Tadeusz Miciński
Ananke
Gwiazdy wydały nade mną sąd:
— wieczną jest ciemność, wiecznym jest błąd.
— Ty, budowniku nadgwiezdnych wież
— będziesz się tułał jak dziki zwierz,
— zapadnie każdy pod tobą ląd —
— wśród ognia zmarzniesz — stlisz się jak lont.
A gwiazdom odparł królewski duch:
wam przeznaczono okrężny ruch,
mojej wolności dowodem błąd,
serce me dźwiga w głębinach ląd.
Poszumy płaczą mogilnych drzew,
lecz w barce życia płynie mój śpiew.
Ja, budowniczy nadgwiezdnych miast,
szydzę z rozpaczy gasnących gwiazd.
4 notes
·
View notes
„Artysta stoi ponad życiem, jest Panem panów, nie kiełznany żadnym prawem, nie ograniczony żadną siłą” — Stanisław Przybyszewski.
2 notes
·
View notes
nadzieja jest sadystą
trzymasz się jej, tylko po to, by cierpieć dalej
4 notes
·
View notes
Cztery Psy Apokalipsy
Cztery psy powieszono na stalowej lince.
Skuteczna śmierć zadana bez mrużenia oczu.
Na mnie zawisły.
Na mnie te psy nieszczęsne.
Wisiały i gniły jak stygmaty publiczne.
Śmierdziały gnijąc bez pardonu.
Wrastały niemal smrodem w moje ciało.
Tracąc pęczkami włosy wydzielały jeszcze potworniejszy zapach.
Skóra miejscami sczerniała, przybrała strukturę przezroczystego pergaminu.
Po przebiciu pierwsze zawisły jelita.Długa pofałdowana galareta.
Chodziłam jak otumanione zwierzę.Wytykana palcami.
Latem kiedy przyszło słońce powędrowałam na pustą polanę.Usiadłam tak , aby psie wywłoki wysuszyły się na skwarki.Żeby odpadły jak zasuszona pępowina u noworodka.
Siedziałam cały tydzień w tym dzikim słońcu.
W południe pot lał się ze mnie.Spływał strużkami szczególnie w tych miejscach mojego ciała , gdzie wisiały martwe psy.
Miałam splątane ręce.Nie mogłam się oswobodzić ze zwierzęcego truchła.
Ubrania rozpadły się w pył.
Byłam brudna, naga i śmierdziałam padliną.
Czekałam na moment , kiedy cztery psie trupy zamienią się w nic.
I zostanę oswobodzona.
Jednak......pozostanie pamięć smrodu, który wgryzł się we wszystkie czułe komórki mojej głowy.
Ci , co zabili psy i powiesili je na moim korpusie.....też pamiętać będą.
...........
Każda gehenna ma swój początek.
Miewa też i koniec.
0 notes
I tak, nie umiejąc wierzyć w Boga ani w zwierzęcą zbiorowość, nabrałem - jak wszyscy inni ludzie na skraju - tego dystansu wobec wszystkiego, który nazywa się powszechnie Dekadencją. Dekadencja to całkowita utrata nieświadomości, a nieświadomość to fundament życia. Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić.
Cóż mnie i tym kilku mi podobnym, którzy żyją, nie umiejąc żyć, pozostaje innego niż wyrzeczenie jako metoda i kontemplacja jako przeznaczenie? Ponieważ nie wiemy, czym jest życie religijne, i nie możemy tego wiedzieć, bo wiary nie osiąga się rozumem; ponieważ nie możemy uwierzyć w abstrakcyjne pojęcie człowieka i nie wiemy, co możnaby z czymś takim począć, jedynym motywem posiadania duszy pozostaje dla nas estetyczna kontemplacja życia. Dlatego też obcy wobec doniosłości wszelkich światów, obojętni wobec tego, co boskie, i wzgardliwi wobec tego, co ludzkie, oddajemy się jałowemu odczuwaniu, kultywowanemu w wysublimowanym epikureizmie, bo akurat taki właśnie odpowiada neuronom naszego mózgu."
Fernando Pessoa
0 notes
Dekadencja
Kolejny dzień, kolejna pustka, brak.
Czysta kartka, pusty kubek, czy szklanka.
Mrok.
Niekończąca się autostrada ciemności.
Nicość.
Zbyt odległa galaktyka, by choćby ją dostrzec.
Czarna dziura bólu.
Cierpienie porównywalne do największych bomb świata.
Brak perspektywy, sensu i logicznego działania.
Aromat bezwzględnej tragedii.
Teatr martwego aktora.
Śmiech nieżyjącej publiki.
Duch tego, co nie do przewidzenia.
Wulkan łez i żalu, jezioro smutku, ocean niepewności.
Wodospad tego, czego już nie ma.
Powiew samotności.
Brak kontroli.
Dekadencja.
0 notes
Dekadencja, nieustanna rozrywka, brutalność, szaleństwo i postępujący upadek ludzkości. Brzmi intrygująco? Jeśli tak to zachęcam do zapoznania się z recenzją albumu Urban tom 1, w którym zanurzamy się właśnie w takim świecie.
1 note
·
View note
no i tak ja sb żyję
3 notes
·
View notes
"chcę chwycić cię za rękę i porwać nad morze. Dwoje dekadentów chwyta wiatr na falochronie..."
- Pull the wire
2 notes
·
View notes
Kochał ją na swój chory, zamulony alkoholem, prochami i dekadencją, psychopatyczny sposób
Jarosław Grzędowicz “Księga jesiennych demonów”
8 notes
·
View notes
wielu ludzi jest dowodem, że można żyć bez serca
602 notes
·
View notes
z biegiem czasu człowiek się psuje
6K notes
·
View notes
mala improwizacja
i nie po to mam serce, by mi pękało
na środku pustej ulicy milionowego miasta
i nie po to mam oczy, by deszcz snuły
nawet gdy za oknem pogoda promienista
i nie po to mam dłonie, tak bezwładne, ciężkie
by trzymać w nich wszystkie problemy wszechświata
i nie po to mam usta, by obcą skórę dotykały,
gdy śmiercionośny romantyzm afekt zgniata
i nie po to mam uszy, by odbierać głuche telefony,
gdy niema fala ciszy przebija pokoje
i nie po to mam stan rzeczy nienaruszony
gdy widzę, że nic z tego nie jest moje
i już sama nie wiem dlaczego pierś kuje
codziennie o czwartej, dwudziestej godzinie
dlaczego do drzwi przestano pukać
i czy rodzice mają rację, że mi minie
dlaczego w świecie matematycznych głów,
wydaje mi się, że ja jestem jedyna
że dostrzegam na niebie księżyca nów,
gdy obok stoi awangardowa maszyna
że ten ekspres po torach szybko sunący
nie nadąża z nalewaniem kawy do filiżanek
że gazetę człowiek przy tej kawie czytający
wędruje oczami absurdalnych przesłanek
że głośne radio na kominku krzyczy
nie Wagnera, a kolejny chłam zza wielkiej wody
że wszyscy razem mieszkamy w cywilizacji dziczy
z paracetamolem i tytoniem zamiast zgody
że zapach książek tylko kurzem się ścieli
gdy w telewizji kolejna poliyczna sprawa
i że pełno wokół konsensusu niszczycieli
bo znowu wchodzi nowa ustawa
że znowu krwawa jest moja wiara
bo już nie wierzę, że coś się tu zmieni
czy ta Ziemia to kolejna wszechświata pustka?
czy naprawdę jesteśmy błogosławieni?
1 note
·
View note