🏊♀️🚴♀️🏃♀️ Nie tylko kolejne postanowienie noworoczne, ale też cel życiowy osiągnięty! UKOŃCZYŁAM TRIATHLON! Pierwszy, ale na pewno nie ostatni. ;) Oczywiście dystans supersprinterski. Odbył się pod dachem (tzw. triathlon indoor), w hotelu w Kołobrzegu. Nie byłam pewna do samego końca czy się uda, bo na pływaniu był limit czasowy, a ja dopiero po 2 lekcjach… ale zmieściłam się, a nawet miałam zapas. Potem rowerek, który był najgorszy (kondycji rowerowej już całkiem nie udało mi się wyrobić, no bo kiedy xD i nie spieszyłam się), a bieg najlepiej mi poszedł i biegło się zdecydowanie najlepiej, mimo że oczywiście towarzyszył mi ból w piszczelach. W mojej fali byłam ostatnia (byłam stratna 200 metrów), ale w ogólnej kwalifikacji 11 osób było jeszcze za mną, więc jestem w szoku. XD Spotkałam też koleżankę z wieloboju (kiedyś mieszkałam pod Kołobrzegiem), jej lepiej zdecydowanie poszło, ale to stara wyjadaczka. :P Ale ostatecznie jestem z siebie dumna, ciekawe zawody, nie to co bieganie, które jest czasem nużące. Moja terapeutka założyła, że decyzja o wpisaniu się była podjęta pod wpływem hipomanii i dała mi wykład, że to zagrożenie dla zdrowia, poza tym do triathlonu ludzie szykują się latami, a nie idą po 3 miesiącach leżenia na kanapie (wypraszam sobie, 2 tygodnie przed zaczęłam jakieś tam przygotowania xD +wizualizacja, która ponoć działa, a niewiele trzeba wysiłku haha), to pogadam sobie z suką we wtorek 😁 A D. był pewny, że spękam i w ogóle nie wystartuję. Instruktorowi od pływania nawet się nie przyznawałam, że zamierzam już startować (tradycyjny triathlon mam we wrześniu), bo by się chyba popukał w czoło, ale chyba pokażę mu na następnych lekcjach medal.
👗 Wieczorem odbyła się gala wręczenia nagród połączona od razu z imprezą. Myślałam, że jak gala to na galowo i kupiłam śliczną sukienkę oraz wzięłam piękne szpilki, które dostałam od siski… A tu wszyscy w dresach xD To jednak się nie w to nie miałam okazji przebrać. Ale nażarłam się koreczków i wypiłam sporo prossecco. Poza tym obiad też był w cenie, otwarty bufet, byłam z mamą i siostrzeńcami (były też atrakcje dla dzieci i ścianka wspinaczkowa, z tej drugiej 60letnia mama skorzystała :P) i wszyscy się za darmo nażarli, młodzi i ja dostaliśmy też lody, do tego gadżety i przekąski z pakietu – wpisowe się zwróciło. XD Tak, jestem typowa Grażyna 😅 Organizacja ogólnie super.
🏃♀️ A już następnego dnia, na zmęczeniu, wystartowałam w zawodach na 7 km. Ogólnie zawody zamknięte, klubowe, ale organizatorem był mój były wfista i wychowawca oraz kolega z pracy mojej mamy, więc miałam wejściówkę połapaną. Ostatni km ja oraz kilka innych osób przeszliśmy, bo jedną panią tak rozbolała ręka, że zgięła się w pół. Solidarnie nikt już nie biegł.
Ten medal wyjątkowo ma większe znaczenie, mimo, że tylko za udział. :)
Got a few orders made this evening. #thlanyards #youneedmylanyards #icanmakeyourlanyardforyou #fowlshot #finisher https://www.instagram.com/p/CpJrE7MuQvA/?igshid=NGJjMDIxMWI=
I believe and thank God for all that he is doing, has done and will do in my life!!!
IT’S TURNING AROUND FOR ME!!!
I know that God has a great big plan for me! Plans to prosper me and not harm me!!! I am already in Awh of what’s to come! Thank you God for it all!! You are wonderful, amazing, and worthy to be praised!!! So I will praise you where I’m at right now and will continue to praise you where you take me to next!
I love you and I’m excited for this next chapter because I know who the author is and I know I am in great hands! The hands of the almighty! The beginning and the end. The first and the last. The author and the finisher. The head and not the tail! The creator! The king of kings. The lord of lords. The one and only who can do all things except fail!
In un mondo saturo di informazioni, la scelta di essere vaghi è come una tregua. Una corsa senza compravendita, senza sponsor, senza cellulare. Anche al di là del malinteso della distanza, Barkley non ha quasi niente a che fare con altre 100 miglia come Hardrock, Western States, UTMB o la Diagonale des Fous. La Barkley è un oltre-trail, un'isoletta inclassificabile riservata a quaranta corridori. Non ci sono vincitori, solo dei rari non-vinti. Ma soprattutto, a Frozen Head non si trova niente che non si abbia già, nessun trofeo da portarsi a casa.
«La maggior parte delle corse sono organizzate in modo da essere sicuri di poterle finire. La Barkley non consiste soltanto nell'esplorare i limiti, ma nel confrontare i partecipanti. Mostra la fine e il limite di ognuno».