ty wezwałeś Dzikie Polowanie.
Wzruszył ramionami.
- Matka Hawthorn zabroniła nam informować Jasny i Ciemny Dwór, a Dzikie Polowanie do żadnego nie należy. Nikomu nie ślubowali posłuszeństwa.
- Podobnie jak Matka Hawthorn – zauważyłam. - Więc załatwiłeś to na zasadzie: „Dzikie faerie, zabierzcie swoją dziką przyjaciółkę, za dużo sobie pozwala”?
- Coś w tym stylu – odpowiedział. Brzmiał zwyczajnie, ale wiedziałam, że był zadowolony z siebie. I w porządku, też byłam z niego zadowolona i tak mu powiedziałam.
W drodze powrotnej do domu zapytaliśmy Kita, czego tak w ogólne chciała Matka Hawthorn. Wyjaśnił, że chciała mu zdradzić, że jest potomkiem pierwszego-sama-wiesz-kogo (wiem, że Kieran powiedział ci co nieco o pochodzeniu Kita, ale nie wszystko i większość osób o tym nie wie) i chciała go zabrać do Faerie, gdzie jego miejsce. Próbował jej wytłumaczyć, że nie chciał mieszkać w Faerie, że satysfakcjonowało go życie, jakie wiódł (chociaż zerknął na Jema i Tessę, kiedy to mówił, i wydaje mi się, że słowo usatysfakcjonowany jest mniej wstydliwe od przyznania do prawdziwych uczuć, które są czymś dużo lepszym od satysfakcji). Powtarzała mu ciągle, że to jego przeznaczenie i obowiązek, że los upomni się o niego prędzej niż później, jeśli się nie podporządkuje, bla, bla, bla, sprawy faerie, wiesz, jak to jest. (Och, bez urazy, Kieranie, jeżeli to czytasz.)
Nie sądzę, że mówił całą prawdę, ponieważ Matka Hawthorn zadała sobie wiele trudu, żeby przekazać taką wiadomość. Mogła napisać ją na pocztówce. Tak właściwie nie powiedziała niczego, czego Kit już by nie wiedział. Jestem pewna, że chodziło o coś więcej, tylko Kit nie chciał się tym podzielić – wyczytałam to z jego twarzy. Mam nadzieję, że powie Jemowi i Tessie, kiedy będzie gotowy. Przynajmniej możemy być pewni, że Gwyn dopilnuje, aby Matka Hawthorn trzymała się od niego z daleka – jeden problem z głowy.
To tyle wiadomości ode mnie, ulżyło mi, że wreszcie mogłam podzielić się tym z tobą. Gdyby Kieran potrzebował więcej informacji, niech skontaktuje się z Gwynem; powiedziałam ci o wszystkim, co wiem.
Trzymaj się, wkrótce się odezwę i pozdrów K i M!
Emma
16 notes · View notes
Text
Kit do Jace’a
Jace…
Nie wiem, dlaczego piszę, nie wiem, dlaczego piszę do ciebie, po prostu siedzę tu i próbuję zachować spokój, ale te myśli wciąż do mnie wracają, więc muszę je zapisać i do kogoś wysłać. Zawsze mówiłeś, że mogę na ciebie liczyć, gdybym potrzebował pogadać, więc, hej, tak, cześć, potrzebuję pogadać. Nie mogę pójść do Jema i Tessy, są w takim samym szoku jak ja, albo i większym. Emma i Julian też tam byli i wcześniej tak dobrze się bawili, cieszyli swoim domem, w którym wreszcie jest bezpiecznie i przyjemnie i komfortowo i wtedy nagle dziecko zostaje porwane z tego bezpiecznego i przyjemnego domu i nikt niczego nie zauważył.
Prawda jest taka… Nigdy nie chciałem tego przyznawać, ale prawda jest taka, że Mina od zawsze była w niebezpieczeństwie. Z mojego powodu. Ponieważ moimi przodkami byli faerie, wszyscy moi bliscy są w niebezpieczeństwie. Nic nie mogę z tym zrobić, nic nie zrobiłem, żeby sobie na to zasłużyć. Dotyczy to również Jema i Tessy, ponieważ adoptowali mnie, kochają mnie, a przez to co dla mnie zrobili, teraz porwano im córkę.
Tak przy okazji, skoro zależy mi na tobie, znalazłeś się wśród osób narażonych przeze mnie na niebezpieczeństwo. Przepraszam za to. Ale nazywasz się Jace Herondale! Zjadasz zagrożenie na śniadanie. Zjadasz płatki o smaku zagrożenia z dodatkiem ryzyka. Poradzisz sobie. Ale Mina… ona jest taka malutka. I nigdy wcześniej nie znajdowała się z dala od rodziny.
Powtarzam sobie, że nie zrobią jej krzywdy. Nie zależy im na niej. Chodzi o coś innego.
Wszystko wskazuje na to, że została porwana przez faerie. Większość robotników Round Toma już opuściła dom i nie mamy pewności, czy jeden z nich za tym stoi, czy może pomagał komuś. Round Tom twierdzi, że o niczym nie wie i jest tak samo zdezorientowany jak wszyscy inni – nigdy nie interesował się polityką. Wszyscy i tak go podejrzewają, ale no cóż, on nie może kłamać, a zdanie: „Nie posiadam wiedzy o niczym, co miałoby związek z porwaniem waszej córki” trudno zinterpretować inaczej.
Ale może nie ma to żadnego znaczenia. Jeśli Minę porwali faerie… zwłaszcza faerie działające z bezpośredniego rozkazu któregoś z Dworów… będzie to stanowić naruszenie Porozumień. A to oznacza wojnę z Faerie. Kolejną wojnę z Faerie.
Stary, jak ty z tym żyjesz? Jesteś jaki jesteś z powodu wszystkiego, przez co przeszedłeś. Radzisz sobie z tym, ponieważ musisz sobie z tym radzić. Jem i Tessa adoptowali mnie wierząc, że zapewnią mi bezpieczeństwo, ale może nic nie może mi go zagwarantować. Dostosowałem się, odgrywałem szczęśliwą rodzinę, lecz prawda jest taka, że muszę się zmienić. Stać się twardszy. Silniejszy. Potężniejszy. Stać się kimś, kogo będą się obawiać ci źli. A nie dzieciakiem, którego trzeba chronić. To musi się skończyć.
Nie jestem już dzieckiem.
W każdym razie. Zdałem sobie sprawę, że wiesz już o wszystkim, ponieważ Alec z pewnością cię powiadomił. Ale jak już wspomniałem, pomogło mi napisanie do ciebie. Nie wiem, czy jesteś w stanie coś zrobić i nie proszę cię o pomoc. Po prostu pomyślałem, że spośród wszystkich ludzi, ty na pewno zrozumiesz. Że będziesz kimś, z kim mogę o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to.
Kit
17 notes · View notes
Text
Ty do Emmy
Tumblr media Tumblr media
10 notes · View notes
Text
Emma do Bruce'a
Drogi Brusie,
Bruce, Bruce, Bruce. Czy wciąż będę do ciebie pisać, kiedy remont dobiegnie końca? Kiedy wszystko wróci do pewnego rodzaju normalności? Czy może normalność już się skończyła… czy rozłamu w świecie Nefilim nie da się już naprawić i będzie on tylko pogłębiać się z czasem, z coraz większymi i większymi zmianami, aż wreszcie nie będzie się dało udźwignąć tych zmian? W takim wypadku będę do ciebie nadal pisać, Bruce, jako milczącego świadka osobliwych czasów.
Przepraszam, przepraszam. Czuję się nieco poetycko, ponieważ dzisiaj odwiedzili nas Jem, Tessa, Kit i Mina i… to trochę dlatego, że Jem i Tessa tak właśnie mówią. Bo są, no wiesz, starzy. I trochę dlatego, że sprawa z przeklętym domem zbliża się do końca i nie mam pojęcia, jak wszystko później się ułoży.
W każdym razie, nie poczyniliśmy dzisiaj żadnych postępów z klątwą, skończyło się na wizycie rodziny Carstairs-Herondale, która powinna wybrać sobie jakieś krótsze nazwisko. Team Epoka Wiktoriańska? Team Czasy Kiedy Wszystko Było Bardziej Romantyczne, Ale Podróżowanie Zajmowało Całe Wieki? Hmm. Chyba będę musiała zapytać ich o pomysły, bo moje są, yyy, kiepskie.
Tuż po ich przyjeździe pojawiły się pewne komplikacje. Wybraliśmy dla nich kilka sypialni i poprosiliśmy skrzaty, żeby przygotowały dla nich pościel, ręczniki i takie tam. Sprawdziliśmy je przed zjawieniem się gości i cieszę się, że to zrobiliśmy, ponieważ faerie przygotowały pokoje dla… ptaków? Ogromnych, ludzkiej wielkości ptaków. Wielkie gniazda z patyków, szerokie na sześć stóp, i gałęzie, na których można usiąść. I wielkie kule z karmą dla ptaków wiszące pod sufitem. Dlatego musieliśmy poprosić, żeby wszystko zmieniły i skrzaty wyglądały na rozczarowane. (Przecież nie powiedzieliśmy, że goście są ptakami! Nie mam pojęcia, dlaczego tak pomyślały!) Najgorsze jest to, że naprawdę dobrze się spisały, gdyby rzeczywiście odwiedziły nas ogromne ptaki, byłoby im bardzo wygodnie. Skrzaty wciąż wydawały się zaskoczone, kiedy wszyscy się pojawili i Mina nie okazała się dużym jajem. Ach, te faerie.
Skoro już mowa o Minie, która nie jest dużym jajem, a raczej małym dzieckiem, to jest ona ekstremalnie urocza. Potrafi już chodzić, czy też dreptać, mówi „mama”, „tata” i „kisz”, ponieważ najwyraźniej tak nazywa Kita. Ma własną małą, drewnianą stelę i ciągle próbuje nią rysować po wszystkich. Najwidoczniej Kit uczy się run i Mina też chce się uczyć.
Powinniśmy od razu przejść do złamania klątwy, lecz prawda jest taka, że po prostu bardzo przyjemnie się nam razem siedziało. Z Tessą i Jemem czas mija tak spokojnie, co jest bardzo miłe, biorąc pod uwagę, jak nerwowi są nasi niektórzy przyjaciele. Domyślam się, że kiedy przeszło się przez to wszystko, co im się przydarzyło, już niewiele może cię zmartwić. Uspokaja mnie samo to, jak Jem mówi o klątwie, że poradzimy sobie z nią, chociaż właściwie nie wiemy, co robimy i co poszło dotąd źle.
Wydają się także być pod wrażeniem domu, co napawa Juliana dumą w niezwykle uroczy sposób. Tessa mówiła, że kiedy byli tutaj ostatni raz, Tatianę aresztowano i wysłano do Żelaznych Sióstr, a oni szukali różnych demonicznych rzeczy. (Przyznała, że większości z nich nie znaleźli. Z tego co mówi, wydaje się oczywiste, że nie zdawali sobie sprawy, jakie zagrożenie stanowiła Tatiana, dopóki nie było za późno – naprawdę chciałam ją o to zapytać, ale temat wydawał się zbyt ponury, a my spędzaliśmy miło czas.) Jem dodał, że dom już wtedy znajdował się w złym stanie, lecz Tessa powiedziała, że widziała dom w "w czasach świetności" podczas balu, po czym zarumieniła się. Cokolwiek wydarzyło się podczas tamtego balu, musiało być niesamowite, skoro rumieni się po 130 latach!
Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia wspomnień, które niczym ciężki całun wiszą nad tym miejscem i żadna warstwa farby ani nowe okna nic na to nie pomogą. To może być klątwa, oczywiście. Jednak tego wieczoru było weselej niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy poczułam się trochę, jakby to był nasz dom, odwiedzili nas przyjaciele i było zaskakująco miło i zwyczajnie. Tak długo, jak nie myślałam o tym, co dzieje się w Clave.
Martwię się czymś jeszcze: Kitem. Siedział z nami przez większość dnia, lecz był bardzo milczący, jak na niego, i kilka razy przeprosił nas, żeby wyjść pospacerować po ogrodzie. Julian powiedział, że Kit chyba zerwał ze swoją dziewczyną i może z tego powodu jest smutny, ale sama nie wiem. Denerwował się w obecności robotników i bacznie im się przyglądał, kiedy znajdowali się w pobliżu. Round Tom przedstawił się mu, na co Kit tylko przytaknął, ale nie zdradził swojego imienia ani żadnych informacji o sobie. Trudno go za to winić. Jego relacje z faerie i Krainą Faerie są skomplikowane. Według Tessy, Cirenworth jest pilnie strzeżone przed wtargnięciem faerie, zabezpieczono nawet pobliskie miasto i drogi. Magnus i Catarina już o to zadbali. Byłaby to jedna z nielicznych okazji, kiedy Kit znajduje się w pobliżu faerie od czasu bitwy na obrzeżach Alicante; chociaż te faerie nie stanowią zagrożenia, musi czuć się dziwnie.
Ale znasz Kita. Posiada tą swoją aurę, jakby nie chciał odpowiadać na pytania o swoje samopoczucie. Dzisiaj przyglądał się faerie w ogrodzie – albo się nimi martwił, albo chciał do nich dołączyć? Sama nie wiem. Może Julianowi albo mnie uda się go namówić na zwierzenia, kiedy tu jest. A może znajdę chwilę, żeby zapytać Jema i Tessę czy wiedzą, co się dzieje.
No dobrze, to tyle ode mnie, Bruce. Jutro złamiemy klątwę! Mam nadzieję!
Emma
17 notes · View notes
Text
Kit do Dru
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
17 notes · View notes
Text
Emma do Jema
Drogi Jemie,
tak jak obiecałam, mam dla ciebie najnowsze informacje o Domu, Który Nie Przestaje Być Przeklęty. Spoiler alert: chyba będziemy znowu potrzebować twojej pomocy. (Zapytaj Kita, jeśli nie wiesz, czym jest „spoiler”.)
Oto na czym stoimy: zebraliśmy wszystkie przedmioty – tak myślimy – mające związek z klątwą. Umieściliśmy je w jadalni i zapaliliśmy świece, lecz nic się nie wydarzyło. Julian powiedział, że wyglądało to tak, jakbyśmy chcieli urządzić im romantyczną kolację. Chyba był optymistycznie nastawiony, że wszystko okaże się takie proste!
W ciągu ostatnich tygodni zebraliśmy sporo książek o przełamywaniu klątw. Przejrzeliśmy również internet, ale muszę przyznać, że „online” nigdy nie wiadomo, czy trafisz na prawdziwe magiczne zaklęcie, czy na jakąś grę. Julian, rzecz jasna, przeczytał już te książki i zapisał wszelkie podobieństwa między większością zaklęć. Konieczne jest zebranie przeklętych obiektów i zapalenie świec z czystego łoju. Na szczęście udało nam się zdobyć świece łojowe na Nocnym Targu i ustawiliśmy je w kręgu wokół przedmiotów. Kiedy je zapaliliśmy, zrobiło się tajemniczo i magicznie.
Połączyliśmy kilka łacińskich zaklęć z książek, żeby stworzyć coś mogącego zadziałać. Coś w stylu Wzywamy do przełamania klątwy rzuconej na te obiekty, w imię Anioła Razjela. Chcieliśmy brzmieć poważnie, jak ktoś, kto dobrze zna Razjela i wypije z nim piwo po usunięciu klątwy.
Jestem pewna, że z przerażeniem czytasz, że postanowiliśmy zrobić to samodzielnie i masz rację, nie powinniśmy, ale byliśmy tak podekscytowani zebraniem wszystkich obiektów, że chcieliśmy chociaż spróbować. W końcu, jak źle mogło nam pójść?
Odpowiedź brzmi: bardzo źle! W jadalni natychmiast zerwał się chłodny, wilgotny wiatr, zataczał kręgi i gasił świece. Zaczęłam dygotać, ale nie z powodu zimna (chociaż nagle zrobiło się bardzo zimno), tylko gęsiej skórki. Doznałam koszmarnego  uczucia nadchodzącej ciemności, jakby mój wzrok zaczął zanikać na krawędziach. Julian szybko przeglądał książki, szukając jakiegoś zaklęcia przerywającego.
I wtedy, jakżeby inaczej, pozytywka stojąca na kredensie zaczęła sama z siebie grać. I to nie swoją zwyczajową melodię, jaką był walc Straussa. Był to zupełnie inny dźwięk, dysonansowy i ostry (domyślam się, że tak ostry, jak tylko dźwięczna melodia pozytywki może być). Był głośny, dużo głośniejszy niż zwykła pozytywka, jakby ten dźwięk zerwał się i wirował po całym pokoju.
- Nieee.
Usłyszeliśmy szorstko wypowiedziane słowo i poczułam czyjąś obecność. Był to Rupert, pół-przezroczysty i wściekły. Przesunął świetlistą dłonią i zgasił płomienie świec. Dzięki Aniołowi, wiatr ustał, a chłód zniknął. Poczułam, że znów mogę oddychać. Patrzyliśmy na siebie z Julianem.
- Nefilim – westchnął Rupert. Chyba nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby tyle mówił, jeśli chodzi o wyraźne zdania i słowa. Nie wiem, czy to dlatego, że był zły, czy może zaklęcie przełamujące klątwę przyniosło jakiś efekt. - Nefilim… nie igrają z magią. Tatiana igrała z magią. Została… zniszczona. - Był tak zdenerwowany, że jego twarz zaczęła się zmieniać, jego oczy powiększały się jak na rysunku anime, kąciki ust opadły. - Nie warto niszczyć samego siebie – szepnął. - Znajdźcie inny sposób. Albo zostawcie mnie uwięzionego.
Następnie zniknął – jakby rozpadł się na biało-srebrne kawałki, niczym papierki rozrzucone na wietrze.
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Chyba wolałam Ruperta, kiedy mógł tylko przesuwać przedmioty po kurzu.
W każdym razie, przydałaby nam się pomoc. Może potrzebujemy czarownika, by odprawić właściwe zaklęcie, ale im dłużej przyglądamy się zebranym przedmiotom, tym bardziej zastanawiamy się, czy któryś z nich nie pasuje. W końcu podążaliśmy za podejrzanymi wskazówkami, żeby je odnaleźć. Tak często zawracaliśmy głowę Hypatii, Magnusowi i Ragnorowi, że chyba nie moglibyśmy znieść, gdyby jedno z nich przyjechało i powiedziało nam, że problem tkwi w obiektach. Więc może… ty i Tessa zechcielibyście wpaść z wizytą i przyjrzeć się sytuacji? Może będziecie w stanie powiedzieć nam coś o tych przedmiotach, skoro rozpoznaliście kilka z nich. Jako były Cichy Brat i czarownica posiadacie wystarczającą magiczną wiedzę, żeby wymyślić, co mamy robić dalej. Z przyjemnością zobaczymy was wszystkich, jeśli zdecydujecie się na rodzinną wycieczkę. Możemy przypilnować Minę! Będą babeczki! Teraz, gdy faerie pozbyły się barszczu porastającego ogrody, wyglądają one bardzo ładnie. Idealnie nadają się na spacery, albo jeśli Kit jest w nastoletnim nastroju do rozmyślań, można w nich rozmyślać. Czy wspominałam o babeczkach?
Pozdrawiam,
Emma
16 notes · View notes
Text
Julian do Kierana
WIADOMOŚĆ PRYWATNA: NIE UDOSTĘPNIAĆ POD GROŹBĄ KARY ŚMIERCI
Od: Julian Blackthorn z Domu Blackthornów
Do: Kieran, Król Ciemnego Dworu
No dobrze, wróciliśmy z Jasnego Dworu. Dobra wiadomość: znaleźliśmy łopatkę. Zła wiadomość: nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele i wzbudziliśmy mnóstwo podejrzeń. Jednak chętnie podzielę się z tobą tym, jak poszło, w nadziei, że znajdziesz tu przydatne informacje. Mam również nadzieję, że uznasz to za wystarczającą wymianę za przysługę, jaką jesteś winien phouce. (Jestem właściwie pewien, że ta przysługa będzie wiązać się z poproszeniem cię o kupienie kapelusza.) Przejmowaliśmy się tą wyprawą, nawet posiadając zaproszenie od Adaona – podczas naszej ostatniej wizyty w Fearie sprawy nie przedstawiały się najlepiej. Wszędzie tylko szary dym, śnieg, ćmy i spustoszone połacie martwej ziemi. Wydaje się, że to wszystko już minęło i skończyło się; Faerie znów wygląda zdrowo. Panowała tam jesień, ziemię pokrywały opadłe liście, czerwone i złote.
W każdym razie, posłuchaliśmy rady Adaona i przeszliśmy do Faerie przez stary kurhan w Primrose Hill. Trafiliśmy na leśną polanę z dwojgiem drzwi wyrastających z ziemi. Adaon czekał przy nich, aby nas przywitać, co było miłe z jego strony.
Jednak nie wyglądał na szczęśliwego. Podbiegł do nas i wyjaśnił, że musiał powiedzieć Królowej o naszym przybyciu.
- Nie dzieje się tutaj nic, o czym by nie wiedziała – powiedział. - W ten sposób utrzymała się przy władzy przez te wszystkie lata, po części.
Wyglądał na tak nieszczęśliwego, że Emma musiała zapewnić go, że nic się nie stało i nie robimy niczego, czego Królowa by nie pochwalała, czy nawet czym by się przejmowała. On tylko potrząsnął głową.
- Nikt nie wie, czym będzie przejmować się Królowa. Albo czego nie będzie pochwalać. Nakazała mi, abym zaprowadził was do sali tronowej zaraz po waszym przybyciu i właśnie to muszę zrobić.
Zacząłem się trochę bardziej denerwować. Przypomniałem Adaonowi, że zagwarantował nam bezpieczeństwo. Odpowiedział:
- Zgodnie z prawem gościnności, nie wspominając o Porozumieniach, Królowa nie może was skrzywdzić czy też przetrzymywać, o ile wasze zamiary są cnotliwe. - Jednak znowu potrząsnął głową.
- Niech zgadnę – odezwałem się. - Królowa posiada wyłączne kompetencje do tego, by ocenić, czy nasze zamiary są cnotliwe.
Adaon uśmiechnął się słabo.
- Można tak powiedzieć – przyznał i zabrał nas do sali tronowej.
W sali tronowej panował równie jesienny klimat, jak na polanie. A nawet bardziej, szczerze mówiąc. Lecz nie chodziło o kres sezonu wegetacyjnego, czy smutek z powodu zakończenia lata. Chodziło raczej o świętowanie zbiorów. Przygotowano rogi obfitości, właśnie tak, z których wypadały tykwy, jabłka, gruszki i kolby kukurydzy. Były również stogi siana, co jest dosyć zabawne, ponieważ żadna z osób znajdujących się w sali tronowej, przysięgam, nigdy nie belowała słomy. A pod sufitem fruwały piksy z ognistymi, motylimi skrzydłami.
Królowa, co nie zaskakujące, siedziała na tronie. Miała na sobie suknię, przysięgam, całkowicie wykonaną z błyszczących, zielonych skarabeuszy, zszytych ze sobą. Jej włosy otaczały twarz czerwono-złotym płomieniem. Nie wyglądała już na chorą czy wycieńczoną, tak jak podczas naszego ostatniego spotkania, i zdawała się emanować mocą, jakiej wcześniej jej brakowało.
Po całej sali jak zwykle rozsiane były grupki faerie – domyślam się, że dworzan – plotkujących, chichoczących, a niekiedy tylko siedzących i wyglądających podejrzanie. Więc wszystko wyglądało tu normalnie. Niemal nie zwracali na nas uwagi, odwracali tylko głowę, uznawali za nieciekawych i wracali do wylegiwania się.
Spodziewałem się, że Królowa natychmiast zacznie nas obrażać, lecz zachowywała się całkiem miło. Nie serdecznie. Ale też nie nieprzyjaźnie. Oczywiście oczekiwała najpierw pochwał za wystrój. Machnęła ręką na salę tronową i powiedziała:
- Wybraliście piękną porę, aby nas odwiedzić.
- Jest weselej, niż ostatnim razem – odparła Emma.
- A jednak postanowiliście wrócić – dodała Królowa, jakby się z tego cieszyła – pomimo… braku wesołej atmosfery podczas naszego poprzedniego spotkania.
- Dawno nie widzieliśmy się z naszym przyjacielem, Adaonem – powiedziałem. - Pragnęliśmy cieszyć się jego towarzystwem.
- Tak mówisz? - spytała Królowa, co zapewne w języku Faerie oznaczało To na pewno bzdura. - Jak z pewnością wiesz, nie umknęło mojej uwadze, że twój brat jest konkubentem Króla Ciemnego Dworu.
- Jednym z konkubentów – sprostowała Emma.
Królowa zignorowała ją.
- Zapewne spodziewałeś się, że będę podejrzewać was o szpiegostwo.
- Nie przybyliśmy tutaj dla Króla Ciemnego Dworu – zapewniłem – a raczej we własnym interesie, mającym związek z Jasnym Dworem. W rzeczy samej, nasza rodzina ma różne powiązania z Jasnym Dworem. O czym sama wiesz.
Królowa zignorowała również mnie.
- Zdaje mi się, że waszą najlepszą obroną jest fakt, iż jesteście tak oczywistym wyborem do szpiegowania, że z pewnością Kieran Królewski Syn (myślę, że miała to być zniewaga wobec ciebie, mnie, albo nas obu) zachowałby się dużo rozsądniej niż wybierając was na szpiegów.
- To też – przyznała Emma.
- Niech będzie – dodała Królowa. - Wymyślcie jakąś historię. Co was tu sprowadza?
Czułem, że nie mamy nic do stracenia, jeśli wyjawimy prawdę – naprawdę nie robiliśmy niczego, czym Królowa powinna się przejmować. Dlatego opowiedziałem jej całą historię: odziedziczyliśmy dom w Londynie; dom jest przeklęty; chcemy zdjąć klątwę. Podkreśliłem, że ani dom, ani klątwa, nie mają związku z faerie. (Nie wspomniałem o Round Tomie, żeby nie odwracać uwagi od sedna sprawy.) Do zdjęcia klątwy (między innymi) potrzebna jest nam łopatka; odkryliśmy, że łopatka znajduje się lub była w posiadaniu Socks MacPhersona, phouki; przybyliśmy tu, aby wymienić się z nim i zaaranżowaliśmy zaproszenie poprzez Adaona, ponieważ nie mogliśmy skontaktować się bezpośrednio z MacPhersonem.
- Chcemy tylko – wtrąciła Emma – wymienić się z MacPhersonem na łopatkę. Możemy to zrobić nawet tutaj, w sali tronowej, o ile możesz po niego posłać.
Niespodziewanie Królowa wyglądała na zaintrygowaną.
- Chcecie rozprawić się z tym tutaj, nawet nie wchodząc na Dwór?
Wyjaśniłem Królowej, że z całą mocą podzielamy jej pragnienie, abyśmy nie wchodzili na Dwór.
Wydawała się zaskoczona, lecz przywołała jednego z dworzan i szepnęła mu coś na ucho.
- Poślemy po phoukę – oznajmiła. - Książę Adaonie, kiedy Nefilim zakończą swoje negocjacje z nim, odeskortujesz ich i pożegnasz. - Adaon ukłonił się na znak zgody. - A teraz – dodała, a jej wzrok powędrował na krótką chwilę w jeden bok – musicie mi wybaczyć, ale potrzebują mnie.
Odsunęliśmy się na bok, by mogła zejść z tronu. Zauważyłem, że w sali pojawił się człowiek, którego nie rozpoznałem – musiał być kimś ważnym, biorąc pod uwagę, jak bardzo jego strój różnił się od pozostałych. Zamiast szaty odpowiedniej dla dworu, miał na sobie szaro-zieloną pelerynę z kapturem, a jego twarz zasłaniała maska przypominająca głowę sokoła. Jego strój bardziej pasował na polowanie w lesie, chociaż był zupełnie czysty. Nie wiedziałem, co o nim sądzić – pomyślałem jednak, że przekażę ci jego opis. Prosiłeś, aby rozglądać się za czymś nowym lub nietypowym i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że on właśnie taki był.
Czekaliśmy i rozmawialiśmy z Adaonem przez kilka minut, aż wreszcie pojawił się Socks MacPherson. Spotkaliśmy się już wcześniej z kilkoma phoukami – jeden z nich jest strażnikiem na Nocnym Targu w Los Angeles, jak może pamiętasz – i pomyślałem, że być może MacPherson okaże się jednym z nich, lecz nie, to zupełnie inny phouka. Na głowie miał ogromny futrzany kapelusz, z którego wystawały jego uszy. To był naprawdę duży kapelusz.
Wyglądał na zaskoczonego tym, że Królowa zostawiła nas samych i przeprosił, jeśli byliśmy niepokojeni z jego powodu. Odparłem, że pewnie chciała nad nami czuwać, jednak niespodziewanie ją wezwano. MacPherson wzruszył ramionami i powiedział:
- Wydaje jej się, że wszystko jest posunięciem w jakiś pięciowymiarowych szachach, w które gra. Lecz czasami ktoś chce tylko wymienić się ze mną na kuchenny przyrząd. Skoro już o tym mowa, mam łopatkę.
Wyciągnął ją z torby podróżnej, którą przyniósł ze sobą i Sensor na Duchy natychmiast zwariował, MacPherson podskoczył i nawet schował się za grupką dworzan. Chociaż nadal widzieliśmy jego kapelusz. (I jego uszy drżące nad kapeluszem.) Musieliśmy podejść do niego i wyjaśnić, że było to jedynie urządzenie wykrywające przeklęte obiekty, których szukaliśmy, a hałas był dobry, ponieważ potwierdził, że łopatka jest tą, której szukaliśmy. Dworzanie przegonili nas; mieli zamiar rozkoszować się odpoczynkiem, a my im przeszkadzaliśmy.
Socks marudził, że oczywiście „ten nędzny Spoon” dał mu przeklętą łopatkę.
- Nie wiem, dlaczego zgodziłem się na taką umowę – powiedział. - To coś nawet mi się nie przydaje. Jestem wegetarianinem.
Wreszcie zapytał, co oferujemy w zamian, przekazaliśmy, że przysługę od ciebie i wyjaśniliśmy, dlaczego byliśmy uprawnieni do złożenia takiej oferty. Odpowiedział, że przyjmuje ofertę, a my zabraliśmy łopatkę do domu.
Podsumowując: Socks MacPherson może liczyć na ochronę Jasnego Dworu, ale nie przeszkodziło mu to w zaakceptowaniu przysługi od Króla Ciemnego Dworu. Królowa pozostaje podejrzliwa w stosunku do nas, ale jednocześnie jej zachowanie było podejrzane. Jasny Dwór z pewnością coś ukrywa, biorąc pod uwagę to, jak Królowej ulżyło w tej samej chwili, gdy zdała sobie sprawę, że nie chcemy opuszczać sali tronowej i się rozejrzeć. Mam przeczucie, oparte na niczym… że wcale nie ukrywa czegoś, a kogoś… Jeśli byłby to jakiś przedmiot, to na pewno by to ukryli przed nami? Ale to tylko przeczucie.
To wszystko. Moje najszczersze podziękowania, jak zawsze, za twoją pomoc. Z pewnością liczyłeś na więcej informacji, ale mam nadzieję, że trochę się przydadzą.
Pozdrowienia dla Marka i Cristiny i oczywiście dla ciebie. A przede wszystkim, chwała Kraigowi.
Julian
13 notes · View notes
Text
List od Kierana
Do: Juliana Blackthorna z Domu Blackthornów
Od: Ciemnego Dworu
Najdroższy Bracie,
otrzymanie korespondencji z Domu Blackthornów zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy, więc i tym razem nie było inaczej. Mark przekazał mi twoje pytanie i z przyjemnością na nie odpowiem, chociaż obawiam się, że moja odpowiedź może ci się nie spodobać.
Jak wiesz, granice Faerie są niejasne i nieregularne, i nikt nie potrafi określić, jak daleko sięga Fearie, rozciąga się ono bez końca na północ, południe, wschód i zachód. Wiesz również, że na tak bezkresnym obszarze mogą kryć się tysiące mieszkańców, od najmniejszych duszków zamieszkujących swoje wzgórze, po najpotężniejsze ogry, które kiedykolwiek ogrowały przy ulicy ogrowej MARK. PRZESTAŃ. Ekhm.
Wybacz. Odszedłem tylko na chwilę od tego listu i pewien nasz wspólny znajomy dostał się do mojego pióra.
Jak już pisałem, Faerie jest niezwykle rozległe i zamieszkałe przez niezliczoną ilość istot, więc mało prawdopodobne, żebym wiedział o zbłąkanym obywatelu Dworu. Nie piszę tego, żeby cię skarcić, tylko po to, aby obniżyć twoje oczekiwania, ponieważ twoje pytanie można porównać ze mną pytającym o to, czy znasz kogoś, kogo łączy z tobą tylko to, że również mieszka w Los Angeles.
Ale tak się składa, że obniżyłem twoje oczekiwania tylko po to, aby ich spełnienie było bardziej satysfakcjonujące, ponieważ, w istocie, znam phoukę, o którym wspominałeś!
A właściwie słyszałem o nim. Nazywa się Socks MacPherson (chociaż nie jest to jego Prawdziwe Imię, żadna matka spośród faerie nie nazwałaby swojego dziecka Socks) i na dworach cieszy się renomą solidnego kapelusznika. Specjalizuje się w kapeluszach dla istot o niezwykłych cechach, które przeszkadzałyby w dobraniu zwykłego kapelusza (np. z rogami, kocimi uszami, uszami nietoperza, lisimi uszami, wężami zamiast włosów).
Niestety, związany jest z Jasnym Dworem, otrzymał królewski nakaz wytwarzania swoich towarów dla Królowej. Z tego powodu nie mogę skontaktować się z MacPhersonem w innym celu, niż zlecenie wykonania kapelusza, a ja nie potrzebuję kapelusza, ponieważ nie pasowałby mi do korony.
Niemniej jednak, uważam, że wciąż mogę ci pomóc. Wyślę wiadomość do mojego brata Adaona i poproszę go, aby zaprosił cię na Jasny Dwór na przyjacielskie spotkanie. Tam będziesz mógł osobiście poszukać MacPhersona. Upoważniam cię do przekazania mu podarunku, który bez wątpienia przyjmie w zamian za jego pomoc: jednej przysługi od Króla Ciemnego Dworu. (Ode mnie.)
Oferuję ci moją pomoc ze szczerego serca, bracie Julianie. Chciałbym cię jednak prosić w zamian o małą przysługę: żebyś opowiedział mi o swoim pobycie na Jasnym Dworze, dbając o każdy szczegół, który uznasz za ważny lub interesujący. Uprzedziłem Marka, że mam zamiar prosić cię o to i był na mnie zły, ponieważ według niego chcę prosić cię o szpiegowanie. Wyjaśnijmy to sobie, w żaden sposób nie mam zamiaru prosić cię, abyś działał w imieniu Ciemnego Dworu, czy też naruszył poufność szczegółów twojej wizyty, które chciałabyś zachować dla siebie. Jednakże, chciałbym cię prosić, żebyś zwracał szczególną uwagę na wszystko, co zobaczysz i usłyszysz i podzielił się zwłaszcza tym, co Dwór wolałby ukryć.
Jak zawsze, pozostaję twoim oddanym sługą. Chwała Kraigowi.
Kieran, Król Ciemnego Dworu
12 notes · View notes
Text
Ty do Dru
Witaj Dru,
wróciłem z Londynu i Julian z Emmą prosili, żeby się z tobą „przywitać” i przekazać, że „przesyłają pozdrowienia”. Nie jest to jednak najważniejsza część tego listu, przejdę do niej później. Ale nie powinnaś przeskakiwać do tamtego fragmentu, wkrótce wyjaśnię dlaczego.
Dom Blackthornów jest całkiem w porządku. Jest duży i jest stary, wiele rzeczy nie działa jeszcze tak jak powinny, ale Emma i Julian wykonali sporo pracy, żeby było w nim przyjemnie. W domu znajduje się mnóstwo sypialni. Wybrałem jedną dla siebie, nazywają ją „szarą sypialnią”, lecz szczerze mówiąc, wszystkie sypialnie są raczej szare. Powiedzieli, że to dlatego, żebyśmy mogli je przemalować, jeśli będziemy chcieć, bo to będą nasze pokoje i możemy je urządzić po swojemu.
Kiedy przyjedziesz, będziesz musiała wybrać, którą chcesz, ale chyba znalazłem taką, która ci się spodoba. Z jej okien roztacza się widok na ogród i wydaje mi się, że zostanie on odnowiony na samym końcu, więc jeszcze przez jakiś czas będzie wyglądać upiornie. Stoją w nim te wszystkie zniszczone posągi porośnięte roślinami, które sprawiają wrażenie, jakby chciały te posągi zamordować. Właściwie jakby udało im się zamordować te posągi. Mogłoby się wydawać, że jeśli przejdziesz się tamtędy, to pnącza owiną się wokół ciebie i wciągną cię pod ziemię. Spodoba ci się.
Źle spałem przed podróżą do Londynu i teraz wydaje mi się, że to ze zmartwienia. Anush mówi, że nasze ciała mówią nam, jak się czujemy, nawet jeśli nasze umysły nie są tego świadome. Jak wtedy, kiedy czujesz nudności przed ważnym testem. Pewnie wiesz, co mam na myśli.
Ale było miło. Zwłaszcza zobaczyć Julesa i Emmę. Nie zdawałem sobie sprawy, jak za nimi tęskniłem, dopóki ich nie zobaczyłem. Chyba czułem się tak, jak mówił Anush, jakby dziwny ucisk w mojej klatce piersiowej zniknął, kiedy Jules mnie przytulił. Może z tobą będzie tak samo. A może ty już wiesz, jak bardzo ich tobie brakuje. W każdym razie uznałem, że to ważne, abym powiedział, że za tobą też tęsknię i będzie miło, kiedy znów będziemy wszyscy razem w jednym domu. Myślę, że Irene też się spodoba.
Mapa Ragnora rzeczywiście się przydała, więc to dobrze, że przyjechaliśmy. Znalazł w Londynie kilka miejsc, w których można poszukać kolejnych przeklętych obiektów, więc to następny krok do zdjęcia klątwy z domu. Wiem, byłoby super mieszkać w przeklętym domu. Jednak nie byłoby to w porządku wobec Ruperta Ducha, skoro jest w nim uwięziony z powodu klątwy. A poza tym budowlańcy nie wykonają wszystkich prac, dopóki nie zdejmie się klątwy. I byłoby miło, gdyby dach nie przeciekał. To zbyt ponure nawet dla ciebie.
Opowiedziałem ci o sypialniach, domu i Ragnorze, więc gdyby ktoś cię pytał, możesz powiedzieć, że poruszyłem właśnie te tematy. Doszliśmy do tej części listu, w której muszę opisać ważne kwestie, lecz chciałem najpierw przekazać ci informacje, którymi mogłabyś się podzielić, gdyby ktoś pytał o wieści ode mnie. To znaczy, gdyby ktoś ważny cię zapytał. Jeżeli zapyta cię ktoś obcy, Anush podpowiada, że możesz odpowiedzieć „Bądź jak liść i spadaj”, chociaż tego nie rozumiem, on jednak uważa, że na pewno zadziała.
No dobrze, teraz ważna kwestia. Rupert Duch. Przepraszam, nie powinienem był pisać wcześniej, że będzie miło znów mieszkać razem. To znaczy będzie, jednak to nie takie proste, przynajmniej dla mnie. Wiesz… Rupert widział Livvy. Nie ukrywała się, ani nic takiego, nie była nawet zaskoczona, że ją zobaczył. Mimo to spędziłem mnóstwo czasu, martwiąc się o innych żywych ludzi odkrywających jej obecność. Nawet nie myślałem o tym, że wszędzie są duchy, na całym świecie, i będą wiedzieć, kim ona jest. Duchy w Scholomancji wiedzą o niej, co oczywiste, lecz Edvard i Prudence zachowują to dla siebie, zresztą nikt nie zwraca na nich uwagi. Prudence non stop przebywa w bibliotece, gdzie przekłada książki (a właściwie książki-duchy, nie jestem pewien), a Edvard powoli przemierza korytarze i prawie się nie odzywa. Czasami jęczy, ale tylko gdy narzeka.
Rupert i Livvy odbyli kilka rozmów w cztery oczy, pewnie o sprawach duchów. Powiedziała, że kazała mu obiecać, że nikomu nie powie o spotkaniu z nią, ale duchy mogą kłamać. Co jeśli powie o czymś Emmie i Julianowi? Co jeśli on wyczuwa, że jest coś dziwnego w tym, jakim duchem jest Livvy i wspomni o tym?
Problem w tym, że chodzi nie tylko o Ruperta. Nawet jeśli będzie milczeć, to zdążyłem sprawić, że Emma coś podejrzewa, ponieważ nakryła mnie na rozmowie z Livvy. Musiałem jej powiedzieć, że rozmawiałem z tobą przez telefon. Wiem o Rupercie, wiem o Edvardzie i Prudence, lecz dokądkolwiek pójdę, będą tam duchy, a jeśli będzie tam ktoś inny i zacznie kontaktować się z Livvy, będę musiał się tłumaczyć. Przywykłem do Edvarda i Prudence, którzy ją ignorują, lecz Rupert przeniósł się od razu do sypialni i zapytał ją, kim jest.
Livvy mówi, że nie powinienem się martwić. Przypomina mi, że każdy Nocny Łowca może zobaczyć ducha, który chce zostać ujrzany, tak jak Edvard i Prudence, ale trudniej z duchami, które tego nie chcą i takich duchów jest więcej. Powiedziała, że Rupert chciał, żeby ktoś go zobaczył – najpierw Emma i Jules, później Livvy i ja, chociaż tylko Livvy widzi go wyraźnie – jednak gdyby tak nie było, nigdy bym nie wyczuł jego obecności. Livvy dodała, że potrafi ukryć się prawie przed wszystkimi ludźmi (nawet Jace’em posiadającym ukryte zdolności dostrzegania duchów), jak również przed większością duchów. A nawet jeśli ją zobaczą, nie muszą wiedzieć, kim jest, duchy nie potrafią identyfikować siebie nawzajem. Powiedziała również, że jeśli zajdzie potrzeba, to je okłamie.
Próbowała mnie pocieszać na różne sposoby. Wciąż jednak towarzyszy mi pewne uczucie chłodu, myślę, że moje ciało próbuje przekazać umysłowi, że się boję. Jeśli Julian i Emma dowiedzą się o Livvy, nie będą po prostu źli. Będzie im się wydawać, że muszą coś zrobić, pozwolić jej spocząć w spokoju. Ludzie nie myślą o tym, że duchy mogą być szczęśliwe, jednak Livvy jest szczęśliwa. Pomaga mi w pracy, przekazuje rady dla Anusha (który podkochuje się w siostrze Rayana, Nashy), a kiedy jesteśmy sami, gramy sobie, albo czytam jej. Nie może robić wszystkiego, ale w jaki sposób zostanie naprawdę martwym miałoby być lepsze? Wszyscy nazywają to „spokojem”, chociaż nikt nie wie, jak to jest, prawda?
Może wpadniesz na jakiś pomysł. Powiedz, jeśli coś wymyślisz.
Pozdrawiam,
Tiberius
14 notes · View notes