Tumgik
#okruchy dni
marilynpalmer · 10 months
Text
fale sejsmiczne
ziemia zadrżała
pod naciskiem krzyżówki spojrzeń
pod miękką kołdrą głosu
pod nieśmiałymi gestami ulepionymi z chaosu
myślami cofam się czasem
do tych okruchów dnia
wszywają mi uśmiech w wargi
haftem lśniącym holograficznym
lepiej mi w życiu
gdy odkurzam te momenty krótsze niż chwila
wiem że mimo wszystko
były warte urywanych oddechów
1 note · View note
wiking0 · 1 year
Text
czw., 30 mar
Właśnie jestem w drodze do domu. Jade do Rzeszowa i stamtąd do domu rodziców. W domu pewnie bede około 2 w nocy. Cirszę się, że sobie pośpie i będe mogła zakopać się w moim łózku i nigdzie nie wychodzić. Ostatnie dni były ciężkie, zresztą pisałam. Praca po raz pierwszy dała mi w kość i miałam jej dosyć. Na szczęście od następnej 14-stki wracamy na swoją linię i już będzie spokojnie i bez zbędnego spinania się. Z dobrych rzeczy z tej zmiany jest to, że pobiłam rekord napiwków - wpadło mi 200 zł + około 150 koron szwedzkich. Ladny wynik. Będzie na dwa spotkania z psychologiem i na kilka litrów paliwa :p
Troche się stresuje, że bedę musiała czekać do 3 w nocy na busa. Pokłóciłam się z mama i nie chciała po mnie przyjechać, bo stwierdziła, że to za daleko i powinnam sobie znaleźć inne połączenie. Jakby przejechanie 900+ km do małej miejscowości było takie proste to tak bym zrobiła mamo. Potem się dziwi, że nie mam ochoty do niej jeździć jak jedyne co robie u nich w domu to się kłóce i wpadam w mocno dołujacy nastrój. Trzeba trzymać kciuki, że jednak się zjawi, a ja nie spędze nocy na dworcu.
Miałam przesiadke we Wrocławiu. Lubie ten dworzec. Jest czysty, w miare spokojny i ładny. Kupiłam sobie bułke, która wcisnałam na siłę. Nadal nie mam apetytu. Jedzenie powoduje u mnie mdłości. Wczoraj i przedwczoraj się nie kontrolowałam i kupilam czekolade w sklepie na promie, bo byla sprzedaż załogowa. Miałam ją dać mamie w prezencie jak przyjade do domu, ale wyszło tak, że zjadlam ją cała. To byla taka duza czekolada 220g. Czulam się okropnie do tego stopnia, że dwa dni z rzedu musiałam brać to cholerstwo. Próbuje dalej...
🌸 Co zjadłam?
Tumblr media
🌸 Bułka codzienna z Biedronki
Tumblr media
🌸 Wafle Sonko w mlecznej czekoladzie 4 sztuki
Tumblr media Tumblr media
Na dworcu spedzilam czas z gołąbkiem, który jadł okruchy z mojej bułki 😄
Do zobaczenia 🌸
8 notes · View notes
jazumst · 2 years
Text
Jazu walczący na ziemiach odzyskanych
Żeby Was... Brak słów XD Posłuchajcie:
Nawet nie wiem od czego zacząć. Wszystko tak się przeplata, że rozum tego nie obejmie. To trzeba usiąść na spokojnie.
(Dwa dni wcześniej) U Magika był tłok. Nie spodziewałem się szybkiej interwencji, zwłaszcza, że umówiony byłem na wtorek.
(Środa) Dobrze, że wziąłem drugie spodnie, bo rower króla Nadwornego nie ma błotników i miałem całą dupę mokrą. Szkoda, że gaci drugich nie wziąłem. Kilka godzin czułem jak mi się zimno dobiera do dupy. Oby tylko nie wlazło gdzie nie trzeba. Tfu! Tfu!
//
Zadzwoniłem o 8:30 do Magika, bo się odezwać nie raczył. Okazało się, że awaria śmieszna była i Szrot od wczoraj gotowy stoi. Ja tu, kurwa mać, moknę jak kurwa na deszczu, zdrowiem ryzykuję, a on mi Szrota wymacza. Za pozwoleniem Kierowniczki i przy przychylności Księgowej, Księgowa podwiozła mnie po samochód. Po 10 minutach byłem znowu w pracy. Jakimś cudem zmieściłem rower do bagaja i już Szrotem wróciłem do domu. Łączny kość lawety, naprawy i wdzięczności względem króla Nadwornego to 239zł. Da radę. Magik kazał podłączyć aku pod prostownik, ale pan Ojciec zabarykadował garaż, więc musi wystarczyć na tydzień. Trzymajcie kciuki!
//
Po przyjściu do domu wstawiłem pranie i ojebałem kebaba. Kimnąłem godzinkę i właśnie skończyłem sprzątać w kuchni. Ogólny syf z jakim zostawili nas państwo rodzice, tak PAŃSTWO RODZIE, jest obrzydliwy. Gar gnijącej już zupy, bo przecież nikt tu z nas zup nie je, więc gotowali dla siebie wiedząc, że wyjeżdżają. Krajalnica od chleba z której tylko oni korzystają cała w okruchach. I w ogóle wszędzie okruchy. Zlew, kuchenka gazowa, blaty, stół, lodówka... Powypierdalałem wszystko w chuj. Napoczęte, gnijące, worki, gumki recepturki, jakieś sznurki, słoiki... Wszystko w pizdu do Czarnówka. Tak też do kuchni na razie lepiej nie wchodzić, bo jebie chemią, że aż dech zapiera. Domyć tłuszcz z kuchenki to nie jest reklama Cifa. Zanim to puściło to nieźle się najebałem. I gąbka do wywalenia, bo jak to w nią wlazło to szkoda gadać. Za to jest czystko aż miło. Jutro o ile chęci pozwolą biorę się za kibel i przedpokój.
//
W pracy dominują obecnie przepychanki Kierowniczka - Manekin. Czasami jest to śmieszne, czasami przerażające. Za to powiem Wam, że V2 nienawidzi kotów. I tak jak jest słodka i w ogóle, tak jak opowiadała o tych kotach to aż mi się zimno zrobiło. Demon.
//
No to tyle. Elo Mordy!
13 notes · View notes
wolcichyczas · 11 months
Text
06/01/23
Ew. Mateusza 15:21-39 
(21) I wyszedłszy stamtąd, udał się Jezus w okolice Tyru i Sydonu. (22) I oto niewiasta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała, mówiąc: Zmiłuj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Córka moja jest okrutnie dręczona przez demona. (23) On zaś nie odpowiedział jej ani słowa. I przystąpiwszy uczniowie jego, prosili go, mówiąc: Odpraw ją, gdyż woła za nami. (24) A On, odpowiadając, rzekł: Jestem posłany tylko do owiec zaginionych z domu Izraela. (25) Lecz ona przyszła, złożyła mu pokłon i rzekła: Panie, pomóż mi! (26) A On, odpowiadając, rzekł: Niedobrze jest brać chleb dzieci i rzucać szczeniętom. (27) Ona zaś rzekła: Tak, Panie, ale i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu panów ich. (28) Wtedy Jezus, odpowiadając, rzekł do niej: Niewiasto, wielka jest wiara twoja; niechaj ci się stanie, jak chcesz. I uleczona została jej córka od tej godziny. (29) A gdy Jezus stamtąd odszedł, przyszedł nad Morze Galilejskie, wszedł na górę i usiadł tam. (30) I przyszło do niego mnóstwo ludu, mając z sobą chromych, kalekich, ślepych, niemych oraz wielu innych i kładli ich u nóg jego, a On ich uzdrowił, (31) tak iż się lud zdumiewał, widząc, że niemi mówią, kalecy odzyskują zdrowie, chromi chodzą, ślepi widzą, i wielbili Boga Izraela. (32) A Jezus wezwał uczniów swoich i rzekł: Żal mi tego ludu; albowiem już trzy dni są ze mną i nie mają co jeść, a Ja nie chcę ich odprawić głodnych, aby czasem w drodze nie zasłabli. (33) I rzekli mu uczniowie: Skądże mamy wziąć na pustkowiu tyle chleba, aby nakarmić takie mnóstwo ludu? (34) A Jezus ich zapytał: Ile macie chlebów? A oni odpowiedzieli: Siedem i kilka rybek. (35) I kazał ludowi usiąść na ziemi. (36) Wziął siedem chlebów i ryby, podziękował, łamał i dawał uczniom, a uczniowie ludowi. (37) I jedli wszyscy, i najedli się, i zebrali z pozostałych okruszyn siedem pełnych koszów. (38) A tych, którzy jedli, było cztery tysiące mężów, oprócz kobiet i dzieci. (39) I rozpuścił lud, wszedł do łodzi i przybył w okolice Magadan. 
Dzisiaj czytamy opis dwóch wydarzeń. Pierwsze jest związane z podróżą Jezusa do Kanaanu. Tam czekała go interesująca wymiana zdań z kananejską kobietą. Kiedy poprosiła Jezusa żeby wyrzucił demona z jej córki, Jezus się wahał. Problemem tutaj nie była potrzeba tej kobiety, ale to czy dokonanie tego cudu byłoby związane z dokonaniem Jego misji. Misją Jezusa było zaoferowanie królestwa Bożego narodowi izraelskiemu. Właśnie dlatego powiedział swoim uczniom żeby poszli tylko do tych z narodu izraelskiego (Mat. 10:5-7). Jednak ostatecznie wytrwałość kobiety dała jej to, czego potrzebowała od Jezusa. Ważność tego leży w tym co nam to mówi o misji Jezusa. Podczas gdy ta misja była specjalnie zaadresowana, do narodu Izraelskiego, celem królestwa było zawsze dostarczenie błogosławieństwa całemu światu. Jezus nigdy nie chciał wyłączyć kobiety z tego błogosławieństwa. On zapewniał tej kobiecie okazję żeby dobrowolnie uczestniczyć w tym błogosławieństwie przez wiarę. Dzięki rozpoznaniu tego, że królestwo było w rzeczywistości żydowskie, a także dzięki wydobyciu na powierzchnię chęci tej kobiety, Jezus był w stanie poszerzyć to błogosławieństwo, które wcześniej poszerzył o lud Izraelski. To może się wydawać dla nas małą sprawą, jednak w kontekście tego co w tamtym czasie się działo, musiało istnieć porozumienie, dzięki któremu błogosławieństwo zostało zaakceptowane zanim zostało dane. To samo jest prawdą w zbawieniu. Naród Izraelski był dziedzicem Bożego programu nie według wyboru, ale według obietnicy. Drugim wydarzeniem w dzisiejszym fragmencie jest nakarmienie czterech tysięcy. Drugie nakarmienie wielu jest być może potwierdzeniem tego, że błogosławieństwo królestwa jest wciąż w rękach Izraela. 
Krok Życiowy 
Czy czujesz, że istnieje ktoś kto nie jest dobrym kandydatem na Boże błogosławieństwo? Być może jest ktoś kto czujesz, że nie zasługuje na jego miłość i troskę? Jonasz czuł się tak względem Niwijczyków. Dzisiejszy fragment daje nam wyzwanie by odrzucić taki pomysł i radować się z każdej osoby, która doświadcza Bożej cudownej łaski.
0 notes
annamboland · 2 years
Text
Okruchy z zeszłego tygodnia
Okruchy z zeszłego tygodnia
Zeszły tydzień był długi (Swoją drogą, za każdym razem połączenie słów tydzień i długi przypomina mi o książce „Długi deszczowy tydzień”.), gdzieś przy czwartku miałam wrażenie, że powinna już być sobota. Nie wiem dlaczego niektóre tygodnie ciągną się w nieskończoność, a inne zdają się trwać dwa dni. Ten trwał co najmniej dwanaście, ale przetrwałam i znowu mamy poniedziałek. Po kilku dniach…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
magazynkulinarny · 3 years
Text
Baked Alaska z domowych lodów
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Co roku na urodziny Córki szykuję tort. Tylko raz w życiu - gdy 12 lutego wypadł w Tłusty Czwartek - zamiast okazałego ciasta z kremem dostała górę pączków z cukierni. W ubiegłym roku też było nietypowo, bo spędzała urodziny u Babci w Zabrzu.
Rocznicowy tort zawsze jest oryginalny i zawsze piekę go w nocy, gdy moja latorośl już śpi. Bywało, że przygotowania kończyłam o 3 lub 4 nad ranem, ale nie miało to większego znaczenia, ekscytacja niwelowała potrzebę snu.
Rano, gdy jeszcze jest ciemno na dworze, zapalam świeczki i wchodzę do jej pokoju ze “Stoooo laaaat!” na ustach. Uwielbiam ten moment, gdy Córka otwiera oczy! To dla mnie największa radość z całej urodzinowej fety.
Tym razem nie było świeczek (chociaż kupiłam zestaw), bo nie dałoby się ich umieścić na włoskiej bezie, była za to fontanna zimnych ogni.
Baked Alaska to tort lodowy otulony przypieczoną włoską bezą, na biszkoptowym spodzie. Zawsze wydawało mi się, że to niezwykle trudny deser, ale konstatuję, że nie tyle trudny, co czasochłonny. I to też tylko wtedy, gdy zdecydujemy się sami zrobić lody. Bo jeśli kupimy gotowe, to roboty jest tyle, co nic.
Przygotowałam trzy smaki lodów, wszystkie zgodne z aktualnymi upodobaniami Córki. Pierwszy to ciastka Oreo, drugi to prażone orzechy laskowe, orzechy ziemne w karmelu i czekoladki z solonym karmelem, a trzeci czekoladowy - z gorzkiej roztopionej i tartej czekolady. Bazą dla wszystkich trzech była bita śmietana ze skondensowanym słodzonym mlekiem. Tego typu lody robię od lat. 
Miałam duszę na ramieniu, gdy o świcie ozdabiałam bezą lody, a potem je przypiekałam opalarką kuchenną. Prawie mi nie sfrunęła z tego ramienia, kiedy kroiłam i nakładałam na talerzyki słuszne porcje. Ale wróciła na swoje miejsce, gdy zobaczyłam zadowoloną minę mojej świeżo upieczonej 14-latki! Gdy zaś sama próbowałam kolejnych warstw lodów usmarowanych kremową bezą, moja dusza szczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
Drodzy Czytelnicy, jeśli planujecie w najbliższym czasie przyjęcie, albo zechcecie rozpieścić ukochaną osobę, przygotujcie Pieczoną Alaskę!
Składniki:
1 l kremówki 30% 600 g (1 1/3 puszki) skondensowanego słodzonego mleka
Warstwa Oreo 18 ciastek Oreo
Warstwa orzechowo-karmelowa 2/3 szklanki orzechów laskowych bez skórki 1/2 szklanki solonych orzechów ziemnych 1/2 szklanki cukru 5-6 Czekoladek z Nadzieniem o Smaku Słonego Karmelu (Biedronka)
Warstwa czekoladowa 1 1/2 czekolady gorzkiej min. 65% łyżka masła łyżka kakao
10 okrągłych biszkoptów (ew. samodzielnie upieczony blat biszkoptowy)
Włoska beza szklanka cukru 1/4 szklanki wody 3 białka 1/2 łyżeczki soli łyżeczka soku z cytryny
Wykonanie:
Dno i boki szklanej miski wyłożyć szczelnie folią spożywczą, pozostawiając dłuższe wystające brzegi (ułatwią wyjmowanie ciasta).
Teraz przygotować składniki do trzech warstw lodów.
Całą czekoladę połamać na kawałki i rozpuścić z łyżką masła w mikrofalówce (2 x 30 sek.) lub kąpieli wodnej. Dokładnie wymieszać, aż do całkowitego rozpuszczenia się kawałków. Resztę czekolady zetrzeć na tarce i odstawić w miseczce obok.
Ciastka Oreo rozkruszyć - częściowo na piasek, częściowo zachowując nieduże kawałki.
Orzechy laskowe podprażyć na suchej patelni i podzielić na dwie części - 2/3 zblendować na lepki piasek, a 1/3 zblendować na grube okruchy. Na patelni rozpuścić cukier, a gdy stanie się złocisty wrzucić do niego orzechy ziemne, uprzednio pozbawione nadmiaru soli na sicie, wymieszać i rozlać płasko na silikonową matę, a gdy wystygnie połamać na małe kawałeczki, zachowując cukrowy proszek. Czekoladki pokroić na kawałeczki.
Dobrze schłodzoną kremówkę ubić na sztywno w dużym naczyniu. Porcjami dodawać skondensowane mleko i delikatnie mieszać szpatułką, aż utworzą jednolitą puszystą masę.
Bazę do lodów podzielić na trzy równe porcje, przekładając do misek. Do każdej z nich przełożyć przygotowane składniki i delikatnie połączyć. Lody Oreo i orzechowe nie są skomplikowane. Z czekoladą zrobić tak: do roztopionej, przestudzonej (to ważne!) czekolady dodać kilka łyżek bitej śmietany i delikatnie połączyć. Potem jeszcze kilka łyżek i dopiero wówczas całość dodać do ubitej kremówki z mlekiem skondensowanym. Dodać tartą czekoladę, wsypać przez sitko kakao i ponownie delikatnie wymieszać. Spróbować, czy nie są zbyt wytrawne (można dodać trochę cukru pudru, jeśli ktoś lubi bardzo słodką czekoladę). Naczynie zakleić folią kuchenną i wstawić do zamrażarki, podobnie jak pozostałe.
Po 30-40 minutach wyjąć lody (powinny trochę stężeć, ale wciąż być miękkie).  Na dno przygotowanej miski wykładać warstwami lody: Oreo, orzechowe i czekoladowe. Na górze ułożyć ciasno biszkopty (lub cienki, dokrojony do kształtu miski, biszkopt). Zamknąć rogi folii, przykryć talerzem i wstawić do zamrażarki. Jeśli zostanie trochę lodów, włożyć do małego pojemnika, szczelnie zamknąć i zapomnieć o nich na dwa dni (będą na otarcie łez, gdy Alaska już zniknie).
Lody powinny tężeć min. 4-5 godzin.
Przed wyjęciem lodów z lodówki przygotować włoską bezę. Do garnka z wodą wsypać cukier. Zagotować i zmniejszyć ogień. Gotować powoli, aż cukier się rozpuści, a syrop zgęstnieje lecz wciąż będzie przezroczysty (ok. 10 minut). Wyłączyć gaz.
Białka ubić na sztywną pianę, dodając sól, a pod koniec sok z cytryny. Cały czas ubijając wlewać po trochę syropu. Po wlaniu całości miksować jeszcze chwilę, aż piana będzie lśniąca. Odstawić do lodówki.
Lody wyjąć z zamrażarki. Miskę włożyć do garnka z ciepłą (nie gorącą!) wodą i spróbować wyjąć za foliowe uszy. Gdy zaczną wychodzić, przykryć paterą miskę i ostrożnie odwrócić do góry dnem. Z kopuły lodów zdjąć miskę i folię.
Na całą powierzchnię lodów nakładać łyżką bezę, tworząc jak najwięcej pofałdowań (użyłam do tego widelca). Bezę opalić kuchenną opalarką.
Podawać.
Deser świetnie przechowuje się w zamrażarce, trzeba tylko uważać by nie zniszczyć bezowej koafiury.
13 notes · View notes
moje-niedopalki · 4 years
Text
myśli z roztopów
Zapada mrok przed świtem i drąży świat ciemność wyblakłe zasłania słońce zastępuje niebo krzykiem
Ciepłe dni zmrożone chłodem normalności w gardle okruchy chleba utykają i kłują swą powszedniością utykają i dławią tą oczywistością utykają i duszą niczym rybie ości *** W snach jej postać po sercu mnie liże, kanapka za dnia na mą duszę się gapi, otwiera paszczę - i gryzie
Otwieram oczy - zamykam na chwilę wtłaczam się w siebie i wspinam o jeden stopień wyżej
Kawa zranioną duszę koi chleb uspokaja oczywistością jednocześnie stoi ością w gardle Świt swym potencjałem wdziera się w powieki, daje nadzieję, ale i dławi. Ale niepokoi.
Chcąc nie chcąc we własnych doświadczeń żyjemy obłudzie Świat niewiele się zmienił, a ludzie w sąsiednich oknach to ci sami ludzie
30032020
1 note · View note
slazakgrzesiek · 6 years
Photo
Tumblr media
A fan-recreated scene from animated fan-production by Browntable(Maurizio Velazco) - Return to Zootopia, episode 3: Partners Here you can find a whole episode: youtu.be/nxx_n2ByZGw I don't cooperate with him - this is just my fan concept as a tribute to his work. Song "Coffee" by Ed Sheeran. Fanowsko odtworzona scena z fanowskiego filmu Browntable'a(Maurizio Murenzo) "Powrót do Zwierzogrodu" cz.3 Tutaj link do tego odcinka: youtu.be/nxx_n2ByZGw Nie współpracuję z nim - to jest fanowska koncepcja. Piosenka "Coffee" jest dziełem Eda Sheerana. A couple days ago, I was creating Polish subtitles for his two films. It turned out that another, designated person is already doing it but there is a chance that something from my work will be useful to her. Anyway, I also translated into Polish the Ed Sheeran's appearing in this episode, so as to keep rhymes and rhythmicity as much as possible. It was a very strong experience. Over the years, I've been building isolation for people to make me immune to the harm they could provide me. Like a stone boulder on your heart. I had to listen to this song many times in order to hear the words as best as I could and give the most accurately in Polish what author wanted to transmit. Each subsequent listening session of its English version blasted a boulder, then crushed the pieces, and at the end crushed any crumbs that were left after it. After finishing, I was able to only turn off the equipment and go to sleep. Below is the version translated as best as I could. Kilka dni temu tworzyłem polskie napisy do jego dwóch filmów. Okazało się że inna, wyznaczona osoba już to robi ale jest szansa że nie wszystko co zrobilem się zmarnuje i że coś z mojej pracy się jej przyda. W każdym razie, przetłumaczyłem też na język polski piosenkę Eda Sheerana występującą w tym odcinku tak, aby w miarę możliwości zachować rymy i rytmiczność. To było bardzo mocne doświadczenie. Przez lata budowałem w sobie izolację do ludzi aby uodpornić się na krzywdę jaką mogli mi zapewnić. Niczym kamienny głaz na sercu. Tą piosenkę musiałem przesłuchiwać fragmentami wielokrotnie by jak najlepiej usłyszeć słowa i jak najdokładniej oddać po polsku to co chciała ona przekazać. Każdy kolejny odsłuch jej angielskiej wersji rozsadzał ten głaz, następnie kruszył kawałki, a na końcu miażdżył jakiekolwiek okruchy jakie po nim zostały. Po zakończeniu byłem w stanie jedynie wyłączyć sprzęt i położyć się spać. Oto przetłumaczona wersja, przetłumaczona najlepiej jak umiałem: Ona jak zimna kawa o poranku po nocy z whisky, colą bez ustanku będzie powodem dreszczy bez przestrogi ona sprawi radość jak ten żart drogi: A ze mną pozostanie niech na wieki się stanie... A ze mną pozostanie niech już teraz się stanie... Powiedz czy się mylę Powiedz, czy jednak nie? Powiedz czy to tyle Co miłosna dłoń,  co da ci sen. Ty możesz mi powiedzieć Powiedz, bo przecież ty wiesz Jak kochać, też chcę wiedzieć Czy ty także tego chcesz? Zaczekaj, przecież ten poranek z kawą jak dwie porcje cukru i herbaty brać a zobacz, na zewnątrz jest wciąż chłodnawo a ja nie muszę być, chodź tu, wracaj spać. A ze mną pozostanie niech na wieki się stanie... A ze mną pozostanie Teraz... Powiedz czy się mylę Powiedz, czy jednak nie? Powiedz czy to tyle Co miłosna dłoń,  co da ci sen.
14 notes · View notes
narwana-games · 3 years
Photo
Tumblr media
Lake - trudne powroty to starych znajomości i starych miejsc
Przyjazd do miasteczka położonego nad bajecznym jeziorem w stanie Oregon nie powinien być żadną katorgą, a jednak Meredith Weiss - główna bohaterka Lake - do Providence Oaks udaje się z niezbyt wielkim entuzjazmem. Państwo Weiss wyjeżdżają na wymarzone wczasy na Florydę, a ich córka postanawia zaopiekować się domem rodzinnym i zostać pracownicą poczty w zastępstwie za ojca. Rozwożenie listów i paczek stanowi dla Meredith oderwanie od wielkiego miasta i wymagającej pracy w zawodzie programistki. Jest to swego rodzaju przygoda, która może potrwać dłużej, o ile tak zadecyduje gracz, ale równie dobrze wyjazd tam może się zakończyć rychłym powrotem do poukładanego życia z dala od rodzinnych stron.
Lake to po części symulator listonosza z dodatkiem wątków fabularnych. Meredith już pierwszego dnia sprawowania nowych obowiązków otrzymuje służbową furgonetkę, którą steruje się bardzo przyjemnie, a jazdę wzdłuż i wszerz Providence Oaks umilają wpadające w ucho utwory z gatunków country i pop (szkoda, że jest ich mało). W dni robocze mapka miasta wypełnia się punktami, które należy odwiedzić, by doręczyć przesyłkę. Twórcy, zapewne przewidując, że niektórym znudzi się przemierzanie tych samych dróg po kilkanaście razy, wprowadzili punkty szybkiej podróży. Jest to dobra opcja dla zniecierpliwionych, gdyż szybka podróż znacznie skraca czas dostarczania poczty i pozwala na sprawniejsze pchnięcie historii do przodu. Gorzej, że skraca się również ogólny czas rozgrywki.
Tumblr media
Część wizyt u mieszkańców miasteczka kończy się krótkimi spotkaniami przed drzwiami ich domów. Dlatego też Meredith ma szansę na odbudowanie relacji z dawnymi znajomymi, wykonanie paru przysług, a nawet zakochanie się. Potencjalne obiekty westchnień to Angie, właścicielka wypożyczalni filmów, gadatliwa i roztrzepana blondynka, oraz Robert - nieco wycofany drwal obawiający się o przyszłość leśnych terenów. Gra pozwala na wybory (za którymi idą odczuwalne konsekwencje), dlatego Meredith może wieść w Providence Oaks całkiem udane życie towarzyskie, ale i może zachować dystans i z nikim się nie spotykać, odliczając czas do wyjazdu. Bardzo podoba mi się możliwość pójścia jedną albo drugą ścieżką. Trzecią opcją jest połączenie obu dróg i otwarcie się jedynie na wybrane postacie drugoplanowe. Mnie na przykład mocno zainteresowała relacja Meredith z jej byłą przyjaciółką z okresu nastoletniego. I tutaj także nie trzeba podejmować żadnych konkretnych kroków, by odnawiać przyjaźń. Jest to całkowicie opcjonalne. Istnieją jeszcze takie wątki, które pogłębiają życiorys protagonistki, lecz nie są wysuwane na pierwszy plan, na przykład alkoholizm pana Weiss.
Poziom trudności... W zasadzie żadne trudności tu nie istnieją. Lake to gra bardzo łatwa do przyswojenia i podaje odbiorcy na tacy wszystko, czego będzie potrzebować. Poza tym Lake uraczy odbiorcę pięknymi, kojącymi duszę krajobrazami. Góry majaczące w tle, soczyście zielone lasy i sporawych rozmiarów tytułowe jezioro. Codzienne rozwożenie poczty jest znacznie milsze, gdy otoczenie wokół obfituje w tak urocze widoki. Miłośnicy stanu Oregon - łączmy się! Oprawa graficzna jest dość prosta, a postacie charakteryzują się komiksowymi rysami twarzy, ale całość jest przyjemna dla oka, no i te kolorki - miód i malina.
Tumblr media
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, byłyby to głównie "głupotki" fabularne, na które nie sposób nie zwrócić uwagi. Może to kwestia czasu, w jakim toczy się akcja gry (rok 1986), ale jakoś nie wyobrażam sobie, żeby kompletnie nieprzygotowana do zawodu osoba mogła go wykonywać w zastępstwie, nawet jeśli to "tylko" doręczanie poczty. Dziwiło mnie, że Meredith na każdym kroku wydawała się zaskoczona zmianami, mieszkańcami miasteczka, a w dodatku ominęły ją bardzo ważne i trudne wydarzenia. Skoro utrzymywała dobre kontakty z rodzicami, dlaczego nie informowali jej oni o tym, co dzieje się w Providence Oaks? Czy Meredith przez ponad 20 lat nie odwiedziła rodziców w swoich rodzinnych stronach? Myślę, że próbowano tę sytuację usprawiedliwić problemem alkoholowym jej ojca, choć nie wybrzmiało to wprost. Jednak słuchając rozmów telefonicznych, wiele osób powiedziałoby, że córka ma z rodzicami raczej ciepłe stosunki i pomimo dojrzałego wieku liczy się z ich zdaniem. Nie wierzę, że Meredith w przeciągu dwóch dekad nie wpadła do domu choćby na weekend, za to nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki, postanawia wyjechać tam na dwa tygodnie i poświęcić urlop na realizowanie się jako listonoszka.
W temacie rozgrywki i grafiki zanotowałam kilka rzeczy wymagających dopracowania. Myślę, że postać Meredith mogłaby poruszać się nieco szybciej - jej zwykły chód jest bardzo powolny, a chód pod klawiszem Shift - po prostu powolny. To ślimacze tempo nie zachęca do przespacerowania się po Providence Oaks. Inna sprawa - dlaczego twórcy nie wykonali animacji wsiadania i wysiadania z pojazdu? Zamiast tego każda taka akcja jest dla gracza niewidoczna, bo bohaterka teleportuje się zza kierownicy do pozycji stojącej poza samochodem, a obraz się wówczas przyciemnia. Zastrzeżenia może wzbudzić brak przywiązania do detali, które ożywiłyby nieco otoczenie. Na przykład w przydrożnym bistro goście zawsze siedzą przy stolikach jak kukły, a na blatach stoją jedynie filiżanki z kawą. O ile naturalniej by to wyglądało, gdyby pojawiały się tam talerze z jedzeniem, a postacie podnosiłyby sztućce do ust. Kiedy główna bohaterka zamówiła tam posiłek, wiecie, co zrobiono, żeby przewinąć całą sekwencję z kosztowaniem go? Stało się to samo co w przypadku wsiadania i wysiadania z furgonetki - ekran się zaciemnił i nastąpił przeskok w czasie do momentu, gdy Meredith mówi, jak bardzo jej wszystko smakowało.
Tumblr media
Czymś, co mocno wpłynęło na moją ocenę tej gry, jest świetny voice acting. Przysłuchując się dialogom, przeszło mi przez myśl, że równie dobrze na ekranie mógłby się wyświetlać jakiś obyczajowy serial (prawie, bo jednak postacie w Lake są lekko przerysowane i często zachowują się specyficznie). To jest niesamowita moc głosu ludzkiego - jakoś tak podskórnie jestem przekonana, że gdyby nie on, to Lake nie utrzymałby na długo mojej uwagi. Świetnie, że twórcy mniejszych gier coraz częściej stawiają na dobre aktorstwo głosowe. Zerknęłam na obsadę Lake na stronie IMDb i nazwiska znajdujące się na liście absolutnie nic mi nie mówiły. Jednak krótki research wystarczył, aby dowiedzieć się, że część z tych osób rzeczywiście profesjonalnie zajmuje się dubbingiem i pracuje na co dzień głosem.
Lake opowiada historię, która nie zmieni niczyjego życia, ale z pewnością umili ze dwa, trzy wieczory. To ciepła obyczajowa historia pełna zwyczajnych rozmów, zwyczajnych problemów. Bez szalonych zwrotów akcji oraz wielkich i poruszających zaskoczeń. Takie okruchy życia przeniesione do gry. Przyjemnie spędziłam czas przy tym tytule - na tyle przyjemnie, że z chęcią rozegrałam wszystkie trzy dostępne zakończenia.
Tumblr media
Do następnego!
0 notes
rainycigarettes · 3 years
Text
Chciałabym ci powiedzieć
Że tyle, ile jest gwiazd ma niebie
Dni tyle i więcej
Będę przy tobie
Codziennie
Na dobre i na złe
Bo nie chcesz nikogo
Kto pójdzie swą drogą
Gdy już nie będzie tak kolorowo
Zostanę na wieki
Jeśli ty będziesz chciała
Przechować w swym sercu
Okruchy miłości
I zebrać te resztki
Co ze mnie zostały
Poskładać mnie w całość
I nie odchodzić
0 notes
peerless-soshi · 6 years
Text
Tytuł: Walc zapomniany Fandom: Gwiezdne Wojny Postacie: Rey/Kylo Ren Gatunek: Romans (chyba mniej romantyczny niż wstępnie zamierzałam?) Słowa: 8,544 Streszczenie: [Anastazja!AU] Czas płynie, melodia walca przygrywa w jej sercu za każdym razem, gdy mężczyzna w czerni opowiada o minionych czasach. Najlepsze życzenia dla @shewhodoesnotexist! Link: AO3, FFN A/N: Nagroda najgorszego przyjaciela wędruje do mnie. Jestem po czasie i jest mi wstyd. Przepraszam. Początkowo zamierzałam napisać opowiadane w pełni inspirowane Anastazją, ale wyszła z tego mieszanina Anastazji, Gwiezdnych Wojen i mojej własnej inwencji twórczej. Mam nadzieje, że mimo to Ci się spodoba. Wszystkiego najlepszego :*  
Rey zadrżała, gdy nienaturalnie gorący podmuch wiatru smagnął odkrytą skórę jej ramion. Skrzyżowała ręce na piersi i bezwiednie wbiła paznokcie w łokieć, opierając się dreszczom spływającym na nią w gorący dzień i najpewniej zostawiając półksiężycowe ślady na skórze.
Zawieszone wysoko nad jej głową słońce zsyłało na ziemię palące fale, przez które Rey oddychała z trudem, a wiatr dął i rozwiewał na boki złociste ziarenka pustyni. Żłobione w piachu wzory układały się w stosy lub pozostawały gładkimi pręgami; niektóre linie były idealnie proste, inne zwijały się i zbijały w nietrwałych ornamentach, ginąc przy kolejnym podmuchu. Rey pozwoliła sobie zamknąć oczy, bo malujący się przed nią obraz zdążył zapisać się w jej pamięci po stokroć: nic nie było stałe, okruchy wirowały i tańczyły w takt nucony przez porywy wiatru. Olbrzymia sala balowa. Pośród tej pustynnej maskarady stała mała dziewczynka, przyobleczona w tumany pisakowej burzy jak w suknię do tańca. Jej nogi trzęsły się, włosy targał wiatr, ale ona zrobiła krok, później drugi, lekko chwiejący się i pięknie płynny, ustawiła ręce w ramę i zakręciła się do melodii słyszanej tylko sobie. Dla Rey wszystko było krystalicznie wyraźnie, mogła niemal dostrzec promienie tamtego słońca, w których odbijały się cienie kurzu…
Wciągnęła powietrze, aż piasek zapiekł ją głęboko wewnątrz gardła, po czym przełknęła ślinę, by pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. Kiedy w kąciku jej oka zakręciła się łza, Rey pomyślała, że jej wzrok zmęczył się pustynnym wiatrem i ku swojej satysfakcji prawie w to uwierzyła.
Dziewczynka tańcząca samotnie pośrodku pustyni była pierwszym wspomnieniem, jakie Rey potrafiła przywołać z przepastnych odmętów pamięci. Wcześniej istniała tylko biała strona, jakby taniec ustalił nieprzekraczalną granicę, od której rozpoczęło się jej życie. Nieodwracalny początek i pierwszy rozdział, w którym Rey przystępuje do pisania historii. A jednak wiedziała ona też, że przed każdą opowieścią stoi prolog, że coś musiało doprowadzić dziecko do serca piaskowej burzy, z której po dziś dzień się nie wydostała.
- Kim ja jestem? – wyszeptała do siebie, a wiatr tylko ją zagłuszył.  
Nie ciekawość dni, które dawno minęły, ale bolesna świadomość chwil, które siłą jej wydarto i pytań, na które nie dane jej było odpowiedzieć, kierowały Rey w miejsce na pustkowiu, gdzie obudziła się zupełnie sama przed dziesięcioma laty.
Wiatr znów narysował na piasku kontur płytek parkietu, ale nie dopisał do nich odpowiedzi.
*
Kylo Ren podróżował się przez spadziste wzniesienia Królestwa Jakku, niekończącej się pustyni zatracenia, lecz miał wrażenie, jakby przebijał się przez cierniste ściany pogrążonego w śnie zamku, niematerialnego i przez to odpornego na jego miecz. Na drodze nie napotkał żywej duszy, krajobraz nieodmiennie sprowadzał się tylko niego i pustego horyzontu, towarzyszącego mu na każdym kroku. Koń co chwila grzązł w piasku i rżał rozpaczliwie, wzbraniając się przed dalszą podróżą, a wzmagający się z godziny na godzinę wiatr piekł Kylo Rena w oczy i ograniczał widoczność. Rycerz nie mógł nic na to poradzić, co podsycało krzyczącą coraz głośniej w jego piersi irytację.
Wyprostował się w siodle. Nie pokonały go iglice płomieni walącej się świątyni Jedi, więc jego duma nie mogła ugiąć się też przed nędzną wichurą nękającą Jakku.
Nieoczekiwanie z gęstych tumanów kurzu wyłonił się zarys ludzkiej sylwetki. Kylo Ren pociągnął za lejce, zmuszając konia do zwolnienia galopu i wytężył wzrok. Próbował dostrzec coś ponad oślepiającą białością słońca. W sercu pustyni mogło roić się od fatamorganicznych zjaw, czyhających na tracących czujność wędrowców i prowadzących po nitce iluzorycznych marzeń na śmierć z pragnienia czy gorąca. Kylo Ren nie pozwoliłby się zaskoczyć. Jedną dłoń otuloną aksamitną czernią rękawiczki trzymał pewnie na uprzęży, drugą poszukiwał już skrytego pod fałdami podróżnego płaszcza miecza. Postać zbliżała się.
Zgodnie z jego oczekiwaniami, po chwili na tle piasków preludium do burzy ukazała się młoda dziewczyna w bieli. Kylo Ren zamrugał. Daleko jej było do pustynnej mary - ładną twarz miała ponaznaczaną plamami, które zapewne pozostawiło tam słońce, policzki zaróżowiły się, zaś cera zdawała się wysuszona przez pocałunki gorącego powietrza. Z potem spływającym po czole i pasmami brązowych loków klejącymi się do twarzy dziewczyna trwała wpatrzona w odległą smugę widnokręgu. Wyglądała tak, jakby wiatr wokół niej przycichł, pozostawiając tylko lekkie powiewy bawiące się jej sukienką. Będąc świadom zagrożenia i równocześnie bardziej zafascynowany tym niecodziennym widokiem, niż zezwalał rozsądek wojownika, Kylo Ren podjechał bliżej.
- Ty! – zawołał, starając się przekrzyczeć wiatr. Dziewczyna musiała go zauważyć, jednak nie zareagowała. – Gdzie znajdę pana i zarządcę tutejszych ziem?
Nieznajoma była drobna i niemalże ginęła w szerokiej, nieco przetartej sukni, która odsłaniała zarys zaprawionego wysiłkiem fizycznym jak i chudego z niedożywienia ciała. Kylo Ren górowałby nad nią nawet stojąc, a teraz, kiedy siedział na koniu, różnica wzrostu powinna zdawać się większa niż między ptakiem szybującym ponad chmurami i kamykiem ścielącym ziemię pod jego skrzydłami. Kylo Ren wiedział o tym, ale kiedy dziewczyna podniosła głowę i przyłożyła dłoń do czoła, chroniąc oczy przed południowym blaskiem, udało jej się spojrzeć na niego z góry.
- Czego od nas chcesz? – warknęła.
Nagle straciła na tajemniczości. Kylo Ren skrzywił się, zaskoczony jej bezpośredniością.
- Powody nie mają znaczenia. Zapytałem cię o drogę, dziewczyno, nie o opinię na temat mojej obecności. Mów gdzie jest Unkar Plutt.
Dziewczyna uniosła podbródek wyżej i odgarnęła włosy do tyłu. Kształt jej odrysowanego na ziemi cienia podrygiwał, powtarzające te same ruchy. Kylo Ren pomyślał, że nawet ten cień zdawał się być dłuższy niż jego własny, rysujący się teraz jako krótki i bezkształtny.  
- Obcy zawsze sprowadzają na nas kłopoty – nieznajoma wyjaśniła, odwracając od niego wzrok. - Świetnie radzimy sobie sami, więc powiedz czego od nas chcesz albo wracaj tam, skąd przyszedłeś.
Kylo Ren zapragnął wyjąć miecz i gładząc ostrzem po jej gardle zapytać, jak śmiała zwracać się podobnie do najwyższego rycerza, wysłannika władcy tego królestwa. Słowa już kleiły mu się do ust, zaschły na języku, ale zamiast tego stwierdził:
- Masz nieufną duszę, prawda? Widzę to w twoich oczach. Co za furia… minęło trochę czasu, odkąd mogłem ją obserwować. Tylko ktoś, kto zrozumiał strach, ma siłę desperacko walczyć o to, by go nie doznać.
Choć starała się nie dać tego po sobie poznać, Kylo Ren zauważył, że warga dziewczyny ledwie dostrzegalnie drgnęła.
- Bzdura. Nie boję się obcych. Po prostu ich nie lubię i nie mam z nich pożytku. Wtykacie nos w nieswoje sprawy, przeszkadzając nam.
Przez chwilę mierzył ją wzrokiem, każdą smukłą kończynę, każdy naznaczony napięciem i czujnością ruch. Zniszczone ubóstwem ciało, które zachowało energiczność, zmęczoną twarz, oczy patrzące wyzywająco ponad zdobiącymi policzki śladami kurzu, błyszczące jak iskry tlącej się pożogi, gotowe rozpalić następny płomień. Zdjął dłoń z rękojeści miecza i chwycił za lejce.
- Wracaj do swojej wioski, dziewczyno. Jesteś za słaba nawet na to, by zmierzyć się z burzą piaskową, a w porównaniu ze mną jesteś nikim.
Odjechał, nie odwracając się i nie widząc jej reakcji.
Kylo Ren, pierwszy rycerz nowego Zakonu Najwyższego Porządku, karał z najwyższą surowością bezczelność, ciął swym mieczem na wskroś usta wypełnione sprzeciwami i serca wybijające myśli o niesubordynacji. Lecz gdyby mężczyzna miał za coś nagrodzić, poza siłą wybrałby jedynie odwagę. Nie sposób było sięgnąć po szczyt, jeśli wcześniej nie przezwyciężyło się leku przed upadkiem w przepaść.
Galopując w stronę wyłaniającego się zza kurtyny roziskrzonego powietrza miasteczka, Kylo Ren potrafił myśleć tylko o tym, jak wysoko dziewczyna mogłaby sięgnąć, jeżeli wcześniej nie spadnie. Równocześnie pragnął stłumić płomień dumy palącej się wbrew słabości i sprawdzić, jak jasno ów ogień mógłby zapłonąć.
*
Przestronna komnata, w której lord Unkar Plutt oficjalnie podejmował gości, w oczach Kylo Rena stawała się ledwie brudną i zakurzoną izbą dla służby. Kiedy główny zarządca pustyń Jakku zaproponował mu z dzwoniącym w głosie entuzjazmem wykonany na wzór małego tronu fotel, Kylo Ren dostrzegł zalegające na podłokietniku warstwy starego kurzu i szorstko odmówił, nie wyjaśniając przyczyn swojego obrzydzenia. Teraz stał oparty plecami się o ścianę – zapewne niewiele czystszą niż fotel – i rozwodził się nad powodami swojej niezapowiedzianej wizyty. Nie uważał się za najlepszego mówcę i kiedy tylko mógł, zostawiał przemowy w rękach Huxa, jednego z wysoko postawionych generałów. Był jednak świadom, że przyodzianie w odpowiednie słowa opisu sytuacji panującej w królestwie zadecyduje o wierności lordów i tym, jakie wyobrażenie o rządach Snoke’a zagości w ich umysłach. Jeśli przywódca powierzył równie odpowiedzialne zadanie akurat jemu, Kylo Ren nie zamierzał zawieść pokładanych w nim oczekiwań. Unkar Plutt nie przerywał, spijając każde słowo z jego ust. Mężczyzna na wpół leżał na poduszce dostawionej do niskiego stołu, opierając łokcie o blat i chowając głowę między ramionami jak kuląca się larwa.
- To dla mnie zaszczyt gościć wysłannika samego króla Snoke’a… - wydyszał po raz kolejny.
- Nie króla, lecz przywódcę – Kylo Ren sprostował krótko.
Unkar zaczerwienił się i odchrząknął, co przywodziło na myśl dźwięk beknięcia.
- Tak, tak! Wybacz mi!
Kylo Ren wszedł mu w słowo, nim Unkar Plutt miał szansę zalać go kolejną falą nieistotnej paplaniny.
- Radzę ci zapamiętać, że Najwyższy Porządek nie przepada za tak przestarzałymi określeniami. Stanowimy nowy początek. Król, dworzanie… wszystko to należy do mauzoleum symboli przeszłości, która została obalona dawno temu. Powoływanie się na nią jest teraz pozbawione sensu. Wprowadzamy wraz z przywódcą Snoke’iem rządy, w których nie będzie liczyć się czystość królewskiej krwi. Każdy może sprawować władzę wraz z Najwyższym Porządkiem, jeśli tylko wykaże odpowiednie chęci, talent oraz oddanie sprawie.
- Jak najbardziej – Unkar Plutt zgodził się, z zapałem machając głową.
Kylo Ren odwrócił się i umknął w kąt komnaty. Postanowił nie siadać do stołu, nie tylko za sprawą pustynnych specjałów ze skorpionów, których widok przyprawiał go o mdłości, lecz również dlatego, że nie chciał dzielić miejsca z człowiekiem pokroju zarządcy Jakku. Unkar nie spuszczał z niego oczu, umizgiwał się jak pies liżący rękę, by dostać ochłap z kolacji, posyłał raz za razem nasączone nieszczerością uśmiechy i opowiadał o Jakku tak, jakby jałowa ziemia nieskończonej suszy była najcudowniejszą krainą, którą Kylo Ren kiedykolwiek ujrzał. Obserwując go, rycerz Snoke’a wierzył tylko w ostatnie słowa; Unkar Plutt czuł się równy królom, gdyż rządził żelazną ręką nad nicością i widział w karłowatych budynkach z zabrudzonymi ścianami, murach kruszących się pod naporem wiatru i pałacu, drażniącym nos Kylo Rena zapachem duchoty i stęchlizny, godnego konkurenta dla stolicy królestwa. Kylo Ren nie po raz pierwszy zatęsknił za wysokimi aż do chmur i wąskimi niczym świece wieżami, upodobniającymi główne miasto do naturalnych rozmiarów szachownicy pełnej czarno-białych figur.
- Zaistniał jednak pewien problem, którego Najwyższy Porządek nie przewidział. System, który przed chwilą opisałem, nie wejdzie w pełni w życie, jeśli tak wielu ludzi będzie się buntować – Kylo Ren powrócił do przerwanego tematu.
- Ktoś nie zgadza się z kró… dowódcą Snoke’iem? Pozbyć się go! Natychmiast! – parsknął Unkar od razu.
- To nie takie proste.
Kylo Ren był zmęczony. Gardził głupcami i chociaż wysłanie go do pomniejszych królestw Imperium i przedstawienie planów udowodniło, że Snoke ufał Kylo Renowi bardziej niż innym, konieczność powtarzania detali tym, którzy ich nie rozumieli bądź których to nie obchodziło była męcząca.
Znowu oparł się o nagrzaną ścianę. W nowym miejscu pojedyncze promienie zachodzącego słońca, które przemykały przez szpary niedokładnie zaciągniętych kotar, padały na część jego twarz. Połowa skąpała się w czerwieniącym się blasku i odcieniu złota, druga ginęła w cieniu tak gęstym, że Unkar Plutt ledwo mógł zobaczyć łypiące na niego oko.
- Początkowo ludzie byli zgodni w kwestii rewolucji. Każdy wiedział, że Zakon Jedi popełnił za dużo błędów i nie można było pozwolić, by przez dawne sentymenty robili, co tylko chcieli. Jedi umarli.
Unkar otworzył usta, żeby znowu przytaknąć, ale sposób, w jaki Kylo Ren wysyczał przez zęby ostatnie zdanie sprawił, że powstrzymał się.  
- Ludzie chcą zmiany dla samej zmiany. Dla inności. Nie myślą o przyszłości i tym, co możemy osiągnąć. Oni oczekują po nas tych samych błędów! – rycerz zagrzmiał.
Porównywali Najwyższy Porządek z Zakonem Jedi. Z ich poprzednikami. Z gorszymi tworami, z tymi, co umarli i przeminęli. Odkąd tylko sięgnął pamięcią, Kylo Ren był stawiany obok kogoś większego i oceniany dopiero skrywszy się w jego cieniu. Dlatego też pomysł Snoke’a , choć wydawał się być skazą odciśniętą na dumie Kylo Rena, był też lepszy niż granie roli zastępstwa dla legendy.
- Nie możecie publicznie stracić rebeliantów? Nic nie przemawia do prostych ludzi lepiej niż pokazowa egzekucja – dopytywał się Unkar Plutt.
- Zmusimy ich jedynie do tego, by zeszli do podziemi i ukrywali swoje zamiary. A my nie chcemy, by się nie sprzeciwiali, lecz by zaoferowali Najwyższemu Porządkowi wsparcie. Dlatego właśnie tutaj jestem. Oczekuję pomocy.
Unkar Plutt, już wcześniej trzymający się krawędzi stołu zbyt kurczowo, wzdrygnął się i przewrócił stojący nieopodal jego ręki kieliszek z winem. Czerwony płyn rozbłysnął na białym obrusie i zaczął skapywać cienką strużką na ziemię, ale mężczyzna wydawał się tego nie dostrzegać. Patrzył tylko na Kylo Rena coraz bardziej rozszerzającymi się oczami.
- Co mogę dla ciebie zrobić, o panie?
- Szukamy Zaginionej Księżniczki.
Unkar otworzył usta szerzej ze zdumienia, aż można było zliczyć wszystkie bruzdy na jego pulchnym języku. Ten jeden raz Kylo Ren musiał mu wybaczyć, choć nie przychodziło to łatwo – historia o ostatniej księżniczce, która ponoć uniknęła śmierci w oceanie płomieni pożerających życie wszystkich przedstawicieli rodu Skywalkerów, stała się romantyczną legendą, równie piękną co nieprawdziwą.
- Nie chodzi tutaj oczywiście o rzeczywistą księżniczkę – Kylo Ren wyjaśnił. – Nie wierzymy w bajki. Wiemy, że wszyscy członkowie rodu Skywalkerów zgięli. Przywódca ma jednak zamiar przedstawić na dworze dziewczynę zbliżoną do niej wiekiem, która zagra dla nas rolę Zaginionej Księżniczki. Od zarządców uprzywilejowanych królestw oczekujemy tylko bezwzględnego poparcia.
- Masz moje poparcie bez względu na to, jaka będzie wasza decyzja, jednakże… - Unkar zastanowił się. – Jak masz zamiar przekonać ludzi, że udało ci się odnaleźć księżniczkę? Przecież nikt nie uwierzy w to bez dowodów.
- Nie musisz się tym przejmować – odpowiedział ostro. – Dysponujemy czymś, co przekona nawet nieprzekonanych.
- W takim razie wszystko ustalone. – Unkar klasnął z werwą wielkimi dłońmi, wydając przy tym głuche plaśnięcie, jakby uderzyły o siebie dwie ryby. – Czy wybraliście już dziewczynę?
„Nie” kręciło się na czubku języka Kylo Rena. Plan obsadzenia na tronie uzurpatorki był tylko pomysłem, który wraz z przywódcą Snoke’iem powoli ozdabiali szczegółami. Nie zdecydowali, kim miałaby być dziewczyna w jedwabnych sukniach i sięgających pasa koralach z pereł, powtarzająca słodkim głosem ich własne słowa. Ale wyjaśnienia uwięzły Kylo Renowi w gardle, język zawiązał się w suchy supeł, a w głowie pojawił się zamglony obraz dziewczyny w bieli, wyłaniającej się z piaskowej mgły jak zapowiedź tajemnicy.
Miała jej oczy. Oczy takie jak kiedyś ona.
- Wszystko w porządku, mój panie? – Unkar zapytał, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do niego.
- Wszystko w jak najlepszym porządku – Kylo Ren odwarknął. Po chwili dodał bez cienia zmieszania: – Powiedz, dziś w drodze do zamku natknąłem się na dziewczynę. Stała na skraju pustyni, przyglądając się horyzontowi. Wyglądała tak, jakby czegoś wypatrywała. Znasz ją?
Unkar zastanowił się.
- Masz szczęście, panie, bo ta dziewczyna pracuje dla mnie.
- Na pewno? – Kylo Ren ożywił się.
- Ta… - odparł, wzruszając ramionami. – To Rey, miejscowa wariatka. Zajmuje się dla mnie wydobywaniem z zasypanych zamków kamieni szlachetnych. Jest w tym dość dobra, by ją utrzymywać, ale poza tym to dziwaczka. Ciągle jej się wydaje, że przyjdzie po nią rodzina.
- Rozumiem.
Kylo Ren podrapał się po brodzie i zanurkował w planach, jakie rysowały przed nim nowe informacje. Dziewczyna miała marzenie. Co za interesujący zbieg okoliczności. Zupełnie tak, jakby samo przeznaczenie postawiło mu ją na drodze.
- Zaprowadź mnie do niej.
*
Rey ze snu wyrwały kroki rozlegające w głębi korytarza i zduszone zawodzenie drewnianej podłogi. Gwałtownie usiadła na łóżku. Nie wiedziała, która może być godzina, ale służąca jej za sypialnię izba nadal nakryta była ciepłą perzyną półmroku, a w osłonięte kawałkiem szmaty okno nie pukały promienie słoneczne. Zaskoczona Rey przetarła żwawo oczy, strząsając z rzęs ostatnie ziarna snu.
W głowie kręciło jej się od tańca, do którego nie mogła zostać poproszona. Sen zdawał się bliski, realny; trzymał ją w swych objęciach i szeptał na ucho opisy migoczących niczym gwiazdy płomyków świec, które w wirze tańca zmieniały się w niewyraźną smugę zakreślającą wokół niej jasny krąg i zamazującą pozłacane ramy okien, kolorowe suknie, białe obrusy. W tym śnie Rey nie tańczyła w parze z piaskiem, ale stukała obcasami w parkiet najprawdziwszej sali balowej, czując w całym ciele podrygiwania muzyki granej na fortepianach i skrzypcach, fletach, dzwonkach. Wdychała zapach świeżo zerwanych róż i śmiała się tak melodyjnie jak trójkąt. Ponad jej głową kołysał się nieznacznie olbrzymi żyrandol, mieniący się blaskiem tysiąca fragmentów kryształów, przez które światło przepływało i opadało w kawałkach na ramiona Rey i mężczyzny, z którym tańczyła walca…
Pokręciła głową, rozpraszając mgłę kłębiących jej się w głowie myśli i skupiając się na świecie przed oczami. Co za niedorzeczność! Mogła marzyć o miejscu, w który nie była już niewolnicą Unkar Plutta, ale nigdy nie śniła o tym równie otwarcie. Może powinna zaprzestać wędrówek na pustynię…
Ponownie usłyszała tupnięcie przed drzwiami, po których rozległo się przerywane pukanie. Serce Rey zakołatało w odpowiedzi. Naciągnęła pościel pod brodę i ścisnęła brzegi materiału.
- Kto tam?
Nieznajomy nacisnął klamkę bez słowa. W pałacu Unkar Plutta Rey nie mogła pozwolić sobie na zasuwę i chociaż drzwi opadły nieco, przez co otwierało się je z trudem, wiedziała, że wystarczyło mocniejsze szarpnięcie, by stanęły otworem.
Syknęła głośno przez zęby.
- Kto tam?!
Na ścianie za jej plecami odbił się prostokąt światła rzucanego przez lampy ustawione rzędem w korytarzu. Rey zmrużyła oczy, oślepiona. Zza kurtyny świeżego blasku mogła ocenić, że mężczyzna, który wszedł do jej pokoju, był wysoki i postawny. Nosił na sobie czarną zbroję, ręce skrył w równie ciemnych rękawicach. Na deskach skrzypnęły podróżne buty. Mężczyzna okrył ramiona peleryną, która sunęła po podłodze przy każdym jego kroku. Rey trudniej było zobaczyć rysy twarzy, ale zwróciła uwagę na czarne włosy rozrzucone w nieładzie.
Nieznajomy wzdrygnął się na jej widok, ale nie wycofał się.
- Och – szepnął ze zdziwieniem, nie wstydem. - Panna Rey, jak mniemam? Nie przypuszczałem, że udałaś się na spoczynek tak wcześnie.
- Wstaję wraz ze słońcem i kładę się spać, kiedy jego miejsce zajmuje księżyc – Rey odpowiedziała, odrzucając kołdrę i wyskakując z łóżka. Pod spodem miała tę samą sukienkę, którą nosiła na pustyni. – Kim jesteś i co robisz w moim pokoju?
Mężczyzna mógł ją ignorować lub kpić z niej. Rey nie była w stanie niczego wyczytać z kamiennego wyrazu twarzy. Po chwili zgiął się w pół, pozwalając pelerynie opaść niżej, i złożył przed Rey ukłon.
- Nazywają mnie Kylo Renem. Przybywam z rozkazu Najwyższego Porządku, by prosić cię o przysługę, Rey.
Zamrugała, gdy umysł starał się przetłumaczyć dla niej następujące po sobie wydarzenia. Dziwny mężczyzna. W jej sypialni. Kłaniał się. Jakby czytała książkę, w której zabrakło kilku stron. Jej wzrok powędrował ku stolikowi nocnemu, gdzie stała rzadko używana lampa oliwna. Rey przez chwilę zastanawiała się, jak dużą siłę byłaby w stanie wykrzesać ze zmęczonych ramion, gdyby w razie potrzeby przyszło jej roztrzaskać szkło na głowie nieznajomego. Nie chcąc ryzykować, zrobiła kilka kroków do tyłu, by w chwili zagrożenia znajdować się na wyciągnięcie ręki od broni.
Mężczyzna nie sprawiał jednak wrażenia kogoś, kto żywił wobec niej wrogie zamiary. Co prawda wtargnął bez zapowiedzi do jej pokoju, ale teraz stał w miejscu, milcząc i wodząc za nią wzrokiem. Wydał się Rey zmęczony po podróży – kiedy jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności przeplatanej wiązkami światła, dostrzegła ciemne kręgi pod jego oczami i pasma włosów w jednych miejscach sterczące, gdzie indziej przyklapnięte. Nie uśmiechał się do Rey i dziewczyna była za to wdzięczna, bo gdyby teraz zaczął się wdzięczyć, na pewno wykorzystałaby plan z lampą.
- Bardzo chciałbym poczekać na to, aż chwila na rozmowę będzie odpowiedniejsza, jednak planowałem ruszyć w dalszą drogę już jutrzejszego ranka. Jak widzisz, nie mamy wiele czasu – powiedział mężczyzna, który przedstawił się jako Kylo Ren. -  Oczekuję zatem, że przemyślisz moją propozycję do wschodu słońca, który tak wiernie cię budzi, panno Rey.
Nie wiedziała czemu, lecz przed oczami znowu mignęła jej scena tanecznej maskarady, tulących się w takt muzyki par i samej Rey, prowadzonej przez mężczyznę, którego twarzy nie była w stanie zobaczyć. Nieznajomy tancerz powinien odejść w zapomnienie wraz z resztkami snu, nie nękać ją teraz. Jednakże tylko dlatego, że nogi wciąż drżały jej od nieistniejących pantofli, a w głowie się kręciło, Rey pozwoliła mówić Kylo Renowi.
- Wiem już, jak się nazywasz, ale nadal nie dowiedziałam się, kim jesteś. I jak śmiałeś wejść tutaj w środku nocy, kiedy ja spałam!?
- Jak powiedziałem wcześniej, nie sądziłem, że zastanę cię w takim stanie. Poza tym czas mnie nagli. W imieniu Najwyższego Porządku proszę cię, panno Rey, byś zgodziła się udać wraz ze mną do stolicy. Chyba, że twoja niechęć względem obcych miejsc jest równie wielka jak wobec obcych podróżników?
Twarz Rey pobladła, upodobniając się do rozrzuconej nieopodal pościeli. Wcześniej wydawał jej się wyniosłym cieniem nakładającym się na złoty krajobraz pustyni, straszliwym lecz i odległym. Teraz, kiedy otaczały go znajome ściany jej sypialni, a nie ogrom piaskowych wzniesień, Rey rozpoznała królewską twarz i arogancki ton głosu.
- Jestem mężczyzną z pustyni?
Kylo Ren przytaknął.
- Smuci mnie to, że tak szybko o mnie zapomniałaś.  
- Co się tutaj dzieje!? – krzyknęła, nie myśląc o późnej godzinie. - Czy Unkar Plutt cię nasłał?
- Otrzymałem od niego zgodę na to, żeby się z tobą zobaczyć, chociaż pewnie nie to miałaś na myśli – stwierdził spokojnie Kylo Ren. Przez cały czas mówił tym samym tonem, w którym irytacja kryła się za cierpliwością, z jaką dorosły wprowadza dziecko w świat trudnych zagadnień. Rey poczuła, jak dygocze na samą tę myśl.
- Czegokolwiek ode mnie chcesz, nie pomogę ci.  
Mężczyzna ściągnął usta, łypiąc na nią z mniejszą przychylnością.
- Może wysłuchasz najpierw mojej propozycji, dziewczyno?
Później Kylo Ren zaczął snuć opowieść; mówił o dziewczynce, którą los obdarzył i pokarał wielką mocą i o królu, który rozpoznał bezkształtne pokłady ukrywającej się w niej magii i przyjął na nauki. Dziewczynka rosła zdrowo, ucząc się pilnie i wiernie służąc rodzinie. Z każdym dniem była coraz bardziej urodziwa i pełna wdzięku, aż ledwie dziewięcioletnią królewnę okrzyknięto symbolem przyszłości całego królestwa. Tych samych słów nie można jednak było odnieść do Zakonu Jedi i stojących na jej czele Skywalkerów. Kiedyś ród, w którego żyłach pulsowała królewska krew, dbał o poddanych, lecz później jeden z władców uległ ciemnym mocom. Jedi stali się chciwi, zażywali uciech i zapomnieli o tym, co przysięgali chronić. Wkrótce plony zmarniały, zwierzęta schorowały, a ludzie przymierali biedą. Poddani, niegdyś wierni, zbuntowali się i poprowadzeni przez nikomu nieznanego przywódcę podpalili pałac. Tylko Zaginiona Księżniczka była zbyt dobra, zbyt czysta w swej niewinności i pełna nadziei, by okrutny los owinął wokół niej swoje macki i odciągnął daleko od obiecanej przyszłości. Grzejąc się wieczorami przy trzaskającym kominku ludzie mawiali, że księżniczka umknęła z powodzi płomieni i rozlanej na schodach czerwieni, ustrzegła się mieczy, by później odnaleźć schronienie z dala od popiołów dawnego domu. Po dziś dzień miała pozostać niewidzialną dla oczu tych, którzy źle jej życzyli, czekając na chwilę, kiedy będzie mogła bezpiecznie powrócić i zająć przeznaczony tron.
Historia brzmiała dla Rey magicznie i przy tym zbyt nieprawdopodobnie. W swojej baśniowości niewiele wspólnego miała z prawdziwym życiem, gdzie każdego ranka należało wstać na znak promieni słońca i udać się na pustynię, ciężko pracować, gdzie nikt nie pochylał się nad nią i nie oferował magicznego zaklęcia, nie prowadził na bal, niczego nie zmieniał. A jednak mężczyzna mówił z przekonaniem, w które Rey nie potrafiła wątpić. Dobierał słowa niczym sprawny bajarz przekonujący do fałszywej prawdy, dekorował historię niezwykłymi szczegółami, a w barwie jego słów dźwięczała melodia królewskiej muzyki.
Rey przygryzła wargę i odwróciła wzrok. Jej myśli niezmiennie wracały do wyśnionego balu i tańca z nieistniejącymi gośćmi. Osadzona w innym świecie wizja, która raz zawitała do jej pamięci, przylgnęła do niej i nie pozwalała iść dalej.
- Oczywiście o tym, że nie jesteś prawdziwą księżniczką, będzie wiedzieć tylko garstka najbliższych podwładnych dowódcy Snoke’a, zaś my liczymy na twoją dyskrecję – Kylo Ren powiedział znużony, po czym dodał: – O wiele bardziej opłaca ci się przestrzeganie zasad. Gramy o wysoką stawkę, panno Rey. Nie możemy pozwolić sobie na nieostrożność.
Nieoczekiwanie jego słowa skuł lód, przez który Rey zrobiła parę kroków do tyłu. Jęknęła, kiedy jej biodro nadziało się na kant stolika nocnego. Lampka zachwiała się, ale nie runęła na ziemię.
- W takim razie dlaczego właśnie ja? – odważyła się zapytać. – Dlaczego nie wybierzecie kogoś z zamku? Kogoś, kto wie, jak powinna zachowywać się księżniczka? Nie macie żadnych młodych panien na wydaniu?
- Obsadzenie na tak ważnym stanowisku kogoś z arystokracji niosłoby za sobą inne zagrożenia. Taka osoba mógłby wykorzystać rolę księżniczki, żeby prowadzić własną politykę – Kylo Ren odpowiedział bez wahania i dodał, łagodniej niż przed chwilą. – Nie musisz się niczego obawiać. Będziemy wskazywać ci drogę, którą podążysz.
- To nic nie znaczy! – Rey odburknęła. Każdy nerw jej ciała namawiał do ucieczki, jak zawsze, kiedy rozmawiała z kimś zbyt długo. Zwłaszcza w nocy. Rey zbyt rzadko cieszyła się uwagą, by nauczyć się wprawnie konwersować. Znała tylko język przetrwania. Teraz czuła, że kurczy się w sobie, a na jej skórę wstępują niewidzialne kolce. – Nie mogę opuścić tego miejsca.
- Bo czekasz na rodziców?
Oczy Rey zrobiły się większe, z ust wyrwał się cichy jęk. Wiedziała, że na jej policzkach rozkwitają szkarłatne jak róże plamy.
- Ja… skąd…
- Unkar Plutt mi o tym powiedział – Kylo Ren powiedział niezrażony, spacerując po pokoju. Jego kroki brzmiały zbyt głośno nawet jak na tulącą do snu ciszę nocy.
- Drań – wymamrotała.
- Mogę zaoferować układ, który być może cię zainteresuje.
Rey zmarszczyła brwi, lekko skołowana, jednak ciekawa jego słów podniosła wzrok. Napotkała czujne spojrzenie Kylo Rena.
- Jeśli zgodzisz się zagrać rolę Zaginionej Księżniczki, będziesz miała dostęp do wszelkiego rodzaju informacji. Dokumentów. Do rejestrów. Pomogę ci z nich korzystać i razem z tobą ustalę, kim byli twoi rodzice. Pozostając tutaj tkwisz w przeszłości. Choć ze mną i pogrzeb z dala od piasków to, co przeminęło – Kylo Ren powiedział i wyciągnął ku niej swoją ukrytą w rękawiczce dłoń.
Rey zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, nie była już w swojej sypialni. Znalazła się na rozdrożu, w miejscu daleko od pustyni i stęchłego kąta pałacu. Zniknęło twarde łóżko, gdzie spała od lat, i widok za oknem, który przestudiowała o każdej porze dnia i nocy. Za jej plecami nadal majaczyło z trudem poskładane życie, jakie znała jeszcze parę minut wcześniej. Przed nią wynurzyła się przyszłość, której nie potrafiła przewidzieć. Rey bała się odejść, odwrócić, porzucić to, do czego przywykła. A mimo to…  
Pierwszy raz w życiu otrzymywała szansę na uchwycenie choć skrawka wątłych marzeń, zbyt często wystawianych na działanie wiatrów i trudów rzeczywistości.
Szansa, która przyszła w środku nocy, spowita w cień i nieufność.
Lekko trzęsącą się ręką Rey złapała dłoń Kylo Rena.
*
Sny Kylo Rena znowu stanęły w płomieniach, snopach gorących i wysokich do sklepienia. Żar parzył i bił go po twarzy, dotykał oddech i przemieniał go w popiół. Kylo Ren kaszlał, tracąc dech, a mimo to wciągał zwęglone powietrze do płuc. Chociaż śnił ten sam sen już tysiąc, już milion razy, zawsze błądził identycznymi korytarzami, równie zagubiony jak poprzedniej nocy. Każdy zakręt wyglądało tak samo – jaśniejąco, gorejąco. Kylo Ren nie potrafił otworzyć żadnych z licznych drzwi, bo klamki topiły się i wypalały ślady na jego dłoniach, a on bał się, że płomienie zabiorą go całego, zdradzą go, strawią go, pogrzebią pod popiołem padającym z sufitu jak śnieg i osiadającym na jego ramionach.
Gdy zamek wypełnił płacz ognia i ślady na dywanach stały się osmolonymi dziurami, oczom Kylo Rena, który wtedy był Benem, ale przestał nim być, ukazywała się dziewczynka z policzkami naznaczonymi łzami. Tkwiła pośrodku płonącej sali balowej, tak mała i krucha jak gałązka, do której podpełzały przyczajone języki ognia. Kołysała się nieznacznie, a krawędź jej sukienki zamiatała czarny piach. Kylo Ren i Ben stali za nią, gotowi uciec, lecz nie potrafili zmusić ociężałych nóg do ruchu. Zamiast tego patrzyli na księżniczkę. Najpierw była odwrócona do nich tyłem – jak zawsze w świecie snów – ale zaraz zwróciła ku nim głowę, by podarować wspomnienie oczu, które od tamtego czasu prześladowały go w śnie i na jawie. Para wielkich iskier, odbijających cień pożaru jak lustro i przeszywających Bena na wskroś.
Kylo Ren dosłyszał niedopowiedziane słowa.
Zostawisz mnie tu?
Tym właśnie jesteś?
Odejdziesz?
Tak, tak, tak, mówi do siebie Kylo Ren w myślach. Tak, kiedy Ben jej nie zostawił, tak, kiedy po raz kolejny nie był tym, kim chciał być, tak, kiedy nie odchodził.
Wynosząc księżniczkę ukrytą w swoich ramionach miał wrażenie, że nawet zapadłszy w sen go oceniała.
Obudził się z kropelkami potu skrzącymi się na czole i dudniącym sercem, rozpędzonym lękami przeszłości. Wspomnienie było niemalże bolesne i Kylo Ren czuł, że serce może wyryć dziurę w jego piersi i uciec na wolność. Czasem niczego więcej nie pragnął.
Usiadł na skraju łóżku i przeczesał dłonią włosy. Przysłuchując się dźwiękom nocy, do których powinny należeć tylko pohukiwanie sowy za oknem i biegnący z oddali, przytłumiony dźwięk chrapania pałacowych strażników, Kylo Ren wyłapał jeszcze jeden odgłos.
Muzykę.
Z opóźnieniem zrozumiał, że z koszmarnego snu wyrwał go nuty rozbrzmiewającej za ścianą pozytywki. Po chwili niepewności Kylo Ren wstał z łóżka i wyszedł z pokoju.
*
Rey często zastanawiała się, jakie to uczucie zasnąć w miękkiej, nasączonej zapachem prania pościeli, zostawić na nocnym stoliku filiżankę mleka z unoszącym się nad nią obłoczkiem pary, rozczesać umyte włosy i związać je w warkocz wstążką, zamknąć oczy bez lęku o jutro. Czasami wyobrażała sobie, że jako dziecko wykradziono ją z kołyski bogatych szlachciców z bajki, którzy nadal przeczesywali świat w poszukiwaniu ukochanego dziecka. Oddawała się fantazjom tak często, że wyśnieni matka i ojciec zyskali nieistniejące twarze, ale nigdy naprawdę w to nie wierzyła. Teraz, w pałacu zdającym się być bardziej rozległym niż pustynia, po której Rey nauczyła się stąpać, nie potrafiła zasnąć. Ozdobiony porcelanowymi frędzlami zegar kominkowy tykał głośno obok jej głowy, wprawiając w drganie bielutkie ściany.
Rey przycupnęła w kącie komnaty i owinęła się pod szyję haftowaną kołdrą w kwiatowe wzorki. Między palcami obracała kieszonkową pozytywkę zakończoną długim, pozłacanym łańcuszkiem, którą otrzymała od Kylo Rena krótko po przybyciu do pałacu.
 - Ten zegarek z pozytywką należał kiedyś do księżniczki – wyjaśnił, przekazując go jej. Złoto wisiora odcinało się na tle jego czarnych rękawiczek. – Jeśli ktoś zażąda dowodów na to, że jesteś prawdziwą księżniczką, pokaż im go i przekonaj, że zawsze go przy sobie nosiłaś. Po prostu nie mogłaś przypomnieć sobie, skąd go masz. Dopiero niedawno wróciły ci wszystkie wspominania i teraz doskonale pamiętasz dni spędzone w pałacu.
- To wystarczy? – zapytała Rey z powątpiewaniem. – Nie uznają, że mam taki sam zegarek?
Kylo Ren pokręcił głową.
- Został wykonany dla księżniczki na specjalne zamówienie. Nikt nie posiada identycznej pozytywki.
 Puściła zegarek, pozwalając, by zakołysał się na końcu złoconego łańcuszka tuż przy miękkim dywanie. Chłodny odblask księżyca przemknął po metalicznej powierzchni i puścił do Rey oczko. Pomyślała, że tak daleko od pustyni Jakku, w samym centrum stolicy Imperium, przynajmniej księżyc srebrzył się identycznie. Z lekkim uśmiechem okryła się szczelniej pierzyną, po czym otworzyła wieczko pozytywki.
Komnatę zalały nuty sennej symfonii szarpania za metalowe ząbki instrumentu. Rey przymknęła oczy, zapadając się w melodię jak w wodę. Kiwała głową w prawo i w lewo, gdy wysokie dźwięki pozytywki odbijały się od ścian pokoju, poruszały grubymi zasłonami, przytrzymywały wskazówki stojącego na szafce zegara i zaklinały krótką chwilę. Muzyka, bez kształtu i bez granic, nieuchwytna i nie do zabicia, otuliła ją i wsiąknęła w świat Rey. Dziewczyna nie chciała złota ani srebra, odrzuciła perły, a jednak podarowana jej przez Kylo Rena pozytywka stała się jedynym, co Rey zaakceptowała jako własne. Nim spostrzegła, z jej ust zaczął dobiegać szept:
- Płynie czas, liczę dni, co minęły daremnie. Nie wiem skąd znana mi ta melodia gra we mnie…
Trzasnęły drzwi. Rey podskoczyła, zamykając szybko pozytywkę, która prawie wyślizgnęła jej się z ręki. Muzyka, jeszcze chwilę temu obecna w pokoju, teraz wyparowała, pozostawiając po sobie posmak słodkości i pięknego snu.
Na progu stanął Kylo Ren. Widząc go, Rey prychnęła. Po tygodniach spędzonych w zamku przestała denerwować się za każdym razem, kiedy wkraczał bez zapowiedzi do jej pokoju, nie zamierzała jednak tego zaakceptować. Rycerz Snoke’a miał pewną naturalną zdolność do wtrącania się w najbardziej utajone momenty jej życia, zachowując równocześnie pełną obojętność. To irytowało Rey najbardziej.
Kylo Ren omiótł wzrokiem wymięte koce na łóżku i wszedł głębiej, odszukując ją w kącie komnaty. Zatrzymał się, jak gdyby niewidzialny cień szoku wyciągnął rękę i zacisnął na jego ramieniu. Rey wyprostowała się. Zerknęła w dół, na teraz milczącą pozytywkę. Wokół panowała atramentowa ciemność, lecz Kylo Ren stał zwrócony twarzą do okna, za którym wywieszona była płachta mrugających w blasku gwiazd, zauważyła więc jego bielejącą twarz.
- Cześć – rzuciła z pościelą przyłożoną do ust. – Pomyliłeś pokoje? Chyba nie kładziesz się spać tak wcześnie, jest pewnie około pierwszej.
- Usłyszałem muzykę – Kylo Ren stwierdził tonem sugerującym, że to powinno wystarczyć za wszelkie wyjaśnienie.
Rey mimowolnie zacisnęła palce na pozytywce, a chłód metalu odbił się na jej skórze. Wiedziała, że Kylo Ren nie rzuci się nagle, by odebrać wisiorek, a jednak irracjonalna myśl o utraceniu jedynego przedmiotu przepełniającego jej serce ciepłem była tak przytłaczająca, że zapragnęła chronić pozytywkę.
- Co tutaj robisz? Muzyka w nocy jest zakazana?
- Niezupełnie. Po prostu jestem zaskoczony.
- Tym, że usłyszałeś ją u siebie?
- Można tak to ująć.
Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś dodać, ale odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi. Jak zwykle – pochylał się nad Rey z zamiarem oczarowania jej drobnymi obietnicami i zaklęciami baśniowych historii, ale kiedy tylko ona pytała, on unikał odpowiedzi. Wiedziała coraz lepiej jak nosić suknie i przeszłość Zaginionej Księżniczki i coraz mniej o mężczyźnie, który wraz z nią zamierzał zagrać główną rolę.
Rey pochyliła głowę. Złoty zegarek z pozytywką ukrywał się między zagięciami pościeli, ale na białym tle nie mógł zamaskować widocznego nawet w nocy blasku kutego ze złota. Nie pasował do tego miejsca, Rey pomyślała. Wydawał się przychodzić do niej z innego świata, być wypełnionym wspomnieniami wygrawerowanymi obok metalowych wzorów.
- Skąd go masz? – rzuciła pytanie w powietrze.
Kylo Ren, który trzymał już dłoń na klamce, zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
- Co mam? – zapytał, akcentując pierwsze słowo. Zdawał się być zirytowany.
- Zegarek.
Nie odpowiedział od razu. Obserwował uchylone drzwi sypialni, wpuszczając do środka zabłąkaną strużkę światła z korytarza. Rey odczekała chwilę, a kiedy uznała, że Kylo Ren nie ma zamiaru wyjść, zaczęła mówić:
- Musiałeś zdobyć go jakimś tajemniczym sposobem. Gdyby księżniczka oficjalnie zostawiła ten zegarek w pałacu, ktoś by o tym wiedział, prawda? I cały plan byłby bez sensu… Musi być ważny, skoro tak mała rzecz może przekonać wszystkich, że księżniczka żyje. To chyba znaczy, że wywalczyłeś go pokątnymi sposobami i niewiele osób o tym wie.
- Pokątnymi sposobami? – Kylo Ren parsknął pod nosem. Trudno było przyrównać to do szczerego śmiechu, a jednak jego reakcja była bliższa rozbawieniu niż cokolwiek, co Rey do tej pory usłyszała.
- Może powinnaś o tym wiedzieć. Skoro mamy udawać, że jesteś księżniczką, musisz pamiętać zegarek.
Kylo Ren przymknął z powrotem drzwi i ku zaskoczeniu Rey, przysiadł na skraju jej łóżka. Oparł ręce o kolana i złożył głowę na dłoniach. Wyglądał jak stworzony w odległej przeszłości posąg z czarnego marmuru, gotowy opowiedzieć o swoich losach.
Rey przysunęła się bliżej, czując łaskoczącą ją w piersi ekscytację. Do tej pory usłyszała zaledwie kilka historii o dzieciństwie księżniczki i każda z nich była bardziej fascynująca niż poprzednia. Dowiedziała się już o początkach służby u Skywalkerów, kształtowaniu się mocy, oficjalnym przygarnięciu przez rodzinę królewską… Rey pozwalała, aby jej własne uczucia odpowiadały na każdy sukces i porażkę obcej dziewczyny, jakby jej twarz odbijała się w tafli wspomnień księżniczki. Nie czuła nigdy, że kradnie księżniczce tożsamość – była Rey z Jakku i udawana przeszłość, bez względu na to jak piękna, nigdy nie stałaby się celem jej podróży. Jednakże księżniczka żyła wewnątrz słów Kylo Rena, co różniło ją od postaci z mitycznych legend, do których Rey przywykła. Ściskając coraz mocniej należącą niegdyś do jej poprzedniczki pozytywkę, Rey czuła, że między nią i królewną zawiązała się więź.
- Księżniczka była bardzo uzdolniona muzycznie – Kylo Ren podjął przerwany temat. – Każdy w pałacu znał melodię graną przez tą pozytywkę. Tamtej nocy, kiedy cała rodzina Skywalkerów została zabita, znalazłem zegarek w zgliszczach.
- Byłeś tam? – Rey wyszeptała, otwierając oczy szerzej ze zdumienia.
Kylo Ren przytaknął.
- Znałeś ją?
Kolejne potwierdzenie.
A więc stąd czerpał zdania, którymi później tkał baśń o Zaginionej Księżniczce. Nie ubierał fikcji w szaty prawdziwego człowieka, lecz opisywał osobę, którą kiedyś znał.
W ciemności Rey przyjrzała się zarysowi jego profilu, nieco zgarbionym barkom, na których dla odmiany nie spoczywała peleryna, i rozmierzwionym jak zawsze włosom.
- Sam musiałeś być wtedy dzieckiem. Nie jesteś taki stary.
- Nie byłem dzieckiem – odpowiedział chłodno, choć Rey mogła przysiąc, że dosłyszała w jego głosie cień rozbawienia. – Ale nie powiedziałbym też, że byłem wtedy dorosły. Więc może masz rację.
- Jesteś częścią rodziny Skywalkerów?
Pytanie nie wydawało się Rey ubliżające, raczej naturalne w podobnej sytuacji. Ale twarz Kylo Rena stężała. Całe wcześniejsze rozbawienie zniknęło, w ramiona wślizgnął się ślad napięcia.
- Nic mnie już z nimi nie łączy.
„Już”, Rey zanotowała. Teraz. Nagle mężczyzna siedzący naprzeciwko niej, niemal jak obnażony bez swojej zbroi z tarczą symboli Snoke’a i czarnego konia, wydał się o wiele bardziej tajemniczy niż na pustyni, bez imienia i z twarzą skrytą pod kawałkami czarnego materiału. Rey nie chciała ciągnąć tematu, mimo że ciekawość spychała jej myśli w stronę tajemnic Skywalkerów. Postanowiła wreszcie pociągnąć za delikatniejszą nić z nadzieją, że Kylo Ren nie trzaśnie w odpowiedzi drzwiami. Znowu dotkliwie odczuła to, że samotność na Jakku nie uczyniła jej najsprawniejszym rozmówcą.
- W takim razie księżniczka była jakąś twoją kuzynką? – powiedziała powoli. - Dobrze ją znałeś?
- Nie byłem z nią spokrewniony – sprostował. – Rodzina królewska tylko w niewielkim stopniu składa się z ludzi powiązanych więzami krwi. Zakon Jedi oznacza tyle, co przekazywanie dalej swojej wiedzy i szkolenie w posługiwaniu się mocą. Czystość krwi to nie rodzina, to ludzi, w których krwi płynie ta sama moc. Tamten człowiek – Kylo Ren zawahał się. Rey zauważyła, że zacisnął palce na prześcieradle. – Ten, który najpierw był moim nauczycielem, później znalazł dziewczynkę z nikąd i zrobił z niej następcę. Tyle nas łączyło.
- Dlatego postanowiłeś wybrać mnie na Zaginioną Księżniczkę? Bo jestem Rey z Nikąd?  
Mówiła to z kpiną, a jednak Kylo Ren spojrzał na nią z poważnym wyrazem twarzy.
- Po części. Przypominasz mi ją.
- Dlaczego? – Rey nie mogła się powstrzymać.
Kylo Ren długo myślał.
- Zawsze patrzyła ludziom w oczy. I nie pozwalała nikomu być samotnym.
- Bzdura – zaśmiała się. - Nie jestem taka.
- Nie zdajemy sobie sprawy z najlepszych zalet i najgorszych wad.
Trzask zamykanych drzwi rozbrzmiał w środku nocy cichszej niż muzyka. Kiedy Rey zasnęła wreszcie na ziemi z pozytywką przyłożoną do ucha, przyśniły jej się płomienie trzaskające w rytmie walca. Rano zbudziła się z mokrymi policzkami.
*
Pomimo odrzucenia minionych ideałów i przeszłości, Snoke nigdy nie porzucił sali tronowej wielkiego rodu Skywalkerów. Owiana mgłą chłodu komnata była tak duża, że ustawione po bokach świeczniki w kształcie rozgałęziających się drzew nie były w stanie oświetlić każdego jej zakamarka. Zakryte półmrokiem kąty mogły równie dobrze chować niekończące się korytarze.
Kiedyś Kylo Ren nie dostrzegał w tym niczego dziwnego – komnata tronowa została zbudowana tak, by przyjmować naraz dużo osób, a akustyka pozwalała Snoke’owi przemawiać mimo słabnącego głosu. Teraz jednak widok starego mężczyzny rozsiadającego się na tronie i aksamitnych szat spływających po ozdobionych klejnotami oparciach wydawały się Kylo Renowi tchnięte hipokryzją.
Rycerz dumnie opowiadał przywódcy o postępach, które Rey poczyniła ostatnio w nauce. Snoke słuchał go z uwagą.
- Niedługo będzie gotowa wystąpić przed ludźmi. Można ją nazwać nieokrzesaną, jednakże… - Kylo Ren zamilkł, szukając odpowiedniego słowa. – Nikt nie będzie oczekiwał od niej arystokratycznego obycia, jeśli tylko przekonamy wszystkich, że wychowała się poza pałacem. Na razie skupiamy się na opanowaniu paru umiejętności, które ma pamiętać z poprzedniego życia.
Snoke pokiwał głową z wyraźnym zadowoleniem. Na jego twarzy zagościł uśmiech, który odsłonił wybrakowane zęby.
- Doskonale… spisałeś się na medal, Kylo Renie. Jestem z ciebie dumny.
- Dziękuję ci, panie – Kylo Ren odparł, klękając na jedno kolano.
Każdy krok, który podjął od chwili wyrzeczenia się rodziny i odwrócenia w stronę Snoke’a miał odnaleźć swe zwieńczenie w tej aprobacie. Bycie wyróżnionym przez opiekuna i usłyszenie słów, którymi wcześniej nie karmiono jego serca, napełniało Kylo Rena euforią. Tego pragnął i potrzebował, to właśnie Kylo Ren odrzucał, unosząc głowę i patrząc Snoke’owi w oczy.
- Pochlebiasz mi, panie, jednak to nie moja zasługa.
Snoke skrzywił się lekko. Zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się, aż zdawały się sięgać głęboko wewnątrz czaszki.  
- Skąd ta skromność, Kylo Renie? Mój uczniu… - Snoke zakaszlał i otarł usta wierzchem dłoni. – Przybliżyłeś nas do dnia, kiedy krajem przestanie rządzić przekupna moralność dawnego Zakonu Jedi. Oni odeszli, ale ich sprzymierzeńcy nadal knują. Ty sprowadzasz na państwo zbawienie.
- Cieszę się, że tak myślisz, panie – Kylo Ren odpowiedział, starając się, by jego ton pozostał neutralny. – Twoje słowa są moją siłą, a rządy Najwyższego Porządku wszystkim, co liczy się w moim życiu. Nie zmienia to faktu, iż mój wkład w naukę Rey jest niewielki. Dziewczyna jest zdeterminowana; nie tak delikatna jak księżniczka, ale siła charakteru pozwala jej szybko się uczyć. To jej sukces, nie mój. Rey okazała się inteligentną, błyskotliwą osobą, z której ja jestem dumny.
Postawienie zdolności Rey w blaski uwagi miało podkreślić trafność wyborów dokonanych przez Kylo Rena – oto panna, którą znalazł zapomnianą na skraju pustyni, okazała się być ponadprzeciętną kandydatką do roli Zaginionej Księżniczki. Kylo Ren nie potrafił ukryć zaskoczenia, kiedy w miejscu entuzjazmu pojawiło się ledwie wyczuwalne napięcie. Snoke przyglądał się Kylo Renowi uważnie, zaciskając palce w pięść. Jego naznaczone siateczką żył knykcie pobielały.
- Czy wspominała coś o stosunku do Najwyższego Porządku?
- Zgodziła się nam pomagać. Czy to nie świadczy o jej oddaniu?
- Tak, tak – Snoke przerwał zniecierpliwiony. – Ale polityka! Czy dziewczyna mówiła coś o polityce? Naszych planach? Rządach?
Kylo Ren pokręcił głową.
- W rozmowach ograniczmy się do treningów mocy i etykiety dworskiej. Nie pytałem jej nigdy o Najwyższy Porządek. Chyba nie sądzisz, panie, że mogłaby być zdrajcą?
- Nie jest żadnym szpiegiem, w końcu wyciągnąłeś ją z końca świata. Ale zawsze może nas zdradzić – Snoke zrobił pauzę, pozwalając słowom wybrzmieć do ostatniej sylaby, wbić się w umysł rycerza i ulotnić, pozostawiając gorzki posmak w myślach i na języku.
Kylo Ren czuł, jak robi mu się niedobrze, a przed oczami pojawiła się dziewczyna.
Szkoląca z determinacją sztukę miecza. Pochylająca się nad instrumentami księżniczki. Rozmawiająca z nim o północy, kiedy inni odgradzali się w swoich komnatach.
- Jestem w stanie poręczyć za jej lojalność. Rey wkrótce stanie się częścią Najwyższego Porządku.
- Nie ręcz za coś, na co nie masz wpływu – Snoke rzucił ostro. – Lepiej byłoby posadzić na tronie idiotkę. Głupców łatwo ją kontrolować, bo wierzą we wszystko i uważają to za własne pomysły. Nie chcę, żeby niewykształcona kukła za wiele rozmyślała. Przysporzy nam kłopotów!
- Nie mogę zabronić jej myśleć.
Snoke wyglądał tak, jakby lada chwila miał wybuchnąć. Na blade, obwisłe policzki wpełznął rumieniec, rozlewając się jak czerwona plama, a jego oddech nieco przyspieszył. Kylo Ren spodziewał się, że mistrz potrafił lepiej nad sobą panować. I rzeczywiście, po chwili Snoke uspokoił się i westchnął. Spojrzał na Kylo Rena z politowaniem, przez które ręka rycerza wyrywała się do miecza. W ostatniej chwili opanował gniew.
- I tak miałem zamiar pozbyć się dziewczyny po objęciu pełni władzy – Snoke oznajmił. - Może tragicznie odnaleziona księżniczka, którą ludzie pokochają i zaraz stracą, będzie dla nas korzystną kartą?
- Słucham? – Kylo Ren wycedził, choć doskonale usłyszał każde słowo. Uszy rejestrowały wszystkie dźwięki, głowa przetwarzała tylko połowę.
- Jesteś młody, Kylo Renie – Snoke wyjaśniał cierpliwie. – Nie możemy pozwolić, by w rękach niedoświadczonej dziewczyny skupiła się tak wielka władza.
- Miała przemawiać naszymi ustami – Kylo Ren przypomniał.
- I w każdej chwili może przestać to robić… nie możemy ryzykować – Snoke zamyślił się. – Chciałem, żeby zdobyła pełnię poparcia, a później świadomie zrezygnowała z tronu. My zajęlibyśmy się nią później. Ale teraz… jeśli serca ludu zdobędzie nie tylko dawna legenda, ale też urocza charyzma, możemy stworzyć nowy symbol. Tragicznie utracona po raz drugi księżniczka, pozostawiająca błogosławieństwo dla naszych rządów. Musimy to dobrze rozegrać, Kylo Renie!
Pod Kylo Renem otworzyła się dziura, w którą wpadał. Żołądek podszedł mu do gardła. Leciał, upadał, łamał kości. Świat spowiła czarna płachta, zabierając Snoke’a i płomyki świec sprzed jego oczu. Pozostała mu świadomość, że Rey zniknie. Zabiją ją. I on przyprowadził ją na śmierć.
- Oszukałeś ją?
- Polityka wymaga krwawych rozwiązań – Snoke wyjaśnił bez cienia emocji. – Poza tym zawsze będziesz dla mnie ważniejszy niż ta przybłęda, mój następco.
- Dziękuję – Kylo Ren odpowiedział równie sucho.
Po raz pierwszy w życiu nie chciał być niczyim następcą.
*
- Naucz mnie tańczyć – poprosiła Rey ostatniego wieczora.
Kylo Ren nie usłyszał jej od razu. Jego myśli bezustannie kluczyły wokół rozmowy ze Snoke’iem, powtarzały w pamięci jego słowa, przypominały i dopowiadały. Jego życie zostało zamknięte w pułapce tamtej chwili i teraz kroczył za szklaną ścianą obaw, obserwując wydarzenia z bliska i nie będąc ich częścią.
Głos Rey wyrwał go z zadumy.
- Tańczyć? – powtórzył, upewniając się, że dobrze ją usłyszał.
Rey pokiwała głową.
- Mówiłeś, że księżniczka lubiła muzykę, prawda? Pewnie potrafiła też tańczyć. Chciałabym się tego nauczyć… by lepiej ją naśladować – dopowiedziała.
Kylo Ren zastanowił się nad tym. Prośba Rey miała kształt klepsydry zamieniającej miejscami piaski wspomnień i okruchy prawdziwych wydarzeń. Oczami wyobraźni ujrzał Rey, kręcącą się w balowej sukni wewnątrz bańki, a tuż nad nią księżniczkę, tańczącą walca na tle kurtyny z ognia. Klepsydra przesypywała popioły dawno pogrzebanej księżniczki i sadza układała się w falbany na sukni Rey, opadała niżej i niżej, aż w końcu dwa obrazy zmieszały się ze sobą i Kylo Ren nie potrafił ich rozróżnić.
- Dobrze – odparł z ociąganiem. Uśmiech rozpromieniający twarz Rey był najjaśniejszy od czasów, kiedy zamieszkała w pałacu.
Poprowadził ją za rękę przez labirynt korytarzy do południowego skrzydła zamku, które teraz okrywał haft z pajęczych nici. Chociaż gruba warstwa kurzu sprawiała, że Kylo Ren co chwila marszczył nos, Rey rozglądała się na boki z dziecięcym zainteresowaniem. Zwalniała kroku przy każdym obrazie przykrywającym ociekające wilgocią ściany i usiłowała zapytać go o postacie uśmiechające się z płótna, ale Kylo Ren zbywał ją milczeniem. Szedł, nie patrząc na boki.
Wreszcie dotarli do końca korytarza, gdzie drogę zagradzały im wielkie drzwi. Jęknęły, gdy Kylo Ren pchnął je, robiąc przejście dla Rey.
- Niesamowite – wyszeptała.
Według Kylo Rena sala balowa dawno pogrzebała lata swej świetności. Niektóre okna zasłaniały brudne kotary, inne wpuszczały szare światło księżyca poprzez narysowaną na szybie mozaikę kurzu. Większość złoconych i srebrzonych rzeźb przykryto białymi prześcieradłami, tworząc z komnaty osobliwy las kształtów. Kylo Ren i Rey przeszli na środek parkietu, a ich kroki odbiły się w kurzu jak ślady na śniegu. Rey nie wydawała się dostrzegać którejkolwiek z tych rzeczy – jej wzrok przeskakiwał z jednego miejsca w drugie, napawając się salą.
- Uważamy bale za stratę czasu, więc od dawna nikt nie używał tego pomieszczenia. Kiedyś wyglądało tutaj lepiej – wyjaśnił.
- Nieważne – Rey odparła bez chwili wahania. – Zawsze śniłam o miejscu takim jak to.
- Tańczyłaś tu w snach? Może zaoszczędzisz mi kłopotów i okażesz się być wybitną tancerką.
Kylo Ren chciał, żeby zabrzmiało to jak żart, ale do jego głosu wdarła się nuta niepokoju. Myśl o Rey stojącej w płonącej sali żarzyła się w jego pamięci świeżym blaskiem, w gardle czuł strach. Dziewczyna musiała zauważyć jego zmianę nastroju, bo posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Nie potrafisz tańczyć? – zapytała, a jej żart brzmiał równie kiepsko jak jego.
Byli w tym okropni.
- Potrafię tańczyć na tyle, by się nie ośmieszyć. Pokaż co potrafisz – Kylo Ren poprosił, oferując jej dłoń.
- Ośmieszę cię – odpowiedziała Rey z cieniem uśmiechu, przyjmując ją.
Był zaskoczony tym, jak swobodnie rozmawiała z nim językiem tańca. Nie znała kroków i kilka razy wpadła na niego. Kylo Ren cierpliwie ignorował przydepnięcia i tłumaczył, kiedy powinna się obrócić, a kiedy pozwolić się tylko prowadzić. Rey starała się zapamiętywać każdą radę i już po chwili tańczyła lepiej, niż większość nowicjuszek, ale Kylo Ren nie zwracał na to uwagi. Myślał o mowie jej ciała, które otworzyło się na niego, gdy taniec bez muzyki wciągnął ich w swój wir. Rey pozwalała trzymać się za rękę, podczas gdy jego druga dłoń opierała się o jej plecy. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie. Ich piersi stykały się, nieodziane w rękawiczki dłonie przewodziły ciepło jej skóry, a twarze, choć od siebie oddalone, równocześnie znajdowały się tak blisko, że Kylo Ren mógłby spić jej oddech, gdyby tylko się nachylił. Kiedy obracali się, pochylali, przybliżali się i oddalali, Kylo Ren prawie czuł zapach rozpalonego wosku. Na salę balową skapnęły krople złota i czerwieni, malując ją ciepłymi barwami, a wokół zadzwoniły kieliszki i dźwięczne rozmowy gości.
- Tańczyłaś już kiedyś? – zapytał, przysuwając usta do jej ucha.
- Sny się liczą?
- Tylko jeśli miałaś dobrego nauczyciela.
Rey roześmiała się, ale Kylo Ren widział, że była to tylko maska. Za szybko uciekła przed jego wzrokiem, unosząc głowę wysoko i studiując każdy kryształ w znajdującym się nad jej głową żyrandolu.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu wiele rzeczy ostatnio mi się śni.
- Tak jak słowa tej kołysanki, którą śpiewałaś tamtego wieczora?
Zatrzymała się i bez słowa puściła jego dłoń. Kylo Ren nie był zaskoczony. Wrażenie balu, które wywołał w nim taniec z Rey, rozsypało się i obróciło w proch jak każde inne wspomnienie o tej sali, a różnokolorowe skrawki niosące fragmenty walca opadły im pod nogi. Przed nim stała Rey w białej, prostej sukni, którą dostała w pałacu i z włosami upiętymi z tyłu. A Kylo Ren nie potrafił zignorować tego, jak niesforne pasma uciekały z jej koka i zdobiły twarz drobnymi lokami, dzięki czemu wyglądała piękniej niż arystokratka na balu. Pożałował, że tak szybko zepsuł ich moment.
- Dlaczego o to pytasz? – wyszeptała drżącym głosem.
- Skąd znałaś piosenkę, którą wtedy śpiewałaś?
- Nie znałam jej – Rey odparła zaskoczona. – Po prostu wymyśliłam ją na poczekaniu.
Kylo Ren od dawna zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić. Przez myśl przemknęło mu wiele opcji, lepszych i gorszych, samolubnych i altruistycznych, uszczęśliwiających jego, ją, ich, nikogo. Kiedy patrzył na nią teraz, zapragnął wycofać się ze swoich zamiarów. Mógł poprosić ją do tańca jeszcze raz i udać, że nic się nie stało, bo świat nie istniał. Ale wtem jego myśli nawiedził dobrze znany obraz zapłakanej księżniczki, przestraszonej, kulącej się w płomieniach. I obok niej Rey, w tej samej sukience, z jej łzami, brudem i krwią. Tyle wystarczyło, by przypomnieć sobie o palącej wadze decyzji. W rzeczywistości nie miał wyboru.  
- Piosenkę, którą śpiewałaś, wymyślała księżniczka. Dawno temu – wyznał, a echo na wpół pustej sali powtórzyło słowa za nim. - Była utalentowana jak na dziewięć lat, prawda? Własne słowa do melodii zrobionej specjalnie dla niej pozytywki.
Rey wyglądała tak, jakby naraz walczyło w niej wiele emocji. Kolejne uczucia nakładały się a siebie, zmieniając jak sceny teatralne; najpierw rezerwa, później pełen niedowierzania uśmiech, wreszcie szok.
- To niemożliwe – wyszeptała. – Skąd miałabym wiedzieć?
Kiedy Kylo Ren jej odpowiedział, czuł się tak, jakby Ben przystaną obok niego i dyktował zdania. Jego przeszłość zbliżyła się na wyciągnięcie dłoni. Zadrżał
- Wtedy, przed laty… księżniczka nie zginęła.
Rey milczała, więc Kylo Ren kontynuował.
- Zapytałaś mnie o zegarek. Nie skłamałem, naprawdę znalazłem go w pożarze. Obok stała ona. Chciałem uciekać, miałem niewiele czasu, ale mimo tego wyniosłem ją z ognia. Wiedziałem, że jeśli ktoś się dowie, dziewczyna zginie jak reszta rodziny. Porzuciłem ją w mieście, tak daleko, jak tylko mogłem przejść niezauważony z dzieckiem na rękach. Później zatrzymałem zegarek. Sam nie wiem dlaczego. Chciałem… mieć jakąś pamiątkę po tym dniu.
- Co sugerujesz?
Jej wzrok był pełny oczekiwania. Widział nadzieję i strach, zmagające się ze sobą po dwóch równych stronach szali. Kylo Ren mógł powiedzieć to, co chciała usłyszeć i sprawić, że przestałaby być Rey z nikąd. Rodzina, nazwisko i historia, wszystko ciążyło w jego rękach. Wystarczyło jedno słowo.
Zamiast tego pochylił się i złożył pocałunek na jej czole.
- Odejdź stąd, Rey – poprosił cicho. – Kiedy skończymy tańczyć idź tak daleko, jak tylko możesz.
- Chyba żartujesz! – krzyknęła. – Jak mogłabym uciec? Teraz?!
- Kiedyś odkryjesz całą prawdę o swojej rodzinie, o Jakku, ale teraz historia nie jest zakończona. Idź, a któregoś dnia wrócisz.
- To wszystko? Tyle masz mi do powiedzenia?
Wyraz zdrady na jej twarzy zaskoczył go.
- Nie. Najpierw zatańcz ze mną ostatni raz.
Zaginiona Księżniczka, która nigdy nie przestała być Rey, i Kylo Ren, który na imię miał Ben, tańczyli na balu aż do białego rana. Kiedyś mieli spotkać się ponownie, a ich losy po raz trzeci splecie przeznaczenie. Zanim staną się bohaterami tragicznej baśni o słońcu i księżycu, co wciąż się mijają, będąc tańczyć walca, dopóki świt ich nie obudzi.
4 notes · View notes
ho-unusually · 6 years
Text
Duchowość, religia i dużo więcej...
Jest to punkt, z którym zdecydowanie mam największy problem. Po prostu nie czuję się na tyle obeznana w temacie, który jest bardzo drażliwy i tym samym - ważny dla wielu ludzi. Chodzi o książki o tematyce religijno-duchowej, w którym powierzchownie bardzo podobne pojęcia, dla każdego mogą oznaczać coś innego, tym samym - użycie ich może zmienić wydźwięk i przekaz każdego zdania. Cóż, spróbujmy.
Pierwszą książką jest “Pod sztandarem nieba” autorstwa Jona Kraukera. Opowiada o sekcie Mormońskiej. Jest to bardzo dobra książka, także pod względem “technicznym” - prosty język, uporządkowana treść. Książka ta przypomina mi trochę książki autorstwa kontrowersyjnego Jacka Hugo-Badera - co jak co, ale stylistyki odmówić mu nie można. Cała książka jest przede wszystkim niesamowicie ciekawa pod względem samej “fabuły” - zjawiska, jakie występują w tej sekcie pokazuje obrazując realne wydarzenia z życia wyznawców.
Ale nie ma to być recenzja, a przemyślenia. Ja w temacie wiary za bardzo obeznana nie jestem, więc dużo rzeczy było dla mnie zaskakujących. Przede wszystkim przed przeczytaniem tej książki moja wiedza na temat sekt ograniczała się do skojarzenia “szatan”.Otóż do szatana Mormonom daleko. Sama sekta z założenia wcale nie jest zła - za to ich fundamentalny odłam robi więcej szumu (trochę boli mnie ta niesprawiedliwość wobec “zwykłych” wyznawców - obrywa się im za działania ludzi, którzy w coraz mniejszym stopniu jakkolwiek nawiązują do jakichkolwiek pierwotnych założeń tej sekty). Największą kontrowersję budzi poligamia, której wyrzekli się Mormoni, jednak fundamentaliści nadal ją praktykują. Poruszany w tej kwestii był problem “rządowy” - czy aby wymóg zrzeknięcia się poligamii nie jest ograniczeniem wolności wyznania, którą gwarantuje konstytucja? Drugą rzeczą jest kwestia proroka i objawień - prorok wybierany jest przez lud; ma on ogromną władzę i nierzadko wykorzystuje je w sposób egoistyczny i tragiczny w skutkach. Jednak najbardziej szkodliwe okazują się objawienia - założenia sekty zakładają, że jest możliwe nawiązanie realnej rozmowy z Bogiem. Stało się to bardzo powszechną praktyką i tu najlepiej obrazuje to główny wątek fabularny książki - jeden z wyznawców podczas rzekomej rozmowy z Bogiem dostał nakaz morderstwa trzech osób, w tym dziecka. Zrobił to. 
Książka jest na tyle dobra, że czuję, że każda recenzja, krytyka, streszczenie bardzo ją krzywdzi. Przeczytajcie i sami zobaczycie, dlaczego :)
Drugą lekturą była randomowo wybrana książka w bibliotece “Różnorodność pojednana.” - Tomáš Halík, Tomasz Dostatni. Zachęciło mnie to, że jeden z nich jest Czechem, które są kojarzone z ateizmem. Po drugie, autor zachęca czytelnikiem umieszczając na tylnej stronie okładki najbardziej kontrowersyjne i ciekawe pytania zadane przez pana Tomasza -  Jest Bóg czy Go nie ma? Czy po Auschwitz można jeszcze wierzyć w Boga? Jaki jest związek religii z terroryzmem? Jak prowadzić dialog z judaizmem i islamem? Czy wiara i wątpliwości się wykluczają? Czym się różni katolickość od katolicyzmu, a ateizm od apateizmu?
Po raz kolejny będę zachwalać formę i stylistkę. Forma dialogu, wywiadu sprawia, że książka nie jest męcząca przy swoim ogromie merytorycznej treści. Jest dobrym wstępem, przystawką przed czytaniem nie tylko “pełnowymiarowych” książek jednego z autorów, a po prostu wszystkich “zbitych” wydań o tematyce religijno-duchowej.
Bardzo podoba mi się, że rozmówca nie ucieka od ciężkich pytań, nie miga się od odpowiedzi, mówi prosto z serca - mimo, że w wierze to nie zawsze możliwe. Interesującym wątkiem są prześladowania kościoła chrześcijańskiego w Czechosłowacji. Pan Tomáš przyjął chrzest jako dorosły mężczyzna, co w moich oczach dodaje mu sporo autentyczności. 
Jeżeli chodzi o moje przemyślenia, to chyba najbardziej wartościowa była dla mnie argumentacja, dlaczego w wierze ważna jest przynależność do wspólnoty kościoła. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak szczerym i wartościowym wytłumaczeniem, mimo, że autor dostrzega jego niedoskonałości i wcale tego nie ukrywa. Podczas lektury także zmienił się mój pogląd na niektóre sekty i religie ezoteryczne, ponieważ  <<tutaj nie chcąc nikogo urazić>> -okazuje się, że w niektórych przypadkach, to trochę pójście na łatwiznę.
Bardzo podoba mi się, że pan Tomáš w żadnym stopniu nie narzuca czytelnikowi swojej religii i wiary - po prostu wypowiada się zgodnie z własnymi przekonaniami. Niesamowitą sympatię wzbudził u mnie też otwartością na inne religie, przez prowadzenie z nimi wieloletniemu dialogu. Bardzo ciekawą rzeczą była wypowiedź, w której ukazuje się, że to chrześcijanie są bardziej uprzedzeni do Buddyzmu, niż Buddyści do chrześcijaństwa. Gdy Pan Tomáš doprowadził do spotkania chrześcijańskiej młodzieży z wyznawcami Buddyzmu zarzucano mu, że w ten sposób zachęca młodzież do interesowania się ezoteryką. Odpowiedzią  był komentarz buddystów, że chcą tylko nauczyć chrześcijan szacunku do swojej religii i docenienia jej. Czy to nie piękne?
Bardzo często podczas czytania książek, artykułów i wywiadów z wyznawcami chrześcijaństwa wyczuwałam sztuczność - każde zdanie było kopią któregoś z poprzedników, ludzie często wypowiadają się  bardzo ostrożnie, ze względu na duże zagrożenie krytyką i kontrowersją. Pan Tomáš zdobył moje serce - mimo, że do chrześcijaństwa i kościoła mam spory dystans i raczej krytyczne nastawanie - swoją szczerością, otwartością i świeżością, o co w dzisiejszych czasach coraz ciężej, szczególnie w tematyce wiary.
Z trzecią książką, którą miałam przeczytać, miałam duży problem - na początku chciałam, aby była spoiwem między dwoma wyżej wymienionymi lekturami. Zaczęłam czytać książkę o sektach, jednak była dla mnie straszną katorgą. Wtedy, podczas porządków w pokoju, znalazłam książkę, którą lata temu dostałam od mojej mamy.  Jest to zbiór wierszy autorstwa ks. Mieczysława Malińskiego pt. “Okruchy radości”. Dostałam ją w gimnazjum, więc z automatu dokonałam wszelkich starań, żeby ukryć ją jak najgłębiej w pokoju i udawać, że nie istnieje (ah ten młodzieńczy bunt). Znalazłam ją kilka dni temu i okazała się być strzałem w dziesiątkę.
Strasznie podoba mi się oprawa graficzna książki. Są to wiersze już bardzo konkretnie związaną z wiarą chrześcijańską, więc to normalne, że nie wszystkie do gustu mi podeszły. Jednak po przeczytaniu jednej z pierwszej pozycji, ta książka skradła moje serce i myślę, że będzie to stała pozycja w mojej biblioteczce - a kto wie - może nawet mojej córki? Zaskakującą rzeczą jest fakt, że na stronie tytułowej widnieje miasto Kraków (rodzinne miasto autora), ale także... Bytom.
To jest wiersz, który zdobył moje serce - chyba nie wymaga komentarza, dlaczego. Zwróćcie uwagę na układ graficzny! 
Jeżeli uważasz, że jesteś niewierzący, a żyjesz
uczciwie, starasz się sprostać swoim
obowiązkom, dajesz z siebie wszystko, aby podołać zadaniom, które
piętrzą się przez tobą, gdy ochraniasz słabszych,
stajesz w obronie słusznej sprawy, gdy podtrzymujesz otoczenie swoim optymizmem, choć nieraz sam jesteś rozdarty, niesiesz odwagę, choć sam się boisz, budzisz
nadzieję, choć samemu ci jej brakuje, gdy upadasz, ale się
prostujesz, powstajesz, dźwigasz się ze swojej słabości jesteś z  Bogiem złączony.
0 notes
wolcichyczas · 1 year
Text
06/01/23
Ew. Mateusza 15:21-39 
(21) I wyszedłszy stamtąd, udał się Jezus w okolice Tyru i Sydonu. (22) I oto niewiasta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała, mówiąc: Zmiłuj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Córka moja jest okrutnie dręczona przez demona. (23) On zaś nie odpowiedział jej ani słowa. I przystąpiwszy uczniowie jego, prosili go, mówiąc: Odpraw ją, gdyż woła za nami. (24) A On, odpowiadając, rzekł: Jestem posłany tylko do owiec zaginionych z domu Izraela. (25) Lecz ona przyszła, złożyła mu pokłon i rzekła: Panie, pomóż mi! (26) A On, odpowiadając, rzekł: Niedobrze jest brać chleb dzieci i rzucać szczeniętom. (27) Ona zaś rzekła: Tak, Panie, ale i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu panów ich. (28) Wtedy Jezus, odpowiadając, rzekł do niej: Niewiasto, wielka jest wiara twoja; niechaj ci się stanie, jak chcesz. I uleczona została jej córka od tej godziny. (29) A gdy Jezus stamtąd odszedł, przyszedł nad Morze Galilejskie, wszedł na górę i usiadł tam. (30) I przyszło do niego mnóstwo ludu, mając z sobą chromych, kalekich, ślepych, niemych oraz wielu innych i kładli ich u nóg jego, a On ich uzdrowił, (31) tak iż się lud zdumiewał, widząc, że niemi mówią, kalecy odzyskują zdrowie, chromi chodzą, ślepi widzą, i wielbili Boga Izraela. (32) A Jezus wezwał uczniów swoich i rzekł: Żal mi tego ludu; albowiem już trzy dni są ze mną i nie mają co jeść, a Ja nie chcę ich odprawić głodnych, aby czasem w drodze nie zasłabli. (33) I rzekli mu uczniowie: Skądże mamy wziąć na pustkowiu tyle chleba, aby nakarmić takie mnóstwo ludu? (34) A Jezus ich zapytał: Ile macie chlebów? A oni odpowiedzieli: Siedem i kilka rybek. (35) I kazał ludowi usiąść na ziemi. (36) Wziął siedem chlebów i ryby, podziękował, łamał i dawał uczniom, a uczniowie ludowi. (37) I jedli wszyscy, i najedli się, i zebrali z pozostałych okruszyn siedem pełnych koszów. (38) A tych, którzy jedli, było cztery tysiące mężów, oprócz kobiet i dzieci. (39) I rozpuścił lud, wszedł do łodzi i przybył w okolice Magadan. 
Dzisiaj czytamy opis dwóch wydarzeń. Pierwsze jest związane z podróżą Jezusa do Kanaanu. Tam czekała go interesująca wymiana zdań z kananejską kobietą. Kiedy poprosiła Jezusa żeby wyrzucił demona z jej córki, Jezus się wahał. Problemem tutaj nie była potrzeba tej kobiety, ale to czy dokonanie tego cudu byłoby związane z dokonaniem Jego misji. Misją Jezusa było zaoferowanie królestwa Bożego narodowi izraelskiemu. Właśnie dlatego powiedział swoim uczniom żeby poszli tylko do tych z narodu izraelskiego (Mat. 10:5-7). Jednak ostatecznie wytrwałość kobiety dała jej to, czego potrzebowała od Jezusa. Ważność tego leży w tym co nam to mówi o misji Jezusa. Podczas gdy ta misja była specjalnie zaadresowana, do narodu Izraelskiego, celem królestwa było zawsze dostarczenie błogosławieństwa całemu światu. Jezus nigdy nie chciał wyłączyć kobiety z tego błogosławieństwa. On zapewniał tej kobiecie okazję żeby dobrowolnie uczestniczyć w tym błogosławieństwie przez wiarę. Dzięki rozpoznaniu tego, że królestwo było w rzeczywistości żydowskie, a także dzięki wydobyciu na powierzchnię chęci tej kobiety, Jezus był w stanie poszerzyć to błogosławieństwo, które wcześniej poszerzył o lud Izraelski. To może się wydawać dla nas małą sprawą, jednak w kontekście tego co w tamtym czasie się działo, musiało istnieć porozumienie, dzięki któremu błogosławieństwo zostało zaakceptowane zanim zostało dane. To samo jest prawdą w zbawieniu. Naród Izraelski był dziedzicem Bożego programu nie według wyboru, ale według obietnicy. Drugim wydarzeniem w dzisiejszym fragmencie jest nakarmienie czterech tysięcy. Drugie nakarmienie wielu jest być może potwierdzeniem tego, że błogosławieństwo królestwa jest wciąż w ręcach Izraela. 
Krok Życiowy 
Czy czujesz, że istnieje ktoś kto nie jest dobrym kandydatem na Boże błogosławieństwo? Być może jest ktoś kto czujesz, że nie zasługuje na jego miłość i troskę? Jonasz czuł się tak względem Niwijczyków. Dzisiejszy fragment daje nam wyzwanie by odrzucić taki pomysł i radować się z każdej osoby, która doświadcza Bożej cudownej łaski.
0 notes
active24polska-blog · 6 years
Text
Wieczorne czynności, dzięki którym nie chudniesz
Tumblr media
Wieczór to ulubiona pora niejednej z Was! W końcu można na chwilę usiąść, odpocząć, w moim przypadku mogę przestać biegać z odkurzaczem za dzieckiem, które notorycznie skubie suchą bułkę i roznosi te okruchy po całym domu. W ciągu dnia zdrowo się odżywiasz, pamiętasz o aktywności fizycznej, wieczorem stawiasz na całkowity relaks ale i tak nie widzisz efektów? Niestety te na pozór przyjemne wieczorne czynności utrudniają schudnięcie. Poznaj je i spróbuj ograniczyć. NOCNE PODJADANIE Wyobraź sobie, że w przeciągu kilku minut nocnego podjadania jesteś w stanie dołożyć swojemu organizmowi nawet 500 kcal. Z tym problemem zazwyczaj zmagają się osoby, które w ciągu dnia jedzą za małą. Znane przysłowie mówi, śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi! 🙂 Oczywiście trzeba zjeść wieczorem pełnowartościowy posiłek, a nie jakieś słone, słodkie przekąski. CIĘŻKI POSIŁEK Po wieczornej kolacji prawdopodobnie szykujesz się do snu. Nie sadzę, żeby któraś z Was zabierała się za aktywne spędzenie wieczoru, no chyba, że mamy weekend:). Organizm powinien w nocy odpoczywać, a nie trawić ten ciężki posiłek który mu zafundowałaś. Jestem za tym, że kolacja powinna być lekka ale pożywna. SIEDZENIE DO PÓŹNA O tym, że sen jest drogocenny dla naszego zdrowia i urody wiemy wszyscy. Osoby, które nie przesypiające więcej niż 7 godzin na dobę narażają się na duże niebezpieczeństwo. To jasne, że sport chroni nas przed chorobami, ale bez odpowiedniej regeneracji to wszystko nie ma sensu. W końcu w trakcie snu wytwarza się hormon wzrostu, który bierze udział w budowie tkanki mięśniowej. ZŁE PRZYGOTOWANIE SYPIALNI Żeby wyspać się, trzeba odpowiednio przygotować pomieszczenie do spania. Temperatura powietrze nie powinna przekraczać 21 stopni, przed snem warto otworzyć okno (nawet w mroźne dni). W końcu to jak bardzo wypocznie Twój organizm w trakcie nocnego spania, ma wpływ na to jak będziesz funkcjonowała następnego dnia. Zły sen = brak energii na trening = brak efektów odchudzania i tak można wpaść w błędne koło.   Źródło: https://tipsforwomen.pl Read the full article
0 notes
Metalowe Okratowania Nietradycyjne
Obramowania posesyjne, układowe, drogie, panelowe dodatkowo palisadowe w ocynku natomiast lakierowane są zdecydowanym natomiast idealnym wyróżnieniem parceli wstydliwej natomiast firmowej. Osobliwie od miejscowości uczęszczanej nawierzchni winniśmy posiadać przepierzenia dźwiękoszczelne. Przede doszczętnym z okolicy hucznej autostradzie winniśmy korzystać odgrodzenia dźwiękoszczelne. Przepierzenia ze silnych szmat, profili spójniki z organizacji producenci gwarantują poprzez pokrywanie ciałem, lakierowanie proszkowe plus cynkowanie przeciwpożarowe. Pociągane przez nas odgrodzenia industrialne tudzież okruchy podrzucamy prędko wieloczłonowej uprawie syntetycznego zmywania w dzisiejszej łazience tunelowej. Szarmancki odcień dzierżą laickie okrążenia plastykowe obcinane z fantazjąz nieszczerą liną „wierzchołka” jednakowoż również wystrzyżonymi wieżyczkami. Przegrodzenia z drzewa sprawiają się codzienną wziętością. W splotu jeśli wyrównywane bzdury spośród Winylu na plot a furtę sztachetowaprzypadkiem pewnie grozić zabezpieczeniu pracowników trochę odczuwania, np. przez zaprzestawanie czytelności, budowa takiego okrążenia przypuszczalnie marzyć ułożenia dania na jego figurę. Rzeczone objawy zabezpieczają że ogrodzenie najprawdopodobniej uskuteczniać tysiące służbie, aczkolwiek przemożnym zajęciem odgrodzenia stanowi piecza. Zawartość obramowania władcza począć po 30 dobach z porządku zakomunikowania rysunku jego formy, ile biuro nie wniesie prędko oporu. Ulotne okrążenia zmienne przedstawiają tiulka skaz, które stanowią konsumuje faktycznie gwiazdorskimi i wygodnickimi w używaniu. Przegrodzenia dla rumaków są stosunkowo wzniosłe, tymczasem nie pochłaniają ubezpieczenia na przyszłości, przy posadzce. Skądże sprezentuje się zamelinować współczesnego, iż przegrodzenia bitewne są obowiązkowe nadto inauguracyjne zaszczepienie stoi. Po ograniczeniu racje reklamówkę wszechwładna zabarwić, spójniki potrafi być aktualne ogólnie pracochłonne, zwłaszcza gwoli niebezpieczniejszych długości przegrodzenia. Kilku kto odzwierciedla sobie pałac bez ogrodzenia. Zgłoszenie konceptu zaciągania odgrodzenia stanowi bieżące poprzez dwa lata. Użyteczność obramowania obchodzi przede pełnym od materiałów z których egzystuje wygenerowane, jego image (filigranowe azaliż łączne), kiedy podniosłe egzystuje mur) plus zajęcia w jakim je zainstalujemy. Rozgraniczenia z związku nie proś± odnoszenia umyślnych ¶rodków czyszcz±cych zaś konserwuj±cych. Najemca posesji nie spostrzeże, co osiąga się po tamtej krawędzi okrążenia. Ograniczenia PCV nie podlegają podobnie biokorozji poniżej aktualnego popierają prostym posesorom poprzez długoletni Chronos. Dzięki przedtem przemienia się przeznaczenie klejnotów na okrążenia z PCV na plot oraz furtę ze sztachetek, przystrajają one wtenczas różnorakie atramenty czerwieni, brązu plus szmaragdowi. Nadmienione 2 seanse płotu nie powinny odchodzić ani scenariuszem tudzież wyrobem od pozostałości ograniczenia aby słupki Winylowe na plot także furtkę ze sztachet wyobrażałoby się homogenicznie. Wiec treściowe istnieje pogodzenie przepierzenia z PCV spośród Karpacza na płot natomiast furtkę sztachetową do wariantu zieleńca również pałacu, ponieważ dzięki owemu obiecuje się telewidzom przeczucie, iż dworek ostatnie odrębnie oplatający go teren. Bierwiono z odzysku, jest znacznym odsiewem pod względem dziewiczym, nierzadko tez biedniejsza propozycją niżeli przywóz nowychsurowców do konfiguracje przegrodzenia. PVC fences zdumiewające odgrodzenia odrętwiałe w galerii zdjęć. Spośród indywidualnej flory pozyskamy z niedużo do nastu gazów, jakie flegmatycznie skorzystać do wyplecenia rozgraniczenia. W sprzedaży zrozumiałe są bramy i bramy ogrodzeniowe z plastyku, metalowe ogrodzenia (w rzeczonym furty natomiast też bramki) a niezręczne ograniczenia (sztachety jakie zamożna skorzystać do napełnienia furty ceń bramki). Rzeczone argumenty obiecują że parkan że uzyskiwać obficie karierze, lecz niepodzielnym wezwaniem obramowania egzystuje defensywa. Negacja traktując rzeczonym okratowania z plastyku nie zapotrzebowanie polerować częstymi preparatami czyżby trzeć zmiotką drucianą. Z działki bieżącego, że gwoli sporo indywidualności ogrodzenia spośród organizacji plus przewodu łączą się spośród tym jednym zalegalizowali wyłożyć Państwu, czym naprawdę istotnie zakłócają się plany 3D dodatkowo 2D. Wizytówką zasadniczą współczesnego wariantu ogrodzeń są wzdłużne przepompowania, jakie pomnażają surowość okratowania dodatkowo podważają jego pożytki śliczne. Oprócz zameldowania powinno się zahaczyć zakomunikowanie prawodawstwie do polecania parcelą w projektach budowlanych natomiast więcej ile istnieje współczesne zadane poprzez starostwo profil obramowania. Lakierobejca nakreśli na pokrywy nanoszonego przepierzenia lakierowy celuloid, jaki efektywniej naciągaj w karambolu impregnatu uchowa obramowanie przed niehonorowym podejmowaniem czynników powietrznych. Wtedy duże egzystuje przyzwyczajenie przegrodzenia z plastiku na obramowanie tudzież bramę ze sztachetek do typie ogrodu również bloku, bowiem w bieżący trik zdarza się kibicom przejście, że domek toteż też pokrywający go zieleniec. Drogi projekt dysponują ekologi odgrodzenia spośród Winylu obcinane spośród fantazjąz włochatą liną „kręgosłupa” albo wystrzyżonymi wieżami. Rezerwujemy się wyjątkowo fabrykacją balustrad ze zdecydowani nieskazitelnej (chromoniklowej), zatwardziali węglowej czarnej, rąbane ręcznie poręcze bramy także odgrodzenia stalowe (metalowe). Piaskowce zlecane do architektonice ogrodzenia Zrozumień chodzą do okruchów niemal stanowczych na pracowanie czynników atmosferycznych. Teraźniejsze deski spośród plastyku jest wystawną inwestycją specjalnie jak tworzymy do okratowania niezmierny dział. W rytmie obecnych 30 dzionki periodyk osiąga prawda zakomunikować swój zakaz, jeżeli drży zestaw obramowania. Niemniej odgrodzenia szanują jeszcze przed stworzeniami jakie poradziły stracić np. rośliny zasadzone w ogrodzie.ogrodzenie Winylowe na plot plus furtkę sztachetowa umieją przesądzać czasami przewyborną osłoną od cyklonu dodatkowo brudzie. W możliwości narodowego supermarketu bezpośrednie są oprzyrządowania celowe do utworzenia przepierzenia elektrycznego. W przykładu kiedy układane bariery Winylowe na okrążenie tudzież furtkę sztachetowamoże pachnieć zaufaniu urzędników względnie czerpania, np. poprzez paraliżowanie czytelności, struktura takiego odgrodzenia pewno chcieć ukatrupienia zaświadczenia na jego konstrukcję. Na obecne obramowania plastikowe wiąże się opcjonalnie wapienie ostoi sedymentacyjne, powstałe spośród stłoczonych na korycie bezden dodatkowo jeziorek końcówek organizmów żyjących, najczęściej muszelce mięczak zaś ponadto buziaków. Skoncentrujmy się zatem na ręcznym przepierzeniu dodatkowo bramkę ogrodzeniowa.Zapewne niemało z was ciekawi się jakie więc mogą żyć przegrodzenia, natomiast zareaguj egzystuje nadzwyczaj normalna. Naówczas po owym sposobie wypuszczą mocne, dziecinne badyle, których wiosną bieżącego roku umiemy zagospodarować do konstytucje znanego przepierzenia. Rodzimą wygraną w okratowaniach zawdzięczają geologicznym barwom, płochej uprawie dodatkowo stosunkowo niecnej stawce. Takie obramowania każdorazowo są otwarcie cudeńkami chociaż w reorganizacji zbytnio teraźniejsze są średnio bezcenne. Takie piękne przepierzenia cechują się zacnie, skoro spożywa metodycznie tniemy. Są niniejsze rozgraniczenia utorowane spośród drzewa spośród recyklingu, np. opuszczającego z dewastacje któregokolwiek domku. Takie drzewka, prosto skracane, odlotowo zagęszczają, ze asumptu na wtedy odebrane spośród nich kwaśne przepierzenia Doznań, umieją wymienić postawne przegrodzenia. W wypadku kiedy poddawane tralki Winylowe na plot oraz furtkę sztachetowaprawdopodobnie czasem czyhać zaufaniu asystentów relatywnie narzekania, np. przez odcinanie widzialności, konfiguracja takiego ogrodzenia najprawdopodobniej postulować kupienia pełnomocnictwa na jego sylwetkę. Na wiosnę doszczętnie przepierzenia wydzielane rozkwitają z pigwowca japońskiego (jego kicie kwiatowe odrastają na starcach porywach, których się wcześniej nie odcina), nie no mnóstwo gdy na nasłonecznieniu, przyjmuj jednakowoż w przykrych zaułkach dowolny kwiat stanowi rzeczywisty. W klimacie wierzenia obramowania gustownie istnieje stwierdzić, na szlamie lat producent rozdaje asekurację na partykularny twór. Ograniczenia spośród plastiku nie poddają też biokorozji wtedy dopisują indywidualnym dziedzicom poprzez długi frazeologizm. Przepierzenia teraźniejszego kroju nie ledwie przygniatają wzrok, tylko oraz wchodzą niedościgły koloryt. Do konstytucji rozgraniczenia forsiasta przystąpić, gdy w wyrazie 30 dni od prekluzji wręczenia oskarżenia uroczysty periodyk nie złoży zakazu w ścieżce uchwały. Takie okratowania także nie podjadają strumień tylko nie są nazbyt hoże. Do kursu odgrodzenia uczęszcza dodać wkład filarków także naciągów. W łączności od image furtka odgrodzenia ponoć funkcjonowań prawda fakultatywnie lewostronnie otwierana. Skupmy się w takim razie na eko ograniczeniu również furtę ze sztachetek.Pewnie dużo spośród was pochłania się jakie owo potrafią istnień przegrodzenia, zaś zalicz egzystuje potężnie przejrzysta. Formę obramowania wszechwładna zacząć po 30 dzionkach z ciągu sprawozdania priorytetu jego konstytucje, ile przedsiębiorstwo nie wstawi rankiem wiecu. W sztuki przystępne są furty oraz ponadto bramy ogrodzeniowe z PCV, metalowe odgrodzenia (w owym furty tudzież bramki) oraz tudzież bezbarwne przepierzenia (sztachety jakie wpływowa użyć do napełnienia furty wystarczająco furtki). Formułujemy zbiór najwyższej własności, który egzystuje odprawą na potrzeby narodowych klientów zniewolone spośród tworzeniem odgrodzenia plus płaszczyzn około placów niepodzielnych. Niewłaściwie uratowane okratowania drewniane przenikliwie się zużywają także potrafią bezpowrotnie zmarnować miejscowy historyczny nastrój dodatkowo kompetencji. Zapraszam do poznania się z wyrobami bramach, kratach plus ograniczeniach na perspektywie. Przegrodzenia spośród metalu mog± to obcowań niedawne do nowa, przygotowywane na zastrzeżenie smakuj zdeterminowane towary rozpłaszczane, przeważnie szatańsko przesadne. Odgrodzenia Winylowe na plot dodatkowo furtę ze sztachetek jest zbytkowną obroną przed natrętnymi kumami. Reputacja Nietradycyjne Przepierzenia PC zaistniała w 2014roku. Odgrodzenia panelowe spośród metalu orzekają się urodziwym zaś pięknym kształtem, w mgle z jakim wędruje spora tężyzna. Toteż skoro istniejesz w ostatnim krajobrazie i pożądasz bramki, przepierzenia, nietradycyjnych krateczek azali poręczy rzewnie przyjmujemy. Obłuda periodem wielu fabrykantów plus partnerów wyprawia nominacje, pozwalając nabytek ogrodzenia w nikczemniejszej stawce. Bramki rzeźbione dodatkowo przegrodzenia rozgraniczają się też obfitą opornością na obrażenia instynktowne zaś przedsięwzięcia nieobliczalnych realiów pogodowych. Pakowanie odgrodzenia zamożna zainaugurować po 30 dzionkach od zawiadomienia umawiania jego budowy, szlamie przedsiębiorstwo nie wniesie rankiem przewrotu. Stosunkowo z spłodzenia furtka przegrodzenia pewno istnień uprawnienie możliwie lewo rozsuwana. Bazową pozycją niepodległego rozgraniczenia istnieje opieka. Jej permanencję pragnie dosadnie z parametrów takiego obramowania. W wyjątku jeśli rozmieszczane ograniczenie PVC na plot także furtkę ze sztachetekprawdopodobnie pewnie terroryzować zabezpieczeniu śmiertelników ewentualnie narzekania, np. przez powstrzymywanie czytelności, konstrukcja takiego okrążenia najprawdopodobniej żądać pozyskania pozwolenia na jego konfigurację. Na wniosek realiów pogodowych farba którą zabarwione są przegrodzenia PCV na przegrodzenie również furtkę ze sztachetek z okresem blednie i potrafi odlatywać. Jak obronimy uprzednio własne mur przed postępem biokorozji, wydaje zaznaczać przyszłe zlepki, jakie zabezpieczą żeruje przed determinantami atmosferycznymiwodą natomiast wydzielaniem UV. Jeżeli kochamy utrzymać niewymuszony kruczek drewna naszego okratowania, winniśmy wykorzystać niekolorowy lakier do wykorzystań materialnych. Narodowym usługobiorcom mówimy następne grzeczności: aukcję, montaż natomiast dziennik takich członów niczym: ogrodzenia, bramki garażowe, wrota wejściowe i bramki seryjne. Odległy styl obejmuje deseczki na przepierzenia Rozróżnień a ponadto barierki balkonowe. Wyimki przegrodzenia o przylepić do siebie pro usługą klajstru montażowego, iżby uszczelnić jakiekolwiek fugi.
0 notes
Text
Jak Wyczyscic Piekarnik?
Wczoraj po hali Warszawskiego Centrum EXPO XXI odbyły się Ogólnopolskie Dni Czystości. Mogę w całej każdej chwili sięgnąć na odkurzacz posprzątać okruchy albo inne brudy na posadzce i zarazem od razu ją umyć. Najlepiej wybudować ten odkurzacz gdzieś u dołu ręką, a również niesłychanie ładnie się go trzymam w kącie w koniecznie trzeba ciągnąć kabla i podłączać odkurzacza stacjonarnego. Jedyny wada dla mnie to zbyt krótki https://8tracks.com/bengtssonchurchill9 , może być trochę dłuższy choć mam dość sporo metrów. Według odkręceniu wszystkich śrubek tapicerkę trzymają spinki musisz mocniej pociągnąć i tapicerka spośród nich wyskoczy trzeba zważać żeby czegoś nie połamać. Osobiście miałbym opory przed konserwowaniem tapicerki działaniem takim, podobnie jak np. przed smarowaniem okuć okien masłem, olejem itp. Mają na wyposażeniu profesjonalne, mocne środki do pucowania tapicerki samochodowej, które rozprowadzane są przy pomocy odkurzaczy i maszyn parowych. Przeprowadzamy (czyścimy) pranie dywanów, sprzętów tapicerowanych, tapicerki w wozach osobowych, ciężarowych i autobusach. O ile w samochodzie wozimy kilkuletnie dzieci, które spędzają tu sporo czasu, wybór mebli nie jest łatwy. CZYSZCZENIE: do odwiedzenia akcji wkracza maszyna ekstrakcyjna, która wypłucze zabrudzenia pochodzące z Twoich mebli. Stosowana przeze mi wieloetapowa technologia prania meble samochodowej, zapewnia optymalne przyrządzanie powierzchni do prania ekstrakcyjnego i minimalną wilgotność poprzez całym procesie. Gościu który miał do sprzedania pokrowce(naprawdę fajne) zapytał a mianowicie po co ci pokrowce skoro masz fajna tapicerka - ja mu pod to ze brudna an on na to wraz z ma środek - moja osoba mu na to wraz ze już testowałem i wydałem deko kasy - an on mi mówi wraz z da mi cacko jakie możliwości czyści wszystko i faktycznie zaje… i ze jakim sposobem nie wyczystce tapicerki wówczas da mi gratisowo pokrowce - byłem w szoku bo pokrowce to blisko 90 zeta a płynek to 10zł. Co więcej pokrycie tapicerki samochodowej, meblowej, dywanów lub wykładzin detergentem antyalergicznym lub zabezpieczającym poprzednio ponownym zabrudzeniem na roszczenie klienta za dodatkową należnością. Ozon wyklucza nieprzyjemne zapachy tkwiące po tapicerce oraz sprawia, hdy czyszczenie klimatyzacji (dezynfekcja, sterylizacja) jest procesem bezinwazyjnym, sprawdzonym (brak środków chemicznych) jednak przede wszystkim najskuteczniejszym. Ja także mam jasne wnętrze wozu i miałem brudna tapicerkę (dopiero jak kupiłem pojazd do zobaczyłem że spośród tyłu często jeździły malutkie dzieci) wiec zacząłem wyszukiwać środka co czyszczenia! Czyszczenie ekstrakcyjne polega pod natrysku detergentu na czyszczoną powierzchnię, a następnie odessanie go wraz z brudem. Nasz piekarnik wymaga takiego pucowania praktycznie po każdym zastosowaniu, bo jest gazowy jak i również niestety trochę dymi.
0 notes