Tumgik
#zimne nóżki
slavicafire · 8 months
Note
You'd eat zimne nóżki? >.<
i'm a silesian woman with the stomach and appetite of a goat. i'd eat all of the galert in the world and then a miner's wife as seconds
25 notes · View notes
temperance-04 · 1 year
Text
09-12-2022
Hej wam :) u mnie całkiem dobrze spokojnie. Dzisiaj byłam z mama na zakupach bo jutro będziemy robić kiełbasę i trzeba było mięso kupić więc czeka mnie cały dzień wędzenia kiełbasy i baleronu czekam też na paczkę bo to prezent na imieniny mamy, do tego zamówiłam dzisiaj czajnik bo nasz zelmer po  ok dekadzie skończył swój żywot wczoraj. A wczoraj piekłam z mama pierniczki i je dekorowałyśmy dużo zabawy było z nimi a jak wyszły to wam powiem jak po leżakują narazie są zabójcze lepiej nimi nie rzucać. Teraz będę wstawiać wywar z mięskiem na zimne nóżki a w niedziele mamy mieć gości. A po weekendzie biorę się za generalne sprzątanie na święta o ile ta nawałnica śnieżna nie dotrze bo jak dotrze to sprzątanie będzie przesunięte w czasie. Najgorsza rzecz po słońcem dla mnie to sprzątanie. Ze świątecznych rzeczy zostanie mi choinka do ubrania, na balkonie zawiesić lampki i jeszcze makaron muszę zrobić, karpia mam, pierogi, uszka i krokiety zrobione resztę potraw będą robione we wigilię,  a wy na jakim etapie jesteście przygotowań na święta?
21 notes · View notes
justyokorebirth · 12 days
Text
Delicje mają fajne zimne nóżki bo nie są naszprycowane aromatami itp
Maja prosty skład... halo... prosty skład i są całkiem.... ok
0 notes
polishwave · 2 years
Photo
Tumblr media
166 notes · View notes
magazynkulinarny · 4 years
Text
Galareta mięsna aka zimne nóżki
Tumblr media Tumblr media
Dobra galareta mięsna to delikates! Bogata w smak, aromatyczna i kleista. Nie potrzeba jej ani grama żelatyny do ścięcia, bo ma wystarczająco dużo kolagenu w wieprzowych nóżkach. Czasem dodaję do niej - oprócz marchewki - zielony groszek, a czasem także - zwłaszcza w okolicach Wielkiej Nocy - jajko na twardo.
Z ciemnym chlebem, odrobiną octu i choćby śladową ilością lodowatej, gęstej wódki jest doskonałą kompanką do biesiad w mniejszym lub większym gronie.
Zrobienie porządnych zimnych nóżek (in. auszpiku, garartu lub galertu) zabiera dużo czasu, dlatego nie porywam się na nie częściej niż raz, dwa razy do roku.
Zawsze obiecuję sobie wtedy, że następny raz już wkrótce.
Składniki:
2 nóżki wieprzowe                                 mała golonka                                 pierś kurczaka                                 1-2 udka kurczaka lub udziec indyka 2 korzenie pietruszki 3 marchewki 1/3 selera 2 cebule 3 liście laurowe             ok. 7 ziaren ziela angielskiego                                 ok. 15 ziaren czarnego pieprzu                                 4 ząbki czosnku   pęczek natki pietruszki                       sól do smaku
Przygotowanie:
Mięso opłukać i oczyścić, racice dokładnie wyszorować szczoteczką. Zalać taką ilością zimnej wody, aby ledwie przykryła mięso.
Umyć i obrać włoszczyznę, cebule i czosnek. Cebule opiec nad palnikiem. W moim rodzinnym domu cebuli się nie opieka, tylko wykorzystuje surową.
Do mięsa z wodą dodać warzywa i doprowadzić do wrzenia. Gdy na powierzchni pojawią się szumowiny, zdjąć je łyżką cedzakową. Zmniejszyć ogień i dopiero wtedy dodać wszystkie przyprawy.
Gotować na małym ogniu, aż mięso zacznie się rozpadać (mniej więcej 2,5 - 3 godziny). Drób warto wyjąć z garnka wcześniej, bo dochodzi szybciej niż reszta mięs.
Następnie ugotowane mięso i warzywa wyjąć z garnka, żeby przestygły. Czysty wywar doprawić jeszcze bardzo drobno posiekanym czosnkiem, solą i świeżo zmielonym pieprzem.
Mięso pokroić na kawałki (będzie się samo rozpadało). Skórę, chrząstki i inne twarde elementy należy usunąć. Marchewkę pokroić w małą kosteczkę.
Mięsne kąski wraz z marchewką ułożyć w przygotowanych salaterkach lub filiżankach i zalać dosmakowanym już wywarem. Pojemniczki odstawić w chłodne miejsce. Ja po wstępnym wystudzeniu wstawiam na tacy do lodówki na cztery godziny lub całą noc.
Przed podaniem galarety wyjąć z salaterek. Wystarczy przejechać ostrym nożem wzdłuż ścianek, odwrócić naczynie do góry dnem i wyłożyć na talerz.
Serwować z ciemnym pieczywem, octem lub sokiem z cytryny, chrzanem.
Rada: Nadwyżkę galarety można zamrozić, ale potem trzeba ją jeszcze raz zagotować i ponownie rozlać do salaterek, aby stężała. Można ją też wekować.  
3 notes · View notes
biodika · 4 years
Text
Galart drobiowy
Składniki na 9 porcji:
1 litr rosołu drobiowego
600 g gotowanego mięsa drobiowego z rosołu
gotowana marchewka
2 jajka
100 g zielonego groszku
żelatyna
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
wkuchnikatie · 7 years
Text
Seta i galareta
Zimne nóżki czyli galareta wieprzowa to danie rodem z PRL-u. Pojawiało się ono na stole u cioci na imieninach jak i w barach, gdzie mężczyźni po ciężkim dniu w pracy chodzili pokrzepić umęczone ciało i duszę. Bo nie ma co się oszukiwać, galareta z nóg wieprzowych idealnie komponuje się z lodowatą czystą wódką. Zakąska wręcz idealna, pod każdego rodzaju spotkanie zakrapiane wysokoprocentowym żytnim alkoholem.
Tumblr media
W przygotowaniu - łatwizna. Można by rzec, że samo się robi. Skoro mój luby, sam z siebie wziął się za galaretę, pierwszy raz w swoim już nawet nieco długim życiu, i mu wyszła wzorowo, to nawet największy kulinarny laik sobie poradzi. Panie i Panowie! Towarzysze i Towarzyszki! Do dzieła! ;)
Tumblr media
SKŁADNIKI:
Porcja dla 6 osób.
2 przednie nogi wieprzowe bez pazurów
1 przednie golonko wieprzowe
2 średnie marchewki
1 średnia pietruszka
kawałek selera
kawałek pora
1 średnia cebula opalona na gazie
3 ząbki czosnku
3 liście laurowe
5 - 6 ziarenek ziela angielskiego
8 - 10 ziarenek pieprzu
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
sól, pieprz do smaku
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
1.    Jeśli na nogach wieprzowych jest jeszcze szczecina to opalamy włosy nad palnikiem. Nogi i golonkę płuczemy pod bieżącą wodą, przekładamy do garnka i zalewamy wodą, tak aby przykryła mięso. 
2.   Gotujemy na małym ogniu przez około 2 godziny. Gdy na powierzchni wywaru zaczną zbierać się szumowiny to zbieramy je za pomocą łyżki cedzakowej. 
3.   Warzywa obieramy, kroimy na mniejsze kawałki i po 2 godzinach dodajemy do gotującego się mięsa. Dodajemy również liście laurowe, ziarenka ziela angielskiego i pieprzu. Gotujemy jeszcze przez około 2 godziny na małym ogniu, do czasu, aż mięso zrobi się miękkie i łatwo będzie odchodzić od kości. Na koniec doprawiamy wywar solą i pieprzem.
4.   Wyciągamy z wywaru golonkę, nogi wieprzowe i marchewkę - odstawiamy do wystygnięcia. Wywar przecedzamy i odstawiamy do wystygnięcia.
5.   Ostudzone mięso z nóg i golonki oddzielamy od kości, skóry i chrząstek. Przekładamy do kokilek lub większego naczynia, w którym będziemy chłodzić galaretę. Dodajemy marchewkę pokrojoną w plasterki i odrobinę posiekanej natki pietruszki.
6.   Zalewamy kokilki odcedzonym i wystudzonym wywarem i odstawiamy do lodówki na kilka godzin, żeby galareta stężała.
Tumblr media
Zimne nóżki podajemy skropione octem (może być spirytusowy, jabłkowy, winny - wedle upodobań smakowych lub zasobów kuchennej szafki) lub cytryną (dla tych, którzy nie cierpią żadnego octu) w towarzystwie świeżego pieczywa i ...
Tumblr media
... sety ;)
Tumblr media
1 note · View note
xx-tylkoja-xx · 3 years
Text
✨Postanowienia 2021✨
🤩 Wygląd 🤩
Ćwiczę codziennie cardio, nogi+wg. rozkładu(brzuch pn.śr, nogi wt, tyłek czw, ręce pt, całe ciało weekend)
Wreszcie mam chudziutkie nóżki
Ogarniam moje włosy
Ogarniam brwi r e g u l a r n i e
Skin care
Mam zawsze zrobione paznokcie
Używam kremów do rąk i balsamów do ciała regularnie
Chodzę spać najpóźniej o 24
Zimne prysznice
🛍️ Zakupy 🛍️
Kupuję nowy telefon
Kupuję jakieś śliczne ubranka
Kupuję rzeczy do makijażu i umiem ich używać
📚 Szkoła 📚
Ogarniam przedmioty nie tylko ocenami, tylko serio rozumiem
średnia c o n a j m n i e j  5.0
Ćwiczę na instrumencie c o d z i e n n i e conajmniej 45 min
Ogarniam jakoś kontakty towarzyskie
🤤Dieta🤤
Nie jem po 19
4 litry zimnej wody dziennie
Nie piję słodzonych napoi
Malutkie porcje
Jem wolno
❤️ Inne ❤️
Aktualizuję tę listę, gdy coś mi się przypomni
Gdy jestem chora zasady nie obowiązują- sama samokontrola
Specjalne okazje tak samo
Miło byłoby jakbym wreszcie znalazła kogoś ❤️
11 notes · View notes
czalasek97-blog · 3 years
Photo
Tumblr media
Piękne czasy w najlepszej robocie na świecie ze wspaniałym towarzyszem broni :) . . . . . . . #memories #bartender #alcohol #job #friends #goodvibes #money (w: Zimne Nóżki) https://www.instagram.com/p/CMHxw8BlGe8/?igshid=8cyjtk7hi1uj
0 notes
Text
Home sweet homeless- 3
Tumblr media
Opis: Harry ma 20 lat, pstro w głowie i drobne problemy z alkoholem. Ale ma też mały ośrodek weterynarii ojca do prowadzenia, mimo braku odpowiedniego wykształcenia. Kiepsko, prawda? A co, jeśli dodam, że w krótkim odstępie czasowym stracił rodziców i siostrę, zostając z dwuletnią siostrą i kilkumiesięcznym siostrzeńcem? Cóż, właśnie tak jest. A Louis ma 25 lat i nie ma nawet tożsamości. Urodzony we Francji, oskarżony o serię morderstw na swojej rodzinie i poszukiwany listem gończym, wydaje wszystkie pieniądze na ucieczkę do Holmes Chapel i ląduje tam na ulicy. Harry mija go wiele razy, zawsze wykazując się dobrym sercem, jednak dopiero po tym, jak niemal staje się świadkiem brutalnego gwałtu, przyjmuje go do swojego domu. W ten sposób wzajemnie zmienią swoje życie.
beta: Aga Xx.
Ode mnie: Ktoś ze mną porozmawia?
MASTERPOST
Louis chodził bez celu po małym parku, chowając się w cieniu drzew w pełnym rozkwicie. Słońce prażyło tego dnia niemiłosiernie, a on nigdy nie był odporny na upały, więc zrezygnował z przesiadywania na chodniku w tłoczniejszych częściach Holmes Chapel. A Teddy wyraźnie spodobał się spacer po jedynym zielonym placu w tej miejscowości, więc nawet nie żałował tej decyzji. Cieszył się, że tym razem nie dręczyły go jeszcze zawroty głowy, które od zawsze były częścią jego życia, jednak od czterech lat stały się wręcz rutyną. Wbrew przekonaniu, że zima jest najgorszą porą roku dla ludzi bezdomnych, to lato było dla niego najcięższym okresem w roku. Podczas mroźnych dni mógł okryć się kocem, pani Bolton dawała mu również ciepłą kurtkę, dlatego też jakkolwiek mógł zatrzymać przy sobie ciepło. Gdy nadchodziły upały, jego organizm wariował; za dnia miał ochotę rozebrać się niemal do naga, czasami był to dla niego przymus, do którego nie mógł się zastosować i kończyło się to omdleniami.
Takie już było poczucie kultury osobistej w Holmes- gdy normalny mieszkaniec chodził po ulicy bez koszulki, wszystko było w porządku, a jeśli zrobiłby to bezdomny, natychmiast zostałaby powiadomiona policja i uznano by to za publiczne obnażanie się. Koszulki, które Jane podarowała mu po swoim wnuku, nie były wykonane ze zbyt dobrego materiału, przez co nie przepuszczały powietrza i Louis po prostu się w nich gotował podczas bardziej upalnych dni. Jednak to nie było jego jedynym zmartwieniem w sezonie letnim; dręczyły go też skutki stałych zmian temperatury, bo po ciepłym dniu przychodziła chłodna noc, którą Louis musiał spędzać na cienkim kartonie lub opierając się o zimne kontenery. Rok w rok zmagał się przez to z przeziębieniem, bólami w stawach i ogólnym wyniszczeniem organizmu. O ile mógł znieść bóle głowy i górnego odcinka pleców, tym razem cierpiał katusze, ponieważ przewiało mu nerki i to promieniowało do podbrzusza, nie odpuszczając, niezależnie od tego czy stał, siedział lub leżał. Pomimo wysokiej temperatury, miał dodatkowo sweter owinięty wokół delikatnego wcięcia w talii, bo czytał kiedyś, jak groźne mogą być konsekwencje zignorowania tego przeziębienia. Już wystarczył mu ten ból i ciągła chęć oddawania moczu, które przez ten stan było najgorszym w jego życiu, bo za każdym razem czuł się, jakby coś rodził. Wolał nie ryzykować.
Szlajając się między drzewami, podziwiał przepiękną, wszechobecną zieleń, niezliczoną ilość motyli  i fontannę w samym środku parku. Delektował się śpiewem ptaków nad nim, z uśmiechem na ustach obserwując, jak Teddy biega wesoło w jego pobliżu, uganiając się za co większymi owadami, których i tak nie mogła złapać. Czas jakby zwolnił, a ciężkie brzemię stresu schodziło z jego ramion, pozwalając mu odetchnąć z ulgą. Po raz pierwszy od dłuższego czasu wydawać się mogło, że nie musiał się o nic martwić, chociaż przez chwilę. Nawet ból w nerkach został jakby zrzucony w jeden z głębszych zakamarków umysłu, nie ciążąc mu tak bardzo. Było dobrze.
I wtedy usłyszał szloch. Dziecięcy płacz, który złamał mu serce na pół. To przywołało go z powrotem do rzeczywistości, zmarszczył brwi i rozejrzał się wokół siebie, by znaleźć małą dziewczynkę, stojącą samotnie z zaciśniętymi w piąstki rączkami przy buzi. Miała mocno zarumienione policzki, jej zagubione oczy szukały czegoś w głębi parku, a nóżki krzyżowały się w mocnym ścisku, na zmianę uginane w kolankach i rozprostowywane. Louis wiedział już dokładnie, co się stało i miał ochotę rzucić się na pomoc, ale na krótką chwilę zatrzymała go obawa przed pojawieniem się innej osoby i złym odczytaniem jego intencji. Obcy mężczyzna, zaczepiający dzieci nie jest czymś, co dobrze kojarzy się społeczeństwu, a on naprawdę nie chciał mieć styczności z policją; nie mógł.
Przygryzając niepewnie wargę, upewnił się, że w pobliżu nie ma nikogo innego, kto mógłby pomóc, a potem podszedł do dziewczynki, kucając tuż przed nią z przyjaznym uśmiechem na ustach.
-Cześć, kruszynko.-Odezwał się, zwracając tym na siebie jej uwagę. Z bliska mógł zauważyć, że miała naprawdę piękne, duże oczy i maleńkie piegi, niechlujnie rozsypane na nosku i jego okolicach. To wszystko wydawało mu się takie znajome, jednak zignorował ukłucie w sercu na myśl o najstarszej ze swoich młodszych sióstr. - Gdzie masz mamę?
-Nie mam. Zgubiłam nianię.- Wyjąkała przez czkawkę, już nie płacząc, a patrząc na niego z zaciekawieniem.
-A dlaczego tak przebierasz nóżkami? Musisz siku?
-Yhym.- Westchnęła cicho, kiwając główką w potwierdzeniu. Louis spuścił na to głowę i przymknął na moment oczy, bijąc się z własnymi myślami.-Baldzo.- Dziewczynka dodała tylko i to ostatecznie wpłynęło na szatyna.
-Pomogę ci, zgoda? Zrobimy siusiu i poszukamy twojej niani, co ty na to?
-Sybko.- Usłyszał i już sekundę później był ciągnięty za rękę, więc z trudem podniósł się z kucek, chwycił ją w ramiona i niemal wbiegł między drzewa, jak to zawsze robił ze swoimi siostrami, gdy nie mogły wytrzymać podczas spaceru. Poczuł ostre ukłucie w nerkach, gdy pochylał się, by zsunąć majtki dziewczynki i podwinąć nieco sukienkę, ale zignorował to i przytrzymał ją ostrożnie, z jednym ramieniem pod jej kolankami, a drugim owiniętym wokół niej dla asekuracji. Po wszystkim sięgnął do kieszeni po chusteczkę higieniczną i wytarł jej pupę, zaraz naciągając bieliznę z powrotem na swoje miejsce i opuszczając sukienkę w dół.
-Teraz lepiej, co?- Zapytał, a gdy mała pokiwała główką w odpowiedzi, pstryknął jej nosek, żeby choć trochę ją rozweselić. Zachichotała na to cicho, co uznał za dobry znak, po czym wstał i wyciągnął do niej rękę, żeby razem mogli poszukać jej mamy. Teddy kroczyła dumnie tuż obok niej, co chwila szturchając ją zaczepnie, na co ta głaskała ją wolną rączką po szyi.
-Patrz uważnie, słoneczko i powiedz mi, gdy zauważysz swoją nianię.- Louis poprosił ciepłym tonem i uśmiechnął się, gdy poczuł jak blondyneczka zaciska uchwyt na jego dłoni i przytakuje zgodnie, zaraz potem rozglądając się po całym parku. To nie trwało długo; już kilka minut później jakaś spanikowana kobieta szła do nich szybkim krokiem, a dziewczynka krzyknęła, że to Ellie, więc Louis puścił ją i pozwolił jej podbiec do opiekunki.
-Chodź, Livi, nigdy więcej mi nie uciekaj, słyszysz?- Długowłosa szatynka mruknęła stanowczo do swojej podopiecznej.-I nie zbliżaj się więcej do tego pana.
-A-ale- Zdążył wyjąkać w szoku, zanim kobieta zamaszystym ruchem ramion usadziła dziecko na swoim biodrze i odeszła, rzucając Louisowi jedynie pogardliwe spojrzenie. Długo jeszcze wpatrywał się w jej plecy, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Co prawda, nie oczekiwał żadnej nagrody czy jakichkolwiek cieplejszych słów, jednak to zawsze bolało, gdy ludzie traktowali go jak wroga publicznego, tylko dlatego, że był bezdomny.
Ze spuszczoną głową znalazł ławkę w zacienionym miejscu, usiadł na niej, podkulił nogi i objął kolana ramionami, układając na nich głowę tak, by wzrok skierować na odległy plac zabaw dla dzieci. Widział matki bawiące się ze swoimi pociechami i sam nawet nie wiedział, kiedy wrócił pamięcią do czasów, gdy w takie miejsca zabierał swoje rodzeństwo, bo jego matka nie była do tego zdolna.
Wjechał na podwórko przed południem, zadowolony z faktu, że na uczelni odwołano mu ostatni wykład, więc mógł wrócić do domu wcześniej. Torbę zostawił w samochodzie, przywitał się z Teddy i wszedł do domu, witając się głośno już w korytarzu przy ściąganiu butów. Zmarszczył brwi na widok czerwonych trampek, w których jego siostra codziennie chodziła do szkoły, ale szybko o tym zapomniał, gdy usłyszał płacz bliźniaków.
-Mamo?-Zawołał, jak tylko wszedł w głąb domu, jednak zamiast Jay, w salonie zobaczył Lottie ze łzami w oczach, stojącą nad najmłodszym rodzeństwem w kojcu. -Lotts?
-Louis, oni ciągle płaczą, już nawet nie wiem, ile to trwa. Mają czyste pampersy, Ernie tylko trochę nasikał, więc go przewinęłam, ale wciąż nie chcą się uspokoić…
-Zapewne są po prostu głodni. Gdzie mama?
-W swoim pokoju.
-Zostań z nimi jeszcze przez moment, przyprowadzę ją.
-Powodzenia.
Louis wszedł do sypialni rodziców, gdzie Jay leżała w łóżku, a dźwięki telewizora zagłuszały płacz dzieci, jednak ona go nie oglądała, po prostu leżąc na plecach i wpatrując się w sufit, jakby świat dookoła niej nie istniał.
-Mamuś…- Szatyn mruknął cicho, uprzednio wyłączywszy telewizor. Podszedł do łóżka i oparł ręce na materacu po obu stronach jej ciała, schylając się nieco, by wycisnąć całusa na jej czole. Na to jakby wróciła do rzeczywistości, jej wzrok nie był już tak nieobecny, a na twarz wpłynął cień uśmiechu na jego widok.
-Louis…
-Mamo, bliźniaki są głodne.- Z chwilą wypowiedzenia tych słów, jej mina zrzedła. Przewróciła się na bok, plecami do swojego syna, dłonie kładąc pod policzkiem, a nogi uginając lekko w kolanach.
-I co z tego?
-Musisz je nakarmić.
-Nie chcę. -Powiedziała stanowczo, a Louis westchnął ciężko, jednak spróbował ponownie.
-Proszę, nie chcą przestać płakać…
-Nie obchodzi mnie to.
-To twoje dzieci.
-Nie.-Pokręciła przecząco głową.-Tylko ty jesteś moim dzieckiem.
-Nie mów tak. Mamuś, obiecuję, że zacznę ich przyzwyczajać do mleka z butelki. Kupiłem już nawet specjalne smoczki. Zrób to dla mnie, ten ostatni raz.
Jay spojrzała na niego przez ramię i zmarszczyła podejrzliwie brwi.
-Obiecujesz, że to ostatni raz?
-Tak. Chodź, pomogę ci to zrobić.- Szatyn zachęcił z uśmiechem, po czym pomógł swojej mamie wstać i zaprowadził ją do salonu, gdzie została przez niego posadzona na kanapie.- Lotts, idź do bliźniaczek.
-Ale jestem głodna…
-Daj nam chwilę, w porządku?-Poprosił głosem nieznoszącym sprzeciwu, więc Lottie nie próbowała już dyskutować, tylko potulnie zamknęła się w pokoju z bliźniaczkami. Louis ułożył pod biustem Jay poduszkę w kształcie rogala, na niej ostrożnie położył trzymiesięczne dzieci i zsunął ramiączka bluzki swojej matki.- Miałaś nosić staniki sportowe na czas karmienia piersią, mamo, specjalnie kupiłem ci kilka…
-Nie chcę już karmić.
-Tak, to już wiem.-Mruknął słabo, a potem stanął tak, by jakkolwiek ochronić własnym ciałem niemowlaki przed upadkiem z poduszki, odpiął stanik kobiety  i zaraz go zdjął. Delikatnie przystawił Ernesta do prawej piersi, a Doris do lewej i objął mamę, trzymając w ten sposób całą trójkę. Nie przeoczył momentu, w którym Jay zaczęła płakać, ale nie mógł nic na to poradzić.
-Louis, ja nie mogę… To boli.
-Wiem, mamuś, ale proszę, wytrzymaj jeszcze troszkę. Muszą się najeść, pozwól im na to.
-Nie chcę ich.- Wychlipała, kręcąc przecząco głową, więc Louis oparł swoje czoło o jej, dłonią lekko gładząc jej plecy w próbie pocieszenia. Naprawdę zrobiło mu się jej żal, ale potem zmarszczył brwi, czując coś dziwnego w jej oddechu.
-Piłaś?-Spytał z szokiem wymalowanym na twarzy, gdy odsunął się od niej gwałtownie, jednocześnie modląc się w duszy, by to okazało się nieprawdą.-Mamo, czy ty piłaś?- Powtórzył, już bardziej stanowczym tonem.
-Może trochę…
-To niemożliwe.-Tym razem to on kręcił głową, w niedowierzaniu. Natychmiast zabrał rodzeństwo od piersi matki i odłożył je do kojca, po czym wbił wstrząśnięte spojrzenie w kobietę, która w żaden sposób nie ruszyła się, wciąż siedząc na kanapie z odsłoniętym biustem.-Nie jesteś słaba, jesteś pijana. I pozwoliłaś, żeby Ernie i Doris pili twoje mleko…
-Prawie nic nie wypiły…
-Ale mogły!- Warknął, w akcie desperacji zasłaniając twarz dłońmi.- Mamo, co się z tobą dzieje?
-Nie chcę ich…
-Przestań tak mówić.-Błagał między głębokimi oddechami.- I ubierz się.-Rozkazał, ale zaraz sam naciągnął jej bluzkę z powrotem na biust i kucnął między jej nogami, dłonie opierając na jej udach.-Mamo… Boże, tata wróci niedługo do domu, jeśli zobaczy cię w takim stanie-
-Znowu mnie zbije?-Jay przerwała mu, a jej głos pozbawiony był emocji, podobnie jak mimika twarzy. Jedynie łzy w oczach zdradzały jej prawdziwe uczucia. A przynajmniej tak myślał Louis.
-Nie pozwolę na to, przecież wiesz. Mamusiu.- Szatyn zajęczał boleśnie, chwyciwszy dłonie rodzicielki w swoje i przycisnąwszy do nich usta. Złożył długiego całusa na jej knykciach i spojrzał na nią błagalnie, a płacz dzieci na nowo zaczął torturować jego uszy.- Pomogę ci się wykąpać i położysz się do łóżka, tak? Powiem tacie, że źle się poczułaś. Zrobiłaś obiad?- Spytał jeszcze, przypominając sobie o głodzie Lottie, i uśmiechnął się lekko, gdy Jay kiwnęła głową.
-Zrobiłam ci zapiekankę.
-A co z resztą?
-Nie.
Louis przymknął oczy i westchnął z niemocy, podczas gdy jego mama wpatrywała się w jakiś punkt za nim.
-Zabiorę dzieciaki na obiad na miasto, a potem na spacer na plac zabaw, tak?-Zapytał, nawet nie oczekując odpowiedzi. Po prostu wstał i podniósł kobietę, jednocześnie wołając do siebie siostrę, a gdy ta przyszła do salonu, miał już mamę na rękach.- Lotts, w szufladzie pod lekarstwami jest paczka mleka w proszku i dwie butelki. Proszę cię, wyparz je i zrób to mleko zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Do tego czasu powinienem zdążyć pomóc mamie w kąpieli. Jak wrócę, nakarmimy bliźniaki i pójdziemy coś zjeść. Och, zawołaj Daisy i Phoebe, niech mają oko na maluchy, kiedy będziesz w kuchni.
I gdy już objaśnił wszystko nastolatce, zabrał swoją mamę do łazienki, gdzie spiął jej włosy klamrą i rozebrał ją niemal do naga, po chwili wahania decydując się na pozostawienie jej bielizny, w której skład dodał stanik sportowy z jej sypialni. Sam zdjął z siebie wszystko, poza bokserkami i delikatnie przeniósł kobietę do kabiny prysznicowej, zostając tam z nią, tak na wszelki wypadek.
-Za zimna…- Jay mruknęła, wzdrygając się na temperaturę wody, jednak on niewiele sobie z tego zrobił, dalej mocząc jej ciało.
-To ma cię choć trochę orzeźwić, gdybym użył ciepłej, zasnęłabyś mi tutaj.
-Przecież i tak pójdę spać.
-Ale przynajmniej nie będziesz śmierdzieć wódką, a i kac powinien cię ominąć. Zostawię ci leki przeciwbólowe i sok na stoliku przy łóżku.
-Dlaczego aż tak zimna?
-Bo piłaś.-Odparł prosto. Przyparł Jay do ściany, namoczył miękką gąbkę zimną wodą i zaczął delikatnie okładać kolejne fragmenty jej twarzy, przyglądając się jej z czystą troską wypisaną w oczach.-Lepiej?-Spytał po chwili, jedną ręką nakierowując słuchawkę prysznicową na ciało mamy, drugą zaś trzymając ją mocno przy sobie.
-Trochę. Zimno mi.- Odpowiedziała cicho i Louis widział, że drżała, więc zakręcił kurek i postawił ją na podłodze w łazience, by zaraz potem zdjąć z niej mokrą bieliznę i okryć ją puchatym szlafrokiem. Na szybko wytarł i ją, i siebie, a potem zaniósł ją do sypialni, gdzie założył jej pierwszą lepszą bluzkę i dresowe spodnie i położył ją w łóżku pod kołdrą. Wszystko musiał zrobić sam, bo Jay nie potrafiła znaleźć w sobie siły i tylko patrzyła nieobecnym wzrokiem w przestrzeń.
Kolejny raz pocałował ją w czoło z należytą czcią, powiedział, jak bardzo ją kocha i zapewnił, że przejdą przez to razem, a potem zamknął za sobą drzwi do pokoju rodziców, natychmiast zabierając się za karmienie bliźniaków, których cały ten czas posłusznie pilnowały starsze siostry.
-Dziewczynki, gotowe?-Zapytał, gdy układał już Ernesta i Doris do wózka, najedzonych i ciepło ubranych. Sam również był już ubrany, a Lottie stała przy nim i pisała do Fizzy, że zamierzają odebrać ją wcześniej ze szkoły, więc pozostało im tylko poczekać na Phoebe i Daisy.
A kiedy już byli w komplecie, Louis zabrał ich wszystkich do pizzerii, w której dorabiał w weekendy i miał specjalne zniżki pracownicze, przez co obiad dla pięciu osób nie uderzył tak bardzo w jego studencki portfel. Potem Lottie pilnowała najmłodszych malców wraz z Fizzy, ponieważ uważały się za „zbyt stare na zabawę na planu zabaw”, a Louis ganiał za bliźniaczkami, łapał je po zjazdach na ślizgawce, przytrzymywał je na drabinkach i kręcił się z nimi na karuzeli. Razem z nimi ujeżdżał drewniane zwierzęta na sprężynach, nie bacząc na to, że ledwo się na nich mieścił.
Słyszał śmiech swoich sióstr, radosne piski wypełniały całą jego przestrzeń osobistą i widział szczęście wypisane na ich niewinnych buziach. Tak było za każdym razem, gdy je tam zabierał. Nie musiały wiedzieć, że to przez fakt, że ich mama nie chce się nimi zajmować. On sam nie chciał wtedy w to uwierzyć, myślał, że to się zmieni, że to widocznie jakiś rodzaj szoku po porodzie w tak dojrzałym wieku. Do samego końca myślał, że w końcu będzie inaczej. Niestety nie doczekał się tego.
Myśląc o reakcji opiekunki dziewczynki, którą znalazł, uznał, że potrafił to zrozumieć. Kiedy kochasz, chcesz chronić przed każdym zagrożeniem, nawet tym potencjalnym. Nie myślisz o drugiej stronie medalu, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo. To instynkt. Jego mama zrobiłaby dla niego to samo, wierzył w to. Dlatego on zawsze robił to dla niej. Oddał je serce tak, jak ona oddała swoje jemu. Tak działała rodzina. Pamiętał o tym, mimo tego, jak to się skończyło- on pamiętał.
Wspomnienia o dziewczynkach sprawiły, że uśmiech wpłynął na usta szatyna, wciąż wpatrującego się w dzieci na placu zabaw oraz ich rodziców, marzącego o tym, by jego rodzice byli tacy sami. Gdyby tak było, wciąż miałby rodzinę.
-Nie patrz tak tam, bo uznają cię za pedofila.
Louis wyrwał się z własnego świata, słysząc to, i spojrzał w bok, gdzie siedział nieznany mu mężczyzna. Nawet szczerze się zdziwił, bo zwykle ludzie trzymali się od niego z daleka, krzywiąc się przesadnie na widok brudu, który czasami gościł na twarzy szatyna oraz nieprzyjemnego zapachu. Często twierdzili, że śmierdział alkoholem i Louis nie mógł zdecydować, czy go to śmieszyło, czy raczej powinno mu być żal tych ludzi, zważywszy na to, że w całym swoim życiu nie tknął żadnego alkoholu, więc wychodziło na to, że oni po prostu myśleli stereotypowo. A teraz siedział przy nim jakiś mężczyzna, całkiem blisko niego i nawet uśmiechał się do niego. Louis nie rozumiał.
-I tak daliby mi jakąś krzywą etykietkę. Jak nie pedofil, to pijak. Seryjny morderca czy coś… Lub zwierzę. Nie jestem dla nich człowiekiem.- Odpowiedział po chwili namysłu, a słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.
-Jesteś. Po prostu dla większości jesteś tym gorszym sortem.
-To faktycznie ogromna różnica.
-Zawsze coś. Zwierzę można zabić i raczej nikt nie zauważy. Śmierć człowieka-
-Śmierci bezdomnego też nikt nie zauważy.- Louis wtrącił się, a brunet w podeszłym wieku wzruszył ramionami i wyciągnął do niego rękę.
-Dwayne.
-Connor.
-Nie jest tak źle, Connor. Śmierć bezdomnego również zostanie zauważona, jeśli będzie chodziło o zabójstwo.
-Spędziłem na ulicy cztery lata. Nie zliczę nawet ilości pobić, które mnie w tym czasie spotkały. Niejedno z nich miało miejsce wśród innych ludzi. A oni nie robili nic, żeby mi pomóc. Spuszczali wzrok, odwracali głowy, udając, że tego nie widzą. Nagle każda rozmowa stawała się dla nich znacznie ciekawsza, zaczęli zwracać uwagę na sklepowe gabloty lub na to, że ktoś przejechał na czerwonym świetle. Mógłbym umrzeć na ich oczach i nikt by się tym nie przejął. Może nawet by im ulżyło, bo jestem tu jedynym bezdomnym i dla nich to chyba o jednego za dużo. Już nikt nie zaczepiałby ich na ulicy, prosząc o jedzenie. Nie musieliby tłumaczyć swoim ciekawskim dzieciom, że nie mam domu. Chociaż nie, to im się akurat podoba.- Louis dodał nieco entuzjastyczniej, zaskakując rozmówcę nagłą zmianą tonu. W roztargnieniu opuścił nogi na ziemię, pozwalając swojemu psu położyć pysk na kolanach i jego palce automatycznie wplotły się w gęstą sierść na szyi zwierzęcia.- Za każdym razem, gdy jakieś dzieci pytają, dlaczego siedzę taki brudny i mam przed sobą pusty kubek, zaraz spieszą z odpowiedzią, że nie mam domu i zbieram na jedzenie, a jeśli te dzieciaki nie będą się dobrze uczyć w szkole i słuchać rodziców, to skończą jak ja. I są tacy dumni, widząc ich przerażenie taką wizją przyszłego życia…
-Sporo złych słów, jak na miejscowość z tak dobrą opinią.- Dwayne pokiwał głową w geście zrozumienia. Potem obaj milczeli. Sekundy zamieniały się w minuty, podczas których Louis myślał nad tym, czy może powiedzieć coś więcej; czy ten mężczyzna chce usłyszeć więcej. Ale on nie ruszył się ze swojego miejsca przez cały ten czas, więc szatyn zaryzykował. I tak nie miał nic do stracenia, a chciał zrzucić z siebie ciężar.
-Nigdy nie lubiłem być sam.- Zaczął niepewnie i spojrzał na starszego mężczyznę, chcąc upewnić się, że mógł kontynuować.-Od zawsze miałem kogoś przy sobie. Rodzeństwo, przyjaciół… Zagadywałem nawet obcych ludzi na przystanku autobusowym czy w metrze, bo po prostu lubiłem rozmawiać, lubiłem poznawać nowe osoby. Kiedy byłem sam, czegoś mi brakowało, czułem się źle, niekomfortowo. Życie przyzwyczaiło mnie do słuchania o sobie dobrych słów, bo właśnie taki starałem się być- dobry. Dla każdego. Nauczono mnie, że to, co dajemy od siebie, zawsze wraca. Teraz wiem, że to bujda. Oczywiście są wyjątki, tylko dlatego jeszcze żyję. Ale ja byłem dla każdego, a teraz nikt nie jest dla mnie. Jestem sam, to jak spełnienie moich koszmarów…
-Jesteś francuzem, skąd się tutaj wziąłeś?
Louis otworzył szerzej oczy, wpatrując się mężczyznę w oniemieniu. Nagle zaschło mu w gardle i z trudem powstrzymywał żuchwę od drżenia, jednak przełknął głośno ślinę i skierował wzrok przed siebie, nie chcąc zdradzić swojego zdenerwowania.
-Skąd wiesz, że jestem francuzem?
-Masz mocny akcent. Nie wiem, jak bardzo katowałeś swoją szczękę, by go złagodzić, ale wciąż jest wyczuwalny. Więc?
-Moi rodzice zginęli w ataku terrorystycznym w Bostonie cztery lata temu. Przyjechałem tutaj, bo mieszkała tu moja ciotka i myślałem, że będę mógł z nią zamieszkać, ale okazało się, że nie żyje już od jakiegoś czasu. Poza nią nie miałem żadnej innej rodziny, a wszystko wydałem na podróż, więc… Tak się stało, że zostałem bez niczego.
-Nie masz rodzeństwa?
-Byłem jedynakiem, moja mama n-nigdy nie chciała więcej dzieci.- Wypalił prosto, zająknąwszy się dopiero na końcu wymyślonej na szybko historyjki, ponieważ to była jedyna prawdziwa rzecz. Jay chciała tylko pierwszego syna.
-I od czterech lat szlajasz się po ulicy.-Dwayne mruknął sam do siebie.-Dlaczego jesteś tutaj cały ten czas? Było tu już kilku bezdomnych, wiesz? Jedni zbierali drobniaki na podróż do większych miast, jak Londyn, inni na gapę jechali do Chester. Wśród bogatszych ludzi łatwiej im było żyć, a jeśli nie spotykali się z ich uprzejmością, korzystali z przytułków dla bezdomnych. Tutaj takiego nie ma, to praktycznie wieś. Nieco bardziej rozwinięta od tych typowych, ale wciąż wieś. Po co tu siedzisz?
-Bo sam nie radzę sobie tutaj, a co dopiero w większym mieście?  Wstydzę się prosić o jedzenie ludzi, którzy mijają mnie na co dzień i kojarzę ich, mniej lub bardziej. Niektórzy już wiedzą, że nie chcę alkoholu, więc starają mi się jakoś pomóc, a ja jestem im za to bardzo wdzięczny. W większym mieście zaraz zabraliby mojego psa do schroniska, bo uznaliby, że nie jestem w stanie zapewnić mu warunków do życia. Poza tym, wiele słyszałem o ludziach, którzy wykorzystują bezdomnych do wyłudzania pieniędzy. Każą im żebrać w najbardziej natarczywy sposób, wręcz wymuszając od ludzi pieniądze, a potem zabierają wszystko, zostawiając im tylko grosze na suchą bułkę. Tutaj nic takiego się nie dzieje. Przytułki dla bezdomnych?- Zapytał retorycznie, kręcąc przy tym głową.- Są dobre dla starszych mężczyzn, którzy potrafią zadbać o własne bezpieczeństwo. Miałem okazję rozmawiać z młodymi ludźmi i kobietami, których los wcześniej potraktował dokładnie tak, jak mnie. Co prawda, dotyczy to ludzi we Francji, ale nie sądzę, by Wielka Brytania jakoś specjalnie się pod tym względem różniła. Wybrałem mniejsze zło. Zginąłbym sam w wielkim mieście.
-Jesteś taki pewny wszystkiego, co mówisz…
-Jestem. Bo temat jest mi dobrze znany. Nigdy nie byłem ślepy na krzywdę innych. Wiesz, jak wiele razy widziałem, jak straż miejska wygania bezdomnych z dworców? Często z użyciem siły. Gdy spotykałem takiego człowieka i pytałem, dlaczego nie pójdzie do noclegowni, śmiał się ponuro i mówił, że właśnie stamtąd jest, ale prawo powrotu dostaje dopiero pod wieczór. Dziwisz się, dlaczego ja jestem tutaj. Na początku, gdy nie radziłem sobie na ulicy, spróbowałem taktyki ludzi, o których mi wspomniałeś. Przez kilka dni jadłem wyłącznie to, co znalazłem na śmietniku, a zebrane pieniądze wydałem na bilet do Chester. Była wtedy okropna zima, sądziłem, że takie schronisko dla bezdomnych będzie dobrym rozwiązaniem. Na miejscu poznałem prawdę. Ludzie leżący na piętrowych pryczach, ciasno ściśnięci, wokół po podłodze spacerowały robaki. Możliwość prysznica, owszem, ale w zimnej wodzie, same łazienki też nie grzeszyły czystością. W dodatku niebezpieczeństwo, bo niestety, przyjmowani są tam wszyscy, co często skutkuje zatargami z byłymi przestępcami, którzy wcale nie dostali nauczki podczas odsiadki. Fakt faktem, można tam przebywać cały dzień, jest dostęp do kuchenki, a nawet telewizor. Ale wielu ludzi nie wytrzymuje presji obawiania się o własne życie. Spędziłem tam dwa dni i zdążyłem oberwać, bo nie chciałem oddać jednemu facetowi jedzenia, które sam zdobyłem i sam sobie przygotowałem. Uciekłem, bo w łóżku obok mnie spał mężczyzna po wyroku za zabójstwo. Cały czas rzucał mi dziwne teksty o tym, jak bardzo lubi widok krwi. Nie wytrzymałem nerwowo i wróciłem tutaj. Jest mi ciężko, ale są jeszcze dobrzy ludzie, w końcu wciąż żyję, prawda? Możesz powiedzieć, że jestem po prostu niewdzięczny, bo takie schroniska i noclegownie są utrzymywane z podatków ludzi pracujących, a ja i tak wybrzydzam. Jednak ci ludzie nie wiedzą, jak tam jest. Wystarczy im świadomość, że istnieją takie miejsca i gdy widzą bezdomnego, tylko marudzą, że roznosi smród i wyłudza pieniądze na alkohol, zamiast skorzystać z tego, co oferuje mu państwo. Nie liczy się dla nich to, że niektórzy bezdomni nie upijają się do nieprzytomności, a po prostu piją, żeby jakkolwiek się ogrzać. Mylą człowieka w potrzebie ze zwykłym pijaczkiem spod sklepu. Myślą stereotypowo. A nie zawsze czarne jest czarne i białe jest białe. Mimo wszystko staram się ich zrozumieć, bo to nie jest tak, że bezdomni nie mają brudów za uszami i korzystają z pomocy innych w sposób właściwy. Chodzi mi tylko o to, by spróbować dostrzec człowieka w człowieku, zamiast tworzyć margines społeczny i wpychać tam każdego, kto ma jakiś większy problem. Nikt nie jest idealny, różne rzeczy przytrafiają się różnym ludziom, nawet jeśli tego nie widać. I ja, j-ja… Ja przepraszam, ale muszę już iść.
Louis zakończył swój wywód, gdy tylko poczuł, że mógłby powiedzieć coś niewłaściwego. Gwałtownie podniósł się z ławki, ignorując ból w plecach, i żwawym krokiem ruszył w stronę wyjścia z parku, ale parę sekund później poczuł szarpnięcie za ramiona i został zatrzymany przez Dwayne’a, który wciąż uśmiechał się do niego przyjaźnie.
-Jesteś inteligentnym chłopakiem, Connor. Nie zmarnuj swojego potencjału, żyjąc na ulicy. Walcz. Ale najpierw popracuj nad sobą. Pięknie mówisz o sytuacji innych, ale ty również się w niej znajdujesz. A porównujesz się do zwierzęcia. Ludzie nie będą cię traktowali jak pełnoprawnego człowieka, dopóki sam tego nie zrobisz. Nie znam cię, ale widzę, że możesz odbić się od dna. A gdy już to zrobisz, jestem pewien, że będziesz wspaniałym przykładem dla innych oraz wzorem zachowania dla tych, którzy nie rozumieją, jak wielkim problemem jest życie na ulicy.
-To nie jest takie łatwe.
-Wiem. W końcu sam żyłem w ten sposób przez dziesięć lat. Ale udało mi się, więc tobie z pewnością również się uda.
Potem odszedł, zostawiając Louisa samego z zupełną pustką w głowie i w sercu.
Do wnęki pod jednym z bloków wrócił okrężną drogą. Potrzebował czasu na przemyślenie rozmowy z nieznajomym mężczyzną, ale też na ochłonięcie po wspomnieniu swojej rodziny. Długo czuł na sobie dotyk drobnej dłoni uroczej blondyneczki o dużych, wręcz granatowych oczach, która tak bardzo przypominała mu jego siostrę. Gładkość i ciepło dziecięcej rączki przywodziły mu na myśl resztę rodzeństwa i po prostu nie mógł tego znieść. Przechodząc obok cmentarza, zatrzymał się na chwilę i po prostu patrzył na groby, zastanawiając się, gdzie została pochowana jego rodzina. Jednak wtedy przed oczami stanął mu widok martwych ciał, więc potrząsnął głową i spuścił wzrok na swoje stopy.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Lottie.- Mruknął cicho.-Mam nadzieję, że jesteś teraz w lepszym świecie, maleńka. Mam nadzieję, że przebaczyłaś i nie pamiętasz już krzywdy, na którą pozwoliłem.-Dodał jeszcze, uczynił znak krzyża na piersi i poszedł do pani Bolton, bo ona traktowała go jak człowieka, mimo tego, że on siebie nie do końca.  Ale zamierzał nad tym popracować. W końcu miał potencjał.
<- 2  4 ->
29 notes · View notes
Text
Galareta z kurczakiem
Galareta z kurczaka, marchewki i groszku .  Galareta z kurczakiem, marchewką i groszkiem. Galareta z kurczaka, marchwi i groszku. Galareta kurczak marchewka i groszek
Tumblr media
Galareta z kurczakiem , Galareta drobiowa , Zimne udka - Zimne nóżki
Tumblr media
Galareta - Studzienina 
Tumblr media
Potrzebne produkty: -----------------------------
2-4  udka z kurczaka zależy od wielkości udka 1/2 kg marchewki pokrojonej w talarki 1/2 kg groszku mrożonego albo z puszki żelatyna Zielona pietruszka Koperek Jarzyny na rosół (kawałek pora, seler, pietruszka, cebula i ćwiartka kapusty) Bulion jarzynowy Przyprawy : sól, pieprz, papryka, listek laurowy, ziele angielskie, Male miseczki, salaterki, pojemniczki na galaretę, kieliszki okrągłe, foremki w różne kształty jak gwiazdki, kwiatki, półkola, babeczki w środku z dziurką, kurczaczki, kieliszki na jajka na miękko będą mini galaretki dla dzieci Cytryna, kwasek cytrynowy albo ocet do polania galaretki przed samym jedzeniem. Koperek ładnie wygląda w galarecie. W kieliszkach na wino będą wyglądać ładnie po wyciągnięciu jak jajka kolorowe fajnie na Wielkanoc
Sposób wykonania: ---------------------------
Gotujemy udka w wodzie z przyprawami na rosół. Po 10 minutach dodajemy jarzyny na rosół, marchewkę i groszek jeżeli mamy mrożony. Po ugotowaniu na miękko kurczaka i jarzyn czyli po okolu pól godziny odcedzamy rosół i powstał nam bulion do galarety. Kurczaki obieramy ze skóry i z kości i kroimy drobno. Plasterki marchewki, groszek i kurczaka rozdzielamy po równo do przygotowanych wcześniej małych miseczek. Można dać do jednego dużego pojemnika na specjalna okazje ale na co dzień łatwiej i wygodniej jest mieć w małych wielkości jednej porcji naczynkach bo każdy bierze sobie gotowa porcje. Ja stosuje na  plastikowe pucharki po deserkach. Z okazji świąt galaretkę robimy w naczyniu odświętnym by nasze jedzenie miało uroczysty charakter. Tak przygotowane pojemniki zalewamy bulionem w którym rozpuściliśmy żelatynę według instrukcji na opakowaniu ile żelatyny na ile litrów wody. Zostawiamy do wystygnięcia w chłodnym miejscu. Zależy od pory roku jak szybko nam zastygną nasze galarety. Ja robię wieczorem, by przez noc zastygły i były gotowe na rano.
Smacznego - Bon appétit
Tumblr media
Galareta wesołe słoneczko dla dzieci 
CIEKAWOSTKI: -----------------------
Żelatyna to najstarszy suplement, który usprawnia funkcjonowanie stawów. Pierwsze wzmianki o stosowaniu żelatyny ukazały się już w XII wieku. Stosowanie żelatyny i witaminy C przy treningu interwałowym może pomóc zapobiec urazom oraz wspomóc proces naprawczy tkanki, gdy do urazu już dojdzie. Gdy chcemy wyleczyć kontuzję powinniśmy jeść galaretkę. Wykazano również, że żelatyna i witamina C – w połączeniu z krótką, ale intensywną dawką ćwiczeń – może wspomóc proces odbudowy ścięgien, wiązadeł i kości. Wpływa też pozytywnie na mobilność stawów oraz na chrząstki.
Tumblr media
Galareta z kurczakiem i jarzynami
Tumblr media
Galaretka w kształcie kurczaka w jajku 
THE END <><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
0 notes
dzikamarchew · 6 years
Text
Pierwszy marcowy spacer
W domu jest nieakceptowalnie zimno. Ostatni tydzień dał mi w kość. To mieszkanie – wyposażone w dwa śmieszne grzejniki elektryczne – nie jest przystosowane do jakichkolwiek ujemnych temperatur.
Najlepszym znanym mi sposobem na zimne mieszkanie jest wyjście z domu. Kontrast między mrozem na zewnątrz a temperaturą w środku zawsze działa na korzyść tej drugiej. Ubieram więc mój norweski sweter i idę na Sikornik. Po drodze okazuje się, że na zewnątrz jest chyba cieplej niż w domu, bo pod swetrem robi mi się gorąco.
Szłam tą samą drogą dwa tygodnie temu. Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło – wszystko pokryte śniegiem, gołe drzewa i badyle. Jednak dźwięki są zupełnie inne. Totalna cisza lutego ustąpiła dzikim wrzaskom pierwszych dni marca. Ptaki korzystające ze stołówek nie tylko skaczą i dziobią, ale jeszcze podśpiewują. Prawdziwe ptasie radio.
Wśród stałych bywalców – sikor i raniuszków – wypatruję jeszcze kowalika w masce zorro, pierwiosnka (albo piecuszka) i pełzacza. Tego ostatniego najpierw wcale nie zauważam. Ma krótkie nóżki i maskujące ubarwienie, więc kiedy siedzi pod drzewem, zupełnie zlewa się z otoczeniem. Zwracam na niego uwagę dopiero, kiedy zaczyna kicać śmiesznie po ziemi, a potem wspinać po drzewie na ten swój szczególny sposób.
Zupełnie inaczej jest z dzięciołem dużym, który przylatuje chwilę później – nie można go przeoczyć. Właściwie najpierw przylatują dwa, wirują wśród gałęzi, płosząc resztę klientów stołówki, po czym jeden odlatuje. Ten który został, to dorodny samiec z ciemnoniebieską jarmułką z czerwonym pasem i gorejącym podbrzuszem. W oczy rzuca się kontrastowa czarno-biała krata na skrzydłach. Jest taki błyszczący i wyrazisty, jak wyglancowane buty.
W drodze powrotnej widzę jeszcze, że żonkile w górze Alei Waszyngtona puściły liście. To nadzieja dla mojego mieszkania, że cieplejsze dni już niedaleko.
0 notes
mojaemilka · 6 years
Text
21.01.2018 - historia babci Marii nt ustawy antyaborcyjnej
Chciałabym opowiedzieć wam historię mojej babci, Marii Michalewskiej. Przypomniałam sobie ją w ostatnią sobotę, jak razem marzłyśmy pod Sejmem wśród głosów z megafonów, świstów, krzyków i buczenia.
Maria Michalewska jak wszyscy świętowała nadchodzący rok 1957. To był ten czas, kiedy świat układał się na nowo po wojnie. Maria, jak każdy, już znalazła jakiś bezpieczny kąt do mieszkania – niezbyt wygodny, ale bezpieczny. Ludzie mieszkali całymi rodzinami w jednym pokoju, dzielili łazienkę i kuchnię z kilkoma innymi rodzinami, mieszkającymi w pokojach obok, więc ona nie mogła narzekać. Właściwie już, jak każdy, przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy.
Zbliżała się północ, ludzie pili wódkę ze szklanek z cienkiego szkła i zagryzali tym, co akurat udał się zdobyć. Były zimne nóżki z octem od Stasi z Urzędu Pocztowego. Walery, kierownik z kolei zdobył nawet szynkę konserwową. Ona i Tadeusz przynieśli tylko chleb i produkt masłopodobny, ale nikt nie miał im tego za złe. Każdy przynosił, co miał i razem jakoś to było. Poza tym wszyscy uwielbiali jej Tadka. Pił z każdym. Pił dużo i wszyscy go lubili. Maria też, mimo że czasami po wódce robił się brutalny. Staśka mówiła, że każdy chłop tak ma i żeby nie narzekała. W końcu załatwiał dla niej, co trzeba było, a sama wie, jak jest teraz o wszystko ciężko.
Jednak Maria nie bawiła się dziś tak beztrosko, jak każdy. Ukrywała niepokój w spuszczonym spojrzeniu. Jeszcze nikomu tego nie mówiła, ale nosiła pod sercem maleńki problem. Już nie miała wątpliwości – jest w ciąży. Wybiła północ i ludzie życzyli sobie zdrowia i szczęścia, a ona wiedziała, że nie może mieć obu.
To jej druga ciąża. Ma już 5-letnią córkę, Franciszkę z poprzedniego związku. Martwi się tym nowym dzieckiem. Nie chodzi nawet o to, że ciężko będzie się pomieścić we czworo w tej kanciapie, gdzie mieszkają, ani o to, że pan Malinowski może im wypowiedzieć, jak się dowie o niemowlęciu. Nie chodzi też o obowiązki. Frania będzie miała już 6 lat to da radę jej pomóc z maleństwem w czasie, kiedy ona będzie sprzątać w gospodarstwie. Tym Maria się nie martwiła. Takie rzeczy zawsze jakoś w końcu się układają.
Chodziło o nerki. Maria miała bardzo chore nerki. Doktor z Dąbrowy Górniczej jej tłumaczył. To było w Dąbrowie, bo Maria i jej rodzina po wojnie zostali przesiedleni z domu na Śląsk. Była w ciąży z Franią i zaczęła się bardo źle czuć. Trzeba było pojechać do szpitala i ten w Dąbrowie był najbliżej – tylko godzina PKSem i potem na piechotę spod Dworca pół godziny. Ale ona miała gorączkę i tak się źle czuła, to szli ponad 50 minut. Wtedy lekarz jej tłumaczył, że jest bardzo na te nerki chora i co ma robić. Nie zrozumiałą wszystkiego. Ale zrozumiała, że to przez wojnę. To było wtedy, kiedy ukrywali się w piwnicy przez 13 dni i było tak zimno. I nie było świeżej wody. Ona była jeszcze dziewczyną. Zachorowała. Myślała, że tam umrze. Matka prawie nic do niej nie mówiła, tylko kazała jej głęboko oddychać przy lufciku. Twierdziła, że świeże powietrze ją wyleczy i nie mówiła nic więcej. A przy tym lufciku było najzimniej. Potem front się przesunął i mogli wyjść i ona też jakoś z tego wyszła. Matka twierdziła, że to przez to świeże powietrze.
Właściwie wszyscy wiedzą o tych jej nerkach. Musi się bardzo pilnować, żeby ich nie przeziębić. Często wiąże chustę w pasie. Nigdy nie siada na zimnym. Jak może to nie dźwiga, chociaż o to trudno, bo u pana Malinowskiego w gospodarstwie ciągle jest coś do noszenia. No i latem pije wywar z pokrzyw, podobno ma pomagać. I właściwie nie było takiego dużego problemu z tymi nerkami, aż do teraz. Bo w szpitalu już po porodzie, doktor jej powiedział, że ciąża jest dla niej poważnym zagrożeniem. Że drugiej ciąży może nie przeżyć i żeby bardzo uważała. Pokazał jej prezerwatywę. Ale kto to widział, żeby coś takiego. Poza tym jak wybierasz, czy kupić kawałek mięsa, czy kawałek gumy dla chłopa to wiadomo, że lepiej rodzinę nakarmić. A Frania taka drobna, skórę ma bladą. I jak rosołu się ugotuje, tak się cieszy. Wiec Maria nigdy nie kupiła żadnej prezerwatywy.
Jak zaczęła podejrzewać, że może być w ciąży pojechała w tajemnicy do szpitala do Warszawy. Musiała wziąć Franie. Powiedziała panu Malinowskiemu, że tego dnia nie będzie robić w gospodarstwie, bo Frania musi iść na badania. Wzięła papiery i Franię i pojechała. W szpitalu lekarz jej powiedział, że jest ciąża i że jest głupia i nieodpowiedzialna, bo osieroci córkę. Bo ta ciąża ją zabije. Tak jej powiedział doktor z Warszawy.
W pociągu do domu Maria płakała cała drogę. Potem powiedziała Frani, że jeśli piśnie choć słowo, gdzie były i że mama płakała to ją tak stłucze na kwaśne jabłko, że przez tydzień nie usiądzie. Była zła na siebie. Trzeba było się z tym Tadkiem nie wiązać, tylko jechać prosto nad morze. A z tym morzem to było tak, że jak Frania miała rok jej ojciec zginął w kopalni. Matka Marii kazała jej oddać dziecko do sierocińca. Nie mogła znieść płaczu dziecka. Twierdziła, że przypomina jej wojnę. Ale Maria nie mogła zostawić swojej małej. Powiedziała o tym matce, a ona kazała im się wynosić z domu. Wtedy Maria zdecydowała się wyjechać nad morze i odnaleźć rodzinę ojca Frani. Podobno mieszkali w Gdyni. Nie było jej łatwo podróżować samej z małym dzieckiem. Podczas przesiadki w Warszawie okazało się, że jest awaria i kolej ruszy dopiero nazajutrz. Wtedy poznała Tadka. Pomógł jej z walizkami, zaproponował nocleg. Nie miała się gdzie podziać, a dziecko było takie zmęczone, więc przyjęła. Okazało się, że Tadek pochodzi z Mazur i może Marii pomóc odszukać rodzinę ojca Frani w Gdyni. Za miesiąc będzie jechał na północ to pojadą razem. Znowu pomoże jej z walizkami. Od tamtego czasu minęły prawie 4 lata. Maria nigdy nie była w Gdyni. Od tamtego czasu mieszkała w z Tadkiem w kanciapie pana Malinowskiego w małej miejscowości pod Warszawą. Ludzie, tak jak pan Malinowski mają tu ziemie, kury, krowy. Obok jest las. Niedaleko budują nowe tory. Tadek miał robotę u Walerego na kolei.
Tamtego dnia wracały ze szpitala i Maria była tak zła na siebie i tak strasznie nakrzyczała na Frankę. Ale najbardziej była zła na lekarza. Nie mogła poradzić sobie z tym, co powiedział. Nie mogła o tym myśleć. Wydawało się, że wizyta ma się już ku końcowi. Lekarz otworzył drzwi i zobaczył Franię czekającą na korytarzu. Wtedy zamkną drzwi i powiedział, że jeśli ta mała ma mieć matkę, to nie może mieć rodzeństwa i że jeszcze nie jest na to za późno. Że Maria musi się zgłosić i on jej powie gdzie i tam problem się naprawi. Co prawda to będzie kosztować. Powiedział jej ile i żeby pożyczyła pieniądze, jeśli nie ma. Ma czas do Trzech Króli. Potem może być za późno. I że chyba warto, skoro ma już taką śliczną córkę. Maria nie mogła o tym myśleć. Słyszała o kobietach, które to robiły, mimo że nie miały chorych nerek, tak jak ona. Ale ona nie mogła sobie tego wyobrazić. Nie chciała. Teraz czas uciekał, Tadek nic nie wiedział, a ona musiała zdecydować o losie swoim i swoich dzieci. Frania byłaby taką dobrą starszą siostrą. Nawet łezki nie uroniła, jak ją mamusia skrzyczała. Jest taka dzielna. Będzie świetną starszą siostrą.
A może z tymi nerkami nie jest tak źle, myślała Maria, patrząc jak Tadek wznosi toast za towarzyszy z kolei i jednym ruchem wypija kolejną szklankę wódki. Łapie za następną i zataczając się podchodzi do Marii. „Zdrowie naszych kobiet” krzyczy jej prosto do ucha. Niezdarnie obejmuje są w talii i zaczyna bujać się na boki chwiejnym, tanecznym krokiem. Drugą ręką unosi do góry i wymachuje szklaną. Trochę wódki rozlewa się na podłogę. Marii nagle robi się bardzo zimno i jednocześnie gorąco. Dreszcze przebiegają ją po całym ciele. Pijany Tadek pada z całym impetem do tyłu na krzesło, które pęka pod jego ciężarem. Wszyscy się śmieją, kiedy on niezdarnie próbuje wstać. Marii robi się ciemno przed oczami. Wybiega na dwór w samej sukience. „Maria, daj spokój, to w końcu Sylwester, Nowy Rok, daj się trochę zabawić” słyszy za sobą. Trochę świeżego powietrza powinno ją ocucić.
Wtedy babcia zdecydowała się zatrzymać ciążę. Wiedziała, że oboje tego nie przeżyją. Wybrała, żeby uratować życie dziecka kosztem swojego. I tak, po pół roku na świat przyszedł mój ojciec, a babcia zmarła kilka tygodni później. Heroiczna decyzja. Heroiczna decyzja niezauważona przez historię. Bo przecież znamy tego typu sytuacje z podręczników. Upamiętniają je nazwy ulic, szkół i pomniki na placach. Kto pierwszy przychodzi wam do głowy? Korczak? Sendler? Nie ma i nie będzie wśród nich Marii Michalewskiej.
Babciu, czy prawo może wymagać takiego heroizmu? Czy każda Polka, która zatrzyma ciążę zagrażającą jej zdrowiu będzie zapomniana jak Ty, czy uhonorowana jak bohaterowie wojenni? Poświęcenie przecież jest takie samo, prawda? Czy może jednak jedno poświęcenie jest lepsze od innych? Babciu, co byś zrobiła, gdyby ustawa podjęła tą decyzję za Ciebie?
Jedno jest pewne, jedynie wolny wybór honoruje i uświęca takie poświęcenie. Oddanie swojego życia za kogoś bez wyboru, lub z przymusu nie jest już czynem heroicznym i godnym upamiętniania.
Czym więc jest próba zradykalizowania ustawy aborcyjnej?
0 notes