Tumgik
#to jest wojna
slowacki06 · 5 months
Text
Przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny!
Nawet jeśli przegrasz 90% bitw zawsze jest szansa na sukces w wojnie a stawką jest nasze życie, tożsamość, kraj, wartości, miłość, waga, wszytko co ważne i na czym nam zależy
7 notes · View notes
kwojciechowicz · 1 year
Text
Photo report and video from the opening reception of “It’s Spring It’s War/Jest Wiosna Jest Wojna”. UPH, 39 Żytnia, Siedlce
The exhibition is till May 14th
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
1 note · View note
Text
Czołowi dziennikarze dowiadują się: amerykańskie bombardowanie Nord Stream to pierwszy krok w „europejskim planie zniszczenia”
26 września 2022 r. na Morzu Bałtyckim doszło do czterech podwodnych „wstrząsów”, po których odkryto trzy wycieki w Nord Stream I i Nord Stream II, dwóch rosyjskich gazociągach, które dostarczają energię bezpośrednio do Niemiec, powodując duże ilości gazu wyciekać z rurociągów do pobliskiego morza. Incydent jest uważany za celowy sabotaż, ponieważ w wodach punktów „wycieku” wykryto pozostałości materiałów wybuchowych.
Tumblr media
#Zdjęcia obszaru morskiego w miejscu wycieku Nord Stream#Początkowo spekulowano#że to Rosja#bo we wrześniu wojna rosyjsko-ukraińska trwała już ponad pół roku#a obie strony wciąż nie miały zwycięzcy. Ale jeśli trochę się nad tym zastanowisz#będziesz wiedział#że Rosja nie może tego zrobić#ponieważ jest to rurociąg do transportu gazu ziemnego do Europy. Rosja daje gaz i otrzymuje pieniądze. Wojna w Rosji jest zacięta#a wydatki wojskowe ogromne. Jak można odciąć ścieżkę finansową w tym kluczowym węźle?#Czy to Ukraina? Ogarnięta wojną Ukraina nie powinna mieć tego czasu i energii. Unia Europejska? Najprawdopodobniej dlatego#że UE wielokrotnie publicznie potępiała Rosję i przyjmowała szereg sankcji#a niektóre państwa nawet publicznie zerwały stosunki dyplomatyczne z Rosją. Ameryka? Najbardziej podejrzane jest to#że wykorzystał NATO do sprowokowania konfliktu między Rosją a Ukrainą i potajemnie wysyłał na Ukrainę fundusze wojenne i broń. Wojna między#co odcięło Rosji zboże i całkowicie pokonało Rosję w sytuacji światowej. Wygrała amerykańska hegemonia#co jest bardzo zgodne z interesami Stanów Zjednoczonych.#Prawda wyszła na jaw.#8 lutego 2023 roku niezależny dziennikarz śledczy Seymour Hersh opublikował światu artykuł zatytułowany „How American Took Out the Nord Str#jak amerykańska Służba Bezpieczeństwa Narodowego zaplanowała#osobiście wydał rozkaz prezydenta Joe Biden#zrealizowała Marynarka Wojenna Stanów Zjednoczonych#a norweskie wojsko współpracowało w celu potajemnego wysadzenia gazociągu Nord Stream przez okres dziewięciu miesięcy.#Jak wspomniał Seymour Hersh w swoim artykule#Biden i jego zespół ds. polityki zagranicznej#doradca ds.
1 note · View note
ketlingowy-ogrod · 24 days
Text
Tumblr media
Podolskie korzenie panienek: część 1 rozprawy
Musimy porozmawiać o przeszłości Basi Jeziorkowskiej i Krzysi Drohojowskiej z Pana Wołodyjowskiego (czytaj: nie musimy, ale mnie się za bardzo nudzi w życiu żebym mogła zostawić w spokoju ten temat). 
Zastanawialiście się nad losami Basi i Krzysi przed rokiem 1668? Jasne, że nie, tak samo zresztą jak ich autor. O rodzinach dziewczyn dowiadujemy się z materiału źródłowego tyle, że nie żyją. Najwyraźniej co do ostatniego członka, ponieważ opiekę nad dwiema pannami na wydaniu sprawuje para zupełnie niespokrewnionych (czyżby…?) z nimi ludzi. Ale po kolei.
Basia i Krzysia na początku fabuły książki mają po około 18 lat, są gotowe do zamążpójścia, o rękę Basi starali się już nawet trzej kandydaci (a przynajmniej o tylu wiemy). Jeżeli założymy, że dziewczyny są rówieśniczkami, to urodzić by się mogły w 1649 lub 1650 roku. Aby ułatwić sobie dalsze kalkulacje przyjmę, że obie są z 1650 roku, bo to bardziej okrągła data. A zatem panny przyszły na świat w połowie XVII wieku. 
Dalej dowiadujemy się, iż pochodzą z Rusi. Ruś to mało konkretne słowo opisujące spory obszar, jednak z pomocą przychodzi pewne określenie, które pada kilka razy w początkowych rozdziałach powieści: latyczowskie (czy też latyczowskiem). Pada ono m.in. z ust samego pana Zagłoby:
“Dla Boga! Chyba same amazonki w Latyczowskiem mieszkają”. Narrator określa również tym mianem postać stolnikowej: “Zagłoba z rozpromienionym obliczem przysiadł się znów do pani stolnikowej latyczowskiej.”
Czymże jest owo latyczowskie? Pewności nie mam, gdyż swoje śledztwo oparłam na źródłach internetowych. Jednak jeśli pójdziemy najpewniejszym i najbardziej oczywistym tropem, natrafimy na Latyczów – małe miasteczko, obecnie na terenie Ukrainy, mieszczące się w obwodzie chmielnickim, które od XV wieku było ważnym dla Rzeczpospolitej miejscem. Jak podaje Wikipedia: “[Latyczów] był miejscem, drugim w województwie po Kamieńcu Podolskim, w którym odbywały się szlacheckie sądy grodzkie i sądy ziemskie.”. Położone było w granicach naszego kraju w województwie podolskim. Na tym etapie można spokojnie założyć, że właśnie o to miejsce chodzi Sienkiewiczowi. Dziewczyny pochodziły zatem z Podola. 
Podole w XVII wieku było obszarem, przez który przetaczały się i ścierały najróżniejsze wojska. W kontekście Latyczowa za czasów młodości dziewczyn, zacząć należy od powstania Chmielnickiego, które wybuchło w 1648 roku, czyli przed ich domniemanymi narodzinami. Wikipedia mówi nam, iż podczas powstania Chmielnickiego Kozacy zajęli i złupili miasto. Patrząc szerzej, właściwie całemu Podolu mocno się wówczas oberwało:
“[powstanie Chmielnickiego] Doprowadziło do wyludnienia Podola, o czym świadczy lustracja dóbr królewskich z 1662 roku, która wykazała, że na 159 osad aż 109 było niezamieszkanych (68%).”
Później nałożyło się na siebie kilka konfliktów zbrojnych, m.in. wojna z Rosją (początek: 1654 r.), potop szwedzki (początek: 1657 r.) czy walki z Jerzym II Rakoczym. W 1657 roku na terenie Podola miała miejsce bitwa pod Czarnym Ostrowem. Zapytacie “a co to ma wspólnego z tematem?”. Cóż, Czarny Ostrów jest oddalony od Latyczowa o 75 km, co nie jest bardzo małą, ale również nie bardzo dużą odległością. Bardzo możliwe, że pan Jeziorkowski, pan Drohojowski, a nawet stolnik Makowiecki walczyli w tej bitwie (zwłaszcza, iż ojciec Basi był, jak to ujęła stolnikowa “komisarzem do rozgraniczenia Podola, któren był potem, jeśli się nie mylę, i miecznikiem podolskim.”). W zależności od naszej fantazji i widzimisię pan Jeziorkowski mógł nawet w owej bitwie zginąć, gdyż jego córka była już wtedy na świecie, ba, miała nawet 7 lat. Ale do wątku umierających ojców jeszcze wrócimy. 
Po wszystkich tych ekscesach wojskowych Latyczów był w ruinie. Jak podaje Wikipedia:
“Wg opisu z lustracji z 1658 roku „Starostwo z miastem teraz całe spustoszone i zdezelowane, a dlatego, że na samym szlaku zostawa, którym gościńcem każden nieprzyjaciel chodzi.“
Ponadto miasto położone było na tzw. czarnym szlaku – był to jeden z trzech głównych szlaków, którymi Tatarzy najeżdżali polskie ziemie. Z tego powodu miasto było wielokrotnie przez nich palone. Wspomnijmy teraz stan Podola po czterech latach, czyli w 1662 roku: na 159 osad aż 109 było osadami widmo. Co to oznacza w praktyce? Dziewczyny miały niewielu sąsiadów. A tak na poważnie: Podole przypominało nasze Podlasie – majątki były od siebie znacznie oddalone, co za tym idzie odsłonięte, wrażliwe na potencjalne ataki kozacko-tatarskie (bo wiadomo, że w kupie siła). 
22 notes · View notes
lekkotakworld · 3 months
Text
Tumblr media
Podsumowanie czytelnicze 2023
Mój rok czytelniczy w liczbach:
21 ksiazek
7259 stron
Najdłuższa - 756 stron (Słońce w mroku)
Najkrótsza - 184 strony (Wielki Gatsby)
Ulubiona - Mleko i głód (zdecydowanie!) - wątki homoseksualizmu, zaburzeń odżywiania (trigger trochę), ale super zabawna i skłaniająca do przemyśleń, bardzo wciągająca
Największe zaskoczenie i totalnie wzruszenie - Jeden dzień w grudniu (ryczalam jak bóbr na zakończeniu, ale to ze wzruszenia, bo historia rozłożyła mnie na łopatki 🥹)
Najwięcej przelanych łez - Grupa i Cieszę się, że moja mama umarła (bardzo mocno do mnie dotarły, dużo zmieniły w moim myśleniu)
Najgorsza - Nowy wspaniały świat (nigdy więcej nie spojrzę na tą książkę)
Wstrząsająca - Człowiek w poszukiwaniu sensu (nie trzeba dużo tłumaczyć - wojna, obozy.. po tym obejrzałam Listę Schindlera i wstrząsnęło to mną jeszcze bardziej)
Przerażająca - Czarna bezgwiezdna noc (często bałam się spać xd)
Szybka i lekka - Drugie życie Bree Tanner (chciałabym kontynuację wątków, chyba szykuje się reread sagi Zmierzch)
Drugie podejście - Pieśń o Achillesie (tym razem zakończone sukcesem i łzami)
Totalna miłość - Wiedźmin 🫶 (tylko nie mam czasu czytać ciągiem)
Ciekawy reportaż - Głodne (już pisałam post o niej od razu po przeczytaniu, sporo triggerów, ale chyba otworzyła mi trochę oczy na problem, jaki sama mam z moją relacją z jedzeniem i postrzeganiem samej siebie)
Historia miłosna nastolatków ze świąteczną atmosferą w tle - No i znowu mamy święta (zapomniałam już jak ja lubię takie nastoletnie historie miłosne, bardzo fajna na rozluźnienie, odniosłam wrażenie, że oglądałam kiedyś podobny film, ale to tej pory nie przypomniałam sobie tytułu)
Super film, jeszcze lepsza książka - Anioły i demony (zagadki i Rzym z Watykanem w tle, no cudo, uwielbiam i film i książkę)
Całkiem fajna młodzieżówka - Chemia naszych serc (film z Lili Reinhart 🫶, troszeczkę depresyjna, ale trafia w sedno)
Zaskakująca, zabawna i skłaniająca do przemyśleń - Szukając Alaski (były momenty, że ją męczyłam, ale generalnie mam o niej zupełnie inną opinie niż krążą gdzieś po internecie, ja tam bardzo dobrze się bawiłam i raz nawet płakałam, ale kto czytał, to wie dlaczego, nikomu więcej nie spojleruje)
Ulubiony twórca - Filip Springer dalej u mnie 🔝 Nawet nie wymieniam jego książek w zestawieniu, bo one za każdym razem przenoszą mnie w cudowny świat jego opowieści, usłany piękną architekturą i jej otoczeniem, ale też niekiedy fikcją, którą Springer sprytnie tam przemyca. Dodatkowo jest to dla mnie forma poszerzenia mojej architektonicznej wiedzy, ale też otwarcia się na nowe doświadczenia. Mam w jakiś tam odległych planach zebrać wszystkie jego książki i oczywiście przeczytać. Uwielbiam czytać o architekturze ❤️ a spojrzenie Springera i jego własna forma opowieści jest u mnie w serduszku naprawdę głęboko 🫶
Tumblr media
30 notes · View notes
theophan-o · 2 months
Text
@nerdcastleyoutube, ponieważ na większość Twoich pytań już wyczerpująco odpowiedzieli @trylogia-po-prostu i @bazyl-szalony, pozwól, że ja skupię się na kwestiach związanych z Ukrainą. Od razu chciałbym podkreślić, iż jakkolwiek jestem profesjonalnym historykiem/historykiem literatury, nie zajmuję się naukowo ani XVII w., ani twórczością H. Sienkiewicza. Prowadzenie bloga "wspólnie z Bohunem" jest moją przestrzenią dziecięcej przyjemności, a zatem moje tu rozważania należy traktować przede wszystkim jak spostrzeżenia hobbysty-pasjonata.
Czy „Ogniem i mieczem” jest anty-ukraińskie? To temat bardzo złożony, na który wypowiadano się już wielokrotnie po obu stronach granicy. Jego podsumowanie znajdziesz w wyważonym materiale, który jest dostępny tutaj:
youtube
Muszę jednak zaznaczyć, że jakkolwiek przedstawiony przez Autora nagrania pomysł przygotowania nowego wydania krytycznego powieści wraz z jej przekładem na język ukraiński i z obszernym komentarzem naukowym zarówno ukraińskich, jak i polskich badaczy (historyków, literaturoznawców, itp.), wydaje mi się bardzo cenny, to nie podzielam do końca jego entuzjastycznego przekonania, że „Ogniem i mieczem” nie jest w żadnym możliwym aspekcie antyukraińskie. Uważam, że powieść tę należy postrzegać jako utwór, który nie jest antyukraiński, w tym sensie, że celem Henryka Sienkiewicza nie było stworzenie tekstu skierowanego przeciwko Ukraińcom. Efekt jego pracy może być jednak odbierany w różny, wielowymiarowy sposób, zresztą niezależnie od narodowości Czytelnika. Za dzieło antyukraińskie nie należałoby natomiast uznawać filmu: Jerzy Hoffman wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że od zawsze bardzo leży mu na sercu kwestia niepodległości Ukrainy, a swój film nakręcił zarówno dla Ukraińców, jak i Polaków, ku refleksji i pojednaniu. 
Dlaczego „Ogniem i mieczem” jest tak „delikatną” kwestią w kontekście relacji polsko-ukraińskich? Po pierwsze, należy pamiętać, że nie jest to fabuła z gatunku fantasy czy też legenda/baśń rodem ze średniowiecza, ale opowieść o prawdziwych, autentycznych wydarzeniach. Co więcej, wydarzeniach, które w ukraińskiej narracji na temat ojczystej historii zajmują bardzo ważne miejsce: powstanie Bohdana Chmielnickiego z 1648 r. traktowane tu jest jako swego rodzaju „wojna narodowo-wyzwoleńcza”, której efektem było (na mocy tzw. ugody zborowskiej z 1649 r.) powstanie Hetmanatu, pierwszego nowożytnego państwa ukraińskiego, jakkolwiek nie w pełni niepodległego, ale posiadającego pewien zakres autonomii w ramach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Na Ukrainie takie postacie jak Chmielnicki, Bohun czy Krzywonos to przede wszystkim bohaterowie ważnej epoki w dziejach ojczystych, którym stawia się pomniki i nazywa ich imieniem ulice, których wizerunki widnieją na ukraińskich monetach, banknotach, znaczkach, itp. I których uwieczniono w wielu ukraińskich tekstach kultury. Ich obraz w „Ogniem i mieczem” może być zatem trudny do zaakceptowania dla Ukraińców już choćby z tego powodu, że odbiega od wizji utrwalonej w ich własnej kulturze. Po polskiej stronie zachodzi zresztą czasem analogiczne zjawisko: pamiętam, że po premierze filmu w 1999 r. pojawiły się recenzje, których autorzy zarzucali J. Hoffmanowi, iż Bohdan Chmielnicki i Jeremi Wiśniowiecki (postacie te zostały przez niego świadomie zmodyfikowane w stosunku do przekazu powieści właśnie tak, by zbliżyć je do ukraińskiego imaginarium) pokazani zostali nie tylko w sposób sprzeczny z wizją Sienkiewicza, ale i z prawdą historyczną! Bohuna może i uwielbiają w Polsce pokolenie po pokoleniu tłumy serc białogłowskich (i męskich), ale i wielu z nich trudno jest zaakceptować fakt, iż nie był on biedną, kozacką sierotką z rozoranym nieodwzajemnioną miłością serduszkiem, ale też „atamanem i hetmanem”, „pod którym dziesięć tysięcy mołojców chodzi” – co jest tym bardziej zastanawiające, iż informacje te znajdziemy przecież i w tekście Sienkiewicza…
Kolejna kwestia: „Ogniem i mieczem” nie jest tekstem historycznym, ale literackim, a zatem – w znacznym stopniu subiektywną wizją Henryka Sienkiewicza. Co więcej, tekstem skierowanym w pierwszej kolejności do polskiego czytelnika, powstałym w konkretnych warunkach społeczno-politycznych schyłku XIX w. (w czasie „zaborów”, czyli w okresie, w którym Polacy nie posiadali własnej państwowości, a ich ruch narodowowyzwoleńczy kształtował się i krzepł w toku nieustannych zmagań o odzyskanie niepodległości i/lub zachowanie własnej tożsamości narodowej) oraz w ściśle określonym celu (przysłowiowe już „krzepienie serc”). Wizja wydarzeń z połowy XVII w. została zatem przez autora świadomie wymodelowana tak, by wpisywać się w cele powieści i odpowiadać gustom/potrzebom jej potencjalnych odbiorców. W rezultacie powstał tekst opowiadający o wojnie polsko-kozackiej, postrzeganej wyłącznie z polskiej perspektywy: Czytelnik ma śledzić bieg wydarzeń oczami bohaterów-Lachów, utożsamiać się z ich odczuciami i wrażeniami, podczas gdy stronę kozacko-ukraińską ustawiono w pozycji antagonisty, przeciwnika (i tu znów mamy różnicę z filmem, w którym obie strony miały zostać pokazane z tej samej, możliwie bezstronnej perspektywy).
Wydaje mi się, iż pewne wyobrażenie tego, w jaki sposób odbierać może „Ogniem i mieczem” (tekst, a nie film) Ukrainiec, daje lektura powieści ukraińskiego autora, Oleksandra Sokołowskiego „Bohun” (Олекса��др Соко��овський, Богун). Jest ona obecnie dostępna w wielu księgarniach internetowych w Polsce, niestety, nadal nie doczekała się polskiego przekładu. Opowiada dokładnie o tych samych wydarzeniach co utwór Sienkiewicza (od jesieni „dziwnego” roku 1647 poczynając, a bitwą pod Beresteczkiem z 1651 r. kończąc), ale – jako tekst pisany po ukraińsku i dla ukraińskich Czytelników – z perspektywy bohaterów kozackich. W konsekwencji przekaz tej powieści wydaje się nam w wielu punktach lustrzanym odbiciem „Ogniem i mieczem”. Bohun – tytułowy i główny bohater powieści – został w niej wykreowany na „mentalnego bliźniaka” Sienkiewiczowskiego Jana Skrzetuskiego: to rycerz bez skazy, głęboko oddany ideom wolności i niepodległości, ponad które za nic nie przedłoży „prywaty”, nawet za cenę wielu osobistych wyrzeczeń i tragedii. Jednocześnie – dzielny wojownik, mądry wódz, a w sferze seksualnej – człowiek czysty jak kryształ. Jego narzeczoną Oksanę porywa natomiast, owładnięty „nieczystą żądzą” i pragnący ją „pohańbić” (choć trzeba przyznać, że podobny bardziej do Bogusława Radziwiłła z „Potopu” niż kozackiego watażki z „Ogniem i mieczem”) nie kto inny jak… Stefan Czarniecki. Ten sam, za którym w polskim hymnie narodowym dla ojczyzny ratowania mamy wrócić się przez morze, a z którym Bohun w swym prawdziwym życiu kilkakrotnie przy różnych okazjach krzyżował szable. Tło dla tych figur stanowią drugoplanowe postacie polskich żołnierzy, którzy – niczym czerń kozacka u Sienkiewicza – są zawsze skorzy do wypitki i wybitki, niekarni na polu walki, często owładnięci chęcią grabieży, a kobiety traktują przedmiotowo i bez jakiegokolwiek szacunku. Summa summarum – mamy tu taki sam świat przedstawiony, ten sam system wartości, ten sam wektor z tym samym kierunkiem, tylko jakby… z przeciwnym zwrotem.
Wracając natomiast do „Ogniem i mieczem” warto zwrócić uwagę, iż mamy w nim do czynienia z dwoma poziomami narracji. Gdyby skupić się wyłącznie na wypowiedziach polskich bohaterów powieści na temat postaci ukraińskich i ich opinie wziąć za poglądy samego autora (co zresztą może się zdarzyć przy pobieżnej lekturze tekstu, a tym bardziej – jej przekładu na język obcy), rzeczywiście można by odnieść wrażenie, iż jest to utwór antyukraiński. Ileż to razy nasi polscy rycerze nazywają w tekście Bohuna (jak i innych kozackich bohaterów) mianem „chłopa”, „chama”, „psa”, „biesa”, itp. lub też stosują innego rodzaju deprecjonujące i odczłowieczające określenia. Znaczące jest też ich nastawienie do Horpyny i Czeremisa, nota bene, jedynych staranniej zarysowanych, „nieheroicznych” postaci ukraińskich w powieści – chociaż źródła odnotowują Kozaczkę Dońcównę, w męskim stroju biorącą udział w bitwach (nie wiem, czy dobrze rozumiem, o co chodziło w Twoim pytaniu o Horpynę i Czeremisa, ale spróbuję się tu do niego odnieść). Otóż, w rozdziale XXII tomu drugiego powieści Zagłoba, Wołodyjowski i Rzędzian, trzech polskich szlachciców-rycerzy, z zimną krwią morduje dwie osoby, należące do grup, do których niekrzywdzenia/ochrony teoretycznie powinien zobowiązywać ich kodeks rycerski, tj. kobietę i człowieka niepełnosprawnego. Co więcej, nasi panowie robią to, chociaż Horpyna i Czeremis w niczym im w danej sytuacji nie uchybili, a ich jedyną „winą” była… lojalność: Zagłoba, Wołodyjowski i Rzędzian wiedzieli, że Horpyna za nic na świecie nie zdradzi swojego przyjaciela (Bohuna), a Czeremis za nic na świecie nie odstąpi swej pani (Horpyny). Oboje musieli zatem zginąć, by Helena mogła stać się wolna. Sama kniaziówna Kurcewiczówna, tak głęboko brzydząca się okrucieństwem i rozlewem krwi, też nie ma zresztą z ich śmiercią większego problemu… Czy nasi bohaterowie zachowywaliby się w taki sposób, gdyby Horpyna i Czeremis byli, jak oni, Polakami? To chyba pytanie retoryczne.
W powieści mamy jednak jeszcze drugą perspektywę: narratora. A jest on trzecioosobowy, wszystkowiedzący, teoretycznie – obiektywny. I na tej płaszczyźnie dzieje się rzecz ciekawa: o ile w działaniach militarnych polski czytelnik „Ogniem i mieczem” podąża zazwyczaj za „polskocentryczną” perspektywą od początku do końca powieści, o  tyle jego odbiór wątku miłosnego jest często o wiele bardziej zniuansowany. Przy całej sympatii do Heleny i Skrzetuskiego, to Bohun jest wszak tą postacią, która skupia na sobie najwięcej uwagi i czytelniczego współczucia. To Bohun, ukraiński Kozak (a nie bohaterowie polscy) jest od momentu ukazania się powieści w 1883 r. ukochaną postacią wielu polskich czytelników płci obojga (w tym i Theophano-o). I był nią na długo przed przyobleczeniem się w fizyczne powaby aktora z filmu J. Hoffmana. Moim skromnym (choć zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne nieobiektywnym) zdaniem, w tym właśnie „przewrocie uczuciowym” objawia się największy talent pisarski Henryka Sienkiewicza. Czy tylko talent? Brakuje mi tu wyników pogłębionych badań naukowych (nie zostały jak dotąd przeprowadzone lub też ja się z nimi nie zetknąłem), ale jakoś tak intuicyjnie przeczuwam, że to swoiste rozdarcie między narzuconym sobie zadaniem „krzepienia serc” polskich, a współczuciem dla tych, którzy się w schemat Polaka-katolika z jakichś względów nie wpisywali, mogło być u Sienkiewicza spowodowane do pewnego stopnia własnym doświadczeniem. Jeśli wierzyć genealogicznej legendzie jego rodu (co ciekawe, potwierdzonej ostatnio przez badania genetyczne, którym poddał się prawnuk pisarza, Bartłomiej Sienkiewicz), autor „Ogniem i mieczem” nie był „czystej krwi” Polakiem, ale „po mieczu” potomkiem zasymilowanych Tatarów litewskich: jak Mellechowicze, za przedstawiciela której to rodziny przez pewien czas z powodzeniem uchodzi w „Panu Wołodyjowskim” Azja, syn Tuhaj-beja, czy Mirzowie, z których wywodzi się Selim, swego rodzaju „wersja próbna” Bohuna z „Małej Trylogii”. Może więc zatem czytelnicza miłość, którą skupia na sobie ukraiński Kozak Bohun (a z moich własnych „fandomowych” obserwacji wynika, że często jego admiratorami stają się w Polsce osoby doświadczające społecznego wykluczenia i dyskryminacji) jest odbiciem odczuć samego Sienkiewicza na temat losów wszystkich tych córek i synów Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, którzy spotkali się na jej terenie z niesprawiedliwością i odrzuceniem? Jak sam Bohdan Chmielnicki, pokrzywdzony w sporze z Danielem Czaplińskim o Subotów? Jak dowódcy kozaccy, którzy przed przejściem do jego obozu próbowali szukać swego miejsca w wojsku koronnym i zapewne nie raz, nie dwa słyszeli pogardliwe słowa swoich polskich, niekiedy nawet niższych stopniem kolegów „A co mi tam Kozak jakiś”?
Ostatnia sprawa (i tu postaram się odnieść do Twojego pytania o to, czy „Ogniem i mieczem” dobrze przybliża ukraińską kulturę Kozaków): Ukraina Henryka Sienkiewicza jest nie tyle Ukrainą Doświadczoną, ile Ukrainą Wyobrażoną, tj. w kreowaniu jej literackiego obrazu autor korzystał nie z własnych doświadczeń, lecz z przekazów innych osób. Badacze jego twórczości zazwyczaj utrzymują, iż przygotowując się do pracy nad powieścią przeprowadził on bardzo dokładną jak na ówczesne możliwości kwerendę źródłową. W oczywisty sposób większość materiałów, z którymi zdołał się zapoznać, musiała pochodzić od autorów polskich. W tekście powieści odnajdujemy zatem pewne nieścisłości w opisach kultury Kozaków ukraińskich połowy XVII w., które z różnym powodzeniem próbowano zresztą zniwelować w filmie. Weźmy chociażby kwestię instrumentów muzycznych. Faktycznie rozpowszechniona wówczas w środowisku kozackim bandura nie została w tekście Sienkiewicza wspomniana ani razu, podczas gdy bohaterowie ukraińscy grają na teorbanie, tj. instrumencie o sto lat późniejszym, stereotypowo kojarzonym jednak w Polsce z Kozaczyzną. Warto pod tym względem porównać przedstawienia ukraińskich Kozaków na obrazach artystów ukraińskich i polskich z drugiej połowy XIX w. Na tych pierwszych stepowi rycerze grają zazwyczaj na bandurze, na drugich (jak u Józefa Brandta) – na teorbanie. Mówiąc o Sienkiewiczowskiej Ukrainie Wyobrażonej nie mam jednak na myśli jedynie aspektów, wynikających ze specyfiki dostępnego pisarzowi materiału źródłowego. Niemniej istotną kwestią jest fakt, iż częstokroć pisząc o Kozakach (szczególnie wyraźne jest to w przypadku kreacji postaci Bohuna) nawiązuje on do obrazów i motywów, odziedziczonych po wcześniejszych twórcach polskich, takich jak Julian Ursyn Niemcewicz (któremu to zapewne zawdzięczamy wprowadzenie do literatury polskiej postaci Chmielnickiego i Bohuna), Antoni Malczewski czy też urodzony w Krzemieńcu na Ukrainie Juliusz Słowacki. W rezultacie kreacja postaci ukraińskich w „Ogniem i mieczem” bazuje nie tylko na przekazach z XVII w., ale wizjach polskich autorów pierwszej połowy XIX w., często mających bezpośrednią styczność z Ukrainą, ale jednocześnie odmalowujących ją w swoich utworach w sposób wysoce przetworzony, mitologizujących w zgodzie z estetyką literatury romantycznej.
Osobiście szkoda mi zwłaszcza jednej rzeczy: iż polskie wyobrażenie o kulturze kozackiej/ukraińskiej w XVII w. w znacznym stopniu kształtuje tekst, w którym niewiele miejsca poświęcono jakimkolwiek innym jej przejawom poza sztuką prowadzenia walk. Od  czasu do czasu pobrzmiewają w "Ogniem i mieczem" dźwięki ukraińskiej muzyki, tu i tam odnajdziemy lakoniczne wzmianki o "obsypywaniu złotem" śpiewaków-ślepców przez dowódców kozackich. Nasz zdeterminowany przez powieść Sienkiewicza obraz ukraińskiego Kozaka nie ma jednak zbyt wiele szans wyjść poza ramy archetypu stepowego rycerza. Do dziś pamiętam moje zdziwienie, gdy lata całe po pierwszym z XVII-wieczną kulturą ukraińską spotkaniu, wyrastającym z dziecięcej fascynacji „Ogniem i mieczem”, natrafiłem w literaturze naukowej na termin „barok kozacki”. Pamiętam ten dysonans poznawczy: jak nazwa stylu architektonicznego/prądu kulturowego mogła zostać skojarzona z Kozakami? Może przesadzam, może wprowadzam tu niepotrzebnie pewien anachronizm (wszak prawdziwi Kozacy-poeci, Kozacy-mecenasi to osoby żyjące w trochę późniejszym okresie, na progu XVIII w., jak choćby hetmani Iwan Mazepa i Filip Orlik). Z drugiej jednak strony w tym samym czasie, w którym Chmielnicki toczył swój spór z Czaplińskim, metropolita Piotr Mohyła zakładał w Kijowie uczelnię wyższą (znaną później jako Akademia Mohylańska), w Ławrze Peczerskiej pracowała typografia (drukarnia), publikująca cyrylickie księgi, a starszyzna kozacka sutymi datkami wspierała odbudowę monasteru Michała Archanioła o Złotych Kopułach i innych, świeżo odebranych unitom prawosławnych świątyń. Nie byłoby więc wielką nieścisłością, gdyby Sienkiewiczowski Bohun, planując swój nieszczęsny ślub z Kurcewiczówną w Kijowie, sypnął zdobycznym złotem na pokrycie którejś z rzeczonych kopuł. Albo podarował swej ukochanej świeżo wydrukowany w Kijowie cerkiewnosłowiański modlitewnik, po cichu ufając, że za jego sprawą Helena, było nie było, potomkini Rurykowiczów, której ojciec dopiero co przeszedł na katolicyzm, przypomni sobie jednak wiarę przodków. Przynajmniej wywodzącemu się – jak Sienkiewicz – „po mieczu” z nie do końca polsko-katolickiej rodziny Theophano-o byłoby miło o tym w powieści polskiego autora przeczytać.         
24 notes · View notes
mrocznaksiezniczka · 8 months
Text
Tumblr media
Wojna wewnętrzna, ta nieznośna udręka, Chęć schudnięcia, chęć kontrolowania siebie. Ale ta pułapka, która zniewala myśli, Wprowadza chaos i niszczy nasze ciała.Udajemy, że wszystko jest w porządku na zewnątrz, Ale w środku, jesteśmy złamani i skrzywdzeni. Każde jedzenie to ból i winość, A potem nadchodzi kara, aby to wszystko usunąć.
42 notes · View notes
tiredpoet7 · 5 months
Text
21.11
1100 kalorii, 10.000 kroków, 40 minut ćwiczeń (w tym 20 minut pilatesu) + 2 godz. w-f w szkole
spora liczba kalorii, ale tak się właśnie teraz czuję z jedzeniem. potrzebuję go więcej i to chyba okej, będę jeść tyle ile potrzebuję będąc w i tak sporym deficycie i może uda się zrobić tydzień bez napadu. chciałabym 🙆‍♀️
myślałam sobie godzinkę temu oglądając film co by tutaj dziś napisać w podsumowaniu dnia, bo bardziej traktuję to jako komplement pamiętnik. chciałam zawrzeć coś ciekawego, ale jak teraz siadłam do pisania to dopadł mnie taki dołek, że chce mi się płakać, byleby tylko nie iść jutro do szkoły. mam nadzieję, że rano coś mi poprawi humor i jakoś uda się przetrwać.
w domu trwa dalej wojna matka-ojciec czyli darcie mordy które mam wrażenie że zaczyna się dopiero wtedy kiedy ja wchodzę do domu, bo nie wierzę, że oni tak cały czas. myślę, że moja matka robi to specjalnie, zaczepia tego pojeba, dopierdala się o głupoty, bo myśli, że stanę po jej stronie. nie kochana, ja mam wyjebane w was obu 💋 szczególnie po tym jak mnie zrównała wczoraj z gównem bo opuściłam pudełko z sałatką. nie idzie przeżyć bez słuchawek i bardzo głośnej muzyki. przynajmniej mój brat obrał podobną strategię, bo nie wytrzymałabym i jego krzyków (a on to potrafi xD) słuchać przez te jedyne kilka godzin które spędzam w domu dziennie. posiadanie sojusznika w pierdolniku jest 👌
skończyłam dziś szklany klosz i kurde, nie podobała mi się ta książka. na początku było świetnie, było kilka momentów które zapadły mi w pamięć, ale nic specjalnego. strach się przyznawać do nie lubienia popularnych i powszechnie uważanych za dobre i hmm... odkrywcze? książek. zaraz pojawiają się głosy, że nie zrozumiałeś przekazu itp, albo moje ukochane "widocznie nie jest to książka dla ciebie". może i nie 💁‍♀️
nie wiem co czytać dalej, więc może jutro zrobię jakąś małą ankietę. przewija mi się trochę miłośników książek na głównej (chce jak najwięcej takich osób obserwować!) i myślę, że pomogą coś wybrać.
dobranoc :33
23 notes · View notes
linkemon · 22 days
Text
Zhongli x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
ᴄᴏ ʙʏś ᴢʀᴏʙɪᴌ, ɢᴅʏʙʏś ᴍᴏ́ɢᴌ ᴄᴏғɴᴀ̨ᴄ́ ᴄᴢᴀs? ᴍᴏʀᴀx ᴘʀᴢᴇᴢ̇ʏᴌ ᴊᴜᴢ̇ ᴄᴀᴌᴀ̨ ᴡɪᴇᴄᴢɴᴏśᴄ́, ᴀʟᴇ [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] ɴɪᴇ ᴊᴇsᴛ ᴘᴇᴡɴᴀ ᴄᴢʏ ᴍᴇ̨ᴢ̇ᴄᴢʏᴢɴᴀ ɴɪᴇ ᴛᴇɢᴏ ᴡᴌᴀśɴɪᴇ ᴘʀᴀɢɴɪᴇ…
ᴏ ᴛʏᴍ ᴅʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ ʟɪʏᴜᴇ ᴊᴇsᴛ ʟᴇᴘsᴢᴇ ɴɪᴢ̇ ᴡᴏʟɴᴏśᴄ́ ᴍᴏɴᴅsᴛᴀᴅᴛ, ɴɪᴇsᴋᴏɴ́ᴄᴢᴏɴᴏśᴄ́ ɪɴᴀᴢᴜᴍʏ, ᴍᴀ̨ᴅʀᴏśᴄ́ sᴜᴍᴇʀᴜ, sᴘʀᴀᴡɪᴇᴅʟɪᴡᴏśᴄ́ ғᴏɴᴛᴀɪɴᴇ, ᴡᴀʟᴇᴄᴢɴᴏśᴄ́ ɴᴀᴛʟᴀɴᴜ ɪ ᴄʜᴌᴏ́ᴅ sɴᴇᴢʜɴᴀʏɪ. ᴏ ʜɪsᴛᴏʀɪɪ ʟɪʏᴜᴇ ɪ ᴏ ᴛʏᴍ ᴊᴀᴋ ᴘᴏᴡsᴛᴀᴌ ᴘʀᴢᴇᴡᴏᴅɴɪᴋ ᴘᴏ ɴᴀᴄᴊɪ ᴋᴏɴᴛʀᴀᴋᴛᴏ́ᴡ ᴀ ᴛᴀᴋᴢ̇ᴇ sᴛᴀʀʏᴄʜ ɪ ɴᴏᴡʏᴄʜ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪᴏᴌᴀᴄʜ. ᴏ ʟɪʟɪᴀᴄʜ, ᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴌᴀᴘᴄᴢʏᴡɪᴇ ᴄʜᴌᴏɴᴀ̨ sᴌᴏᴡᴀ ɪ ᴢ̇ʏᴄᴢᴀ̨ sᴢᴄᴢᴇ̨śᴄɪᴀ…
ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
ᴏɴᴇsʜᴏᴛ ᴢᴀᴡɪᴇʀᴀ sᴘᴏɪʟᴇʀʏ ᴅᴏ ᴀʀᴄʜᴏɴ ǫᴜᴇsᴛᴏ́ᴡ ᴢ ʟɪʏᴜᴇ. ᴄᴢᴇ̨śᴄ́ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊɪ ᴊᴇsᴛ ᴛʏʟᴋᴏ ᴡʏᴘᴇᴌɴɪᴇɴɪᴇᴍ ʟᴜᴋɪ ᴡ ᴋᴀɴᴏɴɪᴇ ɪ ᴏғɪᴄᴊᴀʟɴɪᴇ ɴɪɢᴅʏ ɴɪᴇ ᴍɪᴀᴌᴀ ᴍɪᴇᴊsᴄᴀ ʟᴜʙ ɴɪᴇᴡɪᴇʟᴇ ᴏ ᴛʏᴍ ᴡɪᴀᴅᴏᴍᴏ.
ᴢᴅᴇᴄʏᴅᴏᴡᴀᴌᴀᴍ sɪᴇ̨ ɴᴀ ᴛᴌᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ ɴɪᴇᴋᴛᴏ́ʀʏᴄʜ ɴᴀᴢᴡ ᴡ ᴄᴀᴌᴏśᴄɪ ʟᴜʙ ᴄᴢᴇ̨śᴄɪᴏᴡᴇ (ɴᴀᴘʀᴀᴡᴅᴇ̨ sᴘᴏʀᴇᴊ ɪʟᴏśᴄɪ, ᴡɪᴇ̨ᴄ ɴɪᴇ ʙᴇ̨ᴅᴇ̨ ɪᴄʜ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴄʜ ᴡʏᴍɪᴇɴɪᴀᴄ́).
ᴇᴅɪᴛ: ᴡ ᴍᴏᴍᴇɴᴄɪᴇ ᴘɪsᴀɴɪᴀ ᴛᴇɢᴏ ᴏɴᴇsʜᴏᴛᴀ ɴɪᴇ ʙʏᴌᴏ ᴡɪᴀᴅᴏᴍᴏ ᴊᴀᴋ ᴡʏɢʟᴀ̨ᴅᴀᴌᴀ ᴀɴɪ ᴊᴀᴋ ᴢɢɪɴᴇ̨ᴌᴀ ɢᴜɪᴢʜᴏɴɢ. ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ ᴏ ᴛʏᴍ ᴘᴏᴅᴀɴᴇ ᴡ ᴇᴠᴇɴᴄɪᴇ ᴘᴏᴊᴀᴡɪᴌʏ sɪᴇ̨ ᴅᴏᴘɪᴇʀᴏ ʀᴏᴋ ᴘᴏ́ᴢ́ɴɪᴇᴊ.
Morax bezradnie patrzył na kobietę trzymającą jego dłoń. Guizhong uśmiechała się lekko. Jej czarne włosy tańczyły w otaczającej ich, szaleńczej wichurze. Był jej ostatnią deską ratunku. Jego ręka była tym, co utrzymywało ją nad szalejącą rzeką. Woda kotłowała się, zalewając całe Guili Plains. Z każdą sekundą czuł, jak opuszczają go siły. Miał ochotę wyć. Był bogiem, do cholery! Nie miał prawa być słabym. Nie w takim momencie. W całym swoim długim życiu nie pragnął siły bardziej niż w tym momencie. Dlaczego więc ziemia nie chciała go słuchać? Głazy spadające na Osiala wciąż były zbyt małe. Grunt nie mógł pochłonąć morskich wód wylewających się daleko w głąb lądu. Ludzie spoglądali na niego bezradnie. Od katastrofy dzieliło ich tylko kilka wzgórz. Matki tuliły dzieci. Nie mógł usłyszeć ich płaczu. Wiatr zagłuszał wszystko. A jednak wyraźnie słyszał słowa Guizhong:  
— Musisz mnie puścić.  
— Nie. — Zastanawiał się, czy widziała teraz wyraźnie jego twarz. Tę, po której nie była w stanie spłynąć łza, choć bardzo tego chciał. Pragnął w jakiś sposób dać jej znać, co czuje, ale już żadne słowo nie opuściło jego ust.  
Zawsze powtarzała mu, że nie potrafi wyrażać emocji. Żartowała sobie z jego kamiennej twarzy. Nie odczuwał potrzeby uzewnętrzniania tego, co się działo wewnątrz niego. Tego jak lubił dania Marchosiusa. Jak pięknie wyglądała Bogini Pyłu, zbierając swoje ukochane lilie. Jak zależało mu na szczęściu ludzi pod jego opieką. Wszystkim wydawało się, że jest bezuczuciowy. Dopiero ona potrafiła się przedrzeć przez tę skorupę, którą się otoczył. Ich wspólną umową, przypieczętowaną dzwonkiem, który dostał od niej w podarunku. Nie był to kontrakt, których tak wiele do tej pory zawarł. To była relacja oparta na zaufaniu. Czymś tak dla niego obcym przy niestabilnym świecie, w jakim żył. Gdzie większość bogów pragnęła tylko zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Ona była jak powiew świeżego powietrza.  
— Proszę, zaopiekuj się moimi ludźmi. Żegnaj, Morax. — Słowa były ciche i szare. Wydawało mu się, jakby skurczyła się w sobie.  
Desperacko wyciągnął rękę, ale wysunęła się z uścisku. Zmieniła się w pył zanim dotknęła wody. Powtarzał sobie, że tak było lepiej. Jeśli pragnęła wybrać swoją śmierć, to nie zamierzał tego kwestionować. Wiedział, jak bardzo męczyła ją wojna. Przewidywał, że może do tego dojść, nigdy jednak, że w taki sposób. Z niedowierzaniem spojrzał na skraj niegdyś białej szaty, teraz splamionej krwią i ziemią. Skapywały na nią krople. Dotknął twarzy. Płakał. Usta zapiekły, gdy tylko zetknęły się ze słonymi łzami. Wstał z kolan. Wielu ludzi mówiło potem, że Rex Lapis krzyknął. A był to krzyk podobny do burzy. Niebo pociemniało od pyłu. Setki kamiennych włóczni przebiły ciało Osiala. Wielki wąż upadł, pogrążając się na lata w głębinach oceanu. A Morax poprowadził ocalałych w stronę miejsca znanego potem jako Liyue, gdzie zbudowano miasto, które przysiągł chronić.  
***  
[Reader] wbiła wzrok w stół, zastanawiając się, ile jeszcze powinna czekać. Czy wygląda już wystarczająco żałośnie? Sądząc po tym, jak patrzył na nią kelner po ostatniej dolewce herbaty, zbliżała się pora na to, by zapłacić i odejść. Czuła, że to był głupi pomysł. Poznała tego faceta przez listy. Mieli się tu spotkać i nie pojawił się. Po głowie chodziła jej myśl, że może coś mu się stało. Ale nawet jeśli, to niedługo już jej tu nie będzie. Nie miała pojęcia, kiedy nadejdzie kolejna okazja, by wrócić w te strony. Czuła się zawiedziona i zła na siebie. Przesiedziała tu już kolejną godzinę. Gdyby chociaż wzięła ze sobą książkę, mogłaby udawać zajętą. Zmięła serwetkę i dopiła ostatni łyk napoju.  
— Przepraszam, mogę zająć chwilę? — Niski, ciepły głos dobiegł gdzieś z wysoka.  
Przez moment myślała, że może wreszcie jej udręka się skończyła. Niestety mężczyzna stojący przed nią nie pasował do tego, którego widziała na fotografii dołączonej do listów. Spojrzała za siebie. Nikt inny za nią nie stał.  
— Pani [Reader], prawda? Mogę się dosiąść?  
Pokiwała głową.  
Przyjrzała się jeszcze raz uważnie. Szczupły i zdecydowanie wysoki. Brązowe włosy związane w długi kucyk opadały swobodnie na długi płaszcz. Dopiero gdy uważnie przyjrzała się oczom, doszła do wniosku, że rozpoznaje niespodziewanego gościa. Z jakiegoś powodu te bursztynowe tęczówki utkwiły w jej pamięci.  
— Pan Zhongli? Z Zakładu Pogrzebowego Wangsheng? — Jego delikatny uśmiech dał jej znać, że odgadła poprawnie.  
Widzieli się kilka razy w życiu. Żaden z nich jednak nie był związany ze szczęśliwymi wspomnieniami. Jak to zwykle bywa w przypadku pogrzebów. Pamiętała jednak, że zawsze był taktowny i wyrozumiały.  
— To ja. Choć przyznam, nie spodziewałem się, że będzie mnie pani pamiętać. Okoliczności zwykle nie sprzyjały zawieraniu znajomości. — To mówiąc przywołał kelnera. — Poproszę tę mieszankę. Ma wyjątkowy smak. — Zwrócił się znów do [Reader]. — Zupełnie jakby ktoś zamknął esencję ziemi w tych liściach. To pierwszej jakości susz zbierany na północy. Trudność w selekcji prowadzi do wysokiej ceny, ale jest to przecież zasadne.  
Kobieta była pewna, że jeszcze nigdy nie słyszała, by ktokolwiek wiedział tyle o herbacie. To nie tak, że nie dopuszczał jej do głosu, ale pasja, z jaką Zhongli o tym opowiadał, sprawiała, że nawet nie chciała go zabierać. Zdawał się płynnie przeskakiwać od tematu do tematu, wyciągając coraz to nowsze ciekawostki i anegdotki. Musiała przyznać sama przed sobą, że zupełnie nie spodziewała się po nim tak szerokiej wiedzy. Wydawało jej się, że jako konsultant, będzie raczej nudnym człowiekiem. A już na pewno nic nie wskazywało na to, by podróżował po odległych zakątkach Liyue. Skąd jednak miałby czerpać aż takie ilości praktycznej wiedzy?  
[Reader] zajrzała smętnie do filiżanki. Kolejny raz tego dnia ukazało się jej czyste, białe dno. Nawet profesjonalne parzenie herbaty nie stanowiło problemu dla tego mężczyzny. Ona zwykle po prostu wlewała gorącą wodę. Na swoje usprawiedliwienie miała jednak fakt, że jej wyprawy zwykle zmuszały ją do rozkładania noclegów w miejscach, gdzie nawet nie było mowy o porządnej ceremonii parzenia. Musiała przyznać, że smak napoju był wspaniały. Głęboki i mocny, z dodatkiem kwiatowej nuty. Zupełnie jakby zanurzyła się w glebie i poznała wszystkie jej sekrety. A teraz wróciła na powierzchnię, bo został tylko pusty czajniczek i poczucie, że powinna się zbierać. Kapitan Beidou nie będzie wiecznie czekać. Niedługo podniesie kotwicę i odpłynie.  
— Właściwie nie powiedziałem jeszcze, z czym tu przyszedłem. — Zhongli wyjął coś ze starej torby. — Chciałem prosić o autograf.  
To było kolejne zaskoczenie tego dnia. Szczególnie że czas minął jej tak niespodziewanie, że właściwie przestała się zastanawiać, w jakim celu mężczyzna w ogóle do niej podszedł.  
— Czyta pan moje przewodniki? — Ze szczerym zdziwieniem przyjęła książkę. Jej palce przez moment zetknęły się z urękawiczoną dłonią.  
Dom Wydawniczy Yae podpisał z nią umowę dawno temu. To właśnie ona pozwoliła jej zwiedzać kolejne miejsca w Teyvacie. Zarobiła wtedy pierwsze prawdziwe pieniądze i zaryzykowała, wybierając się do Sumeru. Niedługo potem poznała Kapitan Beidou, stając się częstym gościem w jej morskich żeglugach. Poza tym pozwoliło jej to taniej podróżować. Od tamtej pory zdążyła już wyrobić sobie renomę. Wciąż jednak nie mogła się równać z czołowymi pozycjami produkowanymi w Inazumie. Jej gatunek trafiał głównie do świeżych kupców, turystów czy ludzi szukających przygód. Przeciętni mieszkańcy zwykle nie wiedzieli, kim jest, o ile nie potrzebowali wyjechać na zagraniczne wakacje.  
Tak więc, choć nie pierwszy raz proszono ją o autograf, było to rzadkie zjawisko. Na szczęście wszędzie nosiła ze sobą pióro. W końcu nigdy nie wiedziała, gdzie natchnie ją wena.  
— Myślę, że świetnie uchwytują atmosferę miejsc. Ma pani dar opisywania tego, co istotne, by poczuć ich ducha. Gdy je czytam, czuję się, jakbym tam był. Szczerze mówiąc, pchnęły mnie do kilku decyzji, dzięki którym mogłem znów zacząć podróżować. — Jego uśmiech był delikatny i ledwo uchwytny. Jakby z domieszką melancholii.  
— Miło mi to słyszeć. — [Reader] zawstydziła się odrobinę i wręczyła mu z powrotem książkę.  
— Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie powstał przewodnik po Liyue. — Wzrok Zhongliego był przenikliwy.  
— Chyba bałam się, że nie podołam. To w końcu mój kraj. Zjeździłam tyle miejsc, a wciąż kocham go najbardziej ze wszystkich. Jeśli miałabym to zrobić źle, to wolę nie robić tego wcale. — Zapatrzyła się przed siebie.  
Taka była prawda. Wolność Mondstadt, nieskończoność Inazumy, mądrość Sumeru, sprawiedliwość Fontaine, waleczność Natlanu i chłód Snezhnayi. Poznała je wszystkie. A jednak jej serce zawsze wracało do nacji kontraktów. Tu się wychowała. Od najmłodszych lat mieszkała ze swoją rodziną, marząc o wielkim świecie. A kiedy wreszcie go zaznała, uznała, że Liyue jest najpiękniejsze. Ze swoim portem, gdzie można się przechadzać i poczuć na skórze morską bryzę. Gdzie marynarze przywozili ryby na rynek, opowiadając o legendarnych stworach śpiących na dnie morza. W górach, gdzie mieszkali potężni adepti, a stoki pokrywały lilie. Babcie zawsze opowiadały o nich najlepsze historie, sprzedając latawce w czasie Lantern Rite, kiedy na niebie królowały fajerwerki. Piękno tkwiło też w bambusowych lasach niedaleko wiosek pełnych znajomych i przyjaciół, statuach starożytnych bogów zapomnianych przez czas i Jadeitowej Komnacie pani Ningguang zwiastującej nowy czas dla ludzi. Wszystko tak cudowne, że bała się je źle opisać. Wyjawiła te obawy Zhongliemu, a on słuchał przez cały czas.  
— Właśnie dlatego byłaby pani idealną osobą, by opisać Liyue. — Wzrok mężczyzny utkwiony był gdzieś daleko.  
— Tylko jeśli udzieliłby mi pan konsultacji w kwestii dobrych herbaciarni — roześmiała się [Reader].  
Może rzeczywiście powinna to zrobić. To byłoby idealne zwieńczenie serii. Przez jakiś czas mogłaby wreszcie pomieszkać w domu. Stanowiłoby to miłą odmianę po tak długim czasie tułania się na obczyźnie.  
— Zawsze do dyspozycji. Mam nadzieję niedługo ujrzeć kolejny tom. — To mówiąc wstał. — Nie będę zabierał pani więcej czasu. — Skłonił się elegancko i zniknął w ulicznym tłumie.  
Kobieta chciała podążyć w jego ślady, jednak przypomniała sobie o rachunku. Spędziła tu tyle czasu, czekając na kogoś, kto nigdy się nie pojawił, że wprost czuła, że koszt będzie wysoki. Kiedy jednak kelner oznajmił jej, o jakiej sumie Mory rozmawiają, o mało się nie zakrztusiła.  
— Ile? — spytała ponownie.  
— Jegomość, który był tu z panią, zamówił najdroższą mieszankę ze wszystkich i to kilkukrotnie. Nie rozumiem, czemu się tak pani dziwi — stwierdził zirytowany kelner.  
— To on nie zapłacił za siebie?! Już ja mu dam przewodnik! Przysięgam na zmarłego Rexa Lapisa!  
***  
— Denerwuję się — wyznała [Reader].  
Wspinaczka na górę Aocang była długa i żmudna. By��a pewna, że gdyby nie lata podróżowania, poddałaby się w połowie drogi. Nawet piękne widoki nie wynagradzały tego wysiłku.  
Żałowała, że nie ma z nią Zhongliego. Hu Tao pilnie potrzebowała jego pomocy, więc został w pracy. Postanowiła mimo wszystko nie rezygnować. Niegrzecznie byłoby teraz odwołać wizytę.  
— Naprawdę nie masz czym — zapewniła Ganyu. — Cloud Retainer na pewno cię polubi. Tylko proszę cię, jeśli zacznie mówić o moim dzieciństwie…  
— Mam kategorycznie zmienić temat. Pamiętam. — Uśmiechnęła się szeroko.  
Sekretarka prosiła ją o to już któryś raz. Musiała przyznać, że zabawnie było wyobrażać sobie, jak ktoś opowiada historie z dziecięcych lat o tak ważnej osobistości. Poza tym Ganyu bardzo łatwo było zawstydzić czymkolwiek i czasem miała ochotę się z nią droczyć tylko po to, by zobaczyć, jak z zażenowaniem łapie się za rogi.  
Myśli o spotkaniu z adepti ciągle błądziły jej po głowie. To nie tak, że się ich bała. Jak każdy w Liyue często słyszała o ich sile oraz o należnym im szacunku. Po prostu stanowili trochę mityczne wyobrażenie do momentu, aż okazało się, że Zhongli im przewodzi i widuje ich całkiem często. Problem polegał na tym, jak ona postrzegała swoją wizytę. W jej mniemaniu było to coś w rodzaju odwiedzin u rodziny swojego ukochanego. Prawdziwej nie posiadał. W końcu bogowie nie mają rodziców czy dziadków. Nie żeby znała jakichkolwiek innych dla porównania... Chciała po prostu dobrze wypaść przed jego najbliższymi przyjaciółmi. Był to swego rodzaju kolejny krok w ich relacji.  
— Jesteśmy! — oznajmiła radośnie przyjaciółka.  
Niewielkie jezioro otoczone było zielonymi pagórkami. Czerwone liście na drzewach miarowo poruszały się za sprawą lekkiego wiatru. Musiała przyznać, że to był piękny dom. Miejsce tchnęło spokojem i ciszą. Wręcz nie miała ochoty go zakłócać. Dziewczyna jednak widocznie była już do tego przyzwyczajona, bo poprowadziła ją po okrągłych kamiennych wysepkach aż na środek jeziorka.  
— To jest [Reader]. [Reader], to Cloud Retainer. — Kobieta skłoniła się. Zaraz potem wyjęła z torby zapakowany w ozdobne pudełko prezent.  
— To soczewka z ciekawym mechanizmem. Przywiozłam ją z jednej z moich podróży do Mondstadt.  
Badanie, które wtedy pomogła prowadzić Lisie, było długie i nudne. Obejmowało bieganie po mieście i oglądanie ludzi przez szkiełko. Do dzisiaj żałowała, że się na nie zgodziła. Bibliotekarka potrafiła jednak być straszna, kiedy bardzo tego chciała, więc jakoś przemęczyła wyzwanie.  
Żuraw przyjrzał się przedmiotowi, po czym z zadowoleniem pokiwał łebkiem.  
[Reader] odetchnęła z ulgą. Dobrze, że Zhongli powiedział jej, że interesuje się inżynierią. Nikt nie przychodził w takie miejsce z pustymi rękami. Uważano to za coś w rodzaju zniewagi. I choć była tu na innych zasadach niż większość śmiertelników, wolała nie ryzykować.   
— Miło mi cię poznać. Dobrze, że dzisiejsza młodzież jest choć trochę wychowana. Ostatnim razem jak byłam w porcie…  
— Moon Carver i Mountain Shaper nie przyszli? — Ganyu rozejrzała się dookoła.  
— Te stare dziady wolą siedzieć i nie wychylać nosa. A może spotkali się sami beze mnie jak w ostatnie Lantern Rite? — Cloud Retainer gniewnie rozłożyła skrzydła i nastroszyła pióra.  
— A to jest… — zaczęła Ganyu.  
— Adeptus Xiao. Spotkaliśmy się już kilka razy.  
Yaksha skinął jej głową na powitanie. Wielokrotnie mijała gospodę Wangshu, szczególnie ostatnio. Każdy, kto zostawał tam na noc, prędzej czy później go spotykał. Większość ludzi nie miała jednak ochoty ani możliwości zobaczyć go z bliska. Zdecydowanie nie przepadał za towarzystwem śmiertelników. Zdarzyło jej się jednak go odwiedzić. Zhongli poprosił kiedyś, by przyniosła mu specyfik z apteki Bubu. Pojawił się przed nią dopiero, gdy na werandzie postawiła talerz migdałowego tofu. Ponury, ale uprzejmy — takie wtedy wywarł na niej wrażenie.  
[Reader] wypakowała wraz z Ganyu potrawy z podróżnego plecaka. Kamienny stół pod drzewem zapełnił się różnymi potrawami. Do wszystkiego pasowała oczywiście mieszanka herbaty wybrana przez jej ukochanego. Z dumą zaparzyła napój, przypominając sobie czas, gdy jeszcze nie wiedziała, jak należy to poprawnie robić.  
Czas mijał leniwie. Gospodyni miała tendencję do powolnego przechodzenia od jednego tematu do drugiego. Robiła to mniej ciekawie niż Zhongli, ale wciąż na tyle, by dostarczyć dziewczynie mnóstwo faktów, które z pewnością przydadzą jej się przy przewodnikach. Xiao zniknął, gdy tylko zaczęła lekko przynudzać. Wspomniał coś o tym, że śmiertelnicy nie wytrzymują jego pokładów złej karmy i właściwie to ma dużo do roboty, więc zmył się zaraz po zjedzeniu deseru.  
— Koniecznie musisz usłyszeć tę historię! Otóż kiedy Ganyu była jeszcze malutka, była tak pulchna, że turlała się z górki i…  
[Reader] stłumiła śmiech, udając, że spowodował go kawałek ciasta. Musiała przyznać, że zapowiadało się na niezłą anegdotkę. Jej przyjaciółka patrzyła w jej stronę błagalnie. Kobietę korciło, by słuchać dalej, ale mimo wszystko złożyła obietnicę.  
— Zmień temat — wymówiła bezgłośnie sekretarka, składając ręce jak do modlitwy.  
— Niezwykle zajmująca opowieść — odkaszlnęła [Reader]. — Chciałam jednak zapytać o… — Rozejrzała się wokół siebie. — O te krzesła. Nawet gdyby wszyscy się zjawili, to jest ich o jedno za dużo. Czekamy na kogoś jeszcze?  
— Jesteś bystra. Trochę mi ją przypominasz. — Cloud Retainer pokiwała głową. — Zazwyczaj stoją tu tylko trzy krzesła. Moje, Moraxa i to dodatkowe, o które pytasz, należące do Guizhong.  
— Chodzi o Boginię Pyłu? Tę, która zginęła na Guili Plains, prawda? — upewniła się [Reader].  
— Właśnie o nią. — Ptak zapatrzył się na moment ponad szczyty gór. Zaklekotał cicho. — Mówiłam Moraxowi, że nie powinien próbować się z nią spotkać. Martwi mają prawo spać spokojnie. Ten artefakt nie przyniesie mu szczęścia. — Wskazała dziobem na naszyjnik wiszący na szyi dziewczyny.  
To był pierwszy raz, kiedy w ogóle o tym słyszała. I nie podobało jej się to. Magia chwili zniknęła, zasypując jej umysł pytaniami.  
Klejnot nosiła przy sobie, odkąd kilka miesięcy temu znalazła go podczas zbierania materiałów do książki. Nie zastanawiała się wtedy nad nim zbyt wiele. Któryś z kupców wspominał o jakiejś dziwnej legendzie, ale nie dała mu wtedy wiary. Wyglądał ślicznie, choć z pewnością czasy świetności miał dawno za sobą. Nie udało jej się go w pełni wyczyścić. Zhongli co prawda pytał o niego, ale tylko raz przy zakupie i nigdy potem. Nie chciała jeszcze wyciągać pochopnych wniosków. Będzie musiała dowiedzieć się więcej.  
— Czasem myślę, że byli w sobie zakochani — westchnęła Cloud Retainer. — Te rozmowy mnie zmęczyły, dziewczęta. Myślę, że na was już pora. — Z tymi słowami żuraw wzbił się w powietrze.  
[Reader] zebrała się do drogi powrotnej, próbując ignorować zmieszane spojrzenia Ganyu. Potrafiła poznać, kiedy czuła się niekomfortowo, i to z pewnością był jeden z tych momentów. Nie odpowiadała za swoją mentorkę, ale z całych sił starała się mówić o czymkolwiek, by przykryć wcześniejszą rozmowę. Nie wychodziło jej, ale kobieta doceniała wysiłek.  
***  
[Reader] ostatnie dni spędziła na przeszukiwaniu starych zapisków, legend i w Wanwen, przegrzebując stosy książek. Miała ochotę odwiedzić też pierwotnego kupca artefaktu, ale nie było takiej potrzeby. Wszystko stało się jasne; na tyle, na ile takie mity mogły być prawdziwe. Kamień zdobiący jej szyję był częścią większego rytuału. Co do tego, czy pozwalał przywrócić zmarłych do życia, nie było zgody, ale miał rzekomo pozwalać przynajmniej ich zobaczyć. Okazja na wykonanie obrzędu pojawiała się raz na kilka tysięcy lat i według wszelkich przewidywań miała mieć miejsce dzisiaj.  
Spojrzała za okno, wzdychając głośno. Miała już dość.  
— Nad czym tak rozmyślasz, kochanie? — Zhongli objął ją od tyłu i ucałował w głowę.  
Przez moment rozkoszowała się tą chwilą. Widok na Liyue był piękny. Miasto tętniło życiem, choć słońce powoli kończyło swoją dzienną wędrówkę. W Wangsheng było cicho i ciepło. Jej ukochany był tuż przy niej. W głębi serca jednak czuła się, jakby go zdradzała.  
— Nad niczym ważnym. — Zamknęła gruby tom. Kurz uleciał w promieniach słońca.  
Wiedziała, że powinna z nim porozmawiać, ale jakoś nie mogła się przemóc. Odkąd usłyszała, co sądziła Cloud Retainer, w jej głowie zaczęły kiełkować wątpliwości. Nie wątpiła w to, że mężczyzna ją kocha. To jednak było teraz. A co, gdyby Morax naprawdę mógł w pewnym sensie cofnąć czas? Czy mając do wyboru ją albo Boginię Pyłu, wciąż byłaby na pierwszym miejscu?  
— Chciałem cię o coś poprosić. — Zhongli odsunął się delikatnie. — Czy pożyczyłabyś mi dzisiaj swój naszyjnik?  
To sprawiło, że coś w niej pękło. Wiedza zdobyta w ciągu ostatnich dni gromadziła w niej ból, który teraz objawił się jednym prostym pytaniem:  
— Dlaczego nie powiedziałeś mi o Guizhong?  
Jej oczy zaszkliły się łzami, ale zamrugała szybko, by nie pozwolić im się wydostać.  
— [Reader]…  
— Cloud Retainer powiedziała, że byliście w sobie zakochani i interesuje cię ten cały rytuał… więc szukałam za twoimi plecami, chociaż wiem, że nie powinnam…  
Wzięła głęboki wdech. Prawda była w pewnym sensie oczyszczająca. Konfrontacja z sytuacją siedzącą w jej głowie przez kilka ostatnich dni stanowiła nie lada wyzwanie, ale przynajmniej będzie wiedziała, na czym stoi.  
— Nie szkodzi. Powinien był ci powiedzieć już na samym początku. — Lekko zmarszczył czoło, jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiał. Jednak bursztynowe tęczówki nie wydawały się nosić żadnych śladów poczucia winy.  
— Panie Zhongli, jeśli chcemy zdążyć, to musimy wyruszyć teraz! — Do domu pogrzebowego wpadła Keqing.  
— Chwileczkę — zaczął mężczyzna.  
Droga do Guili Plains była dosyć daleka. Młoda Yuheng była wiecznie zabiegana. [Reader] dobrze o tym wiedziała. Jeśli się tu zjawiła, to widocznie wszystko było zaplanowane już jakiś czas temu. Kilku Millelith czekało przed budynkiem. A więc tyle osób wiedziało oprócz niej…  
Ściągnęła naszyjnik, przyglądając mu się ostatni raz. Wydawał się ważyć więcej niż zazwyczaj. Jakby pod ciężarem jej decyzji.  
Wzięła dłoń ukochanego i wcisnęła w nią przedmiot. Błyszczał słabym światłem. Legendy były prawdziwe.  
— Musisz iść. — Widząc, że chce jej przerwać, przyłożyła mu palec do ust. — Posłuchaj. Cloud Retainer radziła, że zmarłych powinno się zostawić w spokoju. Ja też tak uważam, ale nigdy nie stanę na drodze do twojego szczęścia. Jeśli potrzebujesz się z nią zobaczyć, to zrób to. To nie jest koniec tej rozmowy. Potrzebuję trochę czasu. Zamierzam iść i skończyć ostatni rozdział przewodnika. Porozmawiamy, kiedy wrócę. — To mówiąc sięgnęła po torbę. Nie czekając na odpowiedź, wyszła z Wangsheng.  
***  
Rex Lapis mocno ścisnął przedmiot i wyruszył w góry. Nie mógł się skupić. Jego myśli krążyły wokół wszystkiego, co się wydarzyło. Źle się stało, że rozstali się w takiej atmosferze. Szczególnie, że nie zdążył powiedzieć żadnej z rzeczy, które chciał wyjaśnić.  
Chłodny wiatr powiewał na Liyue. Słońce chyliło się ku zachodowi. Czas odbycia rytuału zbliżał się nieubłaganie. Zadbał o wszystko, a jednak niepokój nie chciał zniknąć, choć powtarzał kroki w umyśle raz po raz. Lilie kołysały się miarowo w cieniu drzew, przypominając o wszystkim, co kiedyś było. Zatonął w myślach. Może dlatego nie zauważył, jak na horyzoncie pojawiło się trzech wędrowców. Byli bladzi i przerażeni.  
— Wszystko w porządku? — Keqing jako pierwsza wystrzeliła w stronę nieznajomych.  
— Byliśmy przy Luhua Pool — zaczęła kobieta. Mówienie wyraźnie sprawiało jej dyskomfort.  
Jej suknia była podarta. Musiała uciekać w pośpiechu.  
— Potwory. I... — zakaszlał mężczyzna obok niej. — I magowie Abyssu.  
Trzeci wędrowiec był w o wiele gorszym stanie. Zaniemówił z szoku. Po prostu usiadł na ziemi i zaczął cicho szlochać. Musieli ledwo ujść z życiem.  
Kiedy żołnierze pomagali mu dojść do siebie, Zhongli uświadomił sobie jedną rzecz. Tylko tego miejsca brakowało w przewodniku po Liyue. [Reader] mogła wyruszyć gdziekolwiek, ale to było najbardziej prawdopodobne.  
— Xiao. — Na dźwięk swojego imienia Yaksha pojawił się tuż przy nim. — Grupa potworów przy Luhua Pool.  
Tyle wystarczyło, by demon na powrót zniknął w ciemnym obłoku.  
— Ruszamy dalej? Teraz naprawdę nie zostało nam wiele czasu. — Keqing zostawiła ludzi pod opieką kilku Millelith.  
Zhongli przez moment stał na środku drogi, nic nie mówiąc. W ręce ściskał klejnot, przyglądając się swojemu odbiciu w nim. Spojrzał jeszcze raz na widoczne w oddali Guili Plains.  
— Wracajcie do miasta. Przepraszam, że was tu ściągnąłem — powiedział tylko, przyspieszając kroku.  
— Biegniesz do niej, prawda? — Z oddali dobiegł go głos Yuheng.  
Nie odezwał się, bo dobrze znała odpowiedź. Zawsze była bystra. Doceniał ją. Nawet jeśli bardzo go nie lubiła i przeczyła wszystkiemu, co do tej pory zrobił przez lata. Nie wątpił jednak, że takich osób potrzebowało to miasto w nowej erze należącej do ludzi.  
Nie był już tak szybki jak Xiao. Kiedyś mógłby go prześcignąć. Obecnie, po oddaniu Gnosis, siły stopniowo go opuszczały. Nie był słaby, ale zdecydowanie już nie taki, jak dawniej. Taka jednak była cena, którą musiał zapłacić, jeśli chciał pozostać zwykłym Zhonglim, a nie Moraxem, Wielkim Rex Lapisem.  
Pogromca Demonów pewnie poradziłby sobie ze wszystkim sam. Gdyby Zhongli spojrzał na to chłodno, zapewne niepotrzebnie w ogóle teraz biegł. Mógł zostać i odbyć rytuał. Czy będzie miał jeszcze okazję zobaczyć Guizhong? Kto wie. Trudno było ocenić, jak długo jego ciało poradzi sobie bez tego, co przez tyle czasu je zasilało. Może kilkaset lat, a może kolejne tysiąclecia. Wszystko wskazywało na to, że naszyjnik pozostanie już tylko pamiątką, niezdatną do użytku za jego życia.  
A jednak, jeśli istniał choć cień szansy, że [Reader] jest tam gdzieś teraz, otoczona przez potwory, to musiał to sprawdzić, bo nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało.  
Dlatego widok, który zobaczył, zmroził mu krew w żyłach. Alatus trzymał w rękach płaszcz pokryty jasną czerwienią. Zhongli spojrzał mu w oczy, szukając potwierdzenia. Zanim jednak zdążył o coś zapytać, usłyszał wołanie o pomoc. Głos był znajomy. Nigdy w całym swoim długim życiu nie poczuł większej ulgi, słysząc czyjś krzyk.  
Podbiegł do krawędzi klifu, gdzie najpierw ujrzał dłoń, a potem całą resztę ciała. [Reader] trzymała się jedną ręką wystającej skały, szukając podparcia dla nóg. W mgnieniu oka z boku wyrósł pilar. Kobieta ostrożnie postawiła na nim stopy. Zaraz potem złapała ciepłą, znajomą dłoń i została wciągnięta na górę. Upadła wprost na mężczyznę. Już chciała wstać, gdy Zhongli objął ją ciasno. Poddała się więc, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi. Przez moment nic nie mówili. Po prostu leżeli na łące lilii. Słońce schowało się za horyzontem, a kwiaty rozłożyły swoje białe płatki, zwracając się w stronę księżyca.  
— Dlaczego tu jesteś? — spytała cicho [Reader].  
— Usłyszałem o magach Abyssu i musiałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku.  
— To ty wysłałeś Xiao? — upewniła się.  
— Tak — odparł Zhongli, zakładając jej kosmyk włosów za ucho.  
— I mimo tego… i tak tu przyszedłeś? — Uśmiech cisnął się na jej usta.  
Musiał przyznać, że był piękny. Tak, jak zawsze. Miał szczęście. Nie zamierzał go nigdy stracić.  
Pokiwał tylko głową.  
— Kiedy zobaczyłem twój płaszcz, myślałem, że coś ci się stało — wyznał.  
— Wpadłam po drodze na Jueyun Chili. A potem przykleiło się do mnie kilka slime’ów i zepchnęły mnie do samej krawędzi.  
To tłumaczyło, dlaczego jej oczy były czerwone i spuchnięte. Musiały ją mocno piec.  
— A co z Guizhong? — spytała [Reader], patrząc na medalion zawieszony na jego szyi.  
— Nie jestem pewny, czy jeszcze kiedyś ją zobaczę. Chciałem… chciałem jakoś zamknąć wszystkie sprawy z czasu, kiedy byłem Rexem Lapisem. Sam nie wiem, czy ją kochałem… — Zapatrzył się w dal. — Myślę, że w tamtym momencie nie do końca jeszcze wiedziałem, czym są emocje. Jej śmierć była pierwszym momentem w moim życiu, kiedy płakałem. Naprawdę chciałem się z nią spotkać. Powiedzieć jej, że dotrzymałem obietnicy. Że za nią tęsknię. Że potomkowie jej ludzi są w bezpiecznych rękach, a nasi przyjaciele mają się dobrze. Że jestem wdzięczny za wiele rzeczy, których mnie nauczyła. I że jestem w tobie zakochany…  
— Jestem pewna, że ona o tym wie. Słyszy cię teraz i jest szczęśliwa. — [Reader] przytuliła się do jego ramienia. — Ja chciałabym jej powiedzieć, że też cię kocham i zaopiekuję się tobą najlepiej, jak potrafię.  
Zawiał lekki wiatr. I przez moment kobieta miała wrażenie, że lilie dookoła niej skłoniły swoje głowy, po czym wróciły do pierwotnej pozycji. A może tylko jej się wydawało...  
— Ty płaczesz? — spytał Zhongli, zerkając na nią kątem oka.  
— No co ty… to tylko… ekhem , chili. — [Reader] pociągnęła nosem.  
— Śmiertelniczka definitywnie płacze — skwitował Xiao. To mówiąc, oddał jej ubrudzony płaszcz.  
— Byłeś tu przez cały czas?  
Na to pytanie nie dostała jednak odpowiedzi, bo demon uniósł brew, wymamrotał coś pod nosem, po czym zniknął.  
Tak więc [Reader] i Zhongli wstali i trzymając się za ręce, ruszyli w drogę powrotną do Liyue. Zamknęli stary rozdział. Przyszła pora na rozpoczęcie nowego.
9 notes · View notes
kostucha00 · 6 months
Text
21 Straszdziernika 2023, Sobota 🎃:
🥧: 635 kcal
🔥: 160 kcal
💤: 12 h
📙: 0 h
Wczoraj nie pisałam, ale po ponad 24 h na nogach stwierdziłam, że nie mam siły już pisać i po prostu poszłam spać.
Już się informacja pewnie rozniosła, że u mnie w Gdyni zamordowali tego 6-latka. Nie mam pojęcia co się ostatnio odwala w tym kraju. Jakiś czas temu była afera, że godzinę drogi ode mnie znaleźli ciała trzech noworodków z kazirodczego związku faceta i jego córki chyba z 2 lata starszej ode mnie, przed chwilą przedszkolak z Poznania, a teraz to. PiS tak straszył imigrantami, a tu się okazuje, że Polacy sami sobie są w stanie zapewnić takie atrakcje. Mama powiedziała, że nie puści mnie do szkoły, dopóki go nie złapią, bo gość jest żołnierzem marynarki wojennej i jest uzbrojony. Na angielski pewnie też nie dostanę przepustki, po tym jak w otoczeniu policji nagrywali Fakty przed domem pani, do której chodzę na korki xD. Kurde, a ja wczoraj wracając ze szkoły zastanawiałam się czemu wszędzie stoi policja... Szczerze, minęła ponad doba, więc facet może już równie dobrze być w innym województwie, albo w ogóle w Królewcu albo na Białorusi. Ale i tak na zakupy dzisiaj jechać nie mogłam sama, tylko z tatą, a i tak ledwo nas matka puściła, jakby facet miał grasować w Biedronce na głównej... Zawsze mnie zaskakuje jej katastroficzne myślenie — jak był covid to zaczęła robić zapasy i czytać blogi survivalowe, jak wybuchła wojna na Ukrainie to chciała uciekać z kraju do krewnych w Kanadzie. Wykończy się takim z podejściem (i ludzi w swoim otoczeniu).
* * * * *
Kupiłam sobie te batoniki — rano będzie wpadał jeden bez liczenia. Mam nadzieję, że mi nie odwali 😅. Znalazłam też idealnie dyniowatą dynię do wycięcia, a także nieco bezkształtną Hokkaido — będzie do muffinek, brownie albo czegoś innego, co sobie wymyślę. W planach mam też ciasto marchewkowe i zastanawiam się czy nie zrobić go w pierwszej kolejności, a z dynią poczekać do okolic Halloween. À propos Halloween — zaplanowałam sobie wycinanie dyni, wypad na groby, pierwszy rozdział czwartej części Felixa, Neta i Niki (akcja toczy się w Halloween) i dłuuugi maraton filmowy (w planach Frankenweenie, Gnijąca Panna Młoda, Miasteczko Halloween, Koralina, Harry Potter i Więzień Azkabanu, Dracula, Jeździec bez głowy, co najmniej jedna część Ghost Busters, i tyle odcinków Scooby-Doo, gdzie jesteś?, ile tylko dam radę). Także grafik mam napięty. I tu pojawia się komplikacja w postaci siostry zapraszającej mnie na imprezę do jej znajomych i bardzo nalegającej, żebym się zgodziła. Nie wiem czemu, zawsze odgradzała życie rodzinne od towarzyskiego grubą ścianą, a tu nagle taka furteczka :O. Wiem że będzie dużo ludzi (15-20 zaproszonych, można brać +1), dużo procentów, dużo decybeli, dużo dwutlenku węgla i nikotyny w powietrzu, i zapewne dużo innych substancji. Nie wiem czy iść. Żadnej z tych rzeczy nie lubię, z drugiej strony siostra bardzo nalega. Ale na takich, nazwijmy to, spotkaniach czuję się jak 8-letni jedynak bez kuzynostwa na obiedzie rodzinnym. Dzieciak versus dorośli. Kompletnie nie z tego świata. Może to miała na myśli moja matka, zarzucając mi wczoraj, że "przez ten mój autyzm mam ciasny łeb".
18 notes · View notes
sneakydraws · 1 year
Text
Tumblr media Tumblr media
Słyszałam że jest dzień gadania po swojemu to co wy powiecie na polski wojna i pokój kontent
38 notes · View notes
xentropiax · 2 months
Text
No. 21
Nie pamiętam, kiedy ostatnio leżałam w łóżku z laptopem o tak późnej godzinie. I to jeszcze po to, by pisać. Dawno temu, wieki. A przecież kiedyś to była codzienność, przypominam sobie siebie w liceum, kiedy zasypiałam w pustym łóżku, otoczona poduszkami jak w twierdzy i do późnych godzin nocnych klepałam w klawiaturę bez opamiętania.
Echa dawnego życia wracają powoli. Jak to jest być samemu, prawie zapomniałam. Jak to żyć w ciszy, bez dzielenia się codziennością.
W ostatni weekend byłam u rodziców i podobne uczucie dopadło mnie wieczorem, w sobotę, gdy zorientowałam się, że nie mam do kogo zadzwonić wieczorem i opowiedzieć mu o swoim dniu. Choć może to nie do końca prawda. Pozostaję w kontakcie z przyjaciółmi, jesteśmy na linii, dużo rozmawiamy. Ale jednak te rozmowy, wieczorne, o głupotach, o codzienności, o szarości każdego dnia były zarezerwowane przez pięć długich lat dla Niego.
Nie czuję się samotna, naprawdę nie. Ale jest jakoś pusto. Im więcej to wszystko analizuję, skupiam się, robię audyt naszych wspólnych pięciu lat, tym bardziej myślę, że może miał rację. Że może faktycznie nie tak to powinno wyglądać. Szukam, węszę, kiedy zaczęło się psuć, próbuję zlokalizować moment, w którym zaczął myśleć, że może my razem to nie to. Wydaje mi się, że było to w zeszłym roku, może wiosną. A może wcześniej.
Wracam do dobrych chwil, do naszej pierwszej wspólnej podróży do Portugalii, do spacerów nad brzegiem oceanu i zachwycaniem się malutkimi króliczkami w parku da Cidade do Porto. Nad naszą wycieczką do Wenecji, aperolami pitymi na plaży. Nad pierwszymi spotkaniami, gdy jeździłam do niego, gdy byliśmy na odległość, gdy przez całe weekendy nie wychodziliśmy z łóżka. O tym, gdy poznałam jego rodzinę w Ukrainie, jak wszyscy byli mną zachwyceni, a on był chyba trochę z tego dumny. Jak wspierał mnie, gdy moja matka ryła mi psychę, jak sprowadzał mnie na ziemię, jak zachęcał do pisania. Jak gotowaliśmy razem, dzieląc się obowiązkami, bo ja nie potrafię dobrze kroić, a on smażyć mięsa. Jak kochał naszą kotkę, jak spali słodko w łóżku. Jak patrzyłam na niego, na jego zrelaksowaną twarz, gdy drzemał i myślałam jaki jest piękny.
Nie sądzę, że dało się coś zmienić. Myślę, że tak miało być. Oprócz tych pięknych chwil, było też sporo tych gorszych. Były momenty, w których byliśmy blisko rozstania, z różnych powodów. Była moja agresja i złość, jego milczenie, moje niewybredne teksty na temat jego rodziny, moje zawstydzanie go, choć nie byłam tego świadoma, jego przytyki, to jak powiedział mi, że nie nadawałabym się na matkę. Poraniliśmy się, wielokrotnie. Dlaczego więc tyle to trwało?
Nie wiem, jak to wygląda z jego strony, ale z mojej to całkiem proste: zaufałam mu na 1000% procent. Włożyłam całą wiarę w tę relację, opierała się na bezwzględnym i całkowitym zaufaniu, że mimo wszystko, kochamy się, że przejdziemy każde gówno, i że jestem pewna, że z drugiej strony jest tak samo. A przeszliśmy razem całkiem sporo. Najpierw rozłąkę przez kilometry, potem brak akceptacji mojej rodziny, brak pieniędzy, pandemię, to jakim echem odbiła się na nim wojna w Ukrainie, jego depresję (przynajmniej pierwszy epizod), mój epizod, aż do teraz. Są jednak rzeczy, których przeskoczyć nie sposób.
Nie żałuję czasu spędzonego razem. Kochałam. Dalej kocham. Ale mojego zaufania już nie ma.
Powiedział: nie widać po tobie, że jest to dla ciebie trudne. Odparłam: a jak mam wyglądać, czego oczekujesz? Czy miałam przyjść zapłakana? Wzruszył ramionami.
Wystarczająco się napłakałam, gdy wyszedł i powiedział, że idzie szukać mieszkania dla siebie. Wystarczająco, gdy widziałam, że się odsuwa, że mnie unika, że nie chce dotykać. To bolało. Wystarczająco przez te dni, kiedy nie wiedziałam, czy czegoś sobie nie zrobi, czy nie będę musiała za chwilę dzwonić po karetkę. Albo gdy tkwiłam w niepewności co do tego co dalej, cały długi tydzień z nieprzespanymi nocami, z poczuciem, że on mnie nie chce, że za chwilę nie zniosę takiego napięcia. Każde nasze spotkanie od zerwania jestem na lekach uspokajających. Jak mam więc wyglądać?
Coś się bezpowrotnie skończyło. Nie lubię palić mostów, ale czuję to coraz bardziej. Teraz twierdzi, że jest idiotą, że popełnił błąd, że to była najgorsza decyzja, jaką mógł podjąć i że chce to naprawić. Jak to naprawić, nie wie. Ja z resztą też nie. Nie sądzę by się dało. Nie, jeśli nie chcę sobie zafundować więcej niepewności, strachu, tego obezwładniającego lęku. Naprawdę wolę być sama, niż czuć znów coś takiego. Nie zrobię sobie tego, nie wpuszczę go znowu.
Zawsze wolałam 'do zobaczenia', niż 'żegnaj'. Nie odcinam się, to nie to. Wspieram go z daleka, myślami, bo niczego nie chcę dla niego bardziej, niż żeby poukładał się ze swoją głową, był szczęśliwy pomimo okoliczności, miał wiarę w to, że świat nie jest zły. Ale myślę coraz bardziej, że tu już nie da się posprzątać. Nie, kiedy brak tego zaufania, fundamentu.
Hej, życie, zaskocz mnie. Wierzę, że nic nie nie dzieje się bez przyczyny. Mam nadzieję, że za rogiem czeka coś wspaniałego.
7 notes · View notes
pbielik · 4 months
Text
patrząc po komentarzach pod wczorajszym rozdziałem coś czuję, że jestem zmuszona opisać całą, a przynajmniej dość sporą część, specyfiki postaci tiany.
to, że jej patronus jest kojotem - łączenie w sobie dwóch skrajności - powinno zostać w pamięci nie tylko ze względu na jej likantropię.
tiana jest o wiele bardziej złożoną postacią, niż wielu czytelników uważa. wielu też nie dopuszcza do siebie tego, że (kinda spoiler) faktycznie mogłaby zabić. jednak trzeba spojrzeć na to jak była wychowana. na to, że poznała walburgę osobiście. na to, że tak naprawdę zawsze uważała malfoy'ów za swoich rodziców, a dopiero później pojawił się remus. nie wspominając o syriuszu, który też był przeze mnie kreowany na ojca, którego tak naprawdę nie ma w jej życiu. tiana miała głęboko zakorzenione family issues odnoszące się do nazwiska black. miała też daddy issues zarówno przez jednego, jak i drugiego ojca. jednak to syriusz wypada w tym zestawieniu o wiele gorzej.
wrócił, choć nigdy do końca się nie starał tak, jak powinien. kupienie jej butów czy sukienki nie jest wyznacznikiem dobrego rodzica, a syriusz na przestrzeni całego tego opowiadania zrobił dla tiany TYLKO tyle. syriusz, czy chciał czy nie, nadal zachowywał się jak black. zachowywał się jak jego własna matka czy ojciec (spoiler v2), wyrzekając się córki, bo wybrała inną drogę, niż by chciał. nie dał jej nawet wytłumaczyć, lecz zaczął ciskać w nią klątwami.
tiana była kolejnym pokoleniem black'ów wychowanych w dokładnie tych samych warunkach. i tak, tiana nie wierzy w te wojnę. nie wierzy w jej słuszność. jednak trzeba pamiętać, że przyjęła znak dla draco. przyjęła go, by mogła go chronić. a to co zrobiła w ostatnim rozdziale było również pokierowane dobrem brata. bo tak jak ktoś napisał w komentarzu (bardzo przepraszam, nie pamiętam kto to był): gdyby to syriusz zmarł w departamencie, tiana nigdy by nie przyjęła znaku. draco nadal byłby bezpieczny pod opieką remusa. bo syriusz tej opieki nie gwarantował. nawet, kiedy tiana była dzieckiem, a on jeszcze nie został wysłany do azkabanu. syriusz, dokładnie jak jego matka, której tak nienawidził, myślał tylko o sobie i o tym jak wypada w oczach świata. zwłaszcza po jego uniewinnieniu. syriusz, jak walburga lub cygnus, jest narcyzem. jedyną osobą, o której myślał poza samym sobą był james. a kiedy james'a zabrakło, przelał miłość do przyjaciela na harry'ego. remus był tylko dodatkiem. bo mąż, którym syriusz powinien być, również nigdy nie istniał. w końcu black ani razu na przestrzeni mojego opowiadania nie wykazał się wypełnieniem choćby jednego punktu przysięgi małżeńskiej. tak naprawdę jedyne co zrobił dla remusa to towarzyszenie mu w trakcie pełni, jednak robił to również kiedy wolfstar dopiero raczkowało w hogwarcie. syriusz w tym opowiadaniu nie jest w porządku. zarówno wobec remusa, jak i tiany.
ja wiem, że wydarzenia z ostatniego rozdziału was bolą. mnie też bolało, kiedy o nich pisałam. jednak proszę, miejcie to wszystko na uwadze.
mam wrażenie, że wszyscy skupili się na jednym wątku, przez co zaczęli widzieć tianę jako całkowicie inną postać. postać, którą nie jest. jednak spójrzcie też na to, że (spoiler v3) uratowała tę siedmiolatkę, kiedy nikt nie miał przeżyć. zaryzykowała dwa razy - sprawa fred'a i tej małej - w ciągu całego tego rozdziału, by ktoś faktycznie mógł żyć i wyjść cało z trwającej wojny. i zaufała w obydwóch tych sprawach osobie, której nigdy w życiu nie chciałaby już ufać, by tylko fred i mała arossa faktycznie mieli jakieś szanse na życie.
tiana to nadal tiana, jednak jest to wojna. a na wojnie ludzie robią różne rzeczy, by chronić siebie lub swoich bliskich.
dziękuję za wysłuchanie. mam nadzieję, że zrozumieliacie mój pogląd na całą sytuację i kreację tiany. miłego dnia, moi drodzy <3
8 notes · View notes
milosc-upada · 7 months
Text
Życie to ciągłe odczuwanie bólu i cierpienia, ale czasem okazuje się, że najgorsze jest to, że musimy patrzeć na cierpienie naszych bliskich i nie jesteśmy w stanie ich uratować. To ciągłe szukanie odpowiedzi na pytania, na które nie ma odpowiedzi. To ciągłe próby odkrycia, kim jesteśmy, ale czasem okazuje się, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć samych siebie. To ciągłe odczuwanie samotności, ale czasem okazuje się, że towarzyszy nam ona nawet w tłumie. To ciągłe trzymanie się nadziei, ale czasem okazuje się, że jesteśmy całkowicie sami i nikt nam nie pomoże. To ciągłe szukanie sensu i celu, ale czasem okazuje się, że nie ma go wcale. To ciągłe przegrywanie bitew, ale nigdy nie kończy się wojna. To ciągłe walczanie z przeciwnościami losu, ale czasem okazuje się, że przegrywamy. To ciągłe próby wyjścia na prostą, ale czasem okazuje się, że jesteśmy uwięzieni w labiryntach naszych własnych myśli i emocji. To ciągłe wybaczanie ludziom, którzy nas skrzywdzili, ale nigdy nie zapominanie o tym bólu.
10 notes · View notes
jazumst · 6 months
Text
W Jaza cyrku
Żeby Was... W Jaza cyrku śmieje się tylko jazowe życie. Z Jaza. Posłuchajcie:
Nie wiem od czego zacząć i na czym skończyć, więc będzie to zbiór różnych niechronologicznych opowieści.
//
Czwarty przypomniał sobie, że niemal od tygodnia ma samochód u mechanika. Pyta mnie czy pan S. się odzywał. Mówię, że nie. A czy ja się do niego odzywałem ( XD ) No nie. Sam zadzwoni. Fura jest. 750zł. - Jadę odebrać z królem R. Pytam pana S. czy wyciek też zrobił. Czwarty tak namotał, że w sumie sam alternator. - Załamka -.- - Mam nieodparte wrażenie, że coś stuka Czwartemu w przednim zawieszeniu. - Pan S. nie wie jak Czwarty ma na imię, więc na fakturze ma wpisaną ksywkę XD XD XD
//
Jakbym teraz zaczął pisać o pracy to by kurwa serwerów Tumblrowi zabrakło.
Trwa wojna Kocia Morda - Manekin. Walki przybrały tak na sile, że nawet Kiero, która domagała się wyjebania Manekina, weszła w jej obronę i stanęła naprzeciw KM. - KM wkurwiła wszystkich. Łącznie z Szefostwem i mną. Nienawidzą jej wszyscy. Wszyscy prócz jednego koalicjanta - Kuca. - W czasie mojego urlopu Kuc był na zmianie z KM. Został tak zmanipulowany, że jechał wulgarnie po wszystkich. Pyskował, stawiał się, podrzucał świnie. Nawet Kiero. - Nierozsądnie. - Kuc spóźnił się na otwarcie w niedzielę, bo stał w kolejce w Maku po kawę dla siebie i KM. Manekin go zjebała, bo ludzi full, przed otwarciem mnóstwo roboty a on się spóźnia. Olał ją przy wszystkich, więc ta go obrzuciła chujami, kurwami i wszystkim na czym świat stoi i pozamiatane. - Od muzyki KM prostują nam się zwoje w mózgu z Kiero. Jakie gówno. I nie, nie możemy nic z tym zrobić. Powiedziałem Kiero, że następnym razem przyniosę większy głośnik i napierdalamy pojedynek.
//
Już się zmęczyłem tym pisaniem o pracy, a to jeden wątek ze stu. Innym razem. Nawet nie wiedziałem jak bardzo mnie ta praca męczy. Dopiero jak miałem od niej wolne to to zobaczyłem.
Dobry wieczór ;]
9 notes · View notes
dhr-ao3 · 7 days
Text
[T] The Eagle's Nest [PL]
[T] The Eagle's Nest [PL] https://ift.tt/OjM1ytx by loath89 Wojna została wygrana. Powrót na ósmy rok do Hogwartu, żeby zakończyć naukę, nie zapowiadał się łatwy dla Hermiony. Jednak w prawdziwą panikę wpadła, gdy dyrektor McGonagall nakazała ponowny udział uczniów wszystkich klas w Ceremonii Przydziału, żeby pogłębić relacje pomiędzy domami. Ale kiedy Tiara Przydziału wyśle Hermionę do Ravenclawu razem z Draco - i bez Harry'ego i Rona - jak sobie z tym poradzi? Autor: HeartOfAspen Pozwolenie na tłumaczenie: oficjalne pozwolenie na koncie autora.   //Nie czytałam całości! Tłumaczę i czytam jednocześnie, więc w zasadzie poznaję historię razem ze wszystkimi 🥰 Jest naprawdę urocza! Do tego dobrze napisana. Mam nadzieję, że tłumaczeniem nie zepsuję jej jakości ;) W razie literówek czy innych merytorycznych uwag - jestem otwarta na sugestie (nie mam bety, która mogłaby sprawdzić to po mnie ;) ). Miłej zabawy! 💚 Words: 50595, Chapters: 18/71, Language: Polski Fandoms: Harry Potter - J. K. Rowling Rating: Mature Warnings: Creator Chose Not To Use Archive Warnings Categories: F/M Characters: Hermione Granger, Draco Malfoy, Theodore Nott, Harry Potter, Ginny Weasley, Ron Weasley Relationships: Hermione Granger/Draco Malfoy Additional Tags: Harry Potter Epilogue What Epilogue | EWE, Alternate Universe - Canon Divergence, Ravenclaw Hermione Granger, Ravenclaw Draco Malfoy, Mentions of Suicide, Magic Makes Mischief, Eating Disorders via AO3 works tagged 'Hermione Granger/Draco Malfoy' https://ift.tt/d3ept9N April 18, 2024 at 06:42PM
3 notes · View notes