Tumgik
#stojąc obok
myslodsiewniav · 6 months
Text
31.11.2023
Jestem zdołowana.
Z perspektywy: usłyszałam masę pozytywnych rzeczy, masę wsparcia, również od ludzi ze spółdzielni. Na około 20 osób związanych z sytuacją problem widzi tylko pan mecenas z piętra niżej oraz właściciele mieszkania, które wynajmujemy. Poza tym wszyscy byli spoko wobec nas. I wyrozumiali. I zwracający uwagę na to, że spośród wszystkich osób, które wynajmują mieszkania w budynku tylko my dbamy o porządek na klatce, my pomagamy z zakupami - takie zwykłe, normalne, ludzkie odruchy - np: wiedzą ludzie, że my jesteśmy od pieska, bo zawsze mówimy "dzień dobry" i jestem osobą, która zawsze trzyma drzwi wejściowe starszym panią. Z wieloma sąsiadami rozmawiamy o roślinach, wymieniamy szczepki roślin... A mój chłopak pomagał komuś - ot tak, spontanicznie, jak wracał z zakupów - nosić rzeczy do piwnicy.
Naprawdę usłyszałam masę pełnych wsparcia, zdumienia (że akurat nas to spotyka), pocieszenia i sympatii słów.
Ale tylko te dwie grupy - sąsiad z dołu i właściciele wpakowali nas w poczucie winy, w upodlenie, w strach o byt i dach nad głową.
I w zasadzie od nich zależy jak będzie nasz byt wyglądał...
Najgorsze, że wszyscy pozostali dookoła byli zdziwieni "ale kto napisał skargę? Nic takiego nikt ze mną nie konsultował? Dlaczego coś takiego zostało wysłane w imieniu mieszkańców? Ja się pod niczym takim nie podpisywałem!" nie mogę wyznać, że wiem kto, bo pani ze spółdzielni wyjawiła mi to jakby nie do końca wprost, więc wzruszałam ramionami i mówiłam "nie wiem", a na to WSZYSCY pozostali sąsiedzi wyskakiwali z "ja już WIEM! To pan mecenas z dołu! Najbardziej konfliktowa osoba w całej klatce! Zanim się tu wprowadziliście to też uprzykrzał życie osobą mieszającym w waszym i w sąsiednim mieszkaniu! To on! Wali w drzwi, krzyczy! Okropny człowiek!".
Podczas rozmowy z bezpośrednią sąsiadką "pana mecenasa", z panią, która mieszka drzwi obok nich na niższym piętrze, która była zdziwiona informacją, że to mój pies jakoby szczeka - myślała, że to jakiś inny piesek - minęła nas żona tego pana, który złożył donos i jej synek. Nie wiedziałam, że to oni. Nie miałam pojęcia jak wyglądają. Okazało się, że to jest ta sąsiadka, która NIGDY nie odpowiada na moje "dzień dobry" i wywraca oczami, gdy mijamy się na klatce schodowej. A jej synek nigdy nie mówi mi "dzień dobry".
Ta pani "żona" włączyła się w rozmowę. Bardzo sarkastycznie, bardzo agresywnie. Od razu wystrzeliła drgającym od złości i uderzającym w wysokie tony głosem, że "tego psa słychać wszędzie! Jest okropny! Żyć się nie da!", rzucała z jadem "to pani ma tego białego psa?" - czułam się, jak podczas połajanki u nauczycielki, wiec momentalnie wszedł we mnie mechanizm obronny: najpierw mnie wryło i nie mogłam wyrzucić z siebie słowa, a potem rosło we mnie przekonanie, że kurde, nie pozwolę tak do siebie mówić. Że to jest jakaś farsa! Z niedowierzania, że tak do mnie się ta pani zwraca, aż się uśmiechnęłam, bo nie wiedziałam jak zareagować. Sąsiadka z która rozmawiałam też zamarła zdumiona. A w tym czasie synek tej pani, już stojąc w progu mieszkania, rozbierany nerwowymi ruchami przez matkę - góra 8-letni chłopczyk xD - skorzystał z tej ciszy od razu wystrzelił do mnie na "ty" xD: "Tak, to o twojego psa chodzi! To ty masz męża, który ma taki przedziałek i włosy na boki" - zademonstrował karykaturalnie, rozczesując włosy na własnej główce i przyciskając rączki do policzków i wydłużając twarz w grymasie, a zaraz palcami udał, że ma na nosie (na tej wykrzywionej w grymasie, wydłużonej twarzy) okulary w kształcie w jakim okulary nosi O. Na to już byłam oburzona. Serio. To było w jakiś sposób pozbawione szacunku i bynajmniej nie urocze. Matka wtedy nakrzyczała na syna, aby nie wtrącał się w rozmowy dorosłych i ryknęła, że nie ma czasu na rozmowy, że idzie do domu. I trzasnęła drzwiami. A starsza pani z którą rozmawiałam wróciła do rozmowy o tym, że nie sądziła, że chodzi o mojego pieska jakby nigdy nic, podczas, gdy ja nadal byłam w szoku i PRZERAŻONA, że tak właśnie będzie wyglądać dalsza rozmowa, jeżeli zapukam do drzwi sąsiadów pod nami... Zero jakiejś klasy, dialogu. Że w rezultacie stracimy dach nad głową... Starsza pani zdzwiona moim trwaniem w milczeniu zapytała "co się stało? Czy wszystko w porządku?", a ja jej na to, że jestem po prostu wstrząśnięta zachowaniem sąsiadki "mecenasowej", którego właśnie doświadczyłyśmy, a na to starsza pani tylko machnęła ręką i rzekła "A, to normalne. Ona jest aspołeczna, zawsze tak z nią. Dogadać się nie da. To jest dzikie stworzenie, ale ten jej mąż to jeszcze jest zdolny do rozmowy i jakiegoś dialogu. Ona to stracony przypadek, aspołeczny całkowicie."
No i chyba coś w tym jest, bo potem faktycznie rozmawialiśmy z sąsiadem "mecenasem" i była przestrzeń na dialog, potwierdził, że jesteśmy spoko sąsiadami poza tymi przypadkami, gdy mu przeszkadzamy, a przez ponad 2 lata może policzyć takich sytuacji łącznie 3 w tym licząc szczekanie naszego psa jako "jeden przypadek".
Powiedział, że wycofa sprawę, umówiliśmy się w jakich godzinach może przyjść w razie, gdyby coś się działo. Generalnie dogadaliśmy się. Bez krzyku (najbardziej się bałam, że będzie wrzeszczał, jak żona - ale typ racjonalnie wymieniał argumenty) chciał powiedzieć o swoich potrzebach i wysłuchał nasze, porozmawialiśmy o możliwościach. O celach.
Był wstrząśnięty tym, że postawił nas w takiej sytuacji - myślał, że jesteśmy właścicielami tego mieszkania, dlatego taką skargę napisał. Przyznał, że dobrzy z nas sąsiedzi, że nie chce nas się stąd pozbywać, tylko żebyśmy szkolili psa by nie szczekał, bo mu to przeszkadza.
Ale to nie jest też fajna sytuacja...
Koleś ewidentnie nie lubi zwierzą (a jego żona wcześniej mi wyrzuciła, że nie znosi żadnych zwierząt, a szczególnie psów).
Pół nocy rozkminiałam tą sytuację z sąsiadką "mecenasową". Zastanawiałam się co ja takiego tej kobiecie zrobiłam, że tak zareagowała na mój widok? Próbowałam wyjść poza swoje poczucie krzywdy, upokorzenia i niesprawiedliwego potraktowania... i doszło do mnie, że jej głośny, bliski krzyku, ale też piskliwy głos, gdy niekryjąca wrogości wyrzucała w moją stronę oświadczenia o tym, jak wielki problem stwarza mój pies dla jej komfortu życia przypomina mi nic innego tylko dźwięki i postawę mojego lękliwego pieska. Naszczekam-naszczekam, pokażę jaka jestem groźna i wroga, jaka jestem wielka i niebezpieczna, więc nikt nie przyjdzie do mnie by mi zrobić krzywdę. A tak naprawdę w środku aż drżę ze strachu, z obawy przed krzywdą, jaka może mnie spotkać...
I zrobiło mi się tej kobiety szkoda...
Szkoda, że w swoim poczuciu krzywdy nie ma miejsca na empatię wobec małego szczeniaczka...
I zrozumiałam, że ona najwidoczniej ma przeświadczenie, że to ja (my?) celowo i z rozmachem od miesięcy działamy na jej szkodę. Że dlatego nie odpowiada mi na "dzień dobry" i wywraca oczami, gdy się mijamy na klatce !Tym czasem ja do wczoraj nie wiedziałam kim ta kobieta jest! Ani gdzie mieszka! A ona żyje w świecie w którym ja jestem wredną (no przecież jestem ruda, nie? To wiadomo, że wredna i złośliwa... zajebiście) i znęcającą się nad nią psychicznie sąsiadką z góry.
No i dupa.
Ciężko mi, ale to przetrawię.
Co nasze - weźmiemy na klatę. Tabsy dla pieska na uspokojenie, antyszczekacz zamówiony, behawiorysta wejdzie.
Póki co nie musimy szukać nowego mieszkania, ale może za jakiś czas trzeba będzie poszukać. Zobaczymy. Ech...
Czuję się bardzo niepewnie...
To ciężki rok.
Czuję się dojechana tym wszystkim.
I tą manipulacją ze strony właścicieli mieszkania - to nie okay, że nas stawiają w takiej sytuacji i domagają się przeprosin, uznają, że jesteśmy nie wiem... Złymi ludźmi? Nie wiem. Serio. Domagają się przeprosin za to, że oni są wciągnięci w sytuacje z naszej winy. Że jesteśmy problemem. Ale czy my faktycznie jesteśmy problemem? Zawsze płacimy na czas, nawet na zebrania wspólnoty chodzimy za nich, jak o to proszą. Po prostu żyjemy...
Mam nadzieję, że sąsiedzi, którzy wczoraj mówili, że się za nas wstawią faktycznie się za nas wstawią. Nie zmieni to wiele - jak właściciele będą chcieli wypowiedzieć umowę to wypowiedzą, ale cieszę się, że odnotowano w tym przypadku coś na pozytyw...
Pomyślałam, że na święta dla tych, którzy podpisali się pod naszą petycją przygotuję pierniczki. To znaczy po prostu upiekę pierniczki. W kształcie piesków. I ozdobię je lukrem tak, by wyglądały jak moja psinka.
19 notes · View notes
arogancky · 11 months
Text
Może wyjdziemy i pogadamy o bzdurach Napijemy się wina Podpiszemy się na murach Bo pijany tylko Tobie oddałbym klucze do auta I zasnął obok Znowu o Tobie myślałem stojąc na zielonych światłach Co z moją głową
Matlane
45 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Text
Siemka! Dzisiejszy bilans:
Zjedzone 484
Spalone aktywnie 869
Tumblr media
Dziś czuje się okej. Nawet się wyspałam choć Jerrego rozpierała energia i postanowił przebiec się po łóżku, po mnie, stoliku i dwóch fotelach xD psychopata na szczęście później grzecznie wszedł pod kołdrę i poszedł spać ze mną i Rudą. Ten to ma dobrze nie? Własny harem xD
Zatem wstałam rano, nakarmiłam i posprzątałam u Uszaków, wzięłam leki i zabrałam się za sprzątanie. Poczułam się głodna, ale na szczęście fizycznie. Wjechały placki z cukinii, o których pisałam już dziś. Już podczas ich przyrządzania odechciało mi się jeść. Po jakiejś godzinie „nabrały mocy sprawczej” i zjadłam 4 sztuki.
Pogoda nie była jakoś szczególnie zachęcająca, ale skoro nie padało postanowiłam wypróbować kijki do Nordic Walking. No i tak sobie idę, stukam kijkami i coraz więcej osób mijam również wyposażone w te same atrybuty co i ja. I sobie tak myśle „No tak! Zawsze tak jest. Wszyscy wpadają na te same pomysły”. No i doszłam do wejścia do lasu a tam namiot, balony etc. Emeryci zaś z kijkami coś w tym namiocie wypisują… Chciałam przejść obok nich niezauważona, ale najwyraźniej mój ninja skill nie jest jakoś na wysokim poziomie… Zaczepił mnie typ i gadka szmatka, poprawił moją technikę i zaproponował 10 km spacerek ścieżką zdrowia.
Generalnie bardzo polubiłam się z kijkami. Będę częściej z nimi spacerować. A obcowanie z lasem kocham! Nikt mnie nie zaczepiał i mogłam oczyścić umysł ze wszystkich myśli. I gdy tak sobie szłam zaczepiła mnie babcia. Zaprosiła mnie do jakiegoś kultu/sekty kijoszków xDDD co wtorek o 18 zbiórka. Ludzie… Po pierwsze: ja nie chce się z nikim integrować. Po drugie: zaraz się wyprowadzam. Po trzecie: o 18 to ja już chilluje przed snem xD
Z resztą… Dziś sekta kijoszków a jutro pewnie wytną mi nerkę 💀
Wróciłam do domu a pogoda za oknem zmieniła się z obrzyganej w typowe polskie lato… Czyli zrobiło się zimno i zaczęło padać. Zdążyłam zjeść pozostałe placki z cukinii, gdy dostałam niebezpieczną misje. Wyprawę do Stonki po wodę i colę dla rodziców. Już na parkingu wiedziałam czego spodziewać się w środku. Jednak miałam plan. Gdy tylko weszłam i zobaczyłam co się odwala złapałam wzorkiem faceta w kolejce, który był ostatni. Uśmiechnęłam się i rzuciłam „będę za panem stała dobra?” Odwzajemnił uśmiech i skinął głową. Udało mi się lawirować między świrami i szybko wróciłam w kolejkę do kasy. Mimo wszystko i tak miałam mnóstwo czasu stojąc do kasy popatrzeć na to co inni kupowali. Nic innego do głowy mi nie przychodziło jak „ile oni jedzą?!”. Naprawdę, wiem, że ja jem za mało, ale to co niektórzy mieli w koszykach starczyłoby na miesiąc bądź dwa codziennych napadów…
Zawiozłam łupy do rodziców, wypiłam herbatkę i wróciłam do domu. Znów poczułam się głodna, więc postanowiłam zrobić sobie gorący kubek by go stłumić. Lepiej tak, niż zacząć świrować i kombinować.
Tumblr media Tumblr media
Menu:
Śniadanie i obiad: placki z cukinii razem 440 kalorii
Kolacja: gorący kubek kurkowa z makaronem 44 kalorie
Tumblr media
Ćwiczenia:
18570 kroków
Godzina jogi
Godzina pilatesu
48 notes · View notes
bliznynarekach · 10 months
Text
Bo pijany tylko Tobie oddałbym klucze do auta,
I zasnął obok,
Znowu o Tobie myślałem stojąc na zielonych światłach,
Co z moją głową,
Czekam aż zadzwonisz i chociażby był to missclick,
Pogadam z Tobą,
Pisze to dla Ciebie ale niech to słyszą wszyscy
~ Klucze , Matlane
7 notes · View notes
dietetary · 1 year
Note
Hej!
Czy zaburzenia odżywiania można pomylić z autyzmem? Mam na myśli, w autyzmie częste są zaburzenia integracji sensorycznej, które powodują wybiórczość żywieniową ze względu np. na kolor, albo zjedzenie czegoś o określonej konsystencji skutkuje wymiotami. I czy to może być uznane np. za ortoreksję albo bulimię? Chodzi mi o to, czy można mieć jednocześnie autyzm i zaburzenia odżywiania, czy zaburzenia odżywiania po prostu współwystępują z autyzmem i mogą być częścią spektrum
Nie da się pomylić zaburzeń odżywiania z autyzmem. Podobnie zaburzenia odżywiania oraz autyzm nie współwystępują - są to dwie osobne, stojące obok siebie rzeczy, nieprzenikające się. Nietypowe zachowania żywieniowe nie są oznaką zaburzeń (np. bulimia, anoreksja), tylko czerwoną syreną alarmową, która krzyczy, by jak najszybciej zdiagnozować dziecko pod kątem autyzmu, zespołu Aspergera i innych jego pochodnych. I mówimy tutaj o zachowaniach takich jak:
- wybiórcze wybieranie produktów (u dzieci z autyzmem najczęściej jedynymi pozycjami w menu są produkty zbożowe oraz nuggetsy i tak w kółko),
- nadwrażliwość względem tekstury, koloru, zapachu i konsystencji potraw (i unikanie np. kremowych a'la budyń i inne),
- chomikowanie jedzenia w ustach bez połykania,
- jedzenie wyłącznie jednego rodzaju żywności,
- inne nietypowe zachowania jak jedzenie pieprzu łyżkami.
Dzieci z autyzmem również nie tolerują pokarmów wymagających dłuższego żucia jak np. surowe warzywa i owoce. Dodatkowo często są przypadki jedzące kredki, mydło, papier, brud i ciastolinę.
Diabeł tkwi w szczegółach i różnica między zaburzeniami odżywiania a nietypowymi zachowaniami żywieniowymi w autyzmie jest taka: przy wspomnianej anoreksji bądź bulimii występują głodówki, monodiety i diety niskokaloryczne, zachowania kompensacyjne (aktywność fizyczna ponad Twoje siły, prowokowanie biegunek i wymitów - tu podkreślam, CELOWO) oraz napady objadania się. Natomiast dziecko z autyzmem NIE OGRANICZA ILOŚCI SPOŻYWANYCH KALORII, nie ma na celu chudnąć i brak mu obsesji na punkcie sylwetki. Dziecko z autyzmem przez otoczenie jest postrzegane jako NIEJADEK - może zjeść dużo, ale np. samych nuggetsów albo same frytki bądź makaron bez niczego (wspomniane wyżej wybiórcze jedzenie). Wynika to ze specyfiki choroby dziecka, jaką jest nienawiść do wszelkich zmian w dziennej rutynie autystyków.
Mam nadzieję, że pomogłam zobaczyć różnicę :)
Także podsumowując, dziecko z autyzmem nie narzuca sobie restrykcji, jest typem niejadka z bardzo dziwacznymi preferencjami.
12 notes · View notes
op-ty-mistka · 8 months
Text
"Budzę się, a obok nie ma znów nikogo, chociaż czuję wciąż jej zapach nawet, stojąc sam na molo".
- "Molo" Kaespen
2 notes · View notes
jamnickowa · 2 years
Text
Dzisiaj.
Stoję przy taśmie. Za mną facet z nieprzyjemnym oddechem i czerwoną twarzą.  Ja - Pan tylko to ma? To proszę przede mną stanąć. Pan - Dziękuję panu.  Miałam skorygować słowa jegomościa, ale jest już odwrócony plecami. Taśma sunie. Dosunęła. Pakujemy się obok siebie stojąc.  Wychodzę. Znów on.  Zaciąga się dymem z analogowca.  P - Ile pan zapłacił za te całe zakupy? Pewnie ponad stówę.  J - (Myślę, że jeszcze raz się odezwę to sam się skoryguje.) Nie, około siedemdziesięciu.  P - A, w Carrefourze by pewnie było około stówy.  Odstawiam wózek.  P - Dziękuję, że mnie pan przepuścił.   🤨 No doppra. Zdarzają się sytuacje, że mnie mylą z facetem, jak zapewne wiecie. Przywykłam. I kiedy odwracam się twarzą/zdejmuję maseczkę/zaczynam mówić, to właściwie zawsze - czy pomylił się ktoś młodszy czy starszy - mówią już per “pani/ą” i często też przepraszają. Idę na przystanek.  Stoi on pod wiatą i kopci.  Zatrzymuję się i mówię: - Pan do mnie wciąż per pan i per pan, a ja jestem panią.  😉 Spojrzał na mnie, następnie wzrok zawiesił gdzieś w okolicach krocza w moich bojówkach. - A, ok, dobra.  No to dobra. Wzruszyłam w głowie ramionami i se poszłam.  Już nawet nie powiedziałam, żeby nie palił szluga pod wiatą.  A szkoda. PS Czy mnie uraził? Nie, to mnie nie uraża. Na przykład pewna starsza pani z psem zaczęła ze mną rozmawiać, byłyśmy od siebie oddalone o kilka metrów oddalone. Ja ze swoim (o)strzygiem na głowie, ubrana tak a nie inaczej, no i rysy twarzy również mogę mieć mylące. Słyszę “pan” i poprawiam: “pani”. “Przepraszam.” - słyszę. “Nic się nie stało.”  😎
Tumblr media
PS2 Tego zakazu nie ma. Mogą mówić do mnie per pan, ale fajnie by było, gdyby się poprawiali. 😉 A jak nie, to ja poprawiam. I luz.  💁‍♀️ Dobrej nocy pędzące kuny! Udanego weekendziora, dzikiego kędziora!  🤘
9 notes · View notes
cisza-w-mroku · 1 year
Text
Zastanawiałam się dlaczego żadna terapia nie jest mi w stanie pomóc... Doszłam do wniosku, że dlatego iż nie potrafię się otworzyć z niektórymi problemami przed osobą siedzącą przede mną. Spróbuję opisać to tutaj i zobaczę co będzie dalej.
Od razu po porodzie matka mnie zostawiła i trafiłam do domu dziecka bezpośrednio ze szpitala. Większość osób pewnie pomyśli teraz "no i co z tego przecież byłaś mała i tego nie pamiętasz ". No to fakt, nie pamiętam tego, ale moja psychika tak. Po tym jak mama mnie zostawiła w domu dziecka nie spałam całe noce, płakałam budząc inne dzieciaki i zaczęłam się samookaleczać. Jak małe dziecko może się okaleczać? Wiem, że to dziwnie brzmi, ale niestety tak było. Przez sen ssałam kciuka a palcem wskazującym drapałam się po boku nosa a potem po skroni. Robiłam tak do 10 roku życia około.
Adopcyjni rodzice okłamywali mnie pół życia. Bardzo chciałam się dowiedzieć czegokolwiek o mojej biologicznej rodzinie mimo tego, że widziałam jak te pytania ich bolą. Za każdym razem mówili mi, że nic nie wiedzą, aż do czasu jak któregoś dnia zapytałam, a oni powiedzieli mi wszystko za jednym zamachem co mnie strasznie przytłoczyło.
Zawsze byłam ta gorsza. Wychowałam się w czasach gdzie adoptowany znaczył gorszy. Nawet w piaskownicy niektóre matki potrafiły powiedzieć "nie baw się z nią bo ona jest z bidula, nie wiadomo co ci może zrobić ". Najgorzej było jak w podstawówce matki moich koleżanek nagle zaczęły wszystkie zachodzić w ciążę i to był główny temat w klasie, ja nie miałam co powiedzieć bo nie wiedziałam kompletnie nic o mojej rodzinie. Teraz gdy jestem już dorosła i pracuję poznając nowych ludzi zawsze pada pytanie w moją stronę "a ty masz jakieś rodzeństwo?" to nie wiem co odpowiedzieć. Teraz już wiem, że mam ale twierdząca odpowiedź oznacza kolejne pytania, a ciężko jest z marszu odpowiadać na pytania o rodzinę skoro znasz ich dopiero od 3 lat.
Molestowanie w gimnazjum. W mojej klasie było 2 chłopaków, którzy przez 3 lata gimnazjum molestowali mnie i kilka innych koleżanek przez całe gimnazjum. Dlaczego tego nie zgłosołyśmy? Bo to nie miało sensu, przecież wszyscy wiedzą jak funkcjonują szkoły. Tak czy inaczej w końcu to doszło do nauczycieli, pedagoga a nawet dyrektora. Oni zostali wezwani na rozmowę do dyrektora, który dał im tylko upomnienie po czym poczuli się na tyle bezkarni, że poszli zapalić do szatni. Dopiero wtedy została wezwana policja, były zeznania itd. To wtedy dowiedziałam się, że jedną z koleżanek próbowali zgwałcić w szatni... Sprawa ciągnęła się przez kolejny ponad rok, gdy doszło do rozprawy zeznania na sali sądowej wyglądały tak, że stojąc przy tej barierce do zeznań po swojej lewej stronie widziałam tych typów którzy znęcali się nade mną przez 3 lata, na wprost miałam sędzie, która była taka niemiła, a jej pytania sugerowały, że same jesteśmy sobie winne. Koniec końców po wszystkich zeznaniach i procedurach zapadł wyrok o którym informacje dostałyśmy listownie po pół roku. Wyrok- upomnienie. Poczułyśmy się jakby ktoś nas strzelił w twarz... Oni do tej pory chodzą sobie bezkarnie, nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Gwałt. Od razy zaczynam płakać i nie wiem jak to opisać i nie wiem w ogóle co miałabym napisać, od czego mam zacząć... To właśnie jest ta sprawa o której nie potrafię mówić. Jest mi wstyd, że do tego doszło mimo tego iż nie jest to moja wina... Będąc w 2gim w sylwestra spotkałam się ze znajomymi na domówkę, o północy patrzyliśmy na fajerwerki. Byłam już pijana i naćpana bo moje problemy ciągnęły się już wtedy. Pokłóciłam się z przyjaciółką w której byłam zakochana od kilku lat, więc po fajerwerkach oddzieliłam się od znajomych i poszłam się przejść. Nie potrafię opisać jak poznałam tego człowieka, ale znałam go już od roku jakoś, był starszy bo miał 26 lat wtedy, szedłza mną jakiś czas, zawołał mnie, zapytał dlaczego płaczę, ale kazałammu spieprzać i zawrócił, przynajmniej tak mi sięwydawało. Poszłam w miejsce gdzie chodziłam z rodzicami jako mała dziewczynka, odosobnione od domów czy bloków, obok były tylko działki letniskowe. Dostałam nagle tzw. kosę pod nogi, nóż do gardła i się stało... Nie zgłosiłam tego nigdzie. Dlaczego? Po prostu wiedziałam, że to nic nie da, że go nie zamknął. Plus to że zagroził mi, że jak komuś powiem to powtórzy to z kumplami. Od tamtego czasu minęło już ładnych parę lat, a ja nadal dostaję przynajmniej jeden lub dwa telefony rocznie przypominające mi o tym, że mam milczeć... Zmiana numeru nic nie dawała więc przestałam zmieniać numery co roku.
Dowiedziałam się, że mój biologiczny ojciec zabił moją matkę biologiczną. Kiedy byłam już pełnoletnia zaczęłam szukać biologicznej rodziny, moje drogi doprowadziły mnie do ośrodka adopcyjnego gdzie się o tym dowiedziałam, potem szukałam jakiś reportaży w internecie i znalazłam cały opis tego zdarzenia... Nie znałam jej, ale poznanie jej było dla mnie bardzo ważnym celem w życiu. Do tej pory odwiedzam ją na cmentarzu... Nie mam tu już nic więcej do dodania.
W tym roku zmarł mój brat. Miałam z nim najlepszy kontakt. On zawsze mówił, że nie przeżyje wieku mamy. Tak też się stało, obydwoje mają napisane na grobie, że zmarli w wieku 33 lat. Bardzo mi go brakuje.
Opisałam tutaj tylko te najgorsze problemy i to dość ogólnie bo nie warto opisywać szczegółów niektórych wydarzeń, jest to dla mnie zbyt ciężkie. Po za tym do nich dochodzi jeszcze wiele mniejszych problemów z którymi się zmagam.
Tumblr media
~𝕮𝖎𝖘𝖟𝖆 𝖜 𝖒𝖗𝖔𝖐𝖚
4 notes · View notes
madaboutyoumatt · 2 months
Text
Omegaverse - Matt
Wcześniej już się nad tym zastanawiał, ale teraz to co powiedziała Amanda trochę bardziej w niego uderzyło. Jasne, sam w pewnej chwili, kiedy Josh nie chciał za bardzo z nim rozmawiać, dowiadywał się o nim sporo z Koreańskich stron. Modelki i modele nie byli tak ciekawymi kąskami jak aktorzy czy muzycy, ale Branda ewidentnie ciągnęło do tych popularnych, co nie raz mu też wytknięto, że ma parcie na szkło. I o ile o Amandzie było głośno, ale tylko w ich półświatku, o Joshu było więcej wiadomo. Większa popularność popychała do większej ilości plotek i konspiracji. Nawet modelki mama miała swoje do dodania. I to uderzyło Matta, że jeżeli chce z tym facetem być, to będzie się z tym wszystkim ciągle bił i wojował. Czy dało się na to jakoś przygotować?
Słodki pocałunek – dosłownie dzięki dodatkowej ilości miodu na ustach – momentalnie wybił go z strapienia. Jakby dokładnie wiedział co zrobić i dlaczego Matt właśnie tego potrzebował. Brunet oblizał swoje usta po buziaku, co wyglądało dwuznacznie, ale nie było wcale naumyślne.
- Smakuje? – z miękkim i delikatnym uśmiechem zapytał się w sprawie śniadania, które było dość proste, ale jakoś przyjemnie było mu je zrobić dla Josha i Amandy, więc miał nadzieję, że im zasmakowało.
Nie brał pod uwagę wyjścia do publiczne łaźni, więc nie był na to przygotowany, ale Brand zadbał o niego. Spakował ich obu do jednej torby a na miejscu wszystko mu przetłumaczył. Dlatego sam był zaskoczony tak samo jak mógłby być postronne osoby widząc jak wyższy wpycha się z nim do przebieralni. – Jo.. – urwał na to co tamten powiedział i zaczerwienił się kiedy jego własna ręka wylądowała tam, gdzie teraz nie powinna. – Josh! – prawie pisnął. Uwielbiał go, ale nie był aż takim buntownikiem, różki mu jeszcze nie wyrosły. Najwidoczniej jednak młodszy lubił pójść pod prąd.
Wyszedł po chwili ubrany w za duży szlafrok. Dla dobra wszystkich, głównie swojego, wybrał tą opcję. Tym bardziej, że był przez partnera trochę pooznaczany tu i ówdzie. Nagle jednak poczuł się dziwnie. W sumie trochę jakby byli na basenie, ale jakoś tak tego nie widział. Poza tym, Brand przez ostatnie lata dojrzał, wydoroślał, stracił już resztki tego co mają w sobie nastolatkowie. Był facetem, przystojnym i och znającym swoją wartość. Stojąc obok niego w białym, za dużym szlafroku czuł się dziwnie, byłoby jeszcze gorzej gdyby stał tylko w ręczniku na biodrach.
- Em, będziemy się widzieć z Amandą? Bo w sumie nawet się nie zapytałem czy to jest koedukacyjne miejsce.
Spotkali się z dziewczyną w głównej hali, gdzie można było przesiadywać pomiędzy wybraniem saun, gdzie można było odetchnąć, zjeść czy się napić. Było kilka pomieszczeń o różnych wilgotnościach i temperaturach. Przeszli przez kilka a Matt przestawał tak bardzo pilnować swojego szlafroka, więc na pewno jedną czy dwie malinki można było zauważyć na jego obojczykach. Poza tym było ciekawie i przyjemnie do momentu kiedy zaczęło mu się po prostu kręcić w głowie.
- Dla mnie chyba to już jest za dużo. – dwójka modeli siedziała spocona, ale nie jakoś bardzo wzruszona wysoką temperaturą. Brunetowi zrobiło się zdecydowanie zbyt ciepło. Rozsunął bardziej szlafrok na górze i powachlował siebie ręką. Jego włosy jeszcze bardziej się skręciły a kiedy próbował wstać zachwiał się. Gorąc nie był mu super straszny, ale w połączeniu z taką wilgocią? Trochę tego za dużo.
Josh od razu do niego podskoczył i pomógł mu wyjść. Usadził go w hali głównej i pozwolił wziąć kilka głębszych oddechów. Poprawiał go, sprawdzał jego temperaturę ewidentnie martwiąc się o niego.
- Nic mi nie jest. Przyniósłbyś mi tylko wody.
0 notes
beigearcadia · 3 months
Text
rozdział pierwszy
Notka autorki: wymęczyłam, jest sukces | 758 słów
Izzy wyjęła butelkę wody z torby plażowej i napiła się, po czym rozejrzała się dookoła. Jej uwagę przykuły kwiaty o nieznanej jej nazwie. Ich kolor przypominał lipcowe popołudnie trwające w nieskończoność. Uśmiechnęła się na samą myśl o zachodzie słońca, który przecież tak uwielbiała. Odwróciła wzrok od kwiatów i krzewów i spojrzała na nadchodzącą Gabrielę z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Zaraz to ja ciebie podtopię! - Gabriela odkrzyknęła i usiadła obok przyjaciółki, następnie wycisnęła nadmiar wody z włosów.
- A ty co? - zapytała Izzy.
Gabriela pokręciła głową i zaśmiała się lekko.
- Widzisz, co oni robią?
Pedro przeszedł na płytszą wodę i rzucił się, przez co Jensen dostał prosto w oczy, o włosach nie wspominając. Zanurkował i pociągnął Pedro ku dnu.
Izzy przymknęła oczy.
- Gorzej niż z dziećmi. - skwitowała zgodnie z prawdą. - Ciebie też podtopił?
- Podtopili. - Gabriela poprawiła. - Obaj. Najpierw Jensen wpadł na ten świetny pomysł, potem Pedro.
- Za to będziesz miała ładne loczki. - Izzy poprawiła okulary przeciwsłoneczne. - Więc, co robimy wieczorem?
Gabriela zastanowiła się i podkradła kilka słonych paluszków Izzy.
- Pewnie obejrzymy jakiś film. - odparła. - Tylko nie spacer. Wtedy lepiej dzwońcie po dźwig.
Dziewczyny się zaśmiały, po czym roześmiały się bardziej na widok Pedro stojącego na brzegu i przeklinającego na głos. Po krótkiej chwili usiadł obok Izzy i ją objął, na co dziewczyna zamknęła oczy.
- Dopiero posmarowałam się kremem z filtrem. - powiedziała, próbując zachować teatralny spokój.
Pedro nic sobie z tego nie zrobił i przytulił Izzy.
Gabriela śmiała się w głos i podjadała krakersy.
- Czy ktoś kiedyś dał z laczka? Jeśli nie, z chęcią będę pierwsza. - dodała Izzy i wyswobodziła się z objęcia. - Za karę dzisiaj siedzisz na podłodze, a ja zajmuję oba fotele. - uśmiechnęła się szeroko.
Pedro pokręcił głową.
- Aj, tam. - machnął dłonią. - Ja zajmę oba fotele. Albo wiem, zrobimy wyścig. - napił się kawy z termosu, pomimo jej chłodnej temperatury. - Kto pierwszy, ten lepszy.
Izzy posłała Gabrieli spojrzenie pełne litości.
- Znając ciebie, Jensen będzie pierwszy. - Izzy się odgryzła.
- To jest prawdopodobne. - Pedro wytarł twarz ręcznikiem i założył okulary przeciwsłoneczne.
- Co tam mnie obgadujecie? - Jensen zapytał, podchodząc do nich.
- Pedro za karę siedzi na podłodze i śmieje się, że zrobią wyścig o to, kto zajmie dwa fotele, więc Izzy powiedziała, że pewnie będziesz pierwszy. - Gabriela wyjaśniła.
- Ja mam lepszy pomysł. - oznajmił i wziął Gabrielę na ręce, na co pisnęła.
- Nawet o tym nie myśl!
Zmierzył na środek jeziora i ją puścił. Od razu wyciągnęła dłoń w jego stronę. Złapała się jego barku z uwagi na głębokość. Jensen się zaśmiał.
- Nauczę cię pływać. Nie musisz się bać. - objął ją w talii, a Gabriela wynurzyła się nieco bardziej i dzielnie trzymała się Jensena.
- Teraz idziemy na płytszą wodę. - powiedziała.
Jensen pokręcił głową i spojrzał na Gabrielę.
- Na pewno? - przytaknęła na jego pytanie.
Zaprowadził ją na odpowiednią głębokość, gdzie woda sięgała do jej żeber, stojąc na palcach, jemu z kolei do pasa.
- Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo wkurzający jesteś. - skwitowała.
Jensen zaśmiał się i lekko ją ochlapał, po czym położył się na plecach i odpłynął na kilka metrów.
- Nie słyszę cię! - odparł.
Gabriela westchnęła i popatrzyła dookoła siebie.
- Tak sobie wmawiaj! - odkrzyknęła i zrobiła dwa kroki do przodu. - I tak mnie słyszysz.
- Dobrze ci idzie, teraz ręce do przodu, odbij się i płyniesz.
- Nie. - zaprotestowała. - Może jutro.
Jensen podpłynął do Gabrieli.
- Spokojnie, nie utoniesz. Spróbuj chociaż. Jestem tutaj.
Gabriela się zawahała i ostatecznie się zgodziła. Próbowała pływać według jego wskazówek, podczas gdy Jensen jej pilnował. Po kilkunastu minutach Gabrieli udało się przepłynąć zaskakujące trzy metry. Na środku Jensen objął ją, a Gabriela przytuliła się do niego.
- Świetnie ci poszło. Właśnie o to chodziło. - pochwalił. - Jeszcze trochę i będziesz pływać lepiej od Pedro.
- Słyszałem! - Pedro odkrzyknął z koca i zaśmiał się.
- Dobrze, teraz idziemy na słońce. - Gabriela dodała i wrócili do Izzy i Pedro.
- Kto ma ochotę na ciasteczka? - Izzy podała im opakowanie ciasteczek bez czekolady.
Gabriela napiła się wody i wytarła twarz.
- Bardziej mam ochotę na… - zastanowiła się. - Chyba pizzę.
Pedro podbił odpowiedź, na co Izzy się zaśmiała.
- Ej, nie, pizza za chwilę. Korzystajmy ze słońca. - Izzy poprawiła się na kocu i odgarnęła kosmyk za ucho.
Gabriela położyła się na brzuchu i wygodnie ułożyła głowę na kocu. Po chwili zasnęła.
- Czy ona naprawdę śpi? - Izzy zapytała bez podnoszenia wzroku na przyjaciółkę.
- Tak. - odpowiedział Jensen i odpisał na wiadomość od brata.
- Coś chyba wykończyłeś Gabrielę tymi naukami. - Pedro próbował nie śmiać się w głos, co mizernie mu wychodziło.
Jensen wbił wzrok w Pedro i pokręcił głową.
- Tak się składa, że jestem świetnym nauczycielem.
- Tak sobie wmawiaj.
- Gorzej niż z dziećmi. - Izzy wypomniała własne słowa. - Ciekawe, czy od września będzie można was zapisać do przedszkola.
0 notes
myslodsiewniav · 1 year
Text
Niech ten styczeń się już skończy.
xD
Mój chłop pojechał realizować swoją pasję z kuzynem. Na weekend, na 3 dni, ale właściwie dwie doby, od piątku rano go nie widziałam. 
Dziś zamarł nam kontakt około 12 - po jego stronie. Cztery godziny później zadzwonił zastając mnie podczas obiadu z przyjaciółką. Wyjaśnił, że nie dawał znać, bo trochę się u niego działo. Włamano im się do samochodu. Ukradziono jego zimową kurtkę sportową, dokumenty i plecak kuzyna wraz z zawartością.
Od 14 teren bada policja, potem specjaliści z CSI Miami xD zabezpieczali ślady na miejscu przestępstwa (cytuję “To na prawdę wygląda jak na filmach” xD), a potem do 19:30 chłopaki siedzieli na komisariacie składając dokładne zeznania.
Super.
U mnie natomiast miły, ale wyczerpujący dzień. Dobre jedzoko +f ajnie spotkanie + dużo rozmów + wypad na wystawę w muzeum + wypad na ciuchland (wróciłam z marynarką 100% wełny i fajnym wełnianym crop-topem z merino i wełny yaka, oraz z kombinezonem z reserved z zeszłego sezonu, którego zabrakło w moim rozmiarze podczas, gdy się już na zakup zdecydowałam). Wyczerpana jestem, bo dostałam miesiączkę na pełnej - przeciekałam, bolało, czułam się nabrzmiała i ogólnie słaba.  
Było gorzej po prostu. Trudny dzień na uważność na dialog z przyjaciółką i bycie aktywnym słuchaczem, na pałanie entuzjazmem z którym tak naprawdę jechałam na to spotkanie. 
Nie mam wciąż dowodu osobistego, więc nie mogłam pojechać i wrócić tanim połączeniem, którym planowałam jechać w dzisiejszą podróż.  W dodatku bilety powrotne były wyprzedane - ale tak zupełnie. Przy próbie zakupu w sieci wywalało mi jakiś błąd, w automatach też, a przy okienku okazało się, że mogę kupić bilety wyłącznie stojące, korytarzowe xD i to wyłącznie takie na stanie w 1 klasie. Za 70zł. I zapłaciłam te 70zł, bo nie miałam jak inaczej do domu wrócić. Chory kraj! 
Anyway - konduktor mnie zaprosił do stania w 1 klasie, bo na 1 klasę mam bilet. Musiałam przejść przejść pół pociągu, bo okazało się, że wagon 1 klasy jest na końcu, ale nawet nie zauważyłam, że jestem w 1 klasie, bo ludu wciąż było masę. Doszłam do końca pociągu i szukałam oznaczeń wagonu. Nie było. Więc zapytałam gościa, który tam koczował “czy to wagon pierwszej klasy?”, a on ze śmiechem - takim z absurdalności tej sytuacji - wyznał, że owszem.
Stanęłam więc sobie w korytarzu między wózkami i walizkami nie mieszczącymi się podróżnym w przedziałach i czytałam książkę. Tamten Pan z końca też wszedł z końcówki pociągu na korytarz i sobie co jakiś czas komentowaliśmy: opóżnienie, panikę ludków, tego chłopca, który przecisnął się obok nas wraz ze swoim tatem stojąc w kolejce do kibla, a który grał non stop na flecie prosty “jedzie pociąg z daleka!” xD co brzmiało jak upiorność, jak chińca tortura: kropla drążąca skałę. Do tego z najbliższego przedziału łypała na mnie Pani. Było dziwnie. Pod jej spojrzeniem czułam ocenę, ale też trudno było przeoczyć, że patrzy na mnie z zainteresowaniem. Obcinała mnie takim spojrzeniem, które kojarzę z zainteresowanymi moją drogą mężczyznami. Było to dziwne. Potem wyszła z przedziału i stała obok mnie, próbowała mi się patrzeć w ekran telefonu. To było bardzo niekomfortowe. Gdy zmieniłam miejsce w korytarzu próbując się po prostu od tej kobiety oddalić - przesunęła się za mną. Bardzo rozpaczliwie próbowała zwrócić na siebie moją uwagę. Cały czas próbowała nawiązać rozmowę. Jakby domagała się uwagi. 
W rezultacie nie odezwałam się do niej, ale dziwne uczucie - jakby mnie podrywała osoba orientacji w stronę homo lub bi. To było zaskakujące dla mnie. I krypne zarazem. Bardzo niekomfortowe. Chciałam, aby ta kobieta się odczepiła, więc przez trwającą dłuższą chwilę jej stania obok mnie, albo wszelkich westchnień, machania szyby, poprawiania włósów swojego odbicia w lustrze i mimowolnych prób odczytania mi przez ramię o czym piszę do swojego chłopaka (!!) - ignorowałam ją ostentacyjnie i to chyba dało rezultat.
A kiedy przemieszczałam się już na swojej stacji do wyjścia z wagonu Pan od heheszków nad absurdem sytuacji zapewnianej mi i jemu przez bilet na stojące miejsce w zatłoczonej 1 klasie - wręczył mi karteczkę i rzucił “do zobaczenia”. Wszytsko działo się bardzo szybko. Wysiadając obczaiłam co było na karteczce - jego (chyba) numer telefonu. 
Co za dziwny dzień! 
Karteczkę wyrzuciłam. Ale ciągle mimo to zaskakuję, że pomimo worów pod oczami i okresowej opuchlizny całego ciała, ogólnie złego samopoczucia i życia w bólu - dwie osoby się ze mną zainteresowały.... 
5 notes · View notes
thelinethatmademefree · 4 months
Text
Spinning
Budynek nie jest mi obcy ponieważ oprócz siłowni znajduję się w nim między innymi gabinet stomatologiczny którego byłam pacjentką kilka lat temu. Wjechałam na trzecie piętro windą. Podeszłam do recepcji. "Dzień dobry, ja na spinning dla poczatkujących!" Pani zeskanowała mój kod QR z aplikacji i zapytała czy mam karnet. Odrzekłam, że nie. Zapytała następnie czy wchodzę na kartę i kompletnie nie zrozumiałam o co pyta. Chodziło o MultiSport, ok. Nie wiem czemu ale miałam wrażenie, że była zdziwiona, że płacę po prostu za wstęp jednorazowy. Otrzymałam kluczyk, zapłaciłam. Szatnia damska korytarzem na lewo, sala rowerowa od recepcji na prawo. Dobra. Przebrałam się, zostawiłam telefon w szafce. Zabrałam ręczniczek i wodę. Zaczęłam się lekko pocić od samego przebywania tam. Weszłam na sale, na której niektórzy już pedałowali w najlepsze. Zdziwiłam się, bo do rozpoczęcia zajęć było jeszcze dobre osiem minut. To się chyba nazywa ambicja… albo rozgrzewka? Wybrałam rowerek drugi od wejścia. Pani obok mnie ustawiała siodełko i paski od pedałów więc… postanowiłam robić to co ona. W końcu widzę rower stacjonarny tego typu pierwszy raz na oczy. Niestety rower numer dziewięć nie chciał ze mną współpracować. Siodełko nie chciało się podnieść za żadne skarby, a czułam, że mam zbyt ugięte nogi w kolanach. Spróbowałam ustawić drugi wolny rower obok - również ani drgnął. Poddałam się. Zostawiłam je w spokoju zwyczajnie licząc na łaskę prowadzącego. Usiadłam sobie i zaczęłam pedałować, przy okazji kręcąc pokrętłem, próbując wyczaić przełożenia. Nikt absolutnie nie zwracał na mnie uwagi. Nie wiedziałam ani co ze sobą zrobić ani na co patrzeć. Nie odezwałam się też do nikogo aby poprosić o pomoc. Miałam to zrobić ale… chyba mnie lekko przytkało. Awkward. To właśnie ten nieszczęsny moment na samym początku. Sala się zapełniła i w końcu jakiś pan zaczął coś gadać. No to zaczynamy! Po jakiś pięciu, może dziesięciu minutach trener zaczął chodzić po sali sprawdzając nasze tempo i pozycję. Aż w końcu… znalazł mnie, zagubioną, w kącie. Od razu zauważył, że nie ustawiłam siodełka prawidłowo. Oznajmiłam, że jestem pierwszy raz i że nie mogłam ruszyć siodełka, a jednocześnie nie miałam pojęcia kto jest kim i nie wiedziałam do kogo podejść poprosić o pomoc i zapytać o podstawy. Pan wyraził zrozumienie i powiedział, że w takim razie powinien podejść do mnie w pierwszej kolejności oraz przeprosił. Ustawił mi siodełko, pokazał co i jak. Poprawił paseczki od pedałów. Powiedział jak trzymać ramiona, jak ustawić stopy, wyjaśnił, że pokrętło po wciśnięciu zatrzymuje rower. Podchodził do mnie bardzo często. Cały czas mnie wspierał. Motywacyjna gadka na całego! Nikt nie daje rady za pierwszym razem. Trening jest wymagający. Zrobię formę i wyrobię kondycje! Że najważniejsza jest wytrwałość i systematyczność! Że jeśli czuję, że nie daję rady utrzymać nadanego tempa, mam się absolutnie nie przejmować. Że on wydaje polecenia grupie ale nie muszę za każdym razem perfekcyjnie się do nich stosować. Wyjaśnił też jak pedałować stojąc ale cóż… to moja pięta achillesowa. Nie wydaje mi się abym złapała poprawne tempo więcej niż raz.
0 notes
lamanie-litera · 6 months
Text
24
Tumblr media
Było ich dwudziestu czterech, obok bezlistnych drzew na nabrzeżu dwadzieścia cztery czarne, ciemnobrązowe lub jasnobrązowe płaszcze, dwadzieścia cztery pary wywatowanych ramion, dwadzieścia cztery żakiety, kamizelki i tyleż par spodni z zakładkami i szerokimi nogawkami. Cienie wsunęły się do wielkiego westybulu pałacu przewodniczącego parlamentu; niedługo jednak nie będzie już parlamentu, nie będzie przewodniczącego, a za kilka lat nie będzie nawet samego gmachu parlamentu, pozostaną tylko dymiące zgliszcza.
Na razie dwadzieścia cztery filcowe kapelusze odrywają się od głów i odsłaniają dwadzieścia cztery łyse lub okolone wianuszkiem siwych włosów czaszki. Przed wejściem na scenę dłonie wymieniają uroczyste uściski. Czcigodni patrycjusze stoją w wielkim westybulu, wypowiadają zdawkowe słowa, wyrazy uszanowania; można by odnieść wrażenie, że to trochę sztywny wstęp do garden party.
Dwadzieścia cztery postacie sumiennie przebyły pierwszą partię stopni, następnie pokonały kolejne, wspinając się schodek po schodku i zatrzymując od czasu do czasu, by nie sforsować zbytnio starych serc; ściskając kurczowo dłonią mosiężną poręcz, pięły się z półprzymkniętymi oczyma, nie podziwiając ani wytwornej balustrady, ani sklepień, jakby się wdrapywały na stos niewidzialnych zeschłych liści. Poprowadzono je przez wąskie drzwiczki na prawo, tam zaś, przeszedłszy kilka kroków po ułożonej w szachownicę posadzce, dotarły po trzydziestu stopniach na drugie piętro. Nie wiem, kto prowadził pochód, i w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia, ponieważ każdy z dwudziestu czterech musiał zrobić dokładnie to samo przejść tę samą trasę, skręcić w prawo, obejść klatkę schodową; wreszcie z lewej strony ujrzeli stojące otworem wielkie podwójne drzwi i weszli do salonu.
Powiadają, że literatura pozwala na wszystko. Mógłbym więc kazać im krążyć w nieskończoność po schodach Penrose’a, nie zdołaliby już nigdy ani wejść na górę, ani zejść na dół, robiliby wciąż jedno i drugie naraz. W pewnym sensie książki rzeczywiście tak na nas oddziałują. Czas słów – zwarty lub płynny, gładki i nieprzenikalny lub zmierzwiony, gęsty, rozciągnięty, ziarnisty -petryfikuje ruchy, paraliżuje.
Éric Vuillard, Porządek dnia, tłum. Katarzyna Marczewska, Kraków 2022, ss. 6-8.
0 notes
plenumofcare · 6 months
Text
Tumblr media
Przedstawiamy fragmenty sztuki “Ona-Ona” Maliny Barcikowskiej.
Fragment 1 
CÓRKA: Wszystkie drzwi zamknięte. Każdy ma dwa ciała. Swoje i to, którym jest - z myśli innych. Można mieć też cudze wnętrze, nawet tych, którzy, jak nam się zdaje, nie żyją. Koło życia i śmierci jest niedomknięte. Jakie miejsce zajmuję w nim ja? Nie wiem tego, jeszcze nie jestem pewna. Może jestem dzieckiem, które umarło? Czy można być przejściem ze śmierci do życia? Tym chyba jest moje ciało, które umiera i kocha. Jestem dzieckiem - i nie oddałabym tego za nic na świecie. Jestem dorosła - i mam cudze ciała. Kiedy b y w a m sobą, rozpoznaję je. Jak to przetrzymać, żeby się nikomu nic nie stało? Zamknęły się wszystkie niezbędne drzwi. Zakładam, że to ma jakiś sens. Tyle już trwa. Miałam sen o krwi, to może znaczyć bardzo, bardzo dużo. Czy tożsamość można wybrać? Odpychanie. Nazywanie. Upewnianie. Granice roli. Czuję w sobie zator, a moje ciało jest niedokończoną myślą. Czasem jestem tylko do pasa, a chciałabym być cała. Nie mam imienia. Wierzę, że ktoś kiedyś powie mi, że jestem duszą świata. Nie mam imienia. Może zostanę stylową kobietą? Ubiorę miękką bieliznę, koniecznie czarną. A może moja biała bluza wystarczy mi za wszystko, a ważne problemy pokryją się z zawartością jednej książki? Obcięłam włosy. Chciała mnie znowu sadzać przed swoim lustrem, czesać w warkocz i udawać, że jej dotyk jest taki sam. Dlaczego niektórzy potrafią przylgnąć do nas i nie wiadomo właściwie, czym są i dlaczego się ich nosi? Ciążą, ciążą i nie spływają. Czy to dlatego, że byliśmy zanadto otwarci? Czy to dzięki nim zajmujemy w ogóle jakieś miejsce? Uwaga! Wiem, jak przepalić swoje ciało, jeśli zależy od cudzego spojrzenia. Jak nosić samą siebie schowaną w kulkach srebrnych kolczyków.
MATKA: To boli. To boli.
Fragment 2 
MATKA wstaje, podchodzi kilka kroków do przodu. Chwilę ssie palec i zmysłowo przeciąga nim po bliźnie na brzuchu. CÓRKA (przez ramię): Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Daję ci imię.
CÓRKA: Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Chrzczę cię.
CÓRKA: Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Biorę sobie ciebie za żonę.
CÓRKA: Mamo, mamo, dasz mi słowo?
MATKA: Język to wojna.
Fragment 3 MATKA wyjmuje z SZAFY duże futro, w którym mogą zmieścić się dwie osoby. Głaszcze je. Podchodzi M-Dziecko, dotyka futra. MATKA prowadzi jego rączkę po nakryciu. MATKA: Małe i posłuszne, ślepe i mięciutkie. (ubiera jedną część futra) Niunia, dziunia! Słodka kocica! Wilczyca! Lisica! Samica! Sprytna  i mądra. CÓRKA wchodzi w drugą część futra. Stojąc. CÓRKA (w tonie marudzenia): Mamo, mamo, ciało, czuję  t w o j e  ciało, twoje serce mnie boli, twój brzuch mnie boli, z twojego palca zszedł mi paznokieć, było lato, miałam twoje sandały, te z odkrytymi palcami, uderzyłam stopą o chodnik, musiałam potem chodzić z twoją stopą, twoim paluchem i twoim plastrem. Pod kolanem mam bliznę, po twoim wypadku na rowerze. Powiedziałaś: „kiedy byłam w twoim wieku, spadłam z roweru” i ja, teraz, mam twoją bliznę, mamo! Kiedy poszłam z nim wreszcie do łóżka, bolał mnie twój krzyż! Czy od tego mogą boleć plecy? Znowu zacięłam się w palec. Kiedy myłam naczynia, leciała mi krew, twoja krew. Nie mogę. Nie mogę zaczerpnąć oddechu, nie mogę krzyczeć, nie - mo - gę. MATKA (głaszcze córkę po twarzy): Mój cały świat, mój cały świat.
Fragment 4GŁOS Z OFFU: Słychać dźwięk bicia serca, po chwili dołącza się drugie. MATKA + CÓRKA, obie w siwych perukach, ćwiczą głębokie oddechy, wdech-wydech, oddychają w przesadny, przerysowany sposób, w czasie wydechu naciskają na przeponę i pokrzykują: MATKA + CÓRKA: Eee - chooo….., eeee - chooo….echoo, echoo, echo! echo! echo! echo! M-Dziewczyna stoi obok i zaśmiewa się. M-Dziecko: Farbuj włosy na różowo! Pracuj w niedzielę, a w tygodniu odpoczywaj! Nie jedz tatara z jajkiem, ani śledzi w śmietanie! Nie sprzątaj w sobotę!
MATKA (śmieje się śmiechem M-Dziewczyny): Echo! echo! echo!
M-Dziewczyna (głośnym szeptem do CÓRKI): Niech cię w ogóle nie będzie! Niech cię w ogóle nie będzie! Niech cię w ogóle nie będzie, nie będzie, nie będzie, będzie, będzie, będzie, e…, e…., echo. Echo. Echo.
Fragment 5  CÓRKA kuca i starannie rysuje okrąg na podłodze. MATKA: Uważam, że to obrzydliwy typ. CÓRKA: Uważam, że to obrzydliwy typ, ale mamo… (wchodzi w okrąg) Mamo! Mamo! MATKA wkłada dłoń w okrąg, nie wiadomo, czy próbuje wyciągnąć CÓRKĘ z okręgu, drażnią się. CÓRKA odskakuje, chodzi blisko jego krawędzi, matka próbuje włożyć dłoń do środka, córka obejmuje swoje ciało rękoma, odsuwa się i śmieje, ale woła MATKĘ. CÓRKA: Mamo, mamo, mamo, mamo, mamo! MATKA: Udajesz. Udajesz. Dramatyzujesz i grasz. CÓRKA: Udajesz! Udajesz! Dramatyzujesz i grasz!
0 notes
hakirzzadup · 1 year
Photo
Tumblr media
Książka fantasy (on Wattpad) https://www.wattpad.com/story/327576354-ksi%C4%85%C5%BCka-fantasy?utm_source=web&utm_medium=tumblr&utm_content=share_myworks&wp_uname=FranzBonaparte&wp_originator=mLAJbTmDJdPMuCo2euthGBUNGIx9EUJYSDtSPDQojVbdCj1sdrqauHvadFuEE%2BW24lz4%2B9euqJg4GmEbryHaMXrcaGgLXzGGPcRQ6rirQFmbxdAycMYJKXJiwjDDKeb1 Shadow nieczysty elf jest traktowany z niechęcią przez radę ze względu na jego pochodzenie. Każdej nocy widzi ten sam sen. Stół operacyjny i zakapturzone postacie stojące obok niego, jednak coś się w nim zmienia po eskorcie Erina. Okazuje się że jest inny powód nie chęci do niego. Czy się dowie? Co go czeka? Czy zaakceptuje przykrą prawdę? Odpowiedzi znajdziesz w książce.
1 note · View note
Text
Jaki baterię kuchenną do domu wybrać. Podpowiadamy
Asortyment baterii kuchennych musi być przemyślany. W dziedzinie znajduje się bardzo duży rodzaj baterii jednak to którą wybrać dla dużej liczby osób stanowi duży kłopot. Baterie zmieniły swoje oblicze dzięki przestrzeni lat zatem by wybrać jak najlepsza należy zaznajomić się z ich typami:
Kryterium doboru akumulatorów kuchennej możemy podeprzeć na funkcjach, jakie posiada lub na jej wyglądzie zewnętrznym. Trzeba jednak nie zapominać, że jest to część wyposażenia kuchenna eksploatowana dość usilnie, a do owego poddawana również odrębnym czynnikom powodującym różne tempo zużycia, jak na przykład jakość wody. Kształt, skalę, kolor, sposób sterowania i miejsce montażu - to całość musimy znać dokładnie wybierając baterię do swej kuchni. Zobacz tą stronę
Baterie naścienne i stojące
Tumblr media
Baterie naścienne przykręcone się do złączy gorącej i zimnej nawadniania wychodzących ze ściany. Popularność tego rozwikłania maleje a wytwórczość skierowana jest raczej do odbiorców którzy wymieniają baterie bez remontowania instalacji.
Baterie jedno i dwuuchwytowe
Baterie jednouchwytowe owo takie, w których zbytnio pomocą jednego uchwytu wybieramy temperaturę wody oraz rodzaj jej strumienia. Woda ustawiana jest za wsparciem ceramicznej lub plastikowej głowicy wewnątrz baterii. Dwuuchwytowe (z 2 kurkami) to tego typu gdzie znajdują się dwa pokrętła służące do mieszania wody. Każdym z nich regulujemy intensywność strumienia wody. Baterię jednouchwytową można obsługiwać wybraną ręką przez co wydaje się praktyczniejsza od dwuuchwytowej.
Ważna wylewka
Baterie kuchenne muszą być praktyczne. Służą do mycia naczyć, towarów żywnościowych, potrafią napełnić duży garnek. Powinny mieć więc potężniejszy zasięg i funkcjonalność niż baterie łazienkowe. O funkcjonalnosci akumulatorów decyduje w znacznym stopniu do niej wylewka. Wlewki dzielimy na ruchome, nieruchome, jednouchwytowe lub kilku, wysokie, sprężynowe.
Baterie bezdotykowe
Działają wówczas gdy wykryją obok obiekt. Nie wymagają obsługi dłonią. Automatycznie dozują wodę o odpowiedniej temperaturze i sile strumienia. Są nadzwyczaj oszczędne, dlatego że woda nigdy nie leje się wyjąwszy potrzeby. Mało atrakcyjne w kuchni z racji niskiej ergonomii. Doskonale sprawdzają się w łazience.
Baterie termostatyczne
Bateria termostatyczna ma dwa pokrętła. Jednym ustawiamy temperaturę wody a innym siłę strumienia. W konsekwencji do jej obsługi również wystarczy jedna ręka. Baterie termostatyczne pozwalają oszczędzać wodę, szybko ustawiamy poprawną temperaturę. Automatyczny kształt bardzo pilnuje naszej temperatury, jest niewrażliwy na wahania ciśnienia wody ciepłej oraz zimnej np. tuż przy jednoczesnym korzystaniu wraz z innej baterii w łazience.
Bateria wraz z podgrzewaczem
Ciekawym wyjściem jest również bateria z podgrzewaczem pozwalająca osiągnąć temperaturę wrzątku bez dodatkowych ustrojstw typu czajnik bądź garnek. Sprawdzi się ona w każdej kuchni, gdyż umożliwia zredukować koszty zużycia energii i nawadniania. Podgrzewacz wody oraz bateria są znakomicie do siebie przystosowane, a montaż nieskomplikowany. Dodatkowo izolacja szczędzi użytkowników przed oparzeniami. Bateria typu 2 w 1 posiada podgrzewacz wody do zabudowania pod zlewozmywakiem oraz mieszacze wody ciepłej i lodowatej po jednej stronie a zawór spośród wodą gorącą zlokalizowany z drugiej witryny.
Baterie dwufunkcyjne filtrujące wodę
Układ ogniwo i filtr pozwoli cieszyć się nieskalaną i smaczną wodą prosto z kurka. Innowacyjny system filtrujący, jak na model Vital od Franke składa się wraz z eleganckiej, kompaktowej baterii kuchennej, która wyposażona jest w współczesny kapsułkowy filtr. W niewielkiej kapsułce ukryto kilkuetapowy, zaawansowany filtr zatrzaymujący osady, rdzę, mikrocząsteczki plastiku itp. Nie pozwala się także przedostać przeszło 99, 99% wirusom i bakteriom. Dzięki temu krystalicznie zadbana woda może pozostać wypita prosto ze źródła, bez wcześniejszego zagotowania jej. Należy zapytać o to co najważniejsze, jest zdrowa i ma idealny zapach i smak.
0 notes